Wyjątkowo elektryzujący kawałek - https://www.youtube.com/watch?v=Hu9r5v7IgRo. Od 4;44 prawdziwy rarytas. Gdyby jeszcze ten dj nie gadał...
To plus padający śnieg (bo w momencie gdy dodaję post, akurat pada), ciepła aromatyczna herbata, cisza, spokój, śpiące maleństwo w łóżeczku, drugi skarb w pokoju obok... Więcej takich chwil!!! Wyncej!!!!!!
A! Zapomniałam o grzesznej konsumpcji pierniczków ;-)
Dzieło sztuki (V)
Milczał, ale niezakłopotany,
lecz zdumiony moją szczerością. Przestał być nawet tak nieznośnie wyniosły.
– Zaskoczyłaś mnie
– odezwał się w końcu niechętnym tonem. – Sądziłem, że jesteś płytką babą,
która za wszelką cenę usiłuje złapać jakiegoś biedaka, aby zawlec go przed
ołtarz. A kiedy jej się to nie udaje, pluje jadem i bluzga przekleństwami.
– Kiepskie
wrażenie na tobie wywarłam. Chociaż zdaje się nie przeklinam?
– Nie, ty akurat
nie – wyprostował się, z uwagą patrząc w moje oczy. – A to były bardzo piękne
słowa, chociaż nie jestem właściwą osobą, aby je docenić.
– Pewnie nie.
Zresztą normalnie nie rozmawiam z ludźmi w ten sposób.
– Czyli szczerze?
– Ludzie rzadko
kiedy chcą szczerości. A powodem mojej musi być reszta bąbelków z szampana –
zażartowałam. Trochę było mi głupio, bo w końcu otwarłam się przed kompletnie
obcym facetem. Który zrobił coś bardzo nieoczekiwanego. Ujął moją dłoń w obie
ręce i podniósł ją do ust. Delikatnie pocałował, pieszcząc koniuszkami palców i
nie spuszczając wzroku z mojej zarumienionej twarzy. A ja zmieszałam się do
tego stopnia, że wyrwałam ją z jego uścisku.
– Muszę… muszę do
łazienki – zełgałam na poczekaniu.
– Nie musisz. – Zachował
spokój, chociaż wyraźnie wyglądał na rozbawionego. – Ale idź, jak chcesz.
– Czy ty lubisz
wprawiać mnie w zakłopotanie?
– Nic mi o tym nie
wiadomo. Za to uwielbiam ten rumieniec na twoich policzkach. Nigdy nie
sądziłem, że coś tak banalnego, może jednocześnie tak podniecać.
I wtedy po raz pierwszy
przyszło mi do głowy, że on najzwyczajniej w świecie mnie podrywa. Jak
mężczyzna kobietę. Te komplementy elektryzowały, chociaż były wypowiedziane tak
beznamiętnym tonem. Umknęłam w popłochu do toalety, bo musiałam odetchnąć,
oswoić się z myślą, która dopiero co przyszła mi do głowy. Z przekąsem
uśmiechnęłam się do swego odbicia w lustrze. Kto by pomyślał! Znienawidzony pan
Krytyk i ja, w przytulnej knajpce na odludziu, przy kubku herbaty, rozmawiający
na tak osobiste tematy. Tak, to było nieco dziwne, chociaż musiałam przyznać,
że Marcin zyskiwał przy bliższej znajomości. Głęboko odetchnęłam. Co powinnam
zrobić? Jak zareagować? W zasadzie nie czułam się na siłach, by wejść w nowy
związek. Tyle ich już było… Niektóre kończyły się po pierwszym spotkaniu, inne
gdy wypaliła się namiętność. Przez te wszystkie lata czułam jednak, że czegoś
mi brakuje. Umiałam nawet powiedzieć czego. Miłości. Szczerej, prawdziwej
miłości. Jakoś nie mogłam sobie wyobrazić, że znajomość z Marcinem mogłaby być
tym, czego szukałam. Spryskałam twarz zimną wodą. Wytarłam ręce w papierowy
ręcznik. Pora wracać. Czeka nas jeszcze długi spacer.
Kiedy siadałam przy
stoliku, Marcin kończył właśnie rozmawiać przez telefon. Interesy, wyjaśnił
niechętnie, a mnie nie wypadało pytać o szczegóły.
– Napijesz się
czegoś jeszcze? – spytał uprzejmie.
– Nie, dziękuję.
Wolałabym wrócić do domu.
– Jak chcesz –
wzruszył ramionami.
Tym razem niewiele
rozmawialiśmy. Ja czułam się zmęczona, a Marcin wyglądał jakby nagle pożałował
tego, że powiedział więcej niżby chciał. Podziwiałam go za to, że bezbłędnie
trafił z powrotem, chociaż wcale nie wracaliśmy po własnych śladach. Jakby miał
coś w rodzaju wewnętrznego kompasu. Oczywiście w leśniczówce po staremu panował
chaos, chociaż kilka osób już wyjechało i zrobiło się zauważalnie luźniej. Stanęłam
na progu, rzucając za siebie spojrzenie pełne żalu. Było tak pięknie, że aż
bolało porzucenie tych skrzących się wspaniałości na rzecz ciepłego,
przytulnego wnętrza.
– Po obiedzie
możemy pójść na kolejny spacer – odezwał się Marcin, jakby domyślając się moich
rozterek. – Przyda się, bo nie wiem jak twoja, ale moja matka usiłuje wepchnąć
we mnie górę jedzenia. Twierdzi, że słabo wyglądam.
– Ty? – spojrzałam
na niego rozbawiona. – Fakt, tężyzną fizyczną nie grzeszysz.
Zmrużył oczy. A potem
bez ostrzeżenia chwycił mnie na ręce, kopniakiem otworzył drzwi i wniósł do
środka. I dalej, na samą górę, nie zważając na to, że buty i kurtki powinniśmy
zostawić na dole. Nie protestowałam, w duchu dziękując za to, że nie mieliśmy
świadków naszego efektownego wejścia.
– Zwróć honor –
zażądał, stawiając mnie przed drzwiami pokoju. Nie wyglądał, aby pokonanie tych
dwóch pięter stanowiło dla niego jakikolwiek problem.
– Przyznaj się! –
Dźgnęłam go palcem w pierś. – Jesteś robotem, przybyłym na ziemię w imię
pokoju, aby wybadać nasze ludzkie słabości.
– Nie przesadzaj.
Aż tak ciężka nie jesteś.
– Nie przesadzam.
Na kulturystę nie wyglądasz, poza tym jaki człowiek potrafi zachować przez tak
długi czas niewzruszony wyraz twarzy? Nie jesz, nie śpisz, nie pijesz, tylko
cały czas analizujesz, unicestwić tę planetę czy nie?
Nie wyglądał na
obrażonego moim dziwacznym poczuciem humoru.
– A co z seksem? –
spytał podchwytliwie.
– Z seksem?
– Wiesz, obok
jedzenia, picia i spania, to podstawowa czynność gwarantująca przetrwanie
gatunku.
– Widzisz! Miałam
rację, jesteś robotem! Kto normalny użyłby tak bezbarwnego, brutalnego opisu?
– Ja. – Pochylił
się, jednocześnie obejmując mnie w pasie i całując. Miał chłodne policzki i
gorące wargi. Przed oczyma stanęła mi ostatnia noc. Tym razem to nie było
delikatne muśnięcie. Przymknęłam oczy, delektując się dotykiem, smakiem i
zapachem jego ust. Chłonęłam przyjemność wszystkimi zmysłami, całkowicie
oddając się we władnie jednocześnie nowych i doskonale znanych uczuć. Czułam
narastający żar w dole brzucha, słabość w całym ciele, szaloną ochotę na więcej
niż pocałunek. Czułam jego język badający wnętrze moich ust, jego odrobinę
leniwe ruchy. I ogromny żal, gdy to przerwał.
– Dobrze że ten
dom jest pełen ludzi – zażartował, ale doskonale widziałam, z jak wielkim
trudem oderwał się od moich warg. Roześmiałam się cicho, wycofując do sypialni.
Bezczelnie zatrzasnęłam drzwi przed nosem znieruchomiałego Marcina. Skoro on
mnie prowokował, ja również mogłam to zrobić.
Po raz kolejny
dokładnie przyjrzałam się zawartości torby, którą ze sobą przywiozłam. Wybrałam
sprane dżinsy i puszysty, biały sweterek. Prosty, nierzucający się w oczy,
przynajmniej dopóty, dopóki się go nie założyło. Bo głęboki dekolt w szpic
seksownie odsłaniał rowek między piersiami, wręcz prowokując do niegrzecznych
myśli. Wstyd przyznać, ale właśnie o to mi chodziło. Chciałam wyjąć jeszcze z
czeluści torby białe, ciepłe i włochate skarpety, gdy mój wzrok padł na ciemny
prostokąt. Przygryzłam wargi, aby się nie roześmiać. Pamiętny bohomaz, przez
który cierpiałam męki upokorzenia i zawodu. Przywiozłam go na prośbę siostry i
całkowicie o tym zapomniałam. A teraz mogłam wykorzystać…
Z płótnem w objęciach
zeszłam na dół. W jadalni pełno było ludzi, a po korytarzach i salonie biegała
spora gromadka dzieci, czyniąc iście piekielny hałas. Weszłam do kuchni i w
duchu pogratulowałam sobie szczęścia. Przy okrągłym stole siedział Marcin zajadając
pierogi, tuż obok stała jego i moja matka zawzięcie o czymś dyskutując. Tuż
przy oknie siedzieli ojcowie, oboje zaczytani w rozłożonych płachtach gazet. Teoretycznie
obecni, jedynie ciałem, a nie duchem.
– Paulinka! –
ucieszyła się moja mama, sięgając po talerz. – Chodź dziecko, zjesz coś, bo
słabo wyglądasz.
– Ja słabo?
Powinnaś odwiedzić okulistę – zakpiłam, ale usiadłam przy stole, dokładnie tuż
naprzeciwko Marcina. Obraz położyłam tuż obok, nie był na tyle duży, aby się
nie zmieścić. Dopiero wtedy na niego spojrzałam.
Poczerwieniał, krztusząc
się pierogiem. Nic dziwnego, ja na widok upiorów przeszłości też bym się
zmieszała. Za to moja mama, na co po cichu liczyłam, od razu zainteresowała się
bohomazem.
– Co to jest? –
spytała, stawiając przede mną talerz z porcją pierogów. – Masz kochanie, to
specjalność naszej rodziny, a ja wiem, że uwielbiasz pierogi.
– To? – Machnęłam widelcem.
– Powód mego nieszczęścia, pamiętne dzieło rąk Majki i Alinki.
– Cudowne! – Moja mama,
jako babcia była całkowicie bezkrytyczna. Gdyby obie wnuczki, nawiasem mówiąc, przypominające
momentami bestie z piekła rodem, podpaliły dom, to z pewnością zachwycałaby się
wysokością płomieni. – Ja nie wiem, jak można było coś takiego skrytykować? Przecież
widać, że to dzieło wyjątkowo uzdolnionych dzieci. Prawda Melanio? Sama
popatrz!
Obie panie zajęły się
komplementowaniem dziecięcych gryzmołów, a Marcin wyglądał jakby za chwilę miał
go szlag trafić. Tym bardziej, że od razu zażądały, aby i on pochwalił dzieło. Co
z tego, że był specjalistą, uznanym krytykiem, surowym wykładowcą akademickim?
Byłam pewna, że zabraknie mu odwagi, aby przeciwstawić się zachwyconej babci
oraz własnej matce, która widać była tego samego chowu, co moja. Zresztą,
niechby tylko spróbował! Puściłam do niego oczko, ale nie spotkałam się ze
zrozumieniem. Zza grubych szkieł błysnęły złością pociemniałe oczy. Nie przejmując
się tym, zabrałam się do pałaszowania zachwalanych pierogów. Za to wzrok
Marcina przesunął się w dół i utkwił dokładnie w jednym punkcie. Nie muszę dodawać
jakim. Niestety zbyt długo nie napawałam się zwycięstwem, bo moja mamusia
przystąpiła do akcji dywersyjnej pod kryptonimem „karmienie”. Nieśmiałego
tłumaczenia, że same pierogi wystarczą, nie przyjęła do wiadomości. Na
szczęście wybawiła mnie liczna rodzina, co chwila zaglądająca do kuchni. Wymknęłam
się ukradkiem, zabierając ze sobą kubek z kawą, a zostawiając Marcina, który z
nieco otępiałym wyrazem twarzy konsumował kolejny kawałek karpia. Oczywiście
nie było gdzie odetchnąć. W końcu znalazłam w miarę ustronny kącik pod
schodami, ale nie cieszyłam się samotnością zbyt długo.
– Idziemy na
spacer! – warknął Marcin tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Ubierz się.
– Tu jest ciepło,
wygodnie i nie wypiłam kawy – zgłosiłam uzasadnione pretensje. – Poza tym
myślałam, że się na mnie obraziłeś?
Tylko na mnie spojrzał,
lecz za to jak! Było widać, że wściekły jest nieziemsko, chociaż w zasadzie nie
rozumiałam dlaczego. Przez niewinny żart z „dziełem sztuki”? Bez przesady.
– No dobrze –
zgodziłam się z oporem. – Ale daj chociaż wypić kawę.
– Za pięć minut
przed domem.
I zniknął. Pokazałam
język jego plecom, lecz z drugiej strony sama miałam ochotę na małą
przechadzkę. Mimo że udało mi się wyrwać z rąk karmicielki, to i tak zjadłam za
dużo. Spacer z Marcinem przyniósłby więc same korzyści, a na zewnątrz byłam
przecież bezpieczna. Puknęłam się w czoło. Bezpieczna? Niby przed czym?
Zanim wyszłam, minął
prawie kwadrans. Byłam przygotowana, że nie zastanę go na zewnątrz, lecz nie
bardzo mnie to zmartwiło. Najwyżej przejdę się sama. Jednak czekał, ponuro
zapatrzony w zachodzące słońce, w złoto i purpurę, nieregularnymi plamami rozlewające
się po bieli śniegu.
– Jestem –
oznajmiłam dziarsko. – Rundka dookoła domu czy masz inny pomysł?
– Zawsze się
spóźniasz?
– Szukałam butów.
Nie wiadomo dlaczego, ktoś je upchnął w spiżarni.
– Idziemy – rozkazał
i ruszył, nie czekając aż za nim podążę. – I daj spokój z tym nieszczęsnym
obrazem. Spal go, wyrzuć, cokolwiek. Zresztą sądziłem, że już to zrobiłaś?
– Siostra prosiła
mnie, abym zostawiła na pamiątkę. Chociaż ma już kilka pudeł „takich” pamiątek.
– Przywiozłaś ze
sobą też coś swojego? – spytał, przystając, abym mogła go w końcu dogonić.
– A po co? –
Wsunęłam rękę pod jego ramię, uśmiechając się promiennie. – Smakowały ci
pierożki? A bigosik? – podstępnie zmieniłam temat.
– Tak – mruknął, ruszając
do przodu.
– A jak tam
tężyzna fizyczna po takim karmieniu? – pokpiwałam. – Gotowy do kolejnej walki w
imię sztuki? To dlatego pytasz, czy coś ze sobą przywiozłam?
– Nie! –
Gwałtownie przystanął, a sekundę później przycisnął mnie do pobliskiego drzewa
z taką siłą, aż jęknęłam protestująco.
Niezły kawałek, w kilku momentach nieźle sie uśmiałam albo zmroziło mnie całkowicie, albo jedno i drugie ;) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa też jęknęłam protestująco, widząc że to koniec i dalszy ciąg przyciskania do drzewa nieco się odwlecze:)
OdpowiedzUsuńBolesną przeszłość Pauliny już znamy i ciekawa jestem bardzo, co ukrywa Marcin. Bo że ukrywa, to jestem pewna - nie, żeby jakieś tam wielkie tajemnice, ale swoje prawdziwe ja chociażby, tudzież powód ucieczki jego narzeczonej sprzed ołtarza.Zdaje się, że facet lubi rządzić. Mam nadzieję, że Paulina nie pozwoli sobą dyrygować i nie da się wykorzystać napalonemu panu krytykowi. Mimo, że sama też się napaliła:)
Historia ciekawie się rozwija - podoba mi się.
Super! :-)
OdpowiedzUsuńS.
Babeczko miej serce! Jak można przerwać w takim komencie?! ;_;
OdpowiedzUsuńJa zawsze jęczę protestująco,, kiedy kończy są w takich momentach!
OdpowiedzUsuńJa zawsze jęczę protestująco,, kiedy kończy są w takich momentach!
OdpowiedzUsuńUwielbiam te chwile wieczorem kiedy mogę odetchnąć przy nowym fragmencie tylko dlaczego takie krótkie:)
OdpowiedzUsuńStanowcza kobieta.. Swietny kawalek, czekamy na wiecej. :)
OdpowiedzUsuńProszę o więcej :)
OdpowiedzUsuńSuper już nie mogę się doczekać kolejnej części....:)
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać 😈
OdpowiedzUsuńPrzepraszam ale w tekście przed opowiadaniem wkradła się literówka taka drobna w słowie "Wyncej" zamiast więcej. Taka drobnostka ale to wina złośliwych chochlików. Ahhh... te niedobre stworki😁
Twoje opowiadania są miłą odskocznią od normalnego życia. Dziękuję. Marzę, by choć jedna z Twoich historii ziściła się w moim życiu ;)
OdpowiedzUsuńNiektóre są z "życia wzięte" więc szansę są... ;-)
Usuń...dlatego trzeba codziennie wstawać z myślą, że może przydarzyć się coś miłego ;) Pisz Babeczko, pisz. Bo masz talent
UsuńKiedy Uzurpator? :-)
OdpowiedzUsuńKiedy następna część? ;)
OdpowiedzUsuń