niedziela, 26 lutego 2017

Wszystko czego pragnę (I) - treść płatna

Coś nowego.

         Wszystko czego pragnę (I)
Na płaskim pulpicie, zamigotała mała, zielona lampka. Drzemiący w fotelu oficer dyżurny ocknął się i czujnie spojrzał na przyrządy. Palcem przesunął po gładkiej tafli, w pośpiechu sprawdzając, co przerwało jego odpoczynek.
Dryfujący obiekt był mały. Ku jego zdumieniu, okazało się, że to ani statek, ani kapsuła ratunkowa. Zerknął na odczyt, przesłany przez system skanujący. Oznaki życia były minimalne, jakby ktoś w środku umierał lub pozostawał w stanie głębokiej hibernacji.
– Coś masz? – Za jego plecami pokazał się sam dowódca. Jego niesamowita intuicja, każąca pojawić się mu zawsze w odpowiednim miejscu i czasie, wzbudzała wśród załogi nie tylko podziw, ale i strach. Większość podejrzewała, że być może potrafił czytać w myślach.
– Sam nie wiem. Dryfująca w okolicach Plutona wielka trumna?
– Trafne określenie. – Kapitan pochylił się, wpatrując z niedowierzaniem w dane na ekranie. Prostopadłościan, długości trzech metrów i szerokości dwóch. W ciemnym, nieokreślonym kolorze i o prawie gładkiej powierzchni. Bez żadnych oznaczeń. – To może być samodzielny moduł komory hibernacyjnej. Ściągnijcie go do środka.
– Kwarantanna?
– Niekoniecznie. Ale niech założą odzież ochronną.
Jakiś czas później przyglądał się zza szyby, czemuś, co wyglądem przypominało duże, pordzewiałe pudło. Nacisnął guzik interkomu.
– I jak? – spytał.
– W środku jest człowiek.
Kapitan skrzywił się. Człowiek? Tylko tyle? Już miał zamiar rozkazać, by wyrzucono zbędny balast na powrót w międzyplanetarną przestrzeń, gdy jeden z badających odezwał się najwyraźniej zdumiony.
– Dziwna technologia. Powiedziałbym, że mocno przestarzała. Sprzed kontaktu. I chyba ten ktoś w środku nadal żyje.
Nigdy później Rehn nie potrafił racjonalnie wytłumaczyć swojej decyzji. Może to przeczucie, że ten ktoś odegra ważną rolę w wojnie, którą toczyli? Może ciekawość? Nie umiał odpowiedzieć na to pytanie. Lecz ponieważ nauczył się ufać swej intuicji, zdecydowanie rozkazał:
– Kwarantanna, a potem obudzimy naszego gościa. I zobaczymy, co ma nam do powiedzenia.
***
Zamroczona Amara rozejrzała się dookoła ze zdumieniem. Zamiast spodziewanego widoku upstrzonego pajęczynami sufitu, nad jej głową złowieszczo zwisały luźne kable, połyskujące w panującym półmroku. A ostatnie, co pamiętała, to uśmiechnięta twarz najbliższego współpracownika oraz pytanie, czy chciałaby kawy. Potem był tylko ogłuszający huk i ciemność.
Aż do teraz.
Powoli uniosła głowę i rozejrzała się, z trudem opanowując mdłości oraz dziwną, obezwładniającą słabość. Miejsce, w którym się znalazła, było całkowicie obce. Bardziej wyglądało na więzienie, a już na pewno nie mogło być szpitalem czy inną tego rodzaju placówką. Usiadła na czymś, co zaledwie przypominało prymitywną koję. Jęknęła, rozprostowując zdrętwiałe mięśnie. Była naga, nie licząc kawałka bladoszarego materiału, którym została okryta. Po jej ubraniu czy fartuchu nie było ani śladu. Jednak na prawym palcu wskazującym, wciąż połyskiwała złota obrączka. Jedyna rzecz, jaką rozpoznawała.
Raczej zsunęła się niż zeszła z posłania i próbując szczelniej owinąć się burą szmatą, rozejrzała dookoła. To było naprawdę dziwne miejsce, pełne zaciemnionych kątów, gładkich, wyraźnie przybrudzonych ścian i nieopisanego chaosu. Nieliczne sprzęty, które można by uznać za meble, walały się w nieładzie po podłodze, z zerwanych instalacji, co chwila sypały się snopy iskier. I było zimno. Czuła to poprzez dotyk bosych stóp na podłodze, widziała w mgiełce wydychanego powietrza. Jeśli czegoś nie zrobi, zamarznie tu w przeciągu godziny.
Z wahaniem spojrzała w kierunku delikatnie zarysowanego prostokąta na przeciwległej ścianie. Miała nadzieję, że przynajmniej okaże się tym, na co wyglądał – drogą wyjścia. Nie zdążyła jednak uczynić nawet kroku w jego kierunku, gdy hipotetyczne drzwi otwarły się bezszelestnie, a do środka weszło dwóch mężczyzn. Przynajmniej w pierwszym momencie tak pomyślała. Dopiero, kiedy się zbliżyli, ze zdumieniem utkwiła wzrok w niezwykłych twarzach, o wyraźnie szpiczastych uszach, szerokich nosach i lekko skośnych oczach. W atramentowo czarnych źrenicach, nie wyczytała ani śladu jakichkolwiek uczuć, a niemal całkowity brak białek, potęgował wrażenie obcości. Cała reszta była jak najbardziej ludzka, choć tam gdzie ubranie nie przykrywało oliwkowo brunatnej skóry, widać było skomplikowane tatuaże, pokrywające prawie każdy jej skrawek.  Była pewna, że nie są przedstawicielami ludzkiej rasy. Mogli pochodzić z jej koszmarów, być wytworem oszalałej podświadomości, majakami po tajemniczym wypadku.
Ale zimno pieszczące nagą skórę było tak rzeczywiste… I tak okrutnie dokuczliwe.
Gdy jeden z nich podszedł zbyt blisko, cofnęła się, pełna nieokreślonego lęku. Choć wciąż zaskoczona, zaczynała powoli czuć narastający strach, niczym mokre i śliskie zwierzątko przesuwające się wzdłuż kręgosłupa. Powiedział coś, wskazując na urządzenie stojące w kącie pokoju. Potem uczynił zachęcający gest, pełen skrywanego zniecierpliwienia, jakby ten, który go wykonał, nie przywykł do okazywanie uprzejmości. Otuliwszy się jeszcze szczelniej, posłusznie podeszła do maszyny przypominającej skrzyżowanie miksera z suszarką do włosów. Kiedy uświadomiła sobie to skojarzenie, na usta wypłynął mimowolny uśmiech. Szybko jednak spoważniała i usiadła na wskazanym miejscu. Potem przestało być miło. Jeden z nich unieruchomił jej ramiona, drugi przytrzymał głowę. Nie miała nawet najmniejszej szansy na protest. Smukła, lśniąca igła skierowała się do wnętrza oka, ale wbrew wszystkiemu, nie poczuła bólu. Dopiero chwilę później głowa eksplodowała tysiącem fajerwerków, jakby ktoś na siłę chciał upchnąć tam nadprogramowy bagaż. Trwało to zaledwie kilka sekund, choć przysięgłaby że wieki. Potem ją puścili.
Zgięła się w pół, cicho jęcząc. Po brodzie spływała stróżka krwi, pozostawiając czerwony ślad na nieskazitelnej bieli skóry. Otarła ją wierzchem dłoni i uniosła głowę. Nie drgnęli, przypatrując się wszystkiemu z niewzruszonym spokojem. U jej stóp wylądował niewielki pakunek, który okazał się być kompletem odzieży, składającym się z czarnego kombinezonu i ciężkich, przypominających wojskowe, butów. Jeden z nich gestem wskazał na inny, niezbyt wyraźny prostokąt na ścianie po prawej stronie. Amara pochyliła się i podniosła z ziemi podarunek, starając się opanować mdłości i zawroty głowy, ogarniające ją przy każdym ruchu. Jednak dopiero, kiedy znalazła się w półmroku dużo mniejszego pomieszczenia, pozwoliła sobie na moment słabości. Opadła na lodowatą podłogę, wstrząsana torsjami, czując napływający do ust smak żółci. Zmieszał się on z metalicznym posmakiem krwi, spływającej po tylnej ścianie gardła.
Dopiero po bardzo długiej chwili zdołała się podnieść i niemrawo rozejrzeć dookoła. Z pewnością było to coś w rodzaju łazienki. Po kilku nieudanych próbach, odkryła przeznaczenie różnych przycisków i urządzeń. Mokre włosy związała kawałkiem materiału, w który była owinięta. Kombinezon, idealnie dopasował się do konturów ciała, a buty, odrobinę za obszerne, okazały się lżejsze i wygodniejsze niż wskazywałby na to ich wygląd. Posmak wymiocin zniknął i nagle uświadomiła sobie, że jest najzwyczajniej w świecie głodna.
Zamknęła oczy, błagając w duchu, aby to wszystko w końcu się skończyło i ktoś wyjaśnił, co się tak naprawdę stało.
Milczący strażnicy prowadzili ją ponurymi, klaustrofobicznie ciasnymi korytarzami w nieznane. Szła, bo tak naprawdę nie miała innego wyboru. Odczuwała coraz wyraźniejszy ból, jakby mięśnie nie przywykły do takiego wysiłku. Już sam ten fakt, stanowił dla niej niepokojący powód do przemyśleń. Bo przecież codziennie do pracy dojeżdżała rowerem.
Kiedy weszli do dużej, przestronnej sali, spoczęło na niej kilkadziesiąt par oczu. Ale żadne nie przypominały jej własnych. Wszystkie były lekko skośne, atramentowo czarne, obce.
Podprowadzono ją do niewielkiego podwyższenia, na którym siedział ponury mężczyzna. Nawet według ludzkich standardów, można było uznać go za niezwykle przystojnego. Szczupłą twarz, o wyrazistych kościach policzkowych, niezwykle sugestywnych ustach i prosto zarysowanych brwiach, nie otaczały żadne włosy. Gładką skórę głowy pokrywały za to dziwaczne tatuaże, spiralnymi wzorami schodzące ku dołowi i znikające za skrajem ubrania. Te, choć nie różniło się niczym od pozostałych, ba! nie różniło się nawet od jej własnego stroju, sprawiało wrażenie, że należy do dowódcy tego miejsca.
Za to zadziwiał wyraz jego oczu, pełnych nienawiści i obrzydzenia. Jakim cudem, ktoś, kogo spotkała pierwszy raz w życiu, żywił względem niej tak wiele negatywnych emocji?
– Nasz kapitan chciałby się dowiedzieć, kim jesteś?
Zdrętwiała zaskoczona, bo mowa choć obca, to jednak najwyraźniej była dla niej zrozumiała.
– Jak?...
– Zabieg, który przeszłaś, umożliwił błyskawiczne przyswojenie naszego języka. A teraz odpowiedz.
Nie zdążyła się spytać, co się stanie jeśli tego nie zrobi, bo jej wzrok przykuło okno po lewej stronie. Ogromne, zajmujące prawie całą ścianę, wypełnione czernią i tysiącami gwiazd. Nikt jej nie zatrzymał, gdy powoli do niego podeszła i położyła obie dłonie na gładkiej tafli szkła. Piękno było tak oszałamiające, iż poczuła, że zapiera jej dech w piersiach.
– Wyglądasz na zaszokowaną tym widokiem. Dlaczego? – Miał niski, gardłowy głos. Stał tuż obok, choć zauważyła jego obecność dopiero kiedy się odezwał.
– To iluzja?
Wzruszył ramionami.
– Wkrótce nią będzie.
– Nie rozumiem. Ani tego gdzie się znalazłam, ani tego w jaki sposób. A już najbardziej nie wiem co sądzić o tym, kim jesteście?
– Zadałem pytanie, na które nie odpowiedziałaś.
– Kim jestem?
Nie potwierdził. Obserwował ją w skupieniu, zastanawiając się, jak dziwny stwór mu się trafił.
– To statek kosmiczny, prawda? – spytała cicho Amara.
– To nasz dom. Jedyny, jaki został.
Oderwała wzrok od zachwycającego widoku i lekko uniósłszy głowę, spojrzała prosto w niezwykłe oczy. Nie, nie zwariowała. Tylko że… Tyle razy śmiała się z głupich historyjek, o ludziach porwanych przez kosmitów. Czyżby właśnie to jej się przytrafiło? Sytuacja rodem z archiwum X?
– A Ziemia?
Uśmiechnął się drwiąco.
– Ona miałaby być dla nas domem?
– A czym innym mogłaby być?
– Wrogiem.
 

Jeśli chcesz przeczytać więcej, kliknij tutaj!
 

3 komentarze:

  1. Hej Babeczko ,zaczyna się ciekawie ,choć ja wolę bardziej realne opowiadania dlatego czekam z utęsknieniem na Wygraną III ,i kiedy się pojawi?
    Pozdrawiam A

    OdpowiedzUsuń
  2. Kosmici? I ja chyba wole realne opowiadania.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tam lubie wszystkie :) ale mam problem. Pojawia się komunikat, że strona sprzedajtreści jest zawieszona :(

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.