Jak dla mnie tempo życia nabrało zbyt dużego rozpędu. Pragnę za to głównie podziękować pani minister edukacji, bo dzięki jej super reformie rozpoczętej "od dupy strony" moje dziecię ma maksymalnie zrypany plan lekcji, a ja maksymalnie zrypany harmonogram dnia. Ratujmy ZUS, naśladujmy zachód, dlaczego by nie? Ale należało zacząć od budowy szkół, od zapewnienia dzieciom chociaż znośnych warunków. Nie można tak określić planu, według którego siedmio lub sześciolatek idzie do szkoły w poniedziałek na godzinę 12. Cóż, widocznie pani minister zakładała, że skoro i tak "przyszłość narodu" da nogę za granicę, to do pracy fizycznej zbytnio wykształcenie nie będzie mu potrzebne. Byle umiał się podpisać...
I klnę się na mój honor, że jak w telewizji pokażą się reklamy, jak to pracująca matka ma dobrze w naszym kraju (kiedyś takie były, raz się natknęłam na to cudo), to przysięgam! Skonstruuję bombę i wysadzę ten cały cyrk w powietrze, dbając, by w środku była pełna obsada rządowa ;-)
Przepraszam, ale musiałam wyrzucić z siebie tę irytację. Kwadrans temu skończyłam pracę zleconą, szybciutko poprawiłam tekst i zaraz idę spać. Nawet choroba nie "położyła" mnie do łóżka. Pożerałam nurofen jak cukierki, byle chociaż utrzymać się na nogach. Odpocznę w niedzielę. Hipotetycznie, bo dom wygląda jak po przejściu tornada... Dziś daję kontynuację, a jutro pierwszą część czegoś nowego. Potem wykończymy wilkołaki, o ile szara codzienność nie wykończy mnie :-D
Pozdrowionka i udanego weekendu życzę!
Link do części III - klik
On (IV)
– Nic z tego nie
rozumiem. Kto to przysłał? I skąd wiedział, że będę u ciebie?
– Nie wiem. Ty mi
powiedz.
– Mam wrażenie
jakby ktoś realizował dziwnie zawiły i bezsensowny plan odnośnie mojej osoby.
Nawet spotkanie z tobą, wtedy nad stawem z kaczkami, nie było przypadkowe. Czy
było?
– Było. To nie –
wskazał na papier w jej dłoni.
Sięgnęła po sweter i
niezdarnie go założyła. Przeczesała palcami wzburzone włosy, usiłując uspokoić
rozszalałe serce i zamęt w umyśle. Naprawdę przestała cokolwiek z tego
rozumieć.
– Przez chwilę
sądziłam, że mnie zabijesz.
– Ja?
– Tak.
Poczuł się zawiedziony.
Przez ostatnie godziny nieustanie ratował ją z kłopotów, być może i sam się w
nie wpakował, a ona jedynie się bała.
– Nie zrozum mnie
źle – Orina bez problemu odgadła jego myśli. – Ale czuję się tak strasznie
zagubiona. Mam ochotę skulić się gdzieś w kąciku i płakać, płakać aż do utraty
tchu.
Chciała dodać, że jego
ramiona również nie byłyby złe, ale zabrakło jej odwagi. Mężczyzna bardzo długo
milczał. Siedział, wpatrzony w ostrze noża w ciszy, zastanawiając się, co
powinni teraz zrobić. W zasadzie najrozsądniejszym wyjściem byłaby zmiana
miejsca. Szkoda. Polubił swoje mieszkanko. Wstał i podszedł do kąta, gdzie
leżała torba z bronią. Spakował ją, gdy dziewczyna spała. Nie dlatego, że bał
się, iż użyje jej przeciwko niemu, ale nie lubił, gdy ktoś grzebał w jego
zabawkach. Postawił ją tuż przy drzwiach, potem podszedł do szafy i wyjął z
niej kolejną torbę, choć tym razem mniejszą.
– Pakujemy się? –
spytała w końcu.
– Tak.
– Sądzisz, że
wiedzą gdzie jesteśmy?
– Ktoś na pewno
wie.
– Autor tego
listu?
– Tak.
– Boże!
Powiedziałbyś coś więcej niż „tak”.
– Spakuj się. – W
jego głosie dosłyszała rozbawienie.
To było to „coś
więcej”? Super. Bez słowa wrzuciła do torby swoje nowe rzeczy, upychając je tuż
obok jego ciuchów, wciągnęła na nogi buty i chwyciła wiszącą na oparciu krzesła
kurtkę. On stał już gotowy, obserwując ją z pozoru beznamiętnym wzrokiem. Doskonale
jednak wiedział, że to nie była odpowiednia chwila na początek romansu czy
choćby zwyczajny podryw. Cała ta sprawa śmierdziała na odległość. Musiała mieć tajemniczego
opiekuna i równie tajemniczych prześladowców. Był stuprocentowo pewny, że dziewczyna
nie miała o niczym najmniejszego pojęcia. Lecz to wszystko nie było
przypadkowe. Ktoś umiejętnie pociągał za odpowiednie sznureczki, naprowadzając
ich na trop małymi okruszkami wiedzy. Książka. List. Co będzie następne?
Za to ani przez moment
nie pożałował swojego udziału. Bardzo dobrze, że spotkali się wczorajszym
rankiem, bo inaczej kto by się o nią zatroszczył? Uśmiechnął się i wymierzył
żartobliwego pstryczka w nos zdumionej dziewczyny.
– Idziemy – wskazał
drzwi do łazienki.
– No co ty? Niby
którędy?
– Moje wyjście
ewakuacyjne.
Chwycił jej chłodną
dłoń i pociągnął za sobą. Ile pozostało im czasu? Być może jeszcze nikt nie
wiedział, gdzie się znajduje dziewczyna, a być może wiedział.
– Jak w prawdziwym
amerykańskim filmie sensacyjnym – uśmiechnęła się krzywo. – Ciekawe kto i kiedy
wszczepił mi to świństwo pod skórę?
Nie znał odpowiedzi,
więc nawet się nie odezwał. Gdy znaleźli się w łazience, odsunął szafkę,
odsłaniając znajdujące się za nią niewielkie drzwi. Potem wetknął jej do
kieszeni latarkę.
– Dokąd to
prowadzi?
– W dół.
– A torby? Są dość
sporych rozmiarów.
– Ty pierwsza.
– Irytujesz mnie,
wiesz o tym? – Z niezadowoloną miną, zaczęła schodzić po trzeszczącej drabinie.
Schodziła i schodziła, ostrożnie stawiając stopy na śliskich od wilgoci
szczeblach, w duchu zastanawiając się, czy to się kiedyś skończy. Jednak gdy
nareszcie dotknęła nogą czegoś twardego, prostokąt światła nad jej głową,
zamienił się w maleńką kropkę. Poczuła, że czoło zrosił jej pot. Cholera!
Wysoko. Zadarła głowę i zauważyła podłużny przedmiot, w równym tempie
opuszczający się w dół. Wymacała dłonią latarkę i zapaliła ją. Pierwsza torba
wylądowała u jej stóp. Domyśliła się, że powinna uwolnić linę. Po kilku
minutach do pierwszej, dołączyła druga. Zaraz potem drabina zaczęła ponownie
trzeszczeć. Poczuła niechętny podziw, szło mu to o wiele sprawniej i zgrabniej
niż jej. W końcu stanął tuż obok.
– Sam to wykopałeś
czy już było?
– Było –
zdecydował się odpowiedzieć po namyśle. Nie wspomniał, że musiał wprowadzić
kilka udogodnień i że właśnie ten szyb, zdecydował o wyborze lokum.
– Gdzie jesteśmy?
– Tunel skręca w
prawo.
– To raczej
nietrudno zauważyć. Mam wziąć część bagażu?
Spojrzał na nią
pobłażliwie i bez problemu chwycił obie torby. Miała wrażenie, że gdyby musiał,
poniósłby i ją.
– Ty przodem.
No tak. W końcu miała
latarkę. Zastanawiała się, dokąd prowadzi podziemne przejście i kto je
zbudował? Dom był stary, z pewnością jeszcze sprzed wojny, być może twórcami
tunelu byli powstańcy? A może ten, kto go wybudował, miał powody, by w ten
sposób się zabezpieczyć? Kto wie. Pewnie jeszcze kilka dni temu, byłaby
prawdziwie podekscytowana taką wędrówką, lecz teraz, w obliczu całej tej
sytuacji, wobec faktu, że ktoś zaszył w jej dłoni maleńki biochip, takie rzeczy
przestały być ważne.
Zatrzymała się
gwałtownie przed solidnie wyglądającą kratą. Za nią widać było gęste zarośla.
Ustąpiła miejsca swemu towarzyszowi i po chwili oboje oddychali mroźnym,
świeżym powietrzem.
– Sądzisz, że
takie środki ostrożności są potrzebne?
– Nie wiem.
– Błagam! Powiedz
coś więcej.
Uśmiechnął się krzywo.
Potem mrugnął żartobliwie i pochyliwszy się musnął ustami jej wargi. Miał na to
cholerną ochotę już od dobrych kilku godzin. Za to dziewczyna odskoczyła do
tyłu jak oparzona, spoglądając na niego z nietajoną złością.
– Co robisz?
– Nic. Idziemy
dalej.
Z rozpaczą pomyślała,
że nie tylko sytuacja, w jakiej się znalazła, wykończy ją psychicznie. On
również. Milczący, tajemniczy, pojawił się jak duch i przypuszczała, że jak
duch potrafiłby zniknąć. Nie mogła mu na to pozwolić, przynajmniej nie teraz.
Nie mogła także zgodzić się na kilka innych rzeczy. Te pełne buntu rozważania,
przerwało ostrzegawcze syknięcie. Spojrzała zdziwiona na swojego towarzysza,
później powędrowała za jego wzrokiem. Przed zrujnowanym domem z czerwonej
cegły, stały trzy lśniące czernią lakieru samochody. Wokół nich kręciło się
kilkoro potężnie zbudowanych, łysych twardzieli, w długich, czarnych
płaszczach. Mało brakowało, a parsknęłaby śmiechem. Co to do diabła ma znaczyć?
Przecież to żaden cholerny amerykański film, a jej życie.
– Zostaliśmy
uprzedzeni w ostatnim momencie.
– Nie wierzę w
zbiegi okoliczności. – Mężczyzna przyglądał się temu ze zmarszczonymi brwiami.
– Całe zdanie.
Brawo – mruknęła, w roztargnieniu rozglądając się dookoła. – I co teraz?
Sądzisz, że nie mam drugiego takiego cuda w sobie?
– Nie wiem.
– A można to jakoś
sprawdzić?
– Można.
– Jak? –
cierpliwie kontynuowała temat, podczas gdy on oceniał szanse na ucieczkę.
Owszem, wydostali się z domu. Jednak nie wątpił, że za chwilę ich tropem podąży
cała wataha. Zaś oni tkwili w gęstych, nagich zaroślach, a ich jedyną drogą
ucieczki była w górę zbocza nasypu torów kolejowych. Każdy by ich zauważył.
Nieznacznie się skrzywił. Zabrakło kilkunastu sekund, by udało im się ulotnić w
siną dal.
– Później – odparł
niecierpliwie. Sprawdził broń umocowaną na specjalnej uprzęży, zasłoniętą
długim płaszczem. Potem wyjął jeden pistolet z torby. Sprawdził go i podał
dziewczynie.
– Mam to wziąć?
– Tak.
– Zwariowałeś? Nie
mam zielonego pojęcia o broni!
– Tak się
odbezpiecza, tak zabezpiecza, tak naciska spust i zabija – dokonał krótkiej
prezentacji. Zwrócił uwagę, ze wzdrygnęła się przy ostatnim słowie. Ale wzięła
pistolet i schowała go za paskiem spodni.
– Sam nie
wystrzeli? – spytała z niepokojem.
– Nie. Ja biorę
torby. I biegiem pod górę. Mamy kilka sekund zanim zaczną strzelać.
– Strzelać? –
pobladła. Za strachu nie skomentowała nawet długiej, jak na jego możliwości
wypowiedzi.
– Tak na serio?
– Uhm – odparł. –
Dasz radę?
– A mam wybór?
Jego mina wystarczyła
za odpowiedź. Pchnął ją w górę, a przerażona Orina zaczęła wdrapywać się po
dość stromej ścianie. Gdy usłyszała ostrzegawczy okrzyk, wiedziała, że ich
zauważono. Do szczytu brakował zaledwie metr, gdy usłyszała tuż obok swojej
głowy cichy świst. I wtedy poczuła też mocne pchnięcie w plecy. Ale nawet kiedy
znalazła się po drugiej stronie, nie zwolniła. Jęcząc z bólu, zjechała na
siedząco, na sam dół. Kilka sekund później tuż obok pojawił się jej towarzysz.
Usta miał surowo zaciśnięte, na twarzy dziwny grymas.
– Tam! – wskazał
na zaparkowany po drugiej stronie ulicy, ciemnoszary samochód. Dobiegli do
niego jednocześnie, choć on był przecież obarczony bagażem. – Prowadź!
Rzucił jej kluczki i
wpakował się na tył. Orina spojrzała na niego zaskoczona. Ale trwało to
zaledwie ułamki sekundy. Od pośpiechu zależała jej wolność oraz życie. Nie było
czasu do namysłu. Błyskawicznie znalazła się na siedzeniu kierowcy, ruszając z
piskiem opon. Spodziewała się pogoni, czystego szaleństwa, ale o dziwo, bez
przeszkód udało im się wyjechać za miasto. Dopiero wtedy odetchnęła i zaczęła
myśleć bardziej racjonalnie.
– Nie gonią nas?
– Nie.
– Jesteś pewien?
– Nie.
– Faktycznie,
doskonale opisałeś mi naszą obecną sytuację – powiedziała z sarkazmem. – A może
zdradzisz chociaż, gdzie mam jechać?
– Trasą na Piłę.
– Dobre i to.
Dlaczego?
– Zmienimy
samochód.
– Przezorny zawsze
ubezpieczony? – zerknęła w lusterko, łapiąc jego spojrzenie. Krzywo się uśmiechnął,
lecz nie odpowiedział. – Często to robiłeś?
– To pierwszy raz.
– Naprawdę?
Wcześniej nie było potrzeby?
– Nie.
– Dlaczego?
– Dbałem, by zabić
wszystkich świadków.
Ta lakoniczna odpowiedź
mocno ją speszyła. I przeraziła. Zacisnęła dłonie na kierownicy, by nie
wypowiedzieć słów, które cisnęły się jej na usta. W końcu zawdzięczała mu
życie. Nie powinna aż tak bardzo wybrzydzać. Morderca czy nie, musi być
wdzięczna za ocalenie własnego dupska.
Swoją drogą, to takie
dziwne.
– Zdecydowałeś się
mi pomóc, bo?
– Mówiłem już.
– Ciekawię cię.
Tak, pamiętam. Coś poza tym?
– Tak.
– Bardzo
szczegółowo to wyjaśniłeś – prychnęła. – Cóż za elokwencja!
Tym razem to on się
zirytował. Oparł się o tylne siedzenie, przymykając oko i próbując pokonać
narastający ból. Zerknął na profil dziewczyny, która w skupieniu prowadziła auto
po krętej drodze. Irytacja zniknęła. Ta wyrazista twarz, pełna życia,
różnorakich emocji. Była naprawdę cudowna. Przypomniał sobie leciutki pocałunek,
który tak ją rozzłościł, a jego podniecił. Nie potrafił jednak słowami opisać
tego, co go w niej intrygowało. Co przyciągało uwagę, nie pozwalało zapomnieć
czy pozostać obojętnym. Pierwszy raz w życiu, pierwszy raz wobec drugiego
człowieka, pierwszy raz wobec kobiety. A ponieważ uwielbiał ją wyprowadzać z
równowagi, odezwał się nieco kpiąco:
– Ma być bardziej
szczegółowo?
– Też jestem
ciekawa.
– Tak? W porządku.
Chcę cię przelecieć.
link do części V - klik
A nie możemy najpierw dokończyć tego? To mi się tak podoba!
OdpowiedzUsuńAW
Babeczko kochana, święta jesteś. We wtorek mam urodzinki czy noglabym liczyć na kolejna część z twojej strony?:)
OdpowiedzUsuńKochana Babeczko,mam podobnie,mok syn ma siedem lat i zrypany plan lekcji..paranoja.A te ich darmowe podręczniki do pierwszej klasy niech sobie wsadzą głęboko..Już to widzę jak mój syn wracając zima późno do domu zasiada z "usmiechem" na twarzy do lekcji.
OdpowiedzUsuńNo i kończyć w tym momencie? :(
OdpowiedzUsuńDaaaawno nie komentowałam, wybacz. Ale śledzę i czytam! :) Piła to moje miasto rodzinne, aż nie mogę się doczekać kolejnej części :)
OdpowiedzUsuńDasz dziś kolejną cześć? Proooszeee
OdpowiedzUsuńZły omen
Świetne, świetne, świetne! Ja chcę kolejną część :D
OdpowiedzUsuńSuper! Tylko błagam Cię! Szybciej dodawaj części ><
OdpowiedzUsuńAbsolutnie genialne, tyle się da napisać, usycham żeby się dowiedzieć co dalej :)
OdpowiedzUsuńDzisiaj przypadkiem tu zajrzalam i czuje, ze będę wchodzić regularnie. Świetnie piszesz oby tak dalej, pozdrowienia z zakopanego :-)
OdpowiedzUsuńJa chcem już ciąg dalszy:) Ciekawość mnie zżera :)
OdpowiedzUsuńBabeczko prosimy o kontynuacje tego! :(
OdpowiedzUsuńZbieram szczenę. I po stokroć dziękuję Annie Valettcie za link do tego bloga.
OdpowiedzUsuńcudowone jest to opowiadanie:)czekammna kolejna czesc:D
OdpowiedzUsuń