Zdaje się, że część przedostatnia. Mały zaczął chodzić i jest tak wściekle ruchliwy, że padam na pysk pod koniec dnia. Córcia trenuje do egzaminu, a ja rwę włosy z głowy, bo raz zagra prawie idealnie, a potem trzy razy beznadziejnie. Ech... Moja kreatywna księgowość domowa leży i kwiczy, jak tak dalej pójdzie, to ogłoszę strajk generalny i ucieknę z domu... Na godzinę lub dwie :-) bo jestem ciężko uzależniona od moich pociech. Dostałam zaproszenie na Blog Conference w Poznaniu i już przygotowuję rodzinkę, że nie będzie mnie prawie cały dzień. Mam nadzieję, że puszczona luzem na tak długo, nie zrobię niczego głupiego? Wiadomo, wolność uderza do głowy jak najlepszy alkohol...
A tak w ogóle to na jutrzejszy dzień polecam Anię Dąbrowską & Siostry Melosik z piosenką "Znam na pamięć dalszy ciąg". Perełka!
link do części IX - klik
Głupstwo (X) kontynuacja
– Sushi? A gdzie
mięsko? – spytałam z nutą tęsknoty w głosie.
– To też mięsko.
Tyle że rybie. I zdrowsze.
– Jak bym chciała
zdrowo się odżywiać, jadłabym owies z wodą – mruknęłam. – Albo jakieś durne
jagody gnojki…
– Goi. Jagody goi.
– Nieważne. Na
początek daj te kawałki z łososiem. Łosoś w każdym bądź razie może być –
oświadczyłam wspaniałomyślnie, sięgając po butelką z sosem sojowym. – I nie
nalewaj mi wina – dodałam, widząc jak zamierza napełnić mój kieliszek. – Woda
lub herbata wystarczy.
Wzruszył ramionami i przyniósł
z lodówki butelkę mineralnej. Jedliśmy, wymieniając zdawkowe uwagi na temat
jakości konsumowanego pokarmu, przy czym pod sam koniec zauważyłam, że Karol
zrobił się dziwnie ponury.
– O co chodzi? –
spytałam w końcu, odsuwając od siebie talerz. – Wyglądasz jakby niebo zwaliło
ci się na głowę.
– Nic takiego.
Mieliśmy wczoraj z Ewą małą scysję u adwokata. Tak mi się przypomniało.
– Niech zgadnę? W
radosnym oszołomieniu zapomniałeś o intercyzie, a teraz ona chce połowę
majątku?
– Skąd?... – Mało
kiedy widywałam na czyjejkolwiek twarzy tak potężne osłupienie.
– Mężczyźni to
idioci – skwitowałam krótko, a w oczach Karola dostrzegłam błysk złości. – Nie
chciała cię, gdy nie miałeś forsy. Potem sam wspominałeś, że wspierałeś ją
finansowo. To materialistka w najczystszej postaci, trudno tego nie zauważyć.
Dużo zabierze?
– Dam radę się
wybronić! – warknął. – Możemy zmienić temat?
– Ech… I pomyśleć,
że ja przed rokiem wzięłabym cię w ostatniej koszuli… – uśmiechnęłam się
smutno, a on spojrzał na mnie przenikliwie.
– A teraz?
– Teraz nie.
– Dlaczego? Bo nie
przeprosiłem?
– Mam nadzieję, że
jednak porządnie zdoła ogołocić twoje konto bankowe! – Teraz to ja się
rozzłościłam. – Zasłużyłeś.
– Dajmy temu
spokój. – Był dziwnie rozdrażniony tematem. Widać z tym materializmem trafiłam
w sedno. – I jeśli chcesz, to oficjalnie cię przepraszam za tamten wieczór.
– Jeśli ja chcę? –
Opakowanie po sushi wylądowałoby na jego głowie, gdyby nie wykonał szybkiego
uniku. Miałam jednak jeszcze inną amunicję pod ręką. – Ty wredny palancie!
Wracam do domu! – Na samym końcu rzuciłam pałeczkami. Potem wstałam, z rumorem
odsuwając krzesło i sięgając po torebkę. Nie zdążyłam. Karol błyskawicznie
znalazł się tuż obok, zakleszczając mnie w uścisku swoich ramion.
– Przecież
żartowałem – powiedział rozbawiony. – Gabrysiu, przepraszam. Wiedziałem że
będziesz na mnie czekać, a mimo to przywiozłem ze sobą Ewę. Zadzwoniła, gdy
wylądowałem. W zasadzie to byłem zmęczony, stęskniony i miałem ochotę jedynie
na powrót do domu, by zatonąć w twoich ramionach. Ale nadal byłem też pod jej
urokiem, więc kiedy zaczęła płakać, opowiadając, że targnie się na swoje życie…
Nie odbierałem telefonu od ciebie, bo miałem nadzieję, że się zniechęcisz i pójdziesz
do domu. Zirytowałem się, gdy weszliśmy, a ty czekałaś z kolacją. Ślicznie
wyglądałaś, choć byłaś taka blada i smutna – pogładził mnie po policzku, lekko
się pochylając. Palcami starł zdradzieckie łzy. – Nadal nie do końca rozumiem,
skąd w tobie tyle uporu, by gniewać się o takie głupstwo. Może nie potrafię
tego zrozumieć?
– Chyba nie –
odparłam cicho. – Chcę do domu.
– No nie płacz
już. Ta miłość jest strasznie przereklamowana, ale poza nią istnieją jeszcze
inne, ważne rzeczy. Dobrze było nam ze sobą, a teraz, gdy pozbyłem się cienia
Ewy, znów możemy być razem. No i nie zapominajmy o naszej córce – palcem
wskazującym obrysował kontur moich ust. Oczy mu płonęły, głos miał nieco
schrypnięty, a ja nagle zrozumiałam, że był podniecony. Gorzej, poczułam jak
był podniecony.
– Daj spokój –
usiłowałam wyplątać się z jego ramion. – Skąd u ciebie ten nagły wybuch
ojcowskiej miłości?
– Ona wygląda jak
ja, w znacznie szlachetniejszym wydaniu.
– Ona ma imię!
– Marysia? To
chyba można jeszcze zmienić? Nie podoba mi się. – Zdecydowanym ruchem uniósł
mnie w górę, sadzając na stole i podwijając moją sukienkę.
– Mam gdzieś twoje
zdanie! – Odtrąciłam natrętne dłonie, czując wyraźny niepokój. I tylko to.
Żadnego podniecenia, ani grama pożądania, niczego, co świadczyłoby o moim
zainteresowaniu Karolem. Tak jak na samym początku, jedynie mnie irytował.
– No już dobrze,
dobrze – wymruczał, przygryzając skrawek mego ucha. – Zapomniałem, że bywasz
drażliwa. Po seksie ci przejdzie.
– Karol, ja nie
chcę! – Każde słowo podkreśliłam walnięciem pięści w jego tors. Bezskutecznie.
Zaśmiał się drwiąco i pocałował mnie. Tylko że… Zniknął gdzieś ogień
towarzyszący naszym pocałunkom, zniknęło pełne napięcia oczekiwanie na więcej.
Była jedynie pustka. Pozostało tlące się ognisko, które przed rokiem płonęło
nieokiełznanym płomieniem. Krótko mówiąc, naprawdę nie miałam ochoty. Ani
grama. Do Karola jednak to nie dotarło. Po raz kolejny mój sprzeciw potraktował
jako sposób na grę wstępną. Lecz tym razem nie zamierzałam się poddać.
– Jak mówię nie,
to znaczy to nie! – wrzasnęłam i ugryzłam go w palec, którym nieopatrznie
pogładził mnie po policzku.
– Znam dobrze te
twoje „nie”.
– Karol! Puszczaj
bęcwale, bo jak nie…
Moje słowa przerwał
dźwięk rozdzieranego materiału. A sekundę później dzwonka przy drzwiach. Karol
znieruchomiał. Wyraźnie widziałam zdziwienie na jego twarzy.
– Co? Żonka
wróciła? – spytałam złośliwie, po raz kolejny usiłując wyplątać się z jego
uścisku.
– Ewa? Mówiłem
przecież… – zmarszczył brwi, bo teraz dla odmiany rozległo się głośne walenie
do drzwi. – Co u licha?
Z pewnością nie miał
zamiaru otworzyć. Nie ciekawiła go osoba, która z takim uporem się dobijała.
Uniósł mnie w górę, kierując się ku sypialni, a ja wrzasnęłam protestująco. I
wtedy rozległ się głośny huk. Karol zaskoczony odwrócił się w stronę wejścia, a
ja wykorzystałam okazję, z łoskotem spadając na podłogę. Zanim się z niej pozbierałam,
w salonie ukazała się barczysta sylwetka Konrada. Tym razem i ja zamarłam.
– Gabrysia! Wstań
i natychmiast wracaj do domu. Twoja siostra kazała ci przekazać, że jak tego
nie zrobisz, to ci… no wiesz co, z czego powyrywa – powiedział surowo, po czym podszedł
bliżej i jednym stanowczym ruchem postawił mnie na nogach. Odetchnęłam z ulgą,
ale natychmiast się wzdrygnęłam, bo Karol wydał z siebie dziki ryk.
– Co to do kurwy
nędzy ma znaczyć? – wrzasnął.
Dałam potężnego susa i
znalazłam się za plecami Konrada. Ulga jaką przy tym poczułam, była wręcz
namacalna.
– Chcę do domu –
szepnęłam mu na ucho. – Zaraz, natychmiast!
Uspokajająco skinął
głową. Karol stał nieruchomo, czerwony ze wściekłości, lecz nie odważył się na
bezpośredni atak. Gdy wychodziliśmy patrzył tylko na mnie strasznym wzrokiem, a
ja już słyszałam zgiełk bitewny.
– Skąd wiedziałeś,
gdzie jestem? – spytałam Konrada, gdy tylko wsiedliśmy do samochodu.
– Zapomniałaś że
mój brat jest policjantem? – lakonicznie odpowiedział na moje pytanie, a potem
usiadł bokiem, mierząc mnie ostrym spojrzeniem. – Wolisz wrócić do niego czy do
domu?
– Jasne że do
domu! – zdenerwowałam się.
– Dlaczego mnie
okłamałaś?
No tak… W tym
przysłowiu o krótkich nogach jest wiele prawdy.
– Nie okłamałam.
Co nieco przemilczałam. Zresztą – znów się zdenerwowałam – mieliśmy rozmawiać o
Marysi, nic poza tym.
– O, tak – Konrad
parsknął drwiąco. – To widać – wskazał na dekolt mojej sukienki. Spore
rozdarcie odsłaniało prawie całe piersi, czego wcześniej wcale nie zauważyłam.
– To gnojek! Moje
jedyna, wyjściowa kiecka – rzekłam z goryczą. Zapięłam płaszcza, a potem
odważyłam się spojrzeć na Konrada. Ależ był rozgniewany. – Skąd?...
– Zadzwoniła twoja
siostra. Zła, zaniepokojona i nawet powiedziałbym, że wystraszona. Reszta nie
była problemem.
– Namierzyliście
moją komórkę? – spytałam z ciekawością.
– Zostawiłaś ją w
domu.
– Ano tak –
zakłopotałam się. – Więc jak?
– Spisała sobie
numer taksówki.
Nic więcej nie dodał, ruszając z miejsca z
piskiem opon. Za to ja siedziałam cicho, jak mysz pod miotłą. Brakowało mi słów, chyba po raz
pierwszy w życiu. I czułam wstyd, jak dziecko przyłapane na kradzieży ciastka.
Czy Konrad był rozczarowany? Czy tylko zły? No jak ja mam u licha przekonać go,
że Karol przestał być dla mnie najważniejszy? Oparłam czoło o chłodną szybę. To
właśnie był dziwne. Rok temu tak bolało, że byłam pewna, iż nigdy nie uda mi
się posklejać serca, które rozpadło się na miliony drobniutkich kawałeczków. A
teraz okazało się, że wcale nie muszę tego robić, bo moje serce miało się
nadspodziewanie dobrze. Zerknęłam na Konrada. Dłonie kurczowo zaciśnięte na
kierownicy, zmrużone oczy, zasznurowane usta. Był o mnie zazdrosny, to nie
ulegało wątpliwości. Z zaskoczeniem odkryłam, że mi się to podoba. To było
zdrowe uczucie, normalne, w żadnym szczególe nieprzerysowane. Uśmiechnęłam się
przypominając sobie Karola, powołującego się na swoje ojcostwo. To z kolei było
słodkie, ale dlaczego miałam wrażenie, że przez cały ten czas walczyłam o byle
co?
– Jedziesz za
szybko – upomniałam odruchowo Konrada, gdy ten zbyt gwałtownie przyspieszył.
W odpowiedzi dodał
jeszcze gazu. Zerknęłam w lusterko, na swoją pobladłą twarz.
– Przestań! Możesz
przecież w inny sposób wyładować swoją złość. Chyba że koniecznie chcesz trafić
w pierwsze, lepsze drzewo – prychnęłam, przy okazji sprawdzając zapięcie pasa.
– W inny? – Tym
razem zahamował, zjeżdżając na pobocze. – Wysiadaj! – rozkazał.
Tego akurat się nie
spodziewałam, lecz nie zamierzałam dyskutować. Byliśmy co prawda na obrzeżach
miasta, w miejscu gdzie po obu stronach drogi rósł gęsty las, ale i tutaj
kursowały autobusy. Łaski bez, poradzę sobie, choć mętne światło nielicznych
latarni nie nastroiło mnie optymistycznie Wysiadłam, z hukiem zatrzaskując
drzwi, ale ku mojemu zdumieniu, Konrad zrobił to samo i to z jeszcze większą
furią. Kilka kroków i znalazł się tuż obok mnie. Nie zdążyłam zastanowić się
nad jego postępowaniem, gdy niemal brutalnie chwycił mnie, zakleszczając w
uścisku swoich ramion, a potem pocałował. Krótko, gwałtownie, a potem przerwał.
Ledwo zdążyłam złapać oddech, gdy odwrócił mnie tyłem, pchnął i przycisnął
całym ciałem do maski samochodu.
– Co robisz? –
jęknęłam. Przyzwyczaiłam się do takiego traktowania ze strony Karola, ale
Konrad?... Dlaczego?
– Wyładowuję
złość! – syknął. To było do niego tak niepodobne, że nie zaprotestowałam nawet
wtedy, gdy przemocą podwinął moją sukienkę do góry. – Przecież tak lubisz,
prawda? – dodał drwiąco. Usłyszałam dźwięk odpinanego zamka, szelest materiału
i dopiero wtedy to do mnie dotarło. Czy ja do diabła mam wypisane na czole „zgwałć
mnie’? Dlaczego każdy z nich zachowuje się niczym jaskiniowiec z epoki kamienia
łupanego, rzucając się na mnie jak na zwierzynę łowną? Dobrze, rozumiem że
Karol, ale Konrad? I wtedy po raz pierwszy w życiu się poddałam. Leżałam tak, z
policzkiem przytulonym do rozgrzanej maski samochodu, z zaciśniętymi dłońmi,
czując jak zdradzieckie łzy wymykając się z oczu. Paradoksalnie, okazało się to
najlepszą obroną. Konrad zamarł w bezruchu. Czułam na plecach przyspieszone
bicie jego serca, gorący oddech owiewający moją twarz. Nagle wyprostował się, cofając
się o krok, uwalniając mnie. Bardzo powoli podniosłam się, odwróciłam,
spoglądając mu w oczy. Bez słowa, bez złości. Byłam pusta w środku, wyprana z
wszelkich uczuć, zawiedziona…
– Przepraszam –
powiedział niepewnie. Nie zareagowałam. Wzruszyłam ramionami, sięgając po
porzuconą torebkę. Potem wyprostowałam się, rozglądając dookoła.
– Gabrysiu…
Wsiadaj, jedziemy do domu.
– Sama trafię.
– Tak? A twoja
siostra skręci mi jutro kark – mruknął. – Wsiadaj mówię!
Akurat chmury
przysłoniły ten kawałek księżyca, który świecił na atramentowo czarnym niebie i
zerwał się porywisty wiatr. Mimo wszystko to żadna przyjemność, spacer wąskim
poboczem w takich warunkach. Więc wsiadłam. Otarłam mokre policzki wierzchem
dłoni, ale na Konrada nie spojrzałam. On zajął swoje miejsce i ruszył, tym
razem normalnie, bez uprzedniej wściekłości.
– Poniosło mnie.
Bo mam wrażenie, że się ze mną bawisz w dziwny, pokręcony sposób.
– Twoje wrażenia
mnie nie obchodzą – odparłam beznamiętnie.
– Przez to
wszystko kompletnie mi odbija – ciągnął dalej z determinacją.
– Trzeba było mnie
przelecieć, gdy miałeś okazję. Nie musiałbyś już więcej walić konia – dodałam złośliwie.
Łypnął na mnie okiem.
– Nadal mam
okazję.
– Tak.
To chyba bardziej na
niego podziałało niż jakiekolwiek moje wrzaski czy okazywanie złości. Przez
resztę drogi milczeliśmy oboje. Dopiero kiedy zatrzymał się pod mój ą furtką,
wybuchnął.
– Co ty w nim
widzisz?
– Chcę stworzyć
rodzinę – powiedziałam tylko. – Powinnam dać Karolowi jeszcze jedną szansę.
– No tak, rodzinę
– i umilkł. Spoglądał przed siebie, ponuro zadumany i chyba już znacznie mniej
wściekły. Za to wyglądał na smutnego. Wysiadłam z samochodu, ale zanim
zatrzasnęłam drzwi, powiedziałam zwyczajne „cześć”. Nie odpowiedział, ruszając
z piskiem opon. Kilka sekund i już go nie było. Patrzyłam za odjeżdżającym
autem, zastanawiając się, czy nie oszukuję samej siebie. Konrad nie skręcił w
bramę wiodącą do jego posesji, lecz pojechał dalej. Wolałam nie rozważać, gdzie
mógł się udać. Po cichu weszłam do domu, napiłam się wody i wdrapałam na
piętro. Dorka nie spała, czuwając przy kołysce Malutkiej. Zrobiła jeszcze
groźną minę, przejechała palcem po szyi w dobrze znanym geście i wyszła. Miało
to pewnie oznaczać, że jutro się ze mną policzy. Szczerze mówiąc, miałam to
gdzieś, bo wciąż widziałam przed oczyma smutną, zaciętą twarz Konrada. Tak,
zdaje się, że wywinęłam mu ten sam numer, który rok temu zrobił mi Karol.
Nieprzyjemne uczucie dręczyło mnie od środka, bo cały dzisiejszy wieczór był
taki… Nie znalazłam odpowiednich słów, ale czułam wyraźny niesmak. Nie, nie tak
to wszystko miało się potoczyć. W jednym nie skłamałam, mówiąc, że chciałam dać
Karolowi szansę. Choć przysięgam, nie widziałam w tym większego sensu. Chyba tylko
ze względu na Marysię. I tyle.
Jak to przed ostatnia część?! ;-/
OdpowiedzUsuńczyli jeszcze jedna część? :( Konrad taki biedny :( tak bardzo mu na niej zalezy, a Karol się nigdy nie zmieni
OdpowiedzUsuńBaby są jednak dziwne :P
OdpowiedzUsuńe.
Założe się, że ona i tak Konrada wybierze.
OdpowiedzUsuńmusi wybrać Konrada! Karol to dupek
UsuńLepiej jakby nikogo nie wybrała.
Usuństanowczo za krótkie i wymuszone, widać że pisałaś pod naciskiem, ale to tylko moja opinia, żaden hejt
OdpowiedzUsuńO nie! Biedny Konrad... :(
OdpowiedzUsuńtiaaa. Nie ma to jak zapewnić córce ojca za wszelką cenę. Stworzyć teatrzyk pt. "rodzinka" i łudzić się, że dziecko nie przejrzy błazenady dorosłych. Że będzie szczęśliwe mając nieszczęśliwych (bo nie kochających się) rodziców.
OdpowiedzUsuńDo pewnego czasy byłam za Karol, wierząc, że się zmieni... teraz zdecydowanie jestem przeciwko niemu! Mam nadzieję, że w ostatniej części bohaterka się ogarnie i jednak postawi na Konrada.
OdpowiedzUsuńJa mam właśnie tak samo. :) I z niecierpliwością czekam jak to się zakończy oraz na kolejne części "Rozmowy". :) Czasu, chęci i weny Babeczko. :)
UsuńMam nadzieje że wybierze Konrada , być z kimś na siłę tylko dlatego że masie dziecko? Na takim rozwiązaniu można tylko stracić, w takiej udawanej rodzince nie istnieje coś takiego jak miłość przez co dziecko też będzie nieszczęśliwe. Pozdrawiam Natalia
OdpowiedzUsuń