Ponieważ zaraz posypią się pytania gdzie Głupstwo, to od razu pozwolę sobie na nie odpowiedzieć. Jutro lub pojutrze. Dziś już wiele nie zrobię, bo choć wena jest, to mam ochotę przyłożyć głowę do poduszki...
Wymyśliłam sobie coś takiego, jak cykl opowiadań niedzielnych. Wiadomo, dzień wolny, który powinniśmy spędzać w gronie rodzinnym, na rozmowach, odwiedzinach, spacerach, przyjemnościach. Od razu dodam, że nie popieram niedzielnych zakupów. Więcej, nienawidzę tego, a partia przykorytna, która wprowadzi zakaz handlu w ten dzień, ma mój głos. Na razie jednak taka się nie pojawiła ;-) Pewnie zaraz usłyszę (w zasadzie to przeczytam), że jak to tak, w tygodniu brak czasu, etc, ale jakoś na zachodzie ten model działa i nikt nie narzeka. Konsumpcjonizm to nie taka zła rzecz, pod warunkiem, że to my panujemy nad nim, a nie on nad nami. W naszym kraju na przerażającą skalę daje się zauważyć ten drugi wariant.
Stąd pomysł na cykl opowiadań niedzielnych. Zawsze kiedy będziecie je czytać, powiedzcie sobie w duchu "nie" na markety, "tak" na wszystko co relaksujące, a nie związane z handlem. Wyjątek oczywiście dla zawodów nie mających takiej możliwości. Opowiadania będą się ukazywać w porze śniadaniowej, nie ukrywam, że w dłuższych niż zazwyczaj kawałkach. Dziś lekko się spóźniłam, ale następną niedzielę już to nadrobię, bo dodałam tekst w zaplanowanych (i sprawdziłam datę ;-)).
No i następne będzie Głupstwo, z rywalizacją Karola i Konrada, która nabierze rumieńców...
Rozmowa (I)
Siedziała nieruchomo
niczym posąg, wpatrując się w śnieg padający za oknem. Jednak to nie pogoda
zaprzątała jej myśli. Z niechęcią oczekiwała na pojawienie się rodziców jednego
z uczniów. Po ostatnich jego wybrykach, po prostu musiała z nimi porozmawiać,
chociaż byłby to pierwszy taki przypadek w jej nauczycielskiej karierze. Nie
chodziło o to, że nie miała podobnych problemów, lecz o to, że zazwyczaj
doskonale sobie z nimi radziła. Aż do wczoraj. Tymoteusz był krnąbrnym
dziesięciolatkiem, nieszanującym niczego i nikogo, szargającym wszystkie
świętości i lekceważącym wszelkie autorytety. To dziwne, ale tak bardzo
przypominał jej Filipa…
To było tak dawno temu,
że wspomnienia prawie się zatarły, a obraz jego twarzy nie był już tak wyraźny.
Lecz uczucie upokorzenia i ból, którego doznała po tym jak ją potraktował,
wciąż były bardzo wyraziste. Czasami zastanawiała się, czy to, czego wtedy
doświadczyła, nie rzutowało na jej obecne relacje z mężczyznami? Całkiem możliwe.
Filip był jej starannie skrywaną miłością, obsesją, w którą wpadła, gdy tylko
zaczęła uczęszczać do liceum, a która trwała przeszło dwa lata. Jako naiwna
nastolatka marzyła, że to on pierwszy ją pocałuje, że to z nim umówi się na
pierwszą randkę. Snuła te marzenia, wyobrażając sobie coraz to bardziej szalone
sytuacje, w których mógłby wyjawić swoją miłość. Wspominając to teraz, mogła
się zdobyć jedynie na pełen politowania uśmiech. Ten zarozumiały, nadęty bufon
deklarujący dozgonne uczucia? Boże! Jak mogła być tak naiwna? Tak głupia!
Zmęczonym ruchem
przetarła oczy. Było już późno, a rodzice jak widać nie spieszyli się na
spotkanie. Rozejrzała się po pokoju, w którym siedziała. Normalnie przyjęłaby
ich w którejś z klas, ale w kilku trwał remont, bo popękały rury od wody, a w
pozostałych kończyły się właśnie semestralne wywiadówki. Dyrektorka udostępniła
jej więc niewielkie pomieszczenie, zwane potocznie w szkole „sejfem”, bo w
oknach były zamontowane solidne kraty, a drzwi przypominały pancerne. Było
małe, mieściło się w nim sporych rozmiarów biurko, dwa fotele i szafki,
skrywające w swych wnętrzach ważne dokumenty. Na podłodze leżał wyblakły dywan,
w dziwaczne, purpurowe mazidła. Niezwykły akcent, ale należało pamiętać, że
budynek był bardzo stary, a przed wojną mieściło się w nim prywatne
przedsiębiorstwo i kilka mieszkań dla pracowników. Wspomnieniem po tym był ten
dywan, rustykalna łazienka obok i kilka mebli, rozsianych po całej szkole. Nie
usunięto ich może przez zapomnienie, a może przez sentyment. Tego nie
wiedziała. Zbyt krótko tu pracowała i jeszcze nie miała okazji, by wypytać o
takie szczegóły.
Podniosła się i z
westchnieniem podeszła do stolika, na którym stał elektryczny czajnik, puszka z
herbatą i trzy, nieco wyszczerbione kubki. Stare mury z trudem dawały się
ogrzać, a w tym pomieszczeniu chłód był bardziej dokuczliwy niż w którymkolwiek
z pozostałych. Przyda się coś ciepłego do picia. Z niechęcią pomyślała o tym,
że płaszcz i torebkę zostawiła w pokoju nauczycielskim. A wraz z nimi telefon.
Może rodzice Tymoteusza zrezygnowali ze spotkania? Zerknęła na zegar powieszony
tuż nad drzwiami. Gdy kilka dni temu zadzwoniła do nich, odebrał ojciec i nieuprzejmym
oraz agresywnym tonem oznajmił, że w czwartki pracuje do dziewiętnastej, więc
prędzej nie będzie mógł się spotkać. Zgodziła się zaczekać nawet do
dwudziestej, bo naprawdę zależało jej na tej rozmowie. Łaskawym tonem obiecał,
że w takim przypadku się zjawi. Miała więc jeszcze cały kwadrans.
Stanęła przy oknie
gapiąc się na coraz gwałtowniejszą zawieruchę, z niepokojem rozmyślając o
powrocie do domu i małymi łyczkami sączyła herbatę. W końcu zegar pokazał
godzinę ósmą. Zrezygnowana Nadia wyjrzała na zewnątrz, gdzie w holu kręciła się
tylko jedna ze sprzątaczek.
– Pani Halinko –
zagadnęła. – Zaraz wychodzę, a nie mam klucza od tej sali.
– Nie szkodzi,
pani dyrektor poprosiła mnie abym dopilnowała, żeby ten pokój został zamknięty
– oświadczyła tamta, wymownym gestem klepiąc się po kieszeni.
– Świetnie – ucieszyła
się Nadia. – Tylko zgaszę światło i już mnie nie ma.
– Dobrze, jak
odstawię wózek, to wrócę tu i zamknę za panią. Też za chwilę kończę i idę do
domu.
Nadia skinęła głową,
cofając się, bo nagle przypomniała sobie o brudnej szklance. Do pokoju przylegała
malutka łazienka, raz dwa ją umyje i problem z głowy. Nie chciała pozostawiać
po sobie najmniejszego nawet nieporządku. I właśnie kiedy odkładała mokre jeszcze
naczynie na tacę, gwałtownie otworzyły się drzwi i do środka wszedł mężczyzna w
zaśnieżonym płaszczu. Co dziwne, zdążyła spojrzeć na jego buty i te miał
starannie wytarte. Wszedł i nawet się nie przywitawszy, spytał:
– To z panią byłem
umówiony?
– Ojciec Tymka? –
Nadia odrobinę się zawahała. Nie wyglądał na rodzica dziesięcioletniego chłopca.
Raczej na kogoś młodszego, dużo młodszego.
– Niezupełnie –
burknął. – Tymczasowy opiekun. Moja siostra i jej mąż wyruszyli na swoją
kolejną, szaloną wyprawę i wrócą dopiero za trzy tygodnie. Ale skoro pani tak
nalegała…
– To z panem
rozmawiałam przez telefon? – Nie wiadomo dlaczego poczuła nagłe wzburzenie.
Mężczyzna był wysoki, smukły, o ciemnobrązowych włosach i wydatnym orlim nosie.
Usta miał wąskie, surowo zaciśnięte, twarz owalną, o regularnych rysach, z
małym dołeczkiem w brodzie. Brwi ponuro zmarszczone, wzrok ostry, kłujący
chłodem, a oczy szare, z domieszką błękitu i zieleni. Dziwny typ. Niby brzydki,
a jednak bardzo interesujący. I odpychający jednocześnie. Jak Filip… Boże!
Naprawdę bardzo go przypominał.
– Czy my się
znamy? – wymsknęło się zaskoczonej Nadii.
– A niby skąd mam to
wiedzieć? – warknął niezadowolony. Płaszcz powiesił na jednym z krzeseł, strzepnąwszy
z niego uprzednio śnieg, a sam zajął miejsce przy biurku. – Proszę się
streszczać, bo mam w planach coś znacznie przyjemniejszego niż wysłuchiwanie
żalów nieudolnej nauczycielki.
To będzie ciężka
rozmowa, oceniła w duchu Nadia. Bardzo ciężka, bo mężczyzna najwyraźniej był do
niej negatywnie nastawiony.
– Nie wezwałabym
pana bez powodu – zaczęła chłodnym tonem. – Chodzi o zachowanie Tymoteusza
względem koleżanek. Jest bardzo wulgarny i nie przebiera w określeniach…
– Pani wybaczy,
ale może jest bezlitośnie szczery?
– Epitety typu
„wielka, tłusta dupa” czy „włochata cipa” nazywa pan szczerymi? – spytała z
niedowierzaniem. O dziwo, mężczyzna nagle się rozluźnił, a na jego twarzy
pojawił się szeroki uśmiech. Drwiący, pogardliwy, jakby spodobało mu się to, co
przed chwilą usłyszał.
– Jeśli wiernie
oddają rzeczywistość, to dlaczego by nie? – wzruszył ramionami.
– On ma dziesięć
lat!
– I co z tego?
– Zaczynam
żałować, że nalegałam na pana przyjście. Będę zmuszona poczekać na powrót
rodziców.
– To niech sobie
pani czeka – wzruszył ramionami. – To wszystko? Bo jeśli tak…
– Nie! – Nie
rozumiała dlaczego, ale w obecności tego człowieka traciła nad sobą panowanie. –
Zawezwałam tu pana, abyśmy wspólnie rozwiązali poważny problem.
– Ja go nie
zauważyłem.
– O, tak! To
widać! – Nie chciała tego, ale uniosła głos o kilka tonów wyżej. Nagle
mężczyzna zmrużył oczy, pochylając się w jej kierunku.
– Mały miał rację
– powiedział z satysfakcją. – Te cycki to ma pani ogromne.
Miarka się przebrała. Nadia
rzadko wpadała w złość, ale kiedy już to robiła, przypominała wybuchający
wulkan. Tak jak i teraz. Poczerwieniała, a potem walnęła z całej siły w blat
biurka.
– Jest pan
ostatnią osobą, która powinna opiekować się dzieckiem! Złożę doniesienie…
– Spróbuj tylko
wredna małpo! – syknął, zrywając się z miejsca. Oparł się dłońmi o brzeg biurka,
niwelując dzielącą ich odległość. – Spróbuj, a pożałujesz, że się na to
odważyłaś!
– Pewnie że
spróbuję. – I ona wstała, odważnie odwzajemniając jego spojrzenie. – Nie
dopuszczę do tego, aby Tymoteusz stał się zarozumiałym, aroganckim i wulgarnym
typkiem takim jak ty! Jego rodzice musieli być chyba niespełna rozumu, albo
bardzo zdesperowani, że oddali go pod twoją opiekę!
– Skończyłaś
cycata zdziro? – spytał drwiąco, nagle odzyskując panowanie nad sobą. Za to
Nadia skamieniała.
– Filip? –
wymsknęło jej się ze zdumieniem. Bardzo dobrze pamiętała te słowa, ton głosu i
osobę, która je wypowiedziała.
– Tak. Bo co? –
zmarszczył brwi, przyglądając się jej uważnie. – Czy ja cię przypadkiem nie
znam?
– O to samo
pytałam na początku.
– Nie kojarzę,
więc musiał być to jednorazowy numerek.
– Nie było żadnego
numerku – zaczerwieniła się gwałtownie. Skoro nie pamiętał, jego sprawa. Ona
bynajmniej nie zamierzała przywoływać przykrych i kompromitujących wspomnień.
Jak widać choć zewnętrznie zmienił się zdecydowanie na korzyść, to wewnątrz
stał się jeszcze większym dupkiem. Co za cholernie pechowy los sprawił, że znów
się spotkali?
– Nie było? –
spytał podejrzliwie. – Niemożliwe żebym zrezygnował z tak łakomego kąska. Chyba
że znamy się z przedszkola?
– Z liceum. I to
ja zrezygnowałam – odparła krótko, podchodząc do drzwi. – Rozmowę uważam za zakończoną.
Rodzice Tymoteusza mają się jak najszybciej ze mną skontaktować inaczej… Co
jest? – zdenerwowała się nagle. Ponownie nacisnęła klamkę. Na próżno.
– Ty
zrezygnowałaś? – zachichotał rozbawiony. – Znakomity dowcip.
– Dowcip? – Nadia
pobladła, z całej siły szarpiąc klamką. – Przestań się rechotać, mamy problem. Ktoś
nas zamknął.
– Jak to zamknął?
– Wesołość minęła mu jak ręką odjął. Prawie że wyskoczył ze swojego miejsca,
chwytając po drodze płaszcz. – Jak to zamknął?! – ryknął, gdy przekonał się, że
mówiła prawdę.
– Przestań się
wściekać – oznajmiła suchym tonem. – Wystarczy że zadzwonię…
W tym momencie
przypomniała sobie, że telefon wraz z torebką został w pokoju nauczycielskim.
– Nie mam z czego.
Musisz dać mi swój.
– Rozładował mi
się jeszcze w drodze do szkoły i zostawiłem go w samochodzie – parsknął ze
złością. Potem zaczął walić w drzwi.
– Daj spokój.
Zobacz, która godzina? Pewnie w całym budynku zostaliśmy tylko my dwoje.
– Do jasnej
cholery! – zaklął, rozglądając się dookoła. Stracił swój kpiąco ironiczny ton,
po szyderczej i pogardliwej minie zostało jedynie wspomnienie. Za to był widać,
że jest nieziemsko wściekły. – Wyjdziemy oknem.
– Którym? – Tym
razem to ona się roześmiała, choć wcale nie było jej do śmiechu. – Tutaj
wszędzie są kraty. Nie ma alarmu, który można by było uruchomić, nie ma
czujników przeciwpożarowych.
– To co
proponujesz? – spytał głosem nabrzmiałym od gniewu. – Muszę się stąd wydostać.
Jestem umówiony.
Nadia usiadła w fotelu,
bezmyślnie patrząc na śnieżny krajobraz za oknem. Perspektywa spędzenia całej
nocki w towarzystwie tego wrednego palanta, wcale jej nie bawiła. Na dodatek
rozgrzewający wpływ herbaty zniknął i znów poczuła dokuczliwy chłód. Przecież
nie poprosi Filipa o użyczenie płaszcza. Zresztą, kto by pomyślał… Filip!
Spotkanie po prawie dziesięciu latach i to w takich okolicznościach! Szkoda że
się nic nie zmienił. Nie, pomyłka. On się zmienił, ale na gorsze. Zerknęła na
mężczyznę, który gniewnie mrucząc coś pod nosem, badał zamknięte drzwi.
Zabolało. Był seksowny i bezczelnie pewny siebie. Taki jak on ma kobiet na
pęczki, a gdyby zetknęli się na ulicy, pewnie nawet nie zwróciłby na nią uwagi.
Chyba że na cycki, pomyślała z ironią, ukradkiem zerkając w dół, na swój wcale
pokaźny biust. Odwieczny problem jeśli chodzi o zakup bielizny czy ciuchów, ale
i powód do słabo tajonej dumy.
– Wymyśl coś! –
warknął rozeźlony mężczyzna, tym razem otwierając na oścież okno. – Wołaj o
pomoc lub cokolwiek, zamiast siedzieć jak ostania sierota.
– O pomoc? Niby
kogo? Okno wychodzi na dziedziniec szkolny. I lepiej je zamknij, bo strasznie ciągnie
chłodem.
– Kurwa! –
wysyczał, zatrzaskując okno. – No ja nie wierzę!
– Trzeba było się
nie spóźniać.
– Pewnie! Teraz to
moja wina!
– Poniekąd. Mamy
herbatę, ciasteczka i sok malinowy. Oraz perspektywę spędzenia dwunastu godzin
we własnym towarzystwie.
– Nie spędzę w
twoim towarzystwie ani minuty dłużej!
– Tak? – odparła
drwiąco. – W takim razie zacznij walić głową w ścianę, może do rana się
przebijesz.
Nerwowo krążył po całym
pomieszczeniu, na chwilę zniknął w drzwiach prowadzących do łazienki.
Obserwowała go beznamiętnym wzrokiem. Dwanaście godzin, pomyślała
niezadowolona. Dwanaście godzin w twardym fotelu, w chłodzie i w towarzystwie
tego bydlaka. Cóż, pech to za mało powiedziane.
Filip wrócił do pokoju.
Mruczał coś pod nosem rozgniewany, rozglądając się dookoła. Podszedł do drzwi i
w bezsilnej wściekłości, walnął w nie pięścią. Potem jeszcze raz i jeszcze.
– Przestań! – Nie
wytrzymała. – Zrobisz sobie krzywdę.
– Mam to w dupie!
– Kretyn.
Nie zareagował na
obelgę. Porzucił drzwi i po raz kolejny dopadł okna, otwierając je na oścież.
Wrzasnął coś niecenzuralnego, a Nadia uśmiechnęła się z przekąsem. Mógł sobie
zedrzeć gardło, a i tak prawdopodobieństwo, że ktoś go usłyszy, było znikome.
Chyba w końcu to zrozumiał, bo zatrzasnął okno, a potem z furią zrzucił z
parapetu doniczkę z kwiatem.
– Lepiej się
uspokój – odezwała się chłodnym tonem, zastanawiając się, czy jego towarzystwo
nie stanowi dla niej zagrożenia. Jakoś wcześniej o tym nie pomyślała. Z drugiej
strony Filip w najmniejszym stopniu nie pasował jej na gwałciciela czy
mordercę. Był zarozumiałym dupkiem i to wszystko.
– Mam się
uspokoić? – warknął, siadając na krześle z takim impetem, aż zatrzeszczało
ostrzegawczo. A potem nagle znieruchomiał, mrużąc oczy.
– O co chodzi?
– Tak się
zastanawiam – zaczął – tak się zastanawiam, czy to wszystko, to przypadkiem nie
twoja sprawka?
– Niby to mój
pomysł? – Aż musiała się głośno roześmiać. – Specjalny program resocjalizacji
rodziców krnąbrnych uczniów?
– Nie. Podstęp
napalonej frajerki, której marzyła się nocka w moim towarzystwie, więc…
– Idiota! –
skwitowała te słowa z politowaniem. – Prędzej dałabym się dobrowolnie zamknąć w
klatce pełnej tygrysów. To tylko pechowy zbieg okoliczności, nie doszukuj się w
tym drugiego dna, bo go nie ma.
– Dziwny ten zbieg
okoliczności. Zamknięto nas, a na dodatek nie mamy możliwości komunikacji ze
światem zewnętrznym. Tak przypadkiem zostawiłaś telefon w innym pokoju.
– A ty w
samochodzie. To też część mego niecnego planu? – spytała z ironią. I nagle
pobladła. – Boże! Skoro jesteś tu ze mną, kto jest z Tymkiem?
– Doskonale poradzi
sobie sam – burknął Filip, nadal nie spuszczając z niej podejrzliwego wzroku. –
Miałem dziś wychodne, więc za godzinę przyjdzie do niego opiekunka. Nie musisz
się martwić.
– To dobrze –
westchnęła z ulgą.
Zapadła cisza.
Wwiercała się w uszy, dokuczliwa, nieprzyjemna, ciążąca niczym młyński kamień
uwieszony u szyi. Była jeszcze gorsza niż kłótnia, niż pełne złości oraz
goryczy słowa. Jednak żadne z nich jej nie przerwało. Pogrążeni w swoich
niewesołych myślach, siedzieli prawie w bezruchu, zastanawiając się nad
przyszłymi godzinami. Nadia patrzyła w okno, podziwiając skrzącą biel,
odbijającą światła ulicznych neonów. Filip patrzył na nią, na chłodno
kalkulując, czy uda mu się jednak spędzić tę noc w miarę przyjemnie. Dziewczyna
była niczego sobie, cycata, dobrze zbudowana, o jasnych włosach splecionych na
czubku głowy i ogromnych zielonych oczach. I miała cholernie seksowne usta,
wydatne, kształtne, wręcz stworzone do pocałunków. Gapiąc się na nie, poczuł
znajome mrowienie w podbrzuszu. Jakim cudem jej nie pamiętał? Zresztą, czy to
dziwne? Tyle ich było, ładnych, pięknych, seksownych i całkiem zwyczajnych. A
on tylko brał, wybierając według swego upodobania i pod wpływem chwilowych
zachcianek. Brał, zużywał i wyrzucał. Chociaż ostatnie czasy czuł się tym już
znużony. Jego podrywy były niczym ustawione polowania; zawsze wiedział, że
wróci z upatrzonym łupem. Brakowało mu dreszczyku emocji, niepewności i czegoś
jeszcze, czego nie umiał określić słowami. Ale ta dziewczyna mogła stanowić dla
niego wyzwanie. Miał dwanaście godzin na to, by zwyciężyć. Poczuł ekscytację.
– Napijesz się
herbaty? – Cichy głos Nadii wyrwał go z rozmyślań.
– Mam tu coś
lepszego – uśmiechnął się szeroko, sięgając po teczkę. – Dostałem w biurze i na
szczęście, zapomniałem zostawić w samochodzie.
– Wino?
– Lepiej. Trzydziestoletnia
whisky. – Z dumą postawił na stole butelkę Ballantine'sa.
– Fuj –skrzywiła
się. – Nie cierpię whisky.
– Chyba żartujesz!
– spojrzał na nią z prawdziwą zgrozą. – To jeden z najbardziej wykwintnych i
najdroższych na świecie gatunków. Aż żal ją pić w tych kubkach.
– Mogę spróbować –
odparła z wahaniem, szykując dwa naczynia. – Pewnie dobrze rozgrzewa?
– Na całą noc nie
wystarczy, ale na początek na pewno tak.
– To nic, na
później zostanie mi herbata i sok malinowy.
– I ja – dodał pełnym
pewności tonem, nalewając złocistego płynu po samą krawędź.
– Ty? Niby do
czego?
– Sądzisz, że nie
potrafiłbym cię rozgrzać? – spytał unosząc brwi. – Gwarantuję, że tak. I to do
tego stopnia, że opływałabyś potem.
Niezłe!
OdpowiedzUsuńUwielbiam go :')
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie się zapowiada. :)
OdpowiedzUsuńZabawne i chwytliwe. :) Ciekawa jestem jak będzie wyglądał ich poranek. ;)
OdpowiedzUsuńOpowiadanie świtne i czuje w nim potencjał na hit ostatnich miesięcy (na twoim blogu). Jednak może zamiast dodawać co pare dni inne opowiadania to skończ te poprzednie ("On", "Głupstwo", "Wygrana", "Uwikłani" i jeszcze pare innych opowiadań sprzed 3 lat). Żeby nie bylo- ja nie krytykuje tylko priponuje ;) pozdrawiam- Iwona
OdpowiedzUsuńWiem, wiem :-) Ale Wygranej była tylko zapowiedź, na razie nie planuję jej publikacji. Uwikłani najpierw ukarzą się na pokatne, potem tutaj. A Głupstwo za chwilę kończymy :-)
UsuńKiedy Głupstwo? ^^
OdpowiedzUsuńZara bydzie :-) Nanoszę poprawki i daję ostatni szlif. Dziś bydzie na pewno. No chyba, że mi neta wyłączą ;-)
UsuńZamiast głupstwa wolalabyn wygraną :/
OdpowiedzUsuń