Zrobię to tutaj, bo info z lewej niektórzy nie czytają. Będzie krótka przerwa, raptem z pięć dni. Dziś daję kawałek poniżej, jutro Uzurpatora, a kolejne teksty dopiero po 5 stycznia.
Do piekła i z powrotem (II)
Daria szeroko ziewnęła.
Siedziała na ławce, przed uczelnią, ciesząc się złocistym blaskiem słońca,
które tego dnia postanowiło łaskawie ukazać swą twarz światu. Świeciło tak
mocno, że w połączeniu z wszechobecnym śniegiem, z rozpościerającą się bielą,
potrafiło solidnie oślepić.
Chuchnęła w nieco
zziębnięte dłonie, z irytacją zastanawiając się, kiedy zjawi się jej
przyjaciółka. W końcu zauważyła, że ktoś się zbliża. Jednak bardzo szybko
spostrzegła też, że z pewnością to nie jest Iga. Przysadzista, nieco zgarbiona
sylwetka, okulary na nosie, siwe kosmyki włosów.
– Dzień dobry –
powiedziała grzecznie. Profesor spojrzał na nią bystro znad szkieł okularów,
lekko się uśmiechając.
– Dzień dobry –
odpowiedział. Nie minął jej jednak, zatrzymując się tuż obok i bacznie się przyglądając.
– Jest pani moją studentką?
– Tak –
przytaknęła.
– Uhm, uhm –
mruknął. Nie ta płeć, pomyślał z irytacją. Tak w ogóle to miał już powoli
wszystkiego dosyć. Kadya niech sama się tu zjawi i szuka tej przysłowiowej igły
w stogu siana. Odwrócił się od dziewczyny, która patrzyła na niego z ukrytą
życzliwością i szybko oddalił. Czuł, że jeśli tego nie zrobi, to będzie musiał
ją zabić. Za tą cholerną życzliwość, za to, że wróciło podniecenie z ubiegłej
nocy. Nic dziwnego, wedle tutejszych kanonów była ładna, nawet bardzo ładna.
Ciemne, kręcone włosy wymykały się spod włóczkowej czapeczki, duże zielone oczy
błyszczały radością, pełne usta umalowane na różowo, wręcz namawiały, aby ich
dotknąć, spróbować ich soczystości. Davyan zaklął pod nosem. Nie, nie tutaj.
Musi trzymać na wodzy żądze, wykonać powierzone mu zadanie. Bo inaczej nie
będzie miał po co wracać do swojego świata.
Daria przekrzywiła
głowę, patrząc ze zdumieniem na oddalającego się profesora. Był jakiś inny.
Powróciło dziwne wrażenie z przedwczorajszego wykładu. Obcości, chłodu. No cóż,
to drugie łatwo wytłumaczyć, zbyt długo siedziała na mrozie. Wstała, sięgając
po torbę i wtedy ujrzała Igę. Jej przyjaciółka zbliżała się szybkim krokiem,
prawie biegiem, z rumieńcami na policzkach i błyszczącymi z podniecenia oczyma.
– Spóźniłaś się –
powiedziała do niej z wyrzutem Daria.
– Daj spokój. Co
to jest te nędzne dziesięć minut.
– Dwadzieścia.
– Niech będzie.
Słyszałaś? – Wyglądała jakby za chwilę miała pęknąć od nadmiaru emocji.
– O czym?
– O wczorajszym
morderstwie pod klubem?
Daria przyspieszyła,
jednocześnie spoglądając na nią ze zdziwieniem.
– O morderstwie?
Nie.
– Ja nie wiem,
jakim cudem zawsze jesteś niedoinformowana?
– Ponieważ nie
lubię plotkować? – spytała z ironią. – Przebieraj szybciej tymi nóżkami, bo
pierwsze mamy kolokwium z profesorem. A propos profesora, nie sądzisz, że jest
jakiś dziwny?
– On? Zawsze był.
Jak zwykle dopiero teraz to zauważyłaś. Nie jesteś ciekawa szczegółów?
– Wal – odparła z
rezygnacja Daria. Jeśli nie pozwoli się jej wyglądać, Iga zawali dzisiejsze
koło, bo nie pozbywszy się nadmiaru pary, po prostu nie będzie potrafiła się
skupić.
– Facet pojawił
się znikąd. Był prawie nagi, zakrwawiony, oczy mu ponoć błyszczały jak w jakimś
pieprzonym horrorze klasy b! – Iga wręcz połykała słowa. – Rzucił się na jedną
laskę, a gdy ta zaczęła wrzeszczeć, to skręcił jej kark.
– Kark? – Tym
razem to Daria przystanęła. – Jak to błyszczały mu oczy?
– Ten ochroniarz,
co chciał go zatrzymać, padł trupem, gdy tylko stanął mordercy na drodze. Jak
go ocucili to wrzeszczał coś o szatanie i piekle. Nieznajomy zniknął równie
niespodziewanie, jak się pojawił. Niektórzy mówią, że zamienił się w wilka i
pobiegł w kierunku lasu.
– Taaa – mruknęła
jej przyjaciółka. – Wyobraźnia ludzka nie zna granic. Dalej chodź, chyba już
się zaczęło.
Chyłkiem wślizgnęły się
do audytorium, gdzie wszyscy od dobrych kilku minut w ciszy pochylali się nad
kartkami. Przeprosiły, zajęły miejsca, dostały zestaw pytań i przystąpiły do
pracy. A jednak to Daria tym razem nie potrafiła się skupić. Te błyszczące
oczy… Czy to prawda, że gołymi rękoma skręcił kark ofierze? Doskonale zdawała
sobie sprawę, że ludzie lubią wyolbrzymiać, zwłaszcza w takich chwilach.
Trudno, porozmawia z matką i może dowiedzą się czegoś razem. Na razie nie
powinna się niepokoić, a skupić na sprawdzianie.
Po kwadransie
zrozumiała, że nie da rady udzielić odpowiedzi na trzecie pytanie. Po prostu
nie umiała tego tematu. Wrzuciła długopis do torby i wstała, z zamiarem oddania
kartki. Nie było sensu dłużej tu siedzieć i gapić się bezmyślnie w okno.
Chciała podejść do czytającego gazetę profesora, oddać mu pracę i pójść na
porządną kawę. Gdy była przy pierwszym rzędzie, zauważyła coś na podłodze.
Bezmyślnie podniosła to, a potem podeszła do biurka.
– Już? –
Wykładowca spojrzał na nią zdumiony. – Szybko.
– Myślę, że
wystarczy – uśmiechnęła się lekko. A wtedy on spojrzał na to, co trzymała w
drugiej ręce.
– Ściąga? Pani
raczy żartować!
Powiodła za jego
wzorkiem.
– Nie wiem co to
jest – odparła spłoszona, zgodnie z
prawdą. – Leżało na podłodze.
– Leżało?
– Tak. Gdzieś tam
– machnęła w bliżej nieokreślonym kierunku.
– Leżało? –
powtórzył z ironią. – Za pół godziny proszę się zjawić w mnie.
– Ale… – zaczęła i
przerwała. Jasna cholera, co za pech! Zabije tego gnoja, który wyrzucił ściągę
prosto pod jej nogi. Nawet domyślała się, kto to był. Wściekła, wyszła z sali,
zatrzaskując za sobą energicznie drzwi. Kupiła kawę i sącząc ją powoli, ponuro
zastanawiała się nad linią obrony. Faktycznie, głupio wyszło, ale przecież
gdyby naprawdę ściągała, to przecież nie postąpiłaby tak idiotycznie. Chyba
profesor to zrozumie, nawet jeśli w pierwszej chwili zareagował ze złością. To
do niego trochę niepodobne, ale miał prawo zdenerwować się tym incydentem.
Wyrzuciła pusty kubek po kawie, po czym z niechęcią pomaszerowała na drugie
piętro. Odnalazła pokój profesora, głęboko odetchnęła, po czym zapukała.
– Proszę wejść –
rozległ się stłumiony głos. Stał przy oknie, z rękoma skrzyżowanymi za plecami.
Kiedy weszła, odwrócił się, mierząc ją bacznym spojrzeniem.
– Niech pani
usiądzie. – Wskazał jedyne wolne miejsce.
– To nie była moja
ściąga. – Zaczęła Daria, rumieniąc się ze wstydu. Co za pech, co za cholerny
pech! – Ja wszystko umiem, zresztą mogę to udowodnić nawet w tej chwili.
– W takim razie
kogo?
– Nie wiem –
zająknęła się, za wszelką cenę pragnąc robić to wiarygodnie. – Nie zwróciłam na
to uwagi. Działałam odruchowo podnosząc ją z ziemi.
– Odruchowo? –
spytał surowym tonem. Zapadła cisza. Profesor znów obrócił się do niej plecami.
Wezwał ją z pozornie banalnego powodu. Sam nie wiedział dlaczego. Miał w dupie,
czy ściągała, czy też nie. Mało obchodziły go ludzkie sprawy. Bardziej
interesowały go własne doznania. Czuł, niepokojące mrowienie w dole brzucha,
czuł jak jego członek twardnieje. Ta dziewczyna… Zwrócił na nią uwagę już
pierwszego dnia, gdy pojawiła się na wykładzie. Nie rozumiał dlaczego. Była jak
inne, słaba, śmiertelna. Spotkał ją też dziś rano i od razu pojawiło się
podniecenie. Skrzywił się. Musi w końcu coś z tym zrobić, bo nadejdzie taki
moment, gdy nie będzie w stanie zapanować nad swoimi żądzami.
– No dobrze. –
Odezwała się Daria z ociąganiem. – Mam swoje podejrzenia, ale na podstawie
podejrzeń nie będę rzucać na nikogo oskarżeń.
Odwrócił się, po raz
kolejny mierząc ją badawczym wzorkiem. Darii przyszło do głowy, że zazwyczaj
roztargniony i dobrotliwy wykładowca, nagle zmienił się w bacznego obserwatora.
Pamiętała, jak trzy miesiące temu była u niego po spis potrzebnej literatury.
Kręcąc się zrzucił stosik książek, przewrócił kubek z kawą, przez pomyłkę
wręczył jej fakturę na ziemię do kwiatków. Był przy tym tak uroczo niepewny i
zakłopotany, jakby to on był studentem, a ona szacowną panią profesor. A teraz?
Dookoła nic się nie zmieniło, panował ten sam bałagan, na półkach zalegała ta sama
warstwa kurzu. Tylko on był inny.
– Jestem ambitny –
westchnął ze smutkiem. – Sądziłem że moi studenci nie muszą uciekać się do tak
niskich praktyk.
Daria uśmiechnęła się
do swych poprzednich myśl z przekąsem. A jednak nie do końca był inny. Te słowa
wiele wyjaśniały.
– Porozmawiam z tą
osobą, co do której mam podejrzenia – obiecała.
Przytaknął ruchem
głowy, zastanawiając się, czy powinien zaproponować jej seks. Coś tam mu
majaczyło, że to może zostać bardzo źle przyjęte. To ciało, które wybrał, do wielu
rzeczy nie było już zdolne. Zerknął w dół, na spore wybrzuszenie w spodniach. Nie,
akurat do tego było jeszcze zdatne.
– Możesz iść –
mruknął. Lepiej szybko się jej pozbyć.
– Nie przepyta
mnie pan…
– Nie! – warknął.
Podniecenie rosło, sprawiając, że tracił nad sobą panowanie. – Wyjdź!
Nie powiedziała nic
więcej, nie zaprotestowała. Szybko zniknęła za nieco odrapanymi drzwiami. Ze
świstem wypuścił powietrze, a potem gwałtownym ruchem rozpiął spodnie, zsuwając
je razem z bielizną.
– Muszę coś z tym
zrobić – odezwał się ze złością, patrząc z odrazą na niewielkiego członka,
któremu daleko było do tego, co zazwyczaj widywał w tym miejscu. – Inaczej
rzucę się nawet na tę podstarzałą raszplę z dyżurki.
Ale to przecież nie w
tej postaci. Fuknął rozgniewany. Musi wrócić do domu, zmienić postać i udać się
na polowanie. Nie ma innego wyjścia. Tym razem jednak nie postąpi tak jak pod
klubem. Dosyć zwracania na siebie uwagi. Tym razem musi to zrobić bardziej po
ludzku. Do stu demonów! Weźmie pierwszą lepszą, niech tylko będzie chętna i
szybka.
Splunął pod nogi, po
czym z powrotem wciągnął spodnie.
Czas na łowy.
***
Nocować mieli w starej
chacie na skraju lasu. Rozpalili ogień na kominku w głównej izbie, zapełnili
lodówkę alkoholem i przekąskami, rozdzielili łóżka. Jej przypadło pod oknem, w
pokoju z jeszcze trzema innymi dziewczynami oraz Igą. Niedbale wepchnęła torbę
w szafkę stolika nocnego, po czym zbiegła na dół.
Było gwarnie i głośno.
Sięgnęła po kieliszek czerwonego wina, przysłuchując się rozmowom, tym poważnym
i tym całkiem niepoważnym. Wypiła go prawie duszkiem, dopiero potem otrzeźwiała
i dolała sobie wody. Zjadła jedną kanapkę, w zamyśleniu patrząc na krajobraz za
oknem, pełen śnieżnej bieli. Później, nie mówiąc nic nikomu, szybko wciągnęła
śniegowce, zarzuciła na siebie ciepłą kurtkę. Pomyślała, że trochę się
przejdzie. Sama, bo nie pragnęła akurat niczyjego towarzystwa.
Oddychała przenikliwym,
orzeźwiającym powietrzem, kierując się drogą wzdłuż skraju lasu. Z zachwytem
przyglądała okolicy.
– Niby tak blisko,
a nigdy tu nie byłam – mruknęła. Dom, który wynajęła wraz z przyjaciółmi już
dawno zniknął jej z oczu. Za to pokazał się inny. Równie samotny, umieszczony
na uboczu, ale wyglądający dużo solidniej.
I nagle Darię olśniło.
To przecież tutaj mieszkał profesor. Kiedyś, któryś ze studentów uczył go, jak
korzystać z facebooka i wrzucił fotki jego lokum. Od razu je skojarzyła, bo
były robione również zimą. W taki sam słoneczny dzień.
Nie namyślała się
długo. Prawie biegiem ruszyła w stronę niskiego domku z czerwonym dachem. A
kiedy była już blisko, raptownie przystanęła zdumiona, bo drzwi wejściowe były
otwarte na oścież. Trwała tak w bezruchu, zastanawiając się, czy powinna się
naprzykrzać starszemu człowiekowi, który wyraźnie tęsknił do samotności. Może wcale
nie chciał gościć u siebie ciekawskiej i natrętnej studentki? Z drugiej strony,
miała szczery zamiar jedynie się przywitać.
Ostrożnie zajrzała za
uchylone drzwi. W środku dziwnie pachniało, można by wręcz uznać, że
śmierdziało. Wykrzywiła się z odrazą. Co za syf! Jak tak poważny, inteligentny
i utytułowany człowiek mógł mieszkać w czymś takim? Weszła prosto do
niewielkiego pokoju połączonego z kuchnią. Śmieci, resztki jedzenia, potłuczone
szkło i… Przykucnęła, podejrzliwie przyglądając się palmie o nieregularnym zarysie.
Czy to krew? Boże!
Błyskawicznie zerwała
się na nogi. Czyżby profesorowi coś się stało? Ktoś go napadł, uwięził, może
nawet zabił?! Stąd te otwarte na oścież drzwi. Przerażona rozejrzała się
dookoła. Tu go nie było, ale w głąb domu prowadził ciemny korytarz. Zawahała
się. Powinna wrócić po pomoc? A jeśli liczy się każda sekunda? Nie może tak po
prostu stchórzyć.
Starając się oddychać
jak najpłycej, ruszyła w głąb domu. Chociaż okna były zasłonięte okiennicami,
panował jedynie nieznaczny półmrok. I z każdym krokiem nasilał się ten wstrętny
odór. Zatkała nos, zmuszając się do oddychania ustami. Tak lepiej, choć miała
złe przeczucia, Bardzo złe przeczucia. Pierwszym pomieszczeniem okazała się
mała łazienka. Pusta i brudna, jak reszta domu. Później prostokątny pokój,
chyba taki magazyn do wszystkiego, bo choć panował tu nieład, to pod ścianami
stały głównie stosy kartonów wszelkich rozmiarów. W końcu doszła do sypialni.
Teraz poczuła strach. Odór nasilił się, bo chyba tutaj znajdowało się jego
źródło. Przełknęła głośno ślinę otwierając drzwi i zamarła.
To, co ujrzała
przypominało widok jak z najgorszego koszmaru. Nic, czego wcześniej
doświadczyła, nie przygotowało jej na coś takiego. Wszechobecny fetor pochodził
z leżących na wielkim łożu zwłok. Dookoła zauważyła jeszcze wszelkiej maści
robactwo, po czym w ataku paniki, cofnęła się do tyłu, chcąc uciec. Nie
zdążyła. Silne ramię objęło ją w pół, szorstka dłoń zasłoniła usta. Poczuła
lekkie uderzenie i straciła przytomność.
Powrót do
rzeczywistości był bardzo brutalny. Ktoś mocno uderzył ją w twarz. Przerażona,
uchyliła powieki, napotykając zimne spojrzenie oczu o kolorze nieba przed
burzą. Nagle wróciło wspomnienie rozkładającego się trupa, a jednocześnie Daria
uświadomiła sobie, że to był profesor. Jednak bardziej porażająca była pewność,
że musiał umrzeć dawno temu, miesiąc, może więcej. A przecież rozmawiała z nim
jeszcze przedwczoraj.
– W końcu –
mruknął nieznajomy, prostując się. Był prawie nagi, jeśli nie liczyć
poszarpanych spodni. Włosy miał potargane, kruczoczarne. Twarz szczupłą, z
wyraźnie szpiczastym podbródkiem, skórę jasną, prawie białą. Najbardziej
niezwykły nie był jednak wygląd, a chłód bojący od jego ciała, pogarda widoczna
w zmrużonych po kociemu oczach. – Co tu robisz?
Babeczko, lutego :) chyba, że przez rok Cię nie bedzie, a mam nadzieję, że tylko 5 dni ;)
OdpowiedzUsuńOj Babeczko, we wstępie chyba miałaś na myśli 5 lutego :) opowiadanie cudeńko!
OdpowiedzUsuńBabeczko, piszesz świetne opowiadania 😊 często tu zaglądam i chciałabym zapytać co z Wygraną III? Pozdrawiam serdecznie 😉
OdpowiedzUsuńO nie! I w takim momencie kończyć?!
OdpowiedzUsuńBabeczko, piszesz świetne opowiadania 😉 zapytam tylko czy są jakies wieści co do Wygranej III ? Pozdrawiam serdecznie 😊
OdpowiedzUsuńCo do Wygranej, to ja myślę że już wkrótce. Wiem że pisałam to nie raz, ale jest to rzecz na którą nie miałam wpływu i dopiero teraz widać światełko w tunelu :-)
OdpowiedzUsuńŚwietne, ale złapałam jeden błąd. Mówi się, że coś jest czyjeś anie kogoś, bo był taki fragment, w którym pojawiło się pytanie "A kogo?". Powinno być "A czyje?". Kawałek jak zwykle niesamowity, z niecierpliwością czekam na więcej :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
S.
Cześć :) Czytam Cię od dłuższego czasu i bardzo podobają mi się Twoje opowiadania :) Jednak chciałabym zwrócić Ci uwagę na pewien błąd, który trochę zmniejsza komfort czytania, a mianowicie "przysłowiowej igły w stogu siana" itp. Jest to błąd, który co raz często się pojawia i jest dość irytujący. "Zgubić się jak iła w stogu siana" nie jest przysłowiem, podobnie jak np. wpaść jak śliwka w kompot - są to związki frazeologiczne. Przysłowiem jest np. "Idzie luty, obuj buty." Różnicę stanowi tu forma, związki frazeologiczne zwykle mają postać porównań bądź równoważników zdania, natomiast powiedzenia występują w formie zdań. Mam nadzieję, że zwrócisz na to uwagę w przyszłości. Oczywiście nie chcę Cię obrazić, ani nic w tym stylu ;)
OdpowiedzUsuńI jeszcze jeden malutki błędzik: "W takim razie kogo?" nie kogo, a czyja ściąga :)
Pozdrawiam serdecznie :D
Wcale nie mam pretensji, wręcz przeciwnie, jestem wdzięczna, chociaż chyba jest zbyt późno i za nic nie mogę zrozumieć o co chodzi z tą igłą :-) To nic, wrócę do tego jutro. Z tą ściągą już jedna osoba powyżej pisała to samo :-D Nawet tego nie zauważyłam, chociaż błąd jest ewidentny ;-/
UsuńW każdym razie dziękuję!
To opowiadanie jest świetne... Czekam na więcej...😰
OdpowiedzUsuńBabeczki Twoje opowiadania są cudowne. Czytam każde mozkiwe. Ale czekam z utęsknieniem na onego. Kiedy dodasz kolejna część?
OdpowiedzUsuńOpowiadanie super :) myślę że te błędy zauważa bardzo mało osób :) np dla mnie liczy się bardziej historia i to że jest kilka błędów to mało znaczy tym bardziej że masz super styl pisania :) ja w przeciwieństwie do innych zapytam: kiedy będzie "On"??
OdpowiedzUsuńfajne opowiadanie.ja mam cicha nadzieje ze bedziesz kontynuowac Nie umiem stapac tak cicho... lubie takie gotyckie klimaty najbardziej w twojej tworczpsci ale ostatnio niestety tematyka jest calkiem inna.
OdpowiedzUsuńBabeczko, a Uzurpator?
OdpowiedzUsuńDoskonały rozdział. Doskonały, doskonale oddający wszystkie uczucia i odczucia Darii, rozterki, determinację (może nieco za mało rozwinięta aura watpliwosci, mało zaakcentowane uczucia rozdarcia, zawahania, zanim poszła w głąb i w trakcie zagłębiania się w ciemne korytarze). I ten fetor, i to odkrycie, brutalne zderzenie z rzeczywistością - no po prostu doskonałe. Nic dodać, nic ująć. Najlepsze, jakie kiedykolwiek u Ciebie przeczytałam ;)
OdpowiedzUsuń