poniedziałek, 30 stycznia 2017

Do piekła i z powrotem (II)

Zrobię to tutaj, bo info z lewej niektórzy nie czytają. Będzie krótka przerwa, raptem z pięć dni. Dziś daję kawałek poniżej, jutro Uzurpatora, a kolejne teksty dopiero po 5 stycznia.

           Do piekła i z powrotem (II)
Daria szeroko ziewnęła. Siedziała na ławce, przed uczelnią, ciesząc się złocistym blaskiem słońca, które tego dnia postanowiło łaskawie ukazać swą twarz światu. Świeciło tak mocno, że w połączeniu z wszechobecnym śniegiem, z rozpościerającą się bielą, potrafiło solidnie oślepić.
Chuchnęła w nieco zziębnięte dłonie, z irytacją zastanawiając się, kiedy zjawi się jej przyjaciółka. W końcu zauważyła, że ktoś się zbliża. Jednak bardzo szybko spostrzegła też, że z pewnością to nie jest Iga. Przysadzista, nieco zgarbiona sylwetka, okulary na nosie, siwe kosmyki włosów.
– Dzień dobry – powiedziała grzecznie. Profesor spojrzał na nią bystro znad szkieł okularów, lekko się uśmiechając.
– Dzień dobry – odpowiedział. Nie minął jej jednak, zatrzymując się tuż obok i bacznie się przyglądając. – Jest pani moją studentką?
– Tak – przytaknęła.
– Uhm, uhm – mruknął. Nie ta płeć, pomyślał z irytacją. Tak w ogóle to miał już powoli wszystkiego dosyć. Kadya niech sama się tu zjawi i szuka tej przysłowiowej igły w stogu siana. Odwrócił się od dziewczyny, która patrzyła na niego z ukrytą życzliwością i szybko oddalił. Czuł, że jeśli tego nie zrobi, to będzie musiał ją zabić. Za tą cholerną życzliwość, za to, że wróciło podniecenie z ubiegłej nocy. Nic dziwnego, wedle tutejszych kanonów była ładna, nawet bardzo ładna. Ciemne, kręcone włosy wymykały się spod włóczkowej czapeczki, duże zielone oczy błyszczały radością, pełne usta umalowane na różowo, wręcz namawiały, aby ich dotknąć, spróbować ich soczystości. Davyan zaklął pod nosem. Nie, nie tutaj. Musi trzymać na wodzy żądze, wykonać powierzone mu zadanie. Bo inaczej nie będzie miał po co wracać do swojego świata.

Daria przekrzywiła głowę, patrząc ze zdumieniem na oddalającego się profesora. Był jakiś inny. Powróciło dziwne wrażenie z przedwczorajszego wykładu. Obcości, chłodu. No cóż, to drugie łatwo wytłumaczyć, zbyt długo siedziała na mrozie. Wstała, sięgając po torbę i wtedy ujrzała Igę. Jej przyjaciółka zbliżała się szybkim krokiem, prawie biegiem, z rumieńcami na policzkach i błyszczącymi z podniecenia oczyma.
– Spóźniłaś się – powiedziała do niej z wyrzutem Daria.
– Daj spokój. Co to jest te nędzne dziesięć minut.
– Dwadzieścia.
– Niech będzie. Słyszałaś? – Wyglądała jakby za chwilę miała pęknąć od nadmiaru emocji.
– O czym?
– O wczorajszym morderstwie pod klubem?
Daria przyspieszyła, jednocześnie spoglądając na nią ze zdziwieniem.
– O morderstwie? Nie.
– Ja nie wiem, jakim cudem zawsze jesteś niedoinformowana?
– Ponieważ nie lubię plotkować? – spytała z ironią. – Przebieraj szybciej tymi nóżkami, bo pierwsze mamy kolokwium z profesorem. A propos profesora, nie sądzisz, że jest jakiś dziwny?
– On? Zawsze był. Jak zwykle dopiero teraz to zauważyłaś. Nie jesteś ciekawa szczegółów?
– Wal – odparła z rezygnacja Daria. Jeśli nie pozwoli się jej wyglądać, Iga zawali dzisiejsze koło, bo nie pozbywszy się nadmiaru pary, po prostu nie będzie potrafiła się skupić.
– Facet pojawił się znikąd. Był prawie nagi, zakrwawiony, oczy mu ponoć błyszczały jak w jakimś pieprzonym horrorze klasy b! – Iga wręcz połykała słowa. – Rzucił się na jedną laskę, a gdy ta zaczęła wrzeszczeć, to skręcił jej kark.
– Kark? – Tym razem to Daria przystanęła. – Jak to błyszczały mu oczy?
– Ten ochroniarz, co chciał go zatrzymać, padł trupem, gdy tylko stanął mordercy na drodze. Jak go ocucili to wrzeszczał coś o szatanie i piekle. Nieznajomy zniknął równie niespodziewanie, jak się pojawił. Niektórzy mówią, że zamienił się w wilka i pobiegł w kierunku lasu.
– Taaa – mruknęła jej przyjaciółka. – Wyobraźnia ludzka nie zna granic. Dalej chodź, chyba już się zaczęło.
Chyłkiem wślizgnęły się do audytorium, gdzie wszyscy od dobrych kilku minut w ciszy pochylali się nad kartkami. Przeprosiły, zajęły miejsca, dostały zestaw pytań i przystąpiły do pracy. A jednak to Daria tym razem nie potrafiła się skupić. Te błyszczące oczy… Czy to prawda, że gołymi rękoma skręcił kark ofierze? Doskonale zdawała sobie sprawę, że ludzie lubią wyolbrzymiać, zwłaszcza w takich chwilach. Trudno, porozmawia z matką i może dowiedzą się czegoś razem. Na razie nie powinna się niepokoić, a skupić na sprawdzianie.
Po kwadransie zrozumiała, że nie da rady udzielić odpowiedzi na trzecie pytanie. Po prostu nie umiała tego tematu. Wrzuciła długopis do torby i wstała, z zamiarem oddania kartki. Nie było sensu dłużej tu siedzieć i gapić się bezmyślnie w okno. Chciała podejść do czytającego gazetę profesora, oddać mu pracę i pójść na porządną kawę. Gdy była przy pierwszym rzędzie, zauważyła coś na podłodze. Bezmyślnie podniosła to, a potem podeszła do biurka.
– Już? – Wykładowca spojrzał na nią zdumiony. – Szybko.
– Myślę, że wystarczy – uśmiechnęła się lekko. A wtedy on spojrzał na to, co trzymała w drugiej ręce.
– Ściąga? Pani raczy żartować!
Powiodła za jego wzorkiem.
– Nie wiem co to jest  – odparła spłoszona, zgodnie z prawdą. – Leżało na podłodze.
– Leżało?
– Tak. Gdzieś tam – machnęła w bliżej nieokreślonym kierunku.
– Leżało? – powtórzył z ironią. – Za pół godziny proszę się zjawić w mnie.
– Ale… – zaczęła i przerwała. Jasna cholera, co za pech! Zabije tego gnoja, który wyrzucił ściągę prosto pod jej nogi. Nawet domyślała się, kto to był. Wściekła, wyszła z sali, zatrzaskując za sobą energicznie drzwi. Kupiła kawę i sącząc ją powoli, ponuro zastanawiała się nad linią obrony. Faktycznie, głupio wyszło, ale przecież gdyby naprawdę ściągała, to przecież nie postąpiłaby tak idiotycznie. Chyba profesor to zrozumie, nawet jeśli w pierwszej chwili zareagował ze złością. To do niego trochę niepodobne, ale miał prawo zdenerwować się tym incydentem. Wyrzuciła pusty kubek po kawie, po czym z niechęcią pomaszerowała na drugie piętro. Odnalazła pokój profesora, głęboko odetchnęła, po czym zapukała.
– Proszę wejść – rozległ się stłumiony głos. Stał przy oknie, z rękoma skrzyżowanymi za plecami. Kiedy weszła, odwrócił się, mierząc ją bacznym spojrzeniem.
– Niech pani usiądzie. – Wskazał jedyne wolne miejsce.
– To nie była moja ściąga. – Zaczęła Daria, rumieniąc się ze wstydu. Co za pech, co za cholerny pech! – Ja wszystko umiem, zresztą mogę to udowodnić nawet w tej chwili.
– W takim razie kogo?
– Nie wiem – zająknęła się, za wszelką cenę pragnąc robić to wiarygodnie. – Nie zwróciłam na to uwagi. Działałam odruchowo podnosząc ją z ziemi.
– Odruchowo? – spytał surowym tonem. Zapadła cisza. Profesor znów obrócił się do niej plecami. Wezwał ją z pozornie banalnego powodu. Sam nie wiedział dlaczego. Miał w dupie, czy ściągała, czy też nie. Mało obchodziły go ludzkie sprawy. Bardziej interesowały go własne doznania. Czuł, niepokojące mrowienie w dole brzucha, czuł jak jego członek twardnieje. Ta dziewczyna… Zwrócił na nią uwagę już pierwszego dnia, gdy pojawiła się na wykładzie. Nie rozumiał dlaczego. Była jak inne, słaba, śmiertelna. Spotkał ją też dziś rano i od razu pojawiło się podniecenie. Skrzywił się. Musi w końcu coś z tym zrobić, bo nadejdzie taki moment, gdy nie będzie w stanie zapanować nad swoimi żądzami.
– No dobrze. – Odezwała się Daria z ociąganiem. – Mam swoje podejrzenia, ale na podstawie podejrzeń nie będę rzucać na nikogo oskarżeń.
Odwrócił się, po raz kolejny mierząc ją badawczym wzorkiem. Darii przyszło do głowy, że zazwyczaj roztargniony i dobrotliwy wykładowca, nagle zmienił się w bacznego obserwatora. Pamiętała, jak trzy miesiące temu była u niego po spis potrzebnej literatury. Kręcąc się zrzucił stosik książek, przewrócił kubek z kawą, przez pomyłkę wręczył jej fakturę na ziemię do kwiatków. Był przy tym tak uroczo niepewny i zakłopotany, jakby to on był studentem, a ona szacowną panią profesor. A teraz? Dookoła nic się nie zmieniło, panował ten sam bałagan, na półkach zalegała ta sama warstwa kurzu. Tylko on był inny.
– Jestem ambitny – westchnął ze smutkiem. – Sądziłem że moi studenci nie muszą uciekać się do tak niskich praktyk.
Daria uśmiechnęła się do swych poprzednich myśl z przekąsem. A jednak nie do końca był inny. Te słowa wiele wyjaśniały.
– Porozmawiam z tą osobą, co do której mam podejrzenia – obiecała.
Przytaknął ruchem głowy, zastanawiając się, czy powinien zaproponować jej seks. Coś tam mu majaczyło, że to może zostać bardzo źle przyjęte. To ciało, które wybrał, do wielu rzeczy nie było już zdolne. Zerknął w dół, na spore wybrzuszenie w spodniach. Nie, akurat do tego było jeszcze zdatne.
– Możesz iść – mruknął. Lepiej szybko się jej pozbyć.
– Nie przepyta mnie pan…
– Nie! – warknął. Podniecenie rosło, sprawiając, że tracił nad sobą panowanie. – Wyjdź!
Nie powiedziała nic więcej, nie zaprotestowała. Szybko zniknęła za nieco odrapanymi drzwiami. Ze świstem wypuścił powietrze, a potem gwałtownym ruchem rozpiął spodnie, zsuwając je razem z bielizną.
– Muszę coś z tym zrobić – odezwał się ze złością, patrząc z odrazą na niewielkiego członka, któremu daleko było do tego, co zazwyczaj widywał w tym miejscu. – Inaczej rzucę się nawet na tę podstarzałą raszplę z dyżurki.
Ale to przecież nie w tej postaci. Fuknął rozgniewany. Musi wrócić do domu, zmienić postać i udać się na polowanie. Nie ma innego wyjścia. Tym razem jednak nie postąpi tak jak pod klubem. Dosyć zwracania na siebie uwagi. Tym razem musi to zrobić bardziej po ludzku. Do stu demonów! Weźmie pierwszą lepszą, niech tylko będzie chętna i szybka.
Splunął pod nogi, po czym z powrotem wciągnął spodnie.
Czas na łowy.
***
Nocować mieli w starej chacie na skraju lasu. Rozpalili ogień na kominku w głównej izbie, zapełnili lodówkę alkoholem i przekąskami, rozdzielili łóżka. Jej przypadło pod oknem, w pokoju z jeszcze trzema innymi dziewczynami oraz Igą. Niedbale wepchnęła torbę w szafkę stolika nocnego, po czym zbiegła na dół.
Było gwarnie i głośno. Sięgnęła po kieliszek czerwonego wina, przysłuchując się rozmowom, tym poważnym i tym całkiem niepoważnym. Wypiła go prawie duszkiem, dopiero potem otrzeźwiała i dolała sobie wody. Zjadła jedną kanapkę, w zamyśleniu patrząc na krajobraz za oknem, pełen śnieżnej bieli. Później, nie mówiąc nic nikomu, szybko wciągnęła śniegowce, zarzuciła na siebie ciepłą kurtkę. Pomyślała, że trochę się przejdzie. Sama, bo nie pragnęła akurat niczyjego towarzystwa.
Oddychała przenikliwym, orzeźwiającym powietrzem, kierując się drogą wzdłuż skraju lasu. Z zachwytem przyglądała okolicy.
– Niby tak blisko, a nigdy tu nie byłam – mruknęła. Dom, który wynajęła wraz z przyjaciółmi już dawno zniknął jej z oczu. Za to pokazał się inny. Równie samotny, umieszczony na uboczu, ale wyglądający dużo solidniej.
I nagle Darię olśniło. To przecież tutaj mieszkał profesor. Kiedyś, któryś ze studentów uczył go, jak korzystać z facebooka i wrzucił fotki jego lokum. Od razu je skojarzyła, bo były robione również zimą. W taki sam słoneczny dzień.
Nie namyślała się długo. Prawie biegiem ruszyła w stronę niskiego domku z czerwonym dachem. A kiedy była już blisko, raptownie przystanęła zdumiona, bo drzwi wejściowe były otwarte na oścież. Trwała tak w bezruchu, zastanawiając się, czy powinna się naprzykrzać starszemu człowiekowi, który wyraźnie tęsknił do samotności. Może wcale nie chciał gościć u siebie ciekawskiej i natrętnej studentki? Z drugiej strony, miała szczery zamiar jedynie się przywitać.
Ostrożnie zajrzała za uchylone drzwi. W środku dziwnie pachniało, można by wręcz uznać, że śmierdziało. Wykrzywiła się z odrazą. Co za syf! Jak tak poważny, inteligentny i utytułowany człowiek mógł mieszkać w czymś takim? Weszła prosto do niewielkiego pokoju połączonego z kuchnią. Śmieci, resztki jedzenia, potłuczone szkło i… Przykucnęła, podejrzliwie przyglądając się palmie o nieregularnym zarysie. Czy to krew? Boże!
Błyskawicznie zerwała się na nogi. Czyżby profesorowi coś się stało? Ktoś go napadł, uwięził, może nawet zabił?! Stąd te otwarte na oścież drzwi. Przerażona rozejrzała się dookoła. Tu go nie było, ale w głąb domu prowadził ciemny korytarz. Zawahała się. Powinna wrócić po pomoc? A jeśli liczy się każda sekunda? Nie może tak po prostu stchórzyć.
Starając się oddychać jak najpłycej, ruszyła w głąb domu. Chociaż okna były zasłonięte okiennicami, panował jedynie nieznaczny półmrok. I z każdym krokiem nasilał się ten wstrętny odór. Zatkała nos, zmuszając się do oddychania ustami. Tak lepiej, choć miała złe przeczucia, Bardzo złe przeczucia. Pierwszym pomieszczeniem okazała się mała łazienka. Pusta i brudna, jak reszta domu. Później prostokątny pokój, chyba taki magazyn do wszystkiego, bo choć panował tu nieład, to pod ścianami stały głównie stosy kartonów wszelkich rozmiarów. W końcu doszła do sypialni. Teraz poczuła strach. Odór nasilił się, bo chyba tutaj znajdowało się jego źródło. Przełknęła głośno ślinę otwierając drzwi i zamarła.
To, co ujrzała przypominało widok jak z najgorszego koszmaru. Nic, czego wcześniej doświadczyła, nie przygotowało jej na coś takiego. Wszechobecny fetor pochodził z leżących na wielkim łożu zwłok. Dookoła zauważyła jeszcze wszelkiej maści robactwo, po czym w ataku paniki, cofnęła się do tyłu, chcąc uciec. Nie zdążyła. Silne ramię objęło ją w pół, szorstka dłoń zasłoniła usta. Poczuła lekkie uderzenie i straciła przytomność.
Powrót do rzeczywistości był bardzo brutalny. Ktoś mocno uderzył ją w twarz. Przerażona, uchyliła powieki, napotykając zimne spojrzenie oczu o kolorze nieba przed burzą. Nagle wróciło wspomnienie rozkładającego się trupa, a jednocześnie Daria uświadomiła sobie, że to był profesor. Jednak bardziej porażająca była pewność, że musiał umrzeć dawno temu, miesiąc, może więcej. A przecież rozmawiała z nim jeszcze przedwczoraj.
– W końcu – mruknął nieznajomy, prostując się. Był prawie nagi, jeśli nie liczyć poszarpanych spodni. Włosy miał potargane, kruczoczarne. Twarz szczupłą, z wyraźnie szpiczastym podbródkiem, skórę jasną, prawie białą. Najbardziej niezwykły nie był jednak wygląd, a chłód bojący od jego ciała, pogarda widoczna w zmrużonych po kociemu oczach. – Co tu robisz?
 

15 komentarzy:

  1. Babeczko, lutego :) chyba, że przez rok Cię nie bedzie, a mam nadzieję, że tylko 5 dni ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj Babeczko, we wstępie chyba miałaś na myśli 5 lutego :) opowiadanie cudeńko!

    OdpowiedzUsuń
  3. Babeczko, piszesz świetne opowiadania 😊 często tu zaglądam i chciałabym zapytać co z Wygraną III? Pozdrawiam serdecznie 😉

    OdpowiedzUsuń
  4. O nie! I w takim momencie kończyć?!

    OdpowiedzUsuń
  5. Babeczko, piszesz świetne opowiadania 😉 zapytam tylko czy są jakies wieści co do Wygranej III ? Pozdrawiam serdecznie 😊

    OdpowiedzUsuń
  6. Co do Wygranej, to ja myślę że już wkrótce. Wiem że pisałam to nie raz, ale jest to rzecz na którą nie miałam wpływu i dopiero teraz widać światełko w tunelu :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetne, ale złapałam jeden błąd. Mówi się, że coś jest czyjeś anie kogoś, bo był taki fragment, w którym pojawiło się pytanie "A kogo?". Powinno być "A czyje?". Kawałek jak zwykle niesamowity, z niecierpliwością czekam na więcej :D
    Pozdrawiam,
    S.

    OdpowiedzUsuń
  8. Cześć :) Czytam Cię od dłuższego czasu i bardzo podobają mi się Twoje opowiadania :) Jednak chciałabym zwrócić Ci uwagę na pewien błąd, który trochę zmniejsza komfort czytania, a mianowicie "przysłowiowej igły w stogu siana" itp. Jest to błąd, który co raz często się pojawia i jest dość irytujący. "Zgubić się jak iła w stogu siana" nie jest przysłowiem, podobnie jak np. wpaść jak śliwka w kompot - są to związki frazeologiczne. Przysłowiem jest np. "Idzie luty, obuj buty." Różnicę stanowi tu forma, związki frazeologiczne zwykle mają postać porównań bądź równoważników zdania, natomiast powiedzenia występują w formie zdań. Mam nadzieję, że zwrócisz na to uwagę w przyszłości. Oczywiście nie chcę Cię obrazić, ani nic w tym stylu ;)

    I jeszcze jeden malutki błędzik: "W takim razie kogo?" nie kogo, a czyja ściąga :)

    Pozdrawiam serdecznie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcale nie mam pretensji, wręcz przeciwnie, jestem wdzięczna, chociaż chyba jest zbyt późno i za nic nie mogę zrozumieć o co chodzi z tą igłą :-) To nic, wrócę do tego jutro. Z tą ściągą już jedna osoba powyżej pisała to samo :-D Nawet tego nie zauważyłam, chociaż błąd jest ewidentny ;-/
      W każdym razie dziękuję!

      Usuń
  9. To opowiadanie jest świetne... Czekam na więcej...😰

    OdpowiedzUsuń
  10. Babeczki Twoje opowiadania są cudowne. Czytam każde mozkiwe. Ale czekam z utęsknieniem na onego. Kiedy dodasz kolejna część?

    OdpowiedzUsuń
  11. Opowiadanie super :) myślę że te błędy zauważa bardzo mało osób :) np dla mnie liczy się bardziej historia i to że jest kilka błędów to mało znaczy tym bardziej że masz super styl pisania :) ja w przeciwieństwie do innych zapytam: kiedy będzie "On"??

    OdpowiedzUsuń
  12. fajne opowiadanie.ja mam cicha nadzieje ze bedziesz kontynuowac Nie umiem stapac tak cicho... lubie takie gotyckie klimaty najbardziej w twojej tworczpsci ale ostatnio niestety tematyka jest calkiem inna.

    OdpowiedzUsuń
  13. Babeczko, a Uzurpator?

    OdpowiedzUsuń
  14. Doskonały rozdział. Doskonały, doskonale oddający wszystkie uczucia i odczucia Darii, rozterki, determinację (może nieco za mało rozwinięta aura watpliwosci, mało zaakcentowane uczucia rozdarcia, zawahania, zanim poszła w głąb i w trakcie zagłębiania się w ciemne korytarze). I ten fetor, i to odkrycie, brutalne zderzenie z rzeczywistością - no po prostu doskonałe. Nic dodać, nic ująć. Najlepsze, jakie kiedykolwiek u Ciebie przeczytałam ;)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.