niedziela, 10 kwietnia 2016

Rozmowa (I)

Ponieważ zaraz posypią się pytania gdzie Głupstwo, to od razu pozwolę sobie na nie odpowiedzieć. Jutro lub pojutrze. Dziś już wiele nie zrobię, bo choć wena jest, to mam ochotę przyłożyć głowę do poduszki...
Wymyśliłam sobie coś takiego, jak cykl opowiadań niedzielnych. Wiadomo, dzień wolny, który powinniśmy spędzać w gronie rodzinnym, na rozmowach, odwiedzinach, spacerach, przyjemnościach. Od razu dodam, że nie popieram niedzielnych zakupów. Więcej, nienawidzę tego, a partia przykorytna, która wprowadzi zakaz handlu w ten dzień, ma mój głos. Na razie jednak taka się nie pojawiła ;-) Pewnie zaraz usłyszę (w zasadzie to przeczytam), że jak to tak, w tygodniu brak czasu, etc, ale jakoś na zachodzie ten model działa i nikt nie narzeka. Konsumpcjonizm to nie taka zła rzecz, pod warunkiem, że to my panujemy nad nim, a nie on nad nami. W naszym kraju na przerażającą skalę daje się zauważyć ten drugi wariant. 
Stąd pomysł na cykl opowiadań niedzielnych. Zawsze kiedy będziecie je czytać, powiedzcie sobie w duchu "nie" na markety, "tak" na wszystko co relaksujące, a nie związane z handlem. Wyjątek oczywiście dla zawodów nie mających takiej możliwości. Opowiadania będą się ukazywać w porze śniadaniowej, nie ukrywam, że w dłuższych niż zazwyczaj kawałkach. Dziś lekko się spóźniłam, ale następną niedzielę już to nadrobię, bo dodałam tekst w zaplanowanych (i sprawdziłam datę ;-)).
No i następne będzie Głupstwo, z rywalizacją Karola i Konrada, która nabierze rumieńców...

            Rozmowa (I)
Siedziała nieruchomo niczym posąg, wpatrując się w śnieg padający za oknem. Jednak to nie pogoda zaprzątała jej myśli. Z niechęcią oczekiwała na pojawienie się rodziców jednego z uczniów. Po ostatnich jego wybrykach, po prostu musiała z nimi porozmawiać, chociaż byłby to pierwszy taki przypadek w jej nauczycielskiej karierze. Nie chodziło o to, że nie miała podobnych problemów, lecz o to, że zazwyczaj doskonale sobie z nimi radziła. Aż do wczoraj. Tymoteusz był krnąbrnym dziesięciolatkiem, nieszanującym niczego i nikogo, szargającym wszystkie świętości i lekceważącym wszelkie autorytety. To dziwne, ale tak bardzo przypominał jej Filipa…
To było tak dawno temu, że wspomnienia prawie się zatarły, a obraz jego twarzy nie był już tak wyraźny. Lecz uczucie upokorzenia i ból, którego doznała po tym jak ją potraktował, wciąż były bardzo wyraziste. Czasami zastanawiała się, czy to, czego wtedy doświadczyła, nie rzutowało na jej obecne relacje z mężczyznami? Całkiem możliwe. Filip był jej starannie skrywaną miłością, obsesją, w którą wpadła, gdy tylko zaczęła uczęszczać do liceum, a która trwała przeszło dwa lata. Jako naiwna nastolatka marzyła, że to on pierwszy ją pocałuje, że to z nim umówi się na pierwszą randkę. Snuła te marzenia, wyobrażając sobie coraz to bardziej szalone sytuacje, w których mógłby wyjawić swoją miłość. Wspominając to teraz, mogła się zdobyć jedynie na pełen politowania uśmiech. Ten zarozumiały, nadęty bufon deklarujący dozgonne uczucia? Boże! Jak mogła być tak naiwna? Tak głupia!
Zmęczonym ruchem przetarła oczy. Było już późno, a rodzice jak widać nie spieszyli się na spotkanie. Rozejrzała się po pokoju, w którym siedziała. Normalnie przyjęłaby ich w którejś z klas, ale w kilku trwał remont, bo popękały rury od wody, a w pozostałych kończyły się właśnie semestralne wywiadówki. Dyrektorka udostępniła jej więc niewielkie pomieszczenie, zwane potocznie w szkole „sejfem”, bo w oknach były zamontowane solidne kraty, a drzwi przypominały pancerne. Było małe, mieściło się w nim sporych rozmiarów biurko, dwa fotele i szafki, skrywające w swych wnętrzach ważne dokumenty. Na podłodze leżał wyblakły dywan, w dziwaczne, purpurowe mazidła. Niezwykły akcent, ale należało pamiętać, że budynek był bardzo stary, a przed wojną mieściło się w nim prywatne przedsiębiorstwo i kilka mieszkań dla pracowników. Wspomnieniem po tym był ten dywan, rustykalna łazienka obok i kilka mebli, rozsianych po całej szkole. Nie usunięto ich może przez zapomnienie, a może przez sentyment. Tego nie wiedziała. Zbyt krótko tu pracowała i jeszcze nie miała okazji, by wypytać o takie szczegóły.
Podniosła się i z westchnieniem podeszła do stolika, na którym stał elektryczny czajnik, puszka z herbatą i trzy, nieco wyszczerbione kubki. Stare mury z trudem dawały się ogrzać, a w tym pomieszczeniu chłód był bardziej dokuczliwy niż w którymkolwiek z pozostałych. Przyda się coś ciepłego do picia. Z niechęcią pomyślała o tym, że płaszcz i torebkę zostawiła w pokoju nauczycielskim. A wraz z nimi telefon. Może rodzice Tymoteusza zrezygnowali ze spotkania? Zerknęła na zegar powieszony tuż nad drzwiami. Gdy kilka dni temu zadzwoniła do nich, odebrał ojciec i nieuprzejmym oraz agresywnym tonem oznajmił, że w czwartki pracuje do dziewiętnastej, więc prędzej nie będzie mógł się spotkać. Zgodziła się zaczekać nawet do dwudziestej, bo naprawdę zależało jej na tej rozmowie. Łaskawym tonem obiecał, że w takim przypadku się zjawi. Miała więc jeszcze cały kwadrans.
Stanęła przy oknie gapiąc się na coraz gwałtowniejszą zawieruchę, z niepokojem rozmyślając o powrocie do domu i małymi łyczkami sączyła herbatę. W końcu zegar pokazał godzinę ósmą. Zrezygnowana Nadia wyjrzała na zewnątrz, gdzie w holu kręciła się tylko jedna ze sprzątaczek.
– Pani Halinko – zagadnęła. – Zaraz wychodzę, a nie mam klucza od tej sali.
– Nie szkodzi, pani dyrektor poprosiła mnie abym dopilnowała, żeby ten pokój został zamknięty – oświadczyła tamta, wymownym gestem klepiąc się po kieszeni.
– Świetnie – ucieszyła się Nadia. – Tylko zgaszę światło i już mnie nie ma.
– Dobrze, jak odstawię wózek, to wrócę tu i zamknę za panią. Też za chwilę kończę i idę do domu.
Nadia skinęła głową, cofając się, bo nagle przypomniała sobie o brudnej szklance. Do pokoju przylegała malutka łazienka, raz dwa ją umyje i problem z głowy. Nie chciała pozostawiać po sobie najmniejszego nawet nieporządku. I właśnie kiedy odkładała mokre jeszcze naczynie na tacę, gwałtownie otworzyły się drzwi i do środka wszedł mężczyzna w zaśnieżonym płaszczu. Co dziwne, zdążyła spojrzeć na jego buty i te miał starannie wytarte. Wszedł i nawet się nie przywitawszy, spytał:
– To z panią byłem umówiony?
– Ojciec Tymka? – Nadia odrobinę się zawahała. Nie wyglądał na rodzica dziesięcioletniego chłopca. Raczej na kogoś młodszego, dużo młodszego.
– Niezupełnie – burknął. – Tymczasowy opiekun. Moja siostra i jej mąż wyruszyli na swoją kolejną, szaloną wyprawę i wrócą dopiero za trzy tygodnie. Ale skoro pani tak nalegała…
– To z panem rozmawiałam przez telefon? – Nie wiadomo dlaczego poczuła nagłe wzburzenie. Mężczyzna był wysoki, smukły, o ciemnobrązowych włosach i wydatnym orlim nosie. Usta miał wąskie, surowo zaciśnięte, twarz owalną, o regularnych rysach, z małym dołeczkiem w brodzie. Brwi ponuro zmarszczone, wzrok ostry, kłujący chłodem, a oczy szare, z domieszką błękitu i zieleni. Dziwny typ. Niby brzydki, a jednak bardzo interesujący. I odpychający jednocześnie. Jak Filip… Boże! Naprawdę bardzo go przypominał.
– Czy my się znamy? – wymsknęło się zaskoczonej Nadii.
– A niby skąd mam to wiedzieć? – warknął niezadowolony. Płaszcz powiesił na jednym z krzeseł, strzepnąwszy z niego uprzednio śnieg, a sam zajął miejsce przy biurku. – Proszę się streszczać, bo mam w planach coś znacznie przyjemniejszego niż wysłuchiwanie żalów nieudolnej nauczycielki.
To będzie ciężka rozmowa, oceniła w duchu Nadia. Bardzo ciężka, bo mężczyzna najwyraźniej był do niej negatywnie nastawiony.
– Nie wezwałabym pana bez powodu – zaczęła chłodnym tonem. – Chodzi o zachowanie Tymoteusza względem koleżanek. Jest bardzo wulgarny i nie przebiera w określeniach…
– Pani wybaczy, ale może jest bezlitośnie szczery?
– Epitety typu „wielka, tłusta dupa” czy „włochata cipa” nazywa pan szczerymi? – spytała z niedowierzaniem. O dziwo, mężczyzna nagle się rozluźnił, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Drwiący, pogardliwy, jakby spodobało mu się to, co przed chwilą usłyszał.
– Jeśli wiernie oddają rzeczywistość, to dlaczego by nie? – wzruszył ramionami.
– On ma dziesięć lat!
– I co z tego?
– Zaczynam żałować, że nalegałam na pana przyjście. Będę zmuszona poczekać na powrót rodziców.
– To niech sobie pani czeka – wzruszył ramionami. – To wszystko? Bo jeśli tak…
– Nie! – Nie rozumiała dlaczego, ale w obecności tego człowieka traciła nad sobą panowanie. – Zawezwałam tu pana, abyśmy wspólnie rozwiązali poważny problem.
– Ja go nie zauważyłem.
– O, tak! To widać! – Nie chciała tego, ale uniosła głos o kilka tonów wyżej. Nagle mężczyzna zmrużył oczy, pochylając się w jej kierunku.
– Mały miał rację – powiedział z satysfakcją. – Te cycki to ma pani ogromne.
Miarka się przebrała. Nadia rzadko wpadała w złość, ale kiedy już to robiła, przypominała wybuchający wulkan. Tak jak i teraz. Poczerwieniała, a potem walnęła z całej siły w blat biurka.
– Jest pan ostatnią osobą, która powinna opiekować się dzieckiem! Złożę doniesienie…
– Spróbuj tylko wredna małpo! – syknął, zrywając się z miejsca. Oparł się dłońmi o brzeg biurka, niwelując dzielącą ich odległość. – Spróbuj, a pożałujesz, że się na to odważyłaś!
– Pewnie że spróbuję. – I ona wstała, odważnie odwzajemniając jego spojrzenie. – Nie dopuszczę do tego, aby Tymoteusz stał się zarozumiałym, aroganckim i wulgarnym typkiem takim jak ty! Jego rodzice musieli być chyba niespełna rozumu, albo bardzo zdesperowani, że oddali go pod twoją opiekę!
– Skończyłaś cycata zdziro? – spytał drwiąco, nagle odzyskując panowanie nad sobą. Za to Nadia skamieniała.
– Filip? – wymsknęło jej się ze zdumieniem. Bardzo dobrze pamiętała te słowa, ton głosu i osobę, która je wypowiedziała.
– Tak. Bo co? – zmarszczył brwi, przyglądając się jej uważnie. – Czy ja cię przypadkiem nie znam?
– O to samo pytałam na początku.
– Nie kojarzę, więc musiał być to jednorazowy numerek.
– Nie było żadnego numerku – zaczerwieniła się gwałtownie. Skoro nie pamiętał, jego sprawa. Ona bynajmniej nie zamierzała przywoływać przykrych i kompromitujących wspomnień. Jak widać choć zewnętrznie zmienił się zdecydowanie na korzyść, to wewnątrz stał się jeszcze większym dupkiem. Co za cholernie pechowy los sprawił, że znów się spotkali?
– Nie było? – spytał podejrzliwie. – Niemożliwe żebym zrezygnował z tak łakomego kąska. Chyba że znamy się z przedszkola?
– Z liceum. I to ja zrezygnowałam – odparła krótko, podchodząc do drzwi. – Rozmowę uważam za zakończoną. Rodzice Tymoteusza mają się jak najszybciej ze mną skontaktować inaczej… Co jest? – zdenerwowała się nagle. Ponownie nacisnęła klamkę. Na próżno.
– Ty zrezygnowałaś? – zachichotał rozbawiony. – Znakomity dowcip.
– Dowcip? – Nadia pobladła, z całej siły szarpiąc klamką. – Przestań się rechotać, mamy problem. Ktoś nas zamknął.
– Jak to zamknął? – Wesołość minęła mu jak ręką odjął. Prawie że wyskoczył ze swojego miejsca, chwytając po drodze płaszcz. – Jak to zamknął?! – ryknął, gdy przekonał się, że mówiła prawdę.
– Przestań się wściekać – oznajmiła suchym tonem. – Wystarczy że zadzwonię…
W tym momencie przypomniała sobie, że telefon wraz z torebką został w pokoju nauczycielskim.
– Nie mam z czego. Musisz dać mi swój.
– Rozładował mi się jeszcze w drodze do szkoły i zostawiłem go w samochodzie – parsknął ze złością. Potem zaczął walić w drzwi.
– Daj spokój. Zobacz, która godzina? Pewnie w całym budynku zostaliśmy tylko my dwoje.
– Do jasnej cholery! – zaklął, rozglądając się dookoła. Stracił swój kpiąco ironiczny ton, po szyderczej i pogardliwej minie zostało jedynie wspomnienie. Za to był widać, że jest nieziemsko wściekły. – Wyjdziemy oknem.
– Którym? – Tym razem to ona się roześmiała, choć wcale nie było jej do śmiechu. – Tutaj wszędzie są kraty. Nie ma alarmu, który można by było uruchomić, nie ma czujników przeciwpożarowych.
– To co proponujesz? – spytał głosem nabrzmiałym od gniewu. – Muszę się stąd wydostać. Jestem umówiony.
Nadia usiadła w fotelu, bezmyślnie patrząc na śnieżny krajobraz za oknem. Perspektywa spędzenia całej nocki w towarzystwie tego wrednego palanta, wcale jej nie bawiła. Na dodatek rozgrzewający wpływ herbaty zniknął i znów poczuła dokuczliwy chłód. Przecież nie poprosi Filipa o użyczenie płaszcza. Zresztą, kto by pomyślał… Filip! Spotkanie po prawie dziesięciu latach i to w takich okolicznościach! Szkoda że się nic nie zmienił. Nie, pomyłka. On się zmienił, ale na gorsze. Zerknęła na mężczyznę, który gniewnie mrucząc coś pod nosem, badał zamknięte drzwi. Zabolało. Był seksowny i bezczelnie pewny siebie. Taki jak on ma kobiet na pęczki, a gdyby zetknęli się na ulicy, pewnie nawet nie zwróciłby na nią uwagi. Chyba że na cycki, pomyślała z ironią, ukradkiem zerkając w dół, na swój wcale pokaźny biust. Odwieczny problem jeśli chodzi o zakup bielizny czy ciuchów, ale i powód do słabo tajonej dumy.
– Wymyśl coś! – warknął rozeźlony mężczyzna, tym razem otwierając na oścież okno. – Wołaj o pomoc lub cokolwiek, zamiast siedzieć jak ostania sierota.
– O pomoc? Niby kogo? Okno wychodzi na dziedziniec szkolny. I lepiej je zamknij, bo strasznie ciągnie chłodem.
– Kurwa! – wysyczał, zatrzaskując okno. – No ja nie wierzę!
– Trzeba było się nie spóźniać.
– Pewnie! Teraz to moja wina!
– Poniekąd. Mamy herbatę, ciasteczka i sok malinowy. Oraz perspektywę spędzenia dwunastu godzin we własnym towarzystwie.
– Nie spędzę w twoim towarzystwie ani minuty dłużej!
– Tak? – odparła drwiąco. – W takim razie zacznij walić głową w ścianę, może do rana się przebijesz.
Nerwowo krążył po całym pomieszczeniu, na chwilę zniknął w drzwiach prowadzących do łazienki. Obserwowała go beznamiętnym wzrokiem. Dwanaście godzin, pomyślała niezadowolona. Dwanaście godzin w twardym fotelu, w chłodzie i w towarzystwie tego bydlaka. Cóż, pech to za mało powiedziane.
Filip wrócił do pokoju. Mruczał coś pod nosem rozgniewany, rozglądając się dookoła. Podszedł do drzwi i w bezsilnej wściekłości, walnął w nie pięścią. Potem jeszcze raz i jeszcze.
– Przestań! – Nie wytrzymała. – Zrobisz sobie krzywdę.
– Mam to w dupie!
– Kretyn.
Nie zareagował na obelgę. Porzucił drzwi i po raz kolejny dopadł okna, otwierając je na oścież. Wrzasnął coś niecenzuralnego, a Nadia uśmiechnęła się z przekąsem. Mógł sobie zedrzeć gardło, a i tak prawdopodobieństwo, że ktoś go usłyszy, było znikome. Chyba w końcu to zrozumiał, bo zatrzasnął okno, a potem z furią zrzucił z parapetu doniczkę z kwiatem.
– Lepiej się uspokój – odezwała się chłodnym tonem, zastanawiając się, czy jego towarzystwo nie stanowi dla niej zagrożenia. Jakoś wcześniej o tym nie pomyślała. Z drugiej strony Filip w najmniejszym stopniu nie pasował jej na gwałciciela czy mordercę. Był zarozumiałym dupkiem i to wszystko.
– Mam się uspokoić? – warknął, siadając na krześle z takim impetem, aż zatrzeszczało ostrzegawczo. A potem nagle znieruchomiał, mrużąc oczy.
– O co chodzi?
– Tak się zastanawiam – zaczął – tak się zastanawiam, czy to wszystko, to przypadkiem nie twoja sprawka?
– Niby to mój pomysł? – Aż musiała się głośno roześmiać. – Specjalny program resocjalizacji rodziców krnąbrnych uczniów?
– Nie. Podstęp napalonej frajerki, której marzyła się nocka w moim towarzystwie, więc…
– Idiota! – skwitowała te słowa z politowaniem. – Prędzej dałabym się dobrowolnie zamknąć w klatce pełnej tygrysów. To tylko pechowy zbieg okoliczności, nie doszukuj się w tym drugiego dna, bo go nie ma.
– Dziwny ten zbieg okoliczności. Zamknięto nas, a na dodatek nie mamy możliwości komunikacji ze światem zewnętrznym. Tak przypadkiem zostawiłaś telefon w innym pokoju.
– A ty w samochodzie. To też część mego niecnego planu? – spytała z ironią. I nagle pobladła. – Boże! Skoro jesteś tu ze mną, kto jest z Tymkiem?
– Doskonale poradzi sobie sam – burknął Filip, nadal nie spuszczając z niej podejrzliwego wzroku. – Miałem dziś wychodne, więc za godzinę przyjdzie do niego opiekunka. Nie musisz się martwić.
– To dobrze – westchnęła z ulgą.
Zapadła cisza. Wwiercała się w uszy, dokuczliwa, nieprzyjemna, ciążąca niczym młyński kamień uwieszony u szyi. Była jeszcze gorsza niż kłótnia, niż pełne złości oraz goryczy słowa. Jednak żadne z nich jej nie przerwało. Pogrążeni w swoich niewesołych myślach, siedzieli prawie w bezruchu, zastanawiając się nad przyszłymi godzinami. Nadia patrzyła w okno, podziwiając skrzącą biel, odbijającą światła ulicznych neonów. Filip patrzył na nią, na chłodno kalkulując, czy uda mu się jednak spędzić tę noc w miarę przyjemnie. Dziewczyna była niczego sobie, cycata, dobrze zbudowana, o jasnych włosach splecionych na czubku głowy i ogromnych zielonych oczach. I miała cholernie seksowne usta, wydatne, kształtne, wręcz stworzone do pocałunków. Gapiąc się na nie, poczuł znajome mrowienie w podbrzuszu. Jakim cudem jej nie pamiętał? Zresztą, czy to dziwne? Tyle ich było, ładnych, pięknych, seksownych i całkiem zwyczajnych. A on tylko brał, wybierając według swego upodobania i pod wpływem chwilowych zachcianek. Brał, zużywał i wyrzucał. Chociaż ostatnie czasy czuł się tym już znużony. Jego podrywy były niczym ustawione polowania; zawsze wiedział, że wróci z upatrzonym łupem. Brakowało mu dreszczyku emocji, niepewności i czegoś jeszcze, czego nie umiał określić słowami. Ale ta dziewczyna mogła stanowić dla niego wyzwanie. Miał dwanaście godzin na to, by zwyciężyć. Poczuł ekscytację.
– Napijesz się herbaty? – Cichy głos Nadii wyrwał go z rozmyślań.
– Mam tu coś lepszego – uśmiechnął się szeroko, sięgając po teczkę. – Dostałem w biurze i na szczęście, zapomniałem zostawić w samochodzie.
– Wino?
– Lepiej. Trzydziestoletnia whisky. – Z dumą postawił na stole butelkę Ballantine'sa.
– Fuj –skrzywiła się. – Nie cierpię whisky.
– Chyba żartujesz! – spojrzał na nią z prawdziwą zgrozą. – To jeden z najbardziej wykwintnych i najdroższych na świecie gatunków. Aż żal ją pić w tych kubkach.
– Mogę spróbować – odparła z wahaniem, szykując dwa naczynia. – Pewnie dobrze rozgrzewa?
– Na całą noc nie wystarczy, ale na początek na pewno tak.
– To nic, na później zostanie mi herbata i sok malinowy.
– I ja – dodał pełnym pewności tonem, nalewając złocistego płynu po samą krawędź.
– Ty? Niby do czego?
– Sądzisz, że nie potrafiłbym cię rozgrzać? – spytał unosząc brwi. – Gwarantuję, że tak. I to do tego stopnia, że opływałabyś potem.

9 komentarzy:

  1. Uwielbiam go :')

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajnie się zapowiada. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zabawne i chwytliwe. :) Ciekawa jestem jak będzie wyglądał ich poranek. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Opowiadanie świtne i czuje w nim potencjał na hit ostatnich miesięcy (na twoim blogu). Jednak może zamiast dodawać co pare dni inne opowiadania to skończ te poprzednie ("On", "Głupstwo", "Wygrana", "Uwikłani" i jeszcze pare innych opowiadań sprzed 3 lat). Żeby nie bylo- ja nie krytykuje tylko priponuje ;) pozdrawiam- Iwona

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem :-) Ale Wygranej była tylko zapowiedź, na razie nie planuję jej publikacji. Uwikłani najpierw ukarzą się na pokatne, potem tutaj. A Głupstwo za chwilę kończymy :-)

      Usuń
  5. Kiedy Głupstwo? ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zara bydzie :-) Nanoszę poprawki i daję ostatni szlif. Dziś bydzie na pewno. No chyba, że mi neta wyłączą ;-)

      Usuń
  6. Zamiast głupstwa wolalabyn wygraną :/

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.