piątek, 22 sierpnia 2014

Dług (VII)

Podrażnię Was...

link do części VI - klik

          Dług VII
Po raz pierwszy poczuła niepokój. Prawie wydarła mu ją z ręki i szybko przeczytała jedną, jedyną linijkę tekstu „Jesteśmy kwita. Możesz spływać do domu. Zatrzaśnij drzwi lub oddaj klucze Arturowi. M.”.

Przeczytała ponownie. I jeszcze raz. I kolejny. Dopiero za piątym dotarł do niej sens zapisanych słów. Jesteśmy kwita. Jesteśmy kwita?!
Dumnie uniosła głowę, czując jak krwisty rumieniec barwi jej policzki. Zacisnęła drżące dłonie. Na rozmyślania czy żal nadejdzie czas później. Nie da tej gadzinie satysfakcji, by mógł sycić się jej porażką.
– Dobrze – powiedziała spokojnie. – Zrozumiałam. Przekaż bratu, że cieszę się, iż jest już po wszystkim. Jak słusznie stwierdził, jesteśmy kwita.
Zaledwie pięć minut zajęło jej odnalezienie wszystkich części garderoby. Dopięła spodnie, zawiązała buty i splotła włosy w niedbały warkocz. Ręce jej dygotały, ale narastająca wściekłość była silniejsza od bólu.
A ona głupia sądziła… Marzyła… Miała nadzieję na o wiele więcej. Nawet nie zdążyła ubrać swych pragnień w konkretne myśli. Co za wredny, bezczelny…
Zaszlochała. Tak łatwo wpadła w pułapkę. Zawsze twierdziła, że jej nie może się przytrafić podobna rzecz, że jest zbyt mądra, by dać się oszukać jakiemukolwiek fałszywemu uwodzicielowi. I co? Zaślepiona własnymi marzeniami wpadła w zastawiona sidła, a napastnik bez problemu wykorzystał jej ufność.
Kretynka! pomyślała o sobie. Dosadnie, by podsycić gniew. Bez tego, rozpłakałaby się.
Kiedy weszła do salonu, Artur stał przy oknie, zamyślony i dziwnie spokojny.
– Na twoim miejscu tak bardzo bym się tym nie przejmował – odezwał się cichym głosem. Drgnęła i skierowała się ku wyjściu. – To normalka.
Nie odpowiedziała, ale z hukiem zatrzasnęła drzwi. Brakowało jej cierpliwości, aby zaczekać na windę, więc zbiegła po schodach. Otuliła się ramionami i udała prosto do domu. A tam powitała ją nienaturalna cisza.
Szymon spał na kanapie w salonie. Dość skrupulatnie zrealizował powierzone mu zadanie, bo dookoła panował niczym idealny porządek. Może jedynie niektóre meble nie odzyskały swych dawnych kształtów. Okna pozbawione były firanek. No i fortepian…
Uklękła przy potrzaskanym instrumencie, dłonią przesunęła po gładkiej nodze, ułamanej dokładnie w połowie. Tym razem nie powstrzymywała łez. Popłynęły wartkim strumieniem i Wiktoria siedziała na podłodze, bezgłośnie szlochając, czując przy tym jak jej serce pęka dosłownie oraz w przenośni. Nigdy wcześniej nie sądziła, że to może tak boleć. Myślała, że jeśli się zakocha, to będzie to uczucie odwzajemnione, że jej wybranek będzie idealny pod każdym względem. Mateusz nie był taki od początku. Nic nie zmieniła upojna noc, bo bliskość, której doświadczyła, była jedynie złudzeniem. Kiedy dostał to, czego pragnął, pozbył się jej niczym śmiecia. Zostawił banalny list i popędził do swych codziennych zajęć. Jak mogła być tak głupia? Tak naiwna?
Była jego? Owszem, fizycznie. Najzwyczajniej w świecie ją zaliczył!
Wiktoria parsknęła z wściekłością. Spojrzała na śpiącego brata i gwałtownie się podniosła. Pomaszerowała do kuchni, napełniła duży garnek zimną wodą, po czym cofnęła się i wylała to Szymonowi na głowę. Zerwał się z głośnym wrzaskiem. Mrugał zdezorientowany oczyma, pocierając palcami opuchnięty policzek, ponad którym widać było sporych rozmiarów fioletowy placek. Jak widać Artur spisał się na medal.
– Pobudka! – oświadczyła ze złością.
– Wiki! Ależ mnie wystraszyłaś! Mogłem umrzeć na zawał serca – odparł z wyrzutem.
– Bzdura! Serce to ty masz jak dzwon.
– I bije pomiędzy pobijanymi żebrami.
– Sam sobie jesteś winien kretynie! Mogę zrozumieć nałóg, głupią pożyczkę, ale wierzyłam, że potrafisz powiedzieć stop. Dlaczego tak bardzo kuszą cię łatwe i brudne pieniądze?
– Właśnie dlatego, że są łatwe.
Usiadła ciężko na krześle. Skrzyżowała ramiona, zwiesiła głowę.
– Nie udało mi się naprawić tylko tego – przysiadł się, nakrywając dłońmi jej ręce i wskazując na połamany fortepian. – Tak bardzo mi przykro siostrzyczko. Czy jeśli dam ci słowo honoru, że nie zrobię nigdy więcej żadnego głupstwa, wybaczysz mi?
– Nigdy więcej? – uśmiechnęła się ze smutkiem. – Nie o to chodzi. Rób głupstwa, w końcu uczymy się na własnych błędach. Ale nie takie, które są pozbawione sensu.
– Czy on… – Szymon zająknął się. – Czy on zrobił ci krzywdę?
– Nie.
– Wyglądasz, jakby na twoją głowę zwaliły się wszystkie nieszczęścia.
– Nie, tylko jedno – spojrzała na niego z powagą. – Ja też robię głupstwa. Nie martw się o fortepian. Mam dosyć.
– Czego?
– Grania.
– Niemożliwe?! – Brat wybałuszył oczy. – Wiki, nie możesz! Jesteś w tym świetna! Przed tobą naprawdę wielka przyszłość…
– Na razie na horyzoncie widzę jedynie burzowe chmury. Żadnego światełka zwiastujące go rozpogodzenie, dającego nadzieję. Idę po prysznic – zmieniła temat. – Bardzo proszę, nie rozmawiajmy o tym na razie. Nie mam na to siły.
Skinął potakująco. Zaczął się domyślać, że zaszło coś poważnego. Miała tak smutne, zapłakane oczy. Jakby ktoś wygasił rozpalającą od środka jej duszę iskierkę. Podejrzewał kto. Jak do tego doszło? Przecież Wiki nigdy by nie… Potrząsnął głową. Biedna maleńka. Jej romantyczne rojenia nie wytrzymały zderzenia z brutalną rzeczywistością. Nie chce grać? Nie, to niemożliwe.
Szymon zasępił się. Jeśli sytuacja nie ulegnie zmianie, będzie musiał zrobić kolejne głupstwo.
***
Przez cały tydzień nic się nie zmieniło. Wiktoria snuła się po domu niczym duch, unikała dłuższych rozmów, nawet mało jadła. Po dwóch tygodniach wróciła ich matka. Od razu przeraził ją wygląd córki, podpuchnięte oczy, utrata wagi, zgaszone spojrzenie.
– Nic mi nie jest – oświadczyła Wiki krótko. – Źle się czuję, dopadło mnie paskudne przeziębienie.
– Szymon, może ty coś na ten temat wiesz? I gdzie jest fortepian.
– Tak – westchnął. Pora na poważną rozmowę. Musiał rozliczyć się ze starych grzeszków. – Usiądź wygodnie. Błagam, nie krzycz na mnie, póki nie skończę…
Wyznał wszystko. Łącznie z ostatnim wybrykiem. Jednak nie powiedział ani słowa na temat swoich podejrzeń.
Przez kilka kolejnych dni, atmosfera w domu była co najmniej gęsta. Wiktorii było to najzupełniej obojętne. Siadała w rogu swojego łóżka, przykrywała się kocem i wpatrywała w zmieniający się za oknem krajobraz. Nie płakała, nie rozpaczała, siedziała nieruchomo, z pełnym bólu spojrzeniem. Na samym początku miała jeszcze nadzieję, że Mateusz przyjdzie, przyzna, iż się pomylił i tak naprawdę zależy mu na niej. Potem przestała w to wierzyć. Brakowało jej muzyki, brakowało codziennych ćwiczeń i zapachu starego fortepianu. Lecz nie uczyniła niczego, by to zmienić. Matce udzielała krótkich, treściwych odpowiedzi, zawsze starannie omijając prawdę. Najgorsze jednak były noce. Samotne, smutne, zwłaszcza te, podczas których wył wicher, a deszcz potokami spadał na wysuszoną latem ziemię.
– Wiki – brat przysiadł na skraju łóżka. – Nie możesz dłużej tak się zachowywać.
– Nie mam ochoty na nic więcej.
– To bydlak, zresztą zupełnie do ciebie nie pasował. Jesteś delikatna, wykształcona, uzdolniona. A on? Zwykły mięśniak, na dodatek zajmujący się szemranymi interesami.
– Tak – odpowiedziała i po raz pierwszy się rozpłakała. – Wiem. Ale to nie działa tak, jak byśmy chcieli.
– Mama się martwi. Ja też. Artur dobija się do drzwi, męczy mnie telefonami.
– Artur? – w oczach dziewczyny pojawił się błysk niechęci. – Czego chce?
– Zobaczyć się z tobą, porozmawiać. Przynajmniej tak twierdzi. Mamie się nie spodobał, wywaliła go przy pierwszej próbie szturmu naszych drzwi.
Wiktoria roześmiała się nagle.
– Chciałabym to widzieć.
– Wiem, po kim bywasz tak bojowa.
– No właśnie… – ponownie się zasępiła. W złocistych oczach pokazały się kolejne łzy.
W tym momencie Szymon postanowił, że nie może dłużej czekać. Wóz albo przewóz. Chciał zaryzykować.
Wieczorem wymknął się do klubu, gdzie wszystko się zaczęło. Usiadł przy barze, bacznie się rozglądając. Po godzinie takiego siedzenia i sączenia jednego piwa, zebrał się na odwagę. Dopił resztę i ruszył w doskonale sobie znanym kierunku. Oczywiście natknął na dwóch wysokich łysoli, którzy patrzyli na niego z góry z niesłychaną pogardą. Kazali mu zaczekać. Zorientował się dlaczego, gdy wszedł do środka. Mateusz siedział na sofie dopinając spodnie, a tuz obok leżała pół naga dziewczyna, która na jego widok szybko obciągnęła sukienkę.
– To ty? – spytał z doskonale wyczuwalną niechęcią. – Czego chcesz? Kolejnej pożyczki nie będzie.
– Nie chodzi o kasę – Szymon usiadł naprzeciwko, starając się wyglądać groźnie. – Tylko o moją siostrę.
Mateusz wzruszył obojętnie ramionami.
– Coś ty jej zrobił? Przez te kilka tygodni schudła prawie o połowę, siedzi tylko w kącie i ryczy, albo tępo wpatruje się przed siebie – wybuchnął ze złością. Co tam, najwyżej mu przyłoży lub każe wywalić ochronie. – Jak raz rano wymiotowała, spytałem się czy nie jest w ciąży, to uciekła z płaczem do swojego pokoju.
– W ciąży? – powtórzył z głupia frant Mateusz. W ciąży? Jasna cholera! No tak, przecież absolutnie się nie zabezpieczał. Przypuszczał, że ona również.
– Nie martw się, nie jest. I dobrze, bo nie chciałbym, aby taki zimny drań miał z nami coś wspólnego!
– Nie? – Mateusz zmrużył oczy. – To co tutaj robisz?
Szymon głęboko odetchnął.
– Wierzyłem, że jej przejdzie. Może gdyby w domu był fortepian… Ale nie ma, bo przez moje głupie wybryki, kompletnie zniszczyli instrument. A przyszedłem dlatego, że chcę wiedzieć co jej zrobiłeś i dlaczego?
Tamten milczał. Wpatrywał się ponuro w siedzącego naprzeciwko chłopaka, zastanawiając się, co tak naprawdę ma odpowiedzieć. A więc Wiktoria cierpiała? Dobrze, doskonale! Należało jej się! Czy sądziła, że on jest z kamienia? Że nie sprawiła mu bólu? Do kurwy nędzy! Przez kilka pierwszych dni nawet nie trzeźwiał. Teraz było lepiej, ale i tak ledwo trzymał się kupy. Wiele razy przeklinał chwilę, w której zaproponował jej ten durny układ.
– Nie mogłeś tego zorganizować inaczej? Wiem, że to w nie twoim stylu, a cała sprawa obchodzi cię mniej niż zeszłoroczny śnieg, ale wystarczył chociaż porozmawiać. Nie tylko zostawiać kartkę, z wiadomością, że ma spływać, bo jesteście kwita. Tak, Wiki wszystko mi powiedziała – patrzył na pobladłego nagle Mateusza.
– Byliśmy kwita – odpowiedział powoli.
Szymon, który przez chwilę miał nieśmiałą nadzieję na zupełnie inne słowa, pomyślał, że ta rozmowa nie ma sensu. Po co w ogóle tu przyszedł? No tak…
– Miałeś rację, przyszedłem pożyczyć kasę. Na długo, ale za to oddam wszystko. Muszę odkupić ten cholerny instrument, tylko to może ją teraz wyrwać z tego zaklętego kręgu.
– Fortepian?
– Tak. Chciałbym pożyczyć z jakieś dziesięć patyków.
– Nie przeginasz? Ostatniego długu nie spłaciłeś.
– I tak za takie pieniądze nie kupię nic porządnego.
– Żartujesz? – Mateusz wyprostował się i sięgnął po dwie butelki piwa. Jedną podał Szymonowi. – To ile takie coś kosztuje?
– Różnie. Ten, o którym marzyła Wiki, fortunę.
– Ile?
– Taki Steinway w doskonałym stanie około stu patyków.
– Ile?! – Mateusz zakrztusił piwem. Pudło ze strunami było aż tyle warte? – Niemożliwe?!
– Możliwe. Pożyczasz czy nie, bo jeśli nie, to idę szukać dalej.
– I wpakować się w kolejne kłopoty – mruknął mężczyzna. Milczał bardzo długą chwilę. Czy powinien spróbować jeszcze raz? Miało to w ogóle jakikolwiek sens? Różnili się przecież tak bardzo, i w zasadzie Wiki miała rację pisząc te słowa. Ale z drugiej strony chłopak powiedział coś, co go zastanowiło. Musi to wyjaśnić.
Lubił ryzyko, więc ma okazję zaryzykować. Upchnąć dumę w kąt, pokonać upór i zaryzykować. Jakby co, jest twardzielem, poradzi sobie. Nadzieja niczym hydra uniosła znów jeden z odciętych łbów. Uśmiechnął się ironicznie, patrząc na pełnego rezerwy Szymona.
– Zawrzemy układ.
– Ta, pewnie. Znów chcesz przelecieć moją siostrę? – spytał z sarkazmem.
Mateusz pochylił się do przodu, opierając łokcie na kolanach
– Coś w tym rodzaju. Nie rób takiej groźnej miny, bo na mnie to nie działa, tylko posłuchaj…

link do części VIII - klik
 

21 komentarzy:

  1. Ty mnie naprawdę chesz wykończyć nerwowo
    Dzięki za kolejną beseną noc
    Z O

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach Ty. Wiedziałam, że Mateusz taki być nie może. Jesteś okrutna. Uwielbiam to. Mam nadzieje, że jutro część kolejna. Bo jak nie to Cię znajdę i wytarmoszę za uszy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyli to nie byl zart Artura...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja normalnie zbzikuje. To jest katowanie ludzi, kończąc w takim momecie!

    OdpowiedzUsuń
  5. ja się nie zgadzam to miała być juz ostatnia część :( Zlituj się w końcu K :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ostatnia czesc? Klamczucha.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiedziałam, że to sprawka Artura. To on napisał 2 listy. Dla niej niby od Mateusza i odwrotnie. Wiedziałam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Babeczko jak tak można...dziś kolejną część po proszę :(((((

    OdpowiedzUsuń
  9. I to już koniec? Przecież tak nie może się skończyć. :(
    Wspaniałe, podoba mi się. :)
    Buziaki, N.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja chcę kolejną część , to wszystko jest takie wciągające . Czyli to jednak sprawka Artura, wiedziałam. Na miejscu i Wiki, i Mateusza rozszarpałabym go zaraz po tym jak dowiedziałabym się prawdy . Natalia

    OdpowiedzUsuń
  11. Witaj Babeczko.
    Fenomenalne. Podrażniłaś nas hihi
    Po parę razy czytałam.
    Połamana
    ps. Bardzo mily i przystojny ortopeda jest na oddziałe.
    Zasadniczy i konkretny takich lubię.
    Chyba się zakochuje .... tylko co robic?
    Od pielęgniarek wiem , że nie ma nikogo.
    Nie tylko ja się w nim podkochuję.

    OdpowiedzUsuń
  12. Sadystka z Ciebie :p
    kobieto blagam Cie daj szybko ostatnia czesc :-) jak trzeba to moge nawet na kolanach blagac:-)
    Pozdrawiam Sylwia

    OdpowiedzUsuń
  13. Babeczko:) Jesteś okrutna!!! Ja chcę dalszy ciąg!!! Nie można tak!!!

    OdpowiedzUsuń
  14. artur sprytnie to wykombinował..zostawił kartke i jej i jemu :(((((((

    OdpowiedzUsuń
  15. Dodałabyś dziś kolejną częsc fajny bym miała prezent na urodziny ;)
    /Berry

    OdpowiedzUsuń
  16. Uzależniłam się od tego opowiadania;)
    Jedno z najlepszych - jak dla mnie ;)
    Jest szansa ze dzisiaj dodasz kolejną część ?;)
    BŁAGAM ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. oł noł... nie można nas tak szczuć, jak wygłodniałego psiaka smażoną kiełbą

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie nie nie nie nie!! Dlaczego w takim momencie urwałaś? I weź tu teraz wytrzymaj do następnej części :(

    OdpowiedzUsuń
  19. Zaskoczyłaś ale pozytywnie

    OdpowiedzUsuń
  20. Babeczko ty Zła Kobieta jesteś ;) nie drażni się lwa .. szczególnie jak ten głodny :D
    Mam nadzieję że dzisiaj kolejna część bo jestem jej strasznie ciekawa, niestety jutro wyjeżdżam i czeka mnie cały tydzień bez internetu a co za tym idzie pewnie bez kolejnej cześci .. :( A.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.