Wiecie jak trudno zmiękczyć chociaż trochę takiego twardziela i wydobyć odrobinę ludzkich uczuć z prawdziwego bydlaka? Uff!
Mikołajkowy, soczysty kawałek na zakończenie :-)
Przepraszam, że tak po macoszemu traktuję komentarze, ale naprawdę brakuje mi czasu i gdy już siądę przed kompem, to piszę. Wszystkie komentarze czytam na telefonie, ale nie lubię stamtąd odpowiadać. Przepis na pierniczki w linku:
https://slodkababeczkarnia.blogspot.com/2014/12/pierniczki-przepis-autorski.html tylko zamiast 15 g proszku do pieczenia, powinno być 30g. I nie ma żadnej sody. Na początku dodawałam, ale wielkiej różnicy nie robiła, za to psuła smak.
Uzurpator wkrótce, tylko uporam się z codziennymi zobowiązaniami.
Tysiąc odcieni bieli (XIII)
– Gdzie jesteśmy?
– spytała wciąż zamroczona.
– W drodze do
twojego domu. Znalazłem w torebce dowód i sprawdziłem gdzie mieszkasz.
– Po co?
To wrogie pytanie wcale
nie zbiło go z tropu.
– Zemdlałaś –
wyjaśnił lakonicznie.
Jechali dość wolno.
Deszcz padał z taką siłą, że wycieraczki z ledwością nadążały oczyszczać szyby.
Silnik mruczał cicho i uspokajająco. Była cała mokra, otulona w zbyt obszerną
marynarkę.
– Dobrze. Nie
musisz wjeżdżać na osiedle.
– Jak chcesz.
Wzruszył ramionami i
skręcił w wąską uliczkę. Po prawej stronie stały wysokie na trzynaście pięter
bloki. Stare, ponure, pełne zabrudzonych okien i odrapanych balkonów. Skrzywił
się nieznacznie. Ohydna okolica.
– Tutaj? – spytał
zatrzymując się pod trzynastką.
– Tak. Dziękuję za
troskę – powiedziała bezbarwnym głosem. Wysiadła z auta nawet się nie
pożegnawszy. Zaczekał, aż wbiegnie po schodach i zniknie w czeluści pogrążonej
w półmroku klatce. Potem ze spokojem znalazł miejsce parkingowe i podążył tuż
za Agnieszką. Po prostu brakowało mu sił, by zostawić to w ten sposób. Musiał
jeszcze raz… Rafał zmarszczył brwi, stając przed pomalowaną na brzydki, brązowy
kolor windą. Musiał jeszcze raz co? Chyba kompletnie mu odbiło. Powinien
natychmiast to zakończyć i wrócić do siebie.
Ale kiedy wjechał na
ostatnie piętro, kiedy stanął przed prostymi, odrapanymi drzwiami z wymalowanym
na nich numerem, nie potrafił się już wycofać. Po drodze minął jeszcze jakąś
wystraszoną starszą panią, lecz nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi. Energicznie
zapukał, bo nigdzie nie zauważył dzwonka. Potem zrobił to jeszcze raz z
narastającą złością.
W końcu drzwi ostrożnie
się uchyliły. Zdążyła się przebrać w zwykły, wytarty dres. Włosy, choć nadal
mokre, związała w ciasny kok na czubku głowy.
– Po co za mną
szedłeś? – spytała z rezerwą.
– Wpuść mnie!
– Rafał. Daj
spokój. Miałeś rację, nie powinnam była się zjawiać. Źle zrobiłam.
– Wpuść mnie!
– Nie, bo…
Pchnął drzwi, a
zaskoczona Agnieszka uskoczyła do tyłu. Zatrzasnął je za sobą z hukiem i
spojrzał na wyraźnie przerażoną kobietę. Potem rozejrzał się po pomieszczeniu,
w którym się znalazł.
To było bardzo malutkie
mieszkanko. Kawalerka, nie więcej niż trzydzieści metrów. Po prawej aneks
kuchenny, po lewej łazienka, na wprost pokój z niewielkim oknem, bez balkonu. I
zaspany chłopczyk, z potarganymi włosami, w rozciągniętej piżamce w niebieskie
paski. Stał pośrodku, pod pachą trzymając wysłużonego misia i przecierając
oczy. Wyglądał na jakieś dwa, trzy lata. Może nawet mniej?
– Mamo?
Mamo? Gdyby na głowę
znieruchomiałego Rafała zawaliło się niebo, nie byłby bardziej zdumiony.
Spojrzał na pobladłą Agnieszkę i nagle skojarzył kilka oczywistych faktów. Nie
zabezpieczał się. Nigdy nie pytał, czy ona to robiła. I tak dziwnie łatwo się
poddała, gdy powiedział, że między nimi koniec. Czy to dlatego? Czy wiedziała
wtedy, że była w ciąży? Czy to dziecko… Ciemne włosy, ciemne oczy, szczupła
twarz z charakterystycznymi łukami brwi. Dziecko, które tak bardzo przypominało
jego samego ze starych fotografii.
Nawet nie potrzebował
potwierdzenia.
Niczego nie
potrzebował.
To był jego syn.
***
Całą noc spędził w
fotelu. Tępym wzrokiem wpatrywał się w niebo za ogromnym oknem. Od czasu do
czasu pociągał łyk bursztynowego płynu z trzymanej w dłoni butelki. Siedział
tak, odkąd wrócił po odwiezieniu Agnieszki, nie zdjął nawet przemoczonej marynarki.
Jego dziecko?
Jak mógł do tego
dopuścić? Jak mógł być tak nieostrożny, tak lekkomyślny? On, zawsze doskonale
panujący nad sytuacją, nad tym, co robił. Jak mógł tak kurewsko się wkopać?
Znał odpowiedź. Przy
niej o wszystkim zapominał, postępował nieracjonalnie, dając się ponieść
pragnieniom. Przecież właśnie z tego powodu zrezygnował. Uciekł… Butelka
wymsknęła mu się z ręki, rozbijając na granitowej posadzce. Nie zwrócił na to
uwagi, bo dawno była już pusta. Ukrył zmęczoną twarz w dłoniach, przeczesał
palcami włosy. Tak dobrze mu szło. Dlaczego się zjawiła?
Drgnął. Po raz pierwszy
dotarło do niego z całą świadomością, że działo się z nią coś złego. Nie!
Powiedziała, że robi to dla najbliższej osoby. Dla syna? Dla jego syna?
Nie wiedział o nim,
nawet nie przypuszczał, że mógł istnieć. Zresztą, gdyby wtedy coś podejrzewał,
nie dopuściłby do jego narodzin. Gdyby było trzeba, siłą zawlókłby ją w
odpowiednie miejsce. Bez względu na sprzeciw, nie licząc się z jej zdaniem. A
ona to wiedziała. I dlatego milczała przez tyle czasu. Dopiero teraz…
Zmarszczył brwi.
Mimo wszystko, dlaczego
przez tyle czasu nic nie powiedziała?
Nie pisnęła ani słówka?
Oprócz złości czuł potężne
rozczarowanie, żal, pewność że stracił coś niezwykle cennego, coś czego nigdy
nie odzyska. Czas. Czas był jedną z niewielu rzeczy, których nie mógł kupić. Przypomniał
sobie ogromne oczy chłopca, jego delikatną buzię, bezbronność i tak wielkie
podobieństwo do siebie samego. Jego nieśmiałe, odrobinę wystraszone „mamo”.. To
dziwne, ale do chaosu panującego w jego umyśle i duszy, dołączyła zazdrość. Nie
taka, jaką czasami czuł, wyobrażając sobie szczęśliwą Agnieszkę w ramionach
innego mężczyzny, a która sprawiała, że wpadał w szał. To było coś innego,
bardziej subtelnego, a jednak równie mocno spalało od wewnątrz.
Obok mniej ważnych
pytań, pojawiło się jeszcze jedno. Przyszła, bo potrzebowała pieniędzy.
Wiedział już dla kogo, ale nie znał powodu, dla którego to uczyniła. Niepokoiło
go to. Była uparta, silniejsza niż przypuszczał. Z mieszkania wyprowadziła się
po trzech dniach, lokal opuściła po tygodniu. Jakby chciała udowodnić mu, że
tym razem się nie podda. Zrezygnowała z niego równie łatwo, jak on z niej. I
nagle równie niespodziewanie wróciła. Inna. Szczuplejsza, bledsza i
piękniejsza. Nie umiał temu zaprzeczyć. Dla niego zawsze była najpiękniejsza.
Zawsze, chociaż robił wszystko, aby wymazać jej obraz ze swoich myśli.
Do wczoraj był pewien,
że mu się to udało.
Wstał. Chwiejnym
krokiem podszedł do lodówki, wyjmując stamtąd na wpół opróżnioną butelkę wina.
Nic innego już nie miał. Dobre i to, stwierdził, pociągając solidnego łyka.
Wino był wytrawne, cierpkie i doskonale schłodzone. Rafał oparł się o ścianę,
przymykając oczy. Chłodne szkło przyłożył do czoła. Znów pojawił się obraz
chłopca.
Gwałtownie się
wyprostował. A jeśli to on potrzebował pomocy? Jeśli nie chodziło o
zabezpieczenie jego przyszłości, ale o coś poważniejszego? Przecież mówiła,
zaraz… jak to powiedziała? Coś o braku innej możliwości. Zmarszczył czoło,
przesuwając po nim drżącą ręką. Miała takie smutne oczy. Zmęczone, podkrążone,
jakby pozbawione nadziei.
Jego oddech
przyspieszył. Nie, nie może tam wrócić. Jeśli to zrobi, to przepadnie.
Zabraknie mu siły, aby ją zostawić, znów pojawią się te dziwne pragnienia,
pożądanie, tęsknota. Nie może. Potrzebną sumę prześle przez pośrednika. I wróci
do swojego uporządkowanego życia bez uczuć.
To było doskonałe
wyjście. Tylko dlaczego, zamiast ulgi pojawił się żal?
***
Znów stał przed
brązowymi drzwiami bez dzwonka. Wściekły, zawzięty i zdecydowany. Nie, nie na
kapitulację. Wręcz przeciwnie.
Podniósł zaciśniętą
pieść, aby załomotać, kiedy drzwi nieoczekiwanie się otworzyły. Jednak po
drugiej stornie nie zobaczył Agnieszki, lecz całkiem obcego mężczyznę.
– Pan do nas? –
spytał nieznajomy, patrząc na niego przenikliwie. Był wysoki, szczupły, z
bystrymi oczami, spoglądającymi zza szkieł okularów. Rafał w pierwszej chwili
pomyślał, że pomylił piętra, jednak gdy z głębi mieszkania usłyszał damski
głos, zamarł. W jego duszy rozpętało się piekło, puls przyspieszył, nozdrza
zadrgały.
– Do Agnieszki –
warknął głucho. A więc to tak! Ta wywłoka z kimś była! Cholerna, puszczalska
dziwka! To prawie pewne, że ten bachor nie był jego, a podobieństwo tylko mu
się przywidziało.
– Matti, pamiętaj
jeszcze… – Kobieta pojawiła się za plecami nieznajomego i zamilkła raptownie.
Tuż obok niej stał chłopiec, piastując w objęciach tę samą, nieco przybrudzoną
zabawkę, co wczoraj. Spojrzał z ciekawością w rozwścieczone oczy Rafała, a
potem zgrabnie wdrapał się na stojący w pobliżu wózek.
– Będę pamiętał,
nie martw się – odpowiedział ciepło mężczyzna. – Wrócimy za kwadrans. Chyba, że
mamy zostać? – spytał, unosząc brwi.
– Nie. Kwadrans to
nie wieczność – uśmiechnęła się blado. – Poradzę sobie.
– Jak chcesz.
Pchając wózek, minął
znieruchomiałego na progu Rafała, po czym zniknął za rogiem.
– Czego chcesz? –
Drgnął, słysząc niechętne pytanie.
Nie odpowiedział. Bez
pozwolenia wepchnął się do środka. Wpuściła, go, chociaż robiła to z widocznym
wahaniem. Była zaskoczona, ale nie tym, ze się pojawił, lecz tym, jak wyglądał.
Wczorajsze ubranie, przekrwione oczy, zmierzwione włosy, wyraźna woń alkoholu.
– Musimy
porozmawiać.
– Dobrze. Byle
szybko, mam niewiele czasu.
Przedpokój był tak
mały, że z ledwością się tam zmieścili, a ciasna przestrzeń stworzyła na
dodatek atmosferę intymności. Rafałowi było to obojętne. Dłonie oparł o ścianę,
pochylając się i zakleszczając w prowizorycznym uścisku zaskoczoną Agnieszkę.
– Kto to był?! –
Każde jego słowo, chociaż wypowiedziane prawie szeptem, krzyczało. Oddech stał
się chrapliwy, a twarz zamieniła się w nieludzko wykrzywioną maskę.
Niejednokrotnie była świadkiem jego napadu szału, lecz w takim stanie widziała
go po raz pierwszy. – Kto to był do kurwy nędzy?! – wrzasnął.
Mało brakowało, a
roześmiałaby mu się w twarz. Dopiero teraz przyszło jej do głowy, że mógł
dwuznacznie zrozumieć obecność Mateusza.
– Uspokój się –
odparła. – Nowy partner mojej przyjaciółki. Powinieneś ją pamiętać. Oboje
pomagają mi jak mogą.
– Mam w to niby
uwierzyć?
– Nie musisz –
wzruszyła ramionami. O dziwo, ten gest sprawił, że uszło z niego trochę pary. –
Zresztą, skąd przekonanie, że muszę się tłumaczyć ze swojego życia osobistego?
– Bo to mój syn. –
Mało brakowało, a dodałby, że ona też jest jego. – Dlaczego to przede mną
ukryłaś? – dodał agresywnie. Tego tonu nie złagodziło nawet to, że naprawdę źle
wyglądała, zwłaszcza w jaskrawym świetle jarzeniówki wiszącej z boku. – Nie
miałaś prawa!
– Nie miałam prawa
do czego? Daruj, ale czy mam ci przypomnieć, kto kogo się pozbył jak
niewygodnego śmiecia?
Była tak blisko. Tak
niepokojąco blisko. Pojawiły się wspomnienia. Pierwszego spotkania, burzy, jaką
już wtedy wywołała w jego ciele i umyśle. A on tego nie lubił. Nienawidził. Wszystkiego
nienawidził. Spalającego od wewnątrz uczucia zazdrości, również.
– To moje dziecko,
prawda? – Chociaż przed chwilą sam odpowiedział sobie na to pytanie, to nadal chciał
mieć pewność. Gdzieś tam wciąż majaczyło wspomnienie mężczyzny w okularach.
Dlaczego miał wierzyć bez zastrzeżeń w jej słowa?
– Nie Rafale, to
tylko mój syn. I nie dziw się, że odmawiałam ci ojcostwa. Zresztą, o ciąży
dowiedziałam się prawie dwa miesiące po naszym ostatnim spotkaniu.
– Dałbym ci
pieniądze, abyś się wyskrobała.
Tym razem go uderzyła.
Po raz pierwszy, odkąd ją znał, ujrzał taką wściekłość w błękitnych oczach. Po
raz pierwszy odważyła się na coś takiego.
– Wynoś się! –
Chciała go odepchnąć, ale nie pozwolił na to. Jak zahipnotyzowany wpatrywał się
w jej usta, walcząc z pragnieniem, które tak naprawdę było nie do pokonania. Te
trzy lata nic nie dały. Stłumione uczucia powróciły z jeszcze większą siłą, a
tęsknota za jej dotykiem niemal pozbawiła go resztek panowania nad sobą.
– Dam ci te
pieniądze – mamrotał, półprzytomny z pożądania. – Chcę tylko…
– Mam się sprzedać
za życie syna?
– Skoro tak bardzo
go kochasz, to nie powinno być problemem. Poprzednim razem sprzedałaś się za
kamienicę.
Mało brakowało, a
odepchnęłaby go z całej siły, krzykiem żądając, aby się wyniósł. Co za bydlę! Z
całej siły zacisnęła wargi. To nie czas na tłumaczenie, że poprzednim razem to
fascynacja, a nie umowa, były powodem, dla którego tak szybko mu uległa. Ten
człowiek i tak tego nie zrozumie, nie był do tego zdolny.
– Pożyczysz mi te
pieniądze? – Po raz kolejny zadała to samo pytanie. – Bo jeśli nie, to możesz
już iść. Nie jesteś mi do niczego więcej potrzebny.
Dopiero kiedy na głos
wypowiedziała te słowa, dotarło do niej w jaki sposób mogą być zrozumiane. Zauważyła
na twarzy Rafała słabo maskowaną wściekłość.
– Pewnie, że
pójdę! – warknął, ale nie ruszył się nawet o centymetr. Za to podniósł w górę
prawą rękę, na chwilę zawiesił ją w powietrzu, a następnie dość nieporadnie
dotknął palcami zarumienionego policzka. Sprzeciw zniknął. Musiał, po prostu
musiał chociaż ją pocałować. Ten wewnętrzny, niczym nietłumiony nakaz okazał
się tak silny, że Rafał przestał nad sobą panować. Ale Agnieszka wykręciła
głowę na bok, odsuwając się z odrazą.
– Śmierdzisz –
powiedziała tylko. – Coś ty robił w nocy?
– Nie twoja
sprawa.
– Łatwiej byłoby
wyjaśnić, że piłeś.
– Nic nie jest
łatwe.
– Nie rozumiem cię
– przekręciła głowę, spoglądając prosto w ciemne, teraz mocno przekrwione oczy.
Dziwne, bo brakowało w nich tej wiecznej pogardy, pewności siebie, gniewu. Po
raz pierwszy od kiedy go spotkała, wyglądał na nieco… zagubionego. – Nie chcę
od ciebie nic poza sumą, którą i tak oddam. Ani uznania ojcostwa, ani
zainteresowania, niczego. Więc według ciebie jest w tym trudnego?
– Brak powodu.
– Brak powodu? –
uśmiechnęła się ze smutkiem. – Jakiś czas temu lekarz rodzinny skierował nas do
specjalisty, na dokładne badania. Dwa tygodnie temu zapadła diagnoza,
potwierdzona przez liczne grono, które zebrało się na konsylium. Od tego czasu
żegnam się z Malutkim przed każdym zaśnięciem, bo mam świadomość, że rankiem
mogę obudzić się obok… – zabrakło jej siły na wypowiedzenie tych kilku słów.
Były zbyt okrutne. Za to Rafał zamarł w bezruchu.
– Co mu jest? –
spytał w końcu niechętnym tonem.
– Wada serca. Do
naprawienia, ale nie u nas. Droga operacja, długa podróż. I kostucha depcząca
nam po piętach. Lwią część potrzebnej sumy pożyczyła mi Basia z Mateuszem. To
ten facet, którego o mało co przed chwilą nie pobiłeś. Ja też miałam trochę
oszczędności. Znajomi dorzucili kilka groszy. Lecz to zbyt mało. Chcę sprzedać
mieszkanie, ale to wymaga czasu.
– Więc zgłosiłaś
się do mnie?
– Tak. – Mimowolnie
położyła obie dłonie na jego piersi, unosząc głowę i patrząc ze smutkiem w
gniewne oczy. – Ostatnia, najwątlejsza deska ratunku.
Zagryzła wargi i nagle
znów się rozpłakała. Dźwigać na swoich barkach taki ciężar, tyle problemów i to
okropne uczucie bezsilności. Poczuła, że ma dość. A tuż obok stał mężczyzna,
którego wciąż kochała, którego nadal tak mocno pragnęła. Silny, twardy, o
szerokich ramionach, w których teraz bez sprzeciwu utonęła. Łkała, przytulona
do niego, z głową ukrytą na muskularnej piersi, szukając pocieszenia i ratunku.
Przestał jej nawet przeszkadzać nieprzyjemny odór alkoholu.
– Ja już nie mam siły
– szlochała. – Nie mam siły! Nie potrafię pomóc własnemu dziecku. Wiesz jakie
to okropne?
Nie wiedział. Nawet nie
starał się tego zrozumieć. Za to czując ciepło jej ciała, jego kuszącą
miękkość, od razu pomyślał o czymś innym. Skapitulowała. Mógł postawić twarde
warunki, miał ku temu jak najlepszą okazję. Dlaczego więc się wahał, dlaczego
miał wrażenie, że ta droga zaprowadzi go na skraj przepaści?
– Dam ci pieniądze
– wymamrotał niewyraźnie, wtulając twarz w miękkie, pachnące wczorajszym
deszczem włosy. Pomyślał, że to koniec. Tak długo walczył, z samym sobą, ze
swoimi pragnieniami. Czy nie łatwiej byłoby po prostu się poddać? – Albo jeśli
chcesz, to wszystko załatwię. Transport, klinikę, lekarzy, co tylko chcesz.
– Chyba ostro
piłeś dziś w nocy – stwierdziła z goryczą, prostując się gwałtownie. – Nie,
wolę jedynie pożyczkę. Nie stać mnie na rozczarowanie, nie w tym wypadku.
Chciała wyplątać się z
jego objęć, ale zanim to zrobiła, Rafał pochylił się i przylgnął do jej
drżących ust. Dłużej nie mógł się powstrzymywać. Smakowała łzami i czymś
jeszcze, dla czego nigdy nie potrafił znaleźć odpowiedniego określenia. Ale
właśnie owo „coś” doprowadzało go do szaleństwa. Żadna inna kobieta tego nie
miała, żadna nie działała na niego w ten sposób.
– Dam ci wszystko
– szeptał podniecony, pokrywając pocałunkami jej twarz i przesuwając dłońmi po
ciele. – Tylko muszę cię mieć. Tutaj, teraz!
– Zwariowałeś!
– Muszę! – syknął
z zawziętością, próbując zdjąć z niej spodnie. Nie pamiętał, kiedy ostatnio był
tak napalony, kiedy tak bardzo stracił nad sobą panowanie.
To zdumiewające, ale
nie zapłonęła tak jak dawniej. Nic nie poczuła, kompletnie nic. Zero
podniecenia, żadnego pożądania. I nawet się tym nie zdziwiła. Od dłuższego
czasu żyła w takim stresie, nie przespała tylu nocy, że seks stał się ostatnią
rzeczą o jakiej by pomyślała. Nie protestowała jednak słowami, wiedząc że i tak
na nic się to nie zda. Energicznie wyrwała się z objęć Rafała, dając kilka
kroków w tył. Po raz pierwszy widziała tak wielkie niedowierzanie malując się
na czyjejkolwiek twarzy.
– Ale ja nie muszę
– odparła ze spokojem. – Teraz już nie.
Przez chwilę miała
wrażenie, że się na nią rzuci. Szczerze mówiąc, bała się tego. Nawet w takim
stanie był silniejszy i mógł zrobić to, na co miał ochotę. Lecz nie, nadal
trwał w bezruchu, w zamian jednak uśmiechnął się szyderczo.
– Zrobiłaś się
oziębła. Nie szkodzi, poczekam aż bachor umrze, wtedy do mnie wrócisz. Może
będę mógł cię pocieszyć?
Głos miał spokojny, ale
słowa… Tym razem to ją doprowadziły do szaleństwa.
– Ty cholerny
skurwielu! – syknęła, zaciskając dłonie w pięści. – Wynoś się! Wynoś się z
mojego domu, z mojego życia!
– Z miłą chęcią –
wzruszył ramionami, otwierając drzwi. Kiedy je zatrzasnął, uderzyło w nie coś
ciężkiego. Uśmiechnął się z satysfakcją, ale sekundę później spochmurniał. Jego
zwycięstwo było jednocześnie przegraną. Co tu dużo ukrywać, wyraźnie to czuł,
zwłaszcza pewien fizyczny aspekt swojej porażki. Dlatego zamiast z windy,
skorzystał ze schodów. Wyszedł na zewnątrz, licząc na to, że rześkie powietrze
schłodzi rozpalone ciało. Może i tak by się stało, gdyby przed swoim
samochodem, zaparkowanym oczywiście wbrew wszelkim przepisom na kopercie
zarezerwowanej dla straży pożarnej, nie zauważył okularnika z chłopcem na rękach.
Nie dostrzegli go jeszcze, bo stali plecami do klatki, z której wyszedł. Mały
wyraźnie powtarzał uradowany jedno słowo „autko”, a trzymający go mężczyzna z
cierpliwością tłumaczył wszystkie detale. W tym momencie Rafał uświadomił
sobie, że to on powinien tam stać, mówić te słowa, to jego powinien obejmować
za szyję ten brzdąc. Tymczasem kilka minut temu… Przełknął z wyraźnym trudem
ślinę. A potem podszedł bliżej, wyciągając z kieszeni kluczyki. Rozległ się
cichutki dźwięk, a chłopiec zaśmiał się uradowany.
– Może chciałby
zobaczyć jak jest w środku? – spytał schrypniętym z emocji głosem.
– Pewnie że tak –
uśmiechnął się lekko Mateusz. – Ma prawdziwego bzika na punkcie samochodów. A
ten tutaj, to prawdziwe cacko. Nawet dla dwuletniego smyka. Proszę. – I bez
pytania wcisnął chłopca w ramiona zaskoczonego Rafała. Malec, co dziwne, nie
zaprotestował. Wskazał jedynie rączką upragnione autko i groźnie zawarczał. Rafał,
co dziwniejsze, również nie zaprotestował. Gapił się na niego zachłannie, a
ponaglony pełnym zniecierpliwienia okrzykiem, szybko podszedł do samochodu i
otworzył drzwi. Posadził malca na miejscu kierowcy, a ten natychmiast stanął na
nóżkach, z zaciekawieniem rozglądając się dookoła.
– Mówiłem, że ma
bzika – roześmiał się stojący obok Mateusz. – Za to Agnieszka chyba mnie zabije.
Rafał nie spytał o
powód, o sens tych słów. Był zajęty czymś innym. Przykucnął, przekrzywiając głowę
na bok i nie spuszczając oczu z syna. Tak, syna. Nie miał co do tego żadnych
wątpliwości, zwłaszcza teraz, gdy mógł na niego patrzeć z tak bliska.
Ciężko było przywyknąć do
tej myśli. Równie ciężko było ją zaakceptować. W jego życiu nie było miejsca na
takie rzeczy. Przez ostatnie trzy lata planował swoją przyszłość w
najdrobniejszych szczegółach, pozbył się balastu niechcianych uczuć i wydawało
się, że jego świat stał się taki stabilny, że nic nie będzie w stanie go
zmienić. Uniósł dłoń i nacisnął klakson. Chłopiec roześmiał się, a potem
spróbował powtórzyć tę czynność.
– Do cholery –
wymamrotał Rafał, raptownie wstając. I po świetlanej przyszłości u boku wziętej
modelki, hedonistycznym zaspokajaniu własnych potrzeb, pomyślał kwaśno.
– Zajmiesz go
jeszcze z jakieś pięć minut? – spytał stojącego obok mężczyznę, zadzierając głowę
i próbując zgadnąć, które okna należały do mieszkania Agnieszki.
– Nawet kwadrans,
jeśli aż tyle potrzebujecie.
Ale Rafał nie czekał na
odpowiedź. Z zawziętą miną wjechał windą na górę, a potem po raz kolejny
załomotał do drzwi.
– Otwórz! –
wrzasnął. – Bo jak nie, to je wyważę!
– Coś się stało
małemu? – Na zapłakanej twarzy Agnieszki ukazało się przerażenie.
– Nie. Bawi się
moim porsche. – Wepchnął się do środka. – On nie ma imienia?
– Ma – mruknęła. Podeszła
do jedynego okna w mieszkaniu, biorąc po drodze szklankę z wodą.
– Jakie?
– A co cię to
obchodzi?
– W zasadzie nic.
Daj mi dokumentację medyczną i pakuj walizki – rozkazał tonem nieznoszącym
sprzeciwu. – Wylatujemy wieczorem.
– Serio? Skąd w
tobie ta bezinteresowność?
– Żadna
bezinteresowność. Będę miał okazję przelecieć cię w połowie drogi nad
Atlantykiem.
Po raz pierwszy w jej
oczach pojawiło się rozbawienie. Spojrzała bystro na pochmurnego, nabzdyczonego
Rafała. Porsche? Zabawne. Co będzie następne? Prywatny odrzutowiec, którym
polecą?
– Nie dasz rady
tak szybko załatwić formalności. Paszporty mam, ale wizy, ustalenie terminu
wizyty…
– Założymy się?
– Nie. Nie
zakładam się z tobą, nie zawieram żadnych umów. Starczy jednego razu. Poza tym –
zawahała się. Miała jednak taką szaloną ochotę go sprowokować. – Poproś.
– Ja?!
Zwariowałaś? – wysyczał, przyciskając ją z całej siły do twardego parapetu. Zresztą
nie tylko parapet był twardy… I jak do cholery mógł sądzić, że wygra? W jej obecności
nigdy nie potrafił pokonać własnego pożądania.
Agnieszka pomyślała, że
to naprawdę zabawne. Tyle razy próbowała wyobrazić sobie Rafała wyznającego swoje
uczucia. Bezskutecznie, bo nawet jej wyobraźnia miała granice. Lecz może jednak
warto zacząć od czegoś mniej znaczącego, od czegoś drobniejszego? Czyli od
seksu. Jak zwykle. Zaczęła się śmiać. Rafał błyskawicznie wrócił do tej swojej
odpychająco-oziębłej miny. Chciała wierzyć, że mu zależało, ale normalne,
ludzkie odruchy miał takie jak zawsze, czyli szczątkowe.
Będzie ciężko. Ale ta
droga pomimo wielu zakrętów, kusiła na swym końcu czymś, co można było określić
jako szczęście. Może jednak było warto nią podążać? Uniosła dłoń i delikatnie
dotknęła szorstkiego policzka. Drgnął, lecz nie odsunął się.
– Dałam mu imię po
tobie – powiedziała ze spokojem. – Całą resztę odziedziczył na szczęście po
mnie.
– Jakie tam
szczęście. Wyrośnie na nieporadnego mięczaka, który… – Po raz pierwszy od
początku ich pokręconej, pełnej złych emocji znajomości, to ona odważyła się go
pocałować. Nie przytulił jej, nie zmiękł, nie wyznał nagle miłości.
Na początek po prostu
nie odepchnął.
Ech, spodziewałam się innego zakończenia, ale jest ok.
OdpowiedzUsuńNastępnym razem jak jacyś inni bohaterowie nie będą się zabiezpieczali to nie wrabiaj ich w dziecko... :(
OdpowiedzUsuńA co to za problem ? Takie życie
UsuńCo za koniec.. aż mnie ciarki przeszły ;o
OdpowiedzUsuńMonia ^^
Zakończenie jest idealne do całej historii.
OdpowiedzUsuńSuper cześć tylko to zakończenie takie nie do końca różowe xd cieszę się że mieli dziecko bo ja uwielbiam opowiadania gdzie młoda dziewczyna ma dzieci :D jakoś mnie to kręci :) oby takich więcej ;)
OdpowiedzUsuńA kiedy będzie kolejna część opowiadania ON?
OdpowiedzUsuńJakoś mi nie pasuje to zakończenie do tego opowiadania, ale tak czy siak opowiadanie bardzo mi się podobało! ;-)
OdpowiedzUsuńA ja dalej czekam na zwiariowaną bohaterkę jak z "Głupiej miłości" czy "Bo tylko czarne oczy" :-D
OdpowiedzUsuńKiedy będzie newsletter
OdpowiedzUsuńZawsze mnie to zastanawia, że z powodu głupiej dumy kobiety odmawiają dziecku prawa do alimentów i prawa do poznania własnego ojca. Alimenty nie są w końcu na kobietę tylko na dziecko.
OdpowiedzUsuńOla
Idealnie otwarte zakończenie na drugą część:p
OdpowiedzUsuńTeż o tym pomyślałam.
UsuńBabeczko, kłaniam się w pas! Jak dla mnie - zakończenie jest idealne. Relatywnie do ciężaru gatunkowego tego opowiadania, to happy end. Nie w wariancie "żyli długo i szczęśliwie", bo w tym przypadku, na tym etapie historii, słodki finał nie miał prawa bytu, ale zdecydowanie widać światełko w tunelu - i nie jest to pociąg:)Jastrzębski z dnia na dzień nie przestanie być bydlakiem - w tak cudowne przemiany to ja nie wierzę, ale zdaje mi się, że te podłe, sukinsyńskie odzywki to takie ostatnie podrygi, bo sam czuje, że już przepadł z kretesem, a zarazem boi się, że jeśli pozwoli sobie na okazanie bodaj odrobiny czułości i troski, to przerwie to tamę i powrotu nie będzie. Jak się przez całe życie było zimnym s..., to trudno przestać nim być tak z dnia na dzień. Agnieszka pokazała klasę i mam nadzieję, że nie da się już Jastrzębskiemu spacyfikować i odrze go z wygodnego płaszczyka draństwa. A czego nie dokona ona, to załatwi mały Rafałek - żeby nie wiem, jak się Rafał zapierał, to jak mu się syn wpakuje na kolana, przytuli, powie "tatusiu", to nie będzie w stanie dziecka odtrącić. To, że odstąpił od planu na idealne, wygodne życie jest dowodem, że posiada serce nie tylko w znaczeniu anatomicznym. Mimo, że jego dotychczasowe postępowanie zdecydowanie temu zaprzeczało. Mam nadzieję, że Agnieszka i synek porządnie i z wyczuciem go przećwiczą: porządnie, bo zasłużył na karę, a z wyczuciem, żeby znowu nie schował się do skorupy. Chociaż, pewnie by już nie umiał wrócić do poprzedniego stylu życia.
OdpowiedzUsuńNo i proszę, pownerwiałam się przez całe opowiadanie, a teraz doczekałam się satysfakcjonującego mnie finału:)
Dziękuję Święty Mikołaju:)
No... Właśnie o to chodziło! Idealnie się wczułaś w moje zamiary, zresztą nie ty jedna. Ktoś taki jak Rafał nie zamieni się pod wpływem chwili w usychającego z miłości. Nie, nie ten typ. Przesłodzone zakończenie za nic tu nie pasowało, z kolei takie bez happy endu także.
UsuńA poza tym - bardzo proszę!
Święty Mikołaj :-)))
Jak dla mnie zakończenie rewelacja. Dlaczego? Bo powiedzieć "Kocham Cię" to prosta sprawa, ale nauczyć się i drugą osobę kochać krok po kroku jest piękniejsze od słów. Fajnie, że zdecydowałaś się na to drugie.
OdpowiedzUsuńAż chciałoby się właśnie poznać tą historię właśnie z tej perspektywy.
Ściskam gorąco!!! :)
Najlepsze opowiadanie a zakonczenie bardzo mnie zaskoczylo, ale oczywiście pozytywnie. Cudenko! Popłakalam się :(
OdpowiedzUsuńNapiszę tylko tyle - nie pasowało mi tu "nieszczęśliwe" zakończenie. Nie pasowało "szczęśliwe" typu: padają sobie w ramiona, namiętnie całując się, w złocistym świetle zachodzącego słońca ;-)
OdpowiedzUsuńOd razu dodam, że wersja sprzed dwóch lat, była bardziej cukierkowa i za h*** nie pasowała mi do całości :-)
babeczko moja droga cudowna, ja chciałam powiedzieć ze jest idealnie, ale... czuje nie dosyt i blagam cie abys z czasem wrocila do tego opowiadania jako ciag dalszy, i tu by bylp fajnie gdyby teraz rafalek musial zabiegac o względy Agnieszki, w kocnu to teraz ona się potrafila opanować a on nie ;)
OdpowiedzUsuńO DZIĘKI CI DOBRA BABECZKO!
OdpowiedzUsuńPrezent mikołajkowy idealny, mimo że znów się poryczałam. Dobra robota!
Pozdro,
Naty
Czy tylko ja odczuwam niedosyt?? Mam kompletny haos w glowie... che wiedziec co będzie dalej chociaż by to mialo być na maxa przeslodzone.. chciałabym choć odrobine zrozumiec rafala... zostawiasz mnie babeczko rozchwiana emocjonalnie...
OdpowiedzUsuńMoja wyobraźnia ma swoje granice ;-) Nie, stanowczo nie widzę mężczyzny pokroju Rafała zabiegającego o względy kobiety w normalny, przyjęty przez ogół sposób...
OdpowiedzUsuń:-D
śliczne
OdpowiedzUsuńSuper opowiadanie, czytając je miałam cały karuzelę emocji, zazwyczaj tych negatywnych ze względu na naiwność Agnieszki i bestialstwo Rafała, ale też kilka tych pozytywnych, dlatego cieszę się z takiego otwartego zakończenia, bo niby happyend, ale stare przyzwyczajenia się w nim odezwały, nie zniknęły magicznie w jedno popołudnie.
OdpowiedzUsuńZnakomite ! :)
OdpowiedzUsuńHej
OdpowiedzUsuńJak Ty dałaś radę wykreować takiego typa? Przecież to chyba nie człowiek - istnieją w ogóle tacy dziwni ludzie na tym świecie? Chyba nie ;)
Poza tym - to całkiem zdolna jesteś ;)
Ja takiego nie spotkałam. Z różnymi bydlakami miałam do czynienia, ale z takim typem nie. Całe szczęście, chciałoby się powiedzieć, bo straciłabym więcej nerwów niż Wy, czekając na kolejną część :-D
UsuńUzurpator kiedy? ;)
OdpowiedzUsuńW niedzielę.
UsuńNie jestem pewna czy to szczęśliwe zakończenie.
OdpowiedzUsuńFacet jest regularnym psychopatą a Agnieszka ma syndrom ofiary. I jak każda ofiara przemocy w związku, tłumaczy swojego oprawcę i nie potrafi od niego odejść.
W normalnym życiu ich dziecko miałoby problemy z depresją, znalezieniem partnera lub próbami samobójczymi, bo nie było w stanie wynieść z domu prawidłowego wzorca normalnych relacji międzyludzkich.
Ola
Na szczęście jest to opowiadanie a nie prawdziwe życie. A zakończenie napisane tak ze każdy może dopisać swoje 😉
UsuńMoim zdaniem zakończenie jest idealnie dopadowane do gatunku, bo choć uwielbiam książki psychologiczne, to w tego typu opowiadaniach nie mam ochoty zastanawiać się nad potencjalnymi negatywnymi skutkami oddziaływania Rafała na psychikę malca. Tak samo zresztą rozśmieszył mnie komentarz pod jednym z opowiadań, gdzie któraś z czytelniczek oskarżyła babeczkę o to, że poprzez nie pisanie o antykoncepcji daje zły przykład młodszym dziewczynom, które ją czytają. Komentarz dosyć zabawny zważywszy na to, że z tego co mi się wydaje jest to blog literacki, a nie edukacyjny. O metodach i konieczności zabezpieczania się młode dziewczyny dowiadzieć się mogą m.in. w szkołach (tam obligatoryjnie), z telewizji, poprzez internet, gazety, kampanie etc.
UsuńUff ale się rozpisałam... w każdym razie puenta miała być taka, że pisząc trzeba umieć zachować spójność stylu i moim zdaniem babeczka póki co radzi sobie z tym świetnie ;)
Babeczko kochana, odpowiedz czy i kiedy będziesz kontynuowała "Onego". Pięknie proszę o odpowiedź 😊
OdpowiedzUsuńZakończenie idealnie dopasowane do charakteru opowiadania, nie musi być zakończeniem szczęśliwym.
OdpowiedzUsuńOla