Z serdecznymi życzeniami z okazji 20-stych urodzin dla jednej z czytelniczek!!! Zdrowia, szczęścia, pomyślności oraz szalonej miłości ;-) Miało być 31 maja, ale Mały nieoczekiwanie się wczoraj obudził o 22, akurat jak zaczęłam pisać post i nie spał do 2... Kolorowa noc :-D
link do części III - klik
Pewnego dnia, w innym miejscu (IV)
O poranku śnieg nadal
padał, a wiatr wył niczym zastęp potępionych dusz. Weronika bezmyślnie gapiła
się w okno. Czyli będą musieli zostać tutaj kolejną noc? Ciarki przebiegły jej
po plecach. Wrażenie, że powinni stąd uciekać, było znacznie silniejsze niż
wczoraj.
I co z Klarą? Oj,
policzy się z nią, policzy!
A co jeśli okaże się,
że na to za późno? Jeśli…
Wzdrygnęła się,
usiłując pozbyć ponurych myśli. Mimo wszystko mogli wczoraj coś zrobić. Ona
mogła zrobić. W końcu przysięgała, że zna te góry jak własną kieszeń i nie ma
takiej opcji, aby się zgubili. A jednak zabłądzili. Nie potrafiła tego
zrozumieć. Analizowała każdy szczegół, każdy drobiazg i wciąż nie umiała
powiedzieć, w którym momencie zboczyli z trasy.
Wstała z niechęcią, bo
w pokoju panował przejmujący ziąb. W pośpiechu wciągnęła spodnie, ciepły sweter
i skarpety, odnalazła wepchnięte pod łóżko buty. Włosy związała w niedbałego
koka, wygrzebała kosmetyczkę z plecaka. Na samą myśl, że będzie musiała umyć
się w zimnej wodzie, czuła wręcz fizyczny ból. Podreptała w kierunku drzwi
znajdujących się na samym końcu korytarza, prowadzących do łazienki. Lecz tam
czekała ją niespodzianka, bo z kranu, o dziwo, leciała gorąca woda. Weronika
biegiem wróciła do pokoju po duży ręcznik, a potem z prawdziwą przyjemnością
wykąpała się pod prysznicem. Odświeżona i w znacznie lepszym humorze, zeszła na
dół, do kuchni, skąd rozprzestrzeniał się aromat parzonej kawy i świeżego
pieczywa.
– Witaj kochanie.
– Gospodyni ucałowała ją z szerokim uśmiechem. – Pogoda nieco się poprawiła.
Weronika z
powątpiewaniem spojrzała na okno. Czyżby? Może ona się nie zna, ale wydawało
się, że śnieg leciał z nieba z tą samą siłą.
– Wstałam
pierwsza?
– Tak jakby.
Wysłałam Maksyma do sąsiada. Sprawdzi czy wasza koleżanka dotarła.
– Przyprowadzi ją
z powrotem?
– Tego nie wiem.
Jeśli będzie mógł, to pewnie tak. Kawy?
Zamyślona Weronika
skinęła głową. Dziwne, ale spokojne, a nawet nieco radosne słowa starszej pani
poprawiły jej humor o wiele bardziej niż prysznic.
– Uszczuplimy wam
zapasy – zażartowała.
– O to się nie
martw. Mam spiżarnię pełną zapraw. Starczyłoby na kilka takich zbłąkanych grup,
jak wasza. Jedynie z mięsem u mnie krucho, będę was raczyła jarskimi daniami.
Proszę, tutaj masz mleko, a tutaj cukier.
Weronika usiłowała
uśmiechnąć się z pełnymi ustami, ale musiała przy tym wyglądać zabawnie, bo
gospodyni zaczęła się śmiać. Nagle zniknęły nocne strachy, wczorajsze obawy i
intensywne uczucie, nakazujące natychmiastową ucieczkę. Choć na zewnątrz pogoda
nie zmieniła się ani o jotę, w środku było cudownie ciepło i przyjemnie, pachniało
świeżo upieczonym chlebem i aromatyczną kawą. Pomyślała, że mieli naprawdę dużo
szczęścia, trafiając tu w tej zamieci.
I wtedy drzwi wejściowe
otworzyły się z hukiem, a do środka wszedł Maksym. Powoli, systematycznie
zaczął otrzepywać się ze śniegu, nie patrząc w kierunku siedzącej przy stole
Weroniki i nie odpowiadając na pełne ciekawości pytania babki. Za to dziewczyna
poczuła strach. Skoro nic nie mówi…
– Jest u Jemioły –
powiedział krótko Maksym, jakby odgadując jej myśli. – Nie chciała ze mną wrócić.
Bała się drogi powrotnej.
– Nie kłamiesz po
to, aby uspokoić moje sumienie? – spytała podejrzliwie Weronika. Mężczyzna w
świetle dnia prezentował się jeszcze bardziej egzotycznie, o ile było to
właściwe słowo. Włosy rzeczywiście miał czarne jak węgiel, oczy w tym samym
kolorze, cerę ziemistą, bladą, rysy twarzy niezwykle harmonijne. Jednak było
coś, co zakłócało tę idealną harmonię, coś nieuchwytnego, co psuło wrażenie
doskonałości. Coś, co nadawało jego obliczu rys okrucieństwa, odrobinę
dzikości, coś bardzo nie na miejscu. Może surowo zaciśnięte usta? A może ostry
podbródek i wąski, zgrabny nos? Może po prostu wyraz oczu? Badawczy, obojętny,
lekko pogardliwy? Nie umiała tego określić. Lecz musiała przyznać, że Maksym
był mężczyzną, który musiał wzbudzać zainteresowanie. Zresztą, gdy tylko się
pojawiał, czuła niebezpieczne podniecenie w każdym zakamarku ciała. Nie erotyczne,
raczej coś na kształt pełnego napięcia oczekiwania.
– Wiedziałem że o
to spytasz – podszedł bliżej, wygrzebując coś z kieszeni. – Sam telefon nie
działa, ale aparat bez problemu robi zdjęcia. Masz!
Na małym ekranie
komórki zobaczyła dwoje ludzi, wyraźnie spłoszoną Klarę i ponurego Maksyma.
Widać też było, że to on robił fotkę. Weronika odetchnęła z ulgą. W końcu może
przestać martwić się o tę idiotkę.
– Dziękuję –
powiedziała tylko, oddając mu telefon.
Starsza pani trajkotała
jak najęta, w pośpiechu krzątając się po kuchni. Z góry zaczęło schodzić nieco
jeszcze zaspane, ale już ubrane towarzystwo. Pierwszy pojawił się Maciek z
Witkiem, potem wciąż naburmuszony Adam, a na końcu Ewa.
– Piotr mocno śpi,
bo pukałam, ale nawet się nie odezwał – oświadczyła radośnie, posyłając
dwuznaczne spojrzenie milczącemu Maksymowi. Ten nieznacznie spochmurniał. Choć
spędził w jej towarzystwie niezapomnianą noc, to nie miał ochoty na nic więcej.
Może niezupełnie była to prawda, bo chciał czegoś jeszcze. Tylko że na razie
nie mógł tego zdobyć. Spojrzał na Weronikę, która radosnym tonem obwieściła
wiadomość o Klarze, na ich twarze, które tak nagle się rozjaśniły i poczuł
pogardę. Tchórze. Tak bardzo bali się śmierci, że nawet nie chcieli spróbować
wyruszyć na ratunek jednej z nich. Te ich życie, tak ulotne i tak niewiele warte.
Ciekawe czy i śmierci będzie towarzyszyło piskliwe zawodzenie o litość?
Nikt z siedzących przy
stole nie zwrócił uwagi na milczącego Maksyma, ani potem na jego nagłe
zniknięcie. Jedli, śmiali się, opowiadali zabawne anegdotki. Jedynie Weronika
od czasu do czasu zerkała w kierunku okna, zastanawiając się, jakim cudem Klara
dotarła aż tak daleko? Taka słabiutka, bezbronna. W taką pogodę! Dobrze że
Maksym pokazał zdjęcie, bez tego chyba by nie uwierzyła.
– Ktoś z was
schodził do piwnicy? – rozległo się głośne, pełne tłumionej wściekłości
pytanie.
Wszyscy zamilkli,
spoglądając w kierunku przejścia, prowadzącego na korytarz. Stał tam wyraźnie
rozgniewany Maksym, mierząc ich ostrym spojrzeniem.
– Chyba nie. Ja na
pewno nie. – Weronika rozejrzała się dookoła. Jej znajomi mieli wypisane na
twarzy zakłopotanie, ale każdy z nich powtórzył to samo, co ona. – Coś zginęło?
– Kochanie –
odezwała się przerażona nagle gospodyni. – Zapomniałaś o co wczoraj prosiłam?
Aby przypadkiem nikt się tam nie zapuszczał, bo mamy mały remont i w
ciemnościach można sobie zrobić krzywdę.
– No tak – bąknęła
dziewczyna. Szczerze mówiąc, nic takiego nie pamiętała. – Dlaczego pytasz?
– Drzwi były
niedomknięte – odparł oschłym tonem, podchodząc do komody i wyjmując z niej
przybrudzoną lampę naftową. W zasadzie nie miał innego wyjścia, bo nadal nie
było prądu. Zapalił ją i odprowadzany pełnymi ciekawości spojrzeniami,
skierował się do piwnicy. Za nim ruszyła zaniepokojona nagle Weronika.
Powróciły złe przeczucia.
Podczas gdy Maksym
ostrożnie pogrążał się w mroku, z góry przyglądało się temu uważnie siedem par
oczu. W sześciu można było dostrzec niepokój, w siódmych obojętność, a nawet więcej.
Dziwną, złośliwą satysfakcję.
– Cholera! –
dobiegło ich z dołu soczyste przekleństwo, mocno stłumione przez dzielącą ich
odległość. – Cholera!
– Co się stało? –
Weronika chciała podążyć z nim, ale Maciek powstrzymał ją stanowczym gestem.
– Waszemu
śpiochowi zebrało się na spacery – powiedział Maksym, wyłaniając się z mroku. –
Dwa metry dalej jest wyrwa. Ja o tym wiem, on nie wiedział.
– Piotr? Coś mu
się stało? – W głosie Witka słychać było pełne zgrozy niedowierzanie. Reszcie
po prostu zabrakło słów.
– Chyba skręcił
kark. Nie znam się na tym. Może jeszcze oddycha?
– Ja się znam –
powiedziała drżącym głosem Weronika. – Sprowadzisz mnie w dół? Może jeszcze
żyje, tylko stracił przytomność?
– Chodź. Za mną,
krok w krok.
Im głębiej, tym
ciemniej się robiło. Dopiero tutaj dawało się zauważyć, jak słaby był płomień
lampy. Po obu stronach miała kamienną ścianę, przed sobą szerokie plecy
Maksyma. Była zaskoczona głębokością piwnicy, bo wydawało się, że szli w
nieskończoność. Na dodatek droga nie wiodła prosto, ale spiralnie w dół.
Bardziej pasowało to do starożytnego zamczyska, a nie skromnej chatki w górach.
Nagle mężczyzna zatrzymał
się i obrócił, wyciągając w jej kierunku rękę.
– Teraz ostrożnie
– upomniał surowo, a kiedy ujęła jego dłoń, przyciągnął ją ku sobie, objął i
lekko uniósł. Zrobił to bez widocznego wysiłku, w drugiej ręce wciąż trzymając
lampę. Weronika pomyślała mętnie, że to przecież niemożliwe, aby był tak silny.
Potem ta myśl umknęła, za to pojawiły się inne. Przylgnęła do jego boku,
odrobinę wystraszona, niepewna tego, co ujrzą na dole. Spojrzał na nią z góry,
jakby zdziwiony tą nieoczekiwaną bliskością, którą przecież sam zapoczątkował.
Posłała mu usprawiedliwiający uśmiech, błagając w duchu, aby jak najszybciej
znaleźli się nie miejscu. Maksym odwrócił głowę i ruszył naprzód, balansując na
wąskiej desce, stromo prowadzącej w dół. Bez najmniejszego wysiłku, bez wahania,
w tempie, którego się nie spodziewała. Czuła mięśnie napinające się pod grubą
tkaniną swetra, ciepło drugiego ciała i dziwną gorączkę, powoli opanowującą jej
własne.
– Jesteśmy. –
Zgrabnie przeskoczył dwa ostatnie stopnie. Weronika w pośpiechu wyplątała się z
jego ramion, a potem cicho krzyknęła. Na kamiennym klepisku leżał Piotr.
Szeroko otwarte oczy, uchylone usta, dziwaczna pozycja i bezruch, to wszystko
świadczyło o jednym. Nie było czego badać.
– On nie żyje –
odezwała się drżącym głosem Weronika. Panika zalała jej umysł, strach
obezwładnił ciało. Dopiero po chwili dotarło do niej, że Maksym milczy,
obserwując ją z zainteresowaniem, a jej kolega leży tutaj martwy. Jeszcze
wczoraj rozmawiali, wymieniali zdawkowe uwagi na temat trasy i całej wyprawy,
nawet pili z tej samej butelki.
– Boże! –
powiedziała tylko. Nie zauważyła, że twarz towarzyszącego jej mężczyzny stężała
w dziwnym grymasie. W ciemnych oczach błysnęła nienawiść, a potem wszystko
zniknęło. Maksym znów okazywał jedynie obojętność.
– Moim zdaniem
skręcił kark. Tam leży zapalniczka, którą pewnie oświetlał sobie drogę.
Pytanie, co tu robił?
– Nie wiem –
odparła bezradnie. – A od niego raczej się nie dowiemy. Możemy wrócić na górę?
– Żadnej
reanimacji? – spytał drwiąco, sięgając po porzuconą zapalniczkę i wyciągając z
kieszeni papierosa. – Usta usta, walenie w klatkę piersiową, wznoszenie modłów…
– Nie kpij. To nie
jest zabawne.
– Spalę i wrócimy.
– W ogóle cię to
nie rusza?
– A powinno? Był
obcy – wzruszył ramionami. Weronika zmęczonym gestem przetarła oczy. A
pomyśleć, że dzień zaczął się tak wspaniale. Gorący prysznic, dobra wiadomość o
Klarze. Cholera! Po co ten idiota się tu zapuszczał? Czego szukał?
– O czym myślisz?
– spytał cicho Maksym.
Ile opowiadanie będzie miało mniej więcej części?
OdpowiedzUsuńKurcze ale jestem ciekawa o co w tym wszystkim chodzi, mam wrazenie, ze Klara takze jednak nie zyje i ze zdarzy sie to z czego smiala sie na poczatku Weronika w rozmowie z Maksymem tzn, ze beda oni umierac po koleji, moze Maksym i ta staruszka to jakies zle duchy, zjawy uwiezione w tym domu raczej calej okolicy do ktorej trafili bohaterowie, moze zwabiajac innych mszcza sie za swoja smierc, hehe ale spekuluje ale jedno jest pewne, to opowiadanie wciaga maksymalnie, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMonika
REWELACJA! Czekam na ciąg dalszy... i chyba zła sama na siebie jestem, że JUŻ zaczęłam...
OdpowiedzUsuńNajbardziej na świecie nie lubię czekać... ale poczekam :)
Lepszego prezentu spodziewać się nie mogłam. Dziękuje pięknie za życzenia i czekam na dalsze części! :3
OdpowiedzUsuńOj nie pamiętam, kiedy ostatnio aż tak bardzo chciałam poznać ciąg dalszy opowiadania. Oczekiwanie sprawia niemalże fizyczny ból! Hmm, nie wiem jak połączyć kamień z dziwnymi znakami z krwistymi oczami dziecka, satysfakcja i nienawiścią wobec ludzi... I to wrażenie opuszczonej ruiny domku... Oooo może zapadli w trans, albo obok tego kamienia wszyscy umarli? Nie, wiem! Jak któreś z nich umiera,to budzi się w realnym świecie! Ech... za dużo ekscytacji na wieczór ;)
OdpowiedzUsuń4 czerwca mam urodziny - również 20. Ogromna prośba o kawałeczek, chociaż jedna strona Worda... podziwiam zdolność łączenia zawirowanego życia rodzinnego z rozwojem stylu i poprawkami bloga! I przede wszystkim, wielkie ogromne DZIEKUJEMY!!! Jest dzień dziecka, to jako matce opowiadań wciągających bez reszty... I gratulacje dla mamy dwojga absorbujacych pociech ;)
Całusy i uściski, siły! I odpoczynku :*
Do napisania, Asia :)
Tak na szybko, bo Mały usiłuje dosięgnąć łapkami do klawiatury... Postaram się :-)
UsuńTak na szybko to przypominam, że mamy małą dwudniową imprezkę - właśnie 4 i 5 czerwca... plus nasze gadanie :D
UsuńJak dasz radę ... podziwiać będę
Pamiętam, ale okazuje się że ona taka mała nie będzie... Aż się zaczęłam trochę stresować :-)) zdziczalam w tym domu, ot co!
Usuńno ... nie będzie.
UsuńDziękuję, dziękuję, dziękuję! :D on już taki sprawny? Bo ruchliwy to jedno, ale żeby utrzymać się w pionie to drugie ;-)
OdpowiedzUsuńOooo, nareszcie opowiadanie, które pokazuje twoje możliwości :)
OdpowiedzUsuńOla
Jedna uwaga, o której uczono mnie na warsztatach pisarskich. Jeśli prowadzisz narrację z punktu widzenia jednego bohatera, nawet trzecioosobowo, to zapisujesz tylko to co bohater mógł zobaczyć, doświadczyć, usłyszeć.
Dlatego, jeśli w ciemności komuś oczy złowrogo błysnęły, ale bohater nie mógł tego dostrzec, to się tego nie zapisuje.
Powiem ci szczerze, że ostatnio za szybko dodaję teksty. Gdybym tak pozwoliła im dojrzeć, odczekała z dwa, trzy miesiące to pewnie więcej takich kwiatków bym wyłapała :-) Ale co byście przez ten czas czytali? Więc daję jak są i z całego serca dzięki za wyłapywanie błędów, które w miarę możliwości będę korygować.
UsuńGeorge Martin ile już każe czekać na "Wiatry Zimy"? :D
UsuńJa i tak cię podziwiam, że mając dzieci na głowie, znajdujesz czas na pisanie.
Dlatego nie czepiam się u publikujących opowiadania w necie błędów składniowych, ortograficznych, interpunkcyjnych. Od tego w razie czego jest korekta, przez którą przechodzi każdy tekst w wydawnictwie. Poza tym, po wskazaniu błędu, łatwo go usunąć.
A z błędami logicznymi jest już trudniej, bo wymagają czasem przeredagowania tekstu lub zmianę koncepcji dotyczącej danej sceny czy wątku.
Obawiam się, że gdybyś miała czas na dopieszczanie tekstu, mogłabyś wpaść w pułapkę w jaką ja wpadłam - nieskończonej korekty. Stale byłoby coś do poprawienia.
Publikowanie pod naciskiem fanów i zakreślonych ram czasowych, zmusza cię do ciągłego pisania i rozwijania fabuły.
A kiedy dostajesz "twórczego zatwardzenia" możesz przerzucić się na inne opowiadanie, zostawiając tekst do dokończenia w bliżej nieokreślonym czasie (i wywołać w ten sposób frustrację czytelników ;) )
W kwestii publikacji komercyjnych. Szanse na publikację nieznanego autora, który nie ma "pleców" w branży i polecenia, są jak szansa trafienia w totka. Chyba, że ma się absolutny talent pisarski i nowatorskie spojrzenie na jakiś temat, które wstrząśnie weryfikatorem w wydawnictwie.
Albo jako zamożna osoba, wydasz sobie własnym sumptem jak Michalina Olszańska. Tylko to rozwiązanie nie gwarantuje sukcesu rynkowego.
Większość pisarzy fantastyki zaczynała od publikowania opowiadań w czasopismach (zaczynając od samego Lovecrafta). Tam też jest ostre sito, ale jednak jest łatwiej. Dlatego namawiam cię na erotyczną (bez ostrych scen) fantastykę.
Ola
Co do tych pleców, to masz całkowitą rację. Już nawet nie wysyłam, bo szkoda mojego czasu. Fantastykę tak, z erotyczną jest gorzej, bo tam im się większość ze Zmierzchem kojarzy...
UsuńNie daj boże, dasz opis demona i nadobnej dziewoi, to pojadą po tobie jak po łysej kobyle :-)
podoba mi się to opowiadanie! :D
OdpowiedzUsuńolenka 684
Jeśli o urodziny chodzi,to ja już zgłaszam się z wieeelką prośbą o jakiś drobny prezencik na 5go sierpnia :-) jest jeszcze dużo czasu,ale co tam :-D rezerwuję już termin ;-) a co do tego opowiadania to jest MEGA! Uwielbiam!
OdpowiedzUsuńTeraz każdy będzie rezerwował terminy... hahaha Opowiadanie niesamowicie intrygujące i wciągające.;) Ja urodziny mam dopiero w październiku xD
OdpowiedzUsuńOd razu będę miała gotowy harmonogram :-) A tak serio, to staram się na tyle, na ile mogę. Czasami się uda, czasami nie, więc bardzo proszę aby nikt nie poczuł się przypadkiem zawiedziony. A teraz siadam, aby opracować kolejną część na czas, bo wczoraj moje dzieci wykończyły mnie do tego stopnia, że od razu poszłam spać ;-)
Usuń