wtorek, 1 lipca 2014

Głupia miłośc VIII

Te komputery... Najpierw nie działał port usb, potem nie chciał otworzy pliku, musiałam sobie zainstalowac jakiegoś word viwiera czy cuś, w końcu się udało... Za dużo nie piszę, bo jeszcze mi się zawiesi, wyłączy, odleci w kosmos jako transformers :-)

Link do części VII - klik

          Głupia miłośc VIII
O ile to możliwe, poczerwieniałam jeszcze bardziej. Siedzi sobie zarozumiałe bydlę naprzeciwko i wygłasza krzywdzące opinie o stanie mojego umysłu. A na osłodę dodaje, że chętnie by mnie zaliczył. Cóż za zaszczyt!
– Słodyczą charakteru nie grzeszysz.
– A co powiesz o stanie konta?
Stwierdziłam, że ta dyskusja staje się coraz bardziej jałowa. Chciałam wrócić do pokoju i zadzwonić do Tomka. Tym razem po to, by poinformować go, iż moja „praca w terenie” potrwa dłużej niż dwa dni. Też mnie mdliło od tych kłamstw i zaczęłam się zastanawiać, czy jednak nie powinnam wyznać mu prawdy. Znaczy się, coś w stylu „kocham cię, tęsknię, ale wiesz, obecnie mieszkam kątem u tego faceta, co to robi za narodowego playboya”.
Tak. Z pewnością się ucieszy, a może i obdarzy błogosławieństwem…
Co za głupia sytuacja.
Dałam spokój Konradowi i dociekaniu, po cholerę mu moje towarzystwo. Weszłam na górę i udałam się prosto do sypialni.
Ponuro wpatrzyłam się w telefon leżący pośrodku łóżka. Niezdecydowana. Coraz bardziej rozgniewana.
Zawsze lubiłam poniedziałkowe poranki. Pewnie byłam wyjątkiem, bo większość ludzi ich nie znosi, ale co z tego? Czasami trzeba iść pod prąd.
Teraz jednak…
Policzyłam w myślach. Wtorek, środa, czwartek, piątek, sobota. Jeszcze pięć dni. Nie licząc dzisiejszego. Tylko i aż pięć dni.
Będzie dobrze. Konrad sam wspomniał, że dziś mam wolne od jego towarzystwa. Opalę się, wykąpię w basenie, może napiszę jakiś fajny tekst. Czas szybko zleci.
No i muszę się zastanowić, co mam powiedzieć Tomkowi. Naprawdę kusiło, aby wyznać mu wszystko, nawet porządnie się pokłócić, ale i mieć w końcu czyste sumienie.
Westchnąwszy tak potężnie, że aż podwiało pościel na łóżku, wygrzebałam z torby strój kąpielowy.
Przez cały dzień korzystałam z luksusów, które zapewniała willa Konrada i rozmyślałam nad tym, jak powinnam postąpić. Naprawdę było mi ciężko, a każde wytłumaczenie wydawało się kiepskie, każdy argument mało przekonujący.
Mój gospodarz na szczęście zniknął już po naszej porannej rozmowie i więcej się nie pojawił. I dobrze, bo jego obecność działała na mnie niezwykle irytująco.
Czułam się zmęczona, zniechęcona i miałam ochotę się poddać.
Co tam. Zadzwonię i powiem prawdę.
Kiedy jednak wybiłam znany na pamięć numer i usłyszałam lekko zamyślony męski głos, z determinacją postanowiłam kłamać dalej.
– Wracasz jutro? A może jeszcze dziś wieczorem?
– Wiesz… Właściwie to dopiero w sobotę.
Zapadła długa, pełna niedowierzania cisza.
– W sobotę? – Tomek nagle przestał być zamyślony i nieuważny.
– Tak. Rano wyjadę, pewnie będę w domu późnym popołudniem.
– Dlaczego tak długo?
– Jak już jestem na drugim krańcu Polski, to sobie trochę pozwiedzam. Odpocznę. Bieszczady są piękne – łgałam, usiłując włożyć w te kłamstwa odrobinę zapału. Tak, by brzmiały przekonująco.
– To może do ciebie dołączę?
Pogratulowałam sobie, bo oczywiście przewidziałam taki rozwój sytuacji.
– Wolałabym, abyś urlop wykorzystał na tę wycieczkę do Hiszpanii.
– Na pewno?
– Na sto procent kochanie. I daję słowo, że będę codziennie dzwonić.
– Wiesz Aduś… Nie złość się, ale przez pierwszy dzień było nawet fajnie. Lecz teraz coraz mocniej tęsknię.
Poczucie winy o mało co mnie nie udławiło.
– Daruję sobie zwiedzanie i wrócę. Dobrze?
Miałam nadzieję, że zaprotestuje. Bez przekonania, słabo, ale zaprotestuje.
– Jeśli możesz – prawie widziałam tę ulgę na jego twarzy. – To wracaj jak najszybciej.
Tak. To się wkopałam.
– Dopiero w środę.
– Nie szkodzi. Strasznie za tobą tęsknię…
Idąc spać, musiałam sobie wypić drinka. Nie, nie jednego. Kilka. Błogi stan upojenia alkoholowego choć trochę stłumił poczucie winy.
Niestety, problemu szybko wróciły o poranku. Wraz z nimi pojawił się także potężny kac. I Konrad.
Siedział z kwaśną miną w kuchni, przed nim stała kawa i leżała otwarta gazeta.
– Cześć – mruknęłam.
– Jak ci minął wczorajszy dzień?
– Wynudziłam się.
– Niestety. Dziś również nie zaszczycę cię moim towarzystwem.
– Też mi strata.
– Ja myślę. I gdzie się podziała ta cudna peruka?
Nie chodzi o słowa, ale o ton, jakim były wypowiedziane. Pełen jadu i złości. Walnęłam kubkiem o marmurowy blat, nie przejmując się tym, że mógłby pęknąć.
– Żadnej peruki! Gryzie mnie w głowę. Poza tym zastanawiam się czy nie ulotnić się już w środę?
– Jak chcesz. Pamiętaj, że się zemszczę.
– Sama powiem mu prawdę! – wrzasnęłam wytrącona z równowagi. – Powinnam to była zrobić od początku – dodałam z goryczą.
– Ja ciebie nie rozumiem – Konrad oparł łokcie na stole i wbił we mnie wzrok. – Odbębniłabyś te siedem dni, wróciła do ukochanego, a potem żyła dalej długo i szczęśliwie. W międzyczasie skorzystałabyś z okazji i przespała się ze mną raz, no może kilka razu. To zależy od tego, czy jesteś dobra?
– Jestem – oznajmiłam z satysfakcją. – Ale kochaniutki, akurat ty nie będziesz miał okazji się o tym przekonać.
– Udowodnij.
Popukałam się w głowę i nalałam sobie kawy z ekspresu.
– No dalej. Udowodnij. Czyżbyś się bała? – spytał drwiąco.
– Nie. Nie mam ochoty.
Przy największych staraniach, nie mogłam wymyślić odpowiedzi, która by go bardziej rozzłościła.
Nadął się, strasznie poczerwieniał i w ogóle miałam wrażenie, że za chwilę się na mnie rzuci. Rozejrzałam się po kuchni i w desperacji postanowiłam, że jakby co, to przywalę mu tym porcelanowym kubkiem z kawą.
– TY nie masz ochoty? – wycedził, podnosząc się i podchodząc bliżej.
– Wnioskuję, że powinnam mieć i rzucić się do twych stóp z okrzykiem: „bierz mnie, błagam”? Tak?
Stał naprzeciwko i sapał ze złością. Szczerze mówiąc, sama przestałam z tego cokolwiek rozumieć. O co mu chodziło?
– Wiesz co? Jeszcze nadejdzie taka chwila…
– Kretyn! – przerwałam mu ze śmiechem. – Niby jaka?
Odwrócił się i uciekł. Nic dziwnego, bo w przeciwnym wypadku musiałby się na mnie rzucić i udusić niepokorną babę. Trochę mnie niepokoiło, że weszłam mu na ambicję i teraz to dopiero nie odpuści, ale machnęłam ręką i wróciłam na górę, by się ubrać.
Aż do wieczora miałam spokój. Konrad chyba wyjechał do pracy, kucharka przygotowała obiad i poszła do domu, a ja zostałam sama w ogromnej willi.
Pomyszkowałam trochę w gabinecie pana prezesa. Pogrzebałam w rzeczach osobistych. Najbardziej zaciekawiła mnie kolekcja filmów dla dorosłych, umiejętnie ukryta w zamkniętej szafce. Puściłam sobie wyrywkowo kilka kawałków, ale to był głupi pomysł.
Aby zająć czymś innym myśli, zaczęłam myszkować dalej, przy akompaniamencie jęków i stęków, wydawanych przez nadobną panią posuwaną na ekranie. W końcu dotarłam do zamaskowanej szuflady, znajdującej się na samym dole. Nieźle się umęczyłam, próbując ją otworzyć. Już nawet w pewnym momencie wydawało mi się, że to pomyłka, tam nic nie ma, ale kiedy stuknęłam ją ze złością dwa razy, otwarła się sama.
A ja zajrzałam do środka i znieruchomiałam.
Cóż za cuda się tu znajdowały! Nie do końca się na tym znałam, ale kajdanki, krótkie pejcze i dziwne kneble mówiły same za siebie. Co do kilku pozostałych akcesoriów, to nie miałam bladego pojęcia, do czego mogłyby służyć.
Co za zboczony świntuch – pomyślałam z uznaniem o Konradzie. Wygrzebałam z kieszeni komórkę i pstryknęłam kilka przepięknych ujęć. Już widziałam ten tytuł: „tajemnice domu znanego milionera” albo „czym zajmuje się w wolnej chwili Konrad L”. Nie żebym go potępiała, broń boże. Wręcz przeciwnie, sama niejednokrotnie usiłowałam namówić Tomka, do wzbogacenia naszego pożycia. Jednak mój chłop był tradycjonalistą i prezentował zdecydowany opór. Nie naciskałam, w nadziei, że jeszcze zdąży zmienić zdanie.
Telewizor specjalnie zostawiłam włączony, szufladę otwartą i wróciłam nad basen. Z nudów grałam w sudoku, ze wszelkich sił starając się nie rozmyślać o swej obecnej sytuacji i dręczących mnie dylematach.
Chyba przysnęłam, a obudziły mnie dopiero głośne ryki dochodzące z salonu. W oczekiwaniu na kolejną budującą kłótnię, w pośpiechu narzuciłam na siebie pareo i nie zwlekając udałam się w kierunku źródła hałasu.
Byłam pewna, że Konrad odkrył, iż myszkowałam w jego „zabawkach”, ale nic z tych rzeczy.
On się kłócił. Z wysoką, smukłą blondynką, o twarzy pełnej gniewu.
– Zjawiłam się nie w porę? – spytałam domyślnie, gdy dwie pary oczu spoczęły na mej skromnej osobie. – Kamila, prawda?
– Owszem. Zmieniłaś fryzurę?
– Jest za gorąco na perukę – przyglądałam się z ciekawością, coraz bardziej czerwonemu Konradowi. – Na tapetę o grubości centymetra również.
– Bydlę! – wrzasnęła znienacka kobieta i z całej siły przywaliła swemu ukochanemu w sam środek twarzy. – Niewierne bydlę! Nigdy się nie zmienisz!
Po czym odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem ruszyła w kierunku wyjścia. Znieważony Konrad usiłował ją gonić, trzymając się za poszkodowaną część ciała, co chyba mu się udało, bo kolejny hałas dał się słyszeć już z korytarza.
Usiadłam w fotelu i czekałam na jego powrót.
W końcu pojawił się, trzymając za zakrwawiony nos.
– Włicisz co złobiłaś? – wystękał, padając na sofę.
– Ja? Niby co? – przyjrzałam mu się z niepokojem. – Zakrwawisz to nieskazitelnie białe poszycie.
– To kłupie nofe.
– Wybiła ci ząb?
Spojrzał na mnie z takim wyrzutem, że gdybym miała odrobinę przyzwoitości, to powinnam się co najmniej zaczerwienić. Niestety, nie miałam.
– Patrz, a dałabym głowę, że łgałeś z tą Kamilą. Chodź do łazienki, umyjemy to i znajdziemy jakiś czysty ręcznik. Potem przyniosę ci lodu.
Posłusznie się podniósł i podreptał za mną. Miał strasznie markotną minę. Nawet zrobiło mi się go żal.
– O co jej chodziło? – spytałam, delikatnie obmywając jego twarz.
– O ciebie.
– Przecież sama chciała? – zdziwiłam się.
– Niezupełnie. Wyglądasz… Wyglądasz inaczej.
– Spodziewała się plastikowej blondyny, z tapirem i makijażem tak grubym, że jak pukniesz, to odleci – powiedziałam domyślnie. – Wytłumacz, że nic nas nie łączy, ja się wyprowadzę i problem z głowy.
– Nic nas nie łączy?
– Jedynie pewne fotki. Nawet nie śpimy razem, jak to na początku zaplanowałeś.
– Powiedziałem, że tak.
– Że co? – spojrzałam na niego zdumiona z góry.
– W mojej sypialni, w jednym łóżku.
– Stąd ten niewierny bydlak? Ale dlaczego?
– Strasznie marudziła – mruknął. – Poza tym chciałem się jej pozbyć.
Opadły mi ręce. Dosłownie. I zrozum tu faceta.
– Konrad… – usiadłam tak, by móc patrzeć prosto w jego oczy. – Wytłumacz mi, o co do diabła chodzi w tym wszystkim. To jakiś rodzaj zemsty? Zabawa moim kosztem? W porządku, poniekąd zasłużyłam. Ale wolałabym wiedzieć, w czym biorę udział.
– To nie zemsta. Ani zabawa – na moment przymknął oczy. – Tak miało być jedynie na początku.
– A teraz?
– Teraz? – Odjął ręcznik i spojrzał na niego w zamyśleniu. Pomimo tego, że przestał krwawić, miał intensywnie czerwony nos. Wcale nie odebrało mu to urody. Po raz kolejny złapałam się na myśli, że mam do czynienia z niezwykle seksownym facetem. – Teraz mam jej dość.
– Tej sytuacji? Nie dziwię się. Ja również.
– Nie, nie sytuacji – zerknął na mnie z ukosa. – Kamili.
– Znudziła ci się? To chyba norma.
– Zakochałem się.
O słodki Jezu!
– Chyba nie we mnie? – wyjąkałam.
– W twoim drugim wcieleniu – oznajmił z powagą, choć jednocześnie zauważyłam rozbawienie w jego oczach. – Ożenię się z tobą, jeśli przefarbujesz włosy na stałe…
– Konrad! – zamierzyłam się na niego z udawanym oburzeniem, ale błyskawicznie chwycił moją rękę i przyciągnął ku sobie.
– Po ślubie kupię ci całą ciężarówkę gumy do żucia oraz niewielką gazetę.
Zanim zdążyłam wymyślić odpowiednio ciętą ripostę, pocałował mnie. 

link do części IX - klik

10 komentarzy:

  1. w takim momencie skończyć haha !! Suuuper . !! czekam na kolejną część. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ah, tak świetnie piszesz a ja tak rzadko komentuje. Wybacz, ale wiedz ze czekam z niecierpliwością na kolejną czesc :) xoxo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jest lekko, ale staram się jak mogę. Dziękuję, miło że wielu to docenia :-)

      Usuń
  3. Czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgodnie z zapowiedzią komentarze, które mi się nie podobają, kasuję. I tyle w temacie. Nie podoba się? To proste. Jest taki mały krzyżyk w górnym prawym rogu. Klik i już cię nie ma. I nie wracaj więcej, bo znów będziesz się musiał(a) irytowac. Po cholerę?

    PS. Zainteresowanych tym, bym dodawała posty codziennie i wysoce zniesmaczonych tym, że tego nie robię, tak jak sobie żądają, zapraszam na priv w celu sponsoringu. Stawka - dwie stówy dziennie. Przy zakupie dodawania postów przez dwa tygodnie przewidziany rabat ;-) Za cały miesiąc dodatkowe opowiadanie na wymyślony przez sponsorującego temat :-))) Za pół roku całus wirtualny i prywatny ołtarzyk u mnie w domu ze zdjęciem darczyńcy, pod którym codziennie będę stawiała świeże kwiaty i waliła dziękczynne pokłony...
    Cholera! Starzeje się, krzyże mi siadają, może powinnam brac dwie stówy plus paczkę żelu na stawy gratis?

    ;-D

    OdpowiedzUsuń
  5. Popieram ! Kto nie zadowolony to" won" z babeczkarni :-D Nikt tu nikogo nie trzyma na siłe :-) Ja tam się cieszę że masz dla nas czas.I dodajesz ekstra opowiadania które są oderwaniem od codzienności :-) Pozdrowionka ;-) M.T.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hahahahahahaha Babeczko jesteś najlepsza!!! Uwielbiam twoje poczucie humoru :)) ale to nic nowego ,pozdrawiam gorąco i czekam na kolejne teksty

    OdpowiedzUsuń
  7. cudowny koniec tej czesci;)czekam na kolejna:)

    OdpowiedzUsuń
  8. to chyba jedyne opowiadanie w którym nie chcę aby główni bohaterowie byli ze sobą ;p nie łącz ich razem ;/

    OdpowiedzUsuń
  9. Tradycyjnie - rewelacyjnie :))

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.