sobota, 6 września 2014

Wakacyja opowieść (V) - zakończenie

Ależ długo mnie nie było :-) Oki, lecimy z tym koksem. Jak mi sił starczy, to może i na pocztę zajrzę? 

link do części IV - klik

         Wakacyjna opowieść (V)
Najpierw wyczytałam w jego oczach zdziwienie. Zaraz potem przestał się uśmiechać. Pojawił się gniew. Pewnie pomyślał, że go śledzę.
Odwróciłam się na pięcie i uciekłam. Teraz zrozumiałam, że to wszystko było kłamstwem. Chciał mnie zdobyć i doskonale wiedział, jak to zrobić. Za pomocą słodkich słówek, stanowczości i fałszywych komplementów. A ja głupia dałam się nabrać, niczym niedoświadczona nastolatka. Sądziłam, że robię to, czego pragnie moje serce, gdy tymczasem po prostu dałam się wykorzystać. Przelecieć. Ujmując to nieco brutalnie, przerżnął mnie i tyle. Dlatego nie pojawił się ani dziś rano, ani po południu, ani późnym wieczorem. Był zajęty swoją ukochaną. Zresztą czy powinnam się dziwić? Była jak z obrazka. Śliczna. Złote włosy, sylwetka nimfy, błękitne oczy sierotki Marysi, doskonała w całości, doskonała w każdym szczególe. Przy niej poczułam się niczym przykurcz, nic nie warta, całkiem zwyczajna dziewczyna.
Jak on śmiał mówić mi, że jestem piękna? Nie, nie tak. Jak śmiał kłamać? Prosto w oczy, bez najmniejszego zająknięcia? Bo teraz byłam pewna, że kłamał.
Łajdak! Bydlę! A ze mnie jest kretynka stulecia! Zachciało mi się wakacyjnych romansów!
Rozejrzałam się. Biegnąc tak, połykając łzy, dotarłam do dworca. Na peronie stał właśnie pociąg, a przez głośnik miły, kobiecy głos oznajmiał, że za pięć minut odjeżdża on do Poznania. Dom! pomyślałam, ocierając twarz wierzchem dłoni. Bez namysłu wskoczyłam do jednego z wagonów. Nie ważne było teraz to, że byłam bez dokumentów, pieniędzy, bagażu. Chciałam jedynie wrócić do siebie, skulić się na własnym łóżku, wypłakać cały ból i żal. By w końcu móc poczuć gniew. Nie na siebie, na niego. Zasłużył na znacznie więcej, na moją nienawiść i pogardę. Wiem, z pewnością mało go to obchodziło. Przestałam być ważna, warta uwagi.
Boże! Zaniosłam się płaczem, zginając wpół. Stałam na korytarzu, bo większość przedziałów była zajęta. Stałam i ryczałam jak głupia. Co więcej mogłam zrobić? Tylko wyrzucić z siebie całe to cierpienie, ból, który jak ogień spalał moje wnętrze. Kobieta, którą kocha do szaleństwa? Powinnam wrócić, przywalić mu z całej siły w tę jego roześmianą, kłamliwą gębę! Osunęłam się i teraz siedziałam na podłodze, obejmując ramionami kolana. Zauważyłam, że gdzieś zgubiłam moje klapki, lecz to przestało mieć znaczenie. Wszystko przestało cokolwiek znaczyć.
Ocknęłam się dopiero, gdy moim ramieniem potrząsnął przerażony konduktor. Po kwadransie sporego zamieszania, siedziałam w pustym przedziale, zanosząc się płaczem w kolejnym ataku żalu, otulona kocem. Nie wydobyli ze mnie wielu sensownych słów. Powtarzałam jedynie, że chcę do domu. W końcu zaserwowano mi mocną kawę, a jeden z pasażerów wmusił we mnie kilka głębszych z piersiówki, którą nosił w wewnętrznej kieszeni marynarki. Zasmarkana, czerwona i rozczochrana, wciąż pochlipując, wydusiłam z siebie wyjaśnienia. Chyba jednak mój wygląd był bardziej przekonujący niż cokolwiek, co bym powiedziała, bo obsługa nawet za bardzo nie czepiała się za brak biletu. Siedziałam sobie skulona w kąciku, podciągając nosem, z rozpalonym czołem opartym o równie rozgrzaną szybę, starając się zapomnieć.
Najgorsze było to, że zaczęło mi zależeć. Gdyby to słowo nie było zbyt odważne, powiedziałabym nawet, że się zakochałam. Może dlatego uległam? Czy była to zwyczajna fascynacja, czy coś więcej? Po tak krótkim czasie wydawało się to niemożliwe, ale przecież i seks przy trzecim spotkaniu był dla mnie kiedyś czystą abstrakcją? I co?
– Zasady są po to, by je łamać – powiedziałam cicho. Namalowałam na szybie dwie połówki serca. Za oknem zapadł już zmrok. W zasadzie powinnam zadzwonić. Do Majki, do domu, aby ktoś mnie odebrał z dworca. Do przedziału wszedł młody chłopak, pewnie mój rówieśnik. W mundurze konduktora.
– Lepiej się pani czuje?
– Lepiej – oświadczyłam. – Ma pan może telefon? Muszę zadzwonić w dwa miejsca. Obiecuję, że rozmowy będą krótkie i treściwe.
Roześmiał się. Znów poczułam ten cholerny ból.
– Proszę. – Podał mi komórkę. – Bez limitów czasowych. Mam wyjść?
– Nie. To nie będzie konieczne.
W paru słowach wyjaśniłam Majce, że nie mają się martwić. Wróciłam do domu. Jeśli mogą niech zabiorą ze sobą mój bagaż. Kiedy chciała zadać dodatkowe pytania, rozłączyłam się. Wiedziałam, że z mamą nie pójdzie tak łatwo. Więc zełgałam o kradzieży, że zostałam bez grosza przy duszy i muszą mnie odebrać z dworca.
Jednostajny stukot kół pociągu ukołysał mnie do snu. Ale sympatyczny konduktor czuwał i w porę potrząsnął moim ramieniem. Podziękowałam mu i z markotną miną wysiadłam na prawie pustym peronie. Prawie, bo można powiedzieć, że wpadłam prosto w ramiona Bartka. Minę miał zaciętą i zdecydowaną. Za to ja błyskawicznie przydeptałam cierpienie i pozwoliłam sobie na wybuch szaleństwa.
Niestety, nic nie zdążyłam zrobić, bo unieruchomił moje ramiona oraz sprawnie zablokował podstępny cios kolanem.
– Magda! – powiedział surowo. – Przestań wariatko. W tej chwili!
– Odczep się! – wywarczałam.
– Cholera! Wiem, źle zrobiłem nie zjawiając się po południu, ale musiałem pojechać po siostrę…
– Tak to się teraz nazywa? – spytałam szyderczo.
– Przyrodnią, ale siostrę. No nie szarp się, bo i tak jestem silniejszy.
Ostatnie słowa były już pełne rozbawienia.
– Puść mnie. Muszę poszukać rodziców.
– Nie przyjechali. Ja przyjechałem.
– To wrócę na piechotę. Z tobą nigdzie nie jadę – upierałam się. Jakoś teoria „o siostrze” nie budziła ani mojego zaufania, ani nadziei. Chciałam do domu. Do łóżka. Zasnąć i obudzić się w lepszym świecie. Albo przynajmniej z mniej bolącym sercem.
– Maleńka… – udało mi się kopnąć go w kolano. – Au! Przestań kochanie, proszę. Daj mi pięć minut. Potem, masz moje słowo, zawiozę cię gdzie zechcesz.
– Pół minuty. Liczone od teraz. Raz, dwa, trzy – zaczęłam drwiącym tonem.
– Obok ciebie zauważyłem Agnieszkę. I domyślam się, co mogła powiedzieć.
– Siedem, osiem, dziewięć – kontynuowałam niewzruszenie.
– Kiedyś chciała mnie poderwać. Powiedziałem wtedy, że jedyną kobietą, którą kocham do szaleństwa jest moja siostra.
– Ta, pewnie. Piętnaście, szesnaście…
– Wyszło nieco głupio. Byłem u ciebie już po ósmej, ale jeden z chłopaków powiedział, że smacznie śpisz. Akurat wychodził, więc nie pchałem się na górę. Pojechałem po Gośkę do Gdańska, a kiedy wróciliśmy, wstąpiłem do kwiaciarni po różę. I miałem właśnie pójść do ciebie…
– Trzydzieści. Teraz proszę zwieź mnie do domu – oznajmiłam wyniośle.
Bartek poluzował uchwyt. W jego oczach zamiast rozbawienia, pojawiło się zdumienie.
– Nie wierzysz?
– Nie wiem. Chcę się przespać. Wykąpać. Napić. Niekoniecznie w tej kolejności.
Zacisnął zęby, mierząc mnie gniewnym spojrzeniem. A ja pomyślałam mściwie, że niech się wścieka. Może i mówił prawdę, w końcu takie rzeczy mogłam bardzo łatwo sprawdzić, ale niech też pocierpi. Pewnie byłam niesprawiedliwa w ten sposób oceniając sytuację, lecz brakowało mi sił, by cieszyć się zbyt prostym oraz banalnym wyjaśnieniem całego nieporozumienia. Przeszła mi ochota, by skryć się w jego ramionach, zabrakło łez, a myśli stały się dziwnie splątane i nierzeczywiste. Przymknęłam na chwilę oczy i poczułam ulgę. Tak, tak było dobrze.
– Magduś, wszystko w porządku? Strasznie pobladłaś.
Ponownie mnie objął, a ja odruchowo oparłam głowę o jego ramię. I wtedy Bartek uniósł mnie w górę, chwytając na ręce.
– Zaniosę cię do samochodu. I zawiozę do domu.
– Nie – zaprotestowałam słabo. Nie miałam nawet siły, by objąć go za szyję. Z zamkniętymi oczyma, miałam wrażenie jakbym płynęła w powietrzu.
 – Moje biedne, kochane maleństwo – rozczulił się. Za biedne miałam straszną ochotę mu przyłożyć, ale postanowiłam, że zostawię to na później. – Oczywiście pobiegłem za tobą, ale jesteś tak niziutka, że bez problemu skryłaś się w tłumie ludzi. Mało co nie oszalałem. A ty po prostu wsiadłaś sobie do pociągu. Na boso, bez dokumentów, bez pieniędzy.
– Konduktor się ulitował – mruknęłam. – Reszta obsługi również.
– Nic dziwnego. Wyglądasz fatalnie, choć i tak jesteś śliczna.
– Nie mogę być śliczna i wyglądać fatalnie – zaprotestowałam niemrawo.
– Możesz – Bartek najwyraźniej poweselał.
– I wcale ci nie wybaczyłam.
– Wybaczysz.
– Irytujesz mnie, wiesz o tym?
– W przyszły wtorek jadę do Norwegii i zabieram cię ze sobą.
Odrobinę się ożywiłam. Do Norwegii? Byłoby super, ale coś mi tu śmierdziało przekupstwem.
– Na trzy tygodnie – kusił dalej Bartek. – Po najpiękniejszych zakątkach, wzdłuż i wszerz. Dostaniesz własny aparat, więc będziemy razem robić cudowne zdjęcia.
– Z Mikołajem? – nagle pojawiła się chęć, by odrobinę się odegrać. Jasne że powinien zjawić się po południu. Głupek. – Doskonale się składa, bo mam nadzieję lepiej go poznać.
– Z Mikołajem – poświadczył Bartek i do razu spochmurniał. W tym temacie nie umiał żartować. Musiał mu braciszek nieźle zaleźć za skórę.
Wsadził mnie do samochodu, zatrzaskując drzwi z taką siłą, aż zadrżały wszystkie szyby. Tym razem spojrzałam na niego z prawdziwą ciekawością. Usiadł z kółkiem i ruszył z piskiem opon. Lecz nie powiedział ani słowa. Chyba naprawdę był zazdrosny? Zaraz, zaraz. Siostra?
– Jak ma na imię?
– Małgosia. Mieliśmy różnych ojców.
No tak. Przypomniałam sobie złotowłosą piękność i nagle zrozumiałam, że była podobna do Mikołaja. Bartek kontynuował, jakby chciał wyjaśnić wszystkie wątpliwości.
– Moja matka była dwukrotnie zamężna. Jestem starszy od nich o jakieś dwa lata. Wyśpisz się, a jutro pokażę ci dokumenty, rodzinne albumy, nagrania i co tam jeszcze będziesz chciała.
Zamknęłam oczy i oparłam czoło o chłodną szybę. Wcale nie chciałam jakichkolwiek dowodów. Wierzyłam mu. Dlaczego jednak ta wiadomość wcale mnie nie ucieszyła? Do końca przestałam rozumieć samą siebie. Wszystko stało się tak dziwne, tak zagmatwane. Takie smutne.
A jednak Bartek nie chciał zrezygnować. Gdy zajechaliśmy pod dom, nie zważając na protesty, wziął mnie na ręce i zaniósł do środka. Wpuściła nas mama, pełna niepokoju, ubrana w ten swój nieśmiertelny, fioletowy szlafrok. Wskazała drogę do mojej sypialni, a więc elegancko zostałam zaniesiona prosto do łóżka.
Kiedy w końcu mnie puścił, wstałam i bez słowa, udałam się do łazienki. Potem, owinięta ręcznikiem do kuchni. Kiedy wróciłam do pokoju, Bartek siedział na skraju łóżka, z pochyloną głową oraz dłońmi wplecionymi we włosy.
– Ty jeszcze tutaj? – zdziwiłam się.
– Tak.
– Możesz już sobie pójść.
– Nigdzie się nie ruszam, dopóki nie porozmawiamy.
– Rozmawialiśmy – wyjęłam z szafy świeżą koszulę. – Całe pół minuty.
Zrzuciłam ręcznik. Teraz byłam całkiem naga, a Bartka najwyraźniej przymurowało. Wpatrywał się we mnie zaskoczony. Wciągnęłam przez głowę koszulkę i już ubrana, podeszłam bliżej. Przysięgłabym, że w jego wzroku zauważyłam żal.
– Wynocha z mojego łóżka.
– Jest szerokie, zmieścimy się razem.
– Nie denerwuj mnie! – Za późno. Już się zdenerwowałam. – Idź sobie i daj mi się zastanowić.
– Nie.
– Bezczelny drań.
– Tak – odpowiedział, kładąc dłonie na moich biodrach. Podniósł wzrok. – Maleńka, kocham cię.
– Nikt nie zakochuje się tak szybko – odparłam zdławionym głosem. To było bardzo bezpośrednie i bardzo szczere wyznanie.
– Wiem. Ale i tak cię kocham. Nic na to nie poradzę. Wiesz, że od kiedy wpadłaś pod koła mojego wozu, przespałem zaledwie kilkanaście godzin?
Faktycznie. Dopiero gdy zwrócił na to moją uwagę, zauważyłam, że miał głębokie cienie pod oczami i przekrwione białka. Zmęczoną twarz, poszarzałą cerę. Uniosłam ręce i delikatnie przesunęłam palcami po jego zapadniętych policzkach.
– Dostałem prawdziwego bzika na twoim punkcie. Kiedy Mikołaj zaczął cię podrywać, mało go nie pobiłem. Kiedy oznajmił, że umówił się z tobą na randkę, nie zmrużyłem przez całą noc oka. Uspokoiłem się dopiero po naszym spotkaniu na plaży – wtulił twarz w mój brzuch. – Nie wiedziałem, że kobieta może tak zauroczyć, tak oczarować. Nie sądziłem również – z uśmiechem spojrzał w górę – że los potrafi płatać tak złośliwe figle.
Westchnęłam.
– Co mam powiedzieć? Że ci wybaczam? Wybaczam. Lecz jest coś gorszego. Otula mnie coś na kształt mgły. Zagłusza myśli, tłumi uczucia. Nic nie czuję. Ani złości, ani radości.
Objął dłońmi moją szyję, przyciągając ku sobie. Stałam pochylona, w uścisku jego rąk, z ustami zawieszonymi nad jego wargami. Patrzyłam prosto w złocistobrązowo oczy, widząc w nich jedynie czułość i coś, co mogłabym nazwać miłością.
- Kocham cię maleńka. Naprawdę cię kocham.
– Oszalałeś! – odezwałam się w końcu.
– Nie oszalałem – zaprzeczył z powagą. Bardzo delikatnie go pocałowałam. Odpowiedział na ten pocałunek z tłumioną tęsknotą. I wtedy się rozpłakałam. Łkałam, siedząc wtulona w jego pierś, podczas gdy Bartek szeptał mi tysiące czułych słówek.
– Teraz lepiej? – spytał, ocierając moje policzki. – Maleńka, najgorsze, że to przeze mnie. Mogłem zostawić wiadomość, zdobyć numer telefonu, cokolwiek. Brakuje mi słów, na określenie własnej głupoty.
– Powinnam się przespać. Ty też – przytuliłam dłoń do jego twarzy.
– Mogę z tobą? Daję słowo honoru, że bez żadnych numerów!
– Ze mną? Nie wiem…
Ale on nie czekał na moje pozwolenie. Pomyślałam z melancholią, że będę musiała wywalczyć pewne prawa, bo widać było, że Bartek uwielbia rządzić. Układać wszystko według własnego planu i brać to, co uważał, że mu się należy. Niecierpliwie zsunął spodnie, w pośpiechu ściągnął koszulkę, a ja dopiero wtedy zaprotestowałam.
– Zostaw co nieco.
– Zostawię. Majtki – mrugnął do mnie jednym okiem.
Nic nie powiedziałam. Po chwili leżałam na boku, otulona jego ramionami, z dziwną błogością w duszy. Więc jednak nie byłam mu obojętna. Serce i żołądek wróciły do właściwego sobie stanu, a ja poczułam się absurdalnie szczęśliwa. Bezpieczna.
– Nie myśl, że daruję ci przedstawienie dowodów.
– Nie myślę – roześmiał się cichutko. – Przeprowadzisz się do mnie?
– Bartek! Jesteś bezczelny, wiesz o tym?
– Być może. I strasznie napalony. Oraz zakochany.
– Ciekawe co bardziej?
– Zakochany maleńka, zakochany. Co do reszty, poczekam. I kupię ci telefon.
– Mam komórkę.
– Będziesz miała kilka, w każdym zakamarku, w każdej torebce. Gdybyś miała ze sobą telefon, dostałbym numer i nie byłoby tej całej głupiej sytuacji.
– Czyli to ja jestem teraz winna?
– Tego nie powiedziałem.
– Rany! Jak ludzie radzili sobie przez tyle setek lat bez telefonów komórkowych? – westchnęłam, usiłując wyobrazić sobie taki świat. Jakoś nie mogłam.
– Pisali listy.
– To było szalenie romantyczne. Nigdy nie dostałam listu miłosnego.
– Nigdy? Czas to zmienić.
– Na razie weź rękę z moich piersi – przykazałam surowo.
– Podłe insynuacje – wyszeptał mi do ucha. – Trafiła tam przypadkiem.
– Bałamucisz mnie. I co zrobiłeś z moją mamą, że nie stoi teraz pod drzwiami, surowym głosem żądając, abyś już sobie poszedł?
– Też ją zbałamuciłem – zachichotał. – A tak serio, to powiedziałem prawdę. Wzruszyła się i zaczęła kompletować listę weselnych gości.
– Bartek! – Odwróciłam się, tak, że teraz patrzyłam prosto w jego wesołe oczy. – Człowieku, znam cię trzy dni, a ty mi tutaj bredzisz coś o ślubie.
– Mamy wersję przyspieszoną. Zresztą, gdybyś mnie nie kochała, to nie przeżywałbyś tego wszystkiego tak intensywnie.
Drań miał rację. Chyba jednak ta wakacyjna przygoda skończy się dla mnie w całkiem przewidywalny sposób. Ale tym razem nie pójdzie mu tak łatwo, o nie! Bez dodatkowych słów, wtuliłam się w niego. Było mi cieplutko, przyjemnie i niezwykle błogo. Tak, to najodpowiedniejsze słowo.
– Śpij maleńka. I przepraszam, że to wszystko tak wyszło. Niepotrzebnie przeze mnie cierpiałaś.
Czułam, że jest podniecony. Lecz tym razem nie nalegał. Objął mnie mocno, delikatnie pocałował w czubek głowy i kołysał do snu, szepcząc bardzo przyjemne i cudownie piękne słówka. Pomyślałam, że jeszcze wczoraj o tej porze, nie spodziewałam się, że wrócę do domu i znajdę się razem z Bartkiem we własnym łóżku.
– Wrócimy nad morze? – spytałam sennie.
– Jeśli chcesz? Wiesz, jadąc tutaj biłem rekordy szybkości. Dostanę chyba mandat z każdego fotoradaru, który znajdował się przy drodze – powiedział wesoło.
– I naprawdę zabierzesz mnie do Norwegii?
– Gdziekolwiek zechcesz.
– Na biegu południowy?
– I na północny.
– Zawsze marzyłam o Japonii. I o Nowej Zelandii.
– Pojedziemy – pocałował mnie w ucho. Potem w policzek. Następnie zaczął pokrywać pocałunkami zamknięte powieki. To było tak cudowne, że nie potrafiłabym opisać ogarniającego mnie uczucia słowami. – Ale najpierw przedstawię cię rodzinie. A ty mnie swojej.
– Jesteś zbyt idealny, byś był prawdziwy.
– Nie jestem. Gdybym był, nie cierpiałabyś przez ostatnie kilka godzin. Poza tym jestem strasznym zazdrośnikiem, więc masz się trzymać z daleka od Mikołaja.
Nie miałam już ochoty odpowiadać. O parapet uderzyły pierwsze krople deszczu. Mała lampka dająca niewiele światła, tworzyła niezwykle przytulny nastrój. Bartek otulił mnie kołdrą, przylgnął do moich pleców i zastygł w bezruchu. O dziwo, to zasnął pierwszy. Czułam jego miarowy oddech, spokojne bicie serca, ciepło ciała. Bardzo delikatnie przekręciłam się na drugi bok. Patrzyłam teraz prosto w jego twarz, palcami przeczesałam zmierzwione włosy. Nawet nie drgnął.
Uśmiechnęłam się rozmarzona i z tym uśmiechem na ustach, musiałam zasnąć i ja.
Bo więcej nie pamiętam.

koniec

28 komentarzy:

  1. Jezuniu świetne :) K :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialne zakończenie<3

    OdpowiedzUsuń
  3. Och, Babeczko! Mam nadzieję, ze również spotkam takiego faceta. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak spotkasz, to łap i trzymaj, choć pewnie wyda ci się odrobinę nudny i zwyczajny...

      Usuń
  4. O jakie słodkie zakończenie! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Booooskiiiiieeee

    OdpowiedzUsuń
  6. Po prostu,zajebiste.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak dla mnie to zbyt cukierkowe to wszystko a ta panna to jakaś dziwna jest ale to tylko moje zdanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak dla mnie jest w sam raz. Opowiadanie ma za zadanie oderwac troche czytelnika od ponurej rzeczywistosci i moim zdanie robi to w 100% :)

      Usuń
  8. Fajne, słodkie, harlekinowe.lekkie.ale powiem szczerze, że czekam na cd "On". Onego???: lubię czytać o miłości, ale jeszcze lepiej jak oprócz tego jest jakas akcja. Pozdrawiam gorąco. Marek

    OdpowiedzUsuń
  9. Zakończenie cukierkowe...., ale to w końcu blog Babeczki, u której słodyczy nie może zabraknąć!!! ;)
    Kolejny raz się nie zawiodłam... ;)
    Pozdrawiam :)
    Styna

    OdpowiedzUsuń
  10. Trafiłam tu całkiem przypadkiem jak szukałam zajecia podczas deszczowych i wakacyjnych dni. Ale cos czuje ze szybko stad nie znikne. Nie wiem czy mozna byc uzaleznionym od opowiadan tego typu ale ja chce wiecej i wiecej. Przeczytalam juz wszystko i bardzo ci Babeczko dziekuje ze tworzysz tak fantanstyczną odskocznie od codziennych obowiazkow. Buzka i udanej niedzieli zycze :). Kasia

    OdpowiedzUsuń
  11. Dla mnie za słodkie. Lubię lekkie i romantyczne zakończenia, ale takie w stylu Wygranej - kiedy wcześniej był dłuższy opis relacji bohaterów, jakiś emocji, widać było jak stopniowo wszystko do tego szczęśliwego zakończenia zmierza. Tutaj głupiutka, bezwolna płaksa poznaje faceta, który gdyby nie to że się w niej zakochał, to zostałyby przez czytelnika odebrany jako nieokrzesany prostak - i od razu big love. Strasznie amerykańskie. I nie jest to kwestia długości opowiadania, bynajmniej, Sylwestrowa Opowieść też nie miała wielu części, analogicznie Lustra, a nie miałam takiego wrażenia. Chociaż historie tam nie do końca były realne to jakby ludzie byli prawdziwsi. Tutaj "miejscowa idiotka z tutejszym kretynem". To mnie raziło. Tak czy siak, też czekam niecierpliwie na "On", bo zapowiada się dla odmiany genialnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wlasnie. Pierwsze trzy czesci super. Az sie nie moglam doczekac konca. A potem przyszla czesc vzwarta i piata i cos sie stalo nie wuem co i magia zniknela. Nie powiem jrst poprawnie i gdzies romantycznie ale jsk na moje zaden big love. Jak to maeiaja chciec to moc. Bartek mial slabe wymowki a jak juz rak bardzo ta siostra sie zajmoeal to jak to sie stalo ze nie mial czadu a potem to juz miL i C zas i pomysly. Tylko pliss nie zabijaj za ten komentarz. Zabraklo moze jeszcze jednego dnia nad tym morzem. Moze bartek powinien byc bardziej rozbudowany nie wiem. Albo ciagle ci lustrer n ie umiem eyvaczyc ;)

      Usuń
    2. Oj wiem, wiem. Pamiętam :-)

      Usuń
  12. Cudowne zakonczenie, cukierkowe - nie. Raczej babeczkowe :) Goraco Pozdrawiam, Lana.

    OdpowiedzUsuń
  13. słodziutko! :) tak jak lubimy :*

    OdpowiedzUsuń
  14. I to jest to co uwielbiam - fajne, szczęśliwe zakończenie :D
    Super Babeczko!!! :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Kochana Babeczko czytam(wręcz pochłaniam :p) Twoje opowiadania od dawna a nigdy nie zostawiłam komentarza, musze przyznac że niemal jestem od nivh uzalezniona !! Jestes swietna! I niech bedzie nawet cukierkowo, bo jest to dla nas wspaniała odskocznia;) buziaki Aleks

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami nie będzie cukierkowo. Też potrzebuję odskoczni. :-)

      Usuń
  16. Jak dla mnie to suuuper! fakt, cukierkowe, ale przecież marzymy o takim finale, prawda? A że wakacje, to czegóż chcieć więcej?

    OdpowiedzUsuń
  17. A ja się strasznie cieszę że bohaterka z którą się utożsamiałam dostała swoje szczęśliwe zakończenie. Takie opowiadania dają nadzieję i przywołują uśmiech na twarz. Wierzę że komuś kiedyś się coś takiego przytrafiło i znalazł szczęście. Nie wyobrażam sobie żeby wszystkie opowiadania były "życiowe". Życie jest piękne ale nie czarujmy się przeważa w nim więcej złych chwil niż tych dobrych.Także ten Babeczko uwielbiam Cię i Twoje opowiadania. Nie zmieniaj się bądź sobą ! :) Pozdrawiam Kasia.

    OdpowiedzUsuń
  18. Babeczko o ile dobrze pamiętam to chyba masz dziś urodzinki ;) Życzę Ci więc dużo zdrowia ,szczęścia i miłości oraz spełnienia wszystkich marzeń no i wiele ciekawych pomysłów na nowe opowiadania :) .Mila

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję, dziękuję! Racja, mam urodziny i najzabawniejsze jest to, że sama o tym zapomniałam... Za dużo na głowie i na dodatek ta grypa, której się wyrwałam w zeszłym tygodniu, jednak mnie dorwała :-(

      Usuń
    2. Sto lat stolat, apoznione ale szczere

      Usuń
  19. CUDNE CUDNE CUDNE WSPANIAŁE:)
    TAKIE LUBIĘ NAJBARDZIEJ I WRĘCZ ŻĄDAM TAKICH WIĘCEJ:)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.