Nie zapomniałam o niedzielnym opowiadaniu, chociaż zdecydowałam, że dodam to zamiast Uwikłanych. Powód? Czasami przez cały tydzień nie mam czasu, aby dać nowy kawałek. Za to staram się dać coś na niedzielę. A ten utwór chyba budzi większe zainteresowanie, więc wylądował tutaj.
link do części II - klik
Pewnego dnia, w innym miejscu (III)
Co u licha? pomyślała,
patrząc na pustą ulicę. Znajdowała się w doskonale znanym sobie miejscu, wśród
klasycznych willi osiedla, gdzie kiedyś mieszkała z rodzicami. Po lewej stronie
park pełen kwitnących kasztanowców, po prawej ciche domy. Zerknęła w dół, na
swoje ręce, spoczywające na poręczy wózka. W środku leżało niemowlę. Rozkosznie
słodkie, zakopane w puszystej bieli kocyków i koronkowych łaszków. Spało.
Weronika ponownie
rozejrzała się zdumiona. Z nieba lał się prawdziwy żar, na jego błękitnej,
niczym niezmąconej powierzchni widać było jedynie złocistą kulę słońca. To
dziwne, ale czuła, jak koszulka lepi jej się do pleców, jak nad górną wargą
perli się pot. Było całkiem cicho; ta cisza niemal dźwięczała w uszach.
Pomyślała, że przydałby się chociaż lekki powiew wiatru. Spojrzała na korony
drzew. Nic. Nawet nie drgnęły. Zagryzła wargi, a wtedy nagle coś przysłoniło
blask słońca. Gwałtownie uniosła głowę i wtedy spostrzegła ogromną, grafitową
chmurę, która pojawiła się na niebie. To dziwne, bo przysięgłaby, że przed
chwilą jej jeszcze nie było. Zastanawiając się nad tym, ponownie spojrzała na
wózek, w którym spało dziecko, na znajomą okolicę. Tylko że…
W zasadzie wszystko
było takie samo, jednak zamiast zieleni oraz błękitu dominowały różnorakie
odcienie szarości. Drzewa przypominały martwy, bezlistny las, taki świeżo po
pożarze, nawet gdzieniegdzie unosiły się kłęby dymu. Na ulicy i chodniku
widoczne były ziejące pustką dziury. Domy nie miały okien. Ich smutne szkielety,
o osmalonych ścianach i pozrywanych dachach, wyglądały tak, jakby porzucono je
dawno, dawno temu. W przydomowych ogródkach panował nieopisany bałagan. Na
ziemi walały się zardzewiałe, poczerniałe przedmioty, o trudnym do określenia
przeznaczeniu. Chaos i pustka.
Weronika zadrżała. Niemowlę
w wózku, rozkosznie się przeciągnęło, otwierając oczka. Błyszczały czerwienią,
jakby ktoś nalał do nich intensywnie rubinowej farby. Zaskoczona krzyknęła, a
potem poczuła, jak silna dłoń zasłania jej usta. Szarpnęła się, ale to nic nie
dało. Ręka jeszcze mocniej przywarła do jej twarzy, tłumiąc okrzyk przerażenia.
– Cicho bądź! – syknął
ktoś najwyraźniej rozzłoszczony. Zamrugała powiekami. Dookoła panował półmrok,
bo ciemność rozpraszało jedynie nikłe światło płonącego na kominku ognia. Nad
nią pochylał się Maksym. Jego oczy były niczym dwie czarne studnie bez dna; nie
zdołała zauważyć w nich absolutnie niczego.
– Nie krzycz, bo
wszystkich obudzisz.
I o to chodzi,
pomyślała w panice Weronika. Co on tu u diabła robił? Przecież zamknęła drzwi
na klucz.
– Mamy problem z
chudą szkapą – powiedział, prostując się i uwalniając jej usta.
– Z chudą szkapą?
– Oszołomiona usiadła na łóżku. – Nie bardzo rozumiem…
– Ma jasne włosy i
wygląda, jakby bała się własnego cienie.
– Z Klarą? –
Weronika błyskawicznie wstała. – Ale o co chodzi?
– Kłóciła się z
gogusiem, a potem zeszła na dół, zabrała kurtkę i zniknęła.
– Jak to
zniknęła?! – jęknęła z niedowierzaniem Weronika, w pośpiechu szukając ubrania.
Goguś to pewnie Adam. Cóż, to określenie znakomicie do niego pasowało. – Odwróć
się, dobrze?
– Po co?
– Bo ja sobie nie
życzę, abyś się na mnie gapił.
Oczywiście nie
posłuchał. Usiadł w stojącym obok fotelu, nawet na moment nie spuszczając z
niej roziskrzonego wzroku. Na ustach błąkał mu się bezczelny uśmieszek, tak
denerwujący, że zacisnęła zęby, ze złością dopinając zamek spodni. Sukinsyn. I
o co chodzi z tą Klarą? Wariatka, chyba do reszty jej odbiło. Żeby w taką
pogodę opuszczać bezpieczne schronienie.
– Powiedziałeś, że
wygląda jakby bała się własnego cienia. Jesteś pewien, że wyszła?
– Tak – odparł
lakonicznie.
– To dlaczego do
cholery jej nie zatrzymałeś?
– Nie lubię
wtrącać się w cudze sprawy.
Zaklęła pod nosem
wybiegając z pokoju. Na dole okazało się, że faktycznie brakuje jednej kurtki i
jednej pary butów. Weronika ponownie zaklęła, tym razem na głos. Zerknęła przez
okno, na szalejący w najlepsze żywioł. Nic więcej nie zdążyła zrobić, bo silne,
męskie ciało przycisnęło ją do twardego parapetu. Poczuła ciepło jego oddechu,
stanowcze dłonie wkradające się pod puszysty materiał swetra.
– Zwariowałeś? –
Szarpnęła się, usiłując wyswobodzić. – Puszczaj popieprzony skurwielu, bo jeśli
sądzisz, że mam na to ochotę, to się grubo mylisz!
– Nie – wyszeptał,
chociaż nie zrozumiała, do których jej słów odnosiło się to zaprzeczenie. –
Chcę cię dotknąć. Sprawdzić czy jesteś taka jak… – umilkł raptownie, jakby
nagle zrozumiał, że może powiedzieć za dużo. Gwałtownie ją odepchnął, a zaraz
potem rozległy się głośne kroki na schodach.
– Weronika? –
Witek najwyraźniej wyglądał na zakłopotanego. – Czy jest może z tobą Klara?
Słyszałem jak kłóciła się z Adamem. A teraz nie mogę jej znaleźć.
A więc jednak. Maksym
przynajmniej nie kłamał, choć już zaczęła podejrzewać, że zniknięcie Klary było
pretekstem do wywabienia jej z pokoju. Tylko po co? Sięgnęła po buty.
– Ta idiotka
poszła sobie na spacerek – odparła krótko, w pośpiechu wiążąc sznurówki. –
Musimy jej poszukać.
– Serio? – Witek z
powątpiewaniem spojrzał na to, co widoczne było zza szklaną taflą. – Przecież
to samobójstwo. Nie mogła daleko zajść.
– Kilkanaście
minut temu wiatr był spokojniejszy i prawie nie padało – powiedział cicho
Maksym, obserwując ich spod opuszczonej głowy. Potem uśmiechnął się szeroko,
lecz nie był to przyjemny uśmiech, raczej grymas pełen satysfakcji. – Niech on
idzie. W końcu jest mężczyzną, nieprawdaż?
– Żyjemy w świecie
równouprawnienia – warknęła poirytowana Weronika, nie tyle słowami, co tonem
jakim zostały wypowiedziane. – Witek, zbudź resztę i dołączcie do mnie.
Gdy wyszła, mało
brakowało a powaliłby ją pierwszy podmuch wiatru. Widoczność była zerowa, mimo
wszechobecnego śniegu. Grubą warstwą pokrywał ziemię, gęstą kurtyną przysłaniał
świat. Był wszechobecny. Poczuła się niczym w kokonie, chociaż nie było to
bezpieczne schronienie. Zamieci towarzyszył bowiem siarczysty mróz. Przejmujące
zimno utrudniało poruszanie się, odbierało oddech, paraliżowało. Do tego
stopnia, że Weronika już po minucie zapragnęła zawrócić. Nie zrobiła tego, bo
przed nią widać było niewyraźne ślady. Zagłębienia stóp Klary. Tym razem
ogarnęła ją wściekłość. Co za kretynka! Już ona jej pokaże…
Silne ramię objęło ją w
pół, kiedy potknęła się o niewidoczną przeszkodę i niemal runęła. Raczej
odgadła niż zobaczyła, że to Maksym. I co najdziwniejsze, jego obecność tym
razem ją ucieszyła. Jednak nie na długo, bo nagle chwycił ją i uniósł w górę,
kierując się z powrotem do domu. Usiłowała się wyrwać, lecz na próżno. Wydawać
się mogło, że mężczyzna ma mięśnie ze stali. Dopiero gdy zatrzasnął za sobą
drzwi, mało delikatnie postawił ją na podłodze.
– Oszalałeś?!
Musimy…
– Nic nie musimy –
przerwał jej szorstko, ściągając kaptur. – Idzie w określonym kierunku, w dół.
Niecały kilometr stąd jest chata starego Jemioła. Mieszka tam z żoną i kilkoma
psami. Szczerze mówiąc, być może już tam dotarła. My nie damy rady, bo pogoda
jest coraz gorsza.
– Kłamiesz!
– Niby po co? –
wzruszył obojętnie ramionami. Weronika na końcu języka miała dość obraźliwy
epitet, ale powstrzymała się, bo pokoju pojawiła się gospodyni. Na głowie miała
staromodny czepek, na ramionach podomkę w soczyście czerwonym kolorze. W ręku
zapaloną świecę, a na twarzy wypisany niepokój.
– Co się stało?
Maksym w kilku zdaniach
wyjaśnił sytuację. W tym samym czasie z góry zeszła reszta ekipy, zaspana Ewa,
ponuro zamyślony Piotr, Witek i Maciek patrzący z wyrzutem na naburmuszonego
Adama.
– Coś ty jej
powiedział? – wybuchła Weronika, stając naprzeciwko i mierząc go wściekłym
spojrzeniem.
– Nie twoja
sprawa.
– Moja. Nasza. Bo
Klara wybrała się na wycieczkę. W taka pogodę! – dodała, a dla podkreślenia
dramatyzmu swoich słów, wskazała na żywioł szalejący za oknem.
– Kochanie –
starsza pani uspokajająco pogładziła ją po ramieniu. Weronika z trudem
powstrzymała dreszcz obrzydzenia. Tak ją to zdumiało, że raptownie zamilkła.
Skąd?... Chyba też jej odbija. Dobrze że gospodyni tego nie zauważyła, z
pewnością byłoby jej przykro.
– Mój wnuk ma
rację. Kierując się w dół, co siłą rzeczy jest najbardziej prawdopodobne, trafi
do Augusta. Tam będzie bezpieczna.
– A jeśli nie?
– Jeśli nie… Żadne
z was nie może wyruszyć na poszukiwania. Może później?
Później będzie za
późno, pomyślała Weronika. Rozejrzała się po kolegach. Wyglądali na
zakłopotanych, lecz dopiero po chwili zrozumiała dlaczego. Żadne z nich nie
miało ochoty opuszczać bezpiecznego schronienia. Na twarzach mieli wypisane jak
na dłoni samolubne myśli: skoro Klara sama wpakowała się w kłopoty, to niech
teraz sama sobie poradzi. Z drugiej strony, czy miała prawo ich osądzać? Spojrzała
na Maksyma. Opierał się o parapet z założonymi ramionami, bacznie ich
obserwując. Każdego po kolei, każdego z osobna. Miał obojętną minę,
zaciekawienie w oczach. Nic poza tym. Jemu los Klary był jeszcze bardziej
obojętny.
– Dobrze – poddała
się. – Ale wyruszymy, gdy tylko się polepszy.
– Wszyscy? –
ziewnęła Ewa, posyłając przeciągłe spojrzenie gospodarzowi. Odwzajemnił się, a
jego wzrok z bezczelną ciekawością omiótł całą sylwetkę dziewczyny, na dłużej
zatrzymując się w okolicach piersi. Weronika parsknęła ze złością, ale to go
nie speszyło. Mrugnął do Ewy znacząco, a ta roześmiała się perliście.
– Wracam do
ciepłego łóżka – oznajmiła, kierując się ku schodom. Tuż za nią podążył Maksym.
Potem reszta chłopaków. Została tylko ona i zatroskana starsza pani.
– Kochanie,
prześpij się. Tak będzie najlepiej. O poranku problemu znikną, a koleżanka z
pewnością się odnajdzie, cała i zdrowa.
Weronika oderwała wzrok
od okna i spojrzała na nią zamyślona. Płomień świecy drgał i tańczył, tworząc
dziwaczne wzory i cienie na obliczu gospodyni. Pewnie dlatego jej twarz wyglądała
tak groteskowo. Dziewczyna głęboko odetchnęła i cicho podziękowawszy, podążyła
schodami na górę. Kierowana nieznanym impulsem zerknęła za siebie, jakby
wyrzuty sumienia nie pozwalały jej tak łatwo odpuścić. Ciemność, cały pokój
pogrążony był w ciemności. Widać było jedynie jaśniejszy prostokąt drzwi.
Zamrugała i ciemność zniknęła, chociaż nie ze wszystkich kątów. Jeszcze raz
pomyślała o Klarze, przelotnie zastanawiając się, co było powodem kłótni.
Zresztą Adam nie wyglądał na przejętego. Był raczej całkowicie
niezainteresowany całym zajściem. Powinna z nim porozmawiać. Ale nie teraz, bo
palant ubzdura sobie, że przyszła w całkiem innym celu. Dlaczego w ogóle
zgodziła się na to, by ten zadufany w sobie egoista dołączył do ich wyprawy? Przecież
można się było spodziewać tego, że jego osoba stanie się źródłem napięć, zwłaszcza
wśród pań. Weronika z nagłą złością trzasnęła drzwiami swego pokoju. Pewnie
dlatego, że w sypialni Ewy rozległ się perlisty śmiech. A więc Maksym zmienił
obiekt swego zainteresowania? Wykrzywiła z pogardą usta. Cóż, pozostaje mu
życzyć dobrej zabawy. Energicznie przekręciła klucz, a po namyśle przepchnęła
pod drzwi masywnie wyglądającą komodę. Tak dla pewności.
Tym razem zasnęła w
ubraniu, przykryta jedynie skrajem kołdry, zapatrzona w białe szaleństwo za
oknem. Zasnęła, pomimo niepokoju odczuwanego z powodu Klary. I nie miała
żadnych koszmarów.
Ile bym dała aby czytać opowiadanie chociaż 2 razy w tygodniu ☺
OdpowiedzUsuńCo tak mało?! Więcej... :-(
OdpowiedzUsuńŚwietne. Ta cała tajemnica, groza wciąga, wkręca człowieka maksymalnie. :) Za każdym razem szukam jakiejś wskazówki, czegoś, co zasugeruje o co chodzi. I nadal nie jestem w stanie zgadnąć. Nie mogę doczekać się kolejnej części. :)
OdpowiedzUsuńMroczny klimat, tajemnice, paranormalne rzeczy :D Kocham już to opowiadanie !! Nawet nie będę próbowała zgadywać o co chodzi, bo nas wszystkich zaskoczysz i to nie raz.
OdpowiedzUsuńWkradła się malutka literówka "[...] jakby bała się własnego cienie." zamiast "cienia" jest "cienie".
OdpowiedzUsuńCo do fabuły - wciąga, oj wciąga. Szczerze ta cała Ewa Mnie denerwuję... Ech, po co się przejmować koleżanką? Poflirtujmy z gospodarzem. Jak ja nie lubię tego typu dziewczyn... Za to moją sympatię wzbudziła Weronika, choć trzeba przyznać, że nigdy nie miałam sytuacji w której bardzo nie lubiłam głównej bohaterki Twoich opowiadań. Zobaczymy jak to opowiadanie się rozwinie (ciemność i iluzje, hę, nie mam pojęcia czego się spodziewać, do tego nie wiem jak duże znaczenie miał ten sen) i czekam na Uwikłanych. (:
Według mnie jak na tak rzadką częstotliwość dodawania nowych części są one troche za krótkie. Rozumiem, że chcesz jeszcze bardziej podsycić napięcie, ale zrozum tez nasz zawód kiedy czekamy cały mozolny tydzień a dostajemy tylko króciótki tekst. Oczywiście nam- czytelnikom nigdy nie dogodzisz, zawsze chcemy tylko więcej i więcej, ale moze uda mi sie wynegocjować jescze pare zdań skoro pojawiają sie one taak rzadko ? ;)
OdpowiedzUsuńNa razie da sie wynegocjowac jeszcze jeden kawalek przed niedziela :-)
UsuńJesteś wspaniała! Moze jutro? Z okazji moich 20-stych urodzin? Byłoby przemiło! :) :*
UsuńMiało być w czwartek, ale niech będzie ;-)
UsuńSuper klimat!! nie mogę się doczekać następnej części ;)
OdpowiedzUsuń