niedziela, 13 listopada 2016

Tysiąc odcieni bieli (VIII)

Mam doła stulecia... Nie pytajcie dlaczego, sama nie wiem. Może to przez te choroby i dwutygodniowe siedzenie w domu? W każdym razie nawet duża ilość czekolady nie pomogła :(

Link do części VII - klik

         Tysiąc odcieni bieli (VIII)
– Ślicznie wyglądasz – powiedział miękko. Zanim zdążyła poczuć radość z tych słów, on dodał:
– Tak ślicznie, że mam nieodpartą ochotę zniszczyć to piękno, ujrzeć cię u moich stóp, skamlącą o to, bym zerżnął cię jak sukę.
Powróciła niechęć. Do samej siebie, do niego, do tego, na co mu pozwalała. Cofnęła się o krok, zwiększając panujący pomiędzy nimi dystans. Nie po raz pierwszy zapragnęła znaleźć się w swoim małym mieszkanku, otulić kocem i w ciszy popijać gorącą, aromatyczną herbatę. I marzyć. O kimś takim, kto wyglądałby jak Rafał, ale kto potrafiłby wykrzesać z siebie chociażby odrobinę ludzkich uczuć. Nie, nie do diabła! O kimś, komu naprawdę by na niej zależało.
– Chcę wrócić do domu – powiedziała, wyraźnie akcentując każde słowo. – Mam dosyć twojego towarzystwa i tego, że traktujesz mnie jak zabawkę.
– Ty masz dosyć? – Wydawał się być rozbawiony. – Założymy się, że nie? – dodał, odstawiając szklankę.
Miał nad nią władzę. Był tego całkowicie pewien. Wystarczyło od czasu do czasu zdobyć się na czuły gest, rozpalić ją grą wstępną. A potem mógł robić to, na co miał ochotę. Topniała niczym wosk w jego objęciach, odwzajemniała pocałunki naiwnie wierząc, że są czymś więcej jak elementem gry wstępnej. I brakowało jej siły, aby sprzeciwić się, gdy stawał się coraz bardziej brutalny. Biedne dziewczątko, pomyślał drwiąco. Chociaż musiał przyznać, że nigdy wcześniej nie bywał tak niecierpliwy, nie tęsknił za czyjąś obecnością w tak specyficzny sposób. I nigdy wcześniej nie zaprosił żadnej kobiety do swego domu. Korzystał z innych miejsc, luksusowych hoteli, mieszkań czy willi, które kolekcjonował. Ale ten dom, dom na stromym urwisku, zbudowany na odludziu, był jego azylem, jego fortecą. Do wczoraj. Nie rozumiał, dlaczego zapragnął ją tu sprowadzić. Uwięzić. Potraktować jak niezbędny element wyposażenia wnętrza. Wykrzywił usta, czując narastającą złość.
– Skłamałam – powiedziała nieoczekiwanie, a wtedy zamarł w bezruchu. – Skłamałam co do powodów naszego spotkania.
– Czyli? – spytał złowróżbnym tonem.
– Mieszkam w kamienicy twojej ciotki. Niedawno przyszła wiadomość, że szykuje się zmiana właściciela – kontynuowała, uważnie obserwując jego twarz. – Zbieg okoliczności sprawił, że moja przyjaciółka umówiła mnie z tobą na kolację. Miałam nadzieję, że dowiem się czegoś ciekawego.
To dziwne, ale w jego oczach zauważyła coś w rodzaju ulgi. Potem powróciła obojętność, za to na pewno nie ukazała się w nich złość. Niecodzienna myśl przyszła jej do głowy.
– Czyli nie jesteś płatną dziwką? – W jego głosie dźwięczało łagodnie zainteresowanie. Na dodatek tak specyficznie podkreślił słowo „płatną”, że poczuła rumieniec wypełzający na policzki.
– Skoro jestem tak dobra, że zdecydowałeś się na porwanie, to może powinnam zacząć pobierać opłaty? Nie martw się – dodała drwiąco. – Jako pierwszy klient dostaniesz spory rabat.
Dopiero teraz zauważyła gniew. Nie mogła wiedzieć, że to dlatego, iż przez moment jego wyobraźnia ukazała mu ją z innym mężczyzną. Nie dopuści do tego! Ona należała do niego, tylko do niego! Przynajmniej na razie. A potem… Uśmiechnął się w duchu, bo do głowy przyszedł mu znakomity pomysł. Odsunął się, sięgając po szklankę.
– Odstawię cię do domu skoro tego chcesz – oznajmił suchym tonem. – A za dwa tygodnie przyjadę, aby zabrać na kolację do ciotki. Przez ten czas ustal cenę.
– Cenę? Za co?
– Za granie roli mojej narzeczonej.
Zaskoczył ją. Nie przypuszczała, iż tak łatwo się podda.
– Niech się zastanowię. – Udając zamyślenie, przysiadła na otomanie. – Może jedna kamienica?
– Sądzisz, że to, co dostałem było tego warte? – zmrużył oczy.
– Mogę dorzucić jeszcze z dwa numerki. – Tym razem to ona świadomie chciała go zranić. Albo przynajmniej dotknąć. Intuicyjnie uderzyła tam, gdzie cios miał szanse na największe spustoszenia. – Sam kiedyś powiedziałeś, że doskonale udaję. Przyznaj, podoba ci się moja gra?
– Gra? – wysyczał. Gwałtownie pobladł, zaciskając pięści z taką siłą, że pusta szklanka rozsypała się na dziesiątki kawałków, które z głuchym łoskotem uderzyły o podłogę. Agnieszka po raz pierwszy poczuła satysfakcję. Nie do końca go rozumiała, ale była pewna, że znalazła słaby punkt, przebijając się przez obojętność, egoizm i pogardę. Nieważne, że kłamała. Ważne, że zasiała wątpliwości. Usiłując przywołać na usta pobłażliwy uśmiech, odważnie odwzajemniła jego pełne furii spojrzenie.
– Czyżbyś sądził, że jestem jedynie naiwnym dziewczątkiem?
Oczy Rafała przypominały teraz dwie ciemne, bezdenne studnie. Skrzydełka nosa drgały od z trudem tłumionej wściekłości, palce konwulsyjnie zacisnęły się na oparciu fotela.
– Chyba jednak tak myślałeś. No cóż, mogę dalej być taka, ale właśnie ustaliłam cenę.
Nadal nic nie mówił. Poczuła niepokój. Czyżby przeholowała? Najdziwniejsze było to, że chyba uwierzył w te kłamstwa. Nie przypuszczała, że uda się jej to zagrać tak przekonywująco.
– Uklęknij – odezwał się w końcu schrypniętym głosem, wykrzywiając twarz w parkosyzmie gniewu. – Na kolana kurwo! – ryknął znienacka, widząc że nie reaguje. – Zapracujesz na swoją kamienicę!
Tego się nie spodziewała. Poczerwieniała, słysząc i słowa, i ton, jakim zostały wypowiedziane.
– Wsadź ją sobie, wiesz gdzie! – Ona również zacisnęła dłonie w pięści. Po raz pierwszy zdobyła się na tak wyraźny sprzeciw, po raz pierwszy poczuła prawdziwą złość. I triumf, bo zrozumiała, co doprowadziło go do szału. Miała rację, był zdrowo pokręcony, lecz jednocześnie na swój dziwaczny, wykoślawiony sposób, pragnął jej. Nieważne, że tak obsesyjnie się tego zapierał, że robił wszystko, aby nie dopuścić do jakiejkolwiek, prawdziwej i naturalnej intymności. Nie przejął się tym, że uważała go za skurwysyna, obojętnie traktował strach czy odrazę, bez mrugnięcia okiem zapłaciłby tyle, ile zażądała. Dlaczego jednak tak bardzo wściekł się, gdy powiedziała, że to tylko gra? Że udaje? Nie potrafiła udzielić jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie? Miała mgliste przeczucie… Nie, nie powinna pozwolić odrodzić się nadziei. Zyskała chwilową przewagę i tak powinno pozostać.
– Chcę wrócić do domu – powtórzyła te słowa niczym mantrę, z całej siły opanowując targające nią uczucia. – Krwawisz. Lepiej to opatrz – wskazała na pokaleczoną rękę. Krew barwną plamą zabrudziła biały materiał mebla. Lecz Rafał wyglądał, jakby w ogóle tego nie zauważył, jakby nie czuł bólu rozciętej skóry. W jego głowie krystalizował się nowy plan. Kamienica? W dupie miał jakąś ruderę w tym zaściankowym kraiku. Chce kamienicy? Dobrze, doskonale, dostanie ją. Lecz nie za darmo. To, co dotychczas przeżyła będzie przy tym jak gra wstępna. Perfidny plan punkt po punkcie układał się w jego myślach. Nie zdołał jednak zaćmić czegoś innego, paskudnego uczucia rozczarowania. Gra? Skoro to dziwka chciała grać, to on postara się ustalić takie reguły gry, że dokładnie będzie wiedziała, za co jej zapłaci. Gra? Czerwona fala wściekłości po raz kolejny przetoczyła się przez jego umysł. Nie pamiętał, aby cokolwiek, kiedykolwiek, doprowadziło go do takiego stanu. Na dodatek nie rozumiał, dlaczego tak się działo.
Agnieszka była nieświadoma myśli, jakie kłębiły się w głowie jej towarzysza. Dostrzegła jego gniew, lecz paradoksalnie dostarczył on satysfakcję, a nie strach. Po raz pierwszy w ich krótkiej znajomości widziała, aby coś tak bardzo go poruszyło. Cudownie, pomyślała, wstając i kierując się do kuchni po mokry ręcznik. Miała tylko nadzieję, że jej nie udusi i nie zepchnie w morską otchłań?
– Daj – pochyliła się, sięgając po skaleczoną dłoń. – Żadna ze mnie pielęgniarka, ale to może pomóc.
Patrzył na nią w milczeniu. Nawet nie drgnął, kiedy niezgrabnie owijała jego rękę. Potem usiadła w fotelu naprzeciwko i bardzo długo wpatrywała się w widok za oknem. W końcu odetchnęła i spojrzała na Rafała.
– Będę gotowa za dwa tygodnie – oznajmiła beznamiętnym tonem.
Wyraz jego twarzy uległ gwałtownej zmianie. Usta rozciągnęły się w nieszczerym uśmiechu, w oczach dało się zauważyć drwinę.
– Dobrze, doskonale – odpowiedział, a ona tym razem poczuła strach. Nie z powodu słów, ale z powodu tego, co ujrzała w ciemnych źrenicach.

8 komentarzy:

  1. Też mam doła, głównie przez to, że nie mam czasu na nic, co sprawia mi przyjemność. O pisaniu już nie wspomnę...a pogoda też swoje robi. Cóż, musimy jakoś przetrwać a opowiadanie coraz bardziej intryguje i chyba będzie jednym z moich ulubionych :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Takie wspaniałe, że trudno opisać słowami...:-) Wręcz idealne. Niezwykłe jest to, że wiele w tym opowiadaniu brutalności.:-) Genialne:-D
    Pozdrawiam
    S.

    OdpowiedzUsuń
  3. babeczko opowiadanie ostre jak na twoje wcześniejsze opowiadanie, fajnie ze próbujesz czegos nowego, ale mam taka mala rade zebys przypadkiem nie przecholowala z tym wszystkim, kochana stopniowo prosimy :) a co do dola to mysle ze jutro przyjdzie nowy dzień i będzie lepiej :) :) :) piers do góry i uśmiechem na twarzy i będzie dobrze :) :) :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A, i jeszcze jedno. Ja też mam doła nie martw się:-) To chyba taki okres jesienno-zimowy...
    Powrotu do zdrowia życzę:-)
    S.

    OdpowiedzUsuń
  5. Za krótkie 😖😖😖😖 chce jeszcze!!! Babeczko nie pozwól mi czekać

    OdpowiedzUsuń
  6. Niby taki inteligentny, a taki tępy ten macho, że dał się nabrać na słowa, że to tylko gra - i nawet nie upewnił sie, tylko od razu był święcie przekonany, że wszystko dobrze zrozumiał, i od razu przeszedł do obmyślania planu zemsty; a przeciez wyraźnie to czuł w sobie, że to jest cos prawdziwego - a jakże szybko to przekonanie podeptał - niesamowite... Taki mądry, a taki głupi :(

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.