Tak jakoś wyszło, że zdążyłam dodać w zaplanowanych Dzieło sztuki, a nie zdążyłam dać Uzurpatora. Więc teraz nadrobimy zaległości. dziś kolejna cześć, już wkrótce następna.
Uzurpator (V)
– Cała
zdrętwiałam. I chce mi się pić – narzekała Naija, kręcąc się w siodle pomimo
tego, że poruszali się z dość znaczną prędkością. – Zatrzymamy się?
– Nie.
– Proszę! Mdli
mnie.
Miała dosyć. Cały dzień
w siodle, to było zbyt wiele. Obolała, zdrętwiała, z pęcherzem coraz wyraźniej
sygnalizującym swoje potrzeby i z żołądkiem, który właśnie szykował bunt, czuła
się tak źle, jak nigdy dotąd. Najwyraźniej on był przyzwyczajony do takich
warunków, ona nie.
– Wytrzymaj
jeszcze trochę wasza wysokość – wyszeptał jej na ucho. – Niedaleko stąd stoi
opuszczona chata. Chyba, że wolisz tę okolicę?
Z niechęcią rozejrzała
się dookoła. Biała, pokryta śniegiem równina nie wyglądała zachęcająco. Uniosła
wyżej głowę, wpatrując się w wysokie szczyty, których wierzchołki skrywały się
w niskich, ołowianych chmurach. Od ostatniego postoju musiało minąć sporo
czasu. Ze wstydem przypomniała sobie swoją własną propozycję. Jak mogła temu
prostakowi zaproponować seks? Nigdy więcej żadnego wina, lepiej już ugasić
pragnienie czystym śniegiem. Potem przypomniała sobie jego reakcję. Zaskoczenie,
niezdecydowanie. I tylko to, bo nie powiedział stanowczo „nie”.
– Jak długo? –
spytała zwięźle, starając się odegnać niebezpieczne myśli.
– Godzina, może
mniej.
– Nie wiem, czy
dam radę.
– Jeśli naprawdę
będzie źle, to się zatrzymamy.
Zamknęła oczy, ale to
okazało się błędem. Natychmiast poczuła smak żółci w ustach. Zaczęła głęboko
oddychać, powoli, starając się uspokoić. Chwila słabości minęła, a przed nim
zamajaczyły pierwsze sylwetki drzew. Skupiła się na pokonywaniu własnej słabości
tak bardzo, że upływający czas przestał odgrywać jakąkolwiek rolę. Ocknęła się
dopiero, kiedy zatrzymali się przed czymś, co w przeszłości faktycznie mogło
być budynkiem, a teraz przypominało kupę kamieni przysypaną śniegiem.
– To jest ta
chata? – spytała z niedowierzaniem.
– W środku wygląda
to o wiele lepiej – wyjaśnił, zeskakując z siadła i ponaglając ją bez
ceregieli, aby zrobiła to samo. Niestety, Naija była tak zdrętwiała z niewygody
i zimna, że spadłaby jak kamień, gdyby nie podtrzymały jej silne dłonie.
– Same kłopoty z
tobą – mruknął, popychając ją ku wejściu.
– Dlaczego ten koń
idzie za nami? – spytała podejrzliwie.
– Mam go zostawić
na tym mrozie? Też jest zmęczony.
– Po prostu
wspaniale, cudownie. Jak pospólstwo, spanie w jednej izbie ze zwierzęciem.
– Nie narzekaj.
Jemu przynajmniej nie zaproponujesz seksu.
Spąsowiała, wściekła
zarówno na niego, jak i na samą siebie. Oby jak najprędzej trafili do tego
lorda. To przynajmniej arystokrata, nie tak jak ten jej godny pożałowania
małżonek, czy ten tutaj.
W środku panował
półmrok. Pomieszczenie, w którym się znaleźli, sprawiało przygnębiające
wrażenie. Puste palenisko na samym środku, kamienne, zimne ściany, okna zabite
spróchniałymi deskami. A może to były okiennice? Żadnych pozostałości po
meblach, za to wszędzie walały się niewiadomego pochodzenia śmieci.
– Jak tutaj
ohydnie – odezwała się, podczas gdy Selim zdejmował siodło i uprząż z konia.
– Upiornie –
zgodził się z nią. – Ale lepiej niż byśmy mieli nocować na zewnątrz.
– Tęsknię za
kąpielą.
– A za mężem? Za
nim nie tęsknisz? – zakpił.
– Nie – ucięła
krótko, rozglądając się z niechęcią, otrząsając się z zimna. Chyba to zauważył,
bo nagle rzucił w nią grubym kocem.
– Masz. Zaraz
rozpalę ogień i będzie odrobinę lepiej – dodał, kierując się ku wyjściu.
– Ogień? A niby z
czego? I nie boisz się, że ci ucieknę?
– Nie masz szans –
odparł krótko, znikając. Naija stała pośrodku, gapiąc się ponuro w wygasłe
palenisko. Ogień? Dobre chociaż to. Oparła się plecami o zimną, kamienną
ścianę. Nie tak wyobrażała sobie swoją zemstę, nie takie miała palny ucieczki. W
zasadzie trudno było nawet nazwać to ucieczką. Wciąż miała skrępowane dłonie,
jednak nie z tego powodu nie potrafiła wykorzystać sytuacji, gdy Selim ulotnił
się na bliżej nieokreśloną odległość. Przypuszczała, że miał rację mówiąc, iż
nie ma szans. Nie tutaj i nie teraz. Chociaż jak wciąż będzie wyczekiwała
idealnej chwili, to zdążą dojechać do celu.
– Wróciłem. –
Drgnęła, słysząc nieco rozbawiony głos. Ale nic nie odpowiedziała, w milczeniu
przyglądając się jak rozpala ogień. Dopiero gdy złocisty płomień wystrzelił w
górę, gdy poczuła promieniujące od niego ciepło, zbliżyła się, wyciągając przed
siebie dłonie.
Jeśli chcesz przeczytać więcej, kliknij tutaj!
Świetne:) ta dolina pod lodówcem kojarzy mi się z jedną z części Thorgala. A uwielbiam ten komiks 😉
OdpowiedzUsuńCzytam tylko te kawałeczki i czekam z niecierpliwością na THE END, żeby móc wykupić całość 😁
OdpowiedzUsuń