Miło mi was poinformować, że w końcu opanowałam zasady poruszania się po facebooku :)
Jeśli więc podoba wam się mój blog, to zapraszam by przyłączyć się do babeczkarnia na facebooku czyli słynne "lubię to"!
A to już ostania (?) część. Jeśli wyłapiecie jakieś błędy, to proszę się tym ze mną podzielić, bo odrobinę zmieniłam końcówkę, tak na gorąco i tekst nie jest do końca dopieszczony :)
A to już ostania (?) część. Jeśli wyłapiecie jakieś błędy, to proszę się tym ze mną podzielić, bo odrobinę zmieniłam końcówkę, tak na gorąco i tekst nie jest do końca dopieszczony :)
Przyjemnego czytania!
link do części IV - (klik)
Aż do końca świata (V)
24.
Patrzyłem przed
siebie w milczeniu. Ta kraina była taka obca, a jednocześnie gdzieś tam
majaczyło jakieś wspomnienie, jakaś nieuchwytna myśl, która pozwoliłaby mi
znaleźć odpowiedź na nurtujące mnie pytania. Już kiedyś widziałem coś podobnego…
To była księga w
zamku mego ojca! Bardzo stara, ledwo trzymająca się kupy, o pożółkniętych
kartkach, nadgryzionych zębem czasu. Opowiadała o pełnych zła i mroku dziejach
naszej rasy. O początkach egzystencji z ludźmi. O tym, dlaczego nas wygnano. I
o mieczu, który stanowił jedyny klucz do pradawnego więzienia.
Spojrzałem na
broń w mojej dłoni. Jeśli stare legendy choć w części były prawdziwe, to czekały
nas niemałe kłopoty. Los gorszy od tego, jaki mógł nas spotkać z rąk
rozwścieczonego lorda Ayrona.
Potem pojawiło
się coś innego. Nieznana mi moc, przywołując do siebie z taką siłą, że nie
potrafiłem się temu oprzeć.
- Musimy iść –
powiedziałem ochrypłym z emocji głosem.
- Gdzie?
- Tam. –
Wskazałem na mroczną budowlę, widniejącą w pewnym oddaleniu od nas. Byłem
pewien, że właśnie w tym kierunku musimy się udać. I to jak najszybciej, póki
nie przybędą Łowcy.
- Lepsze to niż
nic – stwierdziła filozoficznie. – Wolę to ponure zamczysko, niż ten
wynaturzony las.
- Chodź!
Kierował mną
obłędny strach i wewnętrzny przymus. Razem splotły się w jeden, silny nakaz i
dlatego tak bezceremonialnie pociągnąłem Lailę za sobą. Tym bardziej, że
poprzez dzikie wycie wiatru, dotarł do moich uszu jeszcze inny dźwięk. Ponure,
pełne nieskrywanego głodu, wycie. Ona go nie słyszała. Ludzki słuch był o wiele
mniej wrażliwy.
Ciężko dysząc
wpadliśmy na pierwszy dziedziniec, otoczony mrocznymi krużgankami,
przytłaczający swym ogromem i pustką.
- Musi być ci
ciężko z tym żelastwem? – spytała współczująco.
- Nie jest tak
źle.
- A może
spróbuję przeciąć je tym mieczem?
- Jest ciężki –
mruknąłem, ukradkiem się rozglądając. Szukałem brakujących elementów starej
legendy, wyczytanej bardzo dawno temu. Ale dookoła wciąż było zatrważająco
cicho. Wszystko wskazywało na to, że jesteśmy tutaj sami. Jednak nie
gwarantowało nam to bezpieczeństwa. Skoro ja trzymałem klucz, to więzień wciąż
musiał być gdzieś w pobliżu.
- Daj, spróbuję!
Niechętnie
podałem jej broń. Sapnęła unosząc go w górę i gwałtownie opuszczając na łańcuch
łączący me nadgarstki. Sypnęły iskry: złamany został rzucony czar na magiczne
pęta. Teraz nie miałem problemu z pozbyciem się całej reszty.
- No popatrz!
Mówiłam, że to magiczna broń.
- Nawet nie
wiesz jak bardzo…
Spojrzała na
mnie zdumiona.
- Wiesz co? Mam
w nosie wszelkie czary, tajemnice i całe te dziwaczne otoczenie. Jestem głodna,
spragniona i zmęczona. Nie mówiąc już o tym, że od kilku godzin marzę tylko o
jednym… - Oparła dłonie o mój tors i figlarnie popatrzyła w oczy.
- Nie tutaj. –
Dobrze, że nie dociekała prawdy. Ale musieliśmy, nie!, ja musiałem iść dalej.
- Pewnie, że nie
tutaj. Rozejrzymy się?
- Nie boisz się?
- Nie z tobą.
Pokładała we
mnie tyle nadziei. Tyle ufności. Z goryczą pomyślałem, że jeśli ją zawiodę, nie
będę potrafił sam sobie spojrzeć w oczy.
Rozcierałem
obtarte i obolałe nadgarstki, z uwagą rozglądając się dookoła. W zasadzie to
czy pozostawiono nam jakikolwiek wybór?
- Wejdziemy do
środka? – spytała lekko zniecierpliwiona.
- To nie
najlepszy pomysł…
- A jaki według
ciebie byłby najlepszy? Chodź! Może wewnątrz znajdziemy coś do jedzenia?
Nie dałem się
prosić. Poza tym niechętnie musiałem przyznć, że miała rację.
Trzymając się za
ręce, powoli zanurzyliśmy się w półmroku wysokiego i wąskiego korytarza. Prowadził
on do ogromnego holu, w którym nasze głosy odbijały się głośnym echem. Mieliśmy
teraz do wyboru trzy różne drogi, nie licząc tej, którą tu przyszliśmy.
- Te po prawej –
zdecydowanie powiedziała Laila, wskazując na masywne drzwi, z pociemniałego ze
starości drewna.
- Dlaczego?
- Coś mi mówi,
że znajdziemy tam to, czego szukamy.
Nie sprzeciwiłem
się. Podążyłem za dziewczyną, tym razem niemal klaustrofobicznym przejściem bez
okien, z sufitem niknącym w ciemnościach. Ale na ścianach wisiały nieliczne
pochodnie, swym słabym blaskiem rozjaśniając panujący mrok. To było niepokojące
i jednocześnie napawało nadzieją.
Na końcu znów
były drzwi. A za nimi komnata z wielkim łożem, rozpalonym kominkiem i suto zastawionym
stołem…
25.
Wydałam z siebie
okrzyk radości i rzuciłam się w kierunku jedzenia. Aidan był bardziej ostrożny
i dziwnie milczący, ale w tej chwili mało mnie to obchodziło. Jednak też był
głodny, o czym świadczył pośpiech z jakim energicznie przystąpił do konsumpcji.
Co prawda pieczone mięso, chleb i woda nie stanowiły wyszukanego posiłku, ale w
tej właśnie chwili wydały mi się niebiańskim jadłem. Na dalszy plan odsunęłam
pytanie, skąd się tu wzięły…
- Boskie! –
Zaspokoiwszy głód, tęsknie wpatrzyłam się w wannę z wodą, stojącą w kącie
pokoju, a której wcześniej nie zauważyłam.
- Nie Laila. –
Aidan pokręcił ostrzegawczo głową.
- Dlaczego?
Dostaliśmy jedzenie, możliwość odświeżającej kąpieli i – zerknęłam w bok –
cudowne łoże…
- Chyba
oszalałaś! Nie teraz…
Nie
odpowiedziałam, tylko zerwałam się ze swego miejsca i usiadłam na jego
kolanach.
- A kiedy? –
mruknęłam całując wrażliwe miejsce za uchem. Potem przesunęłam wargami po
policzku i lekko dotknęłam ust. – Wiesz jak bardzo tęskniłam?
- To nie jest
odpowiednie miejsce.
Zdecydowanie
mnie odsunął. Czy on musiał być momentami tak irytująco uparty? Z namysłem
spojrzałam na wannę z parującą jeszcze wodą i zdecydowanie zaczęłam się
rozbierać. Tuż obok siebie usłyszałam głośny jęk…
Włosy
pozostawiłam splecione, ale całe ubranie leżało już u mych stóp. Przeciągnęłam
się jak kotka, przesuwając dłonią po pełnych piersiach, muskając sterczące
sutki i powoli schodząc niżej. Dopiero kiedy moja dłoń zawędrowała poniżej
płaskiego brzucha, odważyłam się spojrzeć na Aidana. Siedział w bezruchu
wlepiając we mnie wzrok pełen pożądania i kurczowo zaciskając pięści.
Podeszłam do
wanny i opierając się o jej krawędź, zanurzyłam jedną rękę w przyjemnie
pachnącej wodzie. Jednocześnie kusząco wypięłam pupę w kierunku demona…
- Laila
przestań! – Miał ochrypły, stłumiony głos.
Delikatnie
pokręciłam biodrami i w końcu odważyłam się zerknąć za siebie. Ależ miał minę! Ale
wciąż nie zamierzał się do mnie przyłączyć. Nie to nie…
- Cudowna! -
westchnęłam, czując jak nad moimi ramionami zamyka się aksamitna toń. Przez
chwilę pluskałam się w upojeniu, od czasu do czasu posyłając Aidanowi wiele
mówiące spojrzenie.
- Skończ i
pójdziemy dalej – odparł na to.
Co za brutal! Za
nic ma kobiece pragnienia! A ja tak bardzo chciałam się z nim kochać…
Wyszłam z wanny
i rozejrzałam się w poszukiwaniu czegoś do wytarcia. Tuż obok leżał duży, biały
kawałek materiału. Zużyłam go i rzuciwszy na bok, podeszłam nago do mego
milczącego towarzysza. Ciekawe kiedy pęknie?
- Ubierz się –
rzucił przez zaciśnięte zęby.
Jeszcze czego! Pierwszy
raz tak bardzo bolało, a przecież wiedziałam, że teraz może być inaczej. Kto
wie co nas czeka w najbliższej przyszłości, dlaczego więc nie skorzystać z
okazji już teraz, tutaj?
- Nie masz szans
– wyszeptałam ponownie siadając mu na kolanach. Objął mnie niemal wbrew sobie,
drżącymi dłońmi przesuwając po nagim ciele. Bez trudu wyczułam również jak
bardzo był podniecony, świadczyła o tym jego nabrzmiała i twarda niczym kamień
męskość.
- Kochanie,
proszę!
Ale kiedy
jęknęłam, ocierając się o doskonale widoczne wybrzuszenie w jego spodniach,
skapitulował. Podniósł i po sekundzie rzucił na szerokie łoże. Tylko kilka
chwil zajęło mu pozbycie się własnego ubrania…
Byłam tak
doskonale wilgotna z podniecenia, że wszedł we mnie bez żadnego problemu.
Brutalnie i gwałtownie, tak jak za pierwszym razem. Tylko, że teraz mi to nie
przeszkadzało. Objęłam go ramionami, skrzyżowałam nogi na jego rytmicznie
poruszających się plecach i z pasją oddawałam każdy pocałunek. Powoli
zaczynałam tracić poczucie rzeczywistości. Liczyła się tylko odczuwana rozkosz.
Chciałam więcej i mocniej, szybciej i głębiej, chciałam by stał się niemal
częścią mego ciała, chciałam…
Nie to
niemożliwe! Nie może być aż tak cudownie… – pomyślałam jeszcze, zanim jak przez
mgłę usłyszałam własny krzyk. Ukąsiłam go w ramię, czując rozlewającą się
falami ekstazę. Wstrząsana drgawkami, doświadczyłam pierwszego w życiu orgazmu.
26.
Widziałem jak
doszła, jak jej piękna twarz wykrzywiła się pod wpływem silnie odczuwanej
rozkoszy, jak spięła całe ciało i spazmatycznie wpiła się zębami w moje ramię.
Nie
przypuszczałem, że aż tak szybko dotrze do finału. Zamknąłem pocałunkiem usta i
zacisnąłem dłoń na krągłej, cudownie miękkiej piersi. Drugą wplotłem we włosy
dziewczyny i przyspieszyłem, pragnąc znaleźć się tam, gdzie i ona.
Błyskawicznie
podążyłem za nią. Świat dookoła rozbłysnął całą feerią kolorów, a ja
odpłynąłem. Czułem potężny wytrysk, nieopisaną ekstazę, potrzebę by po brzegi
wypełnić ją życiodajnym płynem. Uniosła głowę i choć sama zmęczona, poszukała
wargami mych ust. Pocałunek był bardziej czuły, niż namiętny, jakbyśmy oboje
nawzajem dziękowali sobie za daną rozkosz.
Leżałem na
placach, z Lailą przytuloną na mego ramienia, próbując uspokoić bijące jak
szalone serce i ciężki oddech.
- No dobrze. A
teraz możesz mi wszystko powiedzieć. – Położyła się na boku i podparła głowę,
patrząc mi wyczekująco w oczy.
- Co? – Wciąż
jeszcze byłem nieco zamroczony.
- Ty wiesz co to
za miejsce. Albo przynajmniej domyślasz się?
Wtuliłem twarz w
jej piersi. Przesunąłem dłońmi po cudownie aksamitnej skórze. Pocałowałem.
- Wiem kochana.
Ale dano nam jeszcze kilka chwil na nacieszenie się sobą.
- Dano nam? –
Zmarszczyła brwi. – Kto?...
- Pan tego
miejsca, gospodarz, władca. Tytuł jest obojętny.
Patrzyła na mnie
bez słowa.
- Trafiliśmy z
deszczu pod przysłowiową rynnę?
- Tak.
Powinniśmy się ubrać i… - jęknąłem, bo jej dłoń zaczęła pieścić moją męskość,
która błyskawicznie zaczęła twardnieć. – Oszalałaś?
- Uhm… -
mruknęła. – Po prostu nie mogę się tobą
nasycić.
27.
To prawda. Byłam
głodna; głodna dotyku jego ciała, pieszczot, pocałunków. Widziałam, że wiedział
więcej ode mnie o tym miejscu i to nie pozwalało mu się cieszyć chwilą. Ale tak
naprawdę cała nasza znajomość od samego początku była bez szans. Nie mieliśmy
gdzie uciec, gdzie zamieszkać, znaleźć schronienie. Tu przynajmniej mogliśmy
się kochać.
- Cicho –
wyszeptałam. – Po prostu się odpręż, a później ruszymy na spotkanie
przeznaczenia.
To mówiąc
pochyliłam się i przesunęłam językiem po czubku nabrzmiałego, sterczącego
członka. Dłonią pieściłam wciąż pełne jądra, drugą muskając owłosioną pierś
Aidana.
I wtedy się
poddał. Leżał głośno dysząc, pozwalając mi na podarowanie mu tej rozkoszy. Nie
miałam żadnego doświadczenia w takich sprawach, ale instynktownie pragnęłam dać
mu jak najwięcej, tak by znów usłyszeć jego krzyk, gdy będzie eksplodował.
Po chwili był
cudownie lśniący od śliny, i wznosił się dumnie, budząc w mej duszy całkowicie
obce, dzikie pragnienia.
- Weź mnie od
tyłu, błagam! – wyszeptałam mu do ucha. Zauważyłam błysk szaleństwa w jego
oczach, żądzę przyćmiewającą wszelki rozsądek.
Nie namyślał
się ani chwili dłużej. Pieszcząc dłonią me rozgrzane wnętrze, ustami szyję,
zanurzył się pomiędzy wypiętymi pośladkami. Krzyknęłam, czując nieopisaną
rozkosz, zmieszaną z nie mniejszym bólem. W końcu był tak ogromny. Jednak
podniecenie dało siłę, by pokonać cierpienie i smakować wyłącznie narastającą
ekstazę.
28.
Pchnąłem ją
tak, że klęczała przede mną na czworakach, a ja mogłem podziwiać prężnie
przesuwający się w wypiętej pupie członek. Krzyczała, za każdym razem gdy
zanurzałem go aż po sam koniec. Wiedziałem, że dodatkowej rozkoszy dostarczało
jej, gdy nabrzmiałe, ogromne jądra, ocierały się o podrażnioną poprzednim
stosunkiem, szparkę. Chwyciłem długie włosy i siłą odchyliłem głowę Laili do
tyłu. A potem przyspieszyłem, czując nadchodzące spełnienie. Lecz to było zbyt
mało…
- Tak! Och,
tak! – Wiła się, prężyła, jęczała w takt każdego uderzenia.
- Powiedz mi
czego pragniesz? – Pochyliłem się i przygryzłem płatek purpurowego uszka.
- Och
Aidanie! Proszę, zakończ to! Teraz, błagam, bo nie wytrzymam tego dłużej!…
Naprężyłem
całe ciało, podczas gdy mój członek drgał w coraz bardziej wypełnianej sokami,
dziurce. Krzyczałem, ściskając z nadludzką siłą, kształtne biodra dziewczyny. A
ona po prostu opadła na łóżko, wyczerpana kolejnym orgazmem.
- I ty
chciałeś mnie zostawić? – wyszeptała po chwili, gdy już uspokoił się jej
oddech. – To dopiero byłoby głupie.
Wtuliłem się
w jej ciało. Pocałowałem wciąż nabrzmiałe usta.
- Kocham
cię.
Uznałem, że
kwieciste wypowiedzi były zbędne. Te dwa słowa i moje oczy przekazały Laili to
co najważniejsze. Moją miłość.
Drżącymi
dłońmi ujęła mą twarz. W pięknych oczach pojawiły się łzy. Ale nie płakała z
rozpaczy. To było wzruszenie.
- Gdy kocha
się naprawdę Aidanie, to cała reszta jest zaledwie bladym tłem. Myślałam, że nigdy
tego nie zrozumiesz?
- Nie mam
pojęcia co nas tu spotka, więc chciałem byś wiedziała.
- Ale nie
pozbawisz mnie przytomności i nie podrzucisz w jakieś bezpieczne według ciebie
miejsce?
- Wiem, to
było okropne – roześmiałem się. – Chodź maleńka, czas ruszyć na spotkanie
niepewnej przyszłości. Nie pytaj się gdzie. Zaprowadzi nas tam głos z mojej
głowy.
29.
Po drodze
wysłuchałam fragmentów starej legendy. Jak widać i demony miały swą czarną
owcę. A to była klatka, w której ją trzymały.
Powinnam zacząć
się bać, ale odczuwałam wyłącznie ciekawość. Kobieca intuicja podpowiadała mi,
że wszystko pójdzie dobrze, wręcz doskonale.
Komnata, do
której niepewnie weszliśmy była ogromna. Echo naszych kroków odbijało się od
pustych ścian, przyprawiając mnie o dreszcz niepokoju.
A potem z cienia
wynurzył się ON!
Demon!
Muskularna,
półnaga postać, o czarnych szczeciniastych włosach i niezwykle jasnych oczach,
tak jasnych, że kolorem niemal zlewały się z białkami, o pionowych jak u gadów
źrenicach. Całą lewą stronę jego twarzy pokrywał dziwny tatuaż o nieznanych mi
symbolach. I to właśnie jeszcze bardziej pogłębiało wrażenie obcości i
wszechobecnego zła.
Patrzył na nas
zachłannie, jakbyśmy mieli stanowić główny, obfity posiłek po długoletniej
diecie. To spojrzenie przerażało i fascynowało, bo pomimo swej inności był
niezwykły, odrażający i pociągający jednocześnie. Tak bardzo, że nawet ja,
zmęczona i zakochana po uszy w innym, czułam reakcję swego ciała.
- Mój miecz –
powiedział z pozornym spokojem. – Już pora bym go odzyskał.
- Twój miecz. –
Aidan nie wyglądał na przestraszonego. Uspokajającym gestem objął moje ramiona,
jakby chciał podkreślić, że należę do niego, i tylko do niego.
Obcy uśmiechnął
się krzywo.
- Nie mam
zamiaru was krzywdzić. Choć ona – wskazał na mnie – zaspokoiła by wiele mych
pragnień. Jest tak podobna… - Tu umilkł i najwyraźniej się zasępił. – Chcę
tylko wolności. Jesteś pół krwi, więc czy choć trochę znasz stare legendy?
- Wystarczająco
– ze spokojem odparł Aidan. – Ale zemsta nie ma sensu, bo ten który cię tu
uwięził, nie żyje od wieków.
Tamten obojętnie
wzruszył ramionami.
- Nic mnie to
nie obchodzi. Zemsta? To puste słowo. Chcę kogoś odnaleźć. Człowieka. Kobietę…
- Kobietę? – Mój
ukochany wydawał się tym faktem zdumiony. – Ty?!
- Los bywa
przewrotny, prawda? – Demon podszedł bliżej i uśmiechnął się. Ale nie był to
przyjemny uśmiech. Raczej mroczny, pełen obcych, nie zrozumiałych pragnień. A
jednak…
Mówił prawdę.
Chciał wolności nie dla rewanżu, ale dla… Kim była ta, która zdołała podbić
serce pełne mroku, duszę przesiąkniętą złem? Musiała być doprawdy niezwykła.
- Mam na imię
Kayl – Sięgnął po miecz i chwilę później podrzucił go i wykonał kilka markowanych
pchnięć. Jakby witał się z dawno nie widzianym przyjacielem.
- Tylko ten, kto
go posiada, może tu wejść i może stąd wyjść – oznajmił ze spokojem, patrząc na
nas.
- Ona także go
miała? – Nie mogłam powstrzymać cisnącego się na usta z siłą huraganu, pytania.
- Nie. Ona była…
Jak sen! Piękny sen – uśmiechnął się ponuro. – Długa jeszcze droga przed mną…
Milczałam, bo po
raz pierwszy w życiu nie znajdowałam odpowiednich słów. To był prawdziwy demon,
taki, który naszą rasę traktował jak nic nie znaczący pył, niewolników, nie
wartych najmniejszej uwagi.
Jak mógł się
czuć, zakochując się w kimś, kto według niego nie zasługiwał nawet by żyć?
Ale widać było,
że cierpiał. Po pełnym goryczy wyrazie ust, bo bólu malującym się w spojrzeniu,
po zapadniętych policzkach i cieniach wokół oczu.
- Zostaniemy –
powiedziałam cicho. Aidan drgnął, jakby chciał zaprotestować.
Kayl o nic
więcej nie pytał. Widać było, że jedyne czego pragnie, to wydostać się stąd. Patrząc
na niego trudno było zaakceptować, że nie szukał krwawej zemsty, ale kobiety.
- Oszalałaś? –
Mój ukochany wściekłym szeptem wysyczał mi to do ucha.
- A co mamy do
stracenia? – Spojrzałam na niego z powagą. – Tu będziemy mogli być razem,
będziemy bezpieczni. Czas stanie w miejscu, magia zapewni beztroskę. My ludzie
nie jesteśmy stworzeni do nieśmiertelności, ale całe życie z tobą? To byłoby
cudowne…
Zamarł
zaskoczony.
- Ale to jest
więzienie?
- I nasz azyl.
Zresztą czy mamy wybór? – Pytająco spojrzałam w oczy Kayla.
- Nie. - Uśmiechnął
się, bo doskonale się zrozumieliśmy. - Mogę was tu zostawić lub zabić. Bo klucz
jest mój!
Aidan przymknął
oczy, ściskając me ramię.
- Czar się
rozwieje, kiedy umrze ostatni demon pełnej krwi, prawda? – spytałam cicho.
- Macie mnóstwo
czasu, by się sobą nacieszyć – powiedział demon z goryczą. – Nawet nie zdajecie
sobie sprawy, jaki to prezent od losu.
Wiedziałam
dlaczego. Jemu nie dano tej możliwości. A może sam jej wtedy nie chciał? To już
teraz nie było ważne…
Z całej siły
wtuliłam się w ramiona Aidana, gdy Kayl odwrócił się by odejść. Bez pożegnania,
bez zbędnych słów.
Zostaliśmy sami,
w obcej nam krainie, w więzieniu, z którego nie było wyjścia. Ale paradoksalnie
mogliśmy się tu czuć bezpieczni. Być może było to jedyne miejsce na świecie, w
którym nikt nie będzie nas ścigał, na nas polował, nikt nie będzie mówił nam
jak mamy żyć?
Nie wiem.
Ale wiem, że
jesteśmy tu razem. Tylko Aidan i ja.
Czego więcej
potrzeba nam do szczęścia?
KONIEC
KONIEC
Blackjack!
OdpowiedzUsuńJak zwykle czytałam z zapartym tchem :)
PS. Biorąc pod uwagę, jak skończyło się to opowiadanie i jak skończył się "Sen", mam nadzieję, że planujesz przygód Kayla ciąg dalszy?;>
PS1. Proszę, powiedz że tak!;)
Może kiedyś?
UsuńNie wiem czy dałabym radę odtworzyć ten klimat ze Snu. A bez tego to już nie byłoby to samo...
wierzę całą sobą, że dałabyś radę, bo jesteś wielka. Jestem BARDZO zadowolona z zakończenia. Cieszy mnie, że zostali razem i są bezpieczni;) mogę spać spokojnie.. ale również chetnie poczytalabym o przygodach Kayla w zwykłym śmiertelnym świecie. Emocje łączące parę ze SNU były jak dla mnie naprawdę cudownie przedstawione, docierały do mnie i rozplywały sie we mnie od serca, po czubki palców, glowy i koncowki włosów;) Mrzeniem moim jest, żeby Kayl znalazł swoja ukochaną, zabrał ją do tego szarego świata, który pod wpływem tej ogromnej miłości łączącej obie pary, zmienilby sie w cudowną krainę, arkadie, płynącą mlekiem i miodem...;) ehh... rozmarzylam się;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i czekam na Niekompletnych i Pomyłkę;)
LIA.
Ciągle czuję niedosyt z powodu braku niekompletnych... dodaj chociaż troszkę, odrobinkę noooo :-----)
OdpowiedzUsuńPięknie połączone dwa wątki, dwie różne historie. Choć może jak kayl odszuka swoją wybrankę ona za pomoc w uwolnieniu jego będzie chciała pomuc Laili i Adainowi? Ale to już zależy od ciebie i mam nadzieję że znajdziesz tą samą weną co przy pisaniu SNU.
OdpowiedzUsuńNic z tych rzeczy, choć Kayla spotkamy jeszcze w "Ilyn". Ale to dopiero na Mikołaja ;-)
OdpowiedzUsuńOchh szkoda :( Lubie tą postać ;)
OdpowiedzUsuńZresztą nie będę się upierać... Kto wie, co mi jeszcze do głowy wpadnie ;-)
UsuńBoskie
OdpowiedzUsuń