Korzystając z tego, że obudziłam się niespodziewanie w środku nocy, siedzę sobie i pijąc herbatkę, dodaję świeżutki tekst :-)
Link do części II - (klik)
Głupia miłość (III)
Z uznaniem pomyślałam,
że w razie gdyby nie powiodło mi się jako dziennikarce, zawsze mogę zostać
aktorką. Komediową oczywiście.
Przeszliśmy przez
opływający w luksusy salon. Był całkiem pusty. Za to na tarasie…
Wszystkie głowy powoli
odwracały się w naszym kierunku, a wszelkie toczące się rozmowy umilkły. Kiedy
już gapiło się na nas całe to wytworne towarzystwo, orkiestra przestała grać, a
mnie przypomniał się taki moment z Shreka, w którym wraz z ukochaną odwiedza
jej rodziców. Jeszcze brakowało tego ptaszka, co to by w ścianę walnął.
– Witam szanowne,
wielce kasiaste towarzycho! – wrzasnęłam radośnie, wywołując u wielu dziwne
drgawki. – Adolfina jestem, dziewica!
Po czym syknęłam z
bólu, bo ten kretyn uszczypnął mnie w prawy pośladek. I to z taką siłą, że łzy
stanęły mi w oczach.
– Co robisz
baranie? – odezwałam się nadal gromkim głosem. – To boli! Popłaczę się i
makijaż mi się rozmaże – dodałam z pretensją.
Gdyby wzrok mógł
zabijać, to leżałabym już martwa. Z rozbawieniem pomyślałam, że choć nadal nie
znam celu w jakim mnie tu zaprosił, to i tak nie wyszło chyba zupełnie po jego
myśli. Wśród zgromadzonego tłumu dało się słyszeć ciche śmieszki. Pewnie
sądzili, że gospodarz przygotował coś na kształt przedstawienia kabaretowego.
– Uspokój się, bo
cię uduszę – wysyczał, jednocześnie szeroko się uśmiechając.
– E tam –
machnęłam ręką. – Ja się przedstawiłam, teraz czas na twoich znajomych.
– Nie bój się.
Prezentacja nastąpi we właściwym czasie.
Hm. Co on kombinował?
Nieco zaaferowana,
wzięłam z tacy dwa kieliszki szampana, po czym beztrosko przelałam zawartość
pierwszego do drugiego.
– No co? Za mało
dajecie – wyjaśniłam, nie zwracając na dziwną minę kelnerki. – Niech mi
szanowna pani przyniesie cała butelczynę. Ino migiem, na jednej nodze!
Dziewczyna wyglądała na
ogłuszoną. Spojrzała pytająco na chlebodawcę, bo założyłam, że to był jego dom
i jego przyjęcie, a kiedy skinął głową, pośpiesznie oddaliła się w
nieokreślonym kierunku.
Za to ja wykorzystałam
moment nieuwagi Konrada i zawartością kieliszka poczęstowałam duże i dorodne
bonsai. Kiedy się odwrócił, patrząc na mnie z wyraźnym wstrętem, beknęłam
głośno i skromnie oznajmiłam:
– To po bąbelkach.
Facet był twardy. Za to
ja postanowiłam, że go złamię. Prędzej czy później wybuchnie, a mnie i tak było
wszystko jedno. Co tam, najwyżej wykopią mnie za bramę.
Dobrałam się więc do
przekąsek, podanych w formie szwedzkiego bufetu. Lody zakąsiłam rybką, potem
posługując się widelcem, nożem oraz łyżką, skonsumowałam sushi. Na sam koniec
zabrałam się za jakieś egzotycznie wyglądające owoce.
– Przestań się
opychać!
– Głodna jestem.
– Żresz, jakbyś
pierwszy raz w życiu widziała jedzenie.
– Niektóre
faktycznie pierwszy raz – przyznałam uczciwie. – Na przykład to. Co to jest?
– To…
– Konradzie –
rozległ się tuż obok aksamitny głos. Kusząca brunetka o niebotycznie długich i
zgrabnych nogach, podeszła do nas, wpatrując się z uwielbieniem w mego
towarzysza. – Kochanie?
I w tej chwili
postanowiłam działać.
– Won suko! –
wrzasnęłam bojowo, po czym rozkwasiłam jej trzymany owoc prosto na
nieskazitelnym obliczu. – To mój facet!
Trzeba było widzieć,
jaką burzę wywołałam. Nie, tego nie da się wprost opisać słowami. Babsztyl
zaczął charczeć, Konrad rzucił się jej na ratunek, ale podłożyłam padalcowi
nogę. Potknął się i aby uratować przed upadkiem, przytrzymał białego obrusu. W
efekcie część wykwintnego poczęstunku z rumorem zjechała ze stołu. Między
innymi czekoladowa fontanna, patera z owocami i waza z ponczem, która
wylądowała niczym w kiepskiej komedii, na jego głowie.
Część towarzystwa oraz
obsługi rzuciła się im na pomoc. Kilka osób wydawało z siebie głośne okrzyki,
jedna kretyna zaczęła mdleć. Pewnie dlatego, że potraktowana przeze mnie
nieznanym owocem rywalka, wyglądała jakby ktoś ją pochlastał nożem. Moja wina,
że akurat ten owoc był krwiście czerwony?
Stałam sobie z boku, ukradkiem
pstrykając zdjęcia komórką. Już widziałam te sensacyjne fotki w gazetach na
pierwszych stronach. To się nazywało okazja życia! Dusiłam się przy tym ze
śmiechu, bo przedstawienie naprawdę było przednie.
Wysoka, elegancka
blondynka posłała mi pełne pogardy i złości spojrzenie, po czym ruszyła poszkodowanej
parze na pomoc. Może była psiapsiółką tej brunetki? W takim razie nie
namyślając się podłożyłam wampirzycy nogę i ta wylądowała prosto na plecach
Konrada, który z impetem zarył nosem w owocach leżących na podłodze.
Akcja stanowczo się
rozkręciła!
Kiedy w końcu obsłudze
dało się opanować sytuację, a gospodarz ocierał papierowym ręcznikiem twarz,
siedziałam w kącie wyjąc ze śmiechu, upłakana i usmarkana do granic możliwości.
Nawet o fotkach zapomniałam.
Wyglądał bosko! Koszula
i spodnie przestały być tak nieskazitelnie białe, na włosach miał coś, co
przypominało różowy kisiel, a na twarzy autentyczną wściekłość. Brunetka
straciła sporo ze swego seksapilu, a cała reszta towarzystwa wyglądała na
potężnie ogłuszoną.
Pewnie za chwilę
nastąpi teatralne wykopanie mnie za próg, ale tym się już nie przejęłam.
Materiałów miałam dość nie na jeden, ale na dwa długaśne reportaże. Chociaż
artykuły w brukowcu, gdzie pracowałam, nawet mnie samej ciężko było tak nazwać.
– I jak Misiu? –
podeszłam do purpurowego na twarzy gospodarza i posłałam mu zalotny uśmiech. –
Co mamy dalej w programie?
Wzdrygnął się z odrazą.
A potem uniósł dłoń i mnie uderzył.
Tak, tego się nie
spodziewałam. To nie był silny cios, jakby w ostatnim momencie udało się mu
częściowo opanować, ale i tak zatoczyłam się do tyłu, wpadając na kilkoro
gapiących się osób. Podtrzymali mnie, dzięki czemu nie upadłam. Przyłożyłam
rękę do znieważonego policzka i zdumiona wpatrywałam się w coraz bardziej
czerwonego Konrada.
To świnia!
Z całej siły uszczypnęłam
się w przedramię. Później jeszcze raz i jeszcze. W końcu popłynęły upragnione
łzy, a ja dodałam kilka efektów specjalnych.
Wybuchłam przeraźliwym
szlochem, skandując: „ukochany mężczyzna mnie uderzył”. Szczerze mówiąc dziwię
się, że nie zamordował mnie na miejscu, pomimo obecności wielu świadków. Wyłam
tak i zginałam się wpół, uporczywie szczypiąc biedne ramię, ukradkiem
obserwując reakcję licznie zgromadzonej widowni. Nie za długo, bo zostałam siłą
zawleczona do wnętrza domu, następnie po marmurowych schodach na górę i
brutalnie wepchnięta do ogromnego pokoju.
– Zamknij się!!! –
wrzasnął tak głośno, że od razu zamilkłam zdumiona. – Bo cię uduszę cholerny
babsztylu!
– Cham! – odparłam
urażona, po omacku poprawiając fryzurę. Piekielna peruka odrobinę się
przekrzywiła i czułam zdecydowany dyskomfort. – I na dodatek damski bokser.
– Święty by nie
przetrzymał tego przedstawienia! – warknął, nieuważnie strząsając resztki
jakiejś masy z ramienia. – Kto cię nasłał, mów!
– Kto?! – zdumiona
wytrzeszczyłam oczy.
– Od początku
wiedziałem, że ktoś mnie wkręca. Byłaś zbyt – tu uczynił nieokreślony gest ręką
– zbyt przerysowana. Więc mów, albo to z
ciebie wyduszę!
Patrzyłam na niego bez
słowa. W pewnym momencie różowy kisiel zsunął się z jego włosów i głośno
pacnął, rozbryzgując się na elegancko wypucowanej posadzce.
Potem zerknęłam w bok.
Wisiało tam niewielkich rozmiarów lustro, które ukazało prawdziwego potwora w
wyleniałym futerku i tandetnej biżuterii.
Ponownie spojrzałam na
czerwonego, solidnie przybrudzonego gospodarza, po czym wybuchałam
nieopanowanym śmiechem. Padłam na fotel, wstrząsana kolejnymi napadami, wyjąc i
kwicząc. Najpierw się zachmurzył, jednak chwilę później i on zaniósł się
śmiechem. Trwało to spory kawał czasu, bo gdy tylko jedno z nas się uspokoiło,
drugie wskazywało na nasze odbicia w lustrze i jazda rozpoczynała się od nowa.
– Nikt mnie nie
nasłał – wydusiłam w końcu z siebie, ocierając kolejne łzy.
– Nie wierzę.
– Nie musisz.
Wpadłam na idiotyczny pomysł z koleżankami, by się zabawić twoim kosztem –
łgałam jak z nut. – Nie sądziłam, że uda mi się go zrealizować.
– Zakład?
– Coś w tym
rodzaju – odważnie spojrzałam w jego podejrzliwe oczy. – Kiepską ma pan ochronę
panie prezes.
– A któż chciałby
mnie zabić? – wzruszył ramionami, wstając z podłogi.
– Setki kobiet,
których serca pan złamał.
– Nie każda chce
mojej śmierci.
– Chyba mowa o
tych, które jeszcze nie pozbyły się nadziei, że się pan z nimi ożeni?
– Coś w tym
rodzaju – roześmiał się. – Peruka ci się przekrzywiła, panno dziewico.
– Ech… – Ściągnęłam
z głowy drapiące świństwo. – Skoro kawał się udał, wracam do domu.
– O, nie! –
zaprotestował, patrząc na mnie z namysłem. – Jeszcze nie teraz. Chcę wiedzieć
jak wyglądasz.
– Nie jestem w
twoim typie, wierz mi – odparłam drwiąco, wstając i poprawiając spódniczkę.
– Wierzyć takiej
małej kłamczuszce? – uśmiechnął się, mrużąc oczy. – Sądzę, że obojgu nam przyda
się porządna kąpiel. Wspólna kąpiel.
Popukałam się palcem w
głowę, ale tylko tyle zdążyłam zrobić. Zawsze uważałam się za silną kobietkę,
zdolną dokopać niejednemu facetowi. Ale na pewno nie temu. Mogłam sobie jedynie
wrzeszczeć, ile sił w płucach. Owszem, udało mi się wymierzyć kilka silnych
ciosów, ale na tym typie nie uczyniło to żadnego wrażenia. Jakby cholernik był
ze stali. Spróbowałam w najwrażliwszy punkt, ale przyblokował cios i jedynie
się skrzywił.
– Pójdę na
policję! – warczałam, szamocząc się w jego uścisku.
– A proszę cię
bardzo. – Ze spokojem odkręcił kurki. Wrzasnęłam, bo z góry spadł na mnie
obfity strumień zimnej wody. – Najpierw coś by ochłodzić emocje.
Odwrócił mnie twarzą do
ściany i z całą siłą do niej przycisnął. Nie uznałam tego za zabawne, bo nie
mogłam nawet drgnąć, a na moje krzyki i tak nikt nie reagował. Za to Konrad
obie dłonie wsunął pod tę przeklętą mini i pochylił się, szepcząc mi do ucha:
– Chyba przydałaby
się znacznie bardziej lodowata kąpiel, nieprawdaż panno… No właśnie, jak ci na
imię?
– Wypchaj się! –
zaproponowałam mu ze szczerego serca, bo cała ta sytuacja zaczęła mnie
denerwować. Całe szczęście, że malutka torebeczka, z telefonem w środku została
na stoliku w sypialni. W innym wypadku byłoby po moim ekstra fotkach.
– Jak ci na imię?
– powtórzył cierpliwie.
– Ada – mruknęłam,
prężąc się i usiłując go odepchnąć. – A teraz mnie puść!
– Hm… Faktycznie
jesteś zbyt niska i krągła, jak na mój gust – szeptał, dłońmi przesuwając po
moim ciele. – Masz też masywne nogi i zadarty nos. Tylko dlaczego jestem coraz
bardziej podniecony?
– Puszczaj!
– Nie.
To jedno krótkie
słówko, wypowiedziane pewnym siebie i bezczelnym tonem sprawiło, że przed moimi
oczami ukazała się czerwona mgła. Człowieka zastąpiła prawdziwa bestia i
szarpałam się teraz w dzikim szale, próbując wyswobodzić z uchwytu napastnika.
– Jasny gwint! –
wysapał, kiedy na chwilę zamarłam w bezruchu. – Kobieto! Do reszty ci odbiło?
– Masz mnie
puścić! – syknęłam.
– To poproś.
Wygulgotałam z siebie
niecenzuralne przekleństwo, a on się tylko roześmiał i niespodziewanie
oswobodził. Błyskawicznie się odwróciłam i zmierzyłam bydlaka wrogim
spojrzeniem.
– Rozumiem, że nici
z małżeństwa? – spytał kpiąco.
– Kretyn!
– Z zakupu
dziewictwa również?
– To był żart
idioto! – obciągnęłam mokrą i podwinięta do góry kieckę, po czym rozejrzałam
się dookoła. – Pożyczam ręcznik. Muszę się osuszyć, a ty dzwoń po taksówkę.
Wyglądał na nieco
zdziwionego moimi słowami.
– No co? –
Energicznie wytarłam włosy. – Czego się spodziewałeś?
– Sądziłem, że
masz na mnie ochotę?
Zlitujcie się niebiosa!
Spojrzałam na niego z prawdziwą satysfakcją, choć coś tam gdzieś bardzo głęboko
pisnęło z żalem. Nic dziwnego, widok jaki sobą przedstawiał mógłby rozruszać kamień.
Ale nie mnie. Nie
podziałał szeroki, czarujący uśmiech. Ani widok mokrej koszuli oblepiającej
muskularny tors. Byłam zła o to, że mnie uderzył i zadowolona, bo w komórce
miałam mega ciekawe zdjęcia.
Należało się teraz
elegancko zmyć, wysiąść przed jakąś bramą z przejściem na sąsiednią ulicę i
zgrabnie zgubić ogonek.
– Nie mam –
odpowiedziałam ze spokojem. – Dzwoń po taksówkę.
Konrad wzruszył
ramionami i wyszedł z łazienki. Kiedy i ja pojawiłam się w sypialni, stał
pośrodku całkiem nagi, ze zmarszczonymi brwiami wpatrując się w zawartość
szafy.
– Jest twój
transport – oznajmił, nie zaszczyciwszy mnie nawet spojrzeniem.
– Już?
– Tak. Pożegnasz
się ze mną?
– Żegnam –
powiedziałam więc z naciskiem i ukradkiem zwinąwszy torebeczkę ze stolika, udałam
się w kierunku wyjścia, usiłując przy tym nie myśleć, co przed chwilą ujrzałam.
Tomek też był nieźle zbudowany, ale na pewno nie aż tak. Uśmiechnęłam się do
lokaja, który otworzył mi drzwi i szybko zajęłam miejsce w taksówce.
Telefon wyciągnęłam
dopiero w domu, gdy przebrana w szlafrok, usiadłam na kanapie z kubkiem kakao. Westchnęłam
z uniesieniem i zaczęłam wertować album. Po kilku sekundach poczułam niepokój,
po minucie rozpacz, a po pięciu wściekłość.
Nie było ani jednego
zdjęcia. Ten szubrawiec musiał je wykasować, gdy ja siedziałam w łazience.
Ze złością rzuciłam
aparatem o ścianę. Miałam ochotę krzyczeć, miałam ochotę kogoś rozszarpać. Nie,
nie kogoś. Tego dupka!
– Już ja ci
pokażę! – warknęłam gniewnie. W zarodku zdusiłam myśl, że to było niejako
sprawiedliwe, bo w końcu chciałam wykorzystać fotki w niecnym celu. Teraz
przestało to być ważne.
Chciał wojny? Zgoda!
Będzie ją miał!
Link do części IV - klik
Babeczko super opowiadanie. Szkoda.ze troszke za krotkie. Czekam z utesknieniem na kolejna czesc. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńŚledzę Twój blog już od dawien dawna ... i za każdym razem jak czytam Twoje kolejne opowiadanie zaskakujesz jeszcze bardziej ! BRAWO
OdpowiedzUsuńP.s Czekam z niecierpliwością na kolejną część .Pozdrawiam A .
kiedy następna?? :)
OdpowiedzUsuńMoże dodasz dzisiaj kolejną? :)
OdpowiedzUsuńKochana Babeczko ! W poprzednim boskim opowiadaniu bohaterka miała na imię tak jak ja , a teraz jest dziennikarką, którą może po skończeniu studiów wreszcie zostanę ;-) już widzę siebie w takiej sytuacji jak Ada i wiem że dla dobrego tekstu można zrobić naprawdę wiele :-P z niecierpliwością czekam na kolejną część :-) pozdrawiam Karolina :-)
OdpowiedzUsuńBabeczko cudowna czesc:)
OdpowiedzUsuńhahahahaha ale się uśmiałam , dzięki Babeczko,a miałam dziś średni dzień ,bo mój ukochany wyjeżdża na 3 miesiące za granicę naszego cudnego kraju ;) K.
OdpowiedzUsuńCudne *.* kiedy kolejna?
OdpowiedzUsuń