środa, 1 czerwca 2016

Pewnego dnia, w innym miejscu (IV)

Z serdecznymi życzeniami z okazji 20-stych urodzin dla jednej z czytelniczek!!! Zdrowia, szczęścia, pomyślności oraz szalonej miłości ;-) Miało być 31 maja, ale Mały nieoczekiwanie się wczoraj obudził o 22, akurat jak zaczęłam pisać post i nie spał do 2... Kolorowa noc :-D

link do części III - klik 

            Pewnego dnia, w innym miejscu (IV)
O poranku śnieg nadal padał, a wiatr wył niczym zastęp potępionych dusz. Weronika bezmyślnie gapiła się w okno. Czyli będą musieli zostać tutaj kolejną noc? Ciarki przebiegły jej po plecach. Wrażenie, że powinni stąd uciekać, było znacznie silniejsze niż wczoraj.
I co z Klarą? Oj, policzy się z nią, policzy!
A co jeśli okaże się, że na to za późno? Jeśli…
Wzdrygnęła się, usiłując pozbyć ponurych myśli. Mimo wszystko mogli wczoraj coś zrobić. Ona mogła zrobić. W końcu przysięgała, że zna te góry jak własną kieszeń i nie ma takiej opcji, aby się zgubili. A jednak zabłądzili. Nie potrafiła tego zrozumieć. Analizowała każdy szczegół, każdy drobiazg i wciąż nie umiała powiedzieć, w którym momencie zboczyli z trasy.
Wstała z niechęcią, bo w pokoju panował przejmujący ziąb. W pośpiechu wciągnęła spodnie, ciepły sweter i skarpety, odnalazła wepchnięte pod łóżko buty. Włosy związała w niedbałego koka, wygrzebała kosmetyczkę z plecaka. Na samą myśl, że będzie musiała umyć się w zimnej wodzie, czuła wręcz fizyczny ból. Podreptała w kierunku drzwi znajdujących się na samym końcu korytarza, prowadzących do łazienki. Lecz tam czekała ją niespodzianka, bo z kranu, o dziwo, leciała gorąca woda. Weronika biegiem wróciła do pokoju po duży ręcznik, a potem z prawdziwą przyjemnością wykąpała się pod prysznicem. Odświeżona i w znacznie lepszym humorze, zeszła na dół, do kuchni, skąd rozprzestrzeniał się aromat parzonej kawy i świeżego pieczywa.
– Witaj kochanie. – Gospodyni ucałowała ją z szerokim uśmiechem. – Pogoda nieco się poprawiła.
Weronika z powątpiewaniem spojrzała na okno. Czyżby? Może ona się nie zna, ale wydawało się, że śnieg leciał z nieba z tą samą siłą.
– Wstałam pierwsza?
– Tak jakby. Wysłałam Maksyma do sąsiada. Sprawdzi czy wasza koleżanka dotarła.
– Przyprowadzi ją z powrotem?
– Tego nie wiem. Jeśli będzie mógł, to pewnie tak. Kawy?
Zamyślona Weronika skinęła głową. Dziwne, ale spokojne, a nawet nieco radosne słowa starszej pani poprawiły jej humor o wiele bardziej niż prysznic.
– Uszczuplimy wam zapasy – zażartowała.
– O to się nie martw. Mam spiżarnię pełną zapraw. Starczyłoby na kilka takich zbłąkanych grup, jak wasza. Jedynie z mięsem u mnie krucho, będę was raczyła jarskimi daniami. Proszę, tutaj masz mleko, a tutaj cukier.
Weronika usiłowała uśmiechnąć się z pełnymi ustami, ale musiała przy tym wyglądać zabawnie, bo gospodyni zaczęła się śmiać. Nagle zniknęły nocne strachy, wczorajsze obawy i intensywne uczucie, nakazujące natychmiastową ucieczkę. Choć na zewnątrz pogoda nie zmieniła się ani o jotę, w środku było cudownie ciepło i przyjemnie, pachniało świeżo upieczonym chlebem i aromatyczną kawą. Pomyślała, że mieli naprawdę dużo szczęścia, trafiając tu w tej zamieci.
I wtedy drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem, a do środka wszedł Maksym. Powoli, systematycznie zaczął otrzepywać się ze śniegu, nie patrząc w kierunku siedzącej przy stole Weroniki i nie odpowiadając na pełne ciekawości pytania babki. Za to dziewczyna poczuła strach. Skoro nic nie mówi…
– Jest u Jemioły – powiedział krótko Maksym, jakby odgadując jej myśli. – Nie chciała ze mną wrócić. Bała się drogi powrotnej.
– Nie kłamiesz po to, aby uspokoić moje sumienie? – spytała podejrzliwie Weronika. Mężczyzna w świetle dnia prezentował się jeszcze bardziej egzotycznie, o ile było to właściwe słowo. Włosy rzeczywiście miał czarne jak węgiel, oczy w tym samym kolorze, cerę ziemistą, bladą, rysy twarzy niezwykle harmonijne. Jednak było coś, co zakłócało tę idealną harmonię, coś nieuchwytnego, co psuło wrażenie doskonałości. Coś, co nadawało jego obliczu rys okrucieństwa, odrobinę dzikości, coś bardzo nie na miejscu. Może surowo zaciśnięte usta? A może ostry podbródek i wąski, zgrabny nos? Może po prostu wyraz oczu? Badawczy, obojętny, lekko pogardliwy? Nie umiała tego określić. Lecz musiała przyznać, że Maksym był mężczyzną, który musiał wzbudzać zainteresowanie. Zresztą, gdy tylko się pojawiał, czuła niebezpieczne podniecenie w każdym zakamarku ciała. Nie erotyczne, raczej coś na kształt pełnego napięcia oczekiwania.
– Wiedziałem że o to spytasz – podszedł bliżej, wygrzebując coś z kieszeni. – Sam telefon nie działa, ale aparat bez problemu robi zdjęcia. Masz!
Na małym ekranie komórki zobaczyła dwoje ludzi, wyraźnie spłoszoną Klarę i ponurego Maksyma. Widać też było, że to on robił fotkę. Weronika odetchnęła z ulgą. W końcu może przestać martwić się o tę idiotkę.
– Dziękuję – powiedziała tylko, oddając mu telefon.
Starsza pani trajkotała jak najęta, w pośpiechu krzątając się po kuchni. Z góry zaczęło schodzić nieco jeszcze zaspane, ale już ubrane towarzystwo. Pierwszy pojawił się Maciek z Witkiem, potem wciąż naburmuszony Adam, a na końcu Ewa.
– Piotr mocno śpi, bo pukałam, ale nawet się nie odezwał – oświadczyła radośnie, posyłając dwuznaczne spojrzenie milczącemu Maksymowi. Ten nieznacznie spochmurniał. Choć spędził w jej towarzystwie niezapomnianą noc, to nie miał ochoty na nic więcej. Może niezupełnie była to prawda, bo chciał czegoś jeszcze. Tylko że na razie nie mógł tego zdobyć. Spojrzał na Weronikę, która radosnym tonem obwieściła wiadomość o Klarze, na ich twarze, które tak nagle się rozjaśniły i poczuł pogardę. Tchórze. Tak bardzo bali się śmierci, że nawet nie chcieli spróbować wyruszyć na ratunek jednej z nich. Te ich życie, tak ulotne i tak niewiele warte. Ciekawe czy i śmierci będzie towarzyszyło piskliwe zawodzenie o litość?
Nikt z siedzących przy stole nie zwrócił uwagi na milczącego Maksyma, ani potem na jego nagłe zniknięcie. Jedli, śmiali się, opowiadali zabawne anegdotki. Jedynie Weronika od czasu do czasu zerkała w kierunku okna, zastanawiając się, jakim cudem Klara dotarła aż tak daleko? Taka słabiutka, bezbronna. W taką pogodę! Dobrze że Maksym pokazał zdjęcie, bez tego chyba by nie uwierzyła.
– Ktoś z was schodził do piwnicy? – rozległo się głośne, pełne tłumionej wściekłości pytanie.
Wszyscy zamilkli, spoglądając w kierunku przejścia, prowadzącego na korytarz. Stał tam wyraźnie rozgniewany Maksym, mierząc ich ostrym spojrzeniem.
– Chyba nie. Ja na pewno nie. – Weronika rozejrzała się dookoła. Jej znajomi mieli wypisane na twarzy zakłopotanie, ale każdy z nich powtórzył to samo, co ona. – Coś zginęło?
– Kochanie – odezwała się przerażona nagle gospodyni. – Zapomniałaś o co wczoraj prosiłam? Aby przypadkiem nikt się tam nie zapuszczał, bo mamy mały remont i w ciemnościach można sobie zrobić krzywdę.
– No tak – bąknęła dziewczyna. Szczerze mówiąc, nic takiego nie pamiętała. – Dlaczego pytasz?
– Drzwi były niedomknięte – odparł oschłym tonem, podchodząc do komody i wyjmując z niej przybrudzoną lampę naftową. W zasadzie nie miał innego wyjścia, bo nadal nie było prądu. Zapalił ją i odprowadzany pełnymi ciekawości spojrzeniami, skierował się do piwnicy. Za nim ruszyła zaniepokojona nagle Weronika. Powróciły złe przeczucia.
Podczas gdy Maksym ostrożnie pogrążał się w mroku, z góry przyglądało się temu uważnie siedem par oczu. W sześciu można było dostrzec niepokój, w siódmych obojętność, a nawet więcej. Dziwną, złośliwą satysfakcję.
– Cholera! – dobiegło ich z dołu soczyste przekleństwo, mocno stłumione przez dzielącą ich odległość. – Cholera!
– Co się stało? – Weronika chciała podążyć z nim, ale Maciek powstrzymał ją stanowczym gestem.
– Waszemu śpiochowi zebrało się na spacery – powiedział Maksym, wyłaniając się z mroku. – Dwa metry dalej jest wyrwa. Ja o tym wiem, on nie wiedział.
– Piotr? Coś mu się stało? – W głosie Witka słychać było pełne zgrozy niedowierzanie. Reszcie po prostu zabrakło słów.
– Chyba skręcił kark. Nie znam się na tym. Może jeszcze oddycha?
– Ja się znam – powiedziała drżącym głosem Weronika. – Sprowadzisz mnie w dół? Może jeszcze żyje, tylko stracił przytomność?
– Chodź. Za mną, krok w krok.
Im głębiej, tym ciemniej się robiło. Dopiero tutaj dawało się zauważyć, jak słaby był płomień lampy. Po obu stronach miała kamienną ścianę, przed sobą szerokie plecy Maksyma. Była zaskoczona głębokością piwnicy, bo wydawało się, że szli w nieskończoność. Na dodatek droga nie wiodła prosto, ale spiralnie w dół. Bardziej pasowało to do starożytnego zamczyska, a nie skromnej chatki w górach.
Nagle mężczyzna zatrzymał się i obrócił, wyciągając w jej kierunku rękę.
– Teraz ostrożnie – upomniał surowo, a kiedy ujęła jego dłoń, przyciągnął ją ku sobie, objął i lekko uniósł. Zrobił to bez widocznego wysiłku, w drugiej ręce wciąż trzymając lampę. Weronika pomyślała mętnie, że to przecież niemożliwe, aby był tak silny. Potem ta myśl umknęła, za to pojawiły się inne. Przylgnęła do jego boku, odrobinę wystraszona, niepewna tego, co ujrzą na dole. Spojrzał na nią z góry, jakby zdziwiony tą nieoczekiwaną bliskością, którą przecież sam zapoczątkował. Posłała mu usprawiedliwiający uśmiech, błagając w duchu, aby jak najszybciej znaleźli się nie miejscu. Maksym odwrócił głowę i ruszył naprzód, balansując na wąskiej desce, stromo prowadzącej w dół. Bez najmniejszego wysiłku, bez wahania, w tempie, którego się nie spodziewała. Czuła mięśnie napinające się pod grubą tkaniną swetra, ciepło drugiego ciała i dziwną gorączkę, powoli opanowującą jej własne.
– Jesteśmy. – Zgrabnie przeskoczył dwa ostatnie stopnie. Weronika w pośpiechu wyplątała się z jego ramion, a potem cicho krzyknęła. Na kamiennym klepisku leżał Piotr. Szeroko otwarte oczy, uchylone usta, dziwaczna pozycja i bezruch, to wszystko świadczyło o jednym. Nie było czego badać.
– On nie żyje – odezwała się drżącym głosem Weronika. Panika zalała jej umysł, strach obezwładnił ciało. Dopiero po chwili dotarło do niej, że Maksym milczy, obserwując ją z zainteresowaniem, a jej kolega leży tutaj martwy. Jeszcze wczoraj rozmawiali, wymieniali zdawkowe uwagi na temat trasy i całej wyprawy, nawet pili z tej samej butelki.
– Boże! – powiedziała tylko. Nie zauważyła, że twarz towarzyszącego jej mężczyzny stężała w dziwnym grymasie. W ciemnych oczach błysnęła nienawiść, a potem wszystko zniknęło. Maksym znów okazywał jedynie obojętność.
– Moim zdaniem skręcił kark. Tam leży zapalniczka, którą pewnie oświetlał sobie drogę. Pytanie, co tu robił?
– Nie wiem – odparła bezradnie. – A od niego raczej się nie dowiemy. Możemy wrócić na górę?
– Żadnej reanimacji? – spytał drwiąco, sięgając po porzuconą zapalniczkę i wyciągając z kieszeni papierosa. – Usta usta, walenie w klatkę piersiową, wznoszenie modłów…
– Nie kpij. To nie jest zabawne.
– Spalę i wrócimy.
– W ogóle cię to nie rusza?
– A powinno? Był obcy – wzruszył ramionami. Weronika zmęczonym gestem przetarła oczy. A pomyśleć, że dzień zaczął się tak wspaniale. Gorący prysznic, dobra wiadomość o Klarze. Cholera! Po co ten idiota się tu zapuszczał? Czego szukał?
– O czym myślisz? – spytał cicho Maksym.
 

18 komentarzy:

  1. Ile opowiadanie będzie miało mniej więcej części?

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurcze ale jestem ciekawa o co w tym wszystkim chodzi, mam wrazenie, ze Klara takze jednak nie zyje i ze zdarzy sie to z czego smiala sie na poczatku Weronika w rozmowie z Maksymem tzn, ze beda oni umierac po koleji, moze Maksym i ta staruszka to jakies zle duchy, zjawy uwiezione w tym domu raczej calej okolicy do ktorej trafili bohaterowie, moze zwabiajac innych mszcza sie za swoja smierc, hehe ale spekuluje ale jedno jest pewne, to opowiadanie wciaga maksymalnie, pozdrawiam
    Monika

    OdpowiedzUsuń
  3. REWELACJA! Czekam na ciąg dalszy... i chyba zła sama na siebie jestem, że JUŻ zaczęłam...
    Najbardziej na świecie nie lubię czekać... ale poczekam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Lepszego prezentu spodziewać się nie mogłam. Dziękuje pięknie za życzenia i czekam na dalsze części! :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj nie pamiętam, kiedy ostatnio aż tak bardzo chciałam poznać ciąg dalszy opowiadania. Oczekiwanie sprawia niemalże fizyczny ból! Hmm, nie wiem jak połączyć kamień z dziwnymi znakami z krwistymi oczami dziecka, satysfakcja i nienawiścią wobec ludzi... I to wrażenie opuszczonej ruiny domku... Oooo może zapadli w trans, albo obok tego kamienia wszyscy umarli? Nie, wiem! Jak któreś z nich umiera,to budzi się w realnym świecie! Ech... za dużo ekscytacji na wieczór ;)
    4 czerwca mam urodziny - również 20. Ogromna prośba o kawałeczek, chociaż jedna strona Worda... podziwiam zdolność łączenia zawirowanego życia rodzinnego z rozwojem stylu i poprawkami bloga! I przede wszystkim, wielkie ogromne DZIEKUJEMY!!! Jest dzień dziecka, to jako matce opowiadań wciągających bez reszty... I gratulacje dla mamy dwojga absorbujacych pociech ;)
    Całusy i uściski, siły! I odpoczynku :*
    Do napisania, Asia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak na szybko, bo Mały usiłuje dosięgnąć łapkami do klawiatury... Postaram się :-)

      Usuń
    2. Tak na szybko to przypominam, że mamy małą dwudniową imprezkę - właśnie 4 i 5 czerwca... plus nasze gadanie :D
      Jak dasz radę ... podziwiać będę

      Usuń
    3. Pamiętam, ale okazuje się że ona taka mała nie będzie... Aż się zaczęłam trochę stresować :-)) zdziczalam w tym domu, ot co!

      Usuń
  6. Dziękuję, dziękuję, dziękuję! :D on już taki sprawny? Bo ruchliwy to jedno, ale żeby utrzymać się w pionie to drugie ;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Oooo, nareszcie opowiadanie, które pokazuje twoje możliwości :)

    Ola

    Jedna uwaga, o której uczono mnie na warsztatach pisarskich. Jeśli prowadzisz narrację z punktu widzenia jednego bohatera, nawet trzecioosobowo, to zapisujesz tylko to co bohater mógł zobaczyć, doświadczyć, usłyszeć.
    Dlatego, jeśli w ciemności komuś oczy złowrogo błysnęły, ale bohater nie mógł tego dostrzec, to się tego nie zapisuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem ci szczerze, że ostatnio za szybko dodaję teksty. Gdybym tak pozwoliła im dojrzeć, odczekała z dwa, trzy miesiące to pewnie więcej takich kwiatków bym wyłapała :-) Ale co byście przez ten czas czytali? Więc daję jak są i z całego serca dzięki za wyłapywanie błędów, które w miarę możliwości będę korygować.

      Usuń
    2. George Martin ile już każe czekać na "Wiatry Zimy"? :D

      Ja i tak cię podziwiam, że mając dzieci na głowie, znajdujesz czas na pisanie.

      Dlatego nie czepiam się u publikujących opowiadania w necie błędów składniowych, ortograficznych, interpunkcyjnych. Od tego w razie czego jest korekta, przez którą przechodzi każdy tekst w wydawnictwie. Poza tym, po wskazaniu błędu, łatwo go usunąć.
      A z błędami logicznymi jest już trudniej, bo wymagają czasem przeredagowania tekstu lub zmianę koncepcji dotyczącej danej sceny czy wątku.

      Obawiam się, że gdybyś miała czas na dopieszczanie tekstu, mogłabyś wpaść w pułapkę w jaką ja wpadłam - nieskończonej korekty. Stale byłoby coś do poprawienia.
      Publikowanie pod naciskiem fanów i zakreślonych ram czasowych, zmusza cię do ciągłego pisania i rozwijania fabuły.
      A kiedy dostajesz "twórczego zatwardzenia" możesz przerzucić się na inne opowiadanie, zostawiając tekst do dokończenia w bliżej nieokreślonym czasie (i wywołać w ten sposób frustrację czytelników ;) )


      W kwestii publikacji komercyjnych. Szanse na publikację nieznanego autora, który nie ma "pleców" w branży i polecenia, są jak szansa trafienia w totka. Chyba, że ma się absolutny talent pisarski i nowatorskie spojrzenie na jakiś temat, które wstrząśnie weryfikatorem w wydawnictwie.

      Albo jako zamożna osoba, wydasz sobie własnym sumptem jak Michalina Olszańska. Tylko to rozwiązanie nie gwarantuje sukcesu rynkowego.
      Większość pisarzy fantastyki zaczynała od publikowania opowiadań w czasopismach (zaczynając od samego Lovecrafta). Tam też jest ostre sito, ale jednak jest łatwiej. Dlatego namawiam cię na erotyczną (bez ostrych scen) fantastykę.

      Ola

      Usuń
    3. Co do tych pleców, to masz całkowitą rację. Już nawet nie wysyłam, bo szkoda mojego czasu. Fantastykę tak, z erotyczną jest gorzej, bo tam im się większość ze Zmierzchem kojarzy...
      Nie daj boże, dasz opis demona i nadobnej dziewoi, to pojadą po tobie jak po łysej kobyle :-)

      Usuń
  8. podoba mi się to opowiadanie! :D
    olenka 684

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeśli o urodziny chodzi,to ja już zgłaszam się z wieeelką prośbą o jakiś drobny prezencik na 5go sierpnia :-) jest jeszcze dużo czasu,ale co tam :-D rezerwuję już termin ;-) a co do tego opowiadania to jest MEGA! Uwielbiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Teraz każdy będzie rezerwował terminy... hahaha Opowiadanie niesamowicie intrygujące i wciągające.;) Ja urodziny mam dopiero w październiku xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od razu będę miała gotowy harmonogram :-) A tak serio, to staram się na tyle, na ile mogę. Czasami się uda, czasami nie, więc bardzo proszę aby nikt nie poczuł się przypadkiem zawiedziony. A teraz siadam, aby opracować kolejną część na czas, bo wczoraj moje dzieci wykończyły mnie do tego stopnia, że od razu poszłam spać ;-)

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.