poniedziałek, 14 listopada 2016

Zbyt wiele twarzy (III) - treść płatna

Słowa wstępu nie bydzie... TOB kolejna część jeszcze w tym tygodniu. Onego damy na przyszły. Zresztą, zobaczymy.

            Zbyt wiele twarzy (III)
Usiadła przy stole, podpierając brodę dłońmi. Z żalem pomyślała, że Michał nie wydawał jej już się tak atrakcyjny, chociaż przecież ani odrobinę się nie zmienił. Złoto ruda czupryna, szeroki uśmiech, zielone oczy z iskierkami rozbawienia. Tak, też miał zielone oczy. Tylko że był zupełnie inny. Promieniowała od niego trudna do zdefiniowania radość życia, żywiołowość, nieokiełznana energia. Xaver był jego przeciwieństwem nie tylko z racji wyglądu. Miał w sobie nieposkromioną dzikość i brutalną siłę, okraszoną tajemniczością. Zero otwartości, zero empatii.
– Nie do końca – przyznała uczciwie. – Zobacz – wskazała na udo, które w miejscu wczorajszego uderzenia pokryło się fioletem. – Bił mnie – wyjaśniła. – Nie raz, a trzy razy. Bredził przy tym coś o przyznaniu się, że to oni mnie przysłali. Nie wyjaśnił jedynie, kim byli oni.
W oczach Michała ukazała się złość.
– Powinniśmy zjawić się u tego psychola z przyjacielską wizytą.
– Nie. Boję się, że wtedy spełniłby swoje groźby. Wyglądał na takiego, któremu zamordowanie człowieka nie przysparza żadnych problemów. Nie mam nawet ochoty zgłaszać tego na policji.
Michał przyglądał się jej z namysłem. Potem ujął smukłe dłonie dziewczyny i palcami pogładził nadgarstki. Tam gdzie widać było otarcia pozostawione przez sznur.
– Dobrze, że się pojawiliśmy – powiedział cicho. Wierzchem ręki otarł zdradziecką łzę, która wymknęła się z oczu Laury. – Naprawdę mam chęć skopać mu tyłek.
– Nie mówmy już o tym, zgoda?
Skinął głową, z trudem ukrywając niepokój. Wyglądała tak bezbronnie i rozczulająco. Już wcześniej, gdy się poznali tydzień przed zakończeniem roku akademickiego, zwrócił na nią uwagę. Chociaż miała chłopięcą fryzurę i ubrana była w dziwnie niekształtne, workowate ciuchy, to spodobała mu się jej twarz. Wyrazista, o cudownych, pełnych wargach w malinowym kolorze. I oczach, o nieokreślonej barwie.
– Chyba dołączę do dziewczyn – uśmiechnęła się blado, wplątując dłonie z uścisku jego rąk.
– A może się przejdziemy? Nie patrz na mnie z taką nieufnością – roześmiał się. – Do najbliższego sklepu, kupić coś na pocieszenie.
– Tak? Nie masz chyba pojęcia, jak słabą mam głowę. Jedno piwo i wracam na twoich plecach.
– Myślałem o lodach – łobuzersko mrugnął okiem. – Czekoladowych, zimnych i absolutnie bezkonkurencyjnych w roli pocieszyciela przy takiej pogodzie.
Przygryzła dolną wargę. Zawsze tak robiła, gdy bywała zakłopotana. Patrzyła na niego w milczeniu, spod na wpół opuszczonych powiek, przeklinając w duchu wczorajszą wycieczkę. Gdyby nie Xaver… Gdyby nie on, to teraz wreszcie mogłaby się upajać swoim zwycięstwem. Bo była na sto procent pewna, że wpadła w oko Michałowi.
I nagle, prawie wbrew sobie, postanowiła powalczyć o swoje szczęście, o to, co kiedyś wydawało się niedoścignionym marzeniem.
– Daj mi kwadrans – rzuciła, wstając i kierując się do swego pokoju. – A tak nawiasem mówiąc, nie lubię czekoladowych lodów. Wolę truskawkowe.
***
Stała na pomoście, wsłuchana w echo głosów niosące się po wodzie. Wieczór był gorący, parny, lecz na horyzoncie dawało się już zauważyć skłębione, ciemno granatowe chmury, niechybną zapowiedź zbliżającej się burzy.
Wakacyjny pobyt dobiegał końca. Spędziła tutaj cudowne dwa tygodnie. Odetchnęła, nabrała sił. Znajomość z Michałem zapowiadała się wielce obiecująco. Tylko jedna rzecz nie dawała jej spokoju.
Xaver.
Nie potrafiła o nim zapomnieć. Nawet, a może i pomimo tego, że chciał ją zgwałcić. Po prostu nie potrafiła. Było o to wściekła na samą siebie, lecz nie mogła nic na to poradzić. Wspomnieniami wciąż wracała do feralnego wieczoru, zastanawiając się, jaki byłby jej stosunek do tajemniczego nieznajomego, gdyby skończył to, co zaczął. Bała się, że nie tak znowu negatywny, jakby się wydawało.
Westchnęła. Pora wracać, spakować się. Dziś ostatnie ognisko, zabawa do białego rana i kolejna okazja, aby znaleźć się w ramionach Michała. Lubiła jego towarzystwo, bo potrafił ją rozśmieszyć i sprawiał, że rozluźniała się, zapominając o problemach. No dobrze, o problemie. Konkretnie o jednym i tym samym. Odwróciła się, z zamiarem zejścia z pomostu i zamarła zaskoczona.
Na brzegu stał Xaver. Przyglądał jej się beznamiętnym wzrokiem, ręce trzymał w kieszeni, głowę lekko przechyloną na bok. Ubrany był w jakieś bure łachy, na nogach miał ciężkie buty, chyba wojskowe. Lecz poza tym był dokładnie taki, jakim go zapamiętała. Na dodatek właśnie się uśmiechnął i wyciągając w jej kierunku rękę, zgiął palec, przywołując ją gestem. „Podejdź tutaj” zdawał się mówić ten ruch. Nie chciała tego zrobić, chociaż tak naprawdę nie miała wyboru. Innej drogi nie było, chyba że wpław przez jezioro. Szybko zrezygnowała z tego pomysłu. Nie powinna być tchórzem. I nie będzie!
Zeszła na brzeg. Nie odezwała się, ale zmierzyła go twardym, nieprzyjaznym spojrzeniem.
– Czego chcesz? – spytała krótko, próbując zapanować nad oszalałym z emocji sercem.
– Ciebie – odpowiedział, nie owijając w bawełnę. Pobladła, lecz nadal nie zamierzała uciekać.

Jeśli chcesz przeczytać więcej, kliknij tutaj!

7 komentarzy:

  1. Po roku ja odnajdzie a ona w ciąży.. jak to u Babeczki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie w ciąży, ale już z dzieckiem 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E tam... Niektórzy narzekali, że bohaterka za smarkata, to posunę akcję do przodu i nie z dzieckiem, ale z wnukami ;-)

      Usuń
  3. Niesamowite... Niesamowite Babeczko, jaki ty masz dar przerywania w tak ciekawym momencie:-) Jak zwykle cudowne:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czyżby kazirodztwo?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale nic o zagubionym tatusiu nie było, chyba , że ślepa jestem 😋

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.