Mam doła stulecia... Nie pytajcie dlaczego, sama nie wiem. Może to przez te choroby i dwutygodniowe siedzenie w domu? W każdym razie nawet duża ilość czekolady nie pomogła :(
Link do części VII - klik
Tysiąc odcieni bieli (VIII)
– Ślicznie
wyglądasz – powiedział miękko. Zanim zdążyła poczuć radość z tych słów, on
dodał:
– Tak ślicznie, że
mam nieodpartą ochotę zniszczyć to piękno, ujrzeć cię u moich stóp, skamlącą o
to, bym zerżnął cię jak sukę.
Powróciła niechęć. Do
samej siebie, do niego, do tego, na co mu pozwalała. Cofnęła się o krok,
zwiększając panujący pomiędzy nimi dystans. Nie po raz pierwszy zapragnęła znaleźć
się w swoim małym mieszkanku, otulić kocem i w ciszy popijać gorącą,
aromatyczną herbatę. I marzyć. O kimś takim, kto wyglądałby jak Rafał, ale kto
potrafiłby wykrzesać z siebie chociażby odrobinę ludzkich uczuć. Nie, nie do
diabła! O kimś, komu naprawdę by na niej zależało.
– Chcę wrócić do
domu – powiedziała, wyraźnie akcentując każde słowo. – Mam dosyć twojego
towarzystwa i tego, że traktujesz mnie jak zabawkę.
– Ty masz dosyć? –
Wydawał się być rozbawiony. – Założymy się, że nie? – dodał, odstawiając
szklankę.
Miał nad nią władzę.
Był tego całkowicie pewien. Wystarczyło od czasu do czasu zdobyć się na czuły
gest, rozpalić ją grą wstępną. A potem mógł robić to, na co miał ochotę.
Topniała niczym wosk w jego objęciach, odwzajemniała pocałunki naiwnie wierząc,
że są czymś więcej jak elementem gry wstępnej. I brakowało jej siły, aby
sprzeciwić się, gdy stawał się coraz bardziej brutalny. Biedne dziewczątko,
pomyślał drwiąco. Chociaż musiał przyznać, że nigdy wcześniej nie bywał tak
niecierpliwy, nie tęsknił za czyjąś obecnością w tak specyficzny sposób. I
nigdy wcześniej nie zaprosił żadnej kobiety do swego domu. Korzystał z innych
miejsc, luksusowych hoteli, mieszkań czy willi, które kolekcjonował. Ale ten
dom, dom na stromym urwisku, zbudowany na odludziu, był jego azylem, jego
fortecą. Do wczoraj. Nie rozumiał, dlaczego zapragnął ją tu sprowadzić.
Uwięzić. Potraktować jak niezbędny element wyposażenia wnętrza. Wykrzywił usta,
czując narastającą złość.
– Skłamałam –
powiedziała nieoczekiwanie, a wtedy zamarł w bezruchu. – Skłamałam co do
powodów naszego spotkania.
– Czyli? – spytał
złowróżbnym tonem.
– Mieszkam w
kamienicy twojej ciotki. Niedawno przyszła wiadomość, że szykuje się zmiana
właściciela – kontynuowała, uważnie obserwując jego twarz. – Zbieg okoliczności
sprawił, że moja przyjaciółka umówiła mnie z tobą na kolację. Miałam nadzieję,
że dowiem się czegoś ciekawego.
To dziwne, ale w jego oczach
zauważyła coś w rodzaju ulgi. Potem powróciła obojętność, za to na pewno nie
ukazała się w nich złość. Niecodzienna myśl przyszła jej do głowy.
– Czyli nie jesteś
płatną dziwką? – W jego głosie dźwięczało łagodnie zainteresowanie. Na dodatek
tak specyficznie podkreślił słowo „płatną”, że poczuła rumieniec wypełzający na
policzki.
– Skoro jestem tak
dobra, że zdecydowałeś się na porwanie, to może powinnam zacząć pobierać
opłaty? Nie martw się – dodała drwiąco. – Jako pierwszy klient dostaniesz spory
rabat.
Dopiero teraz zauważyła
gniew. Nie mogła wiedzieć, że to dlatego, iż przez moment jego wyobraźnia
ukazała mu ją z innym mężczyzną. Nie dopuści do tego! Ona należała do niego,
tylko do niego! Przynajmniej na razie. A potem… Uśmiechnął się w duchu, bo do
głowy przyszedł mu znakomity pomysł. Odsunął się, sięgając po szklankę.
– Odstawię cię do
domu skoro tego chcesz – oznajmił suchym tonem. – A za dwa tygodnie przyjadę,
aby zabrać na kolację do ciotki. Przez ten czas ustal cenę.
– Cenę? Za co?
– Za granie roli
mojej narzeczonej.
Zaskoczył ją. Nie
przypuszczała, iż tak łatwo się podda.
– Niech się zastanowię.
– Udając zamyślenie, przysiadła na otomanie. – Może jedna kamienica?
– Sądzisz, że to,
co dostałem było tego warte? – zmrużył oczy.
– Mogę dorzucić
jeszcze z dwa numerki. – Tym razem to ona świadomie chciała go zranić. Albo
przynajmniej dotknąć. Intuicyjnie uderzyła tam, gdzie cios miał szanse na
największe spustoszenia. – Sam kiedyś powiedziałeś, że doskonale udaję. Przyznaj,
podoba ci się moja gra?
– Gra? – wysyczał.
Gwałtownie pobladł, zaciskając pięści z taką siłą, że pusta szklanka rozsypała
się na dziesiątki kawałków, które z głuchym łoskotem uderzyły o podłogę. Agnieszka
po raz pierwszy poczuła satysfakcję. Nie do końca go rozumiała, ale była pewna,
że znalazła słaby punkt, przebijając się przez obojętność, egoizm i pogardę. Nieważne,
że kłamała. Ważne, że zasiała wątpliwości. Usiłując przywołać na usta
pobłażliwy uśmiech, odważnie odwzajemniła jego pełne furii spojrzenie.
– Czyżbyś sądził,
że jestem jedynie naiwnym dziewczątkiem?
Oczy Rafała
przypominały teraz dwie ciemne, bezdenne studnie. Skrzydełka nosa drgały od z
trudem tłumionej wściekłości, palce konwulsyjnie zacisnęły się na oparciu
fotela.
– Chyba jednak tak
myślałeś. No cóż, mogę dalej być taka, ale właśnie ustaliłam cenę.
Nadal nic nie mówił. Poczuła
niepokój. Czyżby przeholowała? Najdziwniejsze było to, że chyba uwierzył w te
kłamstwa. Nie przypuszczała, że uda się jej to zagrać tak przekonywująco.
– Uklęknij –
odezwał się w końcu schrypniętym głosem, wykrzywiając twarz w parkosyzmie
gniewu. – Na kolana kurwo! – ryknął znienacka, widząc że nie reaguje. – Zapracujesz
na swoją kamienicę!
Tego się nie
spodziewała. Poczerwieniała, słysząc i słowa, i ton, jakim zostały
wypowiedziane.
– Wsadź ją sobie,
wiesz gdzie! – Ona również zacisnęła dłonie w pięści. Po raz pierwszy zdobyła
się na tak wyraźny sprzeciw, po raz pierwszy poczuła prawdziwą złość. I triumf,
bo zrozumiała, co doprowadziło go do szału. Miała rację, był zdrowo pokręcony,
lecz jednocześnie na swój dziwaczny, wykoślawiony sposób, pragnął jej. Nieważne,
że tak obsesyjnie się tego zapierał, że robił wszystko, aby nie dopuścić do
jakiejkolwiek, prawdziwej i naturalnej intymności. Nie przejął się tym, że
uważała go za skurwysyna, obojętnie traktował strach czy odrazę, bez mrugnięcia
okiem zapłaciłby tyle, ile zażądała. Dlaczego jednak tak bardzo wściekł się,
gdy powiedziała, że to tylko gra? Że udaje? Nie potrafiła udzielić jednoznacznej
odpowiedzi na to pytanie? Miała mgliste przeczucie… Nie, nie powinna pozwolić
odrodzić się nadziei. Zyskała chwilową przewagę i tak powinno pozostać.
– Chcę wrócić do
domu – powtórzyła te słowa niczym mantrę, z całej siły opanowując targające nią
uczucia. – Krwawisz. Lepiej to opatrz – wskazała na pokaleczoną rękę. Krew
barwną plamą zabrudziła biały materiał mebla. Lecz Rafał wyglądał, jakby w
ogóle tego nie zauważył, jakby nie czuł bólu rozciętej skóry. W jego głowie krystalizował
się nowy plan. Kamienica? W dupie miał jakąś ruderę w tym zaściankowym kraiku.
Chce kamienicy? Dobrze, doskonale, dostanie ją. Lecz nie za darmo. To, co
dotychczas przeżyła będzie przy tym jak gra wstępna. Perfidny plan punkt po
punkcie układał się w jego myślach. Nie zdołał jednak zaćmić czegoś innego, paskudnego
uczucia rozczarowania. Gra? Skoro to dziwka chciała grać, to on postara się
ustalić takie reguły gry, że dokładnie będzie wiedziała, za co jej zapłaci. Gra?
Czerwona fala wściekłości po raz kolejny przetoczyła się przez jego umysł. Nie
pamiętał, aby cokolwiek, kiedykolwiek, doprowadziło go do takiego stanu. Na
dodatek nie rozumiał, dlaczego tak się działo.
Agnieszka była
nieświadoma myśli, jakie kłębiły się w głowie jej towarzysza. Dostrzegła jego
gniew, lecz paradoksalnie dostarczył on satysfakcję, a nie strach. Po raz
pierwszy w ich krótkiej znajomości widziała, aby coś tak bardzo go poruszyło. Cudownie,
pomyślała, wstając i kierując się do kuchni po mokry ręcznik. Miała tylko
nadzieję, że jej nie udusi i nie zepchnie w morską otchłań?
– Daj – pochyliła się,
sięgając po skaleczoną dłoń. – Żadna ze mnie pielęgniarka, ale to może pomóc.
Patrzył na nią w
milczeniu. Nawet nie drgnął, kiedy niezgrabnie owijała jego rękę. Potem usiadła
w fotelu naprzeciwko i bardzo długo wpatrywała się w widok za oknem. W końcu
odetchnęła i spojrzała na Rafała.
– Będę gotowa za
dwa tygodnie – oznajmiła beznamiętnym tonem.
Wyraz jego twarzy uległ
gwałtownej zmianie. Usta rozciągnęły się w nieszczerym uśmiechu, w oczach dało się
zauważyć drwinę.
– Dobrze, doskonale
– odpowiedział, a ona tym razem poczuła strach. Nie z powodu słów, ale z powodu
tego, co ujrzała w ciemnych źrenicach.
KRÓTKO 😩
OdpowiedzUsuńTeż mam doła, głównie przez to, że nie mam czasu na nic, co sprawia mi przyjemność. O pisaniu już nie wspomnę...a pogoda też swoje robi. Cóż, musimy jakoś przetrwać a opowiadanie coraz bardziej intryguje i chyba będzie jednym z moich ulubionych :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Takie wspaniałe, że trudno opisać słowami...:-) Wręcz idealne. Niezwykłe jest to, że wiele w tym opowiadaniu brutalności.:-) Genialne:-D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
S.
babeczko opowiadanie ostre jak na twoje wcześniejsze opowiadanie, fajnie ze próbujesz czegos nowego, ale mam taka mala rade zebys przypadkiem nie przecholowala z tym wszystkim, kochana stopniowo prosimy :) a co do dola to mysle ze jutro przyjdzie nowy dzień i będzie lepiej :) :) :) piers do góry i uśmiechem na twarzy i będzie dobrze :) :) :)
OdpowiedzUsuńA, i jeszcze jedno. Ja też mam doła nie martw się:-) To chyba taki okres jesienno-zimowy...
OdpowiedzUsuńPowrotu do zdrowia życzę:-)
S.
Jeszcze....
OdpowiedzUsuńZa krótkie 😖😖😖😖 chce jeszcze!!! Babeczko nie pozwól mi czekać
OdpowiedzUsuńNiby taki inteligentny, a taki tępy ten macho, że dał się nabrać na słowa, że to tylko gra - i nawet nie upewnił sie, tylko od razu był święcie przekonany, że wszystko dobrze zrozumiał, i od razu przeszedł do obmyślania planu zemsty; a przeciez wyraźnie to czuł w sobie, że to jest cos prawdziwego - a jakże szybko to przekonanie podeptał - niesamowite... Taki mądry, a taki głupi :(
OdpowiedzUsuń