Wasze domowe sposoby na zmęczenie? Przyznam, że choć nie cierpię wizyt u lekarza, to chyba będę musiała się wybrać. Tak całkiem profilaktycznie. W dzień snuję się niczym cień, o dwudziestej padam na łóżko, po czym budzę się po północy, odwalam kawałek tekstu i dalej idę spać. Do pracy na szczęście na dziesiątą, bo na wcześniejszą godzinę chyba musiałabym się tam udać z wyrkiem... Pewnie gdybym nie pisała, to odwalałabym jakąś inną robotę. A jakbym miała szaloną ochotę na sok grejpfrutowy, to wszystko byłoby jasne ;-)
Link do części XI - klik
Głupia miłość XII
Czas na konfrontację.
Konrad jak zwykle
wyglądał szałowo. Ubrany niedbale i elegancko zarazem, władczo obejmował
ramieniem…
No właśnie. O mało co, oczy
nie wylazły mi z orbit, a zdumienie było tak potężne, że nieinteligentnie
otwarłam usta i tak zamarłam.
To była ta jego
partnerka?!
O jasny gwint!
Mężczyzna, w którym
byłam zakochana, właśnie składał namiętny pocałunek na ustach nadobnego
młodzieńca.
Nie! Ja się chyba
powieszę? To niby była ta jego wielka miłość?
Wyprysnęłam spod palmy
gubiąc po drodze buty, dopadłam Konrada, stanowczym ruchem odsunęłam blond
gogusia i chwyciwszy zbója jednego za klapy marynarki, energicznie nim potrząsnęłam.
– Co to niby ma
być palancie?! – wysyczałam.
– Wituś –
odpowiedział ze spokojem. – Nie podoba ci się?
– To facet!
– Wiem. Jakbym
mógł nie zauważyć – dodał z ironią Konrad, wyplątując się z mojego uchwytu. –
Masz coś przeciwko?
– Tak – wyrwało mi
się ze znacznym potępieniem. – To żart, prawda?
– Nie, skąd. Kochamy
się nad życie i pojedziemy do Paryża wziąć ślub.
– Mówiłeś, że ma
niezłą twarz i wymiary!
Zerknęłam na
złotowłosego lalusia, szczerzącego zęby, potem na Konrada, a następnie na pełną
dezaprobaty minę kelnera, który pojawił się nie wiadomo skąd. Wysiliłam umysł.
Nigdy, ale to nigdy wcześniej nie napotkałam nawet najmniejszej wzmianki o jego
odmiennych upodobaniach. Owszem podrywał co się nawinęło, ale zawsze były to
kobiety.
– Chcesz mi zrobić
zdjęcie do kolejnego reportażu twego życia? – spytał drwiąco.
Nie chciałam. Czerwona
mgła pojawiła się przed moimi oczami, w następstwie czego rzuciłam się na
niego, bijąc, drapiąc i dając pokaz czystego szaleństwa. Skumulowały się we
mnie wszystkie negatywne emocje, cały ten żal, strach, zawiedzione nadzieje,
dosłownie wszystko. Konrad wzięty z zaskoczenia, gibnął się do tyłu i wpadł
prosto w ramiona ochrony. Po czym całe nasze cudownie szczepione towarzystwo
runęło na ziemię.
Wtedy dziabnęłam go po
raz pierwszy. Z całej siły wbiłam się zębami w nadgarstek, wyrywając z ust
Konrada nieludzki skowyt. Potem zaatakowałam kostkę jednego z ochroniarzy,
który zawył równie głośno, co jego poprzednik. Wituś stał obok, wydając z
siebie przenikliwe piski, co zdenerwowało mnie na tyle, że zdjęłam but i
przywaliłam mu w łydkę, ciężkim, masywnym obcasem.
Minutę później sapałam
ze złości, trzymana w żelaznym uścisku dwóch kucharzy, kelnera i tego z ochroniarzy,
którego nie zdążyłam pokąsać.
Konrad stał naprzeciwko,
przykładając pęk serwetek do krwawiącej rany i patrząc na mnie z podziwem. Tak,
z podziwem. Nie ze złością czy nienawiścią, ale z podziwem.
– Przestań! –
wrzasnęłam i wybulgotałam jakieś przekleństwo.
– Co mam przestać?
– podszedł bliżej i teraz już wyraźnie widziałam iskierki rozbawienia w jego
oczach.
W tym samym momencie w
drzwiach pojawiła się policja wezwana zapewne przez kierownika lokalu. Od razu
zrozumieli w czym rzecz i wystartowali z kajdankami. Konrad uczynił ruch, jakby
chciał zaprotestować, ale kopnęłam go w kolano i od razu przeszły mu te ludzkie
odruchy.
Godzinę później
siedziałam w celi, rozcierając bolące nadgarstki i pełną piersią śpiewając
rzewne kawałki o miłości. Możliwe krwawej i nieszczęśliwej. Moje towarzyszki
czyli podstarzała i wyfiokowana damulka, oraz jej młodsze wydanie, przyglądały
mi się w milczeniu z coraz większym podziwem. Nic dziwnego, bo zawodziłam
niczym pijak pod budką z piwem, schrypnięta, rozczochrana, z rozmazanym
makijażem i w podartym ubraniu.
Na chwilę przerwałam,
odchrząknęłam, zaczerpnęłam tchu i ryknęłam z taką mocą, aż szyby zadrżały w
oknach. Tym razem zdecydowałam się na poezję. Wyrecytowałam z uczuciem kilka
fraszek Kochanowskiego, kilka wierszy zapamiętanych jeszcze z liceum, po czym
przerzuciłam się na twórczość własną.
– Cicho! – Tuż
przy celi zjawił się purpurowy i dość okrąglutki policjant. – Zamknij się babo,
bo cię zaknebluję!
– To będzie
pogwałcenie moich praw obywatelskich – pokiwałam złowieszczo głową.
– W dupie mam
twoje prawa! – warknął.
– Te wrzaski
pomagają mi zagłuszyć wyrzuty sumienia – wyjaśniłam, smętnie przyglądając się
swoim paznokciom. – Dałam ciała na całym froncie. Ukochany okazał się gejem, a
ja idiotką. W bardzo szerokim znaczeniu tego słowa.
– Zdradził cię z
facetem? – zainteresowały się gwałtownie obie panie.
– Tak.
– I pobiłaś go? Za
to cię wsadzili?
– Gorzej.
Pogryzłam.
Obie wybałuszyły oczy i
nieznacznie się odsunęły. Chyba domyślam się dlaczego. Pewnie bały się wariatów.
– Pogryzłaś?
– Gdybym znała
jakieś sztuki walki to zrobiłam bym tak – pomachałam ramionami na wzór tajnej
agentki z amerykańskich filmów – oraz tak – wydałam z siebie przenikliwe iiii –
i byłoby po sprawie. Jednak ponieważ nie znam, byłam zmuszona do zastosowania
bardziej przyziemnych, prozaicznych metod. Drapałam, gryzłam i wrzeszczałam.
Wygłupiłam się do potęgi i teraz jest mi wstyd.
– E tam –
skwitowała starsza.
Łatwo było powiedzieć.
Kiedy złość wyparowała, poziom adrenaliny wrócił do normy, dotarła do mnie cała
głupota mego czynu. Zachowałam się nie jak dorosła, normalna kobieta, lecz
niczym rozpuszczony bachor, któremu kolega nie użyczył w piaskownicy łopatki.
Zajęczałam i wplotłam
palce we włosy.
Boże! Jak mi wstyd! Co
on mógł sobie o mnie pomyśleć? Już i tak nie był najlepszego zdania, a teraz
jeszcze i to! Jeśli miałam jeszcze jakiekolwiek szanse, to właśnie sama się ich
pozbawiłam.
Łzy powoli spłynęły po
moich policzkach. Jak opisać to, co czułam? Nie, tego nie dało się wyrazić
słowami. Trzeba było samemu zakosztować goryczy porażki, bólu rozbitego na
drobny mak serca oraz całkowitej utraty nadziei.
Dziwne, ale to było
całkiem fizyczne uczucie, głównie kumulujące się w okolicach lewego boku i
ściśniętego w supełek żołądka.
– Te, śpiewaczka,
zbieraj dupsko. Ktoś wpłacił za ciebie kaucję. Idziesz do domu.
W pierwszej chwili
pomyślałam o Konradzie. Lecz potem przypomniały mi się wydarzenia sprzed kilku
godzin i zdusiłam w zarodku głupią nadzieję.
Powłócząc nogami
wyszłam na zewnątrz i głęboko odetchnęłam rześkim, nocnym powietrzem.
– Aduś…
Obróciłam się i
zerknęłam podejrzliwie na zbliżającego się mężczyznę.
– Ależ dałaś
przedstawienie!
Uszczypnęłam się w
przedramię i syknęłam z bólu. Później uszczypnęłam jego. Skrzywił się, ale
nadal drwiąco uśmiechał.
– Zgiń,
przepadnij! Chyba faktycznie mi odbiło – stwierdziłam ze zgrozą.
– Ależ skąd.
Wiedziałem, że nie odpuścisz sobie możliwości zepsucia mi romantycznego
wieczoru – zaczął się śmiać. – Wynająłem początkującego aktora i odegrałem rolę
wartą oskara. Jednak trzeba przyznać, że pobiłaś mnie na głowę. Kobieto! Jesteś
zdrowo pogięta, wiesz o tym?
– Wiem – objęłam
się ramionami i rozpłakałam. Nic nie mogłam na to poradzić, ale miałam wszystkiego
dość. Konrada, siebie samej, całej tej kuriozalnej sytuacji i wiecznej wojny
między nami. Na początku może było i zabawnie, ale teraz działało jedynie
destrukcyjnie.
Podszedł bliżej i
położył mi dłonie na ramionach, nieznacznie się pochylając.
– Nie pogryziesz
mnie, jeśli cię przytulę?
Zaprzeczyłam ruchem
głowy i sekundę później zatonęłam w jego objęciach.
– Pamiętasz? Każdą
kłótnię mieliśmy kończyć ognistym seksem?
Siąpnęłam nosem.
– Wiem, łatwiej
byłoby o tobie po prostu zapomnieć. Myślisz, że nie próbowałem? Nawet kilka
razy spiłem się do nieprzytomności – szeptał. – I co? Nic. Jak wytrzeźwiałem
nadal marzyłem tylko o tobie. Masz okropny charakter, jesteś pyskata, kłótliwa,
rzucasz się na mnie z pięściami przy każdej okazji, a ostatnio na dodatek
pogryzłaś…
Nie mogłam się nie
roześmiać.
– Tak sobie myślę,
że jeśli w łóżku jesteś równie ognista, co w życiu – delikatnie przygryzł
płatek mego ucha – to będzie nam więcej niż cudownie.
Uniosłam głowę i
zatopiłam wzrok w jego pełnych rozbawienia oczach.
– Zaprosimy
Witusia na mały trójkącik? – spytałam złośliwie.
– O! Odzyskujesz
siły! Dlaczego by nie? Ty się wypniesz, on się wypnie, a ja będę korzystał…
– Znów to robisz!
– Co?
– Denerwujesz
mnie!
– Ja? Skąd? To ty
zaproponowałaś Witusia.
Nie będzie łatwo.
Gorzej. Będzie masakrycznie ciężko. Ja miałam trudny, wybuchowy charakter, on
małpią złośliwość. Oboje nie lubiliśmy ustępować, oboje kochaliśmy udowadniać
swoją rację.
Było jednak coś jeszcze.
Na razie ciężko było to
nazwać miłością.
– Ale… – zaczęłam
z udawanym oburzeniem.
Nie dał mi skończyć. Za
to pocałował, i to tak, że zabrakło mi tchu. Zabrakło również sił na protest. W
końcu przerwał, a ja westchnęłam z żalem.
– To jak będzie?
Wyjdziesz w końcu za mnie, czy dalej będziemy się bawić w kotka i myszkę?
– Ja cierpiałam, a
ty sądzisz, że to zabawa?
– Na własne
życzenie. Proponowałem małżeństwo już wcześniej. To ty mnie wyrzuciłaś,
traktując jak seksualne mięso armatnie.
– Jeden powód dla
którego miałabym się zgodzić?
– Jeden? Mógłbym
podać kilkaset. Ale niech ci będzie uparciuchu – oparł czoło o moje czoło i
spoważniał. Wpatrywał się prawie bez mrugnięcia, a ja czułam, że robię się
coraz bardziej czerwona. – Kocham cię. Naprawdę cię kocham.
Miałam dosyć protestów,
przepychanek, awantur.
– Dobrze, zgadzam
się.
– Serio?
– Czy twój wyraz
twarzy świadczy o tym, że jesteś zawiedziony?
– Ja?
– Nie, pingwin z Afryki!
Miałeś nadzieję, że będę się z tobą kłócić do końca życia? – spytałam nieco
zrzędliwym tonem.
– Tak – szepnął. –
A po każdej takiej kłótni będziemy uprawiać nieziemski seks… To będzie
szaleństwo! I wiesz co? Masz moją zgodę, by napisać o tym artykuł.
Nie, nie będzie łatwo.
Ale co tam… Nieoczekiwanie się poddałam i przytuliłam do niego z taką siłą, że
mało brakowało, by się przewrócił. I ze zgrozą usłyszałam pytanie, które
zadałam radosnym tonem.
– A powiesz mi do
czego służy ten sprzęt w krytej szufladzie twojego biurka?
i koniec, co osobiście uważam za dar niebios ;-)))
Ło matko, rozpływam się!
OdpowiedzUsuńJuż się wystraszyłam, że on na serio z tym Witusiem ( fuj fuj mega fuj), a tu tak specjalnie żeby podkręcić atmosferę. :)
OdpowiedzUsuńWeroniś :)
Najpierw piszę, że super że jest :D Teraz czytam :D
OdpowiedzUsuńI Dzięki za ustawienie do pionu!!!!!
Super nie mogłam zasnąć wiedząc że będzie kolejna część ale już mogę iść spokojnie spać :)
OdpowiedzUsuńDziekuje za inspiracje. ....
OdpowiedzUsuńMama karmiąca
Świetne! Szkoda, że to już koniec :) Buziaki, N.
OdpowiedzUsuńNo, rzeczywiście, to, że dobrnęliśmy do końca jest prawdziwym sukcesem :D
OdpowiedzUsuńMnie osobiście Twoja końcówka, hmm, zniesmaczyła? Naprawdę naprawdę nie znam nikogo, kto choćby pokusił się o takie zachowanie. Kiedyś wspominałaś, że bohaterki wychodzą z inspiracji samą sobą, więc jeśli jesteś osobą, która pokusiłaby się o taką akcję w restauracji jak tu, to, ekhm... ciekawe musisz mieć życie..
:)
Niemniej, czekam na kolejne opowiadania. Mam nadzieję, że wrócisz do swojego poziomu bo osobiście uważam, że ostatnio troszeczkę się wypaliłaś ;)
No właśnie, niby to tylko fikcja, Babeczka ma prawo do pisania, jak chce, ale też nie jestem zwolenniczką jakiejkolwiek agresji ;))
UsuńHahaha, umarłam! Wituś :D
OdpowiedzUsuńJa jak byłam ciągle przemęczona i senna udałam się do lekarza. Wyniki miałam dobre, a lekarka zapisała mi magzes i żelazo. Po jakims tygodniu, dwóch było okej :)
OdpowiedzUsuńA na pobudzenie zamiast kawy czy coś, dobra bd zielona herbata taka w liściach i niezaparzana wrzątkiem tylko gorącą wodą. Dodatkowo przy takiej pogodzie jaka jest świetnie gasi pragnienie :))
Co znalazł w jej szufladzie?
OdpowiedzUsuńA mnie ta ostatnia część zniszczyła całe opowiadanie... Ta szopka, płacze, jakieś takie dla mnie nienaturalne. Oczywiście rzecz gustu! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Fajne fajne ale mi jednak tego Tomka szkoda ;)
OdpowiedzUsuńSłabe to z tym Tomkiem… Już całkiem wyzute z wartości i poczucia przyzwoitości…
OdpowiedzUsuńA czy nie bywa czasem tak, że chociaż bardzo staramy się być przyzwoici i moralni, to po prostu nam się nie udaje? Cieszę się, że nie potraktowałaś/łeś tego jako element tła, a wczułaś/eś się w sytuację. Stąd te negatywne emocje.
Usuń