Nie mogłam się oprzeć pokusie kija i marchewki :-)
Tak a propos pogody - ależ w Poznaniu wieeeejjjjjeeeeeeeeeeeee!!! Gdyby tak jeszcze padał śnieg... A u Was?
Tak a propos pogody - ależ w Poznaniu wieeeejjjjjeeeeeeeeeeeee!!! Gdyby tak jeszcze padał śnieg... A u Was?
Dzieło sztuki (III)
Nie tego spodziewałam
się po tym drętwiaku. Do tego stopnia, że zamiast złości poczułam jedynie
zaskoczenie. Pewnie dlatego nie zareagowałam. Dopiero kiedy oderwał się od
moich ust poczułam gniew. Bo przerwał…
– Miałem rację.
Chłopa ci potrzeba – zadrwił, odsuwając się. – Niestety pani artystko, nie
jestem zainteresowany.
– Sądzisz, że ja
tak? – odpowiedziałam, starając się, aby dosłyszał w moim głosie ironię. –
Zwłaszcza że wcale nie całujesz tak dobrze.
– To nie ty
przerwałaś.
– Zaskoczyłeś mnie
– mruknęłam, poprawiając sukienkę. – Dawaj butelkę i się wynoś.
Wzruszył ramionami z
obojętnością, ale posłuchał. A może po prostu znudziła go ta słowna utarczka
tak samo jak mnie. Zostałam sama. Poczułam tę samotność nie tylko fizycznie. Co
do jednego ten parszywiec miał rację. Potrzebowałam mężczyzny. Lecz nie do
uprawiania seksu. Pragnęłam miłości, ciepła silnych ramion, banalnych rozmów
przeplatanych pocałunkami.
Chciałam się zakochać.
Poczłapałam do mojego
malutkiego pokoiku na górze. Na razie byłam sama, bo całe towarzystwo
świętowało na parterze. Pomyślałam, że to to dobrze. Nie miałam siły na czcze
rozmowy, na wymuszone uśmiechy. Odkorkowałam butelkę i pociągnęłam prosto z
gwinta. Przestałam przejmować się nawet tym, co powiedzą rodzice. Zresztą, w
tym tłoku pewnie nawet nie zauważą mojej nieobecności.
Szampan od wieków
działał na mnie nasennie. Pamiętam jeszcze, że pusta butelka wypadła mi z rąk,
a potem nic. Kiedy się obudziłam, obok mnie smacznie pochrapywało kilka osób. Za
oknem panowała ciemność. No, niezupełnie, bo zaczął padać gęsty śnieg. Niemrawo
się ucieszyłam, bo lubię gdy w powietrzu wiruje biały puch, przykrywając całą
brzydotę tego świata. Po cichutku zczołgałam się z łóżka, z torby wygrzebałam ciepłą
tunikę i góralskie skarpety, po czym udałam się do łazienki. Długa, odprężająca
kąpiel, doskonale mi zrobiła. Przebrałam się, lecz nie czułam zmęczenia. Nic
dziwnego, spałam ponad siedem godzin. Za to byłam głodna. Pomaszerowałam na
dół, do kuchni. Zauważyłam, że w kominku tli się jeszcze ogień. Umiejętnie go
podsyciłam, wsłuchując się w panującą ciszę. Z talerzem pełnym smakołyków, z
kubkiem gorącej herbaty i z kolejną butelką szampana, rozsiadłam się na kanapie
przed kominkiem. Najpierw zaspokoiłam głód i pragnienie. Potem sięgnęłam po
alkohol. Płomienie pełzały po grubych polanach, za oknem padał śnieg. Powinno
być mi tak dobrze, a odczuwałam jedynie bezbrzeżny smutek. Dwadzieścia siedem
lat samotności. Nieliczne momenty, gdy miałam nadzieję, że to zmienię. I ten
pamiętny rok… Zagryzłam wargi. Nie, nie będę płakać. Już nie. Powinnam
wspominać jedynie dwadzieścia minut bezbrzeżnego szczęścia. O całej reszcie
zapomnieć.
Zegar w holu wybił
północ. Butelka była w połowie pusta. Smętnie pomyślałam, że zaśpię na
jutrzejsze śniadanie. Wzruszyłam ramionami. I co z tego? Wygodnie wyciągnęłam
się na kanapie, opierając głowę o puszystą poduszkę. Nie miałam koca, aby się
przykryć, ale ciepło bijące z kominka sprawiło, że w zasadzie go nie
potrzebowałam. Patrzyłam w powoli wypalający się żar, najpierw wspominając,
potem marząc. Miałam nadzieję, że i tym razem szampan zadziała bezbłędnie.
I słusznie.
Lecz kiedy się
obudziłam…
Szorstkie palce
błądzące po mojej twarzy. Delikatnie pieszczące rozgrzany policzek. Poruszyłam
się, ale nie otworzyłam oczu. Bałam się, że nieznajoma dłoń przerwie to, co
robiła.
– Obudziłaś się w
końcu. – Suchy, beznamiętny głos. Aż trudno było uwierzyć, że ta sama osoba tak
czule mnie dotykała. – Wstań. Ogień już dogasa.
Nawet gdybym chciała to
zrobić, zabrakło mi sił. Czułam się taka lekka, bezwolna, nienaturalnie słaba,
jak szmaciana kukiełka. Westchnęłam tylko, lekko się uśmiechając. Marcin
wymamrotał coś pod nosem, po czym ujął mnie pod pachami i posadził. Dopiero
wtedy otworzyłam zaspane oczy. Dookoła panował półmrok, rozświetlony jedynie
tlącym się żarem. Za oknem magiczna, roziskrzona biel. Ja prawie naga, obok
mnie kompletnie obcy człowiek.
– Która godzina? –
wymamrotałam sennie.
– Prawie czwarta
rano.
– A ty? Co tu
robisz?
– Dostałem wspólny
pokój z rodzicami. Ojciec strasznie chrapie – mruknął z zakłopotaniem.
Siedziałam na kanapie, a on kucał tuż obok. Tym razem to ja górowałam nad nim.
Leniwym ruchem podniosłam dłonie i zdjęłam z jego nosa ciężkie okulary. Uniósł
brwi w niemym zdumieniu, ale nic nie powiedział. Za to bez nich wyglądał tak
bezbronnie. Zupełnie inaczej.
– Dlaczego tak
bardzo mnie znielubiłeś od pierwszego wejrzenia? – Palcami przesunęłam po linii
żuchwy, po szczupłych policzkach, ośmieliłam się obrysować kontur ust.
– Ja ciebie? Raczej
powiedziałbym, że było odwrotnie.
– Patrzyłeś na
mnie w taki sposób, jakbym była marnym robakiem, którego trzeba rozdeptać.
– Byłem w złym
humorze – wyjaśnił niechętnie. – Po drodze zapłaciłem mandat za nadmierną
prędkość, wcześniej nieudana randka, a na samym końcu ty i ten bohomaz.
– Powiedziałam
prawdę.
– Wiem. Wtedy też
to wiedziałem.
– Oj panie krytyk –
zażartowałam, dając mu pstryczka w nos. – Ładnie to tak wyżywać się na
bezbronnej kobiecie?
– Mimo wszystko
daleko ci do bezbronnej kobiety.
– Taka herod baba
ze mnie?
– Nie, niezupełnie
to miałem na myśli. – Patrzył uważnie w moje oczy. Po raz pierwszy bez
wrogości.
– Powinieneś
zrezygnować z okularów, na rzecz szkieł kontaktowych.
– Lubię nosić
okulary.
– Podnoszą IQ? –
zachichotałam. Mimo wszystko gdzieś tam w moich żyłach nadal bulgotał szampan. Potem
szeroko ziewnęłam, przecierając oczy dłońmi zaciśniętymi w pięści. – Idę dalej
spać.
Przytaknął ruchem głowy
i wstał. Ja chciałam zrobić to samo, kiedy nieoczekiwanie zabrakło mi siły.
Uniosłam się lekko i z powrotem opadłam na miękką kanapę. Zanim zdążyłam zakłopotana
coś powiedzieć, dwie silne męskie dłonie ujęły mnie w pasie i postawiły w
pionie. Zachwiałam się, ale nie klapnęłam z powrotem.
– Za dużo szampana
– wyjaśniłam mętnie myśląc, że piekielne bąbelki mi nie służą. Zresztą, kto
wie? Może mi się to po prostu śniło?
– Upiłaś się
szampanem?
– Bez przesady.
Ale trochę szumi mi w głowie – przyznałam uczciwie. Po czym zaryłam nosem w
jego pierś. Poprzednio wydawało mi się, że jesteśmy równego wzrostu, tym
bardziej, że należałam do wysokich kobiet. Teraz jednak nie miałam na nogach
szpilek. Jedna z męskich dłoni zjechała poniżej pasa, zaciskając się na moim pośladku.
Po raz kolejny westchnęłam, ale tym razem z zadowoleniem.
– Nie masz na
sobie bielizny – powiedział schrypniętym głosem.
– Chyba nie.
– I jesteś pijana.
– Chyba trochę.
– A jesteśmy tutaj
sami…
– Tak? – uniosłam głowę,
łapiąc spojrzenie roziskrzonych oczu, źrenic pełnych skrywanych dotychczas
pragnień. – Pocałujesz mnie? Na zgodę – dodałam podstępnie.
– Jak zacznę, mogę
nie skończyć.
– Całować? –
spytałam zdumiona.
– Nie – pochylił się,
a jego oddech owiewał moją twarz i szyję. – Kochać się z tobą.
Gdyby powiedział rżnąć,
pieprzyć czy bzykać, skreśliłabym go na wstępie. Nie cierpiałam tak dosłownych
określeń. Ale „kochać się z tobą” zabrzmiało tak namiętnie, tak podniecająco,
że nie mogłam opanować pokusy wystawienia jego cierpliwości na próbę.
– Jak lubisz? –
spytałam ponownie, ocierając się biodrami o jego biodra, wnętrzem ud, o jego
nogi. Ze świstem wciągnął powietrze, a męskie dłonie bezczelnie wkradły się pod
gruby materiał tuniki. Kiedy poczułam gorące palce na mojej skórze, zadrżałam.
I wtedy nagle przyszło opamiętanie.
Chyba oszalałam! Rzucać
się na obcego faceta, na dodatek takiego, którego patologicznie nie cierpiałam.
Bąbelki zlasowały mi mózg, a panujące dookoła warunki dodatkowo podgrzały
atmosferę. Dziwne było tylko jedno – że mnie nie odepchnął.
Chciałam się
energicznie wyrwać z jego ramion, co mi się udało, ale zaraz potem straciłam
równowagę. Po raz kolejny nie pozwolił mi upaść.
– Masz rację,
powinnaś iść dalej spać – oświadczył ze spokojem. Pozornym spokojem, bo
wyczytałam w jego twarzy podniecenie, w oczach pożądanie. – Zaniosę cię.
Chciałam zaprotestować,
ale nie pozwolił na to. Podniósł mnie, a ja nie miałam wyjścia. Musiałam objąć
go za szyję. Z westchnieniem ulgi oparłam głowę o jego ramię.
– Mam pokój na
samej górze.
– Wiem gdzie masz
pokój – odparł.
– Skąd?
– Po prostu wiem.
Stare schody odrobinę skrzypiały,
a w holu panowała prawie nieprzenikniona ciemność, a jednak Marcin pewnym
krokiem podążył na samą górę. Przytulona do niego, machałam stopami, czując kiełkujący
powoli żal.
Jaka szkoda, że nie
niósł mnie do wspólnej sypialni…
Zanim zdążyłam rozkręcić
się na dobre, postawił mnie przed drzwiami pokoju.
– A teraz
grzecznie do łóżka – rozkazał lekko zniecierpliwionym tonem.
– A buziak na
dobranoc? – wypaliłam bez zastanowienia. Nie widziałam wyrazu jego twarzy, ale
poczułam dotyk gorących ust. Delikatne muśnięcie i to wszystko. Zaraz potem
odszedł bez słowa.
Oh Babeczko kochana :)
OdpowiedzUsuńWeź jakoś przyślij do mnie takiego Marcina :) :)
DZiękujemy za kolejny kawałek!!!
Super :-) czekam na więcej ;-)
OdpowiedzUsuńSuper :-) czekam na więcej ;-)
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie zaczyna mi się coraz bardziej podobać :D Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńOch, Babeczko! Liczyłam na więcej..
OdpowiedzUsuńRany. Nie wytrzymam tego napięcia. Kończ Waśćościanko. Ale nie w takich momentach
OdpowiedzUsuńNo weź... za krótko!
OdpowiedzUsuńcudowne, wspaniale, przepiękne idealne
OdpowiedzUsuńZapowiada sie super;)ale wciąż czekam na "on":)
OdpowiedzUsuńSuper Babeczko 😀
OdpowiedzUsuńU mnie też wieje. Bo też Poznań ;)
OdpowiedzUsuńTo się zapowiada :)jak ja lubię się obudzić i mieć co poczytać do kawki. Dziękuję Babeczko :) co do pogody, jestem z łódzkiego i strasznie wieje,przydałby się śnieg i brak potrzeby wychodzenia z domu...
OdpowiedzUsuńProszę o więcej 🙏
OdpowiedzUsuńKiedy Babeczko można spodziewać się kolejnej części?
OdpowiedzUsuńJuż uwielbiam to opowiadanie hehe Super! Czekamy na kolejne części :)
OdpowiedzUsuńOdnośnie harmonogramu - po co wrzucać ponownie Sylwestrową Opowieść? Przecież my, czytelnicy, nie jesteśmy upośledzeni i jak mamy ochotę do czegoś wrócić to potrafimy to sobie znaleźć. Takie trochę się to wszystko robi na siłę :/
OdpowiedzUsuńMam w tym swój cel i jest nim posiadanie dostępnej Sylwestrowej na blogu w całości :)
UsuńA ja no bardzo chętnie przeczytałam po raz kolejny to opowiadanie i gdyby nie było wrzucone pewnie bym nie przeczytała znowu a tak bardzo miło mi się zrobiło. A jak chcesz narzekać to stwórz swojego bloga i rób wszystko "idealnie"
UsuńOstatnio bardzo modne stało się krytykowanie innych w sieci....
Nie narzekam tylko wyrażam swoją opinię - nie dlatego, że "to ostatnio bardzo modne", tylko dlatego, że cenię sobie wolność słowa i żadne kąśliwe uwagi żadnej Marty tego nie zmienią. Poza tym każdy kto ośmieli się skomentować dzieło innej osoby musi sam tworzyć własne dzieło idealne? (sic!) - gdyby tak było to krytykami filmowymi mogliby być tylko wybitni reżyserzy, a recenzentami książek wyłącznie laureaci literackiej nagrody Nobla. W tym kontekście to co piszesz jest trochę ... (napisałabym żałosne, ale przecież zostanę posądzona o narzekanie).
UsuńTo nie będzie co czytać w sylwestra skoro czytałam. :-(
OdpowiedzUsuńKochana Babeczko a kiedy Uzurpator?
OdpowiedzUsuńLudzie, odpuśćcie sobie w końcu to marudzenie i jęczenie. Roszczenia i roszczenia.... dzięki Babeczko za opowiadania ;-)
OdpowiedzUsuńTak sobie siedzę i myślę, w jakimże to kierunku Babeczka zakręci fabułą, jakich użyje "technik", żeby bohaterów nieco sponiewierać i jakie asy wyciągnie z rękawa: niedoszłą małżonkę Marcina, "I ten pamiętny rok" Pauliny, innego amanta, brak talentu... możliwości jest sporo, a Babeczka lubi czasem zagrać piątym asem:)
OdpowiedzUsuńPaulina zaskoczyła mnie nieco paradowaniem bez bielizny w domu pełnym ludzi, ale skoro tak lubi? Kto jej zabroni?:) Marcin na pewno nie. Mam nadzieję, że jej chętne poddawanie się pieszczotom obcego faceta wynika z upojenia bąbelkami i jej zadziorność wróci do gry. Wbrew padającym nieraz na blogu opiniom nie uważam, że wszystkie Twe opowieści, Babeczko, są na jedno kopyto i łatwe do przewidzenia - nie raz i nie dwa mocno mnie zaskoczyłaś. Na plus, oczywiście. "Sylwestrową" to sobie nawet odświeżyłam w tygodniu poświątecznym, ale skoro Ty mówisz, że masz w tym cel, to ja całkowicie zdaję się na Ciebie:) I życzę Ci, żebyś nie przejmowała się jojczeniem, że nie ma, że za krótkie, że jakieś nie takie, że płatne... roszczeniom końca nie ma. I nie daj się poganiać - ja i tak pełna podziwu jestem, że czasowo i merytorycznie ogarniasz dwie historie. Weny nieustającej życzę, a marudzenie niech spływa po Tobie, jak po przysłowiowej tłustej gęsi:)Twórcza i merytoryczna krytyka dobrze robi autorowi i jego twórczości, ale marudzenie dla samego marudzenia dobrze robi tylko marudzącemu.
Pozdrawiam:)
Kiedy Uzurpator?
OdpowiedzUsuń