Żyję, nie zapomniałam o blogu, nie zapomniałam o Was...
Ostatnio przeczytałam w pewnej gazecie, nie wiem czy to była wypowiedź polityka czy też słowa samego dziennikarza, że jak polki, które posiadają trójkę pociech dostaną te 500 stów na dziecko, to będą siedzieć w domu i cytuję "nic nie robić". Ja mam tylko dwójkę, więc przez ostatni tydzień byczyłam się znacznie bardziej niż matka z trójką... Tak się byczyłam, że nie miałam nawet pięciu minut aby skrobnąć krótką notkę czy opublikować wasze komentarze. Byczyłam się do potęgi, nudziłam jak mops, zwichnęłam szczękę od ziewania, a od "nic nie robienia" i "siedzenia w domu" krzyże mi nawaliły... Nawet straciłam na wadze od tego byczenia, a jakże, równe trzy kilogramy :-)
Jaka ja wypoczęta jestem bo dostanę pięć stówek. Aż strach pomyśleć, co by było, gdybym dostała więcej ;-)
A serio, to jak bym k*** tego g*** dorwała, to bym s**** pokazała jak to kobieta "nic nie robi" przy trójce dzieci.
No cóż. Dziś święto, mój mąż ma wreszcie wolne, on się byczy... Ale nie docenia tego, bo jak mu za mocno ta nuda i "nic nie robienie" doskwiera, to się niewdzięcznik odgraża, że pójdzie do pracy i więcej wolnego nie weźmie... Doprawdy, ja go nie rozumiem ;-D
No i jeszcze jedno. Wyjeżdżam na wakacje, w zasadzie to w tej chwili powinnam prasować sterty ubrań... Na wakacje do leśnej głuszy, gdzieś w okolice Pszczewa, gdzie nawet z zasięgiem jest problem, a o internecie to można od razu zapomnieć. Dlatego pewnie odezwę się jak wrócę, czyli za jakiś tydzień. I wtedy dostaniecie ostatnią część. Powiem wam w tajemnicy, że przyda mi się ten wyjazd, bo jadę już na rezerwie rezerwy. Do tego stopnia nie miałam ochoty na pisanie, że zaczęłam podejrzewać kolejną ciążę... Istne szaleństwo.
link do części X - klik
Pewnego dnia, w innym miejscu (XI)
Nie miała tyle odwagi,
by nacisnąć klamkę. Położyła się na brzuchu, starając dojrzeć coś przez szparę
pod drzwiami. Niestety, widać było jedynie kamienną podłogę. Dziurka od klucza
była czymś zapchana, Weronika stała więc przed tajemniczymi drzwiami
przerażona, niezdecydowana, oszołomiona. W głowie miała jedynie chaos. Przecież
Maksym wyraźnie dawał do zrozumienia, że nikt z nich nie powinien zapuszczać
się do piwnicy. Może miał taki kaprys, a może skrywał jakieś tajemnice.
Przypomniała sobie Piotra, jego wykręcone ciało, szeroko otwarte oczy z wyrazem
zastygłego przerażenia. Czy to dlatego, że nagle stracił równowagę i runął w
dół, czy też przyczyna była całkiem inna? To, co znajdowało się za tymi
drzwiami.
Nie stchórzę,
postanowiła nagle Weronika, chociaż gdy położyła dłoń na klamce, serce o mało
co nie wyskoczyło jej z piersi. Poza tym to było dziwne, ale nie bała się
Maksyma. Nie tak bardzo jak powinna. Wciąż czuła smak jego pocałunków, zapach
ciała, słyszała rozbawienie w ostatnich słowach, jakie wypowiedział. Pewnie
dlatego nie potrafiła tak do końca uwierzyć, że mógłby być potworem. Chociaż
czerwony notes pokazywał co innego.
Bardzo powoli uchyliła
drzwi, potem odważyła się zerknąć do środka. Ogromne pomieszczenie, coś na
kształt jaskini, o nierównych, krzywych ścianach oraz wysokim suficie, wydawało
się nie mieć końca. Źródłem światła okazała się jedna z lamp naftowych, jakich
używali gospodarze, stojąca w najbliższym rogu na piaszczystej podłodze. Oprócz
niej, było tu całkowicie pusto, żadnych mebli, żadnych ukrytych trupów.
Weronika uśmiechnęła się blado i zdecydowała, że dalej już nie pójdzie. Skoro
tak wyglądały te strzeżone tajemnice Maksyma…
– Co tu robisz? –
Silne ramię owinęło się dookoła jej szyi, drugie uwięziło dłonie. Jego
pojawienie było tak niespodziewane, że przez dłuższy moment nie potrafiła
zapanować nad rozszalałymi zmysłami.
– Nikogo nie
mogłam znaleźć – wykrztusiła. To wstyd, ale w jej głowie pojawiła się myśl o
kolejnym seksie. – Nawet twojej babci…
– Ona nie jest
moją babcią! – syknął w odpowiedzi. – Co to za chujowe określenie?
– Nie wiesz?
– Nie interesują głupawe
tytuły, których używacie.
– My?
– Tak. Wy. – Wcale
jej nie puścił. Wręcz przeciwnie, uniósł w górę, kopniakiem zatrzasnął drzwi i
podążył w ciemność.
– Nie rozumiem –
wyszeptała, szamocząc się w stalowym uścisku.
– O tak, to daje
się zauważyć.
Nie zadała kolejnego pytania.
Znaleźli się w pomieszczeniu, w którym panowała krwawa poświata, bez wyraźnego
jej źródła. Było mniejsze niż to poprzednie, bardziej klaustrofobiczne, a na
jego środku znajdowało się coś, co przypominało ogromny blok, z nieregularnie
ociosanego kamienia. A na nim leżał nagi człowiek, z ramionami rozciągniętymi
na boki, skrępowany i najwyraźniej zamroczony.
– Adam? – spytała,
drętwiejąc z przerażenia.
– Jak nie chcesz
go zastąpić, to musisz być cicho – wyszeptał Maksym. Skrył się w cieniu,
właściwie tuż na progu, nawet na moment nie luzując uścisku. – Koniec zabawy,
jesteś ostatnia. A nie – nagle jakby coś sobie przypomniał. – Zapomniałem o
twoim chorym koledze.
Nie odpowiedziała, zbyt
zaszokowana tym, co zobaczyła i tym, co usłyszała. I nagle oprócz strachu
poczuła ogromne rozczarowanie. Zrozumiała, jak bardzo zależało jej, aby Maksym
okazał się zwykłym, nieco zdziwaczałym samotnikiem, a cała reszta koszmarnym
zbiegiem okoliczności. To rozczarowanie sprawiło, że z jej oczu popłynęły łzy.
– Ty też? –
Skrzywił się z odrazą, gdy poczuł je na swojej dłoni. Z obrzydzeniem otarł ją o
materiał spodni.
– Co masz na
myśli?
– Gdy nadchodzi
koniec albo wrzeszczycie, albo płaczecie.
– To nie dlatego… –
umilkła, bo znów dał się słyszeć ten przerażający skowyt. Nie wydostał się on
jednak z ust więźnia, a więc ktoś jeszcze musiał tu być. Mimowolnie przylgnęła
do Maksyma, chociaż w zasadzie takie zachowanie było więcej niż absurdalne. Skamieniała
w uścisku żelaznych ramion, zaciskających się wokół jej ciała niczym imadło,
patrzyła na ołtarz z rozciągniętą na nim ofiarą. Teraz przestała mieć wątpliwości
co do tego, czym było to miejsce. Adam poruszył się i wymamrotał coś
niewyraźnie, ale krępujące go więzy i oszołomienie, skutecznie go
unieszkodliwiło. Z zaciemnionych kątów wypełzły cztery cienie. Najpierw krążyły
w półmroku, cicho popiskując, dopiero po dłuższej chwili jeden z nich odważył
się podejść do półprzytomnej ofiary. Choć krwawa poświata była na tyle słaba,
aby nie dało się rozpoznać szczegółów, to wystarczyła, by ukazać przerażający
widok. Stworzenie było niewielkie, o brunatnej skórze, nieco połyskującej
złotem. Poruszało się na dwóch nogach, choć ramiona wieńczyły zakrzywione
paluchy, zakończone ostrymi pazurami. Najgorsza była jednak jego głowa, twarz
będąca jednocześnie karykaturą ludzkiego oblicza i oblicza bestii, rodem z
najgorszego koszmaru.
– Co to jest? –
jęknęła.
– Tajemnica, którą
chciałaś poznać. – Dotknął ustami skraju jej policzka.
– Nie rozumiem?
– Pamiętasz głaz w
lesie? Pamiętasz? To granica, której przekroczenie kończy się śmiercią. Wasz
gatunek jest tak żałośnie słaby – powiedział nieco rozbawiony.
Tym razem nie spytała o
więcej. Przerażenie dławiło ją w gardle, spowijało gęstą chmurą zamroczony
strachem umysł. Przypomniał jej się koszmar, który śniła podczas pierwszej nocy
pobytu tutaj. Może to również był sen?
– Pod wieloma
względami wręcz bezradny – kontynuował Maksym. W zasadzie miał co do niej inne
plany, ale skoro się tu pojawiła, nie miał wyjścia. Gdyby tylko mógł zapanować
nad tym irytującym pragnieniem, nad mrowieniem w pewnej części ciała, nad narastającym
podnieceniem. Zaklął, a potem nieoczekiwanie się ugiął. Skorzysta z dziewczyny
jeszcze jeden raz, a później koniec. Tym bardziej, że ONA będzie wściekła, gdy
dowie się ile już złamał zasad.
Weronika nie pytała o
więcej. Wzrok miała wlepiony w demony, krążące coraz bliżej swojej ofiary.
Demony? Tak, to chyba było najtrafniejsze określenie. Ogarnął ją pusty śmiech,
który bardzo szybko zmienił się w histeryczny chichot. Demony? Przecież one
istniały jedynie w grubaśnych książkach i tandetnych horrorach. W wyobraźni, w
strasznych historiach, w masowej pop kulturze.
Głaz, śnieżyca, ten
dom. Nic nie było zbiegiem okoliczności, a jedynie poszczególnymi punktami
starannie napisanego scenariusza.
– Patrz –
wyszeptał Maksym. – Patrz i podziwiaj. Nie ma bardziej podniecającego widoku
niż moi ucztujący bracia.
Skrzywiła się, nie
odpowiadając. Przymknęła oczy, ale tylko na ułamek sekundy. Pomyślała, że skoro
on chciał, aby przyglądała się temu przedstawieniu, musiała to zrobić.. Tylko
całkowite podporządkowanie mogło uśpić czujność wroga, stwarzając szanse na
ucieczkę. Minimalne szanse, ale i tak lepsze od ich całkowitego braku. Zwilżyła
językiem zaschnięte wargi, poczuła słony smak łez, które spływały po policzkach,
lecz nawet nie drgnęła.
– Co one
zamierzają? – spytała cicho, gdy kolejne cienie wynurzyły się z mroku.
– Nic. Są głodne –
usłyszała lakoniczną odpowiedź.
– Zabiją go i
zjedzą? – Zemdliło ją na samą myśl o tym, że będzie się musiała temu
przyglądać. W ustach pojawił się dziwny posmak, w głowie zawirowało niczym na karuzeli.
Walczyła z wymiotami, ale najwyraźniej Maksym ani trochę się tym nie przejął.
– Prędzej czy
później – mruknął, ocierając się biodrami o jej pośladki.
– A potem? Potem
przywiążesz tam mnie?
Znieruchomiał. Nie
mogła widzieć jego twarzy, ale czuła, że nie spodobały mu się te słowa.
– Nie, ciebie
zostawię na sam koniec. – Choć słowa były drwiące i pogardliwe, dosłyszała w
nich też złość.
– Po tym jak mnie
zerżniesz?
– I to niejeden
raz.
– Nie –
powiedziała zdesperowana. – Nie chcę patrzeć! – Jej głos stał się nagle
piskliwy i drżący. – Wolę żebyś zabił mnie od razu.
– Ty wolisz? –
zadrwił.
– Dlaczego to
robisz?
– Muszę. Ona nie
lubi nieposłuszeństwa.
Bestie były coraz
bliżej. Przed oczyma stanął jej widok rozszarpanego ciała Adama, krew wplątana
w jego włosy, krew na rękach, ramionach, brzuchu, udach, krew na całym ciele.
Co gorsza, zrozumiała, że skończy w ten sam sposób. Kolejna wizja i teraz to
ona leżała na ołtarzu, wokół niej krążyły te potwory. Dotyk Maksyma już w
najmniejszym stopniu nie podniecał. Mężczyzna wydał się jej odrażającym
monstrum, zresztą nie powinna przypisywać mu człowieczeństwa. Może jego wygląd
to złudzenie, iluzja taka sama jak to miejsce?
Zamknęła oczy. Jednak
natychmiast je otworzyła, ponieważ obrazy ukazujące się w wyobraźni były zbyt
okropne, zbyt brutalne. Jedyne czego pragnęła to stąd uciec. Dlatego choć dygotała,
to starała się nad tym zapanować. Musiała być przygotowana do szybkiej akcji,
gdy pojawi się szansa ucieczki. Musiała ją sobie wywalczyć. Podstępem. W
czołowym starciu nie miała żadnych szans.
– Maksym –
wyszeptała. – Rób ze mną co chcesz, ale zabierz mnie stąd.
– I tak zrobię z
tobą, to co chcę.
Mówił prawdę. Sytuacja
w jakiej się znaleźli, podniecała go. Poprzez ubranie wyczuwała nabrzmiałą
męskość ocierającą się o jej pośladki, lecz budziło to tylko obrzydzenie. Uwięziona
w ramionach szaleńca, a nawet kogoś dużo gorszego, zmuszona do oglądania
krwawego spektaklu rozgrywającego się przed jej oczyma, czuła powoli
narastającą panikę. A kiedy Maksym zmienił pozycję, dość jednoznacznie wkładając
dłoń za pasek jej rozpiętych spodni, krzyknęła głośno.
Cienie krążące wokół
kamiennego bloku zamarły, powoli odwracając nienaturalne głowy. Jakby dopiero
teraz spostrzegły ich obecność. Mężczyzna za jej plecami również zastygł w
bezruchu.
– Co robisz
głupia? – syknął. – Tak ci się spieszy, żeby do niego dołączyć?
– Sądzisz że być gwałconą,
podczas gdy te potwory ucztują, to lepsza alternatywa?
– Poprzednio zbytnio
nie protestowałaś…
– Wtedy nie
wiedziałam, kim jesteś.
– A teraz wiesz?
Sądzisz że wiesz? – zadrwił, odzyskując pewność siebie. Z wściekłością ukąsił
ją w szyję. Tym razem krzyknęła z bólu. I nagle zrozumiała, że nie powstrzyma
jego pożądania. Nie zapanuje nad tym, nad czym on sam nie potrafił zapanować.
Słodki Jezu... Spojrzałam na daty. Prawie dwa tygodnie mnie nie było!!!!!!
OdpowiedzUsuńJesteś znowu w ciąży?! :/
OdpowiedzUsuńNie, na sto procent nie. Osobiście przedkładam jakość nad ilość i mnie dwójka wystarczy. Bez urazy dla wielodzietnych rodzin, ale mnie już teraz brakuje sił, a co dopiero przy większej ilości..
UsuńCzyżbym wyczytała przerażenie pomiędzy słowami? ;-D
Kochana, lepiej dodaj teraz ostatnią część, bo nie doczekamy się kolejnej. Umieramy już z ciekawości :)
OdpowiedzUsuńTak dlugo nic, a teraz jeszcze czekać kolejny tydzień na ostatnią część... ech, życie jest brutalne.
OdpowiedzUsuńBabeczko dodaj jeszcze przed urlopem bo dosc sie wyczekalismy. A znajac zycie to z tygodnia zrobia sie dwa tyg nieobecnosci..
OdpowiedzUsuńMilego wypoczynku:-)
Moze czas pomyslec o jakiejs przerwie blogowej..i tak juz robisz spore odstepy a my czytelnicy tylko sie irytujemy ze przez tyle czasu nic nie ma..zajmij sie tym co teraz najwazniejsze czyli dziecmi.
OdpowiedzUsuńOpanuj się :) niektórzy wolą czekać i codziennie mieć dreszczyk adrenaliny - a może kochana Babeczka coś dodała, niż żyć ze smutną świadomością, że Babeczka ma przerwę. Ja mogę czekać choćby miesiąc, ale przynajmniej wiedzieć, że się doczekam!
UsuńPopieram.. Lepiej konkretnie wiedziec na czym sie stoi.
UsuńBabeczka zajmuje się tym, co najważniejsze, a blog to forma przyjemności, więc z jakiej racji ma sobie robić przerwę?
UsuńA nie lepiej Babeczko dodać tą ostatnią część teraz, a gdy wrócisz zaczniesz znowu dodawać Tysiąc odcieni bieli... ;-)
OdpowiedzUsuńProszę o następną część. Nie mogę się jej już doczekać... :)
OdpowiedzUsuń