Całe szczęście, że mam spory kawał tego tekstu już napisany. Dopadło mnie to przeziębienie i za nic nie chce puścić :( No i jeszcze Mały zaczął chodzić. Coś czuję, że roczek przedrepta na dwóch nóżkach :))) Aha. Postaram się na poniedziałek lub wtorek przygotować Głupstwo.
link do części II -klik
Rozmowa (III)
Mijały minuty. Filip
udawał, że przysnął, Nadia najpierw patrzyła na zawieruchę za oknem, potem
coraz częściej na niego. W jej sercu zagościł nieoczekiwany żal. Było w tym
mężczyźnie coś, co ją pociągało, coś, czemu nie potrafiła się oprzeć. Nonszalancja
w zachowaniu, niezwykła pewność siebie granicząca z egoizmem, lekkie podejście
do tak poważnych spraw. Może nawet zbyt lekkie, pomyślała kwaśno.
Filip otworzył jedno
oko, zerkając na nią z autentycznym rozbawieniem.
– To jak?
Skorzystasz z propozycji?
– Nie.
– Mały uparciuszek
z ciebie.
– Co tak łagodnie?
Nie stać cię na więcej? Gdy ostatnim razem się widzieliśmy, nazwałeś mnie
cycatą zdzirą.
– Podbiłaś mi oko
– oświadczył beztrosko. – I przyznaj, już wtedy byłaś cycata.
– Zasłużyłeś. I
tak, przyznaję, już wtedy byłam cycata – dodała zgryźliwym tonem. – Chociaż nie
aż tak jak teraz.
– Niech zgadnę.
Podwójne d?
– Nieco więcej –
mruknęła dyplomatycznie.
– Ech… Rozpięłabyś
górę kiecki, byłoby coś więcej widać. Dlaczego nosisz się jak zakonnica?
– A konkretnie co
przez to rozumiesz? Że nie paraduję z gołym zadkiem i biustem na wierzchu?
– Daj spokój.
Zapięłaś sukienkę do ostatniego guzika. I jest za długa. Nie musi być jak mini,
wystarczyłoby, gdyby nie sięgała kolan.
– Mnie odpowiada.
Jakbyś nie zauważył, pracuję w szkole, a to do czegoś zobowiązuje.
– Nie boli cię
czasem głowa? – zainteresował się gwałtownie.
– Dlaczego pytasz?
– zmarszczyła czoło, nieco zdezorientowana nagłą zmianą tematu.
– Bo ta aureola
wygląda na nieco przyciasną.
– Zabawne –
skrzywiła się. Wypiła już herbatę i prawie zjadła wszystkie herbatniki. Teraz
najchętniej by się przespała. Tylko że płaszcz nadal był lekko wilgotny. Bez
słowa wstała i zaczęła przeglądać szafki. Filip obserwował ją, pozornie
znudzony, lecz dawało się zauważyć jego zaciekawienie. W końcu, gdy z rozmachem
otworzyła jedne z drzwiczek, ukazał się za nimi niecodzienny widok.
– No, no! –
powiedział z niekłamanym podziwem mężczyzna. – Ciekawe czyje to? Pani dyrektor
potajemnie popija w wolnych chwilach?
Zdumiona Nadia wyjęła z
szafki dwie butelki wina marki wino, potocznie nazywane jabolem. Obok stał
wielki, litrowy słoik ogórków i leżała mocno zużyta talia kart. Oraz dwie
prezerwatywy. Na szczęście one nie były zużyte.
– Jestem pod
wrażeniem – nad jej głową rozległ się rozbawiony głos Filipa. – Zestaw jak
znalazł na taką sytuację jak nasza. Jesteś pewna, że tego nie zaplanowałaś?
– Dajże spokój! –
rozzłościła się nieoczekiwanie, usiłując zamknąć szafkę. Niestety, bez trudu
jej w tym przeszkodził.
– Co prawda po tej
trzydziestoletniej whisky, tanie wino owocowe z dużą zawartością siarczanów to
wręcz profanacja, ale ja nie pogardzę – sięgnął po pierwszą z brzegu butelkę. –
Ciekawy zestaw. Po co komu ogórki do słodkiego wina?
– Niedawno jakaś
ekipa naprawiała tu instalację – niechętnie powiedziała Nadia. – Pewnie to
zostawili.
– Ekipa? Czyżby?
Jedli kiszone ogórki, pili jabola, grali w karty i dymali na zapleczu chętne
nauczycielki? – pokpiwał Filip. – Co to była za ekipa? Daj namiary, może się
zatrudnię.
Nie odpowiedziała,
sięgając po drugą butelkę. Z determinacją pomyślała, że może uda jej się
porządnie upić i zasnąć kamiennym snem. Nie będzie musiała się martwić o
niewygody, o głupie gadki Filipa, o swoje własne uczucia i myśli. Bez
zastanowienia otworzyła butelkę i nie używając kubka, upiła potężnego łyka.
– To już i tak
jest prawdziwy koszmar, gorzej nie będzie – wyjaśniła zdziwionemu mężczyźnie. –
Ależ to ohydne!
– Przegryź
ogórkiem – doradził. – Gumki też możemy wykorzystać.
– Nałóż je sobie
na ogórka i wsadź, wiesz gdzie. Będziesz miał tę swoją wymarzoną gorącą noc.
– Nie ma sprawy.
Też chcesz jednego?
– Wolę większe –
wyrwało jej się mimo woli. Faktycznie, ogórki w słoiku rozmiarem nie grzeszyły.
– Przez ciebie znowu temat naszej rozmowy toczy się wokół jednego. Czy tobie
nawet niewinne warzywo musi kojarzyć się z seksem? – wybuchła z pretensją,
podchodząc do okna i odwracając się tyłem do Filipa. Butelkę wina odłożyła na parapet
i objęła się ramionami.
– Bardzo
przepraszam, ale pomysł z ogórkiem i prezerwatywą był twój. Niegrzeczne myśli
chodzą po tej ślicznej główce – ostatnie słowa prawie wyszeptał jej do ucha. –
Ja mam dużo większego. Jeśli chcesz, możesz sprawdzić.
– Dziękuję, nie
skorzystam – mruknęła zmieszana. Tak, stanowczo, musi się upić, spić do
nieprzytomności. Padnie i zaśnie pięknym, pijackim snem. Nie znajdzie się
więcej w takiej sytuacji jak ta, gdy czuć ogień na policzkach, żar męskiego
ciała za plecami, a w dole brzucha narasta słodkie, obezwładniające uczucie,
powoli ogarniając całe ciało i przywołując zakazane myśli. Przygryzła dolną
wargę i sięgnęła po butelkę. Nie dała jednak rady wypić więcej niż kilka łyków.
Zakrztusiła się, opierając dłońmi o parapet. Filip po przyjacielsku poklepał ją
po plecach.
– Nie spiesz się
tak. Przez te kilka godzin zdążysz wszystko wypić.
– Od… – zakasłała.
– Odczep się!
Silna męska dłoń
delikatnie masowała górną część pleców, palce muskały napięte mięśnie karku, a
oddech o nucie alkoholu drażnił policzek. Była pewna, że on tak łatwo się nie
podda, nie tym razem.
– Daj spokój –
wymruczał. – Gdybyś nie miała ochoty już dawno rozmasowywałbym szczękę, albo
jęczał w kącie, trzymając się za obolałe krocze. Przyznaj, kusi cię, prawda?
– Jesteś strasznie
namolny – odwróciła się, ale to wcale nie polepszyło sytuacji. Patrzyła teraz
prosto w pociemniałe z pożądania oczy, wbrew sobie usiłując przywołać wspomnienie
smaku tamtego pocałunku. Pierwszego pocałunku. Chyba było nieszczególne, bo
pamiętała jedynie złość. Za to teraz… Z rozpaczą pomyślała, że Filip to dupek.
Wyobraziła sobie jego pełną satysfakcji minę, jeśli zdobędzie to, czego pragnie.
Na nic. Kolana miała jak z waty, serce oszalało, bijąc w zawrotnym tempie, a
usta zaschły. Mimowolnie oblizała wargi,
jednocześnie kurczowo zaciskając uda.
– Umiesz grać w
karty? – spytała schrypniętym głosem.
– Ja? – Teraz Filip
oparł dłonie na parapecie, zakleszczając ją w prowizorycznej pułapce zbudowanej
ze swego ciała i zimnego kamienia. Lekko pochylił się, z trudem nad sobą panując.
– Gram. Bo co?
– Może zagramy? W
cokolwiek.
– Chcesz grać? –
roześmiał się. Do głowy przyszedł mu całkiem zwariowany pomysł. – A umiesz?
– Pewnie że tak –
prychnęła, wyzwalając się spod jego hipnotyzującego wzroku. – Od piątego roku
życia. A ty?
– Okazyjnie. W
takim razie mam propozycję. Zagramy w rozbieranego remika.
– Co?!
– Sama pomyśl.
Zrobię wszystko, abyś za godzinę siedziała na tym krześle naga. Będziesz więc
miała godnego przeciwnika. A jeśli nie, to ja trochę zmarznę – dodał rozbawiony,
patrząc, jak zmienia się wyraz jej twarzy.
– No nie wiem –
zawahała się. – A jeśli wykażesz się starannie ukrywanym talentem?
– Tchórzysz –
odparł lekceważąco, a Nadia zaczerwieniła się z oburzenia.
– Wcale nie!
Siadaj – rozkazała, sama zajmując miejsce przy stole. – Tylko żeby nie było
narzekań, że zimno, że prosisz o litość czy cokolwiek w tym stylu. Zrozumiałeś?
– Nie będzie.
Gdyby nie alkohol,
nigdy by się na to nie zgodziła. Ale głowę miała dziwnie lekką, a poza tym
straszną ochotę pokazać temu zarozumialcowi, że tak łatwo mu nie pójdzie. Choćby
faktycznie okazał się mistrzem karcianym.
Pół godziny później
jedna z butelek po winie owocowym turlała się po podłodze, a druga była w
połowie pusta. Po ogórkach pozostało jedynie wspomnienie. Filip siedział w
samych bokserkach i koszuli, oraz w jednej skarpetce, Nadia nadal w sukience i
bieliźnie, choć już bez butów i pończoch, za to triumfująca. Oskubię go do
ostatniej sztuki odzieży, pomyślała zadowolona.
– Znów przegrałeś –
oświadczyła z satysfakcją. Policzki jej płonęły, oczy błyszczały podnieceniem. –
Skarpetka?
– Nie, koszula –
odparł, z niejakim trudem pozbywając się wspomnianej części garderoby. Kiedy
rzucił ją za siebie, napotkał pełne z trudem tłumionego zachwytu spojrzenie.
– To prawdziwe? –
spytała Nadia, mimowolnie wyciągając dłoń i dotykając nagiego torsu. Szerokie
ramiona, umięśniony brzuch, wyraźnie zarysowana drabinka, czekoladowy odcień
skóry bez jednego włoska. Dotychczas takie rzeczy widywała jedynie na ekranie
telewizora lub w damskich czasopismach. Na żywo – nigdy. No, może niezupełnie,
ale tamci mieli zbyt wiele tych mięśni, zbyt toporne szyje i całą masę tatuaży.
Nie cierpiała tatuaży. A Filip był wysoki, raczej smukły, doskonale zbudowany.
Niczym starożytny atleta. Dlatego nie potrafiła zapanować nad pokusą.
– Prawdziwe –
roześmiał się. – Myślałaś, że sztuczne? Nie obrażaj mnie, bo ja spytam o cycki.
– Mógłbyś ładniej
wyrażać się o moim biuście – mruknęła obrażona, cofając rękę. Lecz zdążyła musnąć
palcami gładką skórę, pod którą wyraźnie rysowały się doskonale wyrzeźbione
mięśnie. – Nie jesteś z nimi na ty.
– Może będę?
Prychnęła, ponownie
poirytowana. Chociaż ta irytacja była taka niewyraźna, taka mało zdecydowana.
Nadia z melancholią pomyślała, że za dużo wypiła. I pewnie dlatego siedzi teraz
półnaga, przy stole z najbardziej znienawidzonym facetem w życiu, gapiąc się na
niego bezwstydnie. A może to wcale nie alkohol? Może żywiła do niego jakąś
słabość, trudne do zdefiniowania uczucie zauroczenia, przeplatające się z
wymuszoną niechęcią? Zachwyt, rozczarowanie, na samym końcu nienawiść. Może to
ostatnie sobie wmówiła, może tak naprawdę cały czas była w nim zakochana? Tak
jak dziesięć lat temu, gdy skoczyłaby w ogień za jego jedno, pełne podziwu
spojrzenie. Wtedy afiszował się swą obojętnością, znudzeniem. Teraz wyraźnie
widziała w jego wzroku uznanie i pożądanie. Nawet uzmysłowienie sobie, że te
rzeczy znikną, gdy tylko uda mu się „zaliczyć”, nic nie pomogło. Piersi stały
się dziwnie czułe, sutki stwardniały bynajmniej nie pod wpływem zimna. Pomiędzy
udami czuła żar, który rozlewając się na całe ciało, obezwładniał, sprawiając że
ciężko było jej myśleć realnie. Oddech stał się płytszy, szybszy, a dłonie
drżały, co dawało się zauważyć przy każdym rozdaniu. No i była rozkojarzona.
– Zagapiłaś się -
oświadczył z satysfakcją Filip, wykładając karty na stół. – Ściągaj sukienkę,
tylko żwawo!
– Ha, ha! –
roześmiała mu się prosto w twarz. Potem powolnym i zmysłowym ruchem, rozpuściła
włosy, sięgając ręką po klamrę spinającą je z tyłu głowy.
– To oszustwo!
– Wcale nie. Była
mowa, że zdejmujemy po jednej rzeczy? Była. Ty się ciesz, że nie noszę
biżuterii.
Łypnął na nią
podejrzliwie, jakby nie dowierzał tym słowom. Poza tym zaskoczony stwierdził,
że śliczna była z tym rumieńcem na policzkach, odrobiną złości widoczną w
zielonych oczach, z rozchylonymi wargami i z długimi włosami, opadającymi w
malowniczym nieładzie na ramiona oraz plecy. Śliczna i bardzo pociągająca. Aż
za bardzo, pomyślał kwaśno, bo pewna część jego ciała, od razu zaczęła żyć
swoim własnym życiem.
– Dlaczego?
– Dlaczego co?
– Dlaczego nie
nosisz biżuterii?
– Na co dzień nie
lubię. Na szczególne okazje mam kilka drobiazgów.
– Pierścionek
zaręczynowy? – Sam dziwił się pytaniu, które zadał. Nadia poczerwieniała, a w
zielonych oczach ukazał się gniew. Widać poruszył niebezpieczny temat.
– Nie. Ten akurat
zwróciłam.
– O! – Oparł
łokcie o blat biurka, patrząc na nią zaciekawiony. – Mogę spytać o powód?
– W zasadzie nie.
Albo tak, już mi wszystko jedno.
– Więc?
– Więc był takim
samym bydlakiem jak ty! Pozbawionym sumienia draniem, który po każdym numerku
nacina wezgłowie swego łóżka! – wybuchła, energicznie tasując.
– Mam łóżko bez
zagłówka – Filip z trudem opanował śmiech. – Ale kiedyś notowałem to sobie w
kalendarzyku…
Uczciwie musiał przyznać,
że zasłużył na cios butem, który otrzymał.
– Ja ci się tu serio
zwierzam, a ty kpisz – powiedziała z rozgoryczeniem. – Chyba faktycznie jestem
pijana, skoro oczekuję po kimś takim jak ty, współczucia czy zrozumienia.
– Jesteś. I nie
przesadzaj, skoro cię zdradził, to oznacza jedynie, że nie było wam po drodze.
A ty dorabiasz do tego dziwaczną ideologię.
– Tak? Oprócz mnie
miał jeszcze pięć „narzeczonych” – odparła z sarkazmem.
– I pewnie był
niezły w łóżku?
– Był świe… –
urwała gwałtownie. – Po co ja w ogóle rozmawiam z tobą o takich rzeczach?
– Postawmy sprawę
jasno. Ja nie mam ani jednej narzeczonej. Nie mam nawet stałej partnerki czy
dziewczyny do seksu. Wyrażam się zwięźle i krótko, a w łóżku też jestem
świetny.
Przed oczyma stanęła
jej scena sprzed dziesięciu lat. Jęcząca dziewczyna i znudzony Filip.
Mechaniczny, poniżający seks. Szybki, bez gry wstępnej, bez zakończenia, które powinno
być prawdziwym trzęsieniem ziemi.
– O, tak!
Widziałam już kiedyś tę twoją świetność – powiedziała z ironią, rozdając karty.
– Od tamtego czasu szukam podobnego ideału.
– No proszę. Jak
sobie popijesz, to można z tobą nawet porozmawiać. Ba! Stać cię na okazanie
poczucia humoru. A jeśli chodzi o seks, to możesz się jedynie przekonać
empirycznie.
Wzruszyła ramionami,
próbując skupić się na grze. Widok nagiego mężczyzny, skutecznie to utrudniał.
Pewnie dlatego znów przegrała.
– Sukienka –
oświadczył zadowolony z siebie Filip. – Nareszcie!
– Figa z makiem!
Nadia nieco się
podniosła, po czym triumfalnie pomachała mu przed oczyma majtkami. Trzeba
przyznać, że widok jego miny, dostarczył sporej satysfakcji.
– Dlaczego nie
sukienka?
– Bo nie. A teraz
pozbawię cię drugiej skarpetki.
Walka była zażarta, ale
i tym razem nie dopisało jej szczęście. Z słabo maskowaną wściekłością zdjęła
biustonosz, rzucając go za siebie i starając się nie patrzeć na Filipa. W zasadzie
jeśli przegra następną rundę, to ona będzie tu siedzieć nago. Niedoczekanie!
Tym bardziej, że już teraz czuła chłód ciągnący po gołych stopach.
– Co się tak
gapisz? – spytała niechętnym tonem, podczas kolejnej partii.
– Bez stanika też
się prezentują okazale. Bardzo – przygryzł wargę, uśmiechając się – bardzo okazale.
Aż chciałoby się w nich zanurzyć twarz.
Zerknęła w dół.
Cholera! Sukienka była uszyta z cienkiego materiału, który teraz wspaniale
eksponował sterczące, stwardniałe sutki. To dlatego ten palant miał taki
lubieżny wyraz twarzy. Zasłoniła się ramieniem, ale skoro miała dalej grać…
– Niech cię
diabli! – zażyczyła Filipowi, jednym ruchem zdobywając przewagę i zwyciężając. –
Zdejmuj skarpetkę – rozkazała z doskonale wyczuwalną satysfakcją.
– Skarpetkę? –
Niespodziewanie wstał i energicznym ruchem pozbył się bokserek. – Skarpetkę zostawię
na później – dodał, z zadowoleniem patrząc na osłupiały wyraz twarzy kobiety.
Nadia nic nie
powiedziała, tylko nagle odwróciła głowę. Teraz z uporem wpatrywała się w pustą
ścianę, ale przed oczyma wciąż miała ten wspaniały widok. Na wpół stwardniały
członek, ogromny, gruby, poprzecinany wyraźnie rysującymi się pod cienką skórą
żyłkami. Jak on śmiał?! Przecież mógł zdjąć tę cholerną skarpetkę!
Hahaha no jak on śmiał??? Fajne opowiadanie Babeczko:)💗
OdpowiedzUsuńJak tu teraz wytrzymać do kolejnej niedzieli...?
OdpowiedzUsuńe.
No nie, tylko nie w takim momencie ;) I jak tu wytrzymać do niedzieli... Życzę szybkiego powrotu do zdrowia! Na wszystkiego rodzaju przeziebienia polecam lewoskrętną witaminę C i książkę "Ukryte Terapie" Jerzego Zięby (dostępną na chomikuj, ale ciii ). Z doświadczenia powiem, że działa. Ja co roku od lat choruje na zapalenie, płuc lub oskrzeli, ewentualnie anginę ropną. Odkąd to stosuje przeżyłam zimę i wiosnę nawet bez kataru, także gorąco polecam :D
OdpowiedzUsuńUuu ciekawie... ale krótko :( ^^
OdpowiedzUsuńCzułam że w takim momencie to się skończy ;o
OdpowiedzUsuńProszę, tylko nie każ nam czekać do niedzieli ;v
Wiem, wiem, ale kolejna część w przyszłą niedzielę. Dlatego to się nazywa "niedzielne opowiadanie" ;-)
OdpowiedzUsuńDaj Głupstwo dzisiaj...tak ładnie proszę :)
OdpowiedzUsuńDoczekamy się dziś głupstwa?
OdpowiedzUsuń:( tak bardzo liczyłam na głupstwo:(
OdpowiedzUsuńKiedy będzie Głupstwo? :(
OdpowiedzUsuńWłaśnie szykuję :)
UsuńFunkcjonujesz według tego samego kalendarza co reszta społeczeństwa?
OdpowiedzUsuńObawiam się, że nie. Wczoraj na przykład byłam święcie przekonana, że jest dopiero poniedziałek ;-)
Usuń