piątek, 18 kwietnia 2014

Kłamca (VI)

I tak powolutku zbliżamy się do finału. A ja idę upiec mojego popisowego mazurka i sernik. Na więcej nie mam siły...

Z najlepszymi życzeniami urodzinowymi dla czytelniczki, która podpisała  się jako J.  :-)))

Link do części V - (klik) 

           Kłamca (VI)
Nie rozumiał, dlaczego z każdą godziną czuł się coraz gorzej.
Pokonywał kolejne kilometry, ale miał ochotę, by uczynić tylko jedno. Zawrócić i ruszyć w przeciwną stronę.
Wściekłość na samego siebie mieszała się z wyrzutami sumienia.
Do cholery! Przecież nie musiał jej tego robić! Co go napadło?!
Zamiast skorzystać z okazji i załapać się na jeszcze jeden kosmiczny odlot, zadowolił się byle jakim aktem pełnym przemocy. Na dodatek po wszystkim czuł się jak skończony bydlak.
Zjechał na parking i w pośpiechu wysiadł z auta. Chwilę później zaciągnął się papierosem, nerwowo postukując palcami w dach samochodu.
Był pewien, że nikt go nie ściga. Mari nie zgłosiła zniknięcia pojazdu, niczego nie zgłosiła. Zamknął oczy. Leżała teraz pewnie nadal w łóżku, zanosząc się płaczem i zastanawiając, dlaczego to zrobił. Sam się nad tym zastanawiał.
Przeczesał palcami włosy i wyciągnął z kieszeni komórkę. Kupił ją po drodze, ale jeszcze nie miał okazji uruchomić. Z drugiej kieszeni wyjął małą karteczkę, na której widniał samotny numer telefonu.
Jego wtyka. Jeden z zaufanych ludzi ojczyma, który znęcony dużą sumą pieniędzy, zgodził się przejść na stronę wroga. Dzięki niemu wiedział o każdym posunięciu przeciwnika. I o tym, że zgubili jego trop tuż po przekroczeniu granicy polsko-ukraińskiej.
Ostatni raz kontaktował się z nim jeszcze z mieszkania Marianny. Bez pytania skorzystał z jej telefonu, by dowiedzieć się, że jest względnie bezpieczny. Względnie, bo cholera wie, jak długo potrwa ten stan. Teoretycznie nie pozostawił po sobie żadnych śladów, żadnego tropu, którym mogliby podążać prześladowcy. Ale w praktyce wystarczyłby głupi przypadek.
Uruchomił telefon, wybił numer, lecz nie zadzwonił. Postanowił, że zrobi to, gdy przesiądzie się w Monachium do własnego środka transportu.
Godzinę później z dziwnie ściśniętym gardłem porzucił małe autko.
Lecz nie zamierzał się cofnąć.
Żadnych postojów, żadnego oglądania się wstecz. Miał jasno i dokładnie sprecyzowane cele.
Wcale nie było łatwo zdobyć całkowite zaufanie ojczyma. Szczwany lis nikomu nie wierzył. Jednak stan zdrowia nie pozwalał mu na osobistą kontrolę prowadzonych interesów. Od tego miał swojego chłopca na posyłki.
Witalij uśmiechnął się ponuro. Tak, jego zemsta miała słodki posmak krwi.
Wyjął z kieszeni telefon i zadzwonił pod wbity poprzednio numer. Już chciał przerwać połączenie po piątym sygnale, gdy w końcu dało się słyszeć z drugiej strony suche halo.
– Oleh? – spytał, marszcząc brwi.
Na kilka sekund zapadła cisza.
– Nie braciszku, to ja.
Zamarł zaskoczony. Lecz bardzo szybko się otrząsnął.
– Cóż… Szkoda. Czym go przekupiłeś?
– Sporą dawką bólu. Niestety, umarł.
Witalij roześmiał się zadowolony.
– I co teraz cwaniaczku? Za kilka godzin dotrę do celu i nigdy więcej o mnie nie usłyszycie. Lepiej wracaj i ratuj interesy, bo będziesz musiał zabrać się za uczciwą pracę.
– Ta złotowłosa laleczka zdradziła nam, że jedziesz do Monachium.
– Jaka złotowłosa laleczka? – spytał Witalij stłumionym głosem, z całej siły zaciskając dłoń na telefonie. W lusterku zauważył jak nagle pobladł.
– Ta, u której załatwiłeś sobie nocleg. Właśnie zaczęliśmy przyjemną, towarzyską rozmowę.
– Jak?...
– Dzwoniłeś do Oleha z jej telefonu, prawda? Sądzisz, że było trudno cię namierzyć? Już wtedy wiedzieliśmy, że skurczybyk gra na dwa fronty.
Witalij milczał. To, co teraz czuł nie dawało się wyrazić żadnymi słowami. Tak kurczowo ściskał telefon, jakby chciał go rozgnieść w drobny mak.
– Zrobiłeś jej coś? – wycedził przez zaciśnięte zęby.
– Ależ skąd! Dopiero zamierzam – Maksym roześmiał się nieprzyjemnie. – Sprawdzę, co wie, a potem…
– Powrót zajmie mi około dwunastu godzin – powiedział cicho Witalij. – Ja, zamiast niej. Jeśli do tego czasu Mari spadnie choć włos z głowy, masz moje słowo, że cię zabiję.
– Co?! – Jego brat był najwyraźniej zdumiony takim obrotem sytuacji. Nic dziwnego, sam Witalij czuł się nieswojo. Ale nie mógł dopuścić, by stała się jej jakakolwiek krzywda. Po prostu nie mógł. Gdyby tak się stało, to tym razem na pewno palnąłby sobie w łeb. – Chyba żartujesz?
– Nie.
– Niesamowite. Baba jak baba, może nawet ładna, ale miewałeś lepsze. Czyżbyś się zakochał braciszku?
– Oferuję czysty układ. Wchodzisz?
– Zrobimy tak – tym razem w głosie Maksyma wyraźnie było słychać podstępny ton. – Jak przyjedziesz, to nic jej nie zrobię. A jak oddasz pieniądze, to nawet wypuszczę na wolność.
– Zgoda.
– Zgoda? Tak po prostu? Muszę się przyjrzeć tej kobiecie…
– Masz jej nie dotykać! – ryknął Witalij do słuchawki. – Czego do kurwy nie zrozumiałeś?!
– Ma otarcia na nadgarstkach po kajdankach. Zapłakane oczy. I chyba wykorzystałeś ją do swego popisowego numeru, bo widać, że dokucza jej ból z tyłu poniżej pleców. A jednak… Dlatego nie rozumiem.
– Nie musisz! – warknął Witalij wbijając w nawigację nowy punkt docelowy. – Trzymaj na smyczy swoje psy i zadbaj, by dostała wszystko, czego potrzebuje. Inaczej gówno dostaniesz, a nie kasę.
– Ja cię nie poznaję… Ale zgoda. Jednak gdy minie dwanaście godzin, wiesz co się stanie?
– Wiem.
Przerwał połączenie i z całej siły walnął zaciśniętą pięścią w kierownicę. Że też do diabła wszystko musiało się tak skomplikować. I ten dureń Oleh... Jakim cudem dał się złapać?
Podczas kilku ostatnich lat swego pseudo szefowania, Witalij nie zdobył zbyt wiele sympatii. Wymierzał brutalne kary, bez uprzedzenia potrafił strzelić delikwentowi prosto w głowę i rzadko bawił się w subtelności. Miał kilku zaufanych ludzi, ale prawdopodobnie zginęli, osłaniając go, gdy salwował się ucieczką. Teraz chyba nie został już nikt, kto stanąłby po jego stronie?
Zresztą, nie dbał o to. Zgromadził prawie cały kapitał ojczyma na jednym koncie, które od samego początku należało tylko do niego. Starał się być przy tym szybki, dyskretny i przebiegły. A kiedy się udało, chciał uciec. Niestety, oficjalne przekroczenie granicy odpadało. Musiał to zrobić w inny sposób, przekupując kilku strażników granicznych i szmuglując sam siebie w bagażniku samochodu.
Dalej miało już być coraz łatwiej.
I byłoby, gdyby nie ona.
Miał ją zabić na samym początku, gdy tylko przekroczyli próg mieszkania. Ale nie, jemu zachciało się cholernej kolacji. I jak skończył?
Jechał teraz na spotkanie z wrogiem, nie mając żadnych szans jego pokonania, tylko po to by ratować obcą mu kobietę.
Dobrze, nie do końca tak obcą. I przez niego znalazła się w takiej sytuacji.
– Kurwa, kurwa, kurwa! – klął głośno, dociskając pedał gazu.
Był wściekły, a jednocześnie czuł strach. Chyba Maksym nie zrobi nic głupiego? Skoro obiecał, że jej nie tknie…
Wydobył z paczki ostatniego papierosa. Zapalił go i wtedy zdał sobie sprawę, że pędzi na złamanie karku w odwrotnym kierunku, w duchu błagając, aby jego laleczce nic się nie stało, a on dotarł na czas.
Jego? No, ładnie. Od kiedy była jego?
Przestał rozumieć sam siebie. Ale nie mógł i nie chciał zawrócić. Wiedział dokładnie, co wtedy by z nią zrobili.
No właśnie…
Ponownie zadzwonił pod numer, który należał kiedyś do Oleha.
– Co się stało? Zrezygnowałeś? – dobiegł go pełen sarkazmu głos brata.
– Daj mi ją do telefonu.
– Po co?
– Chcę być pewien, że żyje i nic jej nie jest.
– Jak sobie życzysz.
Kilka dziwnych trzasków i po drugiej stronie zapadła cisza.
– Mari? – spytał, zastanawiając się, dlaczego do diabła jego serce galopuje jak szalone.
– Tak.
– Skrzywdzili cię?
– Oni nie – odpowiedziała cicho.
To było wkurzające! Ryzykował dla niej życie, a ona wciąż głupio się dąsała o jakiś gwałt. Te kobiety…
Witalij zgrzytnął zębami ze złości.
– Naprawdę przyjedziesz? – spytała nagle z niedowierzaniem.
– Tak. Chyba że wolisz, aby cię zabili?
– Przecież wiesz, że nie – rozpłakała się.
– Cicho laleczko – starał się nad sobą zapanować. – Przyjadę i wszystko będzie dobrze. Póki nie mają mnie w garści, nic ci nie grozi.
– A co potem?
– Nieważne. Będzie dobrze.
– Będzie, będzie – tym razem usłyszał głos swego brata. – Jak przekroczysz granicę, skontaktuj się z nami. Wyznaczę miejsce spotkania.
– Dobrze.
Odłożył telefon i skręcił na parking. Chciał na szybko kupić jakąś kanapkę, coś do picia i kolejną paczkę papierosów. A poza tym musiał zadzwonić.
Bo choć miał małe szanse, to wcale nie zamierzał tak po prostu się poddać.
Oby tylko ona była bezpieczna.
O siebie zadba później.
Witalij westchnął i przesunął dłońmi po zmęczonej twarzy. A potem wybrał numer, który miał wyryty w głowie jak żaden inny.
***
Siedziała skulona na kanapie, przyglądając się siedzącemu naprzeciwko mężczyźnie. Bardziej wyglądał na modela z wybiegów niż na brutalnego przestępcę. Ale oczy nie kłamały. Patrzył na nią z zaciekawieniem, pogardą i obojętnością. Poza tym coś takiego było w jego spojrzeniu… Nie potrafiła określić tego słowami, ale powodowało, że czuła gęsią skórkę na całym ciele.
Witalij był inny. Od samego początku budził w niej więcej fascynacji niż strachu.
– Dlaczego mu na tobie tak zależy? – zadał niespodziewane pytanie.
– Sama nie wiem…
– Nie wiesz? Ile razy zdążył cię przelecieć?
– Nie twoja sprawa.
– Nie moja – zgodził się obojętnie. – Witalij zawsze miał powodzenie, choć wyglądem przypomina nieokrzesanego neandertalczyka. Nie wspominając o tym, że lubił brać siłą.
– Do niczego mnie nie zmuszał – przy ostatnim słowie nieznacznie się zająknęła. Zawsze miał powodzenie? Cóż… Ona również uległa niespodziewanie łatwo.
– Nie? – Maksym roześmiał się z drwiną. – Zresztą mam to w dupie. Chcę odzyskać jedynie swoje pieniądze.
– I zemścić się za śmierć ojca?
– Ojca? – prychnął z pogardą. – Ten stary wieprz zasłużył na to, co go spotkało. Siedział na górze forsy i wciąż ględził, że kiedyś będę spadkobiercą jego wielkiego imperium.
– Nie chodzi o zemstę? – spojrzała na niego zdumiona.
– Ależ skąd. Chodzi o kasę. Mój brat wyświadczył mi przysługę. W zamian za to podaruję mu szybką śmierć.
– To wszystko przestało być dla mnie zrozumiałe.
– Dzwoni twój telefon – przerwał, zmieniając temat.
– To pewnie z pracy. Miałam mieć dziś dwa wykłady dla studentów.
– Odbierz i powiedz, że jesteś chora.
Nie widziała sensu, by z nim dyskutować. Wzięła podaną jej komórkę i siląc się na spokój, wymówiła się zwykłym zatruciem pokarmowym.
Maksym oparł łokcie na kolanach i patrzył na nią z zachłannym zainteresowaniem.
– Coś nie tak? – poczuła się zaniepokojona.
– Nie do wiary… Taki twardy facet, a poddał się, by ratować twój przeciętny tyłek.
– Sam masz przeciętny tyłek! – warknęła rozzłoszczona. – Nie ty jesteś wyjątkowy, ale twój brat. Ty grzeszysz przeciętnością, wyglądem naśladując przystojniaków z gazet, a pseudo inteligencją…
– Dość! – rzucił oschle. – Bo pokuszę się, by pokazać ci, że tak bardzo nie różnię się od brata.
Zacisnęła wargi, mierząc go ponurym spojrzeniem. Potem skuliła się w rogu kanapy i zamknęła oczy.
Natychmiast pojawiło się wspomnienie szczupłej twarzy, o przenikliwych, szarych oczach. I prawdziwy chaos. Myśli wirowały jak szalone, a nade wszystko rosła w niej dziwaczna nadzieja.
Jeszcze kilka godzin temu nie chciała go już więcej widzieć. Nienawidziła za ból, za upokorzenie, za własne zawiedzione nadzieje. Kiedy kilkoro obcych mężczyzna wtargnęło do mieszkania, była zbyt otępiała, by zareagować sprzeciwem. Z obojętnością odpowiadała na ich pytania, wiedząc, że to już chyba koniec.
I wtedy zadzwonił telefon.
Jeden z napastników odebrał i zaczął rozmowę. Po rosyjsku. Marianna nie zrozumiała ani słowa, ale widziała malujące się na twarzy mężczyzny zaskoczenie. Potem skończył i w kilku krótkich zdaniach oznajmił jej, że Witalij wraca.
Wtedy chyba po raz pierwszy wyrwała się z odrętwienia.
Wraca?
Musiała poprosić, by powtórzył.
I ta krótka rozmowa. Wyraźnie wyczuwała w jego głosie niepokój. A przecież mógłby roześmiać się i powiedzieć, że mogą sobie z nią robić, co chcą.
Powinna umierać ze strachu, a tymczasem czuła jedynie buzującą w całym ciele radość. I nietrudno było odgadnąć dlaczego.
Co za uparciuch! I idiota. Rozegrać to w tak durny, pozbawiony sensu sposób. Miała rację pytając, co chciał udowodnić tym aktem przemocy. Sobie, nie jej.
„Jestem pogięta tak jak on” – pomyślała z wisielczym humorem. A nawet bardziej. Lecz kim tak naprawdę był dla niej Witalij?
A ona dla niego? Kim była? Ile znaczyła?
Chyba wiele, skoro zdecydował się na powrót.
Marianna westchnęła. Za dużo pytań, zbyt wiele wątpliwości i dziwaczne, pełne sprzeczności zachowanie mężczyzny, który zafascynował ją od pierwszego spojrzenia.
Dosłownie.
A co dalej? Jeśli go zabiją… Skuliła się. Nie, to niemożliwe. Musiał mieć jakiś plan. Wyjście awaryjne, coś, co pozwoli mu nie tylko uwolnić ją z rąk porywczy, ale i ocalić własne życie.
Cichutko się roześmiała. Za dużo amerykańskich filmów, strofowała się w duchu.
A jednak naprawdę miała nadzieję, że Witalij tak po prostu nie da się zabić.
Nie mógł.
Bo co wtedy by zrobiła? 

link do części VII - klik

20 komentarzy:

  1. Kochana Babeczko, dziękuję Ci za następną część, jak zwykle pięknie napisane.
    jestem pełna podziwu dla Ciebie.
    Życzę Ci powrotu do równowagi, dużo zdrówka, pogody ducha, radości w sercu, uśmiechu na twarzy. Nie dawaj się przeciwnościom, wszystko kiedyś się ułoży, na wszystko jednak potrzeba czasu. Najlepszego!!!!!!!! ANIA

    OdpowiedzUsuń
  2. fajnie piszesz. będę tu częściej wpadać . :P

    zapraszam i prosze o dłuższą opinie w komentarzu :
    http://give-me-your-heart-and-your-soul.blogspot.com/2014/04/rozdzia-2.html

    OdpowiedzUsuń
  3. mistrzowskie ; 3 udanych wypieków i Wesołych Świąt :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Oh... nienawidze cie za to, ze piszesz tak krotko... ale kocham za Twoje teksty. :-) najchetniej przeczytalabym caly tekst na raz. Rozumiem jednak, ze swieta i Twoje wlasne problemy nie pozwalaja Ci pisac dla nas wiecej. Jednak chetnie mislabym Cie na wylacznosc. Zamknela gdzies i kazala pidac! Wiec strzez sie! :P To opowiadanie chyba stanie sie moim ulubionym!

    Yumi

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie ja po prostu jestem już uzależniona od twojich opowiadań. Chyba powinna iść na odwyk albo poszukać jakieś grupy wsparcia. Wczoraj Poraż pierwszy znalazłam twuj blog i przeczytałem przez noc wszystkie opowiadania i normalnie się zakochałam. Piszesz świetnie mam nadzieje że szybko pojawią się kolejne część. A teraz IDE spać. Pozdrawia Zły Omen

    OdpowiedzUsuń
  6. Tym razem ja jestem pierwsza. I muszę powiedzieć, że jak zawsze nie zawiodłaś. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. I na to by ten cholernik wreszcie zobaczył na czym mu zależy najbardziej :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Swietnie , jestes wspaniala babeczko. Kiedy kolejna czesc bo nie moge sie juz doczekac.

    OdpowiedzUsuń
  8. Słówko pomiędzy sernikiem a mazurkiem... Ten tekst mam już gotowy w całości, ale dawkuję jak na porządnego bloga przystało ;-) Miał być na święta, ale skoro mnie przyblokowało i nie piszę nic innego, to daję to co mam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miej litość babeczko :D

      Usuń
    2. ja osobiście proponuję dodać całość, żebyśmy mogli się odstresować i zrelaksować po dniu ciężkiej kuchennej harówy :) pozdrawiam

      Usuń
  9. Ile jeszcze będzie części? Aż żal pomyśleć że takie cudeńko się niedługo skończy :((

    OdpowiedzUsuń
  10. Ge nial ne. W normalnym kraju kochana Babeczko bylabys milionerką i spokojnie żyła z pisania. A co do grupy wsparcia to ja się zgłaszam. Ale nie zamierzam się z tego leczyć. Wesołych Swiąt ! Uzależniony.

    OdpowiedzUsuń
  11. oby im obojgu nic się nie stało..

    OdpowiedzUsuń
  12. Babeczko kochana, dziękuję Ci bardzo :)
    Podrawiam J.

    OdpowiedzUsuń
  13. Skoro masz wszystko napisane to nie myśl nawet o tym żeby po polnocy nie dodać nowego kawałka! ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Czy jutro dodasz kolejną część?

    OdpowiedzUsuń
  15. Bardzo prosimy o kolejną część po północy :) No i Wesołych Świąt wszystkim! :*

    OdpowiedzUsuń
  16. Wesołego jajka i mokrego Dyngusa, Babeczko! Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  17. No i co Babeczko, bedzje kolejna czesc na jutro, by umilic nam przygotowania do swiat?:) Czy raczej dopiero na swieta, taki prezent?;p

    OdpowiedzUsuń
  18. Ha ha rozbawiło mnie to z amerykańskimi filmami. Tak jakby ta cała opowieść nie wyglądała jakby ją żywcem z hollywodzkiej produkcji wyjęto ;)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.