Korzystam z wolnej chwili, bo za chwilę jedziemy do następnej szkoły. Chyba faktycznie nadchodzi jesień, bo czuję jakby mnie coś przygniatało do ziemi, wypompowywało całą energię i na siłę wtłaczało do głowy ponure myśli. Jak nic, chandra jesienna. Dobrze że wkrótce niedziela, odpocznę, bycząc się na kanapie :-) Chociaż może nie do końca, bo z naszej niepozornej jabłonki zebraliśmy trzy skrzynki jabłek i coś trzeba z nimi zrobić...
Jak zauważycie błędy, zgłaszajcie, bo ostatnio nie chce mi się zbytnio przykładać do korekty.
A! I jeszcze chciałam się spytać, co z tymi telefonami. Sprawdzałam na swoim i męża, wszystko okey, więc nie umiem powiedzieć gdzie leży przyczyna - może jakieś indywidualne ustawienia w telefonie?
A! I jeszcze chciałam się spytać, co z tymi telefonami. Sprawdzałam na swoim i męża, wszystko okey, więc nie umiem powiedzieć gdzie leży przyczyna - może jakieś indywidualne ustawienia w telefonie?
Link do części III - klik
Pożegnanie złośnicy (IV)
Wciąż zaspana Joanna
pomaszerowała do łazienki. Podwinęła ohydną koszulę nocną i z ziewając usiadła
na toalecie. Dzięki bogu, wczoraj zdążyła ją wyczyścić, więc teraz mogła bez
obaw narazić się na bliższy kontakt. Zresztą zdążyła też zrobić kilka innych rzeczy.
Kuchnia nadal była zdewastowana, ale teraz przynajmniej lśniła porządkiem.
Konrad i dzieci zostali wysłani pod prysznic i cała rodzina, wypucowana i
pachnąca zasiadła przy kolacji. Mieli podejrzanie zdziwione miny, ale Joanna z
niesmakiem pomyślała, że być może sama ich do takiego brudu przyzwyczaiła. Kto
wie jaka naprawdę była przed wypadkiem? Siedziała tak dłuższą chwilę, smętnie
rozmyślając nad swoim nędznym życiem oraz o niewygodnej kanapie, na której
będzie zmuszona spać co noc. Podobno dlatego, że od miękkiego materaca,
cierpiała na bóle w krzyżach. Westchnęła głośno, pochyliła głowę i zamarła.
Na jej łydce siedział
dorodny karaluch. Siedział, machając czułkami, najwyraźniej nadzwyczaj
zadowolony ze swej egzystencji oraz miejsca, w którym się znalazł. Joanna
wpatrywała się w niego, oniemiała ze zgrozy i obrzydzenia, do czasu gdy
poczuła, że coś rusza się w jej włosach. Jeśli to był towarzysz tego tutaj…
Głośny ryk rozniósł się
po całym domu, wyrywając jego mieszkańców z błogiego snu. Pierwszy zareagował
Konrad. Wyskoczył z łóżka i wpadł do łazienki, gwałtownie zatrzymując się na progu. Po pomieszczeniu
miotał się jakiś stwór, na przemian wyjąc i kwicząc; wił się w prawdziwie
epileptycznych drgawkach, obijając się o ściany i meble. Stwór miał rude włosy
więc chyba był Joanną…
– Zwariowałaś? –
Chwycił ją i przycisnął do zimnych kafelków. – Co ty wyprawiasz kobieto?
– Karaluchy –
wyjaśniła drżącym głosem. – Setki, tysiące karaluchów! Zaatakowały mnie!
– Gdzie? Ja widzę
jednego, rozmazanego na podłodze. O! – sięgnął do jej włosów. – A tu był drugi.
Już go nie ma.
– Ja chcę do domu!
– wyjęczała.
– To jest twój
dom, zapomniałaś?
– Niemożliwe. Nic
nie pamiętam, ale to niemożliwe bym gustowała w takim chlewie! I w takim
towarzystwie.
– To weź się w
końcu do roboty i posprzątaj! – syknął poirytowany. – A co do towarzystwa, sam
sobie tych dzieci nie urodziłem.
– Może to był
gwałt? – spytała z nadzieją.
Irytacja Konrada
przybrała na sile. Nic a nic się to babsko nie zmieniło. Gwałt? Jeszcze czego!
– A wyglądam na
takiego, który musiałby się zniżać do gwałtu?
– Yyy… – zająknęła
się Joanna, gwałtownie się rumieniąc. Cóż, miał rację. Nie wyglądał na takiego,
który byłby zmuszony do użycia przemocy. Obrzuciła go przeciągłym spojrzeniem,
mierząc od czubka potarganej głowy, po bose stopy. Nieco dłużej zatrzymała
wzrok na pewnym miejscu, zarumieniła się jeszcze mocniej, po czym w pośpiechu
wypchnęła go z łazienki. – Muszę się umyć! – wrzasnęła zza zamkniętych drzwi.
Zdumiony Konrad stał
jeszcze przez kilka sekund w całkowitym bezruchu. Co niby miało oznaczać to
spojrzenie? Jakby go oceniała. Cholera! Ciekawe jak wybrnie z tematu
małżeńskiego seksu? Chyba uczyni samego siebie impotentem.
Pomaszerował do kuchni,
która nadal budziła jego podziw. Żeby tę ruinę w tak krótkim czasie doprowadzić
do stanu, no powiedzmy nie idealnego, ale używalności. Pani dziekan jak widać
miała wiele talentów. Pstryknął przyciskiem czajniczka, zastanawiając się co by
tu jeszcze wymyślić wyjątkowo wrednego. Samo sprzątanie to zdecydowanie za
mało. Musi naradzić się z chłopcami, oni miewają iście szatańskie pomysły.
Z łazienki wyszła
rozczochrana Joanna. Ogromna koszula nocna, z tych, co przypominają worki na
ziemniaki, wisiała na niej niczym na strachu na wróble. Konrad stłumił parsknięcie
śmiechem i łaskawie zaproponował:\
– Kawy, pączusiu?
– Nie mów do mnie
pączusiu.
– No co ty? –
uniósł zdziwiony brwi. – Zawsze to uwielbiałaś.
– Przestałam –
oznajmiła krótko, podchodząc bliżej. – Ubierz się i jedziemy do sklepu. Musimy
kupić coś do jedzenia, środki do dezynfekcji i takie tam. Dużo środków do
dezynfekcji – dodała z zadumie, zajmując miejsce przy stole.
– A mydło i woda
nie wystarczą?
– Nie.
– Ależ pączusiu…
– Nie mów do mnie
pączusiu! – ryknęła znienacka. Potem westchnęła tak potężnie, że aż podwiało kosmyk
włosów opadający jej na twarz, strzepnęła niewidoczny pyłek z lśniącego stołu i
dopiero wtedy spojrzała na znieruchomiałego Konrada. – Może być żabciu –
powiedziała łaskawym tonem. – Ale pamiętaj, żadnych więcej pączusiów.
– Dobrze żabciu –
odparł kpiąco. – Wydoiłaś już kozy?
– Ko… kozy? –
Joanna znieruchomiała. – Jakie u diabła kozy? – spytała słabym głosem.
– Nasze.
Pomyślała, że jeśli
Konrad wspomni coś jeszcze o krowach czy też innej nierogaciźnie, to przysięga!
spakuje walizkę i ucieknie. Przyszło jej też do głowy jak trudno określać tego
mężczyznę mianem „mąż”. Nawet w myślach, nie mówiąc już o wypowiedzeniu tego
słowa na głos.
– Jest jeszcze coś,
o czym muszę wiedzieć?
– Jeśli chodzi o
inwentarz, to nie – mężczyzna uśmiechnął się kpiąco. Kozy oczywiście nie były
jego, tylko Anny, która wierzyła w zdrowotną moc koziego mleka. Za to chłopcy
nie, starając się na wszelkie sposoby uniknąć picia tego „świństwa”.
– Gdzie one są?
– Chodź żabciu,
pokażę ci.
Wymamrotała coś pod
nosem, ale bez sprzeciwu za nim poszła. Faktycznie, tuż pod płotem pasły się
dwie śliczne kózki. Znaczy się, uznałaby, że są śliczne, gdyby nie perspektywa
ich wydojenia.
– To jest Mela –
oznajmił Konrad z dumą. – A to Józefina. Dzięki nim mamy co dzień świeże
mleczko.
– I niby ja to
doję? – spytała nieufnie Joanna, przyglądając się dwóm wypasionym zwierzakom.
– Codziennie.
Mówiłaś, że się przy tym relaksujesz.
– Przy dojeniu?
– Tak. Bo kojarzy
ci się… No wiesz z czym, żabciu – roześmiał się. Uwielbiał ten błysk złości w
zielonych oczach, krwisty rumieniec na bladych policzkach. – Czasami gdy się
kochamy, udajesz kózkę i każesz się ciągnąć za cycuszki. I wtedy tak słodko
robisz „meee”!
– Ja? Chyba
żartujesz!
– Chcesz? To
odświeżymy pamięć. Będziesz moją kózką. – Chwycił ją w pasie, przyciągając ku
sobie. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jeszcze się nie kąpał, nie zdążył nawet
umyć zębów, a to dla szanownej pani dziekan był chyba największy, niemal
śmiertelny grzech.
– Puść mnie! –
odepchnęła go gwałtownie. Znów wściekła i znów czerwona. Jak on śmiał? Przecież
pod obszerną koszulą była całkiem naga.
– Mieliśmy w
planach czwarte dziecko. Może tym razem uda nam się zrobić dziewczynkę – drążył
temat, świetnie się przy tym bawiąc.
– Wystarczy was
czterech.
– Wziąłbym cię na
koziołka…
– Nie chcę! – Tym
razem Joanna zarumieniła się z całkiem innego powodu. Obraz, który pojawił się
w jej głowie bynajmniej się jej nie spodobał. W gruncie rzeczy miała wrażenie
jakby Konrad był dla niej kompletnie obcym człowiekiem. No i jak to tak… Z
całkiem obcym facetem? Nigdy w życiu!
– Dobrze, poczekam
aż sama poczujesz ochotę – obiecał wspaniałomyślnie, kierując się na powrót do
domku. Kobieta jeszcze chwilę stała w bezruchu, usiłując uspokoić zbyt szybko
bijące serce. Później rozejrzała się dookoła i jęknęła. Czeka ją dużo, naprawdę
dużo pracy. To coś bardziej przypominało amazońską dżunglę niż przydomowy
ogródek. Co za koszmarną egzystencję wiodła! Z markotną miną wróciła do środka,
potem wytargała spod łóżka zabytkową walizkę i zabrała się do przeglądu swojej
garderoby. Wyciągała kolejne sztuki odzieży, oglądając je z prawdziwym
obrzydzeniem. Nie dość, że archaiczne, kilka rozmiarów za duże, nie twarzowe,
to na dodatek podejrzanie śmierdziały stęchlizną. Tylko to, w czym przyjechała
ze szpitala wyglądało porządnie, chociaż Konrad wytłumaczył jej, że pożyczył te
ciuchy i będzie musiał odesłać je z powrotem właścicielce. Szkoda. Czerwone
szorty bardzo ładnie na niej leżały, a biała bluzeczka przyjemnie pachniała.
Pewnie jakimiś perfumami. Bielizna była zwykła, bawełniana, ale również prezentowała
się o niebo lepiej niż to, co zawierała walizka.
Joanna z zadumą
wpatrywała się w stosik odzieży, a potem tknięta nagłym impulsem wstała i
całość zwinęła w potężny rulon. Następnie wyniosła to do ogromnego kubła na
śmieci.
– Co robisz? – usłyszała
zaskoczony głos Konrada, gdy w końcu udała się jej to upchnąć w środku.
– Porządek.
– Wyrzucasz takie
świetne ciuchy? – W jego głosie dosłyszała autentyczne oburzenie.
– Te szmaty
określasz mianem fantastycznych?
– Nie są najgorsze
– odparł z pretensją, wyjmując wszystko na powrót i rzucając na ziemię. – Poza tym
na nowe nie mamy kasy.
– Ty jakoś nie
wyglądasz jak ofiara globalnej katastrofy? – Chwyciła kilka sztuk i z wściekłą
determinacją wepchnęła je na nowo do kosza.
– Zawsze
twierdziłaś, że nie szata zdobi człowieka. – Stawał się coraz bardziej poirytowany.
Co za wstrętne, uparte babsko. Nawet teraz działała mu na nerwy.
– Zmieniłam
zdanie.
– A ja nie –
warknął ze złością. – Nic innego nie kupimy, więc masz do wyboru: to tutaj albo
paraduj sobie na golasa.
– Pójdę do pracy i
zarobię na swoje potrzeby! – Podstępem wyrwała mu kłąb bielizny, między innymi
przeurocze pantalony w groszki.
– Nie mam mowy!
Ktoś musi się zajmować dziećmi. Od zarabiania jestem ja.
– Podły
szowinista! – walnęła go trzymanym w ręku swetrem. Potem równie nagle się
uspokoiła. – Więc twierdzisz, że nie szata zdobi człowieka?
– Tak. Zawsze
popierałem twoje słowa.
– Ach tak? –
Słodko się uśmiechnęła. Za słodko, pomyślał zaniepokojony Konrad. Co jej
chodziło po głowie? – Dobrze mój ty ropuszku, przerobię to badziewie na coś
bardziej gustownego.
Jego niepokój wzrósł.
Ropuszku? Co ta zołza uknuła?
– Żebyś się nie
ważyła wyrzucać moich ciuchów – ostrzegł ją groźnym tonem.
– Mam dość
problemów ze swoimi – odparła krótko. Ale w oczach miała niebezpieczny błysk, a
na twarzy wymalowane autentyczne zadowolenie. – Idę się ubrać. Dawaj to
bieliźniarskie cudo w granatowe grochy.
Po czym piastując w
objęciach cały swój dobytek, godnie odmaszerowała do domu. Na placu boju został
lekko skonfundowany Konrad, drapiąc się w zamyśleniu po nieogolonym podbródku. Niezupełnie
tak to sobie wyobrażał. Sądził, że pani dziekan jeszcze długo będzie zdradzała
objawy szoku, a tymczasem ona energicznie zabrała się do roboty. Może zdąży
wypucować cały dom i uporządkować ogród, zanim odzyska pamięć? To byłoby nawet
niezłe, darmowa siła robocza, a na dodatek wcale nie najgorsza kucharka.
Zadowolony z wniosków, do których doszedł, postanowił udać się na górę, by
naradzić się z chłopcami. Nie, stanowczo samo sprzątanie oraz gotowanie nie
wystarczy.
link do części V - klik
link do części V - klik
Poprostu uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńCam ;)
No mam telefon nowy, i jak wchodzę na twoja stronę kochana babeczko to wyświetla mi tylko tło, a jak przewijam kawałki tekstu, i tak jest cały czas, nie wiem na jakim bym nie siedziała internecie, pokazuje mi samo tło. Świetne opowiadanie szybciutko po proszę kolejna część " On"
OdpowiedzUsuńU mnie na samsungu trend działa ok .opowiadanie z humorem. Czekam na cd. Pozdrawiam.marek
OdpowiedzUsuńKiedy Cie nie bylo przegladalam stare opowiadania. Odkrylam ze jedno zostalo niedokonczone i porzucone. 'nie umiem stapac tak cicho' bedziesz pisala dalej'
OdpowiedzUsuńJak najbardziej, nawet mam spory kawałek, ale chciałabym dotrzeć do końca i wtedy opublikować resztę.
UsuńA skończyłaś już karę? :)
UsuńDaj cos nowego, no daj ;)
OdpowiedzUsuńCo prawda moje urodziny są jutro, ale już dziś dziękuję za prezent, który sprawiłaś mi tym tekstem - uśmiałam się do łez :) ciekawa jestem, co wymyśli obrotna pani dziekan :P
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba.
OdpowiedzUsuńMusicie wchodzix przez chroma. Bo zwykla przegladarka wbudowana tak robi
OdpowiedzUsuń