sobota, 7 czerwca 2014

Głupia miłość (III)

Korzystając z tego, że obudziłam się niespodziewanie w środku nocy, siedzę sobie i pijąc herbatkę, dodaję świeżutki tekst :-)

Link do części II - (klik) 

          Głupia miłość (III)
Z uznaniem pomyślałam, że w razie gdyby nie powiodło mi się jako dziennikarce, zawsze mogę zostać aktorką. Komediową oczywiście.
Przeszliśmy przez opływający w luksusy salon. Był całkiem pusty. Za to na tarasie…
Wszystkie głowy powoli odwracały się w naszym kierunku, a wszelkie toczące się rozmowy umilkły. Kiedy już gapiło się na nas całe to wytworne towarzystwo, orkiestra przestała grać, a mnie przypomniał się taki moment z Shreka, w którym wraz z ukochaną odwiedza jej rodziców. Jeszcze brakowało tego ptaszka, co to by w ścianę walnął.
– Witam szanowne, wielce kasiaste towarzycho! – wrzasnęłam radośnie, wywołując u wielu dziwne drgawki. – Adolfina jestem, dziewica!
Po czym syknęłam z bólu, bo ten kretyn uszczypnął mnie w prawy pośladek. I to z taką siłą, że łzy stanęły mi w oczach.
– Co robisz baranie? – odezwałam się nadal gromkim głosem. – To boli! Popłaczę się i makijaż mi się rozmaże – dodałam z pretensją.
Gdyby wzrok mógł zabijać, to leżałabym już martwa. Z rozbawieniem pomyślałam, że choć nadal nie znam celu w jakim mnie tu zaprosił, to i tak nie wyszło chyba zupełnie po jego myśli. Wśród zgromadzonego tłumu dało się słyszeć ciche śmieszki. Pewnie sądzili, że gospodarz przygotował coś na kształt przedstawienia kabaretowego.
– Uspokój się, bo cię uduszę – wysyczał, jednocześnie szeroko się uśmiechając.
– E tam – machnęłam ręką. – Ja się przedstawiłam, teraz czas na twoich znajomych.
– Nie bój się. Prezentacja nastąpi we właściwym czasie.
Hm. Co on kombinował?
Nieco zaaferowana, wzięłam z tacy dwa kieliszki szampana, po czym beztrosko przelałam zawartość pierwszego do drugiego.
– No co? Za mało dajecie – wyjaśniłam, nie zwracając na dziwną minę kelnerki. – Niech mi szanowna pani przyniesie cała butelczynę. Ino migiem, na jednej nodze!
Dziewczyna wyglądała na ogłuszoną. Spojrzała pytająco na chlebodawcę, bo założyłam, że to był jego dom i jego przyjęcie, a kiedy skinął głową, pośpiesznie oddaliła się w nieokreślonym kierunku.
Za to ja wykorzystałam moment nieuwagi Konrada i zawartością kieliszka poczęstowałam duże i dorodne bonsai. Kiedy się odwrócił, patrząc na mnie z wyraźnym wstrętem, beknęłam głośno i skromnie oznajmiłam:
– To po bąbelkach.
Facet był twardy. Za to ja postanowiłam, że go złamię. Prędzej czy później wybuchnie, a mnie i tak było wszystko jedno. Co tam, najwyżej wykopią mnie za bramę.
Dobrałam się więc do przekąsek, podanych w formie szwedzkiego bufetu. Lody zakąsiłam rybką, potem posługując się widelcem, nożem oraz łyżką, skonsumowałam sushi. Na sam koniec zabrałam się za jakieś egzotycznie wyglądające owoce.
– Przestań się opychać!
– Głodna jestem.
– Żresz, jakbyś pierwszy raz w życiu widziała jedzenie.
– Niektóre faktycznie pierwszy raz – przyznałam uczciwie. – Na przykład to. Co to jest?
– To…
– Konradzie – rozległ się tuż obok aksamitny głos. Kusząca brunetka o niebotycznie długich i zgrabnych nogach, podeszła do nas, wpatrując się z uwielbieniem w mego towarzysza. – Kochanie?
I w tej chwili postanowiłam działać.
– Won suko! – wrzasnęłam bojowo, po czym rozkwasiłam jej trzymany owoc prosto na nieskazitelnym obliczu. – To mój facet!
Trzeba było widzieć, jaką burzę wywołałam. Nie, tego nie da się wprost opisać słowami. Babsztyl zaczął charczeć, Konrad rzucił się jej na ratunek, ale podłożyłam padalcowi nogę. Potknął się i aby uratować przed upadkiem, przytrzymał białego obrusu. W efekcie część wykwintnego poczęstunku z rumorem zjechała ze stołu. Między innymi czekoladowa fontanna, patera z owocami i waza z ponczem, która wylądowała niczym w kiepskiej komedii, na jego głowie.
Część towarzystwa oraz obsługi rzuciła się im na pomoc. Kilka osób wydawało z siebie głośne okrzyki, jedna kretyna zaczęła mdleć. Pewnie dlatego, że potraktowana przeze mnie nieznanym owocem rywalka, wyglądała jakby ktoś ją pochlastał nożem. Moja wina, że akurat ten owoc był krwiście czerwony?
Stałam sobie z boku, ukradkiem pstrykając zdjęcia komórką. Już widziałam te sensacyjne fotki w gazetach na pierwszych stronach. To się nazywało okazja życia! Dusiłam się przy tym ze śmiechu, bo przedstawienie naprawdę było przednie.
Wysoka, elegancka blondynka posłała mi pełne pogardy i złości spojrzenie, po czym ruszyła poszkodowanej parze na pomoc. Może była psiapsiółką tej brunetki? W takim razie nie namyślając się podłożyłam wampirzycy nogę i ta wylądowała prosto na plecach Konrada, który z impetem zarył nosem w owocach leżących na podłodze.
Akcja stanowczo się rozkręciła!
Kiedy w końcu obsłudze dało się opanować sytuację, a gospodarz ocierał papierowym ręcznikiem twarz, siedziałam w kącie wyjąc ze śmiechu, upłakana i usmarkana do granic możliwości. Nawet o fotkach zapomniałam.
Wyglądał bosko! Koszula i spodnie przestały być tak nieskazitelnie białe, na włosach miał coś, co przypominało różowy kisiel, a na twarzy autentyczną wściekłość. Brunetka straciła sporo ze swego seksapilu, a cała reszta towarzystwa wyglądała na potężnie ogłuszoną.
Pewnie za chwilę nastąpi teatralne wykopanie mnie za próg, ale tym się już nie przejęłam. Materiałów miałam dość nie na jeden, ale na dwa długaśne reportaże. Chociaż artykuły w brukowcu, gdzie pracowałam, nawet mnie samej ciężko było tak nazwać.
– I jak Misiu? – podeszłam do purpurowego na twarzy gospodarza i posłałam mu zalotny uśmiech. – Co mamy dalej w programie?
Wzdrygnął się z odrazą. A potem uniósł dłoń i mnie uderzył.
Tak, tego się nie spodziewałam. To nie był silny cios, jakby w ostatnim momencie udało się mu częściowo opanować, ale i tak zatoczyłam się do tyłu, wpadając na kilkoro gapiących się osób. Podtrzymali mnie, dzięki czemu nie upadłam. Przyłożyłam rękę do znieważonego policzka i zdumiona wpatrywałam się w coraz bardziej czerwonego Konrada.
To świnia!
Z całej siły uszczypnęłam się w przedramię. Później jeszcze raz i jeszcze. W końcu popłynęły upragnione łzy, a ja dodałam kilka efektów specjalnych.
Wybuchłam przeraźliwym szlochem, skandując: „ukochany mężczyzna mnie uderzył”. Szczerze mówiąc dziwię się, że nie zamordował mnie na miejscu, pomimo obecności wielu świadków. Wyłam tak i zginałam się wpół, uporczywie szczypiąc biedne ramię, ukradkiem obserwując reakcję licznie zgromadzonej widowni. Nie za długo, bo zostałam siłą zawleczona do wnętrza domu, następnie po marmurowych schodach na górę i brutalnie wepchnięta do ogromnego pokoju.
– Zamknij się!!! – wrzasnął tak głośno, że od razu zamilkłam zdumiona. – Bo cię uduszę cholerny babsztylu!
– Cham! – odparłam urażona, po omacku poprawiając fryzurę. Piekielna peruka odrobinę się przekrzywiła i czułam zdecydowany dyskomfort. – I na dodatek damski bokser.
– Święty by nie przetrzymał tego przedstawienia! – warknął, nieuważnie strząsając resztki jakiejś masy z ramienia. – Kto cię nasłał, mów!
– Kto?! – zdumiona wytrzeszczyłam oczy.
– Od początku wiedziałem, że ktoś mnie wkręca. Byłaś zbyt – tu uczynił nieokreślony gest ręką  – zbyt przerysowana. Więc mów, albo to z ciebie wyduszę!
Patrzyłam na niego bez słowa. W pewnym momencie różowy kisiel zsunął się z jego włosów i głośno pacnął, rozbryzgując się na elegancko wypucowanej posadzce.
Potem zerknęłam w bok. Wisiało tam niewielkich rozmiarów lustro, które ukazało prawdziwego potwora w wyleniałym futerku i tandetnej biżuterii.
Ponownie spojrzałam na czerwonego, solidnie przybrudzonego gospodarza, po czym wybuchałam nieopanowanym śmiechem. Padłam na fotel, wstrząsana kolejnymi napadami, wyjąc i kwicząc. Najpierw się zachmurzył, jednak chwilę później i on zaniósł się śmiechem. Trwało to spory kawał czasu, bo gdy tylko jedno z nas się uspokoiło, drugie wskazywało na nasze odbicia w lustrze i jazda rozpoczynała się od nowa.
– Nikt mnie nie nasłał – wydusiłam w końcu z siebie, ocierając kolejne łzy.
– Nie wierzę.
– Nie musisz. Wpadłam na idiotyczny pomysł z koleżankami, by się zabawić twoim kosztem – łgałam jak z nut. – Nie sądziłam, że uda mi się go zrealizować.
– Zakład?
– Coś w tym rodzaju – odważnie spojrzałam w jego podejrzliwe oczy. – Kiepską ma pan ochronę panie prezes.
– A któż chciałby mnie zabić? – wzruszył ramionami, wstając z podłogi.
– Setki kobiet, których serca pan złamał.
– Nie każda chce mojej śmierci.
– Chyba mowa o tych, które jeszcze nie pozbyły się nadziei, że się pan z nimi ożeni?
– Coś w tym rodzaju – roześmiał się. – Peruka ci się przekrzywiła, panno dziewico.
– Ech… – Ściągnęłam z głowy drapiące świństwo. – Skoro kawał się udał, wracam do domu.
– O, nie! – zaprotestował, patrząc na mnie z namysłem. – Jeszcze nie teraz. Chcę wiedzieć jak wyglądasz.
– Nie jestem w twoim typie, wierz mi – odparłam drwiąco, wstając i poprawiając spódniczkę.
– Wierzyć takiej małej kłamczuszce? – uśmiechnął się, mrużąc oczy. – Sądzę, że obojgu nam przyda się porządna kąpiel. Wspólna kąpiel.
Popukałam się palcem w głowę, ale tylko tyle zdążyłam zrobić. Zawsze uważałam się za silną kobietkę, zdolną dokopać niejednemu facetowi. Ale na pewno nie temu. Mogłam sobie jedynie wrzeszczeć, ile sił w płucach. Owszem, udało mi się wymierzyć kilka silnych ciosów, ale na tym typie nie uczyniło to żadnego wrażenia. Jakby cholernik był ze stali. Spróbowałam w najwrażliwszy punkt, ale przyblokował cios i jedynie się skrzywił.
– Pójdę na policję! – warczałam, szamocząc się w jego uścisku.
– A proszę cię bardzo. – Ze spokojem odkręcił kurki. Wrzasnęłam, bo z góry spadł na mnie obfity strumień zimnej wody. – Najpierw coś by ochłodzić emocje.
Odwrócił mnie twarzą do ściany i z całą siłą do niej przycisnął. Nie uznałam tego za zabawne, bo nie mogłam nawet drgnąć, a na moje krzyki i tak nikt nie reagował. Za to Konrad obie dłonie wsunął pod tę przeklętą mini i pochylił się, szepcząc mi do ucha:
– Chyba przydałaby się znacznie bardziej lodowata kąpiel, nieprawdaż panno… No właśnie, jak ci na imię?
– Wypchaj się! – zaproponowałam mu ze szczerego serca, bo cała ta sytuacja zaczęła mnie denerwować. Całe szczęście, że malutka torebeczka, z telefonem w środku została na stoliku w sypialni. W innym wypadku byłoby po moim ekstra fotkach.
– Jak ci na imię? – powtórzył cierpliwie.
– Ada – mruknęłam, prężąc się i usiłując go odepchnąć. – A teraz mnie puść!
– Hm… Faktycznie jesteś zbyt niska i krągła, jak na mój gust – szeptał, dłońmi przesuwając po moim ciele. – Masz też masywne nogi i zadarty nos. Tylko dlaczego jestem coraz bardziej podniecony?
– Puszczaj!
– Nie.
To jedno krótkie słówko, wypowiedziane pewnym siebie i bezczelnym tonem sprawiło, że przed moimi oczami ukazała się czerwona mgła. Człowieka zastąpiła prawdziwa bestia i szarpałam się teraz w dzikim szale, próbując wyswobodzić z uchwytu napastnika.
– Jasny gwint! – wysapał, kiedy na chwilę zamarłam w bezruchu. – Kobieto! Do reszty ci odbiło?
– Masz mnie puścić! – syknęłam.
– To poproś.
Wygulgotałam z siebie niecenzuralne przekleństwo, a on się tylko roześmiał i niespodziewanie oswobodził. Błyskawicznie się odwróciłam i zmierzyłam bydlaka wrogim spojrzeniem.
– Rozumiem, że nici z małżeństwa? – spytał kpiąco.
– Kretyn!
– Z zakupu dziewictwa również?
– To był żart idioto! – obciągnęłam mokrą i podwinięta do góry kieckę, po czym rozejrzałam się dookoła. – Pożyczam ręcznik. Muszę się osuszyć, a ty dzwoń po taksówkę.
Wyglądał na nieco zdziwionego moimi słowami.
– No co? – Energicznie wytarłam włosy. – Czego się spodziewałeś?
– Sądziłem, że masz na mnie ochotę?
Zlitujcie się niebiosa! Spojrzałam na niego z prawdziwą satysfakcją, choć coś tam gdzieś bardzo głęboko pisnęło z żalem. Nic dziwnego, widok jaki sobą przedstawiał mógłby rozruszać kamień.
Ale nie mnie. Nie podziałał szeroki, czarujący uśmiech. Ani widok mokrej koszuli oblepiającej muskularny tors. Byłam zła o to, że mnie uderzył i zadowolona, bo w komórce miałam mega ciekawe zdjęcia.
Należało się teraz elegancko zmyć, wysiąść przed jakąś bramą z przejściem na sąsiednią ulicę i zgrabnie zgubić ogonek.
– Nie mam – odpowiedziałam ze spokojem. – Dzwoń po taksówkę.
Konrad wzruszył ramionami i wyszedł z łazienki. Kiedy i ja pojawiłam się w sypialni, stał pośrodku całkiem nagi, ze zmarszczonymi brwiami wpatrując się w zawartość szafy.
– Jest twój transport – oznajmił, nie zaszczyciwszy mnie nawet spojrzeniem.
– Już?
– Tak. Pożegnasz się ze mną?
– Żegnam – powiedziałam więc z naciskiem i ukradkiem zwinąwszy torebeczkę ze stolika, udałam się w kierunku wyjścia, usiłując przy tym nie myśleć, co przed chwilą ujrzałam. Tomek też był nieźle zbudowany, ale na pewno nie aż tak. Uśmiechnęłam się do lokaja, który otworzył mi drzwi i szybko zajęłam miejsce w taksówce.
Telefon wyciągnęłam dopiero w domu, gdy przebrana w szlafrok, usiadłam na kanapie z kubkiem kakao. Westchnęłam z uniesieniem i zaczęłam wertować album. Po kilku sekundach poczułam niepokój, po minucie rozpacz, a po pięciu wściekłość.
Nie było ani jednego zdjęcia. Ten szubrawiec musiał je wykasować, gdy ja siedziałam w łazience.
Ze złością rzuciłam aparatem o ścianę. Miałam ochotę krzyczeć, miałam ochotę kogoś rozszarpać. Nie, nie kogoś. Tego dupka!
– Już ja ci pokażę! – warknęłam gniewnie. W zarodku zdusiłam myśl, że to było niejako sprawiedliwe, bo w końcu chciałam wykorzystać fotki w niecnym celu. Teraz przestało to być ważne.
Chciał wojny? Zgoda! Będzie ją miał!

Link do części IV - klik

8 komentarzy:

  1. Babeczko super opowiadanie. Szkoda.ze troszke za krotkie. Czekam z utesknieniem na kolejna czesc. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Śledzę Twój blog już od dawien dawna ... i za każdym razem jak czytam Twoje kolejne opowiadanie zaskakujesz jeszcze bardziej ! BRAWO
    P.s Czekam z niecierpliwością na kolejną część .Pozdrawiam A .

    OdpowiedzUsuń
  3. kiedy następna?? :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Może dodasz dzisiaj kolejną? :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochana Babeczko ! W poprzednim boskim opowiadaniu bohaterka miała na imię tak jak ja , a teraz jest dziennikarką, którą może po skończeniu studiów wreszcie zostanę ;-) już widzę siebie w takiej sytuacji jak Ada i wiem że dla dobrego tekstu można zrobić naprawdę wiele :-P z niecierpliwością czekam na kolejną część :-) pozdrawiam Karolina :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Babeczko cudowna czesc:)

    OdpowiedzUsuń
  7. hahahahaha ale się uśmiałam , dzięki Babeczko,a miałam dziś średni dzień ,bo mój ukochany wyjeżdża na 3 miesiące za granicę naszego cudnego kraju ;) K.

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudne *.* kiedy kolejna?

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.