link do części III - klik
Uwikłani (IV)
Jago nie wrócił. A to
oznaczało, że coś musiało mu się stać. Być może zginął, być może leżał gdzieś
ranny, konając w agonii. Ukryła twarz w dłoniach i rozpłakała się.
Cały dzień snuła się po
mieszkaniu. Cały cholerny dzień nasłuchiwała odgłosu otwieranych drzwi, cichych
kroków. Potem nadszedł wieczór. Minęła kolejna noc. Samotna, pełna ponurych
myśli. Nie płakała, nie widziała w tym sensu. Gapiła się w jaśniejący prostokąt
okna, za którym rozpoczynał się kolejny poranek. Przez te wszystkie godziny
doświadczyła całego wachlarza uczuć, od niepewności i zwątpienia, poprzez
strach, wściekłość, a na samym końcu rezygnację. Sama nie wiedziała, co powinna
zrobić. Zostać tu jeszcze parę dni, dopóki nie skończy się jedzenie? Szukać
drogi ucieczki, aby wrócić do domu? Czy może spróbować odnaleźć Jago? To
ostatnie wydawało się najbardziej bezsensowne. Jakim cudem miała odnaleźć go na
tak rozległym, nieznanym terenie, bez żadnej wskazówki, bez jakichkolwiek śladów?
Gdyby jej się udało, graniczyłoby to z cudem.
Kiedy upłynęły kolejne
godziny, zrozumiała, że jest skazana na samą siebie. Wtedy obok rezygnacji,
obok przerażenia, pojawiła się determinacja. W końcu żyła, miała się dobrze, a w
zakamarkach szafy znalazła broń. Tradycyjną, z całym zapasowym magazynkiem.
Musiała wrócić do domu.
Chociaż serca aż krzyczało, by ruszyła na poszukiwania Jago, doskonale zdawała
sobie sprawę, jak beznadziejne byłoby to posunięcie. Tak naprawdę nie miała
nawet pomysłu jak stąd się wydostać. Usiłowała przypomnieć sobie wszystkie
szczegóły od momentu wylądowania, lecz nie było ich wiele. Trzy godziny lotu do
zakazanej strefy, do ziemi niczyjej, gdzie czekała na nich pułapka. Baza na
wyspie, gdzie dotarła odrzutowcem po długiej podróży. Powróciła wspomnieniami
do punktu wyjścia, gdy wczesnym rankiem wylądowali na starej, spękanej płycie
nieczynnego już od wieków lotniska. Stamtąd zwartą grupą ruszyli do
zrujnowanego miasta, niegdyś jednego z największych i najbardziej tętniących
życiem. Minęli zaledwie jedną przecznicę, gdy ich zaatakowano. Zmarszczyła brwi
usiłując przypomnieć sobie szczegóły. Biegła… Biegła pod słońce, czyli musiała
skręcić w lewo. Ile? Niedługo. Dwieście, trzysta, maksymalnie pięćset metrów.
Potem potężne uderzenie w głowę pozbawiło ja przytomności. Zerknęła w kierunku
okna. Tutaj wschodzące słońce także było po lewej stronie. I to chyba wszystko,
co wiedziała. Przeklęła własną głupotę, że nie wykorzystała okazji i nie
wypytała Jago o to, gdzie się znajdują. Pewnie zbyt wiele by nie powiedział,
ale…
– Mam przerąbane –
wyszeptała z rezygnacją. A potem zabezpieczyła broń, narzuciła na siebie
obszerną bluzę z kapturem i podeszła do drzwi, modląc się, aby i tu nie czekała
na nią przykra niespodzianka.
Nie czekała. Bez
problemu otworzyła ciężkie wrota, a potem odetchnęła i wyszła na zewnątrz. Znalazła
się w wąskim, długim korytarzu, który z jednej strony kończył się ścianą, a z
drugiej zakręcał w lewo. Bezszelestnie zamknęła za sobą drzwi, naciągnęła
kaptur na głowę, starając się, aby zakrywał możliwie jak najwięcej i ruszyła
przed siebie. Przerażona i zdeterminowana, nie zwracała uwagi na otoczenie,
dopóki nie znalazła się przy schodach. Dopiero wtedy odrobinę ochłonęła,
rozglądając się dookoła. Tapety oderwane od ścian, poplamione podłogi,
powyłamywane deski. Obraz nędzy i rozpaczy. Jak wszędzie tam, gdzie mieszkali
oni. Zamyśliła się. Przecież nie byli bezrozumnymi zwierzętami, więc dlaczego
tak się działo? Zbyt wiele brutalności? Zamiłowanie do walki? Szaleństwo? Kto
to wie.
Bez przeszkód zeszła na
parter, a stamtąd do holu głównego. Jeszcze na moment zatrzymała się przed
wyjściem na ulicę. Uspokoiła oddech, przywołała do porządku oszalałe serce. I
wyszła.
Okolica jak i budynek,
który opuściła, wyglądała na bezludną. Widać Jago nie tęsknił za towarzystwem
pobratymców. Nad ponurymi ruinami wisiały skłębione, stalowoszare chmury.
Skręciła w prawo, mocniej naciągając kaptur na twarz. Zdawała sobie sprawę, że jedyne,
co może ją zdradzić, to oczy. Ludzkie oczy. Zacisnęła dłoń na broni,
zastanawiając się, czy zdąży ją odbezpieczyć i wycelować. Przerażona jak nigdy
dotąd, maszerowała raźnym krokiem przed siebie, nie mając bladego pojęcia dokąd
zmierza i jak długo będzie zmuszona tak iść.
Nagle przystanęła,
Przed sobą miała spalony wrak śmigłowca, którym przylecieli. Nie zauważyła
żadnych ciał, chociaż w niektórych miejscach widać było szkarłatne ślady
zaschniętej krwi. Czy tylko ona przeżyła? Drgnęła, gdy gdzieś w oddali rozległy
się dzikie okrzyki przeplatane seriami z automatów. Po nich wycie przybrało na
sile, by nagle zmienić się w agonalny ryk i urwać. Alisa w panice rozejrzała
się dookoła. Niewiele było tu miejsc, w których mogłaby się ukryć. Dopadła
wysokiego słupa, podpierającego na wpół zrujnowany budynek. Zamarła tam,
rozpłaszczona na ziemi, z policzkiem przytulonym o zimny beton. Lecz nic się
nie wydarzyło. Wokół panowała cisza.
Najpierw czekała.
Później kilkukrotnie policzyła do stu. W końcu odważyła się wstać. Minęła wrak
i doszła do sporych rozmiarów skrzyżowania. Tylko że teraz nie wiedziała, gdzie
powinna pójść.
Ktoś brutalnie szarpnął
jej ramię, jednocześnie dłonią zakrywając usta. Zanim zdążyła sięgnąć po broń,
usłyszała pełen irytacji szept.
– To ja! Co tu do
cholery robisz?
Mało brakowało, a
zemdlałaby z powodu odczuwanej ulgi.
– Ja… Chciałam… –
Nie potrafiła wykrztusić z siebie żadnego wyjaśnienia. – Myślałam, że cię zabili?
– Prawie –
mruknął, a potem ją puścił. Błyskawicznie się odwróciła. Przed nią stał Jago,
lecz w zasadzie poznała go tylko po oczach. Ubranie wisiało na nim w strzępach,
pełne czerwonych plam, zresztą krew miał na całym ciele, trudno jedynie było
określić czy własną, czy cudzą. No i był brudny. Niesamowicie brudny, jakby
ktoś niezwykle skrupulatnie wytarzał go w błocie. Zatrzymała wzrok na
prowizorycznym opatrunku na lewym boku.
– Musimy wracać –
powiedziała drżącym ze zdenerwowania głosem. Podtrzymała go ramieniem, ale on
nagle zesztywniał.
– Poradzę sobie –
odparł opryskliwie. – Tam są twoi – wskazał ruchem podbródka kierunek, w którym
uprzednio podążała. – Idź!
Znieruchomiała
zaskoczona.
– Moi? Ludzie?
– Też jesteśmy
ludźmi! – syknął.
– Przepraszam – zarumieniła
się. – Skąd?...
– A co ja? Wróżka?
Idź!
– Czy to oni tak
cię urządzili?
– Nie.
Odwrócił się z trudem
utrzymując równowagę. Poruszał się powoli, wyraźnie kulejąc. Wiedziała, że
zabraknie mu siły, aby dotrzeć do mieszkania, bo rana była poważniejsza niż
chciał to pokazać. Tęsknie spojrzała w prawo, a potem podbiegła do Jago.
– Oprzyj się o
mnie – rozkazała.
– Masz szansę
jedną na milion, aby wrócić do domu.
– Wiem. Ty również
by przeżyć. Dlatego muszę ci pomóc.
– Nie! – Niemrawo
odtrącił jej dłoń, a potem upadł na kolana, pochylając głowę. Zaczął kaszleć, a
gdy nad tym zapanował, splunął krwią. Przyglądała się temu w milczeniu, bo
zrozumiała, że Jago umiera. Rana była śmiertelna i właściwie cudem było to, że
jeszcze żył. Zacisnęła zęby. Śmiertelna w tej sytuacji i w tym miejscu. Jednak…
– Idziesz ze mną –
oświadczyła stanowczo, z trudem stawiając go na nogi. Potem zarzuciła sobie
jego ramię i ruszyła w kierunku skąd uciekał. Nie zaprotestował. Na jego twarzy
perlił się pot, wargi delikatnie drżały.
– Zwariowałaś –
wyszeptał. – I tak mnie zabiją.
– Nie ze mną.
– I tak mnie
zabiją – powtórzył z uporem. Nie odpowiedziała, brnąc z uporem do przodu.
Zsunęła kaptur, modląc się w duchu, aby żołnierze w porę zauważyli, kim była.
Jago zwiesił głowę, lecz nadal był przytomny. Potykali się, niejednokrotnie
upadali, lecz szli naprzód.
I kiedy w końcu ujrzała
upragniony widok, mało brakowało, a zaczęłaby krzyczeć z radości, chociaż
celowano do nich z kilkunastu karabinów.
– Nie! – Uniosła
dłoń. Nie miała wątpliwości, kogo szukali. – Jestem jedną z zaginionych!
Nikt jej nie
odpowiedział, nikt się nie poruszył. Wycieńczony Jago osunął się na ziemię, a
do Alisy podszedł jeden z żołnierzy. Badawczo spojrzał w jej oczy, a później
gestem uspokoił pozostałych.
– W porządku.
Nazwisko!
– Alisa Paul.
Skinął głową, lecz
nadal nie opuszczał broni.
– A on?
– On… – zawahała
się. I tak odkryją prawdę, nie było sensu kłamać. – On uratował mi życie.
Nie musiała nic więcej
dodawać. Dowódca zrozumiał. W ciemnych oczach ukazał się gniew, lecz zbyt
dobrze nad sobą panował, by to okazać. Trącił Jago czubkiem buta, ale ten nie
zareagował. Chyba stracił przytomność, pomyślała przerażona Alisa.
– Skażony –
podsumował. – I prawie martwy.
– Musimy mu pomóc…
– Hola, panienko,
my mamy tylko przywieź ocalałych, jeśli takich znajdziemy. Wsiadaj do śmigłowca
– rozkazał, kierując czubek broni w stronę nieprzytomnego Jago. Krzyknęła
protestująco, jednak nie zdołała zrobić nic poza tym. Silne dłonie ujęły ją za
ramiona i została przemocą wepchnięta do helikoptera. Wiła się, przeklinała,
lecz to nie miało znaczenia. Było ich kilku, silnych, zaprawionych w bojach,
bezlitosnych. Tylko niektórzy przyglądali jej się ze słabo tajonym zdumieniem,
bo po raz pierwszy zdarzyło im się spotkać człowieka ocalonego przez
obcego
Skrępowana, przypięta
pasem, otoczona żołnierzami, bezsilnie przypatrywała się jak ten, z którym
rozmawiała, puszcza krótką serią w leżące bezwładnie ciało. Potem jako ostatni
zajmuje miejsce w wznoszącym się w górę śmigłowcu. Nie zaszczycił jej nawet
spojrzeniem; żaden z nich tego nie zrobił.
Zerknęła w dół. Jago leżał
na plecach, z rozrzuconymi ramionami. Wszędzie widać było krew. O ile wcześniej
umierał, to teraz z pewnością był już martwy. Łzy powoli spłynęły po policzkach
Alisy. Nie powinna była go ze sobą zabierać. Mówił prawdę – spotkanie z ludźmi
oznaczało dla niego śmierć.
Nic innego.
link do części V -
klik
Nieee... Czemu go uśmierciłaś? To już koniec?
OdpowiedzUsuńYyy... To koniec? W sensie, ze to zakończenie, tak? ;)
OdpowiedzUsuńOjej :-(
OdpowiedzUsuńJak nie ma "koniec" na końcu, to nie jest to koniec :-)))
OdpowiedzUsuńBardzo długo czekałam na kolejną część. Twojego bloga czytam od kilku lat, przeczytałam wszystko co tu jest i szczerze mówiąc ta część mam wrażenie była pisana trochę na siłę, wszystko działo się za szybko. Przeczytałam ostatnio komentarz jednej czytelniczki pod postem, która napisała, że nie będzie zaczynała nowych części dopóki nie skończysz tych co zaczęłaś. Rozumiem ją, bo też bym chciała dokończyć czytać niektóre opowiadania np. On, ale też rozumiem Ciebie, że masz pełno pomysłów i paluszki aż rwą się żeby zacząć coś nowego. Mimo proszę żebyś nie zaczynała czegoś nowego bez skończenia starych bo potem koncepcja tego wszystkiego, co chciałaś zawrzeć w opowiadaniu się gubi :c Sama swego czasu pisałam i coś o tym wiem haha
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Na razie nic nowego nie zamierzam zaczynać, kończymy to, co jest już napoczęte, tylko co do kolejności nie jestem pewna. Zależy od weny ;-) Ostatnio ruszyłam z "Nie umiem..." i cosik mi się widzi, że to będzie następne.
UsuńDoooooooobre! Uwielbiam!
OdpowiedzUsuńDawno nie było takiej niewiadomej :D
Czekam na ciąg dalszy :D
A miało być skromne opowiadanko z nadmiarem erotyki...
Usuńsuper ze wrocilas, mam nadzieje ze bol glowy ustanie na zawsze, a ty nas nie przestaniesz zaskakiwać :) :) :)
OdpowiedzUsuńTeż mam taką nadzieję. Bądźmy optymistami :-)
Usuńoby tak było :)
UsuńHmm znowu niecierpliwie będę wypatrywać kolejnego fragmentu😕 proszę nie karz nam długo czekać ☺
OdpowiedzUsuńNie każę, słowo, tym bardziej że jest to krótkie opowiadanie i za chwilę koniec.
UsuńA dodasz kolejna część jutro albo pojutrze ? ☺ mogłabym twoje opowiadania czytać codziennie
UsuńA ja bym chciała dodawać je codziennie ;-) Postaram się na weekend, słowo.
UsuńMoże go sklonują i w ten sposób wróci do żywych ???
OdpowiedzUsuńTo od razu kilka sztuk ;-) Jeden, no, dwóch do łóżka, jeden do kuchni, jeden do pracy, jeden ruszy na wojnę, jeden do sprzątania, jeden do prac ogrodowych... :-D
UsuńA co tam, pofantazjujmy. Trzech do łóżka...
Och Babeczko, to będzie następne opowiadanie, do którego będę często wracała 😊 lubię takie klimaty, podobnie jak w "Czasie poświęconym zemście". Już nie mogę się doczekać kolejnej części 😉
OdpowiedzUsuńSerio dokończysz pisać "Nie umiem stąpać tak cicho"?? O, jak sie cieszę!
OdpowiedzUsuńNo to jak zaraz koniec Uwikłanych no to może Tysiąc Odcieni Bieli? :-D
OdpowiedzUsuńDołączam się do pytania :)
UsuńKochana, Ty to wiesz jak zaskoczyć czytelników :D Rewelacja!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Szkoda ze to opowiadanie bedzie krotkie :-( ale czekam z niecierpliwoscia na kolejna czesc i oczywiscie na "Nie umiem stapac" @ zapowiada sie swietnie :-) pozdrawiam! P.s.czytam tez polecane przez Ciebie blogi ale Twoje opowiadania sa najlepsze :-)
OdpowiedzUsuńA dziękuję, dziękuję :))) Pewnie też dlatego, że jest ich tak dużo...
UsuńJest jakis link do Nie umiem stąpać...?
OdpowiedzUsuńSzukam i za kija znalezc nie mogę
i weekend się konczy, a babeczka zapomniala o nas :(
OdpowiedzUsuńGdzie jest opowiadanie " Nie umiem stapac"? W zapowiedziach tego nie ma :( a jakieś fragmenty"Onego" ? Chyba jestem ślepa, bo niczego nie potrafię znaleźć...buuuu 😢
OdpowiedzUsuńW zasadzie to byłby dobry koniec dla tego opowiadania.
OdpowiedzUsuńChyba, że bohaterka chce wrócić poszukać sobie kolejnego jurnego obcego z wielkim ku....