Zbliżamy się do końca :-)
Dzieło sztuki (VI)
– Nie! –
Gwałtownie przystanął, a sekundę później przycisnął mnie do pobliskiego drzewa
z taką siłą, aż jęknęłam protestując. Niestety, nic więcej nie zdążył zrobić.
– Ciociu!
Ciociuuuu!
– Jasna cholera! –
wysyczał Marcin, równie gwałtownie odskakując do tyłu. – Czy już nigdzie nie
można… – i urwał, jakby zrozumiał, że mógłby powiedzieć za dużo.
– Teraz poznasz
małe artystki – zażartowałam.
– Wracam
do domu.
– Nic z tego! –
Uwiesiłam się na jego ramieniu, promiennie uśmiechając w kierunku nadbiegających
siostrzenic. – Chodźcie dziewczynki, poznajcie wujka Marcina.
– Wujka? – Starsza
Alinka była mniej chętna do zawierania nowych znajomości. I bardziej dociekliwa.
– Dlaczego wujka? To twój narzeczony?
Zerknęłam na godnie
nadętego Marcina. Co on mówił? Że nie przepada za dziećmi? Coś w tym stylu.
– Niestety nie –
westchnęłam teatralnie, puszczając oczko do siostry i szwagra, którzy również
się pojawili. – Rodzinny spacer?
– Tak. A ty? –
Prawie widziałam jak zastrzygła z ciekawości uszami.
– Ucieczka przed
akcją „karmienie”.
– A! Rozumiem –
pokiwała głową, śmiejąc się. – A on?
– Towarzysz
niedoli.
– Oho! Mamusia
działa w tym roku hurtowo. Wybieramy się nad jezioro. Idziecie z nami?
– Tak –
odpowiedziałam, zanim Marcin zdążył zaprotestować. Nie wyglądał na zadowolonego,
ale więcej nie oponował. Poza tym uwielbiałam grać mu na nerwach. Szliśmy dość
szybkim krokiem, momentami brnąc przez solidne zaspy śniegu. Słychać było tylko
nasze rozbawione głosy i śmiech. No dobrze, jedna osoba milczała i nie muszę
tłumaczyć kto. Ponurak, pomyślałam buntowniczo. Te ludzkie odruchy, które
zaobserwowałam, to chyba dzieło przypadku. Dlaczego był tak skryty, tak
zamknięty w sobie, tak niedostępny? To kwestia charakteru, czy wpływ na to
miała jego przeszłość? Przypomniałam sobie plotkę o porzuceniu przed ołtarzem. Takie
rzeczy nie pozostają bez wpływu na ludzką psychikę. Nie po każdym takie
wydarzenia spływają jak woda po tłustej gęsi. A szkoda, bo wyglądał niezwykle
pociągająco, gdy już odważył się uśmiechnąć.
– Nie rób takiej
miny – szepnęłam mu, gdy w końcu dotarliśmy do zamarzniętego jeziora. – Zobacz,
jak tu pięknie. Nie mów, że zajmując się sztuką, jesteś całkowicie niewrażliwy
na takie rzeczy?
– To moja sprawa,
na co jestem wrażliwy – burknął, wpychając ręce do kieszeni.
– Zapada mrok,
więc i tak zaraz wracamy.
Wzruszył obojętnie
ramionami, starannie omijając mnie wzrokiem. Doprawdy, coraz mniej rozumiałam
tego człowieka.
– Kiedy
wyjeżdżacie? – zmieniłam temat na bardziej neutralny.
– Jutro po
śniadaniu.
– To trochę dziwne,
że zgodziłeś się przyjechać z rodzicami.
– Tylko oni mnie
nie zdradzili – wymsknęło mu się, po czym gwałtownie umilkł. Uśmiechnęłam się
ze smutkiem, po czym podeszłam bliżej, przytulając się do jego ramienia.
– Czasami zbyt
wiele jest w naszym życiu goryczy.
– Ja na moje nie
narzekam.
– Kłamczuch. –
Podniosłam głowę, posyłając mu kpiarskie spojrzenie. Chyba to wyczuł, bo tym
razem nie uciekł wzrokiem. – Chodź, wracamy, wołają nas.
– Możemy jeszcze
zostać – zaproponował nagle.
– Zostać? Co ci
chodzi po głowie panie Krytyk? – zakpiłam.
– Nie nazywaj mnie
tak.
Podbiegły do nas
dziewczynki, a ja nie chciałam się sprzeczać w ich towarzystwie. W drodze
powrotnej Marcin wyglądał na jeszcze bardziej niezadowolonego niż w momencie,
gdy wychodziliśmy. Ciekawe, czy to z mojego powodu? A jeśli tak, to powinnam
się tym cieszyć, czy martwić? Zastanawiałam się nad tym przez dłuższą chwilę,
ale kiedy weszliśmy do leśniczówki, otoczyło nas ciepło, zapachy jedzenia i
ludzie. Ze śmiechem pobiegłam z dziewczynkami na górę, do mojego pokoiku,
poprawiłam makijaż, podczas gdy one dorwały się do mojego szkicownika.
Wróciliśmy na kolację, na wspólne śpiewanie kolęd w licznym gronie. Ktoś
akompaniował na pianinie, ktoś zagrał kilka taktów na skrzypcach. Było wesoło i
gwarnie. Czasami zerkałam w stronę siedzącego na uboczu Marcina. A gdy
napotkałam jego baczne, nieco ponure spojrzenie, posyłałam mu szeroki uśmiech,
czasami puszczałam porozumiewawczo oczko. Nie rozchmurzył się, a wręcz
przeciwnie, wyglądał na jeszcze bardziej spiętego. Chciałam go wrobić we
wspólną prezentację jednej piosenki, lecz chyba wyczuł pismo nosem, bo
niespodziewanie ulotnił się ze swego fotela i musiałam sama improwizować. Kiedy
zegar wybił dwudziestą trzecią, większość towarzystwa rozeszła się do swoich
pokojów. Usiadłam przy stole i pijąc kawę plotkowałam z kuzynkami oraz siostrą.
Na samym końcu zostałyśmy tylko my obie.
– Idę spać.
Dziewczyny pewnie jutro znów urządzą nam pobudkę o świcie – powiedziała,
szeroko się uśmiechając. – Boże! Nie masz pojęcia, jak puste byłoby bez nich
nasze życie.
– Potrafię sobie
wyobrazić.
– Przepraszam. – Pogładziła
mnie po policzku, a zaraz potem zmieniła temat. – Czy coś cię łączy z tym
nadętym bufonem?
– Z Marcinem?
– Chyba faktycznie
tak ma na imię.
– A więc?
– A więc to jest
ten typ, który zmieszał mnie z błotem podczas wystawy.
– Ten?! – Moja
siostra zamarła w bezruchu wybałuszając oczy. – Ten?! – powtórzyła.
– Tak.
Nagle zaczęła się
śmiać. Chichocząc jak opętana, uściskała mnie, po czym pognała na górę.
Podparłam głowę złączonymi dłońmi, patrząc na śnieg za oknem, który znów zaczął
padać. Zegar w holu wybił pierwszą. Westchnęłam, dopiłam herbatę i wstałam.
Chciałam się jeszcze wykąpać i tylko dlatego tak długo czekałam. Teraz
przynajmniej miałam pewność, że łazienka będzie cała moja i nikt nie
przeszkodzi natrętnym pukaniem. O brak ciepłej wody się nie bałam, bo ta była
na okrągło. Po cichutku wskrobałam się na samą górę, zabrałam potrzebne
akcesoria, po czym z powrotem zeszłam na parter, bo tam było najlepsze
ciśnienie. Na poddaszu zaledwie kapało, a ja spragniona byłam długiej, gorącej
kąpieli.
Łazienka była malutka,
ale za to z dość słusznych rozmiarów natryskiem. Odsunęłam szklane drzwi i
odkręciłam wodę. Szlafrok niedbale rzuciłam na stojące w rogu krzesło, a sama z
dreszczem rozkoszy weszłam pod niemal parzący strumień. Zamknęłam oczy, oparłam
się o ścianę i pozwoliłam, aby kąpiel spełniła swoje zadanie. Zrelaksowała się,
odprężyła, przegnała troski. Drgnęłam dopiero, gdy tuż obok dało się słyszeć
dziwne chrobotanie. Wystraszona otworzyłam oczy, spodziewając się zobaczyć
zbłąkaną mysz albo ciekawskiego szczura. Duchów nie brałam pod uwagę.
Nagiego Marcina
również.
– Jak?... – zaczęłam
zaskoczona, stuprocentowo pewna, że zamknęłam drzwi na klucz. Więcej nie
zdążyłam, bo wepchnął się pod prysznic, przyciskając mnie do ściany, pod którą
stałam i zaczął całować. Bez słowa wyjaśnienia, bez jakiegokolwiek pytania.
Bezlitośnie rozsunął moje uda, podnosząc w górę i zmuszając do objęcia nogami w
pasie. Obie dłonie zacisnął na moich ramionach. Jego język bezustannie
prowokował, a twardniejąca męskość ocierała się chaotycznie o te najwrażliwsze
miejsce. To wszystko było tak niespodziewane, tak zaskakujące, że przez dłuższą
chwilę sądziłam, iż to tylko sen. Jednak jak mógł być tak realny, tak
prawdziwy? I on… Za mną niejeden związek, ale nigdy nie miałam do czynienia z
tak zdecydowanym, pewnym własnych pragnień facetem.
– Marcin! –
wyjąkałam, gdy przerwał pocałunek, pieszcząc ustami moją twarz. – Zwariowałeś?
– Tak! –
wychrypiał, patrząc prosto w moje oczy. – I nie. Bo czy wariactwem nazwiesz to,
że pragnę się z tobą kochać?
Chciałam powiedzieć, że
wcale się nie znamy, że tak naprawdę to zły pomysł, ale nie pozwolił mi na to.
Uniósł w górę obie ręce, objął nimi moją twarz, placami przesunął po
zaczerwienionych policzkach. Tak delikatnie, że było to niczym najcudowniejsza
pieszczota. Patrzył przy tym prosto w moje oczy, ale bez uprzedniego
zniecierpliwienia. Tym razem zauważyłam w nich coś jeszcze, coś, co sprawiło,
że wstrzymałam na kilka sekund oddech. A przecież zawsze sądziłam, że coś
takiego nie jest możliwe, że to tylko tani, marketingowy chwyt ckliwych
romansideł. Bo przecież miłość od pierwszego spojrzenia nie istnieje.
– Jeśli naprawdę
chcesz, to sobie pójdę – odezwał się cicho. Zaprzeczyłam ruchem głowy. Wcale
nie chciałam zostać sama. Marcin z namysłem obrysował kontur moich ust, a potem
płynnym ruchem wsunął palec wskazujący pomiędzy rozchylone wargi. Wessałam go
głębiej, prowokująco patrząc mu w oczy. Ze świstem wciągnął powietrze,
jednocześnie poruszając biodrami. Tym razem byłam pewna jego podniecenia. I to wywołało euforię.
– Nie chcę –
odparłam zgodnie z prawdą.
– Wiem –
wyszeptał, pokrywając drobnymi pocałunkami moją szyję. – Ale nie krzycz za
głośno, bo wybuchnie prawdziwy skandal.
– Skąd pewność, że
będę krzyczeć?
– Z tym
temperamentem to nieuniknione. – Poczułam, że się uśmiecha. A potem
skończyliśmy z rozmową. Jego silne, zdecydowane ruchy, moja pozorna uległość,
nasze wspólne pożądanie, to wszystko wywołało pożar, który mogliśmy ugasić
tylko w jeden sposób. Pierwszy raz głośno jęknęłam, gdy szybkim ruchem wszedł w
moje wnętrze. Zacisnęłam palce na jego ramionach, przymknęłam oczy,
odwzajemniałam pocałunki. Liczyły się tylko rytmiczne ruchy jego bioder,
rozkosz rozlewająca się niczym fala przypływu i jak ona pochłaniająca coraz
więcej i więcej. I chociaż czysto fizyczna ekstaza nie była dla mnie czymś
obcym, po raz pierwszy przezywałam ją tak intensywnie, całą sobą, każdą, nawet
najmniejszą komórką ciała. Jakby pojawiło się między nami coś jeszcze, coś
zupełnie nowego, unikalnego. Niezwykłego. Pojękiwałam coraz głośniej, podczas
gdy on starał się tłumić te jęki pocałunkami. Czułam jego silne ręce błądzące
po moim ciele, czułam coraz szybsze bicie serca, coraz płytszy oddech.
Czułam nadchodzące
spełnienie, nadchodzące w rytmie, w którym poruszały się nasze ciała, w rytmie
tysięcy spadających kropel, spływających po rozpalonej skórze.
Pierwszy orgazm należał
do mnie, lecz zaraz potem szczytował i on. Zapadła cisza, zakłócana jedynie
szumem wody oraz naszymi głośnymi oddechami. Oparłam czoło o jego tors,
ramionami objęłam szyję.
– Najchętniej
zabrałbym cię do łóżka – powiedział cicho, pokrywając pocałunkami moje włosy. –
Ale niestety, nie tutaj.
– Niech zgadnę,
śpisz z rodzicami? – zachichotałam.
– Tak – również się
roześmiał. Uniosłam głowę, bo po prostu musiałam to zobaczyć. Podobała mi się
jego twarz, bez ciężkich okularów, ze śladami przeżytej ekstazy, z szerokim
uśmiechem, który zmienił ponuraka w niezwykle pociągającego mężczyznę. – Ale
jak się ubierzesz, zaniosę cię do łóżka.
– Pod drzwi –
westchnęłam, z żalem lekko go odsuwając. – Jak któraś z dziewczyn się obudzi,
to dostanie zawału.
– Zostajesz czy
wracasz do domu?
– Zostaję do
nowego roku.
– Tak? – Zerknął na
mnie zamyślony. – Wiem, co zrobię. Odwiozę rodziców i wrócę po ciebie.
Przytaknęłam, sięgając po
żel pod prysznic. Odebrał mi go, wylewając sobie na dłoń sporą porcję.
– Pomogę ci się
umyć.
Odwróciłam się, opierając
ręce na ścianie i prowokująco wypinając pupę. Zamknęłam oczy. Chciałam jedynie
czuć jego dotyk na mojej skórze, lekkie, okrężne ruchy, tak delikatne jak
erotyczna pieszczota. Ciekawskie palce badające każde załamanie. Gorący oddech
na moim karku. A na samym końcu twardy członek ocierający się o moje ciało.
– Można przez
ciebie zwariować – wyszeptał.
– Czyżby? –
Obejrzałam się przez ramię, posyłając mu kuszące spojrzenie spod
półprzymkniętych powiek. Na reakcję nie musiałam długo czekać.
A spać poszłam dopiero
nad ranem…
Ojej ojej boskie;) mało mi daj jeszcze♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡
OdpowiedzUsuńKamila
Jak do końca?! Skoro dopiero zaczyna się rozkręcać! 😍
OdpowiedzUsuńA gdzie ślub? ;P
OdpowiedzUsuństraszni grzesznicy - seks bez ślubu! ;)
UsuńOla
Jak zwykle trzymasz w napięciu do samego końca. Czekam z niecierpliwością na odpowiedzi na wszystkie nurtujące mnie pytania i znając Ciebie na pewno je otrzymam.
OdpowiedzUsuńGorąco pozdrawiam Karola 😀
Jak idą prace informatykom
OdpowiedzUsuńSwietne. Rzucilo mi sie w oczy ze o 23 pils kawę, a potem jakoś dopila herbatę :-) może tak ma być. Nie wiem czemu zwrocilam uwage :-) nie musisz tego komentarza zatwierdzac. Ppzdrawiam. Fanka :-))
OdpowiedzUsuńBabeczko! Genialny fragment!
OdpowiedzUsuń