Coś nowego.
Wszystko czego pragnę (I)
Na płaskim pulpicie, zamigotała
mała, zielona lampka. Drzemiący w fotelu oficer dyżurny ocknął się i czujnie
spojrzał na przyrządy. Palcem przesunął po gładkiej tafli, w pośpiechu
sprawdzając, co przerwało jego odpoczynek.
Dryfujący obiekt był mały. Ku
jego zdumieniu, okazało się, że to ani statek, ani kapsuła ratunkowa. Zerknął
na odczyt, przesłany przez system skanujący. Oznaki życia były minimalne, jakby
ktoś w środku umierał lub pozostawał w stanie głębokiej hibernacji.
– Coś masz? – Za jego
plecami pokazał się sam dowódca. Jego niesamowita intuicja, każąca pojawić się
mu zawsze w odpowiednim miejscu i czasie, wzbudzała wśród załogi nie tylko
podziw, ale i strach. Większość podejrzewała, że być może potrafił czytać w
myślach.
– Sam nie wiem. Dryfująca w
okolicach Plutona wielka trumna?
– Trafne określenie. – Kapitan
pochylił się, wpatrując z niedowierzaniem w dane na ekranie. Prostopadłościan, długości
trzech metrów i szerokości dwóch. W ciemnym, nieokreślonym kolorze i o prawie
gładkiej powierzchni. Bez żadnych oznaczeń. – To może być samodzielny moduł
komory hibernacyjnej. Ściągnijcie go do środka.
– Kwarantanna?
– Niekoniecznie. Ale niech
założą odzież ochronną.
Jakiś czas później przyglądał
się zza szyby, czemuś, co wyglądem przypominało duże, pordzewiałe pudło.
Nacisnął guzik interkomu.
– I jak? – spytał.
– W środku jest człowiek.
Kapitan skrzywił się. Człowiek?
Tylko tyle? Już miał zamiar rozkazać, by wyrzucono zbędny balast na powrót w
międzyplanetarną przestrzeń, gdy jeden z badających odezwał się najwyraźniej
zdumiony.
– Dziwna technologia.
Powiedziałbym, że mocno przestarzała. Sprzed kontaktu. I chyba ten ktoś w
środku nadal żyje.
Nigdy później Rehn nie potrafił
racjonalnie wytłumaczyć swojej decyzji. Może to przeczucie, że ten ktoś odegra
ważną rolę w wojnie, którą toczyli? Może ciekawość? Nie umiał odpowiedzieć na
to pytanie. Lecz ponieważ nauczył się ufać swej intuicji, zdecydowanie
rozkazał:
– Kwarantanna, a potem
obudzimy naszego gościa. I zobaczymy, co ma nam do powiedzenia.
***
Zamroczona Amara rozejrzała się dookoła
ze zdumieniem. Zamiast spodziewanego widoku upstrzonego pajęczynami sufitu, nad
jej głową złowieszczo zwisały luźne kable, połyskujące w panującym półmroku. A
ostatnie, co pamiętała, to uśmiechnięta twarz najbliższego współpracownika oraz
pytanie, czy chciałaby kawy. Potem był tylko ogłuszający huk i ciemność.
Aż do teraz.
Powoli uniosła głowę i
rozejrzała się, z trudem opanowując mdłości oraz dziwną, obezwładniającą
słabość. Miejsce, w którym się znalazła, było całkowicie obce. Bardziej
wyglądało na więzienie, a już na pewno nie mogło być szpitalem czy inną tego
rodzaju placówką. Usiadła na czymś, co zaledwie przypominało prymitywną koję.
Jęknęła, rozprostowując zdrętwiałe mięśnie. Była naga, nie licząc kawałka
bladoszarego materiału, którym została okryta. Po jej ubraniu czy fartuchu nie
było ani śladu. Jednak na prawym palcu wskazującym, wciąż połyskiwała złota
obrączka. Jedyna rzecz, jaką rozpoznawała.
Raczej zsunęła się niż zeszła z
posłania i próbując szczelniej owinąć się burą szmatą, rozejrzała dookoła. To
było naprawdę dziwne miejsce, pełne zaciemnionych kątów, gładkich, wyraźnie
przybrudzonych ścian i nieopisanego chaosu. Nieliczne sprzęty, które można by
uznać za meble, walały się w nieładzie po podłodze, z zerwanych instalacji, co
chwila sypały się snopy iskier. I było zimno. Czuła to poprzez dotyk bosych
stóp na podłodze, widziała w mgiełce wydychanego powietrza. Jeśli czegoś nie
zrobi, zamarznie tu w przeciągu godziny.
Z wahaniem spojrzała w kierunku
delikatnie zarysowanego prostokąta na przeciwległej ścianie. Miała nadzieję, że
przynajmniej okaże się tym, na co wyglądał – drogą wyjścia. Nie zdążyła jednak
uczynić nawet kroku w jego kierunku, gdy hipotetyczne drzwi otwarły się
bezszelestnie, a do środka weszło dwóch mężczyzn. Przynajmniej w pierwszym
momencie tak pomyślała. Dopiero, kiedy się zbliżyli, ze zdumieniem utkwiła wzrok
w niezwykłych twarzach, o wyraźnie szpiczastych uszach, szerokich nosach i
lekko skośnych oczach. W atramentowo czarnych źrenicach, nie wyczytała ani
śladu jakichkolwiek uczuć, a niemal całkowity brak białek, potęgował wrażenie
obcości. Cała reszta była jak najbardziej ludzka, choć tam gdzie ubranie nie
przykrywało oliwkowo brunatnej skóry, widać było skomplikowane tatuaże,
pokrywające prawie każdy jej skrawek. Była
pewna, że nie są przedstawicielami ludzkiej rasy. Mogli pochodzić z jej
koszmarów, być wytworem oszalałej podświadomości, majakami po tajemniczym wypadku.
Ale zimno pieszczące nagą skórę
było tak rzeczywiste… I tak okrutnie dokuczliwe.
Gdy jeden z nich podszedł zbyt
blisko, cofnęła się, pełna nieokreślonego lęku. Choć wciąż zaskoczona,
zaczynała powoli czuć narastający strach, niczym mokre i śliskie zwierzątko
przesuwające się wzdłuż kręgosłupa. Powiedział coś, wskazując na urządzenie stojące
w kącie pokoju. Potem uczynił zachęcający gest, pełen skrywanego
zniecierpliwienia, jakby ten, który go wykonał, nie przywykł do okazywanie uprzejmości.
Otuliwszy się jeszcze szczelniej, posłusznie podeszła do maszyny
przypominającej skrzyżowanie miksera z suszarką do włosów. Kiedy uświadomiła
sobie to skojarzenie, na usta wypłynął mimowolny uśmiech. Szybko jednak
spoważniała i usiadła na wskazanym miejscu. Potem przestało być miło. Jeden z
nich unieruchomił jej ramiona, drugi przytrzymał głowę. Nie miała nawet
najmniejszej szansy na protest. Smukła, lśniąca igła skierowała się do wnętrza oka,
ale wbrew wszystkiemu, nie poczuła bólu. Dopiero chwilę później głowa
eksplodowała tysiącem fajerwerków, jakby ktoś na siłę chciał upchnąć tam
nadprogramowy bagaż. Trwało to zaledwie kilka sekund, choć przysięgłaby że
wieki. Potem ją puścili.
Zgięła się w pół, cicho jęcząc.
Po brodzie spływała stróżka krwi, pozostawiając czerwony ślad na nieskazitelnej
bieli skóry. Otarła ją wierzchem dłoni i uniosła głowę. Nie drgnęli, przypatrując
się wszystkiemu z niewzruszonym spokojem. U jej stóp wylądował niewielki
pakunek, który okazał się być kompletem odzieży, składającym się z czarnego
kombinezonu i ciężkich, przypominających wojskowe, butów. Jeden z nich gestem
wskazał na inny, niezbyt wyraźny prostokąt na ścianie po prawej stronie. Amara
pochyliła się i podniosła z ziemi podarunek, starając się opanować mdłości i
zawroty głowy, ogarniające ją przy każdym ruchu. Jednak dopiero, kiedy znalazła
się w półmroku dużo mniejszego pomieszczenia, pozwoliła sobie na moment
słabości. Opadła na lodowatą podłogę, wstrząsana torsjami, czując napływający
do ust smak żółci. Zmieszał się on z metalicznym posmakiem krwi, spływającej po
tylnej ścianie gardła.
Dopiero po bardzo długiej chwili
zdołała się podnieść i niemrawo rozejrzeć dookoła. Z pewnością było to coś w
rodzaju łazienki. Po kilku nieudanych próbach, odkryła przeznaczenie różnych
przycisków i urządzeń. Mokre włosy związała kawałkiem materiału, w który była
owinięta. Kombinezon, idealnie dopasował się do konturów ciała, a buty,
odrobinę za obszerne, okazały się lżejsze i wygodniejsze niż wskazywałby na to
ich wygląd. Posmak wymiocin zniknął i nagle uświadomiła sobie, że jest najzwyczajniej
w świecie głodna.
Zamknęła oczy, błagając w duchu,
aby to wszystko w końcu się skończyło i ktoś wyjaśnił, co się tak naprawdę
stało.
Milczący strażnicy prowadzili ją
ponurymi, klaustrofobicznie ciasnymi korytarzami w nieznane. Szła, bo tak
naprawdę nie miała innego wyboru. Odczuwała coraz wyraźniejszy ból, jakby mięśnie
nie przywykły do takiego wysiłku. Już sam ten fakt, stanowił dla niej niepokojący
powód do przemyśleń. Bo przecież codziennie do pracy dojeżdżała rowerem.
Kiedy weszli do dużej,
przestronnej sali, spoczęło na niej kilkadziesiąt par oczu. Ale żadne nie
przypominały jej własnych. Wszystkie były lekko skośne, atramentowo czarne,
obce.
Podprowadzono ją do niewielkiego
podwyższenia, na którym siedział ponury mężczyzna. Nawet według ludzkich
standardów, można było uznać go za niezwykle przystojnego. Szczupłą twarz, o
wyrazistych kościach policzkowych, niezwykle sugestywnych ustach i prosto
zarysowanych brwiach, nie otaczały żadne włosy. Gładką skórę głowy pokrywały za
to dziwaczne tatuaże, spiralnymi wzorami schodzące ku dołowi i znikające za skrajem
ubrania. Te, choć nie różniło się niczym od pozostałych, ba! nie różniło się
nawet od jej własnego stroju, sprawiało wrażenie, że należy do dowódcy tego
miejsca.
Za to zadziwiał wyraz jego oczu,
pełnych nienawiści i obrzydzenia. Jakim cudem, ktoś, kogo spotkała pierwszy raz
w życiu, żywił względem niej tak wiele negatywnych emocji?
– Nasz kapitan chciałby się
dowiedzieć, kim jesteś?
Zdrętwiała zaskoczona, bo mowa
choć obca, to jednak najwyraźniej była dla niej zrozumiała.
– Jak?...
– Zabieg, który przeszłaś,
umożliwił błyskawiczne przyswojenie naszego języka. A teraz odpowiedz.
Nie zdążyła się spytać, co się
stanie jeśli tego nie zrobi, bo jej wzrok przykuło okno po lewej stronie.
Ogromne, zajmujące prawie całą ścianę, wypełnione czernią i tysiącami gwiazd. Nikt jej nie zatrzymał, gdy powoli do niego podeszła
i położyła obie dłonie na gładkiej tafli szkła. Piękno
było tak oszałamiające, iż poczuła, że zapiera jej dech w piersiach.
– Wyglądasz na zaszokowaną
tym widokiem. Dlaczego? – Miał niski, gardłowy głos. Stał tuż obok, choć
zauważyła jego obecność dopiero kiedy się odezwał.
– To iluzja?
Wzruszył ramionami.
– Wkrótce nią będzie.
– Nie rozumiem. Ani tego
gdzie się znalazłam, ani tego w jaki sposób. A już najbardziej nie wiem co
sądzić o tym, kim jesteście?
– Zadałem pytanie, na które
nie odpowiedziałaś.
– Kim jestem?
Nie potwierdził. Obserwował ją w
skupieniu, zastanawiając się, jak dziwny stwór mu się trafił.
– To statek kosmiczny,
prawda? – spytała cicho Amara.
– To nasz dom. Jedyny, jaki
został.
Oderwała wzrok od zachwycającego
widoku i lekko uniósłszy głowę, spojrzała prosto w niezwykłe oczy. Nie, nie
zwariowała. Tylko że… Tyle razy śmiała się z głupich historyjek, o ludziach
porwanych przez kosmitów. Czyżby właśnie to jej się przytrafiło? Sytuacja rodem
z archiwum X?
– A Ziemia?
Uśmiechnął się drwiąco.
– Ona miałaby być dla nas
domem?
– A czym innym mogłaby być?
– Wrogiem.
Jeśli chcesz przeczytać więcej, kliknij tutaj!
Hej Babeczko ,zaczyna się ciekawie ,choć ja wolę bardziej realne opowiadania dlatego czekam z utęsknieniem na Wygraną III ,i kiedy się pojawi?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam A
Kosmici? I ja chyba wole realne opowiadania.
OdpowiedzUsuńJa tam lubie wszystkie :) ale mam problem. Pojawia się komunikat, że strona sprzedajtreści jest zawieszona :(
OdpowiedzUsuń