czwartek, 16 czerwca 2016

Pewnego dnia, w innym miejscu (VIII)

Oczywista oczywistość czasami okazuje się nie taka znowu oczywista ;-) To wstęp do poniższego tekstu.
Wiem doskonale, że czekacie na kolejne kawałki Tysiąca... oraz Uwikłanych, wciąż się tam ktoś dopytuje o Onego, ale powiem tak: Weronikę i Maksyma mam w głowie i muszę jak najszybciej to wszystko z siebie wyrzucić, "przelać na papier", dotrzeć do zakończenia, które (starym zwyczajem) mam już napisane ;-) A czasu na pisanie mało, bo Małemu znowu jakieś zęby rosną i kiepsko sypia. Po całej nocce znęcania się nad moimi cycami, przepraszam za porównanie, czuję się jak krowa po udoju...

link do części VII - klik

            Pewnego dnia, w innym miejscu (VIII)
Zasnęła, ale snem niespokojnym, pełnym dziwacznych majaków. Nagłe przebudzenie nie należało do najprzyjemniejszych. Przez dłuższą chwilę usiłowała opanować oszalałe z przerażenia serce i zrozumieć to, co widzi.
– Oszalałeś? – odezwała się w końcu ostrym tonem, usiłując wstać.
Nad nią okrakiem klęczał Maksym, opierając się na przedramionach i pochylając tak mocno, że prawie czuła ciepło jego oddechu. Miał ponurą minę i zachmurzoną twarz, a w oczach widać było tłumioną złość. Ogień na kominku strzelał wysokim płomieniem, bo przed chwilą musiał dołożyć kilka polan.
– Czego chcesz? – warknęła poirytowana Weronika.
– Dlaczego to zrobiłaś? Co to daje?
Nie miała najmniejszych wątpliwości, o co pytał. Złość minęła, pojawiło się zdumienie. Więc miała rację.
– Pocałunek? Nie wiesz, po co ludzie się całują?
– Nie. Nie rozumiem po co wam to?
– Nam? A ty niby kto? Kosmita? – parsknęła śmiechem, ale natychmiast spoważniała widząc, jak w czarnych źrenicach pojawia się szaleństwo. Lepiej nie drażnić bestii.
– Przecież każdy zaczyna od niewinnych pocałunków. Ty nie?
– Nie.
– Jesteś dziwny – wyciągnęła dłoń, dotykając jego policzka. Miał gorącą, prawie parzącą skórę. – Uprawiasz seks bez gry wstępnej?
– Mówimy o pocałunkach.
– To taki wstęp wstępów. Dlatego cię nie rozumiem.
– Można się pieprzyć i bez tego.
– Pewnie można – odparła zadumana. Maksym pochylił się jeszcze bardziej. – Byłeś tak wściekły, jakbyś chciał mnie zabić. Co się zmieniło?
Sam nie umiał odpowiedzieć na to pytanie. Jednak przez ostatnie godziny nie potrafił myśleć o czymś innym niż smak jej ust. Doprowadzało to go do szaleństwa, ale nic nie mógł na to poradzić.
– Dlaczego to zrobiłaś?
– Chciałam cię spróbować – uśmiechnęła się, leniwie wodząc palcami po jego karku. – To mój sposób, bezkrwawy, bezbolesny i bardzo przyjemny. Przynajmniej dopóki nie wpadłeś w szał.
Patrzył na nią bez słowa. Na złociste kosmyki włosów, rozrzucone na poduszce, na pełne blasku oczy, na usta o oryginalnym kształcie, gdzie górna warga była odrobinę pełniejsza od dolnej. Może przez to miał ochotę dotknąć ich po raz kolejny? Pocałować. Nigdy wcześniej nie odczuwał takiej potrzeby, wręcz przeciwnie, gardził takimi rzeczami. Kojarzyły mu się ze słabością, z uczuciami, których nie rozumiał. Teraz, chociaż czuł złość, nie potrafił zapomnieć, nie umiał nad tym zapanować.
– Chcesz spróbować jeszcze raz? – wyszeptała, lekko się unosząc.
Zaprzeczył ruchem głowy nie spuszczając z niej wzroku. Wyraźnie widziała, że skłamał. Oddychał coraz szybciej, coraz płycej. Oczy pociemniały mu z podniecenia, całe ciało naprężyło się pod wpływem ogromnego napięcia, walki z własną słabością.
– Chcesz, prawda? – wymruczała. Zmniejszyła dzielący ich dystans do minimum. Teraz ich wargi prawie się dotykały. Chciała aby się poddał, złamał i to pragnienie pozwoliło jej wytrwać w tej grze. Przymknęła oczy, czując ciepło jego oddechu, czując nadchodzącą kapitulację. Bardzo wolno dotknęła ustami szorstki policzek, potem przesunęła nimi nieco w dół. Wargi miał suche, gorące. Ich dotyk prawie parzył i podniecał w nowy, nieznany sposób. Wciąż się nie poddawał, za to ona z wszelką cenę pragnęła go złamać. Zapomniała o ostrożności, zapomniała o obietnicach składanych samej sobie, zapomniała o tym, co zawierał czerwony notes. Zapomniała wręcz o całym świecie.
Maksym powoli zmienił pozycję, przykrywając swoim ciałem drobną sylwetkę Weroniki. Zauważył, że gdy opadał, rozłożyła uda, a później opasała go nogami, krzyżując je na jego plecach. Westchnęła z zachwytem, czując twardniejącą męskość. Obie dłonie wplotła w krótkie, czarne włosy i pocałowała go tak, jak poprzednio. Zamarł, ale tym razem jej nie odepchnął. Łaskawie pozwolił na więcej, na to, aby jej język wślizgnął się do środka, podejmując swoistą, zachęcającą grę. Nagle Weronika oderwała się od jego ust.
– Jakim cudem dojrzały mężczyzna nigdy się nie całował? – spytała z prawdziwym zdumieniem. – Wiesz że to zakrawa na kpinę?
– I co z tego?
– Twoja babka mówiła…
– Moja babka? – drwiąco się uśmiechnął.
– Tak się przedstawiła. Czy to nieprawda? – Weronika poczuła jak gdzieś tam kiełkuje nieprzyjemne uczucie.
– Skoro tak się przedstawiła – wzruszył ramionami.
– Nie chcę się wtrącać w wasze rodzinne sprawy, lecz ona wyrażała się o tobie z prawdziwą troską. Widać, że cię kocha… – Tu urwała gwałtownie, bo Maksym wybuchnął śmiechem. Drwiącym, pełnym niedowierzania śmiechem.
– Co w tym zabawnego? – spytała urażona, spychając go z siebie. Nastrój pełen tłumionego pożądania gdzieś się ulotnił, a na łóżku siedziała teraz rozzłoszczona dziewczyna i zanoszący się śmiechem mężczyzna. – Bydlak z ciebie, skoro nie potrafisz tego docenić.
– Potrafię, potrafię – odparł pełen złośliwego rozbawienia. – Ale to nie jest moja babka i na pewno jej troska nie ma nic wspólnego z tym uczuciem, które nazywacie miłością. Lepiej na nią uważaj, bo to bezlitosna suka, która dba wyłącznie o swój interes.
– Jak możesz? – Weronika zamarła zaszokowana. Suka? Dobrze, chyba pora zaakceptować to, że miała do czynienia z wyjątkowym pomyleńcem, nie zdolnym do jakichkolwiek głębszych uczuć. – To kim ona dla ciebie jest?
Błyskawicznym ruchem chwycił ją za gardło, zmuszając aby zajęła poprzednią pozycję. Sam usiadł na niej okrakiem, z zastanowieniem wpatrując się w przerażenie widoczne w oczach dziewczyny.
– Nie mogę powiedzieć, bo musiałbym cię zabić. – Pochylił się nad coraz bardziej wystraszoną Weroniką. – A tego jeszcze nie chcę robić.
Jedno małe słówko wystarczyło, aby prawie oszalała ze strachu. Jeszcze? Jeszcze nie?
– Puść mnie! – Miało to zabrzmieć stanowczo, a przypominało jedynie błagalny jęk. Próbowała go odepchnąć, wyswobodzić się, ale nie po raz pierwszy przekonała się jak wyjątkowo był silny.
– Nie – wyszeptał. – Za bardzo jestem podniecony.
Dla potwierdzenia tych słów, chwycił drżącą dłoń, kładąc ją na nabrzmiałej męskości. Weronika w panice uświadomiła sobie dwie rzeczy: po pierwsze igrała z ogniem i to w składzie pełnym amunicji. A po drugie, właśnie jego pożądanie gwarantowało  bezpieczeństwo. Nie wiadomo co się stanie, gdy już się nią nasyci. Mógł celowo wzbudzać strach, ale mógł też mówić prawdę… W takim wypadku prześladujący ich pech, nie był pechem. Był zamierzonym działaniem, częścią większego planu. Albo miała po prostu do czynienia ze zwykłym zboczeńcem.
– Puść mnie, bo zacznę krzyczeć! – wysapała, wijąc się w jego uścisku.
– Krzyczeć? – Nadal wyglądał na rozbawionego. – Uwielbiam, kiedy krzyczycie, wrzaskiem błagając o litość.
– Jesteś kompletnie popieprzony! – Miała wolne ręce i postanowiła to wykorzystać. Jednak Maksym potrafił udaremnić każdy atak.
– Nie. Jestem inny, zupełnie inny – odparł z namysłem. – Nawet nie wiesz jak bardzo.
Cudownie! Psychopata o wybujałym ego, zachłystujący się podziwem dla swej wyjątkowości! I jakby tego było mało, to wciąż czuła podniecenie. W końcu ile razy marzyła o takiej sytuacji, gdzie kochanek będzie ją brał siłą, robiąc to, na co miał ochotę i nie pytając o pozwolenie. Rzeczywistość nie do końca była taka sama jak marzenia, raczej wywoływała dość skrajne uczucia. Zwłaszcza, że uścisk na jej szyi się pogłębił.
– Przestań! – jęknęła. – Udusisz mnie!
Maksym pochylił się tak, że ich twarze dzieliły zaledwie milimetry. Zaciągnął się jej zapachem, bardzo oryginalną mieszanką pożądania i strachu, z tak dużą przewagą tego pierwszego, że aż poczuł się zaskoczony. Zresztą wcale nie chciał, aby tylko się bała. Tym razem pragnął czegoś nowego, pragnął czegoś więcej.
Pocałował ją. I on nie potrafił zapanować nad swoimi pragnieniami. Zdumiała go miękkość jej warg, uległość z jaką zaprosiła go do wnętrza swych ust, zapał, z jakim odpowiedziała na ten pocałunek. Mimowolnie poluzował uścisk na szyi dziewczyny, a potem jego ręka kierowana wręcz niezrozumiałym impulsem, zsunęła się niżej, zatrzymując na piersiach. Weronika jęknęła, chociaż tym razem był to dźwięk rozkoszy. Przestała się szarpać. Wściekłość na samą siebie upchnęła gdzieś w kąciku, bo nie była w stanie zapanować nad rosnącym pożądaniem. Obojętnie kim był, chciała go mieć, chciała go poczuć w swym wnętrzu, doprowadzić do orgazmu. Potem… Do diabła z tym, co będzie potem!
 
  

5 komentarzy:

  1. Noo znów w takim momencie Babeczko kochana :) rozkręca się akcja ale długo bardzo trzymasz w niepewności kimże on jest.. Czekam z niecierpliwością na resztę. A co do ząbków to najgorsze są piątki uh koszmar.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Przelewaj jak najwięcej! Niech Cię wena nie opuszcza :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przelewasz...akurat..popuszczasz jakieś kropelki ;) które sprawiają że oszalec można..Babeczko, na litość boską, wrzuć szybko dalszą część :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytam Twoje opowiadania od 3-4 lat. To mój pierwszy komentarz.. Dziękuję! To za opowiadania. Poza tym moja córka jest o 2 miesiące starsza od Twojego synka. :) Jest co robić jeśli chodzi o aktywnego tatę. Pozdrawiam, Piotr

    OdpowiedzUsuń
  5. Babeczko, nie igraj z nami! :-D

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.