niedziela, 15 czerwca 2014

Głupia miłość (VI)

Tym razem na niedzielne popołudnie.

I słówko od mnie. Wiem, że schematycznie. Ale takie opowiadania pisze się wręcz na kolanie. Szybko, bezproblemowo, prawie idąc na żywioł. W przypadku czegoś, co ma bardziej skomplikowaną akcję, co ma zaskoczyć czytelnika, potrzeba dużo więcej czasu. Na przykład ostatnio ślęczałam nad Nikomu ani słowa, napisałam kilka zdań i drzewo genealogiczne rodziny i zajęło mi to bagatela, trzy godziny. 

Tak to mniej więcej wygląda. Jednego czego nie dam radę zmienić, to swojego podejścia do bohaterów. Niestety, tutaj musiałbym cierpieć na schizofrenię. Są jak ich stworzyłam, mogą Wam pasować lub nie, ale na razie nic więcej w tym kierunku nie zamierzam robić. Przypuszczam jednak, że i tak będą ewoluować wraz upływem czasu i każdym kolejnym tekstem. Norma.

I do zobaczenia, przy kolejnym opowiadaniu, nie piszę kiedy, bo nie wiem ;-)

Wciąż czekam na informacje o Krakowie, o które Was prosiłam w poprzednim poście. Za to te, które napisaliście, skrzętnie sobie jeszcze raz przeczytam i przepiszę wszystko do notesu. Nie mówiąc już o tym, że po przeczytaniu ich mam ochotę się spakować i jechać natychmiast :-)

PS. Do Dęblina również... Podobało mi się na południowym wschodzie, choć również byłam tam wieki temu. 

Link do części V - (klik)

          Głupia miłość VI
Nie odpowiedziałam. Za to rozpłakałam się. Przecież to niemożliwe! Nie mogłam z nim… Och!
– Nie przesadzaj – dodał z kwaśną miną. – Krzyczałaś tak głośno, że tobie z pewnością też było przyjemnie.
– I nie przeszkadzało ci, że byłam nieprzytomna, cuchnęłam alkoholem, a na dodatek miałam ten cudny makijaż?
– Nie.
– Pokaż zdjęcia. Natychmiast! – zażądałam. Coś mi tu śmierdziało w tej całej sprawie.
– Marudna jesteś. – I sięgnął po leżącą na stoliku nocnym komórkę.
Trzeba przyznać, że serce podeszło mi do gardła. A więc jednak! Zrobiłam to. O Boże!
– No masz, pooglądaj sobie.
Ze łzami w oczach zerknęłam na ekran telefonu. I od razu moja nieufność wzrosła.
– Co to niby ma być? Widać czubek mojej głowy i kawałek twoich spodni.
– Też sobie wypiłem jak wróciliśmy. Kiedy przyszedłem do sypialni, tarzałaś się nago po łóżku, jęcząc „bierz mnie ogierze”. Widocznie taki miałem punkt widzenia…
– Chyba śnisz! Prędzej frajerze – prychnęłam. – Nie było żadnego seksu. Zalałam się, a ty wykorzystałeś nieprzytomną kobietę. Mogłeś mnie przelecieć, ale na pewno bez mojego współudziału. To się chyba nazywa gwałt?
– Wyglądam jakbym musiał brać kogoś siłą? – wściekły wyrwał mi telefon. – Zresztą, i te zdjęcia wystarczą, by zrobić z twego życia osobistego ruinę.
– Aha! – wykrzyknęłam, wskazując go oskarżycielsko palcem. – Przyznałeś, że to fikcja!
– Powiedziałem, że choć są słabej jakości, to wystarczą. Założymy się?
Otrzeźwiałam. W żadnym wypadku! chciałam zawołać. Już jakoś przepękam ten tydzień, choć alkoholu z pewnością nie ruszę.
– Dobrze. Jeden zero dla ciebie. Ale przyznaj, że się nie kochaliśmy.
– Co ci tak zależy? – warknął, raptownie wstając. – Powinnaś to potraktować raczej jako spełnienie marzeń…
– Czyich do diabła?! – przerwałam zdumiona, również wstając. – Chyba nie moich, bo jakbyś nie zauważył, porzygałam się po tym, co oznajmiłeś.
– To akurat nie moja wina.
W zasadzie to miał rację. Ale dlaczego niby miałam mu ją przyznać?
– Twoja, twoja – powiedziałam jadowicie, sięgając po kawę.
Nie odpowiedział, tylko wyszedł, zatrzaskując z hukiem drzwi. Wzdrygnęłam się, a następnie wzruszyłam ramionami.
Był znany. Bogaty. Przystojny. Wciąż młody, choć zadziwiały te ślady siwizny na skroniach. Policzyłam w myślach i ze zdumieniem stwierdziłam, że był w wieku Tomka, a więc dzieliła nas różnica zaledwie trzech lat.
Czego on chciał ode mnie?
Chyba wiedziałam czego…
Wiele razy w życiu słyszałam, że jestem ładna. Kilka razy, że piękna. Osobiście nie narzekałam, bo zawsze uważałam, że to kwestia gustu. Albo chemii, jak kto woli. Lecz na pewno nie przypominałam żadnej z jego byłych partnerek. Byłam za niska, za pyskata, no i miałam krótkie włosy. Sam w którymś z wywiadów wspominał, że jest fetyszystą kobiecych włosów. Muszą być długie i delikatne jak jedwab.
Nie pasowałam do Konrada. Gdzieś w głębi serca pojawił się nieokreślony żal. Pojawił się i natychmiast zniknął.
A więc to był jedynie głupi upór. Może powinnam go spoić do nieprzytomności, a potem wmawiać, że spędziliśmy upojną nockę? Pomyśli, że mnie zaliczył i zostawi w spokoju.
Ubrałam się w zajebiście różowy dres. Samą mnie zęby rozbolały od tego wystrzałowego kolorku. Dodałam nie mniej wyrazisty makijaż i nieco wymęczoną perukę.
Zeszłam na dół, szukając kuchni. Wciąż nieziemsko chciało mi się pić. W końcu trafiłam i z uznaniem rozejrzałam się po nowoczesnym, luksusowym wnętrzu.
– Mucha nie siada – mruknęłam, otwierając szeroko drzwi ogromnej lodówki.
Po czym skamieniałam.
Nie, nie dlatego, że zobaczyłam poćwiartowane i schludnie ułożone zwłoki. Ale ile tam było wszelkiego dobra!
Z dreszczem szczęścia dobrałam się do apetycznie wyglądającej pieczeni. Próbowałam wszystkiego po trochu, kompletnie nie przejmując się tym, co powie Konrad. Chciał abym z nim zamieszkała? Cóż. Coś muszę jeść.
Byłam właśnie przy deserze, czyli sporym kawałku czekoladowego tortu, gdy wszedł do kuchni.
– A! Tu jesteś. Szuka… Co robisz?
– Konsumuję. Doszczętnie opróżniłam żołądek i jestem głodna jak diabli – wyjaśniłam, oblizując łyżeczkę.
– Co konsumujesz? – zaniepokojony dopadł lodówki i sekundę później wpatrywał się w jej wnętrze ze zgrozą.
– Spróbowałam wszystkiego po trochu.
Jęknął.
– Za godzinę przyjadą na obiad moi rodzice. Kucharka specjalnie wszystko przygotowała, bo dałem jej wolne, by było bardziej kameralnie. A ty podziabałaś mięso, zżarłaś połowę deseru… Uduszę cię babo! I co do diabła zrobiłaś z sushi?!
– Wywaliłam. Śmierdziało rybą – dodałam beztrosko.
Wyraz jego twarzy był straszny. I bezcenny. Zgięłam się w pół, zanosząc śmiechem i choć złapał mnie za ramię, wyciągając z kryjówki, to i tak jeszcze długo nie mogłam się uspokoić.
Piałam, kwiczałam, a on potrząsał mną z wściekłością, gdy w progu stanęło dwoje ludzi. Zdumionych i przerażonych, bo to wyglądało jakbyśmy się nawzajem mordowali.
– Konrad?
– Zupka została – wydusiłam z siebie, ocierając zapłakane oczy. – Tylko wrzuciłam do niej ten żółty ryż, aby była bardziej treściwa.
Konrad poczerwieniał tak, że pomyślałam, iż chyba pęknie od nadmiaru przepełniających go uczuć. Nic dziwnego zresztą. Wytworny krem ze szparagów okrasiłam ryżem zabarwionym curry.
– Możesz wyjaśnić co tu się dzieje? – Jego matka była elegancką, drobniutką i bardzo wytworną kobietką. Coś mi tam świtało, że pochodziła z rodziny hrabiowskiej. Trzeba przyznać, że wyglądała na arystokratkę. Za to ojciec, choć całkiem siwy, prezentował się niczym starsze wydanie własnego syna.
Para jak z obrazka.
– Bił mnie, bo zupa była za słona – chlipnęłam rozdzierająco.
Hipotetyczny oprawca ze świstem wypuścił powietrze z ust. Eksplozja mu już nie groziła, ale nadal wyglądał na wściekłego.
– Przyjechaliście wcześniej? – mruknął, całując matkę w policzek.
– Tak. To źle?
– Skąd. Jedynie… My… – stracił rezon pod wpływem mego kpiącego spojrzenia. – Ada nie zdążyła się przebrać.
– Nic nie szkodzi. – O dziwo jego wytworna rodzicielka nie wyglądała na zgorszoną, a jedynie rozbawioną. – W różowym jej do twarzy.
– Adolfina – poprawiłam odruchowo. Pożałowałam, że nie mam tej głupiej gumy do żucia. IQ od razu zmalałoby o połowę.
– Ada ładniej brzmi – podała mi swoją dłoń, wąską i delikatną. Ujęłam ją i energicznie potrząsnęłam. A ona nadal się uśmiechała.
– Zaraz nakryjemy do stołu. A wy idźcie sobie odpocząć po podróży – Konrad zdecydowanie wymanewrował ich z kuchni. Potem wrócił i zachmurzony, zaczął wyciągać z lodówki wymęczone wiktuały. Kiedy doszedł do zupy, zgrzytnął zębami, otworzył okno i z potężnym impetem wywalił za nie cały garnek.
– Mogła być niezła – pisnęłam cichutko.
– Zamknij się!
– Jak będziesz się do mnie brzydko odnosił, to się poskarżę.
– Cicho bądź, bo ciebie też wywalę za okno!
– Chętnie pomogę…
– Stół już zastawiony. I co ja mam z tym zrobić? – spytał poirytowany wskazując pokrojoną na kawałki pieczeń.
– Przecież nie przeżułam jej i nie wyplułam, tylko podzieliłam. Chciałam się dostać do tego mięska ze środka. Skąd u diabła mogłam przypuszczać, że zaprosisz rodziców… Ejże – zerknęłam podejrzliwie. – Po co ich zaprosiłeś?
– Aby przedstawić przyszłą żonę.
– Przecież to miał być żart?!
– No dobrze. Powiem ci.
Usiadłam na kuchennym taborecie i czekałam na ciąg dalszy.
– Chodzi o inna kobietę. Z tobą jedynie sobie pogrywam, bo wkurzyłaś mnie tym przyjęciem, podczas którego wylądowałem nosem w sałatce owocowej. Gdybym cię publicznie oskarżył, zrobiłaby się z tego niezła afera. Wolę inne metody, bardziej dyskretne.
– Nadal nie wiem, po co ci ta gra w udawanych zakochanych? Jeden powód to zemsta. Drugi mówiłeś, że kobieta?
– Spotykaliśmy się ze sobą prawie dwa miesiące. Byłaby idealna, jednak przyłapała mnie na zdradzie – wyznał niechętnie. - To ta blondynka, której na przyjęciu podłożyłaś nogę.
Olśniło mnie. Miałam nosa, pomyślałam z satysfakcją. Dobrze wyczułam, że to niesympatyczna wiedźma. Nie, zaraz… W zasadzie to powinna była być po jej stronie.
– No dobrze, ale na co ci moja skromna osoba, w dodatku w tym szałowym przebraniu?
– Kamila oświadczyła, że da mi ostatnią szansę, pod warunkiem iż przez tydzień będę publicznie obnosił się z moją nową, koszmarną narzeczoną.
– Dziwny warunek.
– Dlaczego? Ty też się jej naraziłaś. Uznała więc, że dobrze będzie, jeśli pomęczymy się nawzajem we własnym towarzystwie.
– Miałam rację – powiedziałam jedynie z radością, zeskakując z taboretu. – Dziś rano kłamałeś!
– Tego nie powiedziałem.
– Kurczę, chłopie. To jesteś zakochany czy nie?
Spojrzał na mnie z ukosa. Dziwnie zamyślony, jakby nie potrafił jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie.
– Do niedawna powiedziałbym, że tak.
– Hę?
– Kiedy zaniosłem cię do sypialni, bredziłaś coś niewyraźnie. W końcu dotarło do mnie, że chcesz się rozebrać. Postawiłem cię na łóżku i przytrzymując w pasie, zacząłem ściągać sukienkę. Perukę i buty zgubiłaś po drodze. W pewnym momencie, sam nie wiem kiedy, zarzuciłaś mi ramiona na szyję i spojrzałaś w taki sposób, że nie mogłem się oprzeć. Wiesz, że masz cudowne oczy? Najpiękniejsze jakie widziałem…
Zamarłam, z głupim wyrazem twarzy i z pół otwartymi ustami.
– Chyba żartujesz? – wydusiłam z siebie w końcu, po bardzo długiej chwili milczenia. – Całowałeś śmierdzącego alkoholem potwora, z rozmazanym makijażem i twierdzisz, że to było przyjemne?!
– Przez kilka sekund. Zaraz potem zwiotczałaś i potężnie chrapnęłaś. Poza tym mówiłem o twoich oczach, a nie pocałunku.
Wkręcał mnie. Jak nic. Drań jeden! Najchętniej spakowałabym się i uciekła, w nosie mając obiecane fotografie, ale nie mogłam. Co będzie jeśli faktycznie spotka się z Tomkiem i wszystko mu opowie? Nie, tego stanowczo nie chciałam.
– Co mam zanieść na stół? – spytałam, zmieniając temat.
Zakręcił się dookoła własnej osi i wręczył mi michę z sałatką.
– To. Z resztą sobie poradzę. Usiądź sobie i zabawiaj rozmową moich rodziców. Możesz wymyślać wszelkie głupoty i tak mi już wszystko jedno.
Moje natchnienie zdechło i postanowiłam wykrzesać z siebie odrobinę ludzkich cech. Dlatego głównie grzecznie potakiwałam, utrzymując durny wyraz twarzy. Można uznać, że konwersacja przy stole kulała, dopóki nie pojawił się Konrad.
– Już pokroiłem – powiedział szybko, widząc jak jego rodzice podejrzliwie wpatrują się w dziwacznie poporcjowane mięsko. – Pójdę jeszcze po wino do lodówki.
Tym razem piłam jedynie wodę. Wolałam nie męczyć żołądka. Sączyłam ją powoli, wsłuchując się w toczącą się rozmowę.
– Prawie nic nie jesz kochanie? – zdziwiła się matka Konrada.
– Jadłam wcześniej.
– Ale tylko woda? Może jesteś na jednej z tych cudownych diet?
– Przydałoby się jej, ale to nie to. Nażarła się wcześniej, prawie do polowy opróżniając lodówkę.
Uśmiechnęłam się słodko do tego wrednego typa, po czym wyciągnęłam z kieszeni bluzy wykałaczkę i bez skrępowania zaczęłam nią dłubać w zębie.
– A może jesteś w ciąży? Stąd ten apetyt? – drążyła dalej ukochana mamusia.
Mało brakowało, a wbiłabym sobie tę wykałaczkę w dziąsło. Konrad dziwnie prychnął, lecz nie skomentował tych słów. Napotkałam jedynie jego rozbawione spojrzenie. I sama parsknęłam śmiechem.
– To byłoby niepokalane poczęcie – oświadczyłam. – Na razie dopasowujemy charaktery.
– To widać. A tak naprawdę, zdradzicie nam o co w tym wszystkim chodzi?
Spojrzałam na siedzącego naprzeciwko mężczyznę. Skinął głową.
– Mów jeśli chcesz.
Spoczął na mnie wzrok dwóch zaciekawionych par oczu. Widocznie dobrze znali swojego syna i nie wierzyli w ten tak zwany związek, z kimś o wyglądzie podrasowanej lalki barbie.
– Cóż. Należy zacząć od tego, że miałam napisać artykuł…

 link do części VII - klik

18 komentarzy:

  1. fajniusie ale króciótkie :P

    OdpowiedzUsuń
  2. To ja jeszcze raz o Krakowie :)
    Jeśli chcesz jakiś wyższy standard noclegu, to polecam hotel Batory - sam w sobie jest może dość drogi (choć - jak na Kraków - to przyzwoity), ale mają coś, co nazywają Batory Aneks, tańszy i też niezły.
    Przemiła jest tam obsługa :) 5 minut piechotą do dworca PKP. Z 10-15 do Rynku.
    Z atrakcji przyszło mi do głowy jeszcze Muzeum Lotnictwa Polskiego. W Zatorze (tylko to już sporo od miasta) jest park rozrywki, m.in. z ruchomymi dinozaurami :) Fajna sprawa. Mojemu tacie się podobało :)

    /IS

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sobie sprawdziłam i zanotowałam. Akurat mają pokoje 4os, bezpłatny parking, więc byłoby idealnie. Dzięki!

      Usuń
    2. Parking jest raczej mały, ale śniadania podobno bardzo dobre :)
      Jak coś mi jeszcze przyjdzie do głowy, to napiszę.

      Usuń
  3. podoba mi sie rozwoj akcji:)

    OdpowiedzUsuń
  4. A która część południowego wschodu? Jako tubylec (tambylec) jestem szczerze zaciekawiony. Byłaś może kiedyś w Krasiczynie? Jeśli nie to bądź - warto, zamek, zamkiem (kaplica ummm) ale park...
    Zdrawim
    Tomek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój tata bardzo lubił takie podróże donikąd. Tak więc jechaliśmy z Poznania do Łańcutu, potem dalej w Bieszczady i mniej więcej wzdłuż wschodniej granicy, aż po Mazury. Krasiczyn? Coś mi mówi ta nazwa...
      Rany! Sprawdziłam w necie. Zamek faktycznie super! Kto wie, kto wie... Może skręcimy na wschód?

      Usuń
  5. Ach Babeczko jak zwykle super :) a tak na marginesie też marzy mi się Kraków, byłam tylko raz i jestem oczarowana :-D a co do Dęblina o atrakcje możesz mnie śmiało pytać, mój brat w tym roku kończy tą szkołę a i ja byłam tam nie raz ;-) pozdrawiam, RosemarieB :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkołę? Czyżby lotniczą?

      Usuń
    2. Tak :-P mój własny "kierowca bombowca" ;-) RosemarieB

      Usuń
    3. Tak ;) nie ma to jak własny "kierowca bombowca" w domu :D RosemarieB :)

      Usuń
    4. Też chciałam... Ale EEG za nic nie mogło wyjść takie, jak powinno :-( Już i tak na warunkowym robiłam szybowce przez dwa sezony, bo na kolanach, obsmarkana i upłakana wyżebrałam we Wrocławiu (wtedy tam się jeździło) u lekarza, dopuszczenie mnie do kursu podstawowego. Cała reszta poszła śpiewająco, w niektórych przypadkach miałam tak dobre wyniki, że powtarzali testy, bo myśleli, że się pomylili. Ale tego EEG nie mogłam przeskoczyć...

      W każdym bądź razie, mam nadzieję, że będę Cię mogła pomęczyć w przyszłości (a Ty brata) odnośnie Dęblina i bycia prawdziwym pilotem? ;-)))

      Usuń
    5. Mój to na śmigłowcach ;) a szybowcem leciałam kiedy byłam sobie na lotnisku niedaleko mojego domu ;-) wszytko tak spontanicznie, po prostu byłam sobie z bratem bo miał jakąś sprawę do znajomego,który jest pilotem ;-) a akurat mieli próby więc pewien miły pan zabrał mnie taki lot, broniłam się rękami i nogami ale nic nie dalo. Chociaż... Było warto nie ma co ! A później usunęłam wszytkie zdjęcia :-( Lecz na prawdę nie wiem jak co dziewczyny widzą w wojsku. Może to i fajne ale zajmować się tym całe życie ? Jak brat mi mówi co oni tam wyprawiają to słabo się robi. A ostatnia ich "przygoda" toaż szkoda gadać ! Już dawno byłoby po mnie ;-) na roczniku brata aktualnie zostały chyba tylko 3 dziewczyny ? Przy całym akademiku chłopaków. Nie dochodźmy co tam się dzieje ;-) RosemarieB

      Usuń
  6. Babeczko, mieszkam w Krakowie i wstyd przyznać, ale jakoś nic mi do głowy nie przychodzi z noclegami etc. Natomiast obiady polecam w Koko http://www.gospodakoko.pl/ - za 15 zł mają zupę, drugie danie i kompot, albo w Smakołykach niedaleko Filharmonii http://www.smakolyki.eu/ - najlepsze na świecie pierogi ze szpinakiem :) Z typowo krakowskich kawiarni to Jama Michalika, mają wystawę związaną z kabaretem Zielony Balonik, który tam powstał, artystami Młodej Polski i robione na miejscu pyszne lody. Oczywiście Nowa Prowincja Turnaua, na Brackiej gdzie faktycznie wiecznie pada deszcz :) Z bardziej "komercyjnych" klimatów też na Brackiej CupCake Corner Bakery, o której już ktoś w komentarzach wspominał.

    Z muzeów poza tymi już wymienionymi mogę polecić Muzeum Farmacji na Floriańskiej. W sumie pustawo tam i turyści lgną bardziej do takich nagłaśnianych miejsc, a jest bardzo ciekawe, wypchane aligatory, nietoperze, stare wagi, zioła, słoje na pijawki i inne okropieństwa :) Poza tym Ogród Doświadczeń Lema, można pospacerować i przeprowadzić masę różnych doświadczeń, więc dla córki w sam raz. Świetne są też wszystkie wystawy w Bunkrze Sztuki. A tak poza tym gdzie byś się nie wybrała to jest co robić i co oglądać :) Tylko ludzi faktycznie masakrycznie dużo, im bliżej lipca i sierpnia tym będzie więcej zagranicznych turystów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, my również planujemy lipiec lub sierpień. Ale myślę, że Kraków to takie miasto, gdzie sezon jest przez cały rok.

      Nie martw się, ja też bym miała problem z poleceniem noclegów w Poznaniu. Za to z knajpami żadnego :-) Babeczkarnię pewnie odwiedzę, ten Ogród Lema też kusi, o pijawkach nie wspominając.

      Biorąc pod uwagę ilość atrakcji, szukam czegoś na trzy noclegi. Na krócej nie ma sensu.

      Dzięki i pozdrawiam

      Usuń
  7. Zobacz sobie
    http://www.zlotyrog.com/index_pl.html albo http://www.hotelbas.pl/.

    OdpowiedzUsuń
  8. Swietne opowiadanie :) ostatnio zastanawiałam się które najbardziej lubie i nie potrafie się zdecydować, w każdym jest coś innego, co przyciąga :)

    Teraz z niecierpliwością czekam na kolejną część, pozdrawiam Kinga ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. a moze cos na wtorkowy wieczor? :D

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.