Słowa wstępu nie bydzie... TOB kolejna część jeszcze w tym tygodniu. Onego damy na przyszły. Zresztą, zobaczymy.
Zbyt wiele twarzy (III)
Usiadła przy stole,
podpierając brodę dłońmi. Z żalem pomyślała, że Michał nie wydawał jej już się
tak atrakcyjny, chociaż przecież ani odrobinę się nie zmienił. Złoto ruda
czupryna, szeroki uśmiech, zielone oczy z iskierkami rozbawienia. Tak, też miał
zielone oczy. Tylko że był zupełnie inny. Promieniowała od niego trudna do
zdefiniowania radość życia, żywiołowość, nieokiełznana energia. Xaver był jego
przeciwieństwem nie tylko z racji wyglądu. Miał w sobie nieposkromioną dzikość
i brutalną siłę, okraszoną tajemniczością. Zero otwartości, zero empatii.
– Nie do końca –
przyznała uczciwie. – Zobacz – wskazała na udo, które w miejscu wczorajszego
uderzenia pokryło się fioletem. – Bił mnie – wyjaśniła. – Nie raz, a trzy razy.
Bredził przy tym coś o przyznaniu się, że to oni mnie przysłali. Nie wyjaśnił jedynie,
kim byli oni.
W oczach Michała
ukazała się złość.
– Powinniśmy zjawić
się u tego psychola z przyjacielską wizytą.
– Nie. Boję się,
że wtedy spełniłby swoje groźby. Wyglądał na takiego, któremu zamordowanie
człowieka nie przysparza żadnych problemów. Nie mam nawet ochoty zgłaszać tego
na policji.
Michał przyglądał się
jej z namysłem. Potem ujął smukłe dłonie dziewczyny i palcami pogładził
nadgarstki. Tam gdzie widać było otarcia pozostawione przez sznur.
– Dobrze, że się
pojawiliśmy – powiedział cicho. Wierzchem ręki otarł zdradziecką łzę, która
wymknęła się z oczu Laury. – Naprawdę mam chęć skopać mu tyłek.
– Nie mówmy już o
tym, zgoda?
Skinął głową, z trudem
ukrywając niepokój. Wyglądała tak bezbronnie i rozczulająco. Już wcześniej, gdy
się poznali tydzień przed zakończeniem roku akademickiego, zwrócił na nią
uwagę. Chociaż miała chłopięcą fryzurę i ubrana była w dziwnie niekształtne,
workowate ciuchy, to spodobała mu się jej twarz. Wyrazista, o cudownych,
pełnych wargach w malinowym kolorze. I oczach, o nieokreślonej barwie.
– Chyba dołączę do
dziewczyn – uśmiechnęła się blado, wplątując dłonie z uścisku jego rąk.
– A może się przejdziemy?
Nie patrz na mnie z taką nieufnością – roześmiał się. – Do najbliższego sklepu,
kupić coś na pocieszenie.
– Tak? Nie masz
chyba pojęcia, jak słabą mam głowę. Jedno piwo i wracam na twoich plecach.
– Myślałem o
lodach – łobuzersko mrugnął okiem. – Czekoladowych, zimnych i absolutnie
bezkonkurencyjnych w roli pocieszyciela przy takiej pogodzie.
Przygryzła dolną wargę.
Zawsze tak robiła, gdy bywała zakłopotana. Patrzyła na niego w milczeniu, spod
na wpół opuszczonych powiek, przeklinając w duchu wczorajszą wycieczkę. Gdyby
nie Xaver… Gdyby nie on, to teraz wreszcie mogłaby się upajać swoim
zwycięstwem. Bo była na sto procent pewna, że wpadła w oko Michałowi.
I nagle, prawie wbrew
sobie, postanowiła powalczyć o swoje szczęście, o to, co kiedyś wydawało się
niedoścignionym marzeniem.
– Daj mi kwadrans –
rzuciła, wstając i kierując się do swego pokoju. – A tak nawiasem mówiąc, nie
lubię czekoladowych lodów. Wolę truskawkowe.
***
Stała na pomoście,
wsłuchana w echo głosów niosące się po wodzie. Wieczór był gorący, parny, lecz
na horyzoncie dawało się już zauważyć skłębione, ciemno granatowe chmury,
niechybną zapowiedź zbliżającej się burzy.
Wakacyjny pobyt
dobiegał końca. Spędziła tutaj cudowne dwa tygodnie. Odetchnęła, nabrała sił. Znajomość
z Michałem zapowiadała się wielce obiecująco. Tylko jedna rzecz nie dawała jej
spokoju.
Xaver.
Nie potrafiła o nim
zapomnieć. Nawet, a może i pomimo tego, że chciał ją zgwałcić. Po prostu nie
potrafiła. Było o to wściekła na samą siebie, lecz nie mogła nic na to
poradzić. Wspomnieniami wciąż wracała do feralnego wieczoru, zastanawiając się,
jaki byłby jej stosunek do tajemniczego nieznajomego, gdyby skończył to, co
zaczął. Bała się, że nie tak znowu negatywny, jakby się wydawało.
Westchnęła. Pora
wracać, spakować się. Dziś ostatnie ognisko, zabawa do białego rana i kolejna
okazja, aby znaleźć się w ramionach Michała. Lubiła jego towarzystwo, bo
potrafił ją rozśmieszyć i sprawiał, że rozluźniała się, zapominając o
problemach. No dobrze, o problemie. Konkretnie o jednym i tym samym. Odwróciła
się, z zamiarem zejścia z pomostu i zamarła zaskoczona.
Na brzegu stał Xaver.
Przyglądał jej się beznamiętnym wzrokiem, ręce trzymał w kieszeni, głowę lekko
przechyloną na bok. Ubrany był w jakieś bure łachy, na nogach miał ciężkie
buty, chyba wojskowe. Lecz poza tym był dokładnie taki, jakim go zapamiętała.
Na dodatek właśnie się uśmiechnął i wyciągając w jej kierunku rękę, zgiął
palec, przywołując ją gestem. „Podejdź tutaj” zdawał się mówić ten ruch. Nie
chciała tego zrobić, chociaż tak naprawdę nie miała wyboru. Innej drogi nie
było, chyba że wpław przez jezioro. Szybko zrezygnowała z tego pomysłu. Nie
powinna być tchórzem. I nie będzie!
Zeszła na brzeg. Nie
odezwała się, ale zmierzyła go twardym, nieprzyjaznym spojrzeniem.
– Czego chcesz? –
spytała krótko, próbując zapanować nad oszalałym z emocji sercem.
– Ciebie – odpowiedział,
nie owijając w bawełnę. Pobladła, lecz nadal nie zamierzała uciekać.
Po roku ja odnajdzie a ona w ciąży.. jak to u Babeczki.
OdpowiedzUsuńHi, hi :-) Nic nie powiem...
OdpowiedzUsuńNie w ciąży, ale już z dzieckiem 😉
OdpowiedzUsuńE tam... Niektórzy narzekali, że bohaterka za smarkata, to posunę akcję do przodu i nie z dzieckiem, ale z wnukami ;-)
UsuńNiesamowite... Niesamowite Babeczko, jaki ty masz dar przerywania w tak ciekawym momencie:-) Jak zwykle cudowne:-)
OdpowiedzUsuńCzyżby kazirodztwo?
OdpowiedzUsuńAle nic o zagubionym tatusiu nie było, chyba , że ślepa jestem 😋
Usuń