czwartek, 13 sierpnia 2015

Spadek (V)

Jak przyjemnie, chłodno i cicho jest o poranku. Burzy co prawda nie było, ale w rozładowaniu atmosfery pomógł sam deszcz. Dziś krótki kawałek, ale to nieco zamierzona operacja ;-) Zdradzę wam cichutko na uszko, że nareszcie zaczęłam się na powrót odnajdywać w pisaniu. Wcześniej miałam wrażenie, że błądzę w gęstej mgle.

link do części IV - klik

            Spadek (V)
Stałam na przystanku, bezmyślnie wpatrzona w tabliczkę z rozkładem jazdy. Oczywiście musiałam się pomylić, spóźniając prawie dwie godziny. I po podróży, bo na kolejny autobus musiałabym czekać zbyt długo. Upał panował wściekły, plecak ciążył niczym worek pełen kamieni, a pot lał się z czoła. Szybko uciekłam do klimatyzowanego sklepu tuż obok i kupiłam sobie dużą butlę wody oraz paczkę ciastek na poprawę humoru. Chwilę później konsumowałam je pod drzewem, korzystając z przyjemnego cienia i zastanawiając, co powinnam zrobić. Chyba wrócić? W tę stronę podwiózł mnie Konrad, bo Kuba nadal unikał mojego towarzystwa. Droga nie była daleka, zaledwie siedem kilometrów, ale w tym upale… Westchnęłam, postanawiając udać się na pobliską plażę. Spłuczę z siebie pot, odświeżę się, zjem na obiad hamburgera i wrócę do domu. A swoją drogą, chyba sprzedam jedną z tych cennych książek, by kupić sobie w końcu własne autko.
Na plaży było tłoczno i głośno, czyli to, do czego momentami skrycie tęskniłam. Łapałam zachwycone spojrzenia, ale jakoś nie w głowie były mi romanse. Przez ostatnie dni brakowało mi Kuby. Owszem, przyjeżdżał, pracował, rozmawiał ze mną. Lecz dawało się zauważyć, że wciąż był zły. Ta moja koszmarna wyobraźnia… W lesie trzasnęła gałązka, a ja już dopowiedziałam sobie całą resztę. Kretynka, dodałam z goryczą, obserwując migdalącą się parę. Cierpiałam na syndrom zwany Sebastianem, wymyślając fakty i zdarzenia, które tak naprawdę nie miały miejsca. Obróciłam się na plecy i zapatrzyłam w przejrzyście błękitne niebo. Przypomniały mi się czyjeś oczy i znów posmutniałam. Czyżby koniec czegoś, co zaledwie było początkiem? Z jednej strony zachowywał się niczym dziecko, któremu nie dano cukierka, z drugiej strony poszeleściłam papierkiem i schowałam tego cukierka do kieszeni. Najzabawniejsze było jednak to, że wcale nie zrobiłam tego specjalnie. Ech, ten Sebastian…
Aby pozbyć się niebezpiecznych myśli, zerknęłam na zegarek, sprawdzając, która godzina. Dochodziła siedemnasta. Na horyzoncie pojawiły się białe, puszyste obłoczki, pierwsza oznaka zapowiadanej na dziś wieczór burzy. Powinnam się pośpieszyć i dotrzeć do domu przed jej nadejściem. Głupio byłoby znaleźć się w środku rozszalałej nawałnicy pośrodku gęstego lasu. Zaniepokojona tą wizją, szybko spakowałam plecak, przez moment zastanawiając się nawet nad złapaniem stopa. Potem ponownie spojrzałam w niebo, stwierdzając że zdążę. Nawet z punktem w postaci hamburgera na późny obiad. Bardziej przerażało mnie to, że będę samiuteńka w domu. Nic tylko schować się do szafy…
Uśmiechając się do własnych myśli, ruszyłam w trasę. Miałam tylko nadzieję, że nie pomylę drogi. Wracałam już w ten sposób kilkakrotnie, zawsze rowerem. Wzruszyłam ramionami. Oprócz hamburgera znalazł się jeszcze czas na lody. Niebo na zachodzie przybierało powoli barwę granatu. Palące słońce zniknęło za chmurami, a powietrze było tak gęste, że niemal nie szło oddychać. W lesie, pomiędzy drzewami, było jeszcze gorzej. Szłam z trudem, w duchu błagając o najsłabszy powiew wiatru. Nic z tego. Nie drgnęła ani jedna gałązka, ani jeden listek. Woda skończyła mi się mniej więcej w połowie drogi, toteż zaczynałam się czuć niczym samotny wędrowiec na pustyni. Chwilę odsapnęłam pod rozłożystą koroną ogromnego dębu, wsłuchując się w panującą ciszę. I wtedy z oddali dał się słyszeć przytłumiony odgłos jakby toczących się kamieni. Trzeba przyznać, że to dodało mi skrzydeł. Jeszcze dwa kilometry, jeszcze półtorej… Gdy od domu dzieliły mnie już metry, zerwał się nagły, gwałtowny wiatr. Oślepiające błyski i głośne gromy słyszałam już od dobrych kilku minut. Nie zdążyłam dobiec do ganku, gdy spadły pierwsze krople. Zanim dotarłam do celu, byłam prawie całkowicie przemoczona, tak rzęsisty spadł deszcz. Po prawej stornie mignęło mi coś dziwnie znajomego, coś niepokojącego, coś czego nie powinno tu być, ale nie miałam czasu dłużej się nad tym zastanawiać. Drżącymi dłońmi wysupłałam z kieszeni szortów klucze, chcąc otworzyć drzwi wejściowe. Ale zrobił to za mnie potężny podmuch wiatru. Klucze nie były potrzebne.
Przerażona tym faktem, stałam w miejscu, usiłując wytłumaczyć samej sobie, że może po prostu zapomniałam je zamknąć. W końcu na co dzień tego nie robiłam. Z duszą na ramieniu weszłam do środka, ostrożnie się rozglądając. Byle dotrzeć na górę, do własnej sypialni. Zatarasuję się znowu szafa i…
Zmarłam. Z góry schodził Sebastian. Wcale nie wyglądał na skrępowanego moją obecnością. Uśmiechał się drapieżnie, nie spuszczając ze mnie wzroku. Tym razem nie była to tylko wyobraźnia.
– Co ty tu robisz? – wybuchłam złością maskującą strach. Nie oczekiwałam odpowiedzi, pragnęłam jedynie jak najszybciej go wyminąć i schronić się w swoim pokoju. A on podszedł bliżej, i jeszcze bliżej. W popłochu cofnęłam się, uderzając plecami o ścianę. Cudownie. Z przodu on, z tyłu zimny, odrapany mur, na zewnątrz szalejąca burza, a wokół żywej duszy.
– Ja… muszę na górę – wyjąkałam. Stał dokładnie naprzeciwko, lekko pochylony, wwiercając we mnie szydercze spojrzenie. Na dodatek cholernik był w samym podkoszulku i obcisłych dżinsach, seksowny i interesujący jak nigdy dotąd. Niebezpieczny, ale i kuszący, zbudowany niczym leśny bożek. Tylko mu tych zakręconych rogów i kopytek brakowało. Przypomniałam sobie wieczór, gdy bezszelestnie ulotnił się z tarasu. Przełknęłam ślinę, niemal wciskając się w ścianę.
– Okay, nieważne co tu robisz – dodałam pojednawczym tonem. Tym razem Sebastian się uśmiechnął. I wcale nie był to miły uśmiech, choć na jego widok zmiękły mi kolana. Jedną dłoń oparł o ścianę obok mojej głowy, drugą wyciągnął coś z kieszeni. Coś czerwonego, zwiniętego w kłębek. Przyłożył to do twarzy i zaciągnął się zapachem, wyraźnie się tym delektując. A ja zdrętwiałam, bo w czerwonej szmatce rozpoznałam swoją wczorajszą bieliznę. Obserwował mnie, nie przerywając tej czynności, obserwował z mieszanką szyderstwa i pożądania. Tego się nie spodziewałam, bo dotąd jego zainteresowanie nie wydawało się nachalne. Aż do dzisiejszego wieczoru. Zresztą, on buszował w moim pokoju, przekonany, że wrócę dopiero za trzy godziny.
Ze spokojem schował swój łup z powrotem do kieszeni. Wcale nie krępował go fakt, że został na czymś takim przyłapany. Utkwiłam wzrok w jego ustach, z rozpaczą uświadamiając sobie, że z pewnością cała moja twarz płonie. A jednak nie mogłam się powstrzymać, co by było…

link do części VI - klik

20 komentarzy:

  1. Takie trzymanie w niepewności, jest straszne :( Wchodziłam po kilka razy dziennie czekając na tę część, a tu taka niespodzianka. Zdecydowanie za mało! Mam tylko szczerą nadzieję, że kolejna część pojawi się jeszcze szybciej niż ta, bo chyba umrę z oczekiwania i niepewności :)
    Oddana fanka twojej twórczości.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale się porobiło... Przez Ciebie poobgryzam wszystkie paznokcie! A robię to tylko w " szczególnych " sytuacjach ;)Więc proszę oszczędź mi ich chociaż kilka i nie każ zbyt długo czekać na następną część :* ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże nie spodziewałam się takiej sytuacji. Kiedy kolejna część bo po tej juz mam niedosyt.

    OdpowiedzUsuń
  4. Aaaaaaaach, Babeczko, litości...

    OdpowiedzUsuń
  5. Dla mnie bomba :D miłego dnia!

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej, hej!
    Mam ambitny plan. Mam cholernie ambitny plan! Jako, że pochłonęłam wszystkie Twoje opowiadania i dotarłam do dosyć drażliwego momentu, gdy muszę czekać na kolejne części... Zaczynam od nowa. Tylko tym razem, zostawie komentarz po sobie, a nie czmychnę dalej... Co prawda, muszę przyznać, że nie wszystko mi się tak bardzo podobało jak bym chciała.. Ale wtedy byłoby nudno..
    Należy Ci się hołd ze strony chyba każdego, i piszącego, i czytającego.. Dwoje dzieci? Poezja!
    Co jak co. W niektórych momentach Twoja wyobraźnia mnie.. Przeraża:-) i to mnie fascynuje :-). Jednakże czasami brakuje mi w tym czegoś... Jak To znajdę to dam znać. ;-) Dobrze, to ja sobie zacznę według kolejności w indeksie :-) Nie tykam tylko niezakonczonych.. No może jak skończę te skończone...
    Trzymaj się ciepło:-)
    Weny i czasu w gigantycznych ilościach życzę:-)
    Papa,
    Wiktoria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i też podziwiam. Czy w takiej ilości nie jestem przypadkiem niestrawna? ;-) A na komentarze czekam, bo wiadomo nic tak nie mobliziuje, choć u mnie z odpowiedziami czasem kiepsko ;-(

      Usuń
    2. PS. Z tym czasem ale strzeliłaś :-D

      Usuń
    3. Niestrawna? Czy ja wiem ? Czasami, po niektórych opowiadanaich czułam żądze krwi i chęć dokonania mordu XD. Opowiadania typu "Głupstwo" bądź "Niekompletni"... Nie jestem romantyczką, nie uważam się za nią. Jednak jestem 100% zwolenniczką szczęśliwych zakończeń. W zwykłym życiu trudno o to, więc dlaczego mam smutać jeszcze przy opowiadanich..? Nawet tych najpiękniejszych...
      Ale cóż... Daję rade :-D
      A czytać... Przeczytam! A co!
      A co do czasu... Mam chrzesniaka, co ma dwa lata. Ma może pół metra wzrostu, a absorbuje hektolitry uwagi XD.
      Wracam do czytania :-) Ale będę tu zaglądać:-p

      Usuń
  7. umiesz trzymać napięcie :) :) :) - z przyjemnością czekam na kolejną część- tylko proszę o troszkę dłuższą :) - Dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Babeczko! Bardzo się cieszę, że wróciłaś! Nie było mnie trochę i nie miałam okazji Ci serdecznie pogratulować Maleństwa! :)
    Wszystkie dostępne części "Spadku" przeczytałam jednym tchem i nieustannie chcę więcej :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się cieszę, że wróciłaś :-) Im nas więcej, tym lepiej. Wy macie radochę, ja satysfakcję, gdy napiszę coś dobrego.

      Usuń
  9. Kochana Babeczko, nie daj czekać tak długo swoim czytelnikom na kolejną część tego opowiadania. Bardzo trzyma w napięciu. Czekamy z niecierpliwością :)

    Gorące pozdrowienia dla Ciebie, męża i dzieciaczków :* :* :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O matko! I pomyśleć, że mam już dwójkę potomków... Czasami aż się wierzyć nie chce. Ja!, do zajścia w ciążę, zagorzała zwolenniczka staropanieństwa!

      Usuń
  10. Nie dam czekać, choć musicie wiedzieć, że to opowiadanie piszę na bieżąco, także po to, aby zrelaksować się po całym dniu obowiązków. Tak przyjemnie jest pogrążyć się w całkiem innym świecie...

    OdpowiedzUsuń
  11. Opowiadanie zaczyna nabierać charakteru. I bardzo się ciesze, ze wyszlas z tego zastraszającego marazmu twórczego. Czytając twoje opowiadania nawet sprzed roku, dało się zauważyć w miarę dobry warsztat, jednak całość zdawała się być nudna i oklepana.
    Wierzę w ciebie, bo nie znalazłam tak świetnego bloga z opowiadaniami jak twój, a wierz mi- szukałam intensywnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdradzę, że ten tekst traktuję luźno. Taki na wakacje, nieco osobisty, itd. Za to po głowie chodzi mi romans historyczny, z akcją zanurzoną w morkach wczesnego średniowiecza. Oczywiście w Polsce. Jest taki dyskusyjny temat w naszej historii - Bolesław Zapomniany. Król, którego nie było. Albo był i został wymazany z kart historii. Realia sprawy już znam, teraz muszę poczytać trochę na temat epoki. Codzienność, tryb dnia, obyczaje, ubrania, jedzenie, nawet mowa. Może moje opowiadania to nie dzieła na nobla, ale nie lubię popełniać gaf.
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Babeczko bądź taka jaka byłeś przedtem znaczy Twoje opowiadania! :-(

      Usuń
    3. Bez przesady, aż tak bardzo się nie zmienię. Ale to chyba naturalna rzecz, że chcę pisać "od serca" proste i nieskomplikowane romansidła, a czasem coś bardziej rozbudowanego, coś innego.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.