WESOŁYCH ŚWIĄT!
SPOKOJNYCH, ZDROWYCH, MOKRYCH
ORAZ PEŁNYCH OBŻARSTWA
ŻYCZY
BABECZKA
Tak się cudownie wypogodziło, ociepliło, a na dodatek jakiś ptaszek uparł się odśpiewać serenadę na drzewku obok :-)
Jeszcze jeden mazurek przede mną, bo ten upieczony zniknie w kilka godzin. Tak w ogóle to mam bardzo "słodką" rodzinkę.
PS. Pewnie powiecie, że okrutna baba ze mnie...
Link do części VI - (klik)
Kłamca (VII)
Witalij stanął przed
pustym magazynem.
Nawet w tej chwili
zastanawiał się po cholerę to wszystko robił? Już dawno powinien znajdować się w
bezpiecznym miejscu, korzystając z wolności i zgromadzonego bogactwa.
Tyle było kobiet na
świecie, dlaczego akurat ta?
A jednak nie cofnął
się. Zacisnął zęby i wszedł do środka. Gdzieś z głębi trzewi wypełzł strach, że
się nie uda, że Maksym widząc jak bardzo mu zależy, zrobił jej krzywdę.
W ogromnym,
opustoszałym wnętrzu, panował półmrok. Jego kroki obudziły delikatne echo, które
dotarło do każdego ciemnego kąta.
Na drugim końcu hali
zauważył kilka nieruchomych postaci.
– Witaj braciszku.
Byłem pewien, że zrobiłeś nam głupi kawał. A tymczasem nic z tych rzeczy. Nie
do wiary – jasnowłosy mężczyzna wynurzył się z cienia. Przed sobą prowadził
niewysoką kobietę, przykładając lufę pistoletu do jej skroni.
– Teraz ją
uwolnij.
– Szkoda – Maksym
obdarzył go przeciągłym spojrzeniem. – Intryguje mnie.
– Nie ona –
powiedział krótko Witalij, nie spuszczając oczu z przeciwników. Powoli zbliżali
się, zamierzając otoczyć go zwartym kołem. Było ich tylko i aż ośmiu.
Nie najgorzej – ocenił
błyskawicznie rozważając swoje szanse na przeżycie.
– Chcesz
pogawędzić czy finalizujemy ten interes?
– Niecierpliwy jak
zawsze.
– Pozwolisz jej
wyjść. Na zewnątrz zostawiłem samochód. Odjedzie, a po pięciu minutach zadzwoni
i powie, czy jest bezpieczna – oznajmił twardym głosem.
– Mam wypuścić z
rąk taki atut?
– Mam wierzyć w
twe dobre serce, jak już wszystko ze mnie wydusisz? – tym razem to w głosie
Witalija pobrzmiewał sarkazm. – Masz mnie. Puść dziewczynę. To warunek by wyjść
poza wstępne negocjacje.
– Mógłbym ją
jeszcze zastrzelić.
– Taaa? I pozbyć
się kilkunastu milionów euro? Nie sądzę.
– Trochę patowa
sytuacja, nie uważasz?
– Nie uważam. Puść
dziewczynę – powtórzył z uporem.
Marianna poczuła silne
pchnięcie w plecy.
– Idź – usłyszała
polecenie.
Rozszerzonymi ze
strachu oczyma wpatrywała się w samotnie stojącą postać Witalija. Był
zadziwiająco spokojny jak na tak nieciekawą sytuacje, w której się znalazł. Podeszła
bliżej i wpadła wprost w jego ramiona.
– Witaj Mari –
usłyszała schrypnięty głos.
Wbrew wszystkiemu przytuliła się do niego z
taką siłą, że aż się cofnął.
– Spokojnie
laleczko – podniosła głowę i zobaczyła krzywy uśmiech. Boże! Jak wiele dałaby
teraz za jeden pocałunek. Tymczasem mężczyzna odsunął ją za siebie i spojrzał
na otaczających go przeciwników. – Masz tu telefon. Samochód z kluczykami stoi
na zewnątrz. Zadzwoń za pięć minut i daj znać, że jesteś bezpieczna.
Skinęła głową, czując
jak płacz dławi ją w gardle.
– A ty?
– Ja pogawędzę z
bratem. Idź już lepiej.
Potem pochylił się i
wyszeptał:
– Jeśli wszystko
będzie okay, powiedz że zgubiłaś apaszkę.
Musnął ustami jej
policzek i pchnął w kierunku drzwi.
Nie protestowała. Jeśli
miał jakiś plan, jakiekolwiek szanse, by wyjść z tego żywym, to zrozumiała, że
jedynie bez niej. Zresztą i tak cała wymiana przebiegała dość gładko. Czyżby
Witalij postanowił po prostu się poddać? A jego brat naiwnie wierzył, że teraz jest
górą?
Nieważne.
Z piskiem opon ruszyła
spod zrujnowanego budynku. Gdy wyjechała na główną drogę, wciąż drżąc z emocji,
wybrała ostatni numer z pamięci telefonu.
– I jak? –
usłyszała spokojny głos Witalija.
– Wszystko dobrze,
tylko zgubiłam apaszkę…
Nie mogła zobaczyć jego
twarzy, ale przysięgłaby, że się uśmiechał.
– Znajdzie się.
Żegnaj laleczko.
I rozłączył się.
Marianna gwałtownie zahamowała
i stanęła na poboczu. Oparła głowę o kierownicę i wybuchła płaczem. Gwałtownym,
niepowstrzymanym. Nie mogła zrobić nic więcej, tylko szlochać w niekontrolowany
sposób, pozbywając się całego napięcia, strachu i żalu.
Kiedy już zabrakło jej
siły, ocknęła się i chwyciła leżący obok kartonik z chusteczkami. Wydmuchała
nos, wytarła twarz i spojrzała na zegarek.
Minęła godzina.
Czy mogła wrócić?
Czuła, że musi to zrobić. Musi dowiedzieć się, co stało się z Witalijem.
Zaparkowała w dość sporej
odległości. Ponieważ z jednej strony rósł gęsty las, przekradała się dróżką
wśród zarośli i stanęła na tyłach opuszczonego magazynu. Dookoła nie widać było
żywej duszy, panowała też głucha cisza, przerywana jedynie głosami ptaków. Siedziała
tak niezdecydowana ponad kwadrans, zastanawiając się, co powinna zrobić.
Kolejne pięć minut.
Ostrożnie wyszła z
zielonej gęstwiny i podeszła do zrujnowanego ogrodzenia. Siatka w wielu
miejscach była przerwana, więc bez problemu znalazła sporych rozmiarów dziurę i
prześlizgnęła się przez nią. Z duszą na ramieniu zbliżyła się do uchylonych
drzwi.
Jeśli nadal są w
środku, to Witalij chyba zabije ją za ten numer. Wiedziała dokładnie, że nie
życzył sobie, by wracała, by zrobiła cokolwiek głupiego. A to było cholernie
głupie – wrócić na miejsce, gdzie być może nadal są oprawcy.
Starając się prawie nie
oddychać, wsunęła głowę do środka.
Nikogo tam nie było.
Zdezorientowana
Marianna wycofała się i przylgnęła plecami do zimnej ściany.
Zniknęli? Wszyscy?
Poczuła napływające
łzy. To chyba koniec? Zabrali Witalija ze sobą. Nie miał żadnego planu
awaryjnego. On po prostu jedynie chciał ją ocalić.
Tym razem odważyła się
wejść do środka. Obeszła cały budynek, ale nigdzie nie znalazła nic ciekawego.
Żadnych śladów walki, żadnych śladów krwi.
Powłócząc nogami
wróciła do samochodu. Zajęła miejsce kierowcy i z kamienną twarzą, ruszyła
przed siebie.
Do domu.
Nic innego jej nie
pozostało. Była wolna. Lecz za jaką cenę?
Zaparkowała i z
ogromnym trudem wdrapała się na ostatnie piętro. Wciąż miała irracjonalną
nadzieję, że może Witalij czeka na nią w domu.
W środku jednak nikogo
nie było. Bałagan, zostawiony przez jej prześladowców. Stół z pustymi talerzami
po pizzy i leżąca na podłodze butelka po szampanie.
Skierowała się do
łazienki i tak jak stała, weszła pod prysznic. Letnia woda zmyła kurz, pot, ale
nic poza tym. Marianna oparła się plecami o mokrą ścianę i bezmyślnie wpatrzyła
w mlecznobiałą szybę. Brakowało jej siły na cokolwiek, na najmniejszy ruch czy
gest.
Kiedy skończyła,
zrzuciła mokre ciuchy i otuliła się szlafrokiem. A potem podeszła do apteczki i
wyjęła małą fiolkę z pigułkami. Skrupulatnie odmierzyła trzy sztuki i popiła je
wodą.
Chciała spać. Po to by
zapomnieć. Po to by nie czuć bólu. Choć na chwilę przestać cierpieć. Pozbyć się
tych wszystkich myśli, sprawić, aby wspomnienia straciły swą ostrość.
Położyła się więc na
łóżku, skuliła i zamknęła oczy.
I pierwszy raz w życiu
zapragnęła się nie obudzić.
link do części VIII - klik
Kochana Babeczko, zdrowych, spokojnych, rodzinnych świąt.
OdpowiedzUsuńA teraz do opowiadania, kurdę, no jesteś niemożliwa, w takim momencie, cz Ty chcesz, nas wykończyć? Jak ja teraz przeżyję święta? no proszę, jak znajdziesz chwilkę czasu, choć wiem, że pewnie ciężko będzie to dodaj coś jeszcze, bardzo ładnie proszę. Ania
Podpisuje się pod życzeniami :) i również pytam się .. chcesz nas babo wykończyć ? ;o
UsuńJestem pierwsza i muszę powiedzieć, że opowiadanie pierwszorzędne... ale oprócz tego cisnie mi sie na usta : nie , nie, nie !!! Jesteś okrutna babeczko.. Jak możesz dawkowac to opowiadanie tak powoli??? Rzadko cos komentuje, ale jestem twoja wierna czytelnicza i już po prostu nie mogę doczekać sie końca tego opowiadania..Podoba mi sie ono nawet bardziej niż "Czas poświęcony zemscie" czy "Wygrana" Proszę zakoncz me katusze jak najszybciej .... :) Pozdrawiam i również życzę wesołych świąt ;) Mam nadzieję, że czujesz sie coraz lepiej... K :)
OdpowiedzUsuńGenialne jak zawsze, ale czemu takie krótkie? Wiem, że to nie koncert życzeń, ale marzy mi się bardzoooo romantyczne zakończenie :))) Pozdrawiam Ola
OdpowiedzUsuńDziękuje i również życzę Tobie i całej Twojej "słodkiej" rodzince :) zdrowych ,wesołych ,rodzinnych i pogodnych Świąt Zmartwychwstania Pańskiego i oraz Mokrego Dyngusa ;)
OdpowiedzUsuńWitaj, swietnie to rozegralas babeczko. Jestes cudowna, kiedy kolejna czesc ukochana babeczko?
OdpowiedzUsuńZdrowych i pogodnych Świąt Wielkanocnych, smacznego jajka, szyneczki.
OdpowiedzUsuńBabeczko okraś nam Święta swoimi pięknymi opowiadaniami. Jedno na dzień:(((((
Są Święta, bynajmniej dwa dziennie :)))))
Prosimy:)
przynajmniej
UsuńSkoro są święta, to Babeczka raczej będzie chciała spędzić je z rodziną, a nie non stop na blogu, nieprawdaż? I tak już daje z siebie wszystko, więc niech trochę odetchnie.
UsuńWesołego jajka!
OdpowiedzUsuńMasz rację, mam ochotę Cię zabić. Mam nadzieję że kolejna część niedługo ;)
Kochana Babeczko, kiedy doczekamy się IV Mandatu?
OdpowiedzUsuńEmocje sięgają zenitu! Przydałaby się meliska na skolatane nerwy. Jesteś genialna.
OdpowiedzUsuńOpowiadanie genialne, ale czuję się tak jakby ktoś pozwolił mi zjeść tylko jeden malutki kawałeczek czekolady i zabrał resztę :) Poza tym okropnie stęskniłam się za aniołkiem :)
OdpowiedzUsuńTylko ze Świątecznymi życzeniami tym razem :)
OdpowiedzUsuńOpowiadanie oczywiście czytam... :)
Wszystkiego dobrego na Wielkanoc, dużo zdrowia przede wszystkim i woli, żeby życie trzymać za rogi :)
No i dalej nie wiem dlaczego kłamca?Wesołych Świąt !!!
OdpowiedzUsuńKlamca? Hmm juz niedługo się pewnie dowiemy dlaczego.:D Juz nie mogę się doczekać a i jeszcze zdrowych, spokojnych i wesołych świat. Justa pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńO kurczę... :)
OdpowiedzUsuńMiałam przeczytać "Kłamcę" jak będzie już zakończony ale oczywiście nie wytrzymałam i jesteś świeżutko po lekturze.
Opowiadanie BOSKIE :)
Witalij jest BOSKI- mimo że poniekąd brutal ale i tak słodki :)
Oby kolejna część była niedługo bo strasznie mnie ciekawi jak to się dalej potoczy :)
S.
Zdrowych i spokojnych Świąt. Naprawdę jesteś okrutna i chcesz nas dobić ale i tak Jesteś świetna a Twoje opowiadania genialne
OdpowiedzUsuńNefdrae
I co Kochana Nasza Babeczko?, dasz coś na święta.
OdpowiedzUsuń