środa, 11 maja 2016

Głupstwo (X) kontynuacja

Zdaje się, że część przedostatnia. Mały zaczął chodzić i jest tak wściekle ruchliwy, że padam na pysk pod koniec dnia. Córcia trenuje do egzaminu, a ja rwę włosy z głowy, bo raz zagra prawie idealnie, a potem trzy razy beznadziejnie. Ech... Moja kreatywna księgowość domowa leży i kwiczy, jak tak dalej pójdzie, to ogłoszę strajk generalny i ucieknę z domu... Na godzinę lub dwie :-) bo jestem ciężko uzależniona od moich pociech. Dostałam zaproszenie na Blog Conference w Poznaniu i już przygotowuję rodzinkę, że nie będzie mnie prawie cały dzień. Mam nadzieję, że puszczona luzem na tak długo, nie zrobię niczego głupiego? Wiadomo, wolność uderza do głowy jak najlepszy alkohol... 

A tak w ogóle to na jutrzejszy dzień polecam Anię Dąbrowską & Siostry Melosik z piosenką "Znam na pamięć dalszy ciąg". Perełka!

link do części IX - klik 

         Głupstwo (X) kontynuacja
– Sushi? A gdzie mięsko? – spytałam z nutą tęsknoty w głosie.
– To też mięsko. Tyle że rybie. I zdrowsze.
– Jak bym chciała zdrowo się odżywiać, jadłabym owies z wodą – mruknęłam. – Albo jakieś durne jagody gnojki…
– Goi. Jagody goi.
– Nieważne. Na początek daj te kawałki z łososiem. Łosoś w każdym bądź razie może być – oświadczyłam wspaniałomyślnie, sięgając po butelką z sosem sojowym. – I nie nalewaj mi wina – dodałam, widząc jak zamierza napełnić mój kieliszek. – Woda lub herbata wystarczy.
Wzruszył ramionami i przyniósł z lodówki butelkę mineralnej. Jedliśmy, wymieniając zdawkowe uwagi na temat jakości konsumowanego pokarmu, przy czym pod sam koniec zauważyłam, że Karol zrobił się dziwnie ponury.
– O co chodzi? – spytałam w końcu, odsuwając od siebie talerz. – Wyglądasz jakby niebo zwaliło ci się na głowę.
– Nic takiego. Mieliśmy wczoraj z Ewą małą scysję u adwokata. Tak mi się przypomniało.
– Niech zgadnę? W radosnym oszołomieniu zapomniałeś o intercyzie, a teraz ona chce połowę majątku?
– Skąd?... – Mało kiedy widywałam na czyjejkolwiek twarzy tak potężne osłupienie.
– Mężczyźni to idioci – skwitowałam krótko, a w oczach Karola dostrzegłam błysk złości. – Nie chciała cię, gdy nie miałeś forsy. Potem sam wspominałeś, że wspierałeś ją finansowo. To materialistka w najczystszej postaci, trudno tego nie zauważyć. Dużo zabierze?
– Dam radę się wybronić! – warknął. – Możemy zmienić temat?
– Ech… I pomyśleć, że ja przed rokiem wzięłabym cię w ostatniej koszuli… – uśmiechnęłam się smutno, a on spojrzał na mnie przenikliwie.
– A teraz?
– Teraz nie.
– Dlaczego? Bo nie przeprosiłem?
– Mam nadzieję, że jednak porządnie zdoła ogołocić twoje konto bankowe! – Teraz to ja się rozzłościłam. – Zasłużyłeś.
– Dajmy temu spokój. – Był dziwnie rozdrażniony tematem. Widać z tym materializmem trafiłam w sedno. – I jeśli chcesz, to oficjalnie cię przepraszam za tamten wieczór.
– Jeśli ja chcę? – Opakowanie po sushi wylądowałoby na jego głowie, gdyby nie wykonał szybkiego uniku. Miałam jednak jeszcze inną amunicję pod ręką. – Ty wredny palancie! Wracam do domu! – Na samym końcu rzuciłam pałeczkami. Potem wstałam, z rumorem odsuwając krzesło i sięgając po torebkę. Nie zdążyłam. Karol błyskawicznie znalazł się tuż obok, zakleszczając mnie w uścisku swoich ramion.
– Przecież żartowałem – powiedział rozbawiony. – Gabrysiu, przepraszam. Wiedziałem że będziesz na mnie czekać, a mimo to przywiozłem ze sobą Ewę. Zadzwoniła, gdy wylądowałem. W zasadzie to byłem zmęczony, stęskniony i miałem ochotę jedynie na powrót do domu, by zatonąć w twoich ramionach. Ale nadal byłem też pod jej urokiem, więc kiedy zaczęła płakać, opowiadając, że targnie się na swoje życie… Nie odbierałem telefonu od ciebie, bo miałem nadzieję, że się zniechęcisz i pójdziesz do domu. Zirytowałem się, gdy weszliśmy, a ty czekałaś z kolacją. Ślicznie wyglądałaś, choć byłaś taka blada i smutna – pogładził mnie po policzku, lekko się pochylając. Palcami starł zdradzieckie łzy. – Nadal nie do końca rozumiem, skąd w tobie tyle uporu, by gniewać się o takie głupstwo. Może nie potrafię tego zrozumieć?
– Chyba nie – odparłam cicho. – Chcę do domu.
– No nie płacz już. Ta miłość jest strasznie przereklamowana, ale poza nią istnieją jeszcze inne, ważne rzeczy. Dobrze było nam ze sobą, a teraz, gdy pozbyłem się cienia Ewy, znów możemy być razem. No i nie zapominajmy o naszej córce – palcem wskazującym obrysował kontur moich ust. Oczy mu płonęły, głos miał nieco schrypnięty, a ja nagle zrozumiałam, że był podniecony. Gorzej, poczułam jak był podniecony.
– Daj spokój – usiłowałam wyplątać się z jego ramion. – Skąd u ciebie ten nagły wybuch ojcowskiej miłości?
– Ona wygląda jak ja, w znacznie szlachetniejszym wydaniu.
– Ona ma imię!
– Marysia? To chyba można jeszcze zmienić? Nie podoba mi się. – Zdecydowanym ruchem uniósł mnie w górę, sadzając na stole i podwijając moją sukienkę.
– Mam gdzieś twoje zdanie! – Odtrąciłam natrętne dłonie, czując wyraźny niepokój. I tylko to. Żadnego podniecenia, ani grama pożądania, niczego, co świadczyłoby o moim zainteresowaniu Karolem. Tak jak na samym początku, jedynie mnie irytował.
– No już dobrze, dobrze – wymruczał, przygryzając skrawek mego ucha. – Zapomniałem, że bywasz drażliwa. Po seksie ci przejdzie.
– Karol, ja nie chcę! – Każde słowo podkreśliłam walnięciem pięści w jego tors. Bezskutecznie. Zaśmiał się drwiąco i pocałował mnie. Tylko że… Zniknął gdzieś ogień towarzyszący naszym pocałunkom, zniknęło pełne napięcia oczekiwanie na więcej. Była jedynie pustka. Pozostało tlące się ognisko, które przed rokiem płonęło nieokiełznanym płomieniem. Krótko mówiąc, naprawdę nie miałam ochoty. Ani grama. Do Karola jednak to nie dotarło. Po raz kolejny mój sprzeciw potraktował jako sposób na grę wstępną. Lecz tym razem nie zamierzałam się poddać.
– Jak mówię nie, to znaczy to nie! – wrzasnęłam i ugryzłam go w palec, którym nieopatrznie pogładził mnie po policzku.
– Znam dobrze te twoje „nie”.
– Karol! Puszczaj bęcwale, bo jak nie…
Moje słowa przerwał dźwięk rozdzieranego materiału. A sekundę później dzwonka przy drzwiach. Karol znieruchomiał. Wyraźnie widziałam zdziwienie na jego twarzy.
– Co? Żonka wróciła? – spytałam złośliwie, po raz kolejny usiłując wyplątać się z jego uścisku.
– Ewa? Mówiłem przecież… – zmarszczył brwi, bo teraz dla odmiany rozległo się głośne walenie do drzwi. – Co u licha?
Z pewnością nie miał zamiaru otworzyć. Nie ciekawiła go osoba, która z takim uporem się dobijała. Uniósł mnie w górę, kierując się ku sypialni, a ja wrzasnęłam protestująco. I wtedy rozległ się głośny huk. Karol zaskoczony odwrócił się w stronę wejścia, a ja wykorzystałam okazję, z łoskotem spadając na podłogę. Zanim się z niej pozbierałam, w salonie ukazała się barczysta sylwetka Konrada. Tym razem i ja zamarłam.
– Gabrysia! Wstań i natychmiast wracaj do domu. Twoja siostra kazała ci przekazać, że jak tego nie zrobisz, to ci… no wiesz co, z czego powyrywa – powiedział surowo, po czym podszedł bliżej i jednym stanowczym ruchem postawił mnie na nogach. Odetchnęłam z ulgą, ale natychmiast się wzdrygnęłam, bo Karol wydał z siebie dziki ryk.
– Co to do kurwy nędzy ma znaczyć? – wrzasnął.
Dałam potężnego susa i znalazłam się za plecami Konrada. Ulga jaką przy tym poczułam, była wręcz namacalna.
– Chcę do domu – szepnęłam mu na ucho. – Zaraz, natychmiast!
Uspokajająco skinął głową. Karol stał nieruchomo, czerwony ze wściekłości, lecz nie odważył się na bezpośredni atak. Gdy wychodziliśmy patrzył tylko na mnie strasznym wzrokiem, a ja już słyszałam zgiełk bitewny.
– Skąd wiedziałeś, gdzie jestem? – spytałam Konrada, gdy tylko wsiedliśmy do samochodu.
– Zapomniałaś że mój brat jest policjantem? – lakonicznie odpowiedział na moje pytanie, a potem usiadł bokiem, mierząc mnie ostrym spojrzeniem. – Wolisz wrócić do niego czy do domu?
– Jasne że do domu! – zdenerwowałam się.
– Dlaczego mnie okłamałaś?
No tak… W tym przysłowiu o krótkich nogach jest wiele prawdy.
– Nie okłamałam. Co nieco przemilczałam. Zresztą – znów się zdenerwowałam – mieliśmy rozmawiać o Marysi, nic poza tym.
– O, tak – Konrad parsknął drwiąco. – To widać – wskazał na dekolt mojej sukienki. Spore rozdarcie odsłaniało prawie całe piersi, czego wcześniej wcale nie zauważyłam.
– To gnojek! Moje jedyna, wyjściowa kiecka – rzekłam z goryczą. Zapięłam płaszcza, a potem odważyłam się spojrzeć na Konrada. Ależ był rozgniewany. – Skąd?...
– Zadzwoniła twoja siostra. Zła, zaniepokojona i nawet powiedziałbym, że wystraszona. Reszta nie była problemem.
– Namierzyliście moją komórkę? – spytałam z ciekawością.
– Zostawiłaś ją w domu.
– Ano tak – zakłopotałam się. – Więc jak?
– Spisała sobie numer taksówki.
 Nic więcej nie dodał, ruszając z miejsca z piskiem opon. Za to ja siedziałam cicho, jak mysz pod  miotłą. Brakowało mi słów, chyba po raz pierwszy w życiu. I czułam wstyd, jak dziecko przyłapane na kradzieży ciastka. Czy Konrad był rozczarowany? Czy tylko zły? No jak ja mam u licha przekonać go, że Karol przestał być dla mnie najważniejszy? Oparłam czoło o chłodną szybę. To właśnie był dziwne. Rok temu tak bolało, że byłam pewna, iż nigdy nie uda mi się posklejać serca, które rozpadło się na miliony drobniutkich kawałeczków. A teraz okazało się, że wcale nie muszę tego robić, bo moje serce miało się nadspodziewanie dobrze. Zerknęłam na Konrada. Dłonie kurczowo zaciśnięte na kierownicy, zmrużone oczy, zasznurowane usta. Był o mnie zazdrosny, to nie ulegało wątpliwości. Z zaskoczeniem odkryłam, że mi się to podoba. To było zdrowe uczucie, normalne, w żadnym szczególe nieprzerysowane. Uśmiechnęłam się przypominając sobie Karola, powołującego się na swoje ojcostwo. To z kolei było słodkie, ale dlaczego miałam wrażenie, że przez cały ten czas walczyłam o byle co?
– Jedziesz za szybko – upomniałam odruchowo Konrada, gdy ten zbyt gwałtownie przyspieszył.
W odpowiedzi dodał jeszcze gazu. Zerknęłam w lusterko, na swoją pobladłą twarz.
– Przestań! Możesz przecież w inny sposób wyładować swoją złość. Chyba że koniecznie chcesz trafić w pierwsze, lepsze drzewo – prychnęłam, przy okazji sprawdzając zapięcie pasa.
– W inny? – Tym razem zahamował, zjeżdżając na pobocze. – Wysiadaj! – rozkazał.
Tego akurat się nie spodziewałam, lecz nie zamierzałam dyskutować. Byliśmy co prawda na obrzeżach miasta, w miejscu gdzie po obu stronach drogi rósł gęsty las, ale i tutaj kursowały autobusy. Łaski bez, poradzę sobie, choć mętne światło nielicznych latarni nie nastroiło mnie optymistycznie Wysiadłam, z hukiem zatrzaskując drzwi, ale ku mojemu zdumieniu, Konrad zrobił to samo i to z jeszcze większą furią. Kilka kroków i znalazł się tuż obok mnie. Nie zdążyłam zastanowić się nad jego postępowaniem, gdy niemal brutalnie chwycił mnie, zakleszczając w uścisku swoich ramion, a potem pocałował. Krótko, gwałtownie, a potem przerwał. Ledwo zdążyłam złapać oddech, gdy odwrócił mnie tyłem, pchnął i przycisnął całym ciałem do maski samochodu.
– Co robisz? – jęknęłam. Przyzwyczaiłam się do takiego traktowania ze strony Karola, ale Konrad?... Dlaczego?
– Wyładowuję złość! – syknął. To było do niego tak niepodobne, że nie zaprotestowałam nawet wtedy, gdy przemocą podwinął moją sukienkę do góry. – Przecież tak lubisz, prawda? – dodał drwiąco. Usłyszałam dźwięk odpinanego zamka, szelest materiału i dopiero wtedy to do mnie dotarło. Czy ja do diabła mam wypisane na czole „zgwałć mnie’? Dlaczego każdy z nich zachowuje się niczym jaskiniowiec z epoki kamienia łupanego, rzucając się na mnie jak na zwierzynę łowną? Dobrze, rozumiem że Karol, ale Konrad? I wtedy po raz pierwszy w życiu się poddałam. Leżałam tak, z policzkiem przytulonym do rozgrzanej maski samochodu, z zaciśniętymi dłońmi, czując jak zdradzieckie łzy wymykając się z oczu. Paradoksalnie, okazało się to najlepszą obroną. Konrad zamarł w bezruchu. Czułam na plecach przyspieszone bicie jego serca, gorący oddech owiewający moją twarz. Nagle wyprostował się, cofając się o krok, uwalniając mnie. Bardzo powoli podniosłam się, odwróciłam, spoglądając mu w oczy. Bez słowa, bez złości. Byłam pusta w środku, wyprana z wszelkich uczuć, zawiedziona…
– Przepraszam – powiedział niepewnie. Nie zareagowałam. Wzruszyłam ramionami, sięgając po porzuconą torebkę. Potem wyprostowałam się, rozglądając dookoła.
– Gabrysiu… Wsiadaj, jedziemy do domu.
– Sama trafię.
– Tak? A twoja siostra skręci mi jutro kark – mruknął. – Wsiadaj mówię!
Akurat chmury przysłoniły ten kawałek księżyca, który świecił na atramentowo czarnym niebie i zerwał się porywisty wiatr. Mimo wszystko to żadna przyjemność, spacer wąskim poboczem w takich warunkach. Więc wsiadłam. Otarłam mokre policzki wierzchem dłoni, ale na Konrada nie spojrzałam. On zajął swoje miejsce i ruszył, tym razem normalnie, bez uprzedniej wściekłości.
– Poniosło mnie. Bo mam wrażenie, że się ze mną bawisz w dziwny, pokręcony sposób.
– Twoje wrażenia mnie nie obchodzą – odparłam beznamiętnie.
– Przez to wszystko kompletnie mi odbija – ciągnął dalej z determinacją.
– Trzeba było mnie przelecieć, gdy miałeś okazję. Nie musiałbyś już więcej walić konia – dodałam złośliwie. Łypnął na mnie okiem.
– Nadal mam okazję.
– Tak.
To chyba bardziej na niego podziałało niż jakiekolwiek moje wrzaski czy okazywanie złości. Przez resztę drogi milczeliśmy oboje. Dopiero kiedy zatrzymał się pod mój ą furtką, wybuchnął.
– Co ty w nim widzisz?
– Chcę stworzyć rodzinę – powiedziałam tylko. – Powinnam dać Karolowi jeszcze jedną szansę.
– No tak, rodzinę – i umilkł. Spoglądał przed siebie, ponuro zadumany i chyba już znacznie mniej wściekły. Za to wyglądał na smutnego. Wysiadłam z samochodu, ale zanim zatrzasnęłam drzwi, powiedziałam zwyczajne „cześć”. Nie odpowiedział, ruszając z piskiem opon. Kilka sekund i już go nie było. Patrzyłam za odjeżdżającym autem, zastanawiając się, czy nie oszukuję samej siebie. Konrad nie skręcił w bramę wiodącą do jego posesji, lecz pojechał dalej. Wolałam nie rozważać, gdzie mógł się udać. Po cichu weszłam do domu, napiłam się wody i wdrapałam na piętro. Dorka nie spała, czuwając przy kołysce Malutkiej. Zrobiła jeszcze groźną minę, przejechała palcem po szyi w dobrze znanym geście i wyszła. Miało to pewnie oznaczać, że jutro się ze mną policzy. Szczerze mówiąc, miałam to gdzieś, bo wciąż widziałam przed oczyma smutną, zaciętą twarz Konrada. Tak, zdaje się, że wywinęłam mu ten sam numer, który rok temu zrobił mi Karol. Nieprzyjemne uczucie dręczyło mnie od środka, bo cały dzisiejszy wieczór był taki… Nie znalazłam odpowiednich słów, ale czułam wyraźny niesmak. Nie, nie tak to wszystko miało się potoczyć. W jednym nie skłamałam, mówiąc, że chciałam dać Karolowi szansę. Choć przysięgam, nie widziałam w tym większego sensu. Chyba tylko ze względu na Marysię. I tyle.

12 komentarzy:

  1. Jak to przed ostatnia część?! ;-/

    OdpowiedzUsuń
  2. czyli jeszcze jedna część? :( Konrad taki biedny :( tak bardzo mu na niej zalezy, a Karol się nigdy nie zmieni

    OdpowiedzUsuń
  3. Baby są jednak dziwne :P
    e.

    OdpowiedzUsuń
  4. Założe się, że ona i tak Konrada wybierze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. musi wybrać Konrada! Karol to dupek

      Usuń
    2. Lepiej jakby nikogo nie wybrała.

      Usuń
  5. stanowczo za krótkie i wymuszone, widać że pisałaś pod naciskiem, ale to tylko moja opinia, żaden hejt

    OdpowiedzUsuń
  6. O nie! Biedny Konrad... :(

    OdpowiedzUsuń
  7. tiaaa. Nie ma to jak zapewnić córce ojca za wszelką cenę. Stworzyć teatrzyk pt. "rodzinka" i łudzić się, że dziecko nie przejrzy błazenady dorosłych. Że będzie szczęśliwe mając nieszczęśliwych (bo nie kochających się) rodziców.

    OdpowiedzUsuń
  8. Do pewnego czasy byłam za Karol, wierząc, że się zmieni... teraz zdecydowanie jestem przeciwko niemu! Mam nadzieję, że w ostatniej części bohaterka się ogarnie i jednak postawi na Konrada.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam właśnie tak samo. :) I z niecierpliwością czekam jak to się zakończy oraz na kolejne części "Rozmowy". :) Czasu, chęci i weny Babeczko. :)

      Usuń
  9. Mam nadzieje że wybierze Konrada , być z kimś na siłę tylko dlatego że masie dziecko? Na takim rozwiązaniu można tylko stracić, w takiej udawanej rodzince nie istnieje coś takiego jak miłość przez co dziecko też będzie nieszczęśliwe. Pozdrawiam Natalia

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.