Zbliżamy się do zakończenia. Ostatnią, trzynastą część dostaniecie prawdopodobnie na mikołajki :-) Jest już napisana, tylko muszę ją ździebko doszlifować.
Wiem, wiem, pierwszego miał być Uzurpator. Ale ponieważ ostatnio dodałam część płatną, to zgodnie z moim nowym zwyczajem, teraz czas na bezpłatną.
Do komentarzy odniosę się, gdy będę miała czynnego neta. Na razie jadę na ostatnich bajtach limitu :-)
Do komentarzy odniosę się, gdy będę miała czynnego neta. Na razie jadę na ostatnich bajtach limitu :-)
Tysiąc odcieni bieli (XII)
Powrót do domu, był jak
powrót do innego świata. Odłożyła torbę w przedpokoju, płaszcz rzuciła na
oparcie krzesła. Potem w pośpiechu napiła się wody.
Dwa dni szybko minęły.
I trzeba dodać, że były to niezwykle spokojne dwa dni. Pani Anna pilnowała, aby
niczego jej nie brakowało i nawet Rafał zachowywał się bardziej po ludzku. Chociaż
tak naprawdę to najzwyczajniej w świecie starał się ją ignorować. Czasami, gdy
byli w gronie obcych osób, czuła na sobie jego wzrok. Gdy siedzieli obok siebie
przy stole, zamieniali kilka obojętnych słów. Jego zachowanie z jednej strony
przynosiło ulgę, z drugiej budziło niepokój. Z każdą godziną była coraz
bardziej pewna tego, że to ich ostatnie spotkanie.
W końcu nadszedł
niedzielny wieczór. Bała się drogi powrotnej, tego, co może się zdarzyć.
Okazało się, że niepotrzebnie, bo tym razem środkiem transportu okazała
limuzyna, a kierowcą siwawy szofer. Kiedy wyszła spakowana na zewnątrz,
przywitał ją informując, że ją odwiezie.
To był cios prosto w
serce. Mało brakowało, a rozpłakałaby się na schodach prowadzących na podjazd.
Z całej siły powstrzymywała cisnące się do oczu łzy, starając się wyglądać przy
tym naturalnie. Słysząc szelest za swoimi plecami, odwróciła się, spodziewając
się widoku pani Anny, z którą jeszcze się nie pożegnała. Lecz to był Rafał.
Ubrany jak zwykle nienagannie, z jeszcze bardziej ponurą i odpychającą miną niż
kiedykolwiek wcześniej.
– Wypada się
pożegnać – powiedziała, siląc się na spokój.
– Żegnam.
Och! Z jaką chęcią by
mu przyłożyła! Jednak jak zawsze zabrakło jej odwagi.
– Gdzie pani Anna?
– Rozmawia przez
telefon. Coś pilnego. Masz zaczekać kwadrans.
– Dobrze – skinęła
głową.
Stali naprzeciwko
siebie, on o jeden stopień wyżej, spokojny, niewzruszony. Ona coraz bardziej
zniecierpliwiona, zakłopotana i zasmucona. Jeśli to miał być koniec, dlaczego
musi się męczyć jeszcze te piętnaście minut? Dlaczego nie może odjechać od
razu? I po co tu przyszedł? Nie potrzebowała jego lakonicznego „żegnaj”.
– Co z naszą
umową? – przerwała krępującą ciszę. Rafał drgnął, a w jego oczach ukazała się
prawdziwa furia.
– Zdradziłaś mnie.
– Ja? – podniosła
na niego zdumiony wzrok. – Oszalałeś! Zresztą zdradzić można jedynie osobę, z
którą jest się w związku.
– Zdradziłaś naszą
umowę.
Zrozumiała. Pani Anna
musiała niechcący się wygadać, bo nie wierzyła, aby zrobiła to z premedytacją. Wystarczyło
kilka słów, by Rafał się zorientował, bo czego jak czego, ale inteligencji nie
można było mu odmówić.
– Dopytywała się,
co mnie trapi.
– Czyżby? –
warknął ze złością. – Nieważne. Zdajesz sobie sprawę, co straciłaś?
– Coś, czego nigdy
nie miałam – uśmiechnęła się nieznacznie.
– Dużo więcej –
zmrużył oczy, wpatrując się w nią z satysfakcją. – Od przyszłego tygodnia będę
jedynym właścicielem jej nieruchomości w tym kraju. Niewiele tego i wyjątkowo
nędzny to spadek, ale chyba domyślasz się, jaki będzie mój pierwszy ruch?
– Zdążyłam cię
poznać. Domyślam się – potaknęła. Za wszelką cenę starała się nie pokazać,
bardzo zabolały ją te słowa.
– Wyprowadzisz się
sama czy ma zająć się tym mój prawnik?
Opuściła głowę. Stała w
milczeniu, przyglądając się swoim drżącym dłoniom. Zdawała sobie sprawę, że
przegrała. I wcale nie chodziło o mieszkanie, tylko o coś znacznie
ważniejszego. O miłość, o… Nie, nie będzie płakać. Nie da mu tej satysfakcji.
– Wyprowadzę się
sama.
Nie było sensu dalej
walczyć. O Rafała, o jego uczucia, o miejsce, w którym się wychowała. O nic. Przestało
jej zależeć. Znajdzie sobie nowy cel w życiu. Uniosła dumnie głowę, chociaż była
pewna, że ma zaczerwienione policzki i błyszczące oczy. Ale przynajmniej nie
płakała.
– Jeśli to
wszystko, to możesz iść – powiedziała z pozornym spokojem. – Sama poczekam na
panią Annę.
– Wszystko. – Jednak
nie wyglądało na to, aby mu się spieszyło. Niewypowiedziane słowa i uczucia,
których tak nienawidził, przytrzymywały go w miejscu. Stał, patrząc z góry na
trwającą w bezruchu kobietę. Wszystko w nim krzyczało, aby nie kończył tego w
ten sposób, aby zdobył dla siebie jeszcze trochę czasu. Aby zrobił coś, by
odzyskać spokój, pozbyć się tej spalającej go od wewnątrz tęsknoty. Lecz tym
razem wrodzony upór zwyciężył. Musiał odejść. Podjął tę decyzję, gdy zrozumiał,
że z każdym dniem, zamiast czuć coraz większą obojętność, zaczyna coraz
bardziej mu zależeć. Dlatego teraz gwałtownie się odwrócił i odszedł.
Została sama. Nie
chciała już dłużej czekać, nie miała siły udawać, że nic się nie stało. Zbiegła
po schodach i wsiadła do samochodu, który po chwili ruszył. Nie straciła
panowania nad sobą przez całą drogę. Dopiero w domu…
Pusta szklanka wypadła
z drżącej dłoni, rozbijając się z hukiem na podłodze. Agnieszka zaniosła się
szlochem, obejmując ramionami i zginając wpół.
Tak, to był właśnie
koniec.
***
Siedziała przed nim,
tak samo śliczna i pociągająca, jak przed laty. Może tylko w jej wzroku dojrzał
większą dojrzałość, może tylko wyglądała na bardziej zmęczoną. Ubrana była w
coś burego i całkiem bez fasonu, włosy miała zwinięte w niedbały kok i zero
makijażu. Ale oczy… Wciąż były tak samo cudowne. Ogromne, błyszczące, choć
otoczone ciemnymi obwódkami. I była blada, zbyt blada i zbyt szczupła. A on choć
tak bardzo tego nie chciał, to poczuł niepokój. Co się stało, że ta kwitnąca
dziewczyna, wyglądała teraz jak chora, umęczona kobieta?
– Pewnie
się mnie nie spodziewałeś – uśmiechnęła się nieśmiało. Zabolało. Zacisnął dłonie
na poręczach fotela, panując nad sobą z ogromnym trudem, powstrzymując się, by
nie wstać i najzwyczajniej w świecie nie chwycić jej w ramiona.
– Nie. Czego
chcesz? – rzucił szorstko. Zbyt szorstko, jakby właśnie ta szorstkość miała zniszczyć
to, co czuł, odgrodzić go wysokim murem od własnych pragnień.
– Ja… – zawahała
się. – Musisz wiedzieć, że przyszłam tu po bardzo długim namyśle. Gdybym miała
jakiekolwiek inne wyjście, jakikolwiek inny wybór…
– Przestań bredzić
i przejdź do rzeczy – uciął ostro.
Zarumieniła się. Nerwowo
splotła dłonie i opuściła wzrok. Było jej tak cholernie trudno wykrztusić te
kilka słów. Prośbę. Gdyby nie chodziło o tak ważną sprawę, kwestię życia lub
śmierci, nigdy by się tu nie pojawiła. Nie po tym, jak ją zostawił, jak zmusił
do opuszczenia domu, w którym dorastała. Nie po tym, jak złamał jej serce. Lecz
nie miała wyboru, a jedyną deską ratunku pozostał on.
– Prosiłabym cię,
abyś nie przerywał.
Prychnął z pogardą.
– Mów co chcesz i
wynoś się.
– Ja… – zamknęła
oczy i głośno odetchnęła. – Ja chciałabym prosić cię o pożyczkę. W wysokości
stu tysięcy.
– Pieniądze? –
wykrzywił usta w ponurym uśmiechu. No tak, właściwie o to zazwyczaj chodziło. A
więc po to się zjawiła? I co dalej? Jakich argumentów użyje, aby zdobyć
pieniądze? Będzie go szantażować? Dziwka. Zwykła, mała dziwka. Jak one wszystkie.
– Potrzebujesz pieniędzy?
– Pożyczki. Oddam
w przeciągu trzech miesięcy.
– Oddasz? –
powtórzył szyderczo. – Zły adres. Powinnaś pójść do banku.
Poczerwieniała jeszcze
bardziej. Dłonie zacisnęła z całej siły w pięści. I odważnie spojrzała w jego oczu.
– Nie musisz mnie
poniżać. Już i tak czuję się wyjątkowo podle. Jak nigdy wcześniej w życiu. Ale
nie robię tego dla siebie.
Siedział w bezruchu,
wystukując palcami chaotyczny rytm o blat biurka. Pożyczyć? Kłamstwo. To znowu
tylko gra. Za chwilę jąkając się powie, że musi ratować swoje życie. I takie
tam inne bzdety.
– Co z tego będę
miał?
– Nic. Nie mam ci
nic do zaoferowania.
– Też propozycja –
prychnął. – Skoro nic na tym nie zarobię, to wynocha.
– Rafał! –
wyszeptała błagalnie. W ogromnych oczach ukazały się łzy. Tak naprawdę nie
wierzyła w powodzenie swej misji. Ten mężczyzna nic się nie zmienił. Wciąż był
podłym draniem bez serca i bez jakichkolwiek uczuć. To, że to przyszła, to był
prawdziwy akt desperacji. I głupoty. Jej wiecznej naiwności, że skoro ona go
kochała, to ona także coś do niej czuł.
– Powiedziałem
nie!
Zamilkła. Opuściła
głowę i powoli wstała.
– Przepraszam, że
zabrałam ci cenny czas – powiedziała cicho. Nie mógł nie zauważyć, jak po
policzkach spłynęły łzy. To go zaskoczyło, bo najwyraźniej nie był to scenariusz,
o którym myślał. Poza tym… Wyglądała tak bezbronnie, tak niewinnie, że z trudem
opanował pragnienie, by zmienić zdanie. W końcu co mu zależało? W dodatku
kwota, dla niego śmiesznie niska, dla niej chyba naprawdę była kwestią życia lub
śmierci. Ale zwyciężył upór. Ten sam, który trzymał go z daleka przez ponad
trzy lata. Po raz kolejny pojawiła się również chęć udowodnienia jej, nie,
udowodnienia sobie, że nic dla niego nie znaczy.
– Zaczekaj – rzucił
oschłym tonem. – Trzy dni. Przez trzy dni będziesz moja, będziesz robiła co ci
każę i znosiła każde, najbardziej brutalne traktowanie. Będziesz moją suką,
posłuszną tylko jednemu panu. Trzy dni i dostaniesz swoje pieniądze. Wkrótce
się żenię, to będzie coś w rodzaju wieczoru kawalerskiego.
Spodziewał się zgody, ale
Agnieszka tylko spojrzała na niego ze smutkiem. Potem lekko się uśmiechnęła.
Wiedziała, że się żeni, czytała to w którejś z gazet. Właśnie wtedy wpadła na
ten beznadziejny pomysł, by zwrócić się do niego z prośbą o pieniądze. I po co?
Niepotrzebnie rozgrzebała starą ranę, niepotrzebnie się poniżyła. Nowe łzy
popłynęły z jej oczu, ale mimo to wciąż się uśmiechała.
– Ani trzech
sekund Rafale – otarła policzki. – I życzę ci szczęścia, jeśli w ogóle masz blade
pojęcie, co oznacza to słowo.
Nie zatrzymał jej.
Patrzył jak wychodzi, jak ostrożnie zamyka za sobą drzwi.
Patrzył i czuł
narastającą złość.
Bo z jakiej racji wciąż
budziła w nim tyle uczuć? Prawie zdołał zabić w sobie całą tęsknotę. Prawie.
Zaręczył się, zamierzał ożenić, miał dziesiątki innych kobiet. Ale to nie
zmieniło faktu, że tylko na jej widok tak szybko biło mu serce, tak dziwne myśli
przesuwały się przez głowę.
Pożyczka? Nie miała
wyboru? I ten wygląd – smutne oczy, blada twarz, zapadnięte policzki. Może to
nie gra? Może naprawdę była chora?
Rafał zgrzytnął zębami
z wściekłości, ale nie dał rady dłużej zachować powściągliwości. Zerwał się z
miejsca i wybiegł z gabinetu. Jak burza minął zdumioną sekretarkę, zbiegł po
schodach, przeskakując po dwa, trzy stopnie i kiedy znalazł się w holu
głównym, pędem puścił się w kierunku
przeszklonego wyjścia.
Agnieszka stała
kilkanaście metrów dalej. Kiedy wyszła była półprzytomna ze wstydu i
zażenowania. A jednak czego mogła się spodziewać? pomyślała z goryczą.
Niczego. Był taki jak
zawsze. To ona usiłowała sobie czasami wmówić, że mogłoby być inaczej.
Na zewnątrz padało. Z
coraz większą siłą, jakby niebo chciało jej pokazać, że płacze razem z nią. To
dobrze. Deszcz zmyje jej łzy. Do domu miała ponad pięć kilometrów. Przyszła tu
piechotą, wróci w ten sam sposób. Liczy się każda złotówka, choć to i tak za
mało. Wciąż za mało…
Stanęła pod niewielkim
drzewkiem i wybuchła płaczem. Tak gwałtownym i tak rozpaczliwym, że niemal
zgięła się wpół. Oparła rękę o szorstki pień i szlochała. Bo zostało jej tylko jedno, jedyne wyjście.
Zresztą tak samo niepewne jak wszystko. A przecież przyrzekła sobie, że nigdy
tego nie zrobi. Za żadną cenę. Zwłaszcza teraz, gdy przekonała się jak bardzo
był wobec niej obojętny. Jeśli zdecyduje się na ten krok, rozpęta piekło. Rafał
ją zniszczy, zdepcze jak marnego robaka. Tyle że nie ona grała główną rolę w
tym akcie.
Półprzytomna, z sercem
bolącym tak mocno, jakby ktoś próbował wyrwać je z niej żywcem, oparła się
całym ciałem o wiotką brzózkę.
– Co ty
wyprawiasz? – usłyszała tuż nad głową wściekły głos.
– Już… sobie… idę…
– wyjąkała, usiłując doprowadzić się do ładu. Nerwowo przygładziła włosy,
otarła twarz, choć z nieba i tak leciały istne potoki deszczu.
Potknęła i
przewróciłaby się, gdy nie silne dłonie, które ją podtrzymały.
– Zaraz…
– Zamknij się do
cholery! – warknął Rafał. Był tak samo przemoczony jak ona i znacznie bardziej
rozjuszony niż przed kwadransem, gdy pojawiła się w jego biurze. – Po co w
ogóle tu przyszłaś? By znów namącić mi w głowie? Znów?! – wrzasnął, chwytając
ją za ramiona i potrząsając.
Patrzyła mu w oczy z
żalem i obawą.
– Przecież
powiedziałam, że sobie pójdę – wyszeptała zdrętwiałymi wargami. – Odrobinę
zasłabłam, ale teraz jest już w porządku.
– Nic nie jest w
porządku! – wysyczał, po czym gwałtownie przyciągnął ją ku sobie i pocałował.
Chciał być brutalny, bezlitosny i gniewny. A w zamian za to zdumiona kobieta
poczuła jak wiele było w tym pocałunku nietajonej tęsknoty.
Nagle odepchnął ją z
niespotykaną siłą.
– Teraz możesz się
wynosić – dodał szyderczo.
Stała w bezruchu.
Widział w jej wzorku, że nic nie rozumie. Była jak ranne zwierzę, wpatrujące
się błagalnie w swego oprawcę. A potem nagle zadrżała i osunęła się na ziemię.
Zanim zemdlała, zdążył do niej doskoczyć i podtrzymać. I nagle zrozumiał, że
choć tak bardzo chciał być twardy i bezlitosny, tak bardzo chciałby tylko
nienawiści, to ta kobieta zawsze będzie jedyną rzeczą, na której mu zależy. Wbrew
samemu sobie, wbrew wszystkiemu, kochał ją, choć nigdy nie wierzył w miłość. W
nic nie wierzył.
Nawet w nich. Dlatego
trzy lata temu zrezygnował. Poddał się. Zaciął w swym uporze, chociaż
niejednokrotnie śniła mu się po nocach, a gdy kochał się z innym kobietami, to
widział jej twarz, czuł jej zapach.
Lecz to nic nie dało.
Wystarczyło kilka minut, jedno spojrzenie, a wszystkie jego postanowienia
ulotniły się. Zniknęły, niczego po sobie nie pozostawiając. Za to, tak jak
kiedyś, pojawiła się nadzieja.
oj babeczko to zes narozrabiala i jeszcze karzesz nam czekac do mikolajek, oj nie dobra oj nie dobra :P :P :P
OdpowiedzUsuńJeszcze......
OdpowiedzUsuńJeszcze proszę.....
OdpowiedzUsuńCzy ona choruje? Bo aż się wzruszyłam...
OdpowiedzUsuńKiedy następna część kochana Babeczko?
OdpowiedzUsuńCoś czuję, że ich wspólne dziecko jest chore..Mam rację? ;)
OdpowiedzUsuńNie, zapewne ma z nim dziecko, które jest chore.
OdpowiedzUsuńZnając Babeczkę to na 200% tak będzie.
UsuńMoże ona chora...
OdpowiedzUsuńA może ma chore dziecko....
Eeee nie, nie .. dla dziecka by zrobiła wszystko więc na bank nie dziecko...
No jak to się skończy....
Chyba normalnie sama założę se blokadę na Mike, Anne i Babeczki... Taką połroczną to może wszystko zdąży się pokończyć i zaliczę wsio hurtem!!!
Już wole żeby to ona była chora niż ich "dziecko" :/
OdpowiedzUsuńBabeczko... normalnie się popłakałam. Twoja opowieść rozwaliła mnie na łopatki. Mimo, że nie mogę się już doczekać zakończenia, to na pewno będzie ono świetnym prezentem na Mikołajki! A potem czas zawalczyć o własne szczęście - dodałaś mi odwagi swoimi historiami. Dziękuję!
OdpowiedzUsuńNaty
Babeczko byle NIE do Mikołajek. Nikt tyle nie wytrzyma :)
OdpowiedzUsuńChyba po trzydziestce zrobiłam się bardziej wrażliwa (czyt.płaczliwa ;-) )... No poryczałam się normalnie!
OdpowiedzUsuńPolonistką nie jestem, ale rzuciło mi się w oczy "Potknęła i przewróciłaby się, gdy nie silne dłonie, które ją podtrzymały". Jak dla mnie, lepiej brzmiałoby "Potknęła się i przewróciłaby, gdyby nie silne dłonie..." :). Super rozdział, ale chyba wiadomo, co będzie ujawnione w następnym - albo ma z nim dziecko i jest chore, albo.. No właśnie, co? Moja wyobraźnia czasem naprawdę jest ograniczona xD.
OdpowiedzUsuńOhh... Babeczko, ale jeszcze nigdy zadne opowiadanie nie wciagnelo i nie wzruszylo mnie jak ta część. Poprostu jest niesamowite jak całe to opowiadanie i muszę przyznać po tej części ,ze nigdy nie wczulam się tak w sytuację bohaterki, bo poprostu odczuwalam wszystkie jej emocje tak jak ja bym to prawdziwie przeżywała. Piszesz niesamowicie Babeczko i jesteś super ,bo dzięki tobie mozemy czytać tak świetne opowiadania ☺.
OdpowiedzUsuńBabeczko , życzę nadal tak pięknej weny ;)
Pozdrawiam. Julka
PS. To mój pierwszy komentarz na twoim blogu.już nie mogłam się temu oprzeć :)
No! Znaczy się, że wstrząsy są konieczne :-)
UsuńBabeczko, jedno z moich ulubionych opowiadań :) fenomenalne! nie da rady dodać szybciej np w niedziele?
OdpowiedzUsuńOhh... Babeczko, ale jeszcze nigdy zadne opowiadanie nie wciagnelo i nie wzruszylo mnie jak ta część. Poprostu jest niesamowite jak całe to opowiadanie i muszę przyznać po tej części ,ze nigdy nie wczulam się tak w sytuację bohaterki, bo poprostu odczuwalam wszystkie jej emocje tak jak ja bym to prawdziwie przeżywała. Piszesz niesamowicie Babeczko i jesteś super ,bo dzięki tobie mozemy czytać tak świetne opowiadania ☺.
OdpowiedzUsuńBabeczko , życzę nadal tak pięknej weny ;)
Pozdrawiam. Julka
PS. To mój pierwszy komentarz na twoim blogu.już nie mogłam się temu oprzeć :)
A może na weekend dodasz Uzurpator? :-)
OdpowiedzUsuńUwielbiam! Proszę dodaj szybciej kolejna część bo nie wytrzymam! :) Jedno z moich ulubionych opowiadan!
OdpowiedzUsuńNareszcie jakiś przebłysk człowieczeństwa u tego bydlaka Rafałka (tfu, tfu) - nie cierpię gościa. Nie tracę nadziei, że dostanie za swoje - nie planujesz przypadkiem, Babeczko, porządnego łomotu w ciemnej uliczce?:)Może chociaż porządny kopniak z kolana w miejsce najbardziej ku temu stosowne?:)No i Agnieszka wreszcie zmądrzała - przedtem miałam wrażenie, że ma jakiś emocjonalny defekt, albo masochistyczne ciągoty. Zapytacie, po co czytam, skoro oboje tak mnie wkurzają? Czytam, bo wierzę w Babeczkę i mam nadzieję, że mi te nerwy w końcu wynagrodzi - kopniaczkiem w podbrzusze Rafałka chociażby:)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się taki rozwój akcji - nagłe "nawrócenie się" Jastrzębskiego zgrzytałoby, aż by echo szło, więc cieszę się, Babeczko, że nie poszłaś na łatwiznę. Czy dowiemy się dlaczego ten facet jest aż takim sku****lem?
Proponowałabym nie rzucać tak pewnikami, że Agnieszka chora, albo dziecko chore, bo się Babeczka wnerwi, że uważamy jej historie za przewidywalne i takie zakończenie nam zafunduje, że się długo nie pozbieramy:)
Niektóre Babeczki zakończenia są pisane na szybko i tylko aby je skończyć.
UsuńGuzik prawda, zakończenia zazwyczaj Babeczka ma napisane od dawna lub ułożone w głowie.
UsuńChwała jej twórczości, buziaki Babeczko :*
/L
Akurat tutaj zakończenie ma już prawie dwa lata i trochę sobie "poleżało"...
UsuńWidzę, że niektórzy pamiętają, iż mam dziwaczny sposób na pisanie opowiadań :-)))
Co do samego tekstu... Człowiek ma to do siebie, że czasem błądzi. Zauroczona kobieta tym bardziej. Nie pisnę słówkiem co do zakończenia, same poczytacie ;-D
Mnie się jeszcze majaczy opcja, że Agnieszka pokochała innego mężczyznę i to on jest chory:) Oj, dopiero wtedy Jastrzębski by się wściekł - chowaj się kto może.
UsuńFakt, że miłość jest ślepa i głucha - zwłaszcza na głos rozsądku, a nadzieja umiera ostatnia. Zresztą pisałaś na początku, że postarasz się, żebyśmy Jastrzębskiego znienawidziły, co w moim przypadku zdecydowanie Ci się udało:)Gdyby poczynania bohaterów nie wzbudzały emocji - czy to pozytywnych, czy negatywnych - to nie chciałoby się opowiadania czytać, a tak trochę się człowiek pownerwia, poirytuje, pokiwa głową nad głupotą postaci, ale nie da się nie czytać, bo jednak coś do tekstu ciągnie. I w tym Twoja siła, Babeczko - odpychasz i przyciągasz. To znaczy, Twoje teksty, bo Ty sama w sobie, to tylko przyciągasz:)
Zawsze jest opcja choroby tej jej przyjaciółki- prostytutki lub jej dziecka.
OdpowiedzUsuńOla
Właśnie!
Usuńbabeczko nie wytrzymam dluzej, co 15 minut sprawdzam twoja strone, no zlituj się i dodaj nam cos na zimowy grudniowy wieczor
OdpowiedzUsuńZagrzebalam się w piernikach :-( nie dam rady, bo przede mną jeszcze pieczenia do północy...
UsuńCzyli nie tylko ja sprawdzam kilka razy dziennie czy coś Babeczka dodała 😂
UsuńWeź mnie, Babeczko, nie stresuj! To już czas piernikowy jest!? Ożeż! Listopad tak mi myknął, że uwierzyć nie mogę, że we wtorek Mikołaj chodzi. Życzę wszystkim czytelniczkom wymarzonych prezentów:)
Usuńszkoda wielka szkoda, licze ze jutro jak wroce z pracy chociaż to mnie pocieszy :) wspaniale piszesz i mam nadzieje ze nie zawiedziesz nas i zakończenie będzie z happy endem :)
OdpowiedzUsuńBabeczko pomocy! Nie wiem czy dotarła do Ciebie wiadomość na email,ale właśnie dotyczy Twoich pierników ;-) nie mogę odnaleźć na słodkiej babeczkarni przepisu na nie... :-( Ratuj... :-)
OdpowiedzUsuńJest przepis bo też sobie sprawdzałam 😊
UsuńKiedy coś nowego będzie?
OdpowiedzUsuńBabeczko z tego co przegladalam na innych blogach opowiadania, Twoje są the Best :) nie mogę się doczekać zakończenia. Mam nadzieje, ze może jeszcze dzisiaj Nas zaskoczysz.
OdpowiedzUsuńDominika, która czyta Cię już prawie rok ;)
JUŻ 6 GRUDNIA CZEKAMY NA TOB!
OdpowiedzUsuń