Mówią, że piekło jest wybrukowane dobrymi chęciami... Mają rację. To tyle a propos kulawych wpisów, długiej nieobecności i ogólnego zaniedbania bloga.
Od razu dodam, że z dzidzią wszystko dobrze, będzie chłopak :-) małżonek szaleje ze szczęścia, przy czym oboje z córcią toczą walki o imię. Za to jak widać kondycja mamusi nie jest najlepsza, stado zmartwień jak czarne kruki krąży nad moją głową i nijak nie da się ich przepędzić. Tym razem są to bardzo przyziemne, finansowe kłopoty, które jednak potrafią człowiekowi odebrać chęć do działań i zepsuć nastrój. Bardzo skutecznie dodam.
Dlatego więcej nic nie obiecuję, nic nie planuję, bo teraz już wiem, że zawiodę. Same chęci to nie wszystko. Spędzam sporo czasu przed kompem, ale głównie jest to związane z pracą oraz celem zarobkowym. Na bloga nie starcza sił (niewygodna pozycja) oraz czasu. Mam tylko nadzieję, że to minie...
Link do części I - klik
Echo II
Milczałam podczas drogi
powrotnej. W dole brzucha czułam nieprzyjemny ucisk, w ustach gorycz porażki.
Radek również milczał, choć wkurzająca była już sama jego mina. Najwyraźniej
świetnie się bawił, a moje publiczne upokorzenie przed główną nieprzyjaciółką
oraz niedoszłym chłopakiem, sprawiało mu satysfakcję.
Do awantury doszło, gdy
wysiedliśmy przed domem. Radek zapłacił taksówkarzowi, po czym bez pośpiechu
zaczął szukać klucza. Ja stałam w bezruchu, godnie nadęta, wpatrzona w jeden
punkt.
– Kluseczko…
– Czego? –
warknęłam niezbyt uprzejmie. Wcale nie chciałam wyładowywać swej frustracji na
jego osobie, ale przysięgłam, że nie zdołam się powstrzymać, jeśli usłyszę
jakąś głupią uwagę.
– Osobiście
uważam, że wiele nie straciłaś – oznajmił optymistycznie, po czym szarmancko
otworzył przede mną drzwi.
– Pewnie. Nadobna
Gosieńka ma mnie teraz za oszalałą z samotności desperatkę, oko na ciebie… Och!
– jęknęłam, wplatając dłonie we włosy. – Po co plotłam te bzdury o wielkiej
miłości i rychłym ślubie? Nie mogłam pobawić się w grę domysłów? Nie mogłeś
mnie powstrzymać?
– Miałem być
szaleńczo zakochany, ślepo zauroczony i tak dalej. Poza tym przyhamowałem cię,
gdy chciałaś się rzucić na tego biedaka.
– Biedaka?! –
ryknęłam, gwałtownie się odwracając.- Biedaka?!
– No i mogę się z
tobą ożenić, jeśli chcesz – dodał beztrosko. – Wyślesz jej zaproszenie, a mnie
zapłacisz w naturze.
– Kretyn!
– Marudzisz babo.
To czysto handlowy układ.
– W dupę sobie
wsadź swoje układy!
Zamierzałam właśnie
godnie porzucić jego towarzystwo, kiedy bezczelnie zaczął się śmiać.
Błyskawicznie się odwróciłam i pewnie gdyby wzrok mógł zabijać, Radek w
mgnieniu oka padłby trupem na wypolerowaną podłogę. A tak jedynie otworzył
drzwi do własnego mieszkania i szerokim gestem zaprosił mnie do środka.
– Chodź kluseczko,
zawrzemy umowę wstępną. Cały czas mam na ciebie ochotę…
– A ja nie. Nie
zadowalam się byle czym czy też byle kim – oświadczyłam zimno.
Nie wiem co bardziej mu
się nie spodobało – słowa czy ton, w jakim zostały wypowiedziane.
– Czyżby? Ale to
mnie poprosiłaś…
– Nadajesz się do
takich rzeczy jak mało kto. Uwsteczniony analfabeta o mentalności jaskiniowca,
na dodatek bredzący w kółko o jednym i tym samym – w miarę jak mówiłam, jego
twarz tężała. Nigdy wcześniej nie widziałam Radka wściekłego, rozzłoszczonego,
przynajmniej nie na mnie. – Tylko twój wygląd można policzyć in plus. Zgadnij
jednak co zostanie za jakieś trzydzieści lat? Podtatusiały podrywacz
nastolatek, za wszelką cenę próbujący podbudować swoje ego za pomocą wątpliwej
jakości podbojów – dodałam szyderczo. Szczerze mówiąc czułam się podle, więc za
wszelką cenę pragnęłam zniszczyć i jego dobry humor. Tym swoim
samozadowoleniem, wiecznym optymizmem działał mi na nerwy jak rzadko kiedy.
Przestało być dla mnie ważne czy to, co mówię jest zgodne z tym, co myślę. Że
to nie na nim powinnam wyładować swą złość. Winne były moje idiotyczne pomysły
i obłuda Pawła, który usiłował wykombinować sobie na boku dodatkową podrywkę.
Ale kłębiące we mnie emocje musiały znaleźć ujście. Radek miał po prostu pecha
i zbyt mało wyczucia, by milczeć, pozwalając mi na skrycie się wśród własnych
czterech ścian i wypłakanie całej złości.
Dlatego pięć minut
później siedziałam w kącie łazienki, z rolką papieru toaletowego po prawej i
zanosiłam się płaczem tak gwałtownym, że aż dostałam czkawki. Radek nie
odpowiedział, a jedynie rąbnął drzwiami z taką wściekłością, że mogłam się tylko
domyślać, jak bardzo zabolały go te słowa.
Zrobiłam z siebie
kretynkę. I tam, na przyjęciu, i tutaj, na dole gdy obraziłam człowieka, który
zawsze wyciągał do mnie pomocną dłoń. Kretynkę stulecia, o mentalności
rozkapryszonego dziecka. Pal licho Gośkę i Pawła, ale Radek? Nie mogłam się
powstrzymać i po prostu pomaszerować bez słowa na górę, do siebie? Czy to
naprawdę było takie trudne?
Wstałam i zrzuciwszy ubranie,
weszłam pod prysznic. Przez dłuższą chwilę pozwalałam, by woda spływała po
mojej twarzy, spłukując łzy, makijaż i gorycz. Potem, już owinięta w ręcznik
ruszyłam w kierunku kuchni. Doskonale pamiętałam, że gdzieś w zakamarkach
apteczki mam tabletki nasenne. Mocne, zapisane kiedyś przez znajomą lekarkę.
Odszukałam je, połknęłam dwie popijając wodą z kranu, po czym tak jak stałam, z
wilgotnymi włosami i całkiem naga, bo mokry ręcznik porzuciłam na podłodze,
padłam na łóżko. Co nie oznacza, że przed zaśnięciem nie zdążyłam sobie jeszcze
popłakać.
***\
– Zachowałam się
wyjątkowo głupio. Przepraszam – powiedziałam z determinacją, gdy tylko otworzył
drzwi. Nie odpowiedział od razu. Patrzył wyjątkowo ponuro, opierając się o
framugę i wciąż milczał.
– No, powiedz coś
– pogoniłam go niecierpliwie.
– Co?
– Najlepiej, że mi
wybaczasz.
– Nie mów? – Tym
razem to w jego głosie dosłyszałam szyderstwo. – Zależy ci?
– Tak.
– Jeśli się boisz,
że wymówię umowę najmu mieszkania, to zbyteczne.
– Radek! To nie fair!
– Możesz tu
mieszkać do czasu, gdy znajdziesz kogoś lepszego niż ja, uwstecznionego
analfabetę, o mentalności jaskiniowca.
Zatkało mnie. Żeby tak
mocno wziął sobie te słowa do serca? To do niego niepodobne. Przyjrzałam się mu
podejrzliwie i dopiero teraz zauważyłam, że miał na sobie wczorajsze spodnie, wczorajszą
koszulę, zmierzwione włosy i przekrwione oczy. Dotarło do mnie, że pił i to
ostro, a ten dziwny zapach to przecież woń alkoholu.
Upił się? Z mojego
powodu?
– Przestań! Bo
wyrzuty sumienia mnie dobiją.
– Akurat –
mruknął, ale odsunął się, gestem zapraszając do środka. – Masz wrażliwość krwiożerczego
aligatora. Mało co cię dobije.
– Własna głupota
na pewno.
Udał, że niedosłyszał.
Usiadłam przy stole kuchennym i grzecznie poprosiłam o kawę. Może przywróci
naszym relacjom odrobine normalności?
– Gdybyś mnie
wczoraj nie drażnił…
– Chciałem cię
pocieszyć.
– W niewłaściwy
sposób.
– Tak, zauważyłem
– stwierdził z ironią, po czym zajął miejsce naprzeciwko.
– Wiesz jakie to
wkurzające słuchać po sto razy dziennie twoich niesmacznych aluzji erotycznych
czy dwuznacznych propozycji?
Opuścił głowę. Milczał
przez dłuższą chwilę, po czym nagle spytał:
– A pomyślałaś
kiedyś, że naprawdę mam ochotę na coś więcej niż przyjaźń?
Zatkało mnie. Te słowa
zabrzmiały wyjątkowo poważnie. Poważne były również jego oczy, zatopione w
moich źrenicach.
– Ale po wszystkim
nie byłoby mowy o naszej przyjaźni.
– Nie, o tym na
pewno nie byłoby mowy – odparł cicho. Było coś dziwnego w tonie jego głosu, w
wyrazie twarzy. Nie zrozumiałam dlaczego, ale nagle poczułam się zmieszana.
Radek jako nie-przyjaciel? Jako… kochanek? Żadne tam śmichy chichy, ale
prawdziwy seks. Pocałunki, pieszczoty, intymność.
Tylko co potem? A jeśli
bym się zakochała? On z pewnością nie, byłaby to dla niego kolejna przygoda i
kolejne zwycięstwo. A dla mnie? Nie potrafiłam w ten sposób podejść do spraw
damsko-męskich. Seks, owszem, ale jedynie gdy łączyłoby nas coś trwalszego, coś
głębszego, a nie jedynie ochota na chwilę zapomnienia.
– Czasami mnie
kusiło – powiedziałam powoli, lekko się uśmiechając. – Lecz co później? Połamałbyś
moje spragnione uczuć serduszko i poszedł dalej. Przecież mnie znasz. Gdybym
się zgodziła, oznaczałoby to, że się zakochałam. A dla ciebie byłoby to jedynie
kolejne nacięcie na wezgłowiu łóżka – dodałam żartobliwie.
– No tak… – odparł
cicho. – Jeśli tak to widzisz, to masz całkowitą rację.
Pewnie, że miałam.
Tylko skąd uczucie zmarnowanej okazji? Nieokreślony żal i smutek? Spojrzałam na
jego silne dłonie, potem prosto w zamyślone oczy i głośno westchnęłam. I wtedy
Radek nieoczekiwanie się roześmiał.
***
Wydawałoby się, że
wszystko wróciło do normy. Sprzeczaliśmy się jak dawniej, wymienialiśmy głupawe
uwagi, oglądaliśmy wspólnie wyjątkowo krwawe filmy, gdzie trup ścielił się
gęsto, a sama akcja nie miała zbyt wielkiego sensu. On wychodził wieczorami na
te swoje randki, ja spędzałam je pod ciepłym kocem z lekturą w ręku. I po
staremu się nudziłam.
Jednak coś się
zmieniło. Nie umiałam tylko ująć tego w słowa, jasno sformułować. Miałam jednak
słuszne wrażenie, że Radek traktował mnie inaczej. A może to nie to, może to on
się zmienił? Albo ja? Tylko w jaki sposób?
Pewnie te rozmyślania
doprowadziłyby mnie do rozstroju nerwowego, gdyby nie walentynki. Nie
cierpiałam cholernej daty od kiedy skończyłam osiemnaście lat i pomimo upływu
czasu, zmiany wyglądu oraz wzrostu powodzenia, nic się nie zmieniło. Klęłam za
każdym razem, gdy zbliżał się TEN dzień. Jasne, że umawiałam się wtedy na
romantyczne kolacje czy szalone wypady, ale nigdy jeszcze nie skończyło się to
dla mnie zbyt dobrze. Zawsze kilka dni po wyłam do poduszki, zastanawiając się,
dlaczego drań nie zadzwonił. W końcu, któregoś roku, doszłam do wniosku, że po
prostu wybieram nieodpowiednich mężczyzn. To miały być więc moje drugie
walentynki, które spędzałam oglądając łzawe romansidła, popijając wino i
zużywając karton chusteczek. Magiczna data, nie ma co…
Zaopatrzyłam się w
niezbędne akcesoria, tudzież kolekcję beznadziejnych filmów klasy b, lecz gdy
nadszedł wieczór, kierowana nieoczekiwanym impulsem, postanowiłam sprawdzić, co
tam u Radka. Dotychczas zawsze obdarowywał mnie kwiatkiem, żartobliwie pytając
czy może się rozebrać, owinąć czerwoną wstążką i zostać moją walentynką. Kwiatka
przyjmowałam, ale na słowa reagowałam rozmaicie. Tak było odkąd się do niego
wprowadziłam, zawsze z samego rana, kiedy nawet nie zdążyłam na dobre wygrzebać
się z pościeli. Ale nie w tym roku. Cóż. Sama byłam sobie winna.
Nie skradałam się, nie
ukrywałam, tylko energicznie zapukałam do jego drzwi. Kiedy otworzył, jedynie
westchnęłam, bo rzadko widywałam go tak ubranym.
– Gdzie się
wybierasz? – spytałam podejrzliwie, ładując się do środka. – Ja rozumiem
garnitur, ale pierwszy raz widzę cię w smokingu.
– Na bardzo
elegancką imprezę, w towarzystwie wyjątkowej kobiety – odpowiedział,
żartobliwie puszczając do mnie oczko. – Sądziłaś, że będę paradował tak w domu?
– Nie.
Usiadłam na kanapie i
przytuliłam poduszkę. Nie do końca rozumiałam dlaczego, ale mój humor
drastycznie się pogorszył.
– Nowy czy stary
podbój?
– Obiecujący
kluseczko, bardzo obiecujący – oświadczył z zadowoleniem, poprawiając muchę. –
A ty jak zwykle w domu?
– Jak zwykle –
mruknęłam.
– Zresztą… Może ją
wkrótce poznasz, chcę by za miesiąc czy dwa wprowadziła się do mnie – dodał
zamyślony.
Zamurowało mnie. To
oznaczało coś bardzo, bardzo poważnego.
– Chcesz się
ustatkować? – wyjąkałam zdumiona.
– Już dawno. Tylko
szukałem odpowiedniej kobiety.
No i po naszej
przyjaźni. Było, minęło, nie wróci.
– I znalazłeś? –
spytałam przygnębiona.
– Powiedzmy…
Jakoś mnie ten jego
pełen wątpliwości ton wcale nie pocieszył. Wystarczyły fakty. A one były takie,
że po raz pierwszy od kiedy zamieszkałam na piętrze, chciał w swoim świętym
lokum obecności kobiety. Po prostu świetnie. Te walentynki będą mi się jawić w
przyszłości jako wyjątkowo nędzne, pełne czarnych myśli i smętnych rozważań o
straconych szansach.
– A ty jak zwykle
zostajesz w domu?
– Nie mam zamiaru
kusić losu. A tak w ogóle, to nie wiesz, co trzeba zrobić, by załapać się na etat
zakonnicy?
O mało się nie udusił
ze śmiechu, wampir jeden. Siedziałam, ponuro wpatrzona w skręcającego się w
konwulsjach Radka, dopóki się nie uspokoił. Czerwony na gębie, z nieco
potarganą czupryną, otarł łzy z oczu i odezwał się na wpół kpiącym, na wpół
rozbawionym głosem:
– Kluseczko,
byłabyś idealną kurtyzaną, ale zakonnicą? Wywaliliby cię po pierwszej dobie.
– Powołanie się
nie liczy?
– Jakie powołanie?
O czym ty bredzisz? Jesteś przygnębiona i zniechęcona, tylko tyle. Proszę –
otworzył lodówkę i wyjął z niej butelkę czerwonego wina, którą następnie prawie
wcisnął w moje ramiona. – To na pocieszenie.
– Mam się upić? –
spytałam z niedowierzaniem.
– A co innego ci
pozostało? – zakpił.
Prychnęłam. Jednak
naprawdę byłam w tak kiepskim humorze, że nawet nie miałam sił się złościć. Pożegnałam
go ponurym „cześć”, życzyłam gromkim głosem szampańskiej zabawy, w duchu
pragnąc, by to babsko, z którym się umówił, połamało sobie nogi, a później
powlekłam się na górę. Wino zostawiłam na stole kuchennym.
Wieczór spędzony w
przymusowej samotności bywa wyjątkowo podły. Walentynkowy wieczór spędzany w przymusowej
samotności, jest jeszcze gorszy. Skuliłam się na kanapie, w duchu przeżywając
gorycz każdej porażki w relacjach damsko-męskich. Zegar w kuchni tykał miarowo,
a ja siedziałam w bezruchu dobrą godzinę, z rzadka tylko pociągając nosem. W
końcu doszłam do etapu, gdy użalanie się nad sobą przestaje przynosić
satysfakcję. Pojawiła się myśl o antidotum, w postaci gorącej kąpieli pełnej
pachnącej piany, relaksującej muzyczki w tle i tej butli z winem, którą
zostawił mi Radek. Dodałam do tego zapalone świeczki i wyraźnie się ożywiłam. Traf
jednak chciał, że w swojej łazience dysponowałam jedynie prysznicem. Za to z
obszernej wanny z bajerami, mogłam korzystać w apartamencie Radka, co czyniłam
dość rzadko i zawsze pod jego nieobecność. Nie żebym się ukrywała, ale drażnił
mnie jego tęskny wzrok, gdy gościnnie zapraszał mnie do korzystania z tych
luksusów. Teraz nadarzyła się znakomita okazja, bo byłam pewna, że nie wróci do
rana, a poza tym wymagała tego sytuacja kryzysowa.
Ubrałam się w puszysty
szlafrok, podpięłam włosy, zapakowałam do torby wszelkie niezbędne akcesoria i
zeszłam na dół. Kwadrans później z lubością przyglądałam się swemu dziełu. Piana
pachniała czekoladą i cynamonem, jedyne oświetlenie stanowiły migoczące
płomieniami świeczki, rozstawione po całej łazience, więc nie zwlekając
zrzuciłam szlafrok i zanurzyłam się w ciepłej wodzie. Potem sięgnęłam po
słuchawki odtwarzacza mp3 i odchyliłam głowę do tyłu, zanurzając się w
relaksującej muzyce i drażniących moje zmysły, zapachach. Raz po raz sięgałam
po kieliszek pełen aksamitnego, czerwonego wina. Przyznam, że pierwszy i drugi
wszedł dość gładko, zwolniłam dopiero przy trzecim. W końcu głupio byłoby się
schlać, zasnąć, a na samym końcu utopić w wannie. Aż tak zdesperowana nie
byłam. Puściłam jeszcze nieco ciepłej wody, czując prawdziwą błogość
rozchodzącą się nie tyle po ciele, co po przemarzniętej, skostniałej duszy.
Przynajmniej do momentu, gdy otwarłam oczy, aby sięgnąć po kieliszek i ujrzałam
siedzącego na skraju wanny Radka. Błogość przeszła momentalnie, za to
uświadomiłam sobie, że on wpatruje się w pokryte pianą moje piersi.
– Co tu robisz?! –
jęknęłam, zrywając z uszu słuchawki i zanurzając się na przyzwoitą głębokość.
Czyli tak, by z piany wystawała tylko głowa.
– Mieszkam –
odpowiedział uprzejmie.
– Miałam na myśli
twój przedwczesny powrót.
– Postanowiliśmy
kontynuować nasze spotkanie w moich apartamentach.
Najpierw mnie
zamurowało. Przypomniałam sobie jednak jego słowa sprzed kilku godzin i
pomyślałam, że tak naprawdę nie powinnam się dziwić. Za to on tak, nie
wspominając już o kobiecie, którą zaprosił. Ładny pasztet. Wracają na
romantyczny wieczór przy kominku, a zastają mnie, całkiem nagą, w wannie pełnej
piany.
– Bardzo
przepraszam – wyjąkałam, raptownie się podnosząc. Natychmiast przypomniałam
sobie, że jestem naga, więc jeszcze szybciej powróciłam do pozycji wyjściowej. A
w zasadzie zrobiłabym to, gdyby nie utrata równowagi i śliska powierzchnia pod
moimi stopami. Wrzasnęłam, chwyciłam ramię Radka i rymnęłam jak długa, rozbryzgując
wodę po całej łazience.
– Kluseczko, nic
ci nie jest? – spytał zaniepokojony, wyciągając mnie energicznym ruchem z
odmętów aromatycznej kąpieli.
– Nic – odparłam
słabo, prychając resztkami wody. – Nie gap się tak, tylko podaj mi coś do
okrycia.
– Szkoda –
westchnął, ale posłusznie podsunął puszysty ręcznik. Rozmiarów ścierki do naczyń.
– Żarty na bok! –
rozzłościłam się nieoczekiwanie. – Tym mam się owinąć?
– Dlaczego chcesz
zasłaniać tak piękny widok? – spytał tęsknie, zdejmując jednocześnie
przemoczoną marynarkę.
PS. Wiecie, że ptaszki zaczęły dziś swój koncert o trzeciej nad ranem? Miło tego słuchać :-) Jak widać nowy wpis zawdzięczacie mojej bezsenności, bo w dzień pewnie znowu nie znalazłabym czasu.
Ale niespodzianka! I od razu dzień stał się lepszy! :-) Z tęsknoty za Twoimi opowiadaniami zaczęłam czytać wszystkie już napisane od początku :-) Babeczko pozdrawiam i ściskam Cię serdecznie. I trzymam kciuki żeby wszystko się po układało po Twojej myśli :-* ps. Gratuluję chłopaka! Cudnie mieć parkę :-)
OdpowiedzUsuńAlicja K.
Będzie może kontynuacja tego opowiadania w przyszłości? ;)
OdpowiedzUsuńJulija
Wypoczywaj dużo, a nami się nie przejmuj, poczekamy! :-) pozdrawiam, Ania
OdpowiedzUsuńHej bejbe :)
OdpowiedzUsuńjak to ładnie nazwałaś. ja po prostu mówię, że mi te cholery napierdalają za oknem :D
:)
Nie przejmuj się czytelnikami. Trzymam kciuki za maleństwo. Realna rodzina jest ważniejsza od wirtualnych czytelników.
OdpowiedzUsuńŚwietna część! Kiedy następna, Babeczko? :)
OdpowiedzUsuńBardzo miły prezent na urodziny <3 Mogłabym zawsze taki dostawać :)
OdpowiedzUsuń~ M
Swietne,pomimo faktu,iz druga czesc miala byc zaraem ostatnia to wszystko fajnie :-)
OdpowiedzUsuńkochana Babeczko - ja ci moge cala noc swiergolic pod oknem bylebys tylko czesciej wstawiala swoje cudowne opowiadania :)
OdpowiedzUsuńMiały być dwie części. :(
OdpowiedzUsuńJuż koniec? ;o
OdpowiedzUsuńDroga Babeczko ! Jak zwykle opowiadanie rewelacyjne , szkoda tylko że kończy się w takim momencie .. Prosimy abyś nie pozwoliła Nam wiernym fanom , czytającym Twojego bloga codziennie obsesyjnie z rana znów długo czekać na kolejne ;))
OdpowiedzUsuńBędzie kochana jeszcze jedna cześć ? :*
OdpowiedzUsuńUwielbiam. Zdrowia dla Was Babeczko :)
OdpowiedzUsuńTo ta druga część z tego krótkiego dwuczęściowego? Rozumiem cdn no bo jakże to tak ...jest smak i dalej jak 😜
OdpowiedzUsuńNielogiczne.
OdpowiedzUsuńCześć Babeczko:)))
OdpowiedzUsuńFajnie,że u Was dobrze i jeszcze znalazłaś czas dla nas..:) Chłopak powiadasz,no to wyrównało się w rodzince.
Pozdrawiam ciepło Kasia
Aj!!!! w takim momencie? no wiesz co... :)
OdpowiedzUsuńBabeczko, czy to koniec, czy będzie jeszcze część III?
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że to nie koniec i wkrótce dodasz zakończenie:-)
OdpowiedzUsuńZdrowie powinno i jest u Ciebie priorytetem, bardzo się z tego powodu cieszę. Nie obiecuj jednak niejednokrotnie czegoś, czego nie jesteś w stanie zrobić. Stawia Cię to w złym świetle, Babeczko. Pozdrawiam. ;-)
OdpowiedzUsuńDaj bóg jak najwięcej bezsennych nocy... ta można sobie pomarzyć. Wredna baba ze mnie co nie !? ;) Tak czy siak, liczę na rychłą kontynuację. Pozdrawiam. K.K.
OdpowiedzUsuńPS: Żyjemy w szarej codzienności, ale zawsze trzeba mieć nadzieje, że pojawi się malarz z ... ósmym kolorem tęczy.
czy to juz koniec tego opowiadania czy bedzie jeszcze kolejna czesc? :) najlepsze jakie kiedykolwiek czytałam! <3
OdpowiedzUsuńMiały być dwie części??
OdpowiedzUsuńCzyli co już koniec?
Kocham i uwielbiam cudowny ten rozdział :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieje ze kolejna czesc dodasz szybciej ;)
No i oczywiście zdrowia dla dzidziusia i gratuluje chłopca :)
Dlugo jescze mamy czekac na nast czesx?
OdpowiedzUsuńŚwietne, ale kiedy nowa część ? :)
OdpowiedzUsuń