wtorek, 13 maja 2014

Mandat (V) - zakończenie

Nie macie czasem tak, że chcielibyście stanąć na brzegu rozhukanego morza i wykrzyczeć wszystkie uczucia? Ja często, niestety jak już trafię na wakacje, to zazwyczaj wieczorami jestem tak padnięta, że nie mam siły... Ech, to życie!

Poniższe zakończenie nigdy nie powinno było powstać. Ale skoro obiecałam... Niestety, tak to zwykle bywa, mam silne wrażenie, że napisałam coś na siłę. W każdym bądź razie dla wyjątkowo zagorzałych fanek i fanów, maksymalnie cukierkowe i oczywiście zakończone...

Link do części IV - (klik) 

        Mandat (V)

– Co zrobią inni? – rozległ się spokojny głos tuż obok.

Jednym susem znalazłam się w ramionach Wojtka. Przylgnęłam do niego z taką siłą, jakbym chciała się wtopić w jego ciało.

– Twój brat wysłał eskę z adresem – szepnął mi na ucho. – Więc jednak przyjechałem. Jesteś zła?

– Nie, w żadnym wypadku! Powinnam była od razu zabrać cię ze sobą.

Pewnie, że nie byłam. Za to szaleńczo szczęśliwa i tak spragniona jego pocałunków, że z ledwością nad sobą panowałam. Najchętniej od razu zaciągnęłabym go w jakiś ustronny kącik ogrodu.
Matko! Sama siebie nie poznawałam!
Uśmiechnął się, a potem spoważniał, gdy jego wzrok skrzyżował się ze spojrzeniem Adama.
– Daj spokój. Przegrałeś na własne życzenie.
– Jeszcze nie przegrałem.
Wojtek uspokajająco pogładził mnie po włosach, bo już zamierzałam wystartować i obić tę bezczelną gębę.
– Nie daj się sprowokować – wyszeptał. Jego wargi przyjemnie łaskotały płatek mojego ucha. Nawet zbyt przyjemnie, bo natychmiast powróciły niegrzeczne myśli i szalone pomysły.
Uniosłam głowę.
– Nie dam. Pocałuj mnie!
– Teraz?
– Chociaż tak na powitanie – bezczelnie żebrałam.
Więc pocałował. Bardzo delikatnie, subtelnie, ale i tak wyczułam, ile kryło się za tym ognia. I kiedy przerwał, miałam ochotę tylko na jedno.
– Wracamy do ciebie – wyszeptałam.
– Chciałbym – odgarnął nieposłuszny kosmyk włosów opadający na moją twarz. – Ale prosto stąd jadę do pracy.
Moje rozczarowanie stało się wręcz namacalne. Ale w duchu obiecałam sobie, że nie będę się zachowywać niczym mała, rozkapryszona dziewczynka i żądać, by wziął wolne.
– Szkoda.
– Wiem. Za to cały jutrzejszy dzień mogę poświęcić dla ciebie.
– To dobrze – rozejrzałam się, szukając wzrokiem Adama. Dopiero teraz sobie o nim przypomniałam. – Mój ojciec głupio upiera się przy ślubie, bo Adam miał zostać jego następcą. Ale nie martw się, kilka dni i mu przejdzie.
– Twój brat mówił, że jest jeszcze jeden problem?
– No właśnie – zafrasowałam się, wodząc opuszkiem palca po jego ustach. – Trudno, będzie się musiał z tym pogodzić.
Wojtek nagle spoważniał. Spojrzał na dom, majaczący w oddali, na mnie i ciężko westchnął.
– Powinniśmy dać sobie więcej czasu – powiedział cicho. Zanim zdążyłam zareagować z oburzeniem, pochylił się i wyszeptał:
– Tylko ja nie potrafiłem się dłużej opierać.
– To dobrze – odparłam z zadowoleniem. – Trochę dziwnie bym się czuła, żebrząc o jeden numerek. Zazwyczaj bywało odwrotnie.
Zaczął się śmiać.
– Chodź słoneczko, odprowadzisz mnie, bo i tak już jestem spóźniony. Proszę, to klucze do mojego mieszkania. Drugi komplet, więc nie musisz mi oddawać.
Adam obdarowywał mnie biżuterią, której nie cierpiałam. Zabierał na romantyczne wycieczki, kolacje, kupował przynajmniej jeden prezent niespodziankę na miesiąc.
Ale nic nigdy nie ucieszyło mnie tak bardzo, jak ten niepozorny pęk żelastwa. Wraz z nim dostałam nadzieję na szczęście.
Tym razem to ja pocałowałam Wojtka. Zachłannie, pazernie, jakbym go chciała zagryź, a nie obdarować pieszczotą. Jednak nic nie mogłam na to poradzić. Byłam tak go spragniona, że nie panowałam nad swą tęsknotą. I wcale nie chodziło o seks.
Ja naprawdę, tym razem bardzo porządnie i chyba już do końca życia, się zakochałam.
***
Trzy dni później, pomimo gorącego sprzeciwu własnej rodziny, zapakowałam dwa potężne pudła i zawiozłam do mieszkania Wojtka. Ponieważ oczywiście wytknięto mi stan własności mojego dotychczasowego lokum, uniosłam się dumą i przeprowadziłam.
Sama czułam się niczym na karuzeli. Sprawy pędziły z oszałamiającą prędkością, seks był coraz bardziej fascynujący, a wieczory spędzałam przytulona do ramienia ukochanego, oglądając te cholerne mecze.
Lecz za nic bym nie zrezygnowała.
Był czuły, delikatny, ostry i brutalny. Potrafił żartować i tak szczerze śmiał się z moich żartów. Nie kręcił i nie kłamał. Czasem potrafił się na mnie rozzłościć, ale nigdy na dłużej niż dwadzieścia minut. Z dumą przedstawił mnie swojej rodzinie, a ja tak bardzo żałowałam, że nie mogę zrobić tego samego.
Nawet namówił na przejażdżkę motocyklem…
Czułam się jakbym trafiła do raju i choć wiedziałam, że z czasem będzie inaczej, bardziej zwyczajnie, to i tak postanowiłam, że nie chcę nikogo innego. Tylko jego.
Było jednakże jedno ale…
Nigdy, nawet słówkiem nie nadmienił o ślubie, stałym związku i nigdy nie powiedział mi, że mnie kocha.
Może uważał, że na to było zbyt wcześnie?
Postanowiłam wziąć sprawy we własne ręce. Romantyczna kolacja, świeczki i czerwone wino, a ja w seksownej sukience, z biciem serca oczekująca na jego powrót z pracy.
Tylko że…
Tego akurat wieczoru Wojtek wrócił i wymawiając bólem głowy, zamknął się w łazience. Był przy tym taki ponury i taki zamyślony. Nigdy wcześniej to się nie zdarzyło. Zawsze miał czas by mnie przytulić, powiedzieć że jestem cudowna, dodać kilka anegdotek z pracy. Zawsze miał ochotę na seks. Nawet jeśli miał to być tylko szybki numerek, po którym padał na łóżko i zasypiał kamiennym snem.
Pewnie, pocałował mnie, przeprosił. Ale i tak czułam, jakby ktoś żywcem wyrwał ze mnie serce. Gdzieś tam, w głębi, zakwitło dziwne podejrzenie, nieprzyjemne uczucie, którego nie potrafiłam opisać, ale które zżerało mnie od środka.
Minął miesiąc. Czyżbym po prostu mu się znudziła? Może tak intensywny od pierwszych godzin związek, zaczął się wypalać?
Tylko że nie dla mnie. Z każdym dniem kochałam go coraz mocniej, chciałam zostać jego żoną, urodzić dzieci…
Więc kiedy on poszedł się położyć, ja siedziałam w kuchni, łykałam łzy i wymyślałam coraz to bardziej ponure scenariusze.
Bo co się do cholery stało? Pierwszy raz widziałam go w takim nastroju. Bywał wcześniej zmęczony, ale nigdy tak obojętny. Czy coś zrobiłam źle? Czy domyślił się, że chcę czegoś więcej, czego wcale nie chciał mi dać?
Nienawidziłam półsłówek, niejasnych sytuacji. Po nieprzespanej nocy, zdecydowałam się porozmawiać. Musiałam, inaczej chyba bym oszalała.
Przygotowałam poranną kawę i czekałam, aż wyjdzie z łazienki.
– Cześć maleńka – posłał mi blady uśmiech, siadając przy stole. – Przepraszam za wczoraj, głupio wyszło, prawda?
– Co się stało?
– Byłem zmęczony i… – zawahał się. – Musimy porozmawiać.
– Wojtek – wyszeptałam, zaciskając drżące dłonie na porcelanowym kubku. – O czym?
– O nas.
– Też tak sądzę.
– To dobrze – wyglądał jakby się ucieszył. – Przyda nam się małe rozstanie, prawda?
Milczałam, wlepiając niego zaskoczony wzrok. Bardzo powoli docierał do mnie sens tych słów.
– Rozstanie? – powtórzyłam jak echo.
– Zbliżyła nas sytuacja, w której się znalazłaś. I seks. Ale teraz – potarł kciukiem czoło – ale teraz pomalutku do mnie dociera, że powinniśmy byli to wszystko przemyśleć.
– Rozstanie?
– Marta? – zaniepokoił się. – Wiesz, słabo do siebie pasujemy. Seks to nie wszystko. Nie mamy wspólnych znajomych, jesteś lepiej wykształcona, zarabiasz prawie dziesięć razy więcej niż ja. Mógłbym podać jeszcze wiele argumentów.
– Chodzi ci o zeszły tydzień? – wyszeptałam zmartwiałymi wargami. W sobotę próbowałam go namówić na wernisaż znajomego. Poszliśmy, dlaczego by nie. Ale Wojtek zdecydowanie źle czuł się pośród śmietanki towarzyskiej i samym tylko spojrzeniem ubłagał mnie, byśmy wrócili do domu.
– Nie tylko. Nie zrezygnuję z mojej pracy tylko dlatego, by robić jakąś bezsensowną karierę.
– Stwierdziłeś to tak sobie, z dnia na dzień?
– Już wcześniej o tym myślałem – wstał i sięgnął po wiszącą na oparciu kurtkę. – Muszę wyjść. Spakuj się, po powrocie odwiozę cię do domu.
Złapałam go za rękę i uniosłam głowę. Dłużej nie miałam siły powstrzymywać cisnących się do oczu łez.
– Jest jakaś inna? – spytałam.
– Nie – zaprzeczył gwałtownie. A potem nagle się zachmurzył. – A w zasadzie tak.
Dziwne. Skąd wrażenie, że prawdomówny z natury mężczyzna, bezczelnie skłamał? Byłam tak wyczulona na każde jego słowo, na każdą, najmniejszą choć zmianę głosu, że od razu wyczułam fałsz. Mógł się mną znudzić, lecz powodem na pewno nie była inna kobieta.
Patrzyłam na zamknięte drzwi, za którymi przed chwilą zniknął.
Patrzyłam, zdumiona, przerażona, a nade wszystko zrozpaczona.
Jak on mógł? Jeszcze przedwczoraj wszystko układało się tak cudownie, zaśmiewaliśmy się oglądając romantyczną komedię, a dziś po prostu oświadczył mi, że to koniec.
Co się u diabła stało?
Serce mnie bolało, dłonie drżały jak u nałogowego alkoholika, a z oczu nieprzerwanie płynęły łzy. Zaczęłam się pakować, ale nie miałam siły, by skończyć. Nie ubrałam się, nie umyłam i nie uczesałam. Siedziałam na łóżku i tępym wzrokiem wpatrywałam się w ścianę.
Za to powolutku kiełkowało we mnie dziwne podejrzenie.
– Jeszcze jesteś nie gotowa? – usłyszałam lekko zniecierpliwiony głos. – A ja za godzinę jestem umówiony – cmoknął z przyganą.
– Zamówię taksówkę – odparłam cicho.
– To dobrze.
I tylko tyle. Wyjął piwo z lodówki i usiadł przed telewizorem.
Wstałam z trudem i poczłapałam do pokoju obok.
– Wojtek…
– Tak? – nawet na mnie nie spojrzał.
– Rozmawiałeś z moim ojcem, prawda?
– Nie. Skąd ten pomysł?
Stałam, oparta o futrynę, bo powoli brakowało mi sił. I tchu. Dusiłam się, z coraz większym trudem łapiąc każdy kolejny oddech.
Jak ja mam przekonać tego kretyna, że więcej nas łączy niż dzieli? Coraz bardziej byłam pewna, że jego obojętność była wymuszona, udawana. Że nie była prawdziwa.
Dobrze. Sam tego chciał! – pomyślałam nagle mściwie. Pewnie później przyjdzie mi się z tego grubo tłumaczyć, ale złamię ten głupi upór. Złamię i koniec. A na dodatek będzie musiał mi się oświadczyć.
– Jestem w ciąży – oznajmiłam stanowczo.
W Wojtka jakby piorun strzelił. Znieruchomiał, a puszka z piwem potoczyła się po puszystym dywanie.
– W ciąży?! – Miał wygląd poważnie zszokowanego. – Sądziłem, że bierzesz pigułki? Nawet widziałem…
– To była furaginka – uśmiechnęłam się szeroko. – To będę bliźnięta.
– Bliźnięta? – przełknął ślinę i spojrzał na mnie z prawdziwą rozpaczą. – Bliźnięta? – powtórzył.
– Więc musisz się ze mną ożenić, nieważne co powiedział mój ojciec.
– On po… Nie rozmawiałem z nim!
– Wojtek! – powiedziałam groźnie. Podeszłam bliżej i bez skrupułów, wygodnie umościłam się na jego kolanach. – Gadaj prawdę, ale już! Nie możesz denerwować matki twoich dzieci.
Objął mnie bez namysłu, a minę miał doprawdy nieszczęśliwą.
– Miał trochę racji – wydusił w końcu z siebie.
– Chyba żartujesz?
– Ja też. Na samym początku, pamiętasz? Jesteś taka cudowna, tak wyjątkowa – teraz wpatrywał się we mnie z prawdziwą rozpaczą. – Tak naprawdę, to nie zasługuję na ciebie.
– To ja nie spałam całą noc, cierpiałam te kilka godzi, bo ty masz głupie kompleksy?! – wrzasnęłam. – Ty bydlaku! Za karę się ze mną ożenisz! I piśnij tylko słówko sprzeciwu!
– Zaraz… Mam się z tobą ożenić?
I wtedy się rozpłakałam. Szlochałam rozpaczliwie, wtulona w jego pierś, a on pierwszy raz wyglądał na bezradnego.
– Nie jestem w ciąży – wyjąkałam. – Skłamałam. Ale nie możesz mnie zostawić! Nie możesz! Tak bardzo cię kocham!
– Cicho maleńka – pogładził mnie po zmierzwionych włosach. – Nie powiem, ulżyło mi.
Tym razem rozbeczałam się na dobre. Ulżyło mu?
– No cicho już! – pocałował moje słone od łez usta. – Też cię kocham. Wiedziałem, że przepadłem, jak tylko pierwszy raz spojrzałaś w moje oczy.
– Yyy? – wyjąkałam, gwałtownie cichnąc.
– Wiesz jak bardzo się bałem, że jestem dla ciebie tylko przelotną przygodą? Albo kimś w rodzaju pocieszyciela?
– Ty głupku! Bo co innego mogę powiedzieć?
– Że zgadzasz się zostać moją żoną – wyszeptał mi na ucho. – Najlepiej jutro!
– Może być. Wezmę Sebastiana na świadka, ty swoją siostrę i gotowe.
– Ty na poważnie?
– A ty nie?
– Jak najbardziej, kochanie, jak najbardziej. Też mi zrobisz taką niespodziankę, jak twojemu niedoszłemu?
– Jak powtórzysz, że mnie kochasz.
– Kocham cię – pocałował mnie po raz kolejny raz, i kolejny. – I przepraszam za ostatnie godziny. Sądziłem, dałem sobie wmówić, że robię dobrze.
– Mój tatuś umiejętnie podsycił twoje wątpliwości.
– Nawet nie wiesz, jak bardzo bolało mnie każde słowo.
– Ciebie? – zarzuciłam mu ręce na ramiona i bardzo głęboko spojrzałam w oczy. – Wiesz co? Za karę tym razem to ja cię skuję. I nie będzie litości! Zastosuję najbardziej wyrafinowane metody.
– Martuniu… – przytulił się do mnie. – Zgadzam się. Na wszystko.
– Do końca życia? – opuszkami palców powiodłam po jego ustach. Uśmiechnął się.
– Do końca.
I to była najpiękniejsze, czego mogłam doświadczyć.
  

koniec, ciągu dalszego nie będzie!

26 komentarzy:

  1. To bylo cudowne . Szkoda tylko ze takie krótkie . Opłacało się czekać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. czuc, nawet bardzo, że pisane na siłe :/

    OdpowiedzUsuń
  3. Miód aż się leje :)

    Ale ogólnie spoko, trochę ckliwie ale tak też czasem w życiu bywa.
    Wiedziałam że tatuś coś namąci :P

    S.

    OdpowiedzUsuń
  4. No i dobrze, że nie będzie dalszego ciągu. Za słodkie to ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bomba!!!!! Opłacało się czekać ;)
    Paulina

    OdpowiedzUsuń
  6. Jakoś mi się nie podoba... Pozdrawiam, N.

    OdpowiedzUsuń
  7. ooo jak słodko :)))
    a powiedz czemu tak z niechecia pisalas to opowiadanie? najpierw zaczelas a potem ci sie nagle odwidzialo?;/ dlaczego?

    OdpowiedzUsuń
  8. Widać że sama końcówka troszkę na siłę, co nie zmienia faktu że twoje opowiadania i tak są zajebiste :*

    OdpowiedzUsuń
  9. hmmm... uwielbiam twoje opowiadania ale...pierwszy raz musze powiedziec ze... mi sie nie podobalo... wybacz Babeczko - wydaje mi sie ze na sile bylo to pisane i fakt ze powinno sie skonczyc tak jak chcialas na 3 czesci .
    ale wciaz cie uwielbiam i wciaz ze zniecierpliwieniem bede czekac na nowe opowiadania
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. A co się stało z Adamem? Bo jakoś zniknal magicznie... :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Opowiadania świetne, masz talent, ale na litość boską nie motor tylko motocykl. Wiem, czepiam się szczegółów, ale to psuję efekt. Widzę świetne opowiadanie i bum motor, to aż razi. Po za tym jest idealnie. :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Pierwsza? :) Takie malo obszerne tresciowo jak na ciebie babeczko, ale i tak fajne :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Rzeczywiście, widać, że pisane "na siłę". Pomysł miałaś, tylko wykonanie "trochę" sobie odpuściłaś, ale rozumiem zmęczenie materiałem. Będą tacy, którzy się zachwycą, a i narzekających nie zabraknie. Moim zdaniem powinnaś zakończyć gdzieś w IV części, ale to Twoje opowiadania i postępuj zgodnie z własnym zamysłem i sumieniem :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. Mnie się podoba. Ja chcę szczęśliwe zakończenia.
    Aprecjator

    OdpowiedzUsuń
  15. A ja chciałabym Cię Droga Babeczko, poprosić żebyś więcej nie pisała nic na siłę. To Ty masz być z tego dumna, nam może się podobać mniej lub bardziej, sama kilka razy wspomniałaś, że wszystkich nie zadowolisz.
    Następnym razem jak przyjdzie Ci pomysł dokończenia jakiegoś zakończonego opowiadania to zrób to "Krewnemu", bo ja przez niego czasami jeszcze nie śpię po nocach :p
    Tak przy okazji... co z "Nie umiem..." ?
    Pozdrawiam,
    LIA.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popieram

      Usuń
    2. Trochę się muszę pogimnastykować nad tym tekstem. Myślę, że dam rade dodać kolejną część jeszcze w tym tygodniu.

      Usuń
  16. haha:)cudowne babeczko i dziękuje za tą czesc::)

    OdpowiedzUsuń
  17. No troche takie.. nijakie. NIe wiem gdzie na początku opowiadania zniknął Adam? Poza tym spodziewałam się jakiejś konfrontacji Wojtka z jej ordziną, jakiejś bardziej rozwiniętej akcji. No ale coz :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Trochę przesłodzone. Już wolę jak ktoś kończy opowiadanie hmm.... powiedzmy intrygująco a w epilogu jest słodko. Bardziej rzeczywiste to jest. Ale to tylko moje marudzenie ;) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  19. Babeczko dziękuje za świetne zakończenie ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. Droga Babeczko, chyba czytelnicy zapominają o tym, że piszesz tutaj przede wszystkim dla siebie samej. Taka jest prawda, to Ty musisz się czuć w tym dobrze, nie możesz robić nic na siłę, bo kiedyś może przejść Ci ten zapał do pisania!! Dodawaj tutaj to co Tobie " leży " !! Pozdrawiam, Agata.

    OdpowiedzUsuń
  21. Opowiadanie zrobione na siłę i zupełnie nie potrzebnie, powinno się skończyć tak jak chciałaś, na trzech częściach.

    Bellla

    OdpowiedzUsuń
  22. To było cudne!
    A ja chcę więcej!
    Pozdrawiam:
    M

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.