Tym razem na niedzielne popołudnie.
I słówko od mnie. Wiem, że schematycznie. Ale takie opowiadania pisze się wręcz na kolanie. Szybko, bezproblemowo, prawie idąc na żywioł. W przypadku czegoś, co ma bardziej skomplikowaną akcję, co ma zaskoczyć czytelnika, potrzeba dużo więcej czasu. Na przykład ostatnio ślęczałam nad Nikomu ani słowa, napisałam kilka zdań i drzewo genealogiczne rodziny i zajęło mi to bagatela, trzy godziny.
Tak to mniej więcej wygląda. Jednego czego nie dam radę zmienić, to swojego podejścia do bohaterów. Niestety, tutaj musiałbym cierpieć na schizofrenię. Są jak ich stworzyłam, mogą Wam pasować lub nie, ale na razie nic więcej w tym kierunku nie zamierzam robić. Przypuszczam jednak, że i tak będą ewoluować wraz upływem czasu i każdym kolejnym tekstem. Norma.
I do zobaczenia, przy kolejnym opowiadaniu, nie piszę kiedy, bo nie wiem ;-)
Wciąż czekam na informacje o Krakowie, o które Was prosiłam w poprzednim poście. Za to te, które napisaliście, skrzętnie sobie jeszcze raz przeczytam i przepiszę wszystko do notesu. Nie mówiąc już o tym, że po przeczytaniu ich mam ochotę się spakować i jechać natychmiast :-)
PS. Do Dęblina również... Podobało mi się na południowym wschodzie, choć również byłam tam wieki temu.
Link do części V - (klik)
Głupia miłość VI
Nie odpowiedziałam. Za
to rozpłakałam się. Przecież to niemożliwe! Nie mogłam z nim… Och!
– Nie przesadzaj –
dodał z kwaśną miną. – Krzyczałaś tak głośno, że tobie z pewnością też było
przyjemnie.
– I nie
przeszkadzało ci, że byłam nieprzytomna, cuchnęłam alkoholem, a na dodatek
miałam ten cudny makijaż?
– Nie.
– Pokaż zdjęcia.
Natychmiast! – zażądałam. Coś mi tu śmierdziało w tej całej sprawie.
– Marudna jesteś.
– I sięgnął po leżącą na stoliku nocnym komórkę.
Trzeba przyznać, że
serce podeszło mi do gardła. A więc jednak! Zrobiłam to. O Boże!
– No masz,
pooglądaj sobie.
Ze łzami w oczach
zerknęłam na ekran telefonu. I od razu moja nieufność wzrosła.
– Co to niby ma
być? Widać czubek mojej głowy i kawałek twoich spodni.
– Też sobie
wypiłem jak wróciliśmy. Kiedy przyszedłem do sypialni, tarzałaś się nago po
łóżku, jęcząc „bierz mnie ogierze”. Widocznie taki miałem punkt widzenia…
– Chyba śnisz!
Prędzej frajerze – prychnęłam. – Nie było żadnego seksu. Zalałam się, a ty
wykorzystałeś nieprzytomną kobietę. Mogłeś mnie przelecieć, ale na pewno bez
mojego współudziału. To się chyba nazywa gwałt?
– Wyglądam jakbym
musiał brać kogoś siłą? – wściekły wyrwał mi telefon. – Zresztą, i te zdjęcia
wystarczą, by zrobić z twego życia osobistego ruinę.
– Aha! –
wykrzyknęłam, wskazując go oskarżycielsko palcem. – Przyznałeś, że to fikcja!
– Powiedziałem, że
choć są słabej jakości, to wystarczą. Założymy się?
Otrzeźwiałam. W żadnym
wypadku! chciałam zawołać. Już jakoś przepękam ten tydzień, choć alkoholu z
pewnością nie ruszę.
– Dobrze. Jeden
zero dla ciebie. Ale przyznaj, że się nie kochaliśmy.
– Co ci tak
zależy? – warknął, raptownie wstając. – Powinnaś to potraktować raczej jako
spełnienie marzeń…
– Czyich do
diabła?! – przerwałam zdumiona, również wstając. – Chyba nie moich, bo jakbyś
nie zauważył, porzygałam się po tym, co oznajmiłeś.
– To akurat nie
moja wina.
W zasadzie to miał rację.
Ale dlaczego niby miałam mu ją przyznać?
– Twoja, twoja –
powiedziałam jadowicie, sięgając po kawę.
Nie odpowiedział, tylko
wyszedł, zatrzaskując z hukiem drzwi. Wzdrygnęłam się, a następnie wzruszyłam
ramionami.
Był znany. Bogaty.
Przystojny. Wciąż młody, choć zadziwiały te ślady siwizny na skroniach.
Policzyłam w myślach i ze zdumieniem stwierdziłam, że był w wieku Tomka, a więc
dzieliła nas różnica zaledwie trzech lat.
Czego on chciał ode
mnie?
Chyba wiedziałam czego…
Wiele razy w życiu
słyszałam, że jestem ładna. Kilka razy, że piękna. Osobiście nie narzekałam, bo
zawsze uważałam, że to kwestia gustu. Albo chemii, jak kto woli. Lecz na pewno
nie przypominałam żadnej z jego byłych partnerek. Byłam za niska, za pyskata,
no i miałam krótkie włosy. Sam w którymś z wywiadów wspominał, że jest fetyszystą
kobiecych włosów. Muszą być długie i delikatne jak jedwab.
Nie pasowałam do
Konrada. Gdzieś w głębi serca pojawił się nieokreślony żal. Pojawił się i
natychmiast zniknął.
A więc to był jedynie
głupi upór. Może powinnam go spoić do nieprzytomności, a potem wmawiać, że
spędziliśmy upojną nockę? Pomyśli, że mnie zaliczył i zostawi w spokoju.
Ubrałam się w
zajebiście różowy dres. Samą mnie zęby rozbolały od tego wystrzałowego kolorku.
Dodałam nie mniej wyrazisty makijaż i nieco wymęczoną perukę.
Zeszłam na dół,
szukając kuchni. Wciąż nieziemsko chciało mi się pić. W końcu trafiłam i z
uznaniem rozejrzałam się po nowoczesnym, luksusowym wnętrzu.
– Mucha nie siada
– mruknęłam, otwierając szeroko drzwi ogromnej lodówki.
Po czym skamieniałam.
Nie, nie dlatego, że
zobaczyłam poćwiartowane i schludnie ułożone zwłoki. Ale ile tam było
wszelkiego dobra!
Z dreszczem szczęścia
dobrałam się do apetycznie wyglądającej pieczeni. Próbowałam wszystkiego po
trochu, kompletnie nie przejmując się tym, co powie Konrad. Chciał abym z nim
zamieszkała? Cóż. Coś muszę jeść.
Byłam właśnie przy
deserze, czyli sporym kawałku czekoladowego tortu, gdy wszedł do kuchni.
– A! Tu jesteś.
Szuka… Co robisz?
– Konsumuję.
Doszczętnie opróżniłam żołądek i jestem głodna jak diabli – wyjaśniłam,
oblizując łyżeczkę.
– Co konsumujesz?
– zaniepokojony dopadł lodówki i sekundę później wpatrywał się w jej wnętrze ze
zgrozą.
– Spróbowałam
wszystkiego po trochu.
Jęknął.
– Za godzinę przyjadą
na obiad moi rodzice. Kucharka specjalnie wszystko przygotowała, bo dałem jej
wolne, by było bardziej kameralnie. A ty podziabałaś mięso, zżarłaś połowę
deseru… Uduszę cię babo! I co do diabła zrobiłaś z sushi?!
– Wywaliłam.
Śmierdziało rybą – dodałam beztrosko.
Wyraz jego twarzy był
straszny. I bezcenny. Zgięłam się w pół, zanosząc śmiechem i choć złapał mnie
za ramię, wyciągając z kryjówki, to i tak jeszcze długo nie mogłam się
uspokoić.
Piałam, kwiczałam, a on
potrząsał mną z wściekłością, gdy w progu stanęło dwoje ludzi. Zdumionych i
przerażonych, bo to wyglądało jakbyśmy się nawzajem mordowali.
– Konrad?
– Zupka została –
wydusiłam z siebie, ocierając zapłakane oczy. – Tylko wrzuciłam do niej ten
żółty ryż, aby była bardziej treściwa.
Konrad poczerwieniał
tak, że pomyślałam, iż chyba pęknie od nadmiaru przepełniających go uczuć. Nic
dziwnego zresztą. Wytworny krem ze szparagów okrasiłam ryżem zabarwionym curry.
– Możesz wyjaśnić
co tu się dzieje? – Jego matka była elegancką, drobniutką i bardzo wytworną
kobietką. Coś mi tam świtało, że pochodziła z rodziny hrabiowskiej. Trzeba
przyznać, że wyglądała na arystokratkę. Za to ojciec, choć całkiem siwy,
prezentował się niczym starsze wydanie własnego syna.
Para jak z obrazka.
– Bił mnie, bo
zupa była za słona – chlipnęłam rozdzierająco.
Hipotetyczny oprawca ze
świstem wypuścił powietrze z ust. Eksplozja mu już nie groziła, ale nadal
wyglądał na wściekłego.
– Przyjechaliście
wcześniej? – mruknął, całując matkę w policzek.
– Tak. To źle?
– Skąd. Jedynie…
My… – stracił rezon pod wpływem mego kpiącego spojrzenia. – Ada nie zdążyła się
przebrać.
– Nic nie szkodzi.
– O dziwo jego wytworna rodzicielka nie wyglądała na zgorszoną, a jedynie
rozbawioną. – W różowym jej do twarzy.
– Adolfina –
poprawiłam odruchowo. Pożałowałam, że nie mam tej głupiej gumy do żucia. IQ od
razu zmalałoby o połowę.
– Ada ładniej
brzmi – podała mi swoją dłoń, wąską i delikatną. Ujęłam ją i energicznie
potrząsnęłam. A ona nadal się uśmiechała.
– Zaraz nakryjemy
do stołu. A wy idźcie sobie odpocząć po podróży – Konrad zdecydowanie
wymanewrował ich z kuchni. Potem wrócił i zachmurzony, zaczął wyciągać z
lodówki wymęczone wiktuały. Kiedy doszedł do zupy, zgrzytnął zębami, otworzył
okno i z potężnym impetem wywalił za nie cały garnek.
– Mogła być niezła
– pisnęłam cichutko.
– Zamknij się!
– Jak będziesz się
do mnie brzydko odnosił, to się poskarżę.
– Cicho bądź, bo
ciebie też wywalę za okno!
– Chętnie pomogę…
– Stół już
zastawiony. I co ja mam z tym zrobić? – spytał poirytowany wskazując pokrojoną
na kawałki pieczeń.
– Przecież nie
przeżułam jej i nie wyplułam, tylko podzieliłam. Chciałam się dostać do tego
mięska ze środka. Skąd u diabła mogłam przypuszczać, że zaprosisz rodziców…
Ejże – zerknęłam podejrzliwie. – Po co ich zaprosiłeś?
– Aby przedstawić
przyszłą żonę.
– Przecież to miał
być żart?!
– No dobrze.
Powiem ci.
Usiadłam na kuchennym
taborecie i czekałam na ciąg dalszy.
– Chodzi o inna
kobietę. Z tobą jedynie sobie pogrywam, bo wkurzyłaś mnie tym przyjęciem,
podczas którego wylądowałem nosem w sałatce owocowej. Gdybym cię publicznie
oskarżył, zrobiłaby się z tego niezła afera. Wolę inne metody, bardziej
dyskretne.
– Nadal nie wiem,
po co ci ta gra w udawanych zakochanych? Jeden powód to zemsta. Drugi mówiłeś,
że kobieta?
– Spotykaliśmy się
ze sobą prawie dwa miesiące. Byłaby idealna, jednak przyłapała mnie na zdradzie
– wyznał niechętnie. - To ta blondynka, której na przyjęciu podłożyłaś nogę.
Olśniło mnie. Miałam
nosa, pomyślałam z satysfakcją. Dobrze wyczułam, że to niesympatyczna wiedźma.
Nie, zaraz… W zasadzie to powinna była być po jej stronie.
– No dobrze, ale
na co ci moja skromna osoba, w dodatku w tym szałowym przebraniu?
– Kamila
oświadczyła, że da mi ostatnią szansę, pod warunkiem iż przez tydzień będę
publicznie obnosił się z moją nową, koszmarną narzeczoną.
– Dziwny warunek.
– Dlaczego? Ty też
się jej naraziłaś. Uznała więc, że dobrze będzie, jeśli pomęczymy się nawzajem
we własnym towarzystwie.
– Miałam rację –
powiedziałam jedynie z radością, zeskakując z taboretu. – Dziś rano kłamałeś!
– Tego nie
powiedziałem.
– Kurczę, chłopie.
To jesteś zakochany czy nie?
Spojrzał na mnie z
ukosa. Dziwnie zamyślony, jakby nie potrafił jednoznacznie odpowiedzieć na to
pytanie.
– Do niedawna
powiedziałbym, że tak.
– Hę?
– Kiedy zaniosłem
cię do sypialni, bredziłaś coś niewyraźnie. W końcu dotarło do mnie, że chcesz
się rozebrać. Postawiłem cię na łóżku i przytrzymując w pasie, zacząłem ściągać
sukienkę. Perukę i buty zgubiłaś po drodze. W pewnym momencie, sam nie wiem
kiedy, zarzuciłaś mi ramiona na szyję i spojrzałaś w taki sposób, że nie mogłem
się oprzeć. Wiesz, że masz cudowne oczy? Najpiękniejsze jakie widziałem…
Zamarłam, z głupim
wyrazem twarzy i z pół otwartymi ustami.
– Chyba żartujesz?
– wydusiłam z siebie w końcu, po bardzo długiej chwili milczenia. – Całowałeś śmierdzącego
alkoholem potwora, z rozmazanym makijażem i twierdzisz, że to było przyjemne?!
– Przez kilka
sekund. Zaraz potem zwiotczałaś i potężnie chrapnęłaś. Poza tym mówiłem o
twoich oczach, a nie pocałunku.
Wkręcał mnie. Jak nic. Drań
jeden! Najchętniej spakowałabym się i uciekła, w nosie mając obiecane
fotografie, ale nie mogłam. Co będzie jeśli faktycznie spotka się z Tomkiem i
wszystko mu opowie? Nie, tego stanowczo nie chciałam.
– Co mam zanieść
na stół? – spytałam, zmieniając temat.
Zakręcił się dookoła
własnej osi i wręczył mi michę z sałatką.
– To. Z resztą
sobie poradzę. Usiądź sobie i zabawiaj rozmową moich rodziców. Możesz wymyślać
wszelkie głupoty i tak mi już wszystko jedno.
Moje natchnienie zdechło
i postanowiłam wykrzesać z siebie odrobinę ludzkich cech. Dlatego głównie
grzecznie potakiwałam, utrzymując durny wyraz twarzy. Można uznać, że
konwersacja przy stole kulała, dopóki nie pojawił się Konrad.
– Już pokroiłem –
powiedział szybko, widząc jak jego rodzice podejrzliwie wpatrują się w dziwacznie
poporcjowane mięsko. – Pójdę jeszcze po wino do lodówki.
Tym razem piłam jedynie
wodę. Wolałam nie męczyć żołądka. Sączyłam ją powoli, wsłuchując się w toczącą
się rozmowę.
– Prawie nic nie
jesz kochanie? – zdziwiła się matka Konrada.
– Jadłam
wcześniej.
– Ale tylko woda?
Może jesteś na jednej z tych cudownych diet?
– Przydałoby się
jej, ale to nie to. Nażarła się wcześniej, prawie do polowy opróżniając lodówkę.
Uśmiechnęłam się słodko
do tego wrednego typa, po czym wyciągnęłam z kieszeni bluzy wykałaczkę i bez
skrępowania zaczęłam nią dłubać w zębie.
– A może jesteś w
ciąży? Stąd ten apetyt? – drążyła dalej ukochana mamusia.
Mało brakowało, a
wbiłabym sobie tę wykałaczkę w dziąsło. Konrad dziwnie prychnął, lecz nie
skomentował tych słów. Napotkałam jedynie jego rozbawione spojrzenie. I sama
parsknęłam śmiechem.
– To byłoby niepokalane
poczęcie – oświadczyłam. – Na razie dopasowujemy charaktery.
– To widać. A tak
naprawdę, zdradzicie nam o co w tym wszystkim chodzi?
Spojrzałam na
siedzącego naprzeciwko mężczyznę. Skinął głową.
– Mów jeśli
chcesz.
Spoczął na mnie wzrok
dwóch zaciekawionych par oczu. Widocznie dobrze znali swojego syna i nie
wierzyli w ten tak zwany związek, z kimś o wyglądzie podrasowanej lalki barbie.
fajniusie ale króciótkie :P
OdpowiedzUsuńTo ja jeszcze raz o Krakowie :)
OdpowiedzUsuńJeśli chcesz jakiś wyższy standard noclegu, to polecam hotel Batory - sam w sobie jest może dość drogi (choć - jak na Kraków - to przyzwoity), ale mają coś, co nazywają Batory Aneks, tańszy i też niezły.
Przemiła jest tam obsługa :) 5 minut piechotą do dworca PKP. Z 10-15 do Rynku.
Z atrakcji przyszło mi do głowy jeszcze Muzeum Lotnictwa Polskiego. W Zatorze (tylko to już sporo od miasta) jest park rozrywki, m.in. z ruchomymi dinozaurami :) Fajna sprawa. Mojemu tacie się podobało :)
/IS
Sobie sprawdziłam i zanotowałam. Akurat mają pokoje 4os, bezpłatny parking, więc byłoby idealnie. Dzięki!
UsuńParking jest raczej mały, ale śniadania podobno bardzo dobre :)
UsuńJak coś mi jeszcze przyjdzie do głowy, to napiszę.
podoba mi sie rozwoj akcji:)
OdpowiedzUsuńA która część południowego wschodu? Jako tubylec (tambylec) jestem szczerze zaciekawiony. Byłaś może kiedyś w Krasiczynie? Jeśli nie to bądź - warto, zamek, zamkiem (kaplica ummm) ale park...
OdpowiedzUsuńZdrawim
Tomek
Mój tata bardzo lubił takie podróże donikąd. Tak więc jechaliśmy z Poznania do Łańcutu, potem dalej w Bieszczady i mniej więcej wzdłuż wschodniej granicy, aż po Mazury. Krasiczyn? Coś mi mówi ta nazwa...
UsuńRany! Sprawdziłam w necie. Zamek faktycznie super! Kto wie, kto wie... Może skręcimy na wschód?
Ach Babeczko jak zwykle super :) a tak na marginesie też marzy mi się Kraków, byłam tylko raz i jestem oczarowana :-D a co do Dęblina o atrakcje możesz mnie śmiało pytać, mój brat w tym roku kończy tą szkołę a i ja byłam tam nie raz ;-) pozdrawiam, RosemarieB :-)
OdpowiedzUsuńSzkołę? Czyżby lotniczą?
UsuńTak :-P mój własny "kierowca bombowca" ;-) RosemarieB
UsuńTak ;) nie ma to jak własny "kierowca bombowca" w domu :D RosemarieB :)
UsuńTeż chciałam... Ale EEG za nic nie mogło wyjść takie, jak powinno :-( Już i tak na warunkowym robiłam szybowce przez dwa sezony, bo na kolanach, obsmarkana i upłakana wyżebrałam we Wrocławiu (wtedy tam się jeździło) u lekarza, dopuszczenie mnie do kursu podstawowego. Cała reszta poszła śpiewająco, w niektórych przypadkach miałam tak dobre wyniki, że powtarzali testy, bo myśleli, że się pomylili. Ale tego EEG nie mogłam przeskoczyć...
UsuńW każdym bądź razie, mam nadzieję, że będę Cię mogła pomęczyć w przyszłości (a Ty brata) odnośnie Dęblina i bycia prawdziwym pilotem? ;-)))
Mój to na śmigłowcach ;) a szybowcem leciałam kiedy byłam sobie na lotnisku niedaleko mojego domu ;-) wszytko tak spontanicznie, po prostu byłam sobie z bratem bo miał jakąś sprawę do znajomego,który jest pilotem ;-) a akurat mieli próby więc pewien miły pan zabrał mnie taki lot, broniłam się rękami i nogami ale nic nie dalo. Chociaż... Było warto nie ma co ! A później usunęłam wszytkie zdjęcia :-( Lecz na prawdę nie wiem jak co dziewczyny widzą w wojsku. Może to i fajne ale zajmować się tym całe życie ? Jak brat mi mówi co oni tam wyprawiają to słabo się robi. A ostatnia ich "przygoda" toaż szkoda gadać ! Już dawno byłoby po mnie ;-) na roczniku brata aktualnie zostały chyba tylko 3 dziewczyny ? Przy całym akademiku chłopaków. Nie dochodźmy co tam się dzieje ;-) RosemarieB
UsuńBabeczko, mieszkam w Krakowie i wstyd przyznać, ale jakoś nic mi do głowy nie przychodzi z noclegami etc. Natomiast obiady polecam w Koko http://www.gospodakoko.pl/ - za 15 zł mają zupę, drugie danie i kompot, albo w Smakołykach niedaleko Filharmonii http://www.smakolyki.eu/ - najlepsze na świecie pierogi ze szpinakiem :) Z typowo krakowskich kawiarni to Jama Michalika, mają wystawę związaną z kabaretem Zielony Balonik, który tam powstał, artystami Młodej Polski i robione na miejscu pyszne lody. Oczywiście Nowa Prowincja Turnaua, na Brackiej gdzie faktycznie wiecznie pada deszcz :) Z bardziej "komercyjnych" klimatów też na Brackiej CupCake Corner Bakery, o której już ktoś w komentarzach wspominał.
OdpowiedzUsuńZ muzeów poza tymi już wymienionymi mogę polecić Muzeum Farmacji na Floriańskiej. W sumie pustawo tam i turyści lgną bardziej do takich nagłaśnianych miejsc, a jest bardzo ciekawe, wypchane aligatory, nietoperze, stare wagi, zioła, słoje na pijawki i inne okropieństwa :) Poza tym Ogród Doświadczeń Lema, można pospacerować i przeprowadzić masę różnych doświadczeń, więc dla córki w sam raz. Świetne są też wszystkie wystawy w Bunkrze Sztuki. A tak poza tym gdzie byś się nie wybrała to jest co robić i co oglądać :) Tylko ludzi faktycznie masakrycznie dużo, im bliżej lipca i sierpnia tym będzie więcej zagranicznych turystów.
Niestety, my również planujemy lipiec lub sierpień. Ale myślę, że Kraków to takie miasto, gdzie sezon jest przez cały rok.
UsuńNie martw się, ja też bym miała problem z poleceniem noclegów w Poznaniu. Za to z knajpami żadnego :-) Babeczkarnię pewnie odwiedzę, ten Ogród Lema też kusi, o pijawkach nie wspominając.
Biorąc pod uwagę ilość atrakcji, szukam czegoś na trzy noclegi. Na krócej nie ma sensu.
Dzięki i pozdrawiam
Zobacz sobie
OdpowiedzUsuńhttp://www.zlotyrog.com/index_pl.html albo http://www.hotelbas.pl/.
Swietne opowiadanie :) ostatnio zastanawiałam się które najbardziej lubie i nie potrafie się zdecydować, w każdym jest coś innego, co przyciąga :)
OdpowiedzUsuńTeraz z niecierpliwością czekam na kolejną część, pozdrawiam Kinga ;)
a moze cos na wtorkowy wieczor? :D
OdpowiedzUsuń