WESOŁYCH ŚWIĄT
2015
ŻYCZY BABECZKA!
PS. A teraz znajdźcie wygodny fotel, przygotujcie sobie kubek gorącej, aromatycznej herbaty, obok postawcie talerz z łakociami lub konkretami i zabierzcie się do czytania ;-)
Bo dla dziewczynek są lalki (I)
Bo dla dziewczynek są lalki (I)
Przez te wszystkie lata
dużo się nie zmienił. Może jedynie chłopięcy urok zastąpiło coś bardziej
męskiego. Sylwetkę miał barczystą, skronie przyprószone siwizną, asymetryczny,
ironiczny uśmieszek. Kiedyś wyglądał na bardziej szczerego. To zniknęło.
Jedynie nos był tak samo garbaty jak przed laty i oczy tak samo
ciemnoniebieskie.
– Cześć –
przywitałam się schrypniętym głosem. Wróciły stare emocje, minione uczucia,
wróciły wspomnienia. On i ja. Najpierw był we mnie zakochany, ale nie mogłam
się zdecydować na związek z młodszym mężczyzną. Gdy w końcu odważyłam się
spróbować, skończyło się na seksie. Odjazdowym lecz jednorazowym. Później chciałam
czegoś więcej, ale on już nie. Zapragnął nowych podbojów. Może to wtedy zaczęła
w nim postępować powolna zmiana, która z uroczego chłopaka uczyniła
zgorzkniałego, cynicznego uwodziciela? Przypomniałam sobie o serduszku
narysowanym na samochodowej szybie, widocznym w cieple naszych oddechów,
późniejszą obojętność, wieczór, gdy na moich oczach całował się z inną. Wtedy
żałowałam podwójnie, aż do dnia, gdy poznałam swojego męża. Potem jeszcze
sporadycznie widywałam Mikołaja, za każdym razem z nową podrywką, coraz
bardziej egoistycznie patrzącego na świat i coraz mniej dbającego o innych
ludzi.
– Żana? – uniósł
zdumiony brwi. On jeden tak mnie nazywał. Inni mówili Żaneta, Żanetka, na
studiach dali mi ksywkę Metka. Tylko Mikołaj tak do mnie mówił. – To ty?
Naprawdę ty?
– Obawiam się, że
naprawdę ja – uśmiechnęłam się, zajmując miejsce przy stoliku.
– Co za
niespodziewane spotkanie!
– Niezupełnie
niespodziewane.
Patrzył na mnie lekko
zdumiony, trochę kpiący, roztaczając swój urok, na który już od dawna byłam
odporna. A przynajmniej taką miałam nadzieję.
– Co masz na
myśli?
Nie chciało mi się
bawić w podchody. Powód naszego spotkania był jeden.
– Umówiłeś się na
kolację z moją córką – powiedziałam ze spokojem. – Ona ma dziewiętnaście lat.
Ty, prawie czterdzieści. I nie wierzę, że to coś więcej niż kolejne zaliczenie
naiwnej panienki.
Milczał, bawiąc się
łyżeczką i patrząc z namysłem w moje oczy.
– Ta blond siksa
to twoja córka? – upewnił się.
– Tak.
– To nie ja
chciałem tego spotkania. Uparła się, więc…
– Możliwe. Ale to
ty możesz zrezygnować. Zwłaszcza że ja o to proszę.
– Zabawne –
roześmiał się nagle. – Nic się nie zmieniłaś. Ciągle „ja”, „moje” i „wydaje mi
się”. Nawet wyglądasz jak starsza siostra własnej córki. I włosy wciąż masz rude
jak marchewka.
– Nie mam syndromu
Ani z Zielonego Wzgórza.
– To fakt, nie
masz.
Patrzył na mnie z
nieukrywanym zainteresowaniem. Lecz to nie było już to samo szczere spojrzenie
niebieskich oczu. Dziś widać w nich było wyrachowanie, znudzenie i chłód. Temu
mężczyźnie daleko było do czarującego chłopaka, którego poznałam dwadzieścia
lat temu.
– Nie chcę, byś ją
skrzywdził.
– Zaraz, zaraz…
Czy to nie ty przypadkiem twierdziłaś, że samemu trzeba wszystkiego
doświadczyć? Również bólu odrzucenia.
– Przestań
chrzanić! – rozgniewał mnie. – Oboje doskonale wiemy, że dla ciebie od samego
początku to tylko zabawa. A ona jest zauroczona. Stąd bardzo blisko do
zakochania oraz całej serii innych nieszczęść.
– Kto wie? Może ja
również się zakocham?
– Ty? – tym razem
to mój głos był szyderczy. – Mikołaj, nie oszukujmy się. Takie dziewczątka
połykasz na deser, nawet nie na danie główne. Poza tym chyba trochę mnie znasz?
– Więcej niż
trochę skarbie – mruknął, mrużąc oczy. – Dużo więcej niż trochę. Naprawdę nie
chciałabyś mnie za zięcia? Czy to może zwykła zazdrość?
Prychnęłam. Było jasne,
że droczył się ze mną.
– To nie zazdrość
– odparłam krótko. – I jesteś ostatnią osobą, którą chciałabym za zięcia.
– A jak tam
szanowny małżonek? – Czy mnie się wydawało, czy ten ton był więcej niż
ironiczny?
– Nie żyje od
dwóch lat – odparłam krótko.
– Wesoła wdówka,
co?
– Nie. Nie wesoła.
I nie chcę poruszać tego tematu.
– Był starszy,
prawda? O ponad dziesięć lat? Może to u was rodzinne, że wolicie dojrzałych
mężczyzn?
– Co cię napadło?
– spojrzałam podejrzliwie. Nie odpowiedział, bo właśnie podeszła kelnerka, aby
przyjąć zamówienie. Poprosiłam o kawę, a kiedy odeszła kontynuowałam temat. –
Stare żale?
– A mam czego
żałować? – Oparł łokcie na stole, zbliżając swoją twarz do mojej. Mogłam się
cofnąć, ale nie miałam w zwyczaju uciekać. Nie ja. – Wolny jak ptak, życie
pełne przygód.
– Samotny.
– Nie Żana, nigdy
nie bywam samotny.
– Fizycznie nie. A
co z resztą?
– To mało ważny
szczegół.
Posmutniałam. Po raz
pierwszy było mi go żal. A może po prostu nie rozumiałam tego typu ludzi,
którzy tak naprawdę nie umieli żyć inaczej?
– Być może masz
rację. Ale powróćmy do zasadniczego tematu naszej rozmowy.
– Podaj jeden powód,
dla którego miałbym zrezygnować.
– Sądziłam, że to
jasne. To jest moja córka – akcentowałam każde wypowiedziane słowo. – Nie dam
jej skrzywdzić. Nie takiemu staremu piernikowi jak ty.
Ostatni epitet chyba go
uraził, bo zmarszczył brwi w niemej dezaprobacie.
– Co mi za to
dasz? – spytał cicho.
– Ja? – zdumiałam
się. – O co ci chodzi?
– O seksie
zapomnij. Dla mnie jesteś za wiekowa.
Prychnęłam poirytowana.
Kretyn!
– Kompleksu wieku
przekwitania też nie mam. Za to mam wystarczająco dużo ikry, by obciąć ci jaja
za skrzywdzenie mojego dziecka. Dosłownie, nie w przenośni.
– Tak –
nieoczekiwanie się roześmiał. – Żana, skarbie! Nadal jesteś jak lód i ogień,
zamknięte w jednym naczyniu, opakowane w jedno ciało. Przypomnij mi, dlaczego z
ciebie zrezygnowałem?
– Miałam za duże
wymagania erotyczne – mruknęłam. – Wykończyłabym cię w trzy wieczory.
– Ty mnie?!
– A nie? Od tego
czasu twierdzę, że słowa o krowie, która dużo ryczy, a mleka mało daje, idealnie
do ciebie pasują.
– Tak? A te krzyki
i błagania, to niby co miało być?
– Byłam pijana –
powiedziałam z potępieniem. – No wiesz, sylwester, morze alkoholu, zero
hamulców moralnych.
– Za cholerę cię
nie rozumiałem wtedy, za cholerę nie rozumiem i teraz – pokręcił głową w
zadumie. – Ale córkę masz śliczną.
– Mikołaj!
– Wracamy do
pytania, co mi za to dasz?
– A co byś chciał?
– spytałam niechętnie. Sądziłam że uda mi się z nim porozmawiać jak ze zwykłym
człowiekiem, jak ze starym kumplem. Jak widać pomyliłam się.
– Nie wiem –
odchylił się do tyłu, bacznie mnie obserwując. – Obiadów domowych nie lubię,
sprzątaczkę już mam, seks odpada.
– Więc może zrób
to po prostu bezinteresownie? Ze względu na starą znajomość.
– O, nie! Takiej
okazji nie przepuszczę – wymruczał. Patrzył przy tym na mnie z namysłem, niemal
pieszczotliwie. – Mam pomysł. Umówię cię na randkę. W zasadzie na trzy. Bez
dalszych zobowiązań, ale te trzy musisz zaliczyć.
– Z tobą?
– Ależ skąd –
roześmiał się z sarkazmem. – Wspomniałem już, że dla mnie jesteś za stara.
Najchętniej wylałabym
mu na głowę kawę, którą przed momentem postawiła przede mną kelnerka, ale żal
mi się zrobiło ulubionego napoju. Poza tym miałam sprawę do załatwienia, a
pamiętając charakter Mikołaja wiedziałam, że mogę to zrobić tylko po dobroci.
Nic na siłę.
– Tak, już drugi
raz – potwierdziłam. – A teraz przejdź do sedna. Skąd u ciebie zamiłowanie do
roli swatki?
– Swata. To mój
brat. Przyrodni.
Zachłysnęłam się kawą.
Za czasów naszej dawnej znajomości nie było mowy o żadnym rodzeństwie oprócz
doskonale mi znanego Mateusza.
– No co ty? Serio?
– Tak. Ukochany
tatuś zdecydował się w końcu wyjawić swój stary sekret. Igor jest starszy ode
mnie o pięć lat. Jego matka była Rosjanką, poznali się jeszcze na studiach, a
kiedy zaszła w ciążę nic nie mówiąc, wróciła do siebie. Dopiero po wielu latach
zdecydowała się napisać list. Drugie tyle zajęło mojemu ojcu ukrywanie tej
tajemnicy.
– Brat? – Nadal
byłam osłupiała. – A sądziłam, że niczym mnie już nie zaskoczysz.
– Jeden zero dla
mnie – roześmiał się. – Igor jest nieśmiałym okularnikiem, z okrągłym
brzuszkiem i kartoflowatym nosem. Ponoć jakimś ważnym naukowcem, napędy
rakietowe i tym podobne. Ostatnio jednak upiliśmy się w imię braterskiej
przyjaźni i płakał mi pół nocy w rękaw, jaki to on jest samotny. A dziś
spotkałem ciebie. To jak, interes stoi?
– Skąd mam
wiedzieć? Nie siedzę w twoich spodniach.
– Żana! Pytałem
poważnie. A ty po staremu świntuszysz.
– Ja? –
uśmiechnęłam się obłudnie, wspominając nasze dawne rozmowy, pełne
niedopowiedzeń i zawoalowanych aluzji. – Trzy randki bez zobowiązań. Powiedz
tylko mądralo, co mam zrobić, jak będzie chciał czegoś więcej?
– Założę się, że
żyjesz w cnocie? – W jego oczach pojawiło się zachłanne zainteresowanie.
– Tak. I co z
tego?
– Nie mogłabyś raz
zaszaleć?
– Mikołaj! – zgromiłam
go wzrokiem. – Widzę że jesteś z siebie szalenie zadowolony, ale nie powinno
się igrać z ludzkimi uczuciami.
– I ty to mówisz?
– spytał szyderczo. Wpatrywałam się w niego w milczeniu, zastanawiając się, o
co mu do diabła chodzi. Dobrze, olać sumienie. Chciał trzy randki, dostanie
trzy.
– Nie mam zamiaru
się z tobą kłócić. Dawaj szczegóły i numer telefonu. A propos. Mam nadzieję, że
umie mówić po polsku? Bo rosyjskiego nie znam i nie mam zamiaru poznać.
– Umie. –
Nabazgrał coś na papierowej serwetce. – Proszę, to mój telefon. Zadzwoń
wieczorem, byle nie nazbyt późno, bo jestem umówiony.
– Oby nie z moją
córką.
– Nie. Umowa to
umowa. Spławię smarkulę. I tak bym to zrobił, choć przyznaję, że z pewnością po
jednej upojnej nocy – posłał mi krzywy uśmiech.
– Erotoman
gawędziarz.
– Pierwsze
rozumiem. Ale drugie?
– Sam trafnie to
ująłeś. Po jednej nocy. Dlatego gawędziarz. – Wbiłam numer z serwetki w wyjęty
z torebki telefon. Na wszelki wypadek wolałam mieć go zapisanego w dwóch
miejscach. A potem wstałam. Mikołaj również.
– Zmalałaś –
stwierdził zdumiony.
Parsknęłam śmiechem.
– Nie. Ale teraz
nie noszę na co dzień tych makabrycznie wysokich obcasów.
Uniósł dłoń i bardzo
delikatnie pogładził mnie po policzku opuszkiem kciuka. I wtedy właśnie przez
chwilę ujrzałam w nim dawnego Mikołaja. Mimowolnie odwzajemniłam uśmiech. Miałam
wrażenie, że powróciło moje dwadzieścia lat, beztroskie lata, pełne planów i
marzeń. Kiedyś słyszałam, że pierwsza miłość najbardziej zapada w pamięć. Było
w tym sporo prawdy. Nie oddałabym tego co przeżyłam u boku swojego męża, ale
pojawił się dziwny żal, że życie potoczyło się w ten, a nie inny sposób. A
przecież nie można mieć wszystkiego na raz.
– Zadzwonię
wieczorem. Wiesz, to dziwne, ale nawet cieszę się, że mieliśmy okazję się
spotkać.
– Ja również –
ziewnął, jakby nagle znudzony. – Już myślałem, że będę musiał wynająć dziwkę.
Wrócił stary Mikołaj, o
cynicznym, pełnym wyrachowania spojrzeniu. Dwadzieścia lat, to jednak kawał
czasu, a ludzie się zmieniają. Często na gorsze.
– Tak, rozumiem.
Mnie również było miło.
Odwróciłam się
napięcie. Skoro on nie zamierzał być uprzejmy, dlaczego ja miałabym stwarzać
pozory? Żadne wspomnienia, żadne niespodziewane piknięcia, żadnego żalu. Drań
pozostał draniem. Muszę tylko dopilnować, by dotrzymał słowa. Bo jak nie, to
przysięgam na wszystkie świętości, utnę mu jaja! I tak się zirytowałam tą
myślą, że ruszając na wstecznym walnęłam prosto w ścianę. Jak widać ten dzień
chciał się zapisać w mojej pamięci z wielu powodów.
***
Uważnie obserwowałam
Zosię, ale ta przez kilka dni chodziła tak przybita, że zyskałam pewność, iż
Mikołaj wywiązał się z danego mi słowa. Dla pewności zdecydowałam się na
perfidny czyn, polegający na przeczytaniu wiadomości na jej telefonie. Nigdy
wcześniej tego nie robiłam, bo ufałam swoim córkom, ale tym razem zrobiłam
wyjątek. Potem Zośka pojechała na spływ kajakowy, poznała tam Arka, który być
może nie składał się z samych zalet, lecz z pewnością pasował wiekiem. Nie
wspominając już o tym, że nie był nigdy chłopakiem jej matki.
Nadszedł w końcu dzień,
gdy zadzwonił do mnie Mikołaj i suchym tonem oznajmił przyjazd Igora oraz
termin i miejsce pierwszej „randki”. Miała to być zwykła kolacja w eleganckiej
knajpce z klimatem. Przyznam, że byłam cholernie ciekawa, jak też ten Igor
wygląda? Wdał się w brata? Po krótkim namyśle, stanowczo stwierdziłam, że
wykluczone. Po pierwsze Mikołaj wcale nie był aż tak przystojny. Swoje robił
jego wypracowany image oraz coś nieuchwytnego, coś co nazwałabym seksapilem. Po
drugie, skoro aż do teraz pozostawał singlem z kompleksami, to zbyt wiele nie
powinnam oczekiwać.
I słusznie. Kiedy
wystrojona w moją najlepszą kieckę, drżąc nieco w chłodnym wieczornym
powietrzu, stałam przed ratuszem, podszedł do mnie zwykły przeciętniak. Powiem
więcej, brzydal. Owszem, był wysoki, ale w okolicach brzuszka dawała się
zauważyć sporych gabarytów oponka, włosy miał półdługie, potargane, w
nieokreślonym kolorze, całkiem zwyczajne brązowe oczy i ogromny nos
przypominający kartofel, o którym wspomniał Mikołaj. Ubrany był w niemodną,
dżinsową koszulę, zbyt mocno opinającą jego brzuch, podniszczoną sztruksową
marynarkę i jakieś workowate spodnie, typu rzęch. Na dodatek na nosie miał
ogromne, staromodne okulary z bardzo grubymi szkłami. I trzy brodawki
porośnięte włosami na lewym policzku.
Westchnęłam. Nie
zauważyłam żadnego podobieństwa rodzinnego. A miałam taką cichutką nadzieję na
Mikołaja numer dwa. Po cholerę tak długo się mizdrzyłam przed lustrem? Nic
dziwnego, że biedak wciąż jest samotny. I tu ruszyło do działania moje miękkie
serce. Dobrze, to będą trzy wzorowe randki, choć muszę strasznie uważać by nie
robić mu żadnych nadziei. I przysięgam, na następne spotkanie sama przyniosę
pincetę, aby wyrwać te włosy z brodawek.
– Żaneta. –
Podeszłam bliżej i od razu się przedstawiłam, wyciągając dłoń na powitanie.
Faceta najwyraźniej zamurowało. Gapił się na mnie, z szeroko otwartymi ustami i
doskonale widocznym osłupieniem.
– Igor, prawda? –
spytałam zaniepokojona. Gdzieś tam pojawiła się kiełkująca nadzieja, że może
się pomyliłam. W końcu mogłam spotkać innego okularnika z czerwoną różą.
– Taaak – wyjąkał.
Niezgrabnie ujął moją rękę i wycisnął na niej głośny pocałunek. Na dodatek
bardzo mokry. Cóż, powinnam chociaż docenić dżentelmeński gest. – Nie wiedziałem…
Nie przypuszczałem… – tu zamilkł zakłopotany. Kciukiem poprawił zjeżdżające z
nosa okulary, a ja zauważyłam pierwszą rzecz, która mi się w nim spodobała.
Duże, silne, opalone dłonie. Co prawda z obgryzionymi paznokciami, ale o
szczegóły postanowiłam się nie kłócić.
– Jestem szalenie
ciekawa, co Mikołaj o mnie powiedział. – Ujęłam go pod ramię, dyskretnie
pociągając za sobą. Sztywny był jakiś i chyba coraz bardziej zakłopotany. – Sam
wiesz, że takie randki w ciemno, to ogromne ryzyko.
– Tak… Nie… Nie
wiem – wyjąkał. Językiem polskim posługiwał się bez zastrzeżeń, choć wyraźnie
słyszałam obcy akcent. Śpiewny, wschodni, znakomicie pasujący do głębokiej
barwy jego głosu. To była druga rzecz, która mi się w nim spodobała.
– Ta róża to dla
mnie?
Wymruczał coś i podał
mi kwiatka. Ponownie westchnęłam. Chyba trzeba będzie zamówić butelkę czegoś
mocniejszego, może wtedy się rozluźni?
– Nie gryzę –
powiedziałam z wyrzutem, wskazując na lokal, w którym mieliśmy zarezerwowany
stolik. – Nie wyję i krwi nie piję. Skąd więc twoje zakłopotanie? Chyba że
najzwyczajniej w świecie nie jestem w twoim typie?
– Nie, nie! Znaczy
się tak! – Ostatnie słowa zawierały wyraźny akcent rozpaczy. Szarmancko
otworzył przede mną drzwi, przy czym tak bardzo zagapił się w dekolt mojej
sukienki, że uderzył nosem w ich framugę. Udałam że tego nie zauważyłam, choć
miałam wielką ochotę roześmiać się w głos. Istna komedia. Ciekawe co ten kretyn
Mikołaj sobie wyobrażał? Że zakocham się bez pamięci po trzech randkach? Niby
jakim cudem?
W końcu zajęliśmy
miejsca przy stole, dłuższą chwilę wybieraliśmy pozycję w menu, rodzaj wina i
deseru, na który poczułam zdecydowaną ochotę. Nadszedł jednak moment, gdy karty
zostały nam zabrane i zaległa krepująca cisza. Jak widać mój towarzysz nie
należał do rozmownych.
– Pierwszy raz w
Polsce? – przerwałam milczenie, czując że ciężar konwersacji i tak spadnie na
mnie. Nie lubiłam krepującej ciszy, a ta właśnie taką była.
– Co? A tak,
pierwszy – ocknął się z zadumy.
– Wizyta rodzinna
czy zapoznawcza? Mikołaj z grubsza nakreślił mi sytuację, ale jestem ciekawa
szczegółów. Nie spodziewałam się, że ma jeszcze jednego brata poza całkiem
legalnym, dobrze mi znanym Mateuszem.
– Ro…rodzinna.
Wcześniej on był u mnie.
– Czyli gdzie?
Moskwa? Petersburg? Dzikie rejony Syberii? Odległe Kamczatki?
– Moskwa.
– I faktycznie u
was jest tak źle jak gadają w naszej telewizji? – spytałam zachłannie.
Znów się zakłopotał.
– A co gadają?
– No wiesz.
Kryzys, łaknący krwi szalony prezydent, ceny jak na księżycu za wodę,
terroryści latający po ulicy z bombami w gaciach i tym podobne.
– W gaciach? –
powtórzył niczym echo.
– W majtkach –
dodałam wyjaśniająco. Takich swojskich słówek to może on nie znał. To nic, przy
mnie trochę się poduczy.
– No nie –
podrapał się po tych ohydnych brodawkach. – Na księżycu nie ma wody.
– Wiem, jestem
fizykiem. Dlatego jej cena byłaby horrendalnie wysoka.
– Fizykiem?! –
Przyznam, że nigdy nie widziałam tak zaskoczonego mężczyzny. Aż usta rozdziawił
ze zdumienia. – Niemożliwe!
– Dlaczego?
– Bo jesteś zbyt
piękna.
– Na co? –
spytałam z ironią. Całe życie walczyłam ze stereotypami. Co za baran! Nawet nie
potrafiłam docenić komplementu. – Szowinista czy muzułmanin?
– Hę?
– Srę –
odpowiedziałam odruchowo. Potem przypomniałam sobie, że obiecałam Mikołajowi
być grzeczna. – Dlaczego uważasz, że uroda nie idzie w parze z inteligencją? –
Może sugerujesz się własnym przykładem, dodałam złośliwie w myślach.
– No nie wiem –
odparł z wahaniem. – Mikołaj tak twierdzi.
– Twój przyrodni
brat to przypadek ekstremalny. Jemu wystarczy, że wybranka potrafi posługiwać
się wibratorem i pilotem do telewizora. Pod tym względem jest mało wybredny.
Igor jakoś dziwnie się
zjeżył. Widać młodszy braciszek stał się dla niego swego rodzaju ideałem, a ja
tu w nieskrępowany sposób bezcześciłam ten ideał. O, nie! Nie będzie się tu
błąkał między nami cień Mikołaja. Skopię bohatera z postumentu, zastępując go
jakimś bardziej życiowym wzorcem.
– Jako żywy
przykład podsunę mą osobę. Wolał mnie umówić z tobą, a nie samemu skorzystać z
okazji. Właśnie z racji mojego wykształcenia. I niewyparzonego języka – dodałam
prawdomównie.
– Powiedział, że
jesteś za stara.
– Na co? –
spytałam podstępnie.
– No… – Igor
wyraźnie się zmieszał. Jeśli ten facet nie potrafił wykrztusić z siebie
krótkiego słowa seks, to nic dziwnego, że od urodzenia żył w celibacie. Boże! Jakże
on się uchował?
– Na seks?
– E… Nie wiem, co
miał na myśli. – Wił się niczym piskorz pod moim zachłannie ciekawskim
spojrzeniem. Co prawda nie bardzo wiem jak wyglądają piskorze, ani tym bardziej
w jaki sposób się wiją, ale skojarzenie nasunęło się samo. Na dodatek
świerzbiły mnie ręce, żeby wyrwać mu te cholerne kłaczki z brodawek. Dosłownie
musiałam zacisnąć je w pięści.
– To ja powinnam
narzekać.
– Dlaczego!? – Tym
razem Igor zmienił się w jeden wielki znak zapytania.
– Raz spaliśmy ze
sobą. Drugiego nie było, bo Mikołaj nie miał ochoty na powtórkę.
– Serio?
– Aha – zamilkłam,
bo pojawiła się kelnerka. Mój towarzysz również, chociaż zauważyłam, że
wyglądał na dziwnie niezadowolonego. Pewnie nie pasował mu fakt mojego
króciutkiego romansu z Mikołajem. – Ale może skończmy ten temat. Są ciekawsze.
Na przykład twoja praca. Podobno coś z napędami lotniczymi, może nawet jakieś
tajne rosyjskie laboratoria, rodem z amerykańskiego filmu sensacyjnego?
– No nie wiem –
zamilkł nagle, wytrzeszczając na mnie oczy. Czego on u diabła nie wiedział?
Gdzie pracuje? Może Mikołaj zełgał, a tak naprawdę mam do czynienia z nosicielem
cegieł na budowie? Nie obrażając pracowników fizycznych, ten tutaj wyglądał na
lekko niedorozwiniętego.
– Mów po dobroci,
bo cię uwiodę i wszystko wyśpiewasz podczas upojnego seksu – zażartowałam
starym zwyczajem. Reakcja była natychmiastowa. Prychnął winem, zmieniając
śnieżnobiały obrus już nie w taki śnieżnobiały. Kilka kropel dotarło nawet do
mnie. Tak, to się nazywa kawaler do wzięcia. Z różnymi typami miałam do
czynienie, ale żaden mnie jeszcze nie opluł. Z filozoficznym spokojem starłam z
siebie czerwone ślady, podczas gdy on siedział i gapił się we mnie przerażonym
wzrokiem. To będą ciężkie, bardzo ciężkie i długie trzy beznadziejne spotkania.
W dupie mam co pomyśli Mikołaj, na następną randkę przynoszę pincetę. Nie będę
musiała chociaż patrzeć na te owłosione brodawki. Zresztą, co ja się cholera
uczepiłam tak tych kłaczków?
– A więc? –
zawiesiłam glos, nie komentując jego faux pass.
– W zwykłych
zakładach wojskowych.
– W Rosji chyba
nie ma zwykłych zakładów wojskowych. Patrząc wstecz, na ostatnie pięćdziesiąt
lat, to raczej niemożliwe.
– Nooo – odparł
przeciągle. Na szczęście los się nade mną ulitował, bo kelnerka postawiła przed
nami dwie apetycznie wyglądające potrawy. Zjeść i uciekać. Miała być kolacja,
nic więcej. Następnym razem będzie lepiej, bo Mikołaj wyznaczył wyjście do
kina. Dawno nie byłam na porządnym filmie sensacyjnym, gdzie trup ścielił się
gęsto, a główny bohater kosił setki wrogów ze zwykłego waltera&smitha, a na
dodatek wszystkich prał po pysku, łamiąc im przy okazji kończyny górne oraz
dolne. Westchnęłam z uniesieniem, podczas gdy Igor jadł w milczeniu,
jednocześnie gapiąc się na mnie bez żadnego skrępowania.
– Powinieneś pójść
do fryzjera – rzuciłam pomiędzy kęsem mięsa a sałatki.
– Po co?
– Bo wyglądasz jak
własny dziadek.
Odruchowo pogładził się
po głowie.
– I kupić nowe
ciuchy – kontynuowałam. – Namów Mikołaja, niech ci urządzi scenkę z Pretty
Woman.
– Z czego?
Kurwa! wysyczałam w
duchu. Co za tępy, nieżyciowy facet. Niech on lepiej pozostanie samotny,
ludzkość tylko na tym skorzysta. Przypomniałam sobie ojca Mikołaja i z
melancholią zastanowiłam się, jak on mógł spłodzić coś takiego?
– Nieważne. A ja
mówię i mówię, a ty jeszcze nic o sobie nie powiedziałeś?
– Ja… Cóż… Więc…
Jestem kawalerem.
Tak. W życiu bym nie
zgadła.
– I?
– I jestem… Czuję
się tu trochę samotny.
– W domu niby nie?
– Mam pracę. I
hobby – pochwalił się z dumą. Ciekawe jakie? Zbieranie świerszczyków?
Kolekcjonowanie puszek po piwie?
– Jakie? –
spytałam bez zbytniego zainteresowania.
– Zakładki do
książek.
Trzeba przyznać, że
mnie ustrzelił. Zamarłam, gapiąc się na niego baranim wzrokiem. Byłam pewna, że
jest barani. A na dodatek wyglądał na tak dumnego… Nie, nie, ktoś tu ze mnie
robi kretynkę stulecia. Odłożyłam sztućce, pochyliłam się w stronę Igora i
bardzo słodkim głosem oznajmiłam:
– Nie wiem w co
pogrywasz, ale ja się na to nie piszę. Gadaj mi tu prawdę wypierdku mamuta,
albo ten talerz wyląduje na twojej pokudłanej łepetynie!
– Ale ja naprawdę
kolekcjonuje zakładki – odparł z rozpaczą. – Zdjęcia są w komputerze, mogę
pokazać. Mam ich dokładnie dziewięć tysięcy pięćset sześćdziesiąt dwie. I co to
jest wypierdek?
– Zapytaj
Mikołaja, z pewnością chętnie ci wyjaśni.
Zapadło milczenie. Ja
nie miałam ochoty kontynuować drętwej konwersacji, on najwyraźniej wyglądał na zmieszanego.
Dopiero kiedy dobrnęliśmy do deseru, odważył się nieśmiało odezwać.
– Chyba nie bardzo
lubisz mojego brata?
– To kawał gnoja,
zarozumiałego buca i niezłego kłamcy. Lubię jego towarzystwo, ale jako kolegi.
Zresztą – zamyśliłam się – nawet trochę mi go żal.
– Żal? Z jakiego
powodu?
– Z tego samego co
ciebie – postanowiłam więcej nie owijać niczego w bawełnę. – Obaj jesteście
samotni, obaj przez to nieszczęśliwi.
– Mikołaj nie jest
samotny – oświadczył Igor z urazą. Jakoś mało go obeszła moja opinia o nim
samym, ale brata bronił niczym lew. – Jest rozchwytywany. Sam widziałem jak
kobiety na niego reagują.
– Padają na kolana,
całując i wielbiąc ślady jego stóp? – spytałam z ironią. – Jedne chcą upojnego
seksu, drugie chcą go usidlić. Przy czym tych drugich jest znacznie więcej.
Poza tym mieliśmy o nim nie rozmawiać, pamiętasz?
– Tak – burknął,
najwyraźniej niezadowolony.
– Dlaczego tak cię
ciekawi, co o nim myślę?
– Powiedział,
żebym nie robił sobie nadziei, bo jesteś w nim zakochana od wielu lat. A on umówi
się z tobą w zamian za randki ze mną.
Jak spotkam Mikołaja to
mu porządnie przywalę, postanowiłam w duchu. Pojebało tego kretyna do reszty. A
ten Igor też jakiś radykalny desperat skoro w takiej sytuacji zgodził się na
randki ze mną. Skoro tak, należy więc wyjaśnić sobie kilka faktów.
– Owdowiałam dwa
lata temu. A za mąż wyszłam z miłości, i z pewnością nie była to miłość do
Mikołaja.
– Miałaś męża?
– Tak. Przeżyliśmy
razem cudne dwadzieścia lat.
Igor ponownie się
zakrztusił. Zerknęłam na niego podejrzliwie.
– No co?
– Mikołaj
powiedział, że masz trzydzieści dwa lata. Kiedy niby wyszłaś za mąż?
– Zaraz po
przedszkolu – roześmiałam się. – Ale skoro uwierzyłeś, to najpiękniejszy
komplement, jaki usłyszałam od dłuższego czasu. I zabrzmi to grubiańsko, ale
nie mogę się odwzajemnić tym samym.
– Nie jestem
piękny? – zażartował. Po raz pierwszy zachował się inaczej niż niedorozwinięty
gamoń.
– Nie, nie jesteś.
Ale jakby popracować nad tym i owym… – zamyśliłam się. – Pozbył się oponki na
brzuszku, tych nijakich ciuchów, ostrzyc i wybacz, ale te brodawki z włosami są
okropne.
– Jakie brodawki?
– Zdumiony pomacał się po twarzy.
– Nie masz lustra
w domu?
– Mam.
– I nie zauważyłeś
tego czegoś na lewym policzku?
– No nie – odparł
niepewnie. – A powinienem?
– Chłopie, jak ty
taką samą bystrością grzeszysz w kontaktach damsko męskich, to nic dziwnego, że
nadal jesteś samotny. Nie masz tam gdzieś nagrania typu: wdech, wydech, wdech,
wydech?
– Nieee – wyjąkał.
– Nie jest mi potrzebne.
Roześmiałam się. Był
okropny, ale jednocześnie tak rozczulająco bezradny, zagubiony i zawstydzony.
Jak średniowieczna dziewica rzucona na żer smokowi. Żarłoczną gadziną byłam
oczywiście ja, a Mikołaj świetnie to wszystko zaplanował. Nie rozumiałam
dlaczego chciał wystawić na pośmiewisko swego wiernego, świeżo co nabytego
wielbiciela. Czort wie jakie miał plany. Wzruszyłam ramionami i poprosiłam o rachunek.
Igor pomacał się po kieszeniach, wydobywając w końcu mocno podniszczony
portfel. Chciałam zaprotestować, ale po raz pierwszy wykazał się zdecydowaniem.
Żadna kobieta nie płaci za siebie w jego towarzystwie. Chciałam powiedzieć, że
mamy dwudziesty pierwszy wiek i mam to w dupie, ale dziwna stanowczość w jego
słowach oraz groźny błysk brązowych oczu zamknęły mi usta. Zresztą bez
przesady, nie zbankrutuje. Odwiózł mnie także do domu, po drodze nieco się
ożywiając, kiedy zapytałam o szczegóły jego pracy. W końcu go odblokowało.
Potakiwałam, nie zdradzając, że gówno z tego rozumiem, choć przysięgam,
tematyka była bliska mej duszy. Dobrze, była piętnaście lat temu, gdy kończyłam
studia. Teraz z ledwością pamiętałam trzy podstawowe zasady dynamiki. Musiałam zrobić
jednak bardzo pozytywne wrażenie, bo Igor żegnał mnie najwyraźniej
uszczęśliwiony. Biedak nie wiedział, że po wejściu do mieszkania, wywaliłam język
i odetchnęłam z ulgą. Pierwsza randka z głowy. Kino przeżyję z łatwością,
zobaczymy co wymyślił Mikołaj na koniec. Tak czy inaczej należy mi się potężny
kubek ciepłego mleka. I jakaś pozytywna, wesoła lektura.
***
– Igor wrócił
zachwycony – powiedział Mikołaj, sadowiąc się na wysokim stołku, stojącym przy
barze. Wzruszyłam ramionami. Ciekawe dlaczego nie spytał o moje wrażenia?
– Chcesz kawy?
– Jeśli nie będę
musiał płacić.
– Idiota –
skwitowałam krótko. Poranek był deszczowy i taki jakiś ponury, że odechciewało
się żyć. O tej porze nieliczni klienci wstępowali tylko na kawę, rzadko na coś
więcej, mogliśmy więc rozmawiać bez skrępowania.
– Czarna czy z
mlekiem?
– Z mlekiem i dużą
ilością cukru. Lubię sobie w życiu słodzić.
– O, z pewnością –
stwierdziłam z przekąsem, pstrykając guziczkiem ekspresu. – Co to za kretyński
pomysł z tym zauroczeniem twoją osobą?
– Jakim
zauroczeniem? Powiedziałem że kochasz mnie do szaleństwa – oparł podbródek na
złączonych dłoniach, patrząc na mnie łobuzersko. – Sama mówiłaś, że nie chcesz,
aby żywił bezsensowną nadzieję. Musiałem coś wymyślić.
– To po cholerę
mnie umówiłeś? Trzeba było znaleźć mu inną kandydatkę.
– Inne są młodsze
i piękniejsze. Nie zgodziłyby się, a jeśli nawet, to po ujrzeniu Igora jeszcze
by uciekły. Ty nie mogłaś, bo zwarliśmy umowę.
– A więc jestem
stara i szkaradna?
– Nie do końca.
Nie masz porośniętych włosami brodawek.
– Igor ci
powiedział?
– Zdał relację
słowo po słowie. Żana, kochanie! Gnojek? Buc?
– Mógł wziąć ze
sobą dyktafon, byłby pewien, że niczego nie pominął.
– Nie wydajesz się
zaskoczona. Jak córeczka? – nieoczekiwanie zmienił temat.
– Trzymaj się od
niej z daleka. Dodam, że już zaostrzyłam toporek, przygotowałam łopatę i dołek
w ogródku. Tak na wszelki wypadek – spojrzałam na niego groźnie. Niestety, ani
trochę się nie wystraszył.
– Dla mnie?
– Dla twoich jaj.
– Twoje małżeństwo
musiało być pełne emocji?
– Jeśli sądzisz,
że co niedziela prałam męża po pysku, bo orgazm był za słaby, to grubo się
mylisz – postawiłam przed nim filiżankę pełną aromatycznej kawy. – Tu masz
mleko i cukier.
– Wcale bym się
nie zdziwił. Znałem gościa?
– Nie rżnij głupa.
Spotkałeś go na weselu mojej eks przyjaciółki i twojego kuzyna.
– Ten mały,
czerniawy, z brzuszkiem?
– Nie, to był
akurat świadek pana młodego.
– Tańczył z nosem
w twoich cyckach. To nie był twój mąż?
– Masz zaburzenia
pamięci – odparłam z niesmakiem. – Trzeba było nie chlać tyle, to lepiej byś
wszystko zapamiętał.
– Musiałem. Po
kilku głębszych nawet panna młoda mogła kandydować do tytułu miss świata. A co
dopiero ta maszkara, z którą mnie dobrali do pary!
– Nie przesadzaj.
Twojej partnerki nie pamiętam, ale Daria to ładna dziewczyna.
– Była. Chyba
dawno nie miałaś z nią kontaktu? – spytał z ciekawością.
– Posprzeczałyśmy
się o głupstwo, dalej samo poszło. Później wyjechała, zamieszkała w Austrii, a
ja miałam ważniejsze sprawy na głowie.
– Ciekawe jakie?
Nie odpowiedziałam,
wzruszając ramionami. Zajęłam miejsce naprzeciwko, popijając kubek pełen
waniliowego latte. Sięgnęłam jeszcze po pudełko z kruchymi ciasteczkami,
postanawiając zrobić sobie chwilę przerwy.
– Kiedy kolejne
spotkanie?
– W niedzielę.
– Wolałabym
sobotę.
– W sobotę mamy z
Igorem imprezę rodzinną.
– Czyli chlanie do
białego rana i udzielanie złotych porad odnośnie zdobywania kobiet? – spytałam
domyślnie.
– Coś w tym
rodzaju. Co do was – będzie kino i romantyczny spacer.
– Jaki znowu romantyczny
spacer? – zerknęłam na niego podejrzliwie. Ta niewinna mina nie wróżyła niczego
dobrego. – Była mowa tylko o kinie.
– Wyłgałabyś się
tanim kosztem. Odnośnie kina, ja wam wybiorę film.
– Jeszcze czego!
– Znam twój gust –
dodał ze śmiechem. – A to musi być coś nastrojowego, delikatnego, sprzyjającemu
trzymaniu się za rączki.
– Chyba egipskie
ciemności – odparowałam z przekąsem. – Albo pudełko po popcornie wsadzone na
jego łeb.
– Sądziłem że
wygląd jest ważny tylko dla takich bezwzględnych uwodzicieli jak ja?
– Dla ciebie tylko
wygląd jest ważny. Dla mnie również wnętrze.
– I znajomość
obsługi wibratora oraz różnych modeli pilotów do telewizora.
– Co za papla – mruknęłam,
myśląc o Igorze. – W ogóle jak to się stało, że zgodził się na ten pomysł, skoro
powiedziałeś mu, że na ciebie lecę?
– Sam nie wiem –
odpowiedział Mikołaj poważniejąc. – Po prostu się zgodził.
– Biedaczysko.
Musi być naprawdę samotny – dodałam ze współczuciem. Dopiłam kawę, przegryzając
ją ostatnim ciasteczkiem, a on wciąż siedział milcząc i rytmicznie postukiwał
palcami o blat kontuaru. – Co planujesz na trzecie spotkanie? Tak sobie pytam,
żebym mogła się nastawić duchowo.
Nie odpowiedział.
Obserwował jak odstawiam filiżankę, jak podchodzę do każdego stolika z osobna,
poprawiając różne detale. Czułam na sobie jego wzrok nawet wtedy, gdy się
odwróciłam, aby wytrzeć naczynia leżące tuż obok ogromnego ekspresu do kawy.
– Żana – wyszeptał
nagle do mojego ucha. Nie wiadomo kiedy znalazł się za moimi plecami,
przytulając się i obejmując mnie w pasie. Zdrętwiałam zaskoczona nie tyle
niechcianą sytuacją, ale tonem jego głosu. – Jak ty to robisz, że z wiekiem
stałaś się jeszcze piękniejsza i jeszcze bardziej pociągająca?
Zdumiał mnie do tego
stopnia, że nie umiałam znaleźć żadnej odpowiedzi, żadnej celnej riposty czy
kąśliwej uwagi. Zrozumiałam też, że nie da się żyć wyłącznie wspomnieniami, a
ja nadal byłam kobietą, która potrzebuje seksu. Ale to przecież nie z
Mikołajem! Nie wchodzi się drugi raz do tej samej rzeki, zwłaszcza że za
pierwszym razem o mało co się nie utopiłam.
– Zainwestowałam w
botoks – odparłam zgryźliwie. – Co cię tak nagle naszło?
– Chęć
sprawdzenia, ile w tobie zostało ognia – bardzo delikatnie pocałował skraj
mojego prawego policzka. – Farbujesz włosy?
– Tak. Te na dole
również. I te w nosie. A teraz łapy precz! – chciałam wywinąć się z jego
uścisku, ale nie pozwolił na to. Przycisnął mnie do blatu, unieruchomił dłonie,
bo oczywiście nie zamierzałam być bierna. Pewnie wyczuł chęć wydrapaniu mu
oczu. – Mikołaj! Ktoś tu może w każdej chwili wejść!
– I co z tego?
– Nie zachowuj się
jak smarkacz. I weź tę rękę z moich cycków! Natychmiast!
– Jakaś ty
drażliwa – mruknął, ale wcale nie poluzował uścisku. – Mam ochotę cię
pocałować.
– A ja ciebie
pogryźć.
– Dlaczego by nie?
Ale obiecaj, że dopiero w momencie, gdy będziesz szczytować.
Nie wierzyłam w ten nagły
napad pożądania. A może sądził, że od razu rzucę się w jego ramiona? Niedoczekanie!
Sapnęłam z oburzenia, bo ten zarozumiały gnojek właśnie zaczął pokrywać
pocałunkami moją szyję. Najbardziej wrażliwe, erogenne miejsce na moim ciele. Jednocześnie
delikatnie poruszał biodrami, ocierając się o moją pupę. I na dodatek, cholera
jasna, pachniał czymś szalenie przyjemnym. Czy zły los uwziął się na mnie? Przez
ponad dwadzieścia lat byłam wierna jednemu mężczyźnie. Przez kolejne dwa lata
po jego śmierci, seks uprawiałam jedynie w marzeniach. No dobrze, przed sama
sobą mogę się też przyznać, do nie tak znowu małego, różowego przyjaciela. Po
prostu nie miałam ochoty na jakikolwiek związek, nawet taki oparty tylko na
jednym. A kiedy w końcu zaczęłam się powoli rozglądać dookoła w poszukiwaniu
interesującego faceta, trafiłam prosto na Mikołaja. A on oczywiście znów miał
ochotę zabawić się moim kosztem. Niech to szlag!
– Puszczaj! – wysyczałam
wściekłym szeptem.
– Bo co?
– Bo tak każę!
– Mówisz jedno,
myślisz drugie. Jak każda kobieta.
– Za chwilę tak ci
przywalę, że do końca życia odechce ci się wygłaszać podobnych banałów!
– Żanetko, proszę!
– wymruczał. Pewność siebie promieniowała z niego, przytłaczała i nieziemsko
wkurzała. W końcu uwolnił jedną z moich dłoni, tylko po to, aby palcami sunąć
po krzywiźnie pleców, docierając do pośladków. Najgorsze że i we mnie zaczęła
się budzić ochota na coś więcej niż wymiana zdań ze starym kumplem.
– Mikołaj! Bo jak
cię…
Nie zdążyłam ubrać
gróźb w słowa, gdy zabrzęczał dzwonek przy wejściu.
– Mama?!
Tym razem to on
znieruchomiał. I poluzował uchwyt na tyle, że bez problemu się z niego
wyrwałam, stając naprzeciwko nieziemsko zdumionej Zośki.
– Co to… Nie
wierzę własnym oczom! Co to do kurwy nędzy ma być?! – ryknęła.
– Moja córka, mój
eks – oświadczyłam lakonicznie. Przygładziłam wzburzone włosy, poprawiłam
ubranie i jak gdyby nigdy nic spytałam:
– Kawy?
– Jak to eks? – w
oczach Zosi ujrzałam dwa pulsujące znaki zapytania. Nie złość, nie wściekłość,
a czystą ciekawość. – Aaa! To dlatego byłaś taka dziwna, jak powiedziałam, że
poznałam świetnego faceta? Skojarzyłaś nazwisko i osobę? Mogłaś powiedzieć –
zwróciła się do mnie z wyrzutem.
– Mogłam, ale cokolwiek
było mi niezręcznie – mruknęłam. Mikołaj nadal stał w bezruchu, zastanawiając
się pewnie, czy teraz nie będę miała pretekstu, by z wszystkiego się wycofać. –
Nie martw się. Dotrzymam umowy.
– Umowy? – Ocknął
się nagle. – No tak, umowy. – I sięgnął po niedokończoną kawę.
– Te, matka –
Zosia dziwnie szybko odzyskała równowagę. – A on przypadkiem nie jest moim
ojcem? – Zamarłam, wytrzeszczając oczy na rozbawioną Zośkę. Mikołaj za to
zakrztusił się i musiałam w końcu porządnie walnąć go w plecy.
– No właśnie. Aby
nie jestem? – spytał całkiem poważnym tonem, gdy już doszedł do siebie.
– Jesteś.
Poszkodowany na umyśle. Skąd ten durny pomysł?
– Jak złamałam
nogę w zeszłym roku, to oglądałam taką fajną brazylijską telenowelę…
– I sądzisz, że
byliśmy parą?
– Kojarzę fakty –
popukała się po czole. – Sama mówisz o nim per „mój eks”. Masz szczęście, że
poznałam fantastycznego chłopaka, bo inaczej mogłabym ci nie darować.
Przeżyłabym,
pomyślałam, ale siedziałam cicho, bo nie miałam zamiaru kłócić się z córką i to
w dodatku o Mikołaja.
– Ja już pójdę. – Przez
ten czas obiekt naszych rozważań wycofał się chyłkiem. – Do zobaczenia. –
rzucił w pośpiechu na koniec. I wyszedł. Ha! Uciekł. Ja rozumiem, że sytuacja
była nietypowa, ale żeby aż tak mu się spieszyło? No i nie zdradził mi
szczegółów dalszego planu.
– Podobasz mu się
– stwierdziła Zośka w zadumie. – To dziwne, bo ponoć lubi wyłącznie młode. Sama
słyszałam i widziałam jak o seksownej trzydziesto kilkulatce wyraził się per
podstarzała desperatka.
– To tylko dawna
znajomość.
– Nie wyglądała na
aż tak dawną. A swoją drogą, jak mogłaś wypuścić z rąk takiego faceta?
– Niby jakiego? –
znów się zdenerwowałam. – Co ja? Rogacizna?
Moja córka zaczęła
chichotać. Od razu zrozumiała, co miałam na myśli.
– Ale miał minę
jak zapytałam o ojcostwo, prawda? Nie wie, że jestem wykapany tatuś czyli go
nie znał.
– Może widział na
jednym weselu – wzruszyłam ramionami. – To wszystko. Możemy w końcu zamknąć ten
temat?
– Szkoda.
Pasowalibyście do siebie.
Pominęłam milczeniem te
słowa. Sięgnęłam po komórkę, bo cichutko zaterkotała i odczytałam wiadomość:
„później to dokończymy”. Ciekawe co?
– Nie baw się w
swatkę – ostrzegłam Zosię. – A jeśli już koniecznie chcesz, to znajdź mi
porządnego, szarmanckiego mężczyznę, którego jedynym celem w życiu nie jest
liczenie nacięć na wezgłowiu łóżka.
– Takiego już
miałaś – odparła cicho.
– Wiem –
pochyliłam się, cmokając ją w czubek głowy. – I cieszę się, że nie złościsz się
na mnie o tę całą sytuację.
– Rozumiem. Źle
się czułaś z tym, że twoja córka chciała się umówić z twoim byłym chłopakiem.
– To o wiele za
dużo powiedziane – mruknęłam, nie korygując jej wypowiedzi. Po co miałam
wyjaśniać, że moim jedynym celem było odciągnięcie jej od podstarzałej pijawki,
jaką stał się Mikołaj. A może poprawniejsza forma to pijawek? Zgłoszę się z tym
do bractwa genderowego, pomyślałam z humorem. Co do Igora, za nic nie zrozumiem
faceta. Umawiał się z kobietą, o której wiedział, że leci na innego? Cudak. I
cholerny Mikołaj, raz wypominający mi wiek, a później częstujący komplementami
o kwitnącej urodzie. Nieoczekiwanie to wszystko mnie rozśmieszyło. Przez
ostatnie lata moje życie było bardzo ustabilizowane. Nawet seks bywał niekiedy
rutyną. Może czas na zmiany? Z rozczuleniem pomyślałam o Aleksandrze. Był
cudowny, to prawda. A jednak coś w mojej duszy pisnęło, że znów jestem wolna,
znów mogę szaleć, znów flirtować. Parafrazując: mogłam nie tylko czytać menu,
ale i w końcu wybrać z niego inną potrawę. I cholernie mi się to spodobało.
***
Mikołaj wybrał
wyjątkowo beznadziejny film. Ciągle gadali i gadali, a jak nie gadali, to
gapili się przed siebie baranim wzorkiem, mającym obrazować poważne
przemyślenia, tudzież wewnętrzną przemianę. Do tego pogrzebowa muzyka i dziwne
ruchy kamerą. Zbliżenia tak duże, że ciężko było określić co przedstawiały.
Może czyiś zadek, może ucho, a może szynkę na kanapce, kto wie?
Na początku tylko
jadłam. Igor siedział obok, sztywny niczym kołek, dłońmi kurczowo ściskając
oparcie. Nie chciał ani coli, ani nachosów, za to ja owszem, zafundowałam sobie
mega zestaw z potrójnym sosem serowym. Stoczyliśmy jeszcze małą bitwę, kto ma
za nie zapłacić, z której ponownie wyszedł zwycięsko. Głównie dlatego, ze
uznałam iż coś mi się należy za dwie godziny spędzone w tak beznadziejny
sposób. Jak już zjadłam, podłubałam dyskretnie w zębach, bo coś mi tam utknęło
i zaczęłam się rozglądać. Widzów nie było wielu, za to ci co byli, siedzieli
nieruchomo, skupieni, wpatrzeni w ekran. Zerknęłam w bok. Igor również wyglądał
niczym zastygła żona Lota.
– Podoba ci się? –
spytałam przenikliwym szeptem, pochylając się w jego kierunku.
– Nie – odszepnął,
nie spuszczając wzroku z ekranu.
– To po cholerę tu
siedzimy?
– Mikołaj kazał.
No bo!... Z miejsca trafił
mnie szlag. Oczywiście wiedziałam, że Mikołaj zrobił to specjalnie, bo
nienawidziłam tego typu filmów. A ten anemiczny kretyn nie zaprotestował, tylko
męczy się niczym potępieniec, a wraz z nim męczę się i ja.
– Idziemy! –
wywarczałam, energicznie wstając. Spojrzał na mnie ze strachem, ale musiałam
mieć coś takiego wypisane na twarzy, że nie odważył się zaprotestować. W pięć
sekund opuściłam salę mąk i tortur, a pół minuty później stałam przed kasami, kupując
bilety na film o całkiem odmiennej tematyce. Igor towarzyszył mi z miną zbitego
psa, kuląc ramiona i chowając ręce w kieszeni. Na nieśmiałą propozycję, że
zapłaci posłałam mu takie spojrzenie, że umilkł na dobre. Zadowolona wskazałam
mu kierunek, po drodze zahaczając o punkt z nachosami. Tym razem zadowoliłam
się mniejszą porcją.
– Dziś rozpusta –
oznajmiłam, ponownie żądając podwójnej porcji sosu serowego. – Nie chcesz też?
Zaprzeczył ruchem
głowy. Wyglądał przy tym tak, jakbym mu zaproponowała ukrycie świeżych zwłok, a
nie zwykłą konsumpcję.
– Nie lubisz jeść
w kinie?
– Nie bardzo.
– Twoja strata –
wzruszyłam ramionami.
– Mikołaj
powiedział…
– Gówno mnie to
obchodzi – przerwałam mu brutalnie. – A jak piśniesz mu słówko o zmianie
seansu, to następnym razem rozwalę ci coś na głowie. Zrozumiano? – spytałam
groźnie.
– Taaak – wyjąkał,
na wszelki wypadek odrobinę się ode mnie odsuwając. Jednak choć minę miał
przerażoną, w oczach dostrzegłam ślad rozbawienia i podziwu. W zasadzie mogłam
darować sobie tę grę, bo Zośka ostatecznie zrezygnowała z Mikołaja, ale kto ich
tam wie? Drań potrafił czarować, zdobywając wszystko na co miał ochotę. Randki
z Igorem były nudne, ale bezpieczne. Ostatecznie mogłam się poświęcić.
Podczas seansu nie
zwracałam na niego uwagi. Dopiero kiedy ukazały się napisy końcowe, pełna
satysfakcji, adrenaliny oraz napęczniała od emocji, spojrzałam w stronę swojego
towarzysza. Siedział z głową odchyloną do tyłu, z dłońmi splecionymi na
masywnym brzuszku, smacznie pochrapując. Spał…
Jak u diaska można
zasnąć na tak dynamicznym, pełnym efektów specjalnych i mega głośnym filmie?
pomyślałam z niesmakiem. Potem pochyliłam się i wrzasnęłam mu prosto do ucha:
– Pali się! Pożar!
Gdybym wiedziała jaki
efekt wywołam… Zerwał się przerażony, kwicząc niczym zarzynane prosie. Potem
jego wzrok padł na mnie, potencjalną ofiarę. Bez namysłu chwycił mnie wpół,
przerzucił sobie przez ramię i bełkocząc coś bez ładu i składu, biegiem
skierował się ku wyjściu ewakuacyjnemu.
– Co robisz
bęcwale?! – wysyczałam wściekle. – Puszczaj!
– Muszę cię
ratować – wydyszał, lawirując pomiędzy osłupiałą obsługą, a widzami
wychodzącymi wraz z nami.
– Żartowałam
jełopie z tym pożarem! Natychmiast mnie postaw!
Nie odpowiedział,
zapewne nie dosłyszał moich słów. Trzeba przyznać, wysportowany to on nie był.
Po kilkunastu metrach zaczął dyszeć i zwolnił, choć nadal wyglądało na to, że
moja skromna osoba nie stanowi dla niego nadmiernego ciężaru.
– Igor! –
wrzasnęłam. – Postaw mnie, bo jak bozię kocham…
Postawił. Prychnęłam ze
złością, poprawiłam sukienkę, włosy i dopiero wtedy na niego spojrzałam. Na
twarzy miał wypisaną autentyczną dumę z właśnie dokonanego, bohaterskiego
czynu. Jeszcze tylko jedno spotkanie, powiedziałam sobie w duchu, zaciskając z
całej siły usta, bo słowa jakie się na nie cisnęły nie należały do
przyzwoitych.
– Podobał ci się
film? – zapytałam, zmieniając temat i ruszając w kierunku postoju taksówek.
– Tak – oświadczył
niepewnie. Nic dziwnego, większość z pewnością przespał. – Ty na serio żartowałaś,
czy był alarm?
– Zasnąłeś, że nie
wiesz?
– Ja… Tak byłem
pochłonięty tym, co działo się na ekranie, że mogłem nie zwrócić uwagi…
– Na pewno nie
zasnąłeś?
– Nie, nie. To był
ten pożar? – dopytywał się nachalnie.
– Był. Pewna pani
robiła dobrze pewnemu panu tak energicznie, że na skutek tarcia pojawiła się
iskra i wybuchł pożar.
Wreszcie się zamknął.
Poczerwieniał tylko i wyglądał na nieco urażonego. Chyba moje poczucie humoru
nie przypadło mu do gustu. A może w końcu wyczuł ironię w tych słowach?
Nieważne. Elegancko odwiózł mnie do domu, po raz kolejny fundując transport.
Wzruszyłam ramionami, stwierdzając że nie będę się o to kłócić. Chce, nie
płaci. Wszystko mi jedno, byle się go w końcu pozbyć.
W domu zdjęłam szpilki
i przeraźliwie ziewając włączyłam laptopa. Potem, z kubkiem gorącej herbaty,
otulona puszystym szlafrokiem, usiadłam przed komputerem, by zagrać w
ukochanego pasjansa. Szczerze mówiąc wolałam to niż towarzystwo Igora. On
naprawdę był typową ofiarą losu. I dziwadłem, choć to akurat tak bardzo mi nie
przeszkadzało. Ludzie o nietypowym zachowaniu byli ciekawsi. Napędy rakietowe,
zakładki do książek i nie znajdujący racjonalnego wytłumaczenia podziw dla
Mikołaja, to sporo. Wystarczająco wiele, bym na ostatnim spotkaniu zechciała
sprowokować go do działania. Jeszcze nie wiedziałam do jakiego i jak to zrobię,
ale obiecałam sobie w duchu przednią zabawę. I zamierzałam dotrzymać słowa.
Kiedy kontynuacja? (•ω•)
OdpowiedzUsuńTy to jesteś okropna ;p Piszesz świetne opowiadania a potem ich nie dodokańczasz, dodając nowe również boskie. Doprowadzasz do szału babeczko :P ;*
OdpowiedzUsuńOj Babeczko liczyłam na Glupstwo jednakże to opowoadanie tez wciagnelo ma osobe.
OdpowiedzUsuńKarolina :)
super chcę kolejną część :D
OdpowiedzUsuńJedno z moich ulubionych, choć nic nie przebije "Sylwestrowej opowieści" :3
OdpowiedzUsuńPowiedzonko "Nie wchodzi się drugi raz do tej samej rzeki" jest metaforą czasu. Nie chodzi w nim o bezcelowość powtórzenia tego samego działania, tylko o niemożność powtórzenia - bo czas, jak woda w rzece, upływa.
OdpowiedzUsuńDlatego zdanie "Nie wchodzi się drugi raz do tej samej rzeki, zwłaszcza że za pierwszym razem o mało co się nie utopiłam." jest błędnym nawiązaniem do tej sentencji.
Ola