Wiem, wiem. Czekacie na pierzastego. Ale przy pisaniu Aniołka potrzebuję dobrego humoru i zabawnych pomysłów. Na razie mam doła stulecia, wszystko mnie boli i... Nie będę się wdawać w drastyczne szczegóły.
Tak w ogóle ciężko mi cokolwiek napisać. Abyście jednak nie poczuli się osamotnieni, dam coś, co miało być na święta. A potem znów skulę się pod pierzynką, bezmyślnie gapiąc się w telewizor. Choć raz w życiu docenię fakt jego posiadania :-)
Bez szaleństw, ale mam nadzieję, że się spodoba. A potem kolejna część "Nie umiem...", bo akurat ten tekst współgra z moim nastrojem...
Kłamca (I)
Marianna rozejrzała się
po pustym już audytorium. Prócz niej, nie było tu nikogo. Zresztą nic dziwnego,
o tej porze!
Lubiła panującą tu ciszę,
półmrok, czający się w zakurzonych kątach, echo odbijające się od ścian. Instytut
był dla niej drugim domem, schronieniem i czymś w rodzaju bezpiecznej
przystani. Kiedy kończyła pracę, szybko zbiegała po schodach, z samej góry
ogromnego gmaszyska przy ulicy Fredry, wprost na przystanek tramwajowy. Potem
wystarczyło chwilkę poczekać i dwadzieścia minut późnej była już w domu, w swoich
własnych, ukochanych czterech ścianach.
Jednak tego dnia od
samiuteńkiego rana lało jak z cebra. Postanowiła więc, że tym razem skorzysta z
samochodu.
Nie spiesząc się oddała
klucz woźnemu i wyszła na zewnątrz, naciągając na głowę kaptur
przeciwdeszczowej kurtki. Niewiele to pomogło, bo kiedy wsiadała do auta, miała
całkiem przemoczone nogi.
No tak – pomyślała z
wisielczym humorem. – Zapomniałam o kaloszach.
Było już ciemno, a
strugi wody spływały po przedniej szybie, zamazując widok opustoszałego i jakby
wymarłego miasta. Ostrożnie ruszyła z miejsca, włączając wycieraczki. Ujechała spory
kawałek, gdy nagle zahamowała z piskiem. Mało brakowało, a nie zauważyłaby
czerwonego światła.
Sięgnęła do włącznika
radia i zamarła zaskoczona, bo od strony pasażera ktoś energicznie otworzył
drzwi i zajął miejsce tuż obok. Przez moment miała wrażenie, że to może ktoś
znajomy, kto dostrzegł jej twarz przez zaparowaną szybę samochodu. Jednak
intruz nie zdjął kaptura. Za to wyciągnął w jej kierunku dłoń, w której trzymał
broń.
– Co to jest? –
Marianna zachłysnęła się z wrażenia.
– Nie zadawaj
głupich pytań, tylko jedź. Jest zielone. No już! – warknął i czubkiem pistoletu
szturchnął ją w bok.
Bezmyślnie wrzuciła
bieg i ruszyła przed siebie.
– Grzeczna
dziewczynka – powiedział tylko i rozsiadł się wygodniej na siedzeniu. Choć miał
szorstki głos, to jego akcent był dziwny, niemal śpiewny. Inny. Od razu
pomyślała o wschodniej granicy.
– Gdzie mam
jechać? – spytała. Czuła, że zaskoczenie powoli zamienia się w panikę. Serce
nieznacznie przyspieszyło, dłonie zaczęły drżeć, ale z tym akurat sobie
poradziła, zaciskając je z całej siły na kierownicy.
– A gdzie
mieszkasz? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
Zatrzymała się na
kolejnym świetle i spojrzała w jego kierunku z wyraźną obawą.
– Niedaleko stąd.
– Sama?
– Z rodzicami –
skłamała. Roześmiał się cynicznie.
– Sama –
potwierdził ze spokojem.
Zaklęła w duchu. Nie
mogła powiedzieć, że z narzeczonym albo koleżanką?
Co on zamierzał?
Uprowadzić ją i zgwałcić? Zabić?
Bez słowa sięgnął po
torebkę, którą beztrosko rzuciła za siedzenie. Chwilę w niej grzebał, aż w
końcu wyjął etui z dokumentami.
– Nie mam
pieniędzy, tylko karty – powiedziała cicho, znów ruszając.
– Jedź do domu.
– A ty?
– A ja pojadę z
tobą. I jak będziesz grzeczna, to nie zrobię ci krzywdy. Potrzebuję opatrunku i
dachu nad głową na dwie noce.
– Ale…
– Ani słowa. I nie
kombinuj paniusiu, bo może się to skończyć dla ciebie bardzo źle.
Nie zaprotestowała. W
tej chwili szanse na wyswobodzenie czy ucieczkę były równe zeru. Może gdy będą
wysiadać? Albo w domu? Ma w szufladzie gaz pieprzowy. Coś na pewno wymyśli,
byle nie poddać się panice. Tylko spokój może ją uratować.
Zaparkowała, zgasiła
silnik i zerknęła na milczącego napastnika.
– Co teraz?
– Teraz
wysiądziemy. Najpierw ja, potem ty. Zapamiętałaś, że masz być grzeczna?
– Broń zazwyczaj
hałasuje.
– Bystra z ciebie
dziewuszka, ale nie do końca. To coś na końcu, to tłumik.
Z całej siły zacisnęła zęby. Panika i
przerażenie narastały. W samochodzie nie zrobił jej krzywdy, ale w domu? Grube
ściany starej kamienicy doskonale tłumiły wszelkie hałasy.
– Ostatnie piętro
– oznajmiła, gdy ujął ją za ramię i podprowadził do drzwi. Na kamiennych schodach
zastukały jej obcasy. Pomyślała z irytacją, że wybrała wyjątkowo głupie obuwie
na taki dzień. Ale lubiła swoje „służbowe” garniturki i wysokie buty. Tylko
dlatego wzięła dziś samochód. Aby nie zakładać kaloszy…
Normalnie pokonywała
drogę na piąte piętro dość wolno. Teraz została zmuszona do szybkiego marszu.
Raz czy dwa potknęła się na schodach, ale od razu poczuła silne szarpnięcie i
znów stała na nogach.
W końcu znaleźli się na
samej górze. On wciąż zakapturzony, milczący, wbijając lufę w jej prawy bok.
Ona coraz bardziej przerażona. Mogła krzyczeć, mogła protestować. Lecz cóż by
to dało, jeśli spełniłby swoją groźbę i pociągnął za spust?
Nic.
Musi znaleźć lepszy
moment.
– Czy mógłbyś mnie
puścić? Chcę się rozebrać.
– Ależ bardzo
chętnie – odparł z przekąsem. Starannie zamknął drzwi i oparł się o nie
plecami.
Zapaliła światło i
zdjęła kurtkę. Potem buty. I dopiero wtedy odważyła się zerknąć na swego
przeciwnika.
Był wysoki, dużo wyższy
niż ona. Szczupły, ubrany w bure łachy, nieokreślonego koloru i kroju. Broń
wciąż trzymał wycelowaną prosto w jej pierś.
– Usiądź na
krześle – polecił.
Zrobiła, co kazał. Patrzyła
jak zrzuca mokry płaszcz, coraz bardziej zdziwiona, bo nie tak wyobrażała sobie
przestępcę czy gwałciciela. Ciemne, półdługie włosy, szczupła twarz, wysokie
kości policzkowe, wąskie usta. I oczy. Szare, przenikliwe.
Czy był przystojny?
Nie, raczej nie. Sprawiał wrażenie nieprzystępnego, surowego. Było w nim coś
pierwotnego, coś, co sprawiło, że poczuła strach.
Był niebezpieczny. I
niebezpiecznie fascynujący.
Przełknęła ślinę, gdy
podszedł bliżej. Z kieszeni wyjął kajdanki.
– Ale…
– Nie mogę ryzykować,
że gdy się odwrócę, walniesz mnie w głowę czymś ciężkim. Nie wyglądasz na
zalęknione dziewczątko i raczej tylko czekasz na okazję, by mnie ogłuszyć.
Prawda? – spytał drwiąco, kucając tuż przed nią i czubkiem broni podnosząc w
górę jej podbródek. Kobieta zbladła, kurczowo zaciskając dłonie.
Spokój. Tylko spokój.
– Czy mogłabym
najpierw skorzystać z toalety? I przygotować jakieś kanapki? Jestem głodna.
– Ja również.
Dobrze. Masz pół godziny.
Wygodnie rozsiadł się
na sofie, patrząc jak Marianna znika w drzwiach łazienki. Nie marnowała tam
czasu, załatwiła co trzeba i przeszła do kuchni. Pstryknęła włącznikiem
czajnika. Wyjęła z lodówki kilka produktów. Z szuflady mały nożyk. Potem
zacisnęła zęby i sięgnęła niżej, po gaz pieprzowy. Postawiła go obok innych
artykułów. Wiedziała, że każdy jej ruch śledzą podejrzliwe, szare oczy. Ciekawe
czy zorientował się, co zamierza?
Tymczasem mężczyzna w
milczeniu kontemplował widok jaki się przed nim roztaczał. Kobieta była
naprawdę piękna. Średniego wzrostu, o zgrabnych biodrach i nogach, które mógłby
podziwiać godzinami. Do tego krótkie, obcięte na pazia jasne włosy, delikatna
cera, zielonkawo niebieskie oczy w oprawie długich i ciemnych rzęs. I te usta…
Duże, wyraziste, z lekko uniesionymi kącikami, jakby lada chwila miała się
uśmiechnąć. Szkoda, że nie do niego.
Wykrzywił się z
goryczą. Nie czas na bezsensowne zachwyty. Będzie miał takich na kopy, gdy
tylko dotrze do celu. Jedną, dwie, dziesięć. Naraz lub osobno.
– Chcesz herbaty
czy kawy? – przerwała panującą ciszę.
– Herbaty.
Ze spokojem zaczęła
zastawiać stół. Zmrużył oczy. Niemożliwe, by tak dobrze nad sobą panowała?
Celował w nią z broni, nie znała jego zamiarów, a zachowywała się jakby na
kolację wpadł nieproszony gość.
Coś knuła. Ten spokój
był zaledwie pozorny.
– Mówiłeś, że
jesteś ranny?
– To draśnięcie.
– Zdezynfekuję i
opatrzę.
– Wiesz, że nie
podoba mi się twoja uprzejmość?
– To ty mierzysz
do mnie z broni.
– Owszem – wstał i
podszedł bliżej. Odruchowo cofnęła się, opierając o kuchenny blat. Jedna ręka
powędrowała za plecy i zacisnęła się na niewielkim pojemniczku z gazem.
– Powiedziałeś, że
jeśli będę grzeczna to puścisz mnie wolno. Więc jestem.
– Akurat –
mruknął. Nie zdążył jednak dodać nic więcej, gdy kobieca dłoń wystrzeliła do
przodu.
Nigdy wcześniej nie
widziała, by ktoś mógł być tak szybki. Odtrącił jej ramię, jednocześnie
wykonując unik.
Krzyknęła z bezsilnej
złości. I spróbowała raz jeszcze. Ale pozbawiona przewagi zaskoczenia, nie
miała żadnych szans.
Unieruchomił ją, przyciskając
do gładkiej ściany lodówki. Dłonie przytrzymał nad głową. Nie przypuszczała, że
w tak szczupłym mężczyźnie może drzemać tyle siły. Widziała w jego jasnych
oczach gniew i co najbardziej zdumiewające, podziw.
– Sprytna
dziewczynka z ciebie – pochwalił niechętnie.
Zanim zdążyła pomyśleć
co robi, splunęła mu w twarz.
Potem zamarła.
Z pozornym spokojem
otarł policzek wierzchem dłoni.
– Chcesz wojny? –
spytał cicho.
Przerażona, zaprzeczyła
ruchem głowy.
– To bierz te
opatrunki i do roboty! – rozkazał, nieoczekiwanie ją puszczając.
Pojemniczek z gazem
wsadził do kieszeni i pchnął znieruchomiałą kobietę w kierunku kuchennych
szafek.
– Żadnych więcej
noży, nożyczek czy innych ostrych przedmiotów. Jak nie posłuchasz, to i tobie
przyda się opatrunek. Odetniemy kilka z tych ślicznych paluszków…
Tym razem z trudem
zachowała spokój. Trzęsącymi się dłońmi wyjęła z apteczki kilka przedmiotów i
rozłożyła je na stole. Mężczyzna usiadł na jednym z kuchennych stołków i
beznamiętnie obserwował jej poczynania. Broń leżała tuż obok jego prawej ręki. Niedbale
porzucona, kusiła wizją wolności. Lecz Marianna przekonała się już, jak zwinny
i szybki był jej właściciel.
– Co mam opatrzyć?
– spytała cicho.
Zdjął czarną,
przemoczoną koszulkę. Nawet wtedy nie skorzystała z okazji zawładnięcia
pistoletem. Wpatrywała się bez słowa w śniady tors, pokryty ciemnym zarostem, w
wymyślne tatuaże zdobiące ramiona. Nie miał oszałamiającej muskulatury, ale pod
gładką skórą, wyraźnie rysowały się doskonale wyrzeźbione mięśnie.
– Tym masz się
zająć – przerwał ciszę, wyrywając ją z zamyślenia. – Przemyj, a resztę
dokończysz, gdy się wykąpię.
Jeden bok był wyraźnie
poharatany. Wyglądało to tak, jakby napadł go jakiś wściekły kot.
Nawet nie spytała, co
było tego przyczyną.
Zdezynfekowała ranę,
która wbrew pozorom okazała się dość płytka i przyłożyła do niej kawałek gazy.
Śledził każdy jej ruch
w absolutnej ciszy.
Zauważył jak zerkała w
stronę leżącego na stole pistoletu. Uśmiechnął się z przekąsem, bo wiedział, że
i tak byłby szybszy. Na szczęście kobieta okazała się rozsądna i nie podjęła
próby przejęcia broni.
– Teraz kolacja –
zarządził, wygodnie rozsiadając się na sofie. Pistolet zatknął za paskiem
spodni. Nie chciał kusić losu i obcinać jej tych ślicznych paluszków.
Bez słowa przygotowała
całą stertę kanapek i dwa kubki parującej herbaty. Jednak wcale nie miała ochoty
na posiłek. Usiadła tylko w fotelu naprzeciwko i obserwowała jak mężczyzna
pochłania jedzenie.
– Nie jesteś
głodna? – spojrzał na nią pytająco.
– Nie.
– Zostawię ci
trochę, gdybyś w nocy zgłodniała – powiedział wspaniałomyślnie. Mało brakowało,
a rzuciłaby w niego swoim kubkiem z herbatą.
– Jesteś
psychopatą, mordercą?
– Seryjnym
gwałcicielem. No! – roześmiał się nieoczekiwanie. – Nie rób takich
wystraszonych oczu, laleczko. Żartowałem. Choć wyglądasz tak ponętnie, że
gdybym był mniej zmęczony, to pewnie bym skorzystał z okazji.
– Z okazji? – spytała
z goryczą.
– Z okazji –potwierdził
spokojnie. – A teraz marsz po kocyk i pod kaloryfer.
– Dlaczego? –
jęknęła.
– Bo ani ja nie
chcę cię skrzywdzić, ani ty mnie. Prawda?
– Nie…
Nie dociekał, czy miało
to być zaprzeczenie, czy też potwierdzenie.
– Mogę się jeszcze
przebrać?
– Możesz. Ale do
sypialni pójdziemy razem – dodał, widząc jak kobieta wstaje i kieruje się do
drugiego pokoju.
Wybrała jedną z
ukochanych, nieco już wypłowiałych bawełnianych piżam. Ta akurat miała łaciate
spodnie i sympatyczną mordę krowy na bluzie. Nic bardziej aseksualnego nie
udało się jej znaleźć.
Kiedy umyta i przebrana
wyszła z łazienki, mężczyzna wybuchnął nieoczekiwanym śmiechem.
– Liczyłem na
kusą, jedwabną koszulkę – powiedział kpiąco, przykuwając ją do grzejnika.
Zacisnęła zęby i posłała mu pełne jawnej niechęci spojrzenie.
– Mogę ci
pożyczyć, choć nie wiem czy twój rozmiar – odparowała.
– Teraz ja
skorzystam z łazienki. Masz być grzeczna i nie kombinować. Rozumiemy się? –
dłonią ujął jej podbródek i mocno ścisnął. Marianna jęknęła protestująco.
– Tak.
– To dobrze.
Podczas gdy on
beztrosko chlapał się pod prysznicem, ona usiłowała dosięgnąć szuflady,
stojącej niedaleko komody. Nie chodziło o kluczyk. Wystarczyłby kawałek drutu,
spinacz czy zwykła wsuwka do włosów. Dawno temu, jeden z jej braci miał manię
otwierania wszystkiego wytrychami. Obecnie pracował w policji i kiedyś, dla
zabawy pokazał jej nawet, że i kajdanki dwuzapadkowe można otworzyć bez
problemu, posługując się zwykłym spinaczem. Po raz pierwszy w życiu mogła
wykorzystać niezwykłe umiejętności nabyte w dzieciństwie.
Nagle umilkł szum wody.
Marianna zbeształa się za głupotę. Przecież mogła zabrać ze sobą kilka spinek.
Nic trudnego, leżały w koszyczku na pralce. Że też nie pomyślała o tym
wcześniej.
Nieznajomy wyszedł z
łazienki, opasany jedynie ręcznikiem.
– Teraz opatrunek –
oznajmił zwięźle.
– Przecież jestem
przykuta! – Nie umiała opanować irytacji w głosie.
– Marudna kobieto…
Z kieszeni porzuconych
spodni wyjął kluczyk. Obserwowała go w milczeniu. Potem bez problemu jeszcze
raz osuszyła ranę, przyłożyła nową gazę i całość elegancko zabandażowała.
– Muszę na chwilę
do łazienki – powiedziała na koniec.
– To idź –
wzruszył ramionami.
Trzy wsuwki wpięła we
włosy, tak, by pozostały niewidoczne. Potem wróciła i bez sprzeciwu ponownie
pozwoliła się zakuć.
Ale myliła się sądząc,
że napastnik nie nabierze podejrzeń.
– Jesteś zbyt
spokojna, laleczko – przesunął szorstką dłonią po jej policzku. Wzdrygnęła się
i nieco odsunęła. – Coś kombinujesz, a to niedobrze.
– Jestem zmęczona.
– Pamiętaj, że mam
już tyle na sumieniu, iż zabicie ciebie nie sprawi mi problemu.
– Pamiętam.
Jeszcze raz obrzucił ją
czujnym spojrzeniem. Potem wstał i zgasił światło. W półmroku widziała, jak
położył się na kanapie. Zapanowała cisza, którą zakłócał jedynie szum
padającego deszczu.
Marianna zaczęła
liczyć. Kiedy doszła do tysiąca wstrzymała oddech.
Zasnął już? Czy może spróbować?
Dla pewności policzyła jeszcze
raz. I kolejny.
Znów zamarła.
W pokoju słychać było
jednostajny oddech nieznajomego. I miała wrażenie, że głośne bicie jej
oszalałego ze strachu serca.
Bardzo powoli
wyciągnęła pierwszą wsuwkę. Zgięła ją pod kątem prostym i wsadziła w otwór
zamka. Po tylu latach, w ciemności i z trzęsącymi się dłońmi, to wcale nie
okazało się takie proste. Marianna zmarszczyła czoło i w skupieniu ponowiła
próbę. Była tym tak pochłonięta, że kiedy rozległ się cichutki trzask
oznajmiający otwarcie się kajdanek, o mało co nie krzyknęłaby z radości.
– Brawo! –
rozległo się tuż obok.
Przerażona spojrzała
wprost w pociemniałe z gniewu oczy nieznajomego.
Jakim cudem podszedł ją
tak, że nic nie zauważyła?
– Byłaś tak
pochłonięta tym, co robiłaś, że nie zwróciłabyś uwagi nawet na lądowanie
kosmitów – powiedział, jakby w odpowiedzi na nieme pytanie i brutalnie chwycił
ją za włosy, zmuszając by wstała. – Chodź laleczko.
Szarpnęła się, protestując,
ale w zamian za to on pogłębił uścisk. Jęknęła z bólu, bo miała wrażenie, że
zaraz pozbawi ją wszystkich włosów.
– Przestań! – Po raz
pierwszy się rozpłakała.
– Nie mogę. Coś ci
obiecałem i zamierzam dotrzymać słowa.
– Nie!
Uderzyła go prosto w
zraniony bok. Syknął i na moment poluzował uścisk. Wykorzystała tę chwilę, ale nie
na długo cieszyła się wolnością. Udało jej się zrobić jedynie dwa kroki w
kierunku drzwi, gdy poczuła jak silne ramię obejmuje ją w pasie i gwałtownie
zatrzymuje w miejscu.
Powalił ją na podłogę,
złapał za nadgarstki i przygniótł ciężarem swego ciała. Choć wiła się,
szarpała, próbując go z siebie zrzucić, nie miała żadnych szans. Był ciężki,
silny i równie zdesperowany jak ona.
– Przestań do
cholery! – warknął. – Nic ci nie zrobię, ale masz się uspokoić!
Zamarła, zaskoczona.
– Nie wierzę…
– Od pół roku nie
miałem żadnej kobiety. A ty jesteś prawie naga. Jak nie przestaniesz się wiercić,
to nie ręczę za siebie! – syknął.
Nagle dotarło do niej,
czym może być to coś twardego, co czuła pomiędzy udami. Na dodatek jego oczy
błyszczały z trudnego do ukrycie podniecenia.
– Gdybym nie był
tak kurewsko zmęczony, przeleciałbym nawet dziurę w płocie – wstał i bez
pardonu pociągnął ją w górę. Pomimo nędznego oświetlenia, zauważyła jak jego
bokserki znacznie się wybrzuszyły pod wpływem wspaniałej erekcji. – Nie rób
tego więcej, zrozumiałaś? Chcę się przespać, najeść i zniknę, zanim się
obejrzysz. Ale jeśli…
Znacząco zawiesił głos.
Pchnął ją w kierunku kaloryfera i zapalił światło. Zmrużyła oczy pod wpływem
nieoczekiwanego blasku, który zalał pokój.
– Rozbieraj się –
rzucił ostro.
– Co?!
– Sprawdzę, czy na
pewno będziesz grzeczna. Cholera wie, gdzie masz to jeszcze poukrywane?
– Mam dwie we
włosach – potwierdziła drżącym głosem.
– We włosach? –
Wplótł palce w jedwabiste pasma i powoli przesuwał je, aż wydobył pozostałe
wsuwki. Marianna zamarła, bo bardziej przypominało to pieszczotę niż cokolwiek
innego. – Grzeczna dziewczynka. Gdzie jeszcze?
– Nigdzie. Słowo!
– Ech. Ściągaj
piżamkę, będzie szybciej.
– Nie!
– Co za uparta!...
– wymamrotał. Wiedziała, że nie odpuści. I chyba naprawdę nie zamierzał jej
skrzywdzić? Gdyby było inaczej już nie miałaby palców u jednej z rąk. Nie
sprawiał wrażenia osoby rzucającej słowa na wiatr. Może przeszkodziło mu w tym własne
podniecenie? A może chłodna kalkulacja zysków i strat?
– Skoro nie chcesz
się rozebrać, zrobimy to inaczej. I cholera wie, jak to się skończy – dodał w
zamyśleniu. Chwycił ją za szyję i unieruchomił przy ścianie. – Nie wierć się
tak, tylko sprawdzę.
Jego druga dłoń zaczęła
wędrować po jej ciele. Badała każdy centymetr bawełnianej piżamki. Jakby niechcąco
musnęła stwardniałe piersi. Zauważyła, że poweselał, gdy ich dotknął i poczuła,
iż się rumieni. Co za wstrętny drań! Czy ona mogła poradzić coś na to, że jej
ciało wysyłało sprzeczne sygnały?
– Góra sprawdzona,
teraz dół – oznajmił ze spokojem. – I lepiej się nie ruszaj.
Przykląkł i obie dłonie
powędrowały od stóp ku górze. Powoli, nawet powiedziałby, że delikatnie. Jak
zahipnotyzowana wpatrywała się w kompletnie nieznanego mężczyznę, którego dotyk
dostarczył jej nagle całą masę tak sprzecznych emocji.
Wstał i pomyślała, że
to koniec. Nawet poczuła odrobinę żalu, za który sekundę później ostro się
zbeształa.
Ale to nie był koniec. Patrząc
prosto w ogromne, niebiesko zielone oczy, położył dłoń na płaskim brzuchu, a
później wsunął ją do wnętrza spodni.
Marianna drgnęła.
– Jak śmiesz?!...
– Tam też musze
sprawdzić – mruknął, mocniej przyciskając ją do ściany. Jego palec delikatnie
wsunął się pomiędzy kurczowo zaciśnięte uda. Potem dalej, aż w końcu zanurzył
się w wilgotnej już szparce.
Nawet nie drgnęła. Oczy
miała ogromne, zaskoczone. Bo jakim prawem, to było tak przyjemne?! Tak
podniecające?!
– Przestań!
– Nie. Wy kobiety
macie oryginalne pomysły na schowki – do pierwszego palca dołączył i drugi. Tym
razem Marianna przymknęła oczy i rozchyliła usta. Oddychała coraz głośniej, a
czerwony rumieniec oblał jej twarz i szyję.
Zmrużył oczy. Nie
sądził, że ta bojowa kobietka tak szybko się podda.
Szczerze mówiąc była
dziwna. Zachowywała spokój w sytuacji, gdy inne by spazmowały i trzęsły się ze
strachu. Pozorny spokój, ale jednak spokój. No i nie lubił inteligentnych
kobiet. Wolał głupiutkie dziewczątka, które na co dzień prezentowały każdy
detal swojego ciała. A ta tutaj? Elegancki kostium, biała bluzka, seksowne
szpilki. Niechętnie przyznał, że miała klasę. Takiej kobiecie nie miałby czym
zaimponować.
A może jednak?
Czubkiem palca dotknął
nabrzmiałej łechtaczki, a ona cicho zakwiliła.
– Coś podobnego –
wymruczał z niedowierzaniem. – Kiedy ostatnio uprawiałaś seks?
Otworzyła oczy i nagle
pojawiła się w nich świadomość tego, co robiła.
– To nie powinno
cię obchodzić! – Niemrawo odepchnęła jego dłonie i odsunęła się na bok. Jednak
przysiągłby, że zrobiła to z żalem.
– Jesteś strasznie
nagrzana – stwierdził, sięgając po kajdanki.
– To… –
odchrząknęła. – To przypadek.
– Przypadek? –
spytał z ironią, gestem nakazując zająć jej miejsce przy kaloryferze. Usiadła
na rozłożonym kocu. Zacisnęła zęby i posłała mu spojrzenie pełne gniewu. Ale
nie potrafiła powstrzymać krwistych rumieńców na policzkach.
Bez zbędnych słów
zatrzasnął kajdanki, tym razem na obu jej nadgarstkach, a łańcuszek przełożył przez
kawałek rurki. Była to bardzo niewygodna pozycja, ale nie miał wyjścia.
Naprawdę chciało mu się spać. Przez ostatnie trzy doby jedynie czuwał, od czasu
do czasu zapadając w płytkie drzemki. W końcu kiedyś musiał odpocząć.
– Nie krzycz i nie
marudź, bo cię zaknebluję – rzucił jeszcze na dobranoc i zgasił światło. Potem
padł na kanapę i tym razem zasnął od razu.
Marianna siedziała w
bezruchu, w duchu przeżuwając swą porażkę. Jak w ogóle mogła tak zareagować?! Ledwo
ją dotknął, a zrobiła się mokra i podniecona. To było… Wkurwiające!
Sapnęła z oburzeniem. Rok
temu zerwała z niedoszłym narzeczonym. Od tego czasu faktycznie odrobinę
zaniedbała te sprawy. Jakoś radziła sobie sama, wyraźnie stroniąc od płci
męskiej. Nie miała ochoty na związki, a przygodnego seksu nie tolerowała.
Dlaczego więc ten tutaj
wzbudził w niej takie uczucia?
Nieokrzesany
troglodyta, z pewnością notowany przestępca, na dodatek grożący jej bronią.
A teraz mężczyzna spał,
podczas gdy ona wciąż była rozbudzona i chętna.
Zaklęła w duchu.
Musi się opanować. On
na przykład potrafił. Tu pojawiło się uczucie upokorzenia. Czyżby była dla
niego aż tak mało atrakcyjna?
Nie. To coś innego.
Kiedy mówił o gwałcie, w jego oczach pokazało się obrzydzenie. Trwało zaledwie
ułamki sekundy, ale doskonale to pamiętała.
Z pewnością mógł ją
zamordować z zimną krwią. Obciąć palce, a nawet całą rękę, jeśli nadal będzie
nieposłuszna. Ale wiedziała już, czego na pewno by nie zrobił. Więcej, była
tego stuprocentowo pewna.
Przyjęła jak
najwygodniejszą pozycję.
Zamknęła oczy i zaczęła
miarowo odliczać.
Gdy przeczytałam początgek opowiadania, pomyślałam o opowiadaniu Miki Kamaki "Formuła".
OdpowiedzUsuńAle dalej... no cóż, motyw podobny, ale tak samo świetny.
Mogę tylko zapytrać: kiedy nastepna część?!
Pozdraiwam,
A.
Ja też pomyślałam o formule :D a opowiadanie w moim klimacie :)
UsuńW końcu jestem wierną fanka twórczości Miki :-)
UsuńSwietne opowiadanie Babeczko *-* Gratuluje i dolaczam sie do pytania Kiedy kolejna czesc?
OdpowiedzUsuńPrześwietne! Nie mogę się doczekać kolejnej części! Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńSuper, i w dodatku taki kawał tekstu:D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło Babeczko :)
Dawno żadne opowiadanie tak mnie nie nakręciło :P Jak zwykle Mistrzyni :)
OdpowiedzUsuńFajne, fajne :) ale wiesz co zauważyłam? Uwielbiasz słowo troglodyta. Pojawia się w prawie każdym opowiadaniu ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie,
Ola.
;-) bo neandertalczyk ciężko się pisze...
UsuńTak, też na początku miałam deja vu, teraz już wiem dlaczego :). Ciekawa jestem jak poprowadzisz swój tekst, bo nie wątpię, że masz pomysł na własną ścieżkę dla fabuły... Chyba każdy ma jakieś ulubione słówka, czy motywy :)
OdpowiedzUsuńPodobieństwu nie zaprzeczam, ale inspiracją był o dziwo film i to wcale nie o podobnej fabule. Sądzę, że moje pomysły są czasem wypadkową wielu czynników ;-)
UsuńDroga Babeczko!
OdpowiedzUsuńSkoro już i tak złamałam swoje postanowienie, uznałam, że dobrze by było zacząć czytać jeden z Twoich aktualnie piszących się tekstów, aby mieć tą przyjemność komentowania :) Tak więc, gdy tylko dostrzegłam zamieszczony powyżej tekst zabrałam się do dzieła i w tempie ekspresowym pochłonęłam całość :D
Muszę przyznać, że bardzo mi się spodobał! Jest trochę inny niż pozostałe, ale to dobrze, lubię urozmaicenia. Pomysł sam w sobie, bardzo ciekawy (uff, jak to dobrze, że mam zwyczaj zamykania drzwi w samochodzie, może to i niebezpieczne, ale lepsze to, niż facet z bronią na miejscu pasażera ^^), a i główna bohaterka bardzo mi się podoba. Cieszy mnie fakt, że to kobieta, która potrafi sobie radzić, nawet w tak niezwykłej sytuacji, a nie beksa, która dławiąc się własnymi smarkami błaga o litość. Zawsze lepiej kombinować niż liczyć na to, że napastnik będzie miał dobry humor i daruje nam życie... :D
Poza tym sama postać owego nieznajomego jest bardzo intrygująca i ciekawi mnie strasznie, co mu się stało i dlaczego doszło do tego wszystkiego. Co tu dużo gadać, lubię niegrzecznych chłopców :p i dlatego nie mogę się doczekać kolejnej części :).
Co do samego tekstu, to znalazłam kilka literówek i drobnych błędów (ze samochodu; Patrzyła ja zrzuca mokry płaszcz; sympatyczna mordę krowy na bluzie; Badała każdy bawełnianej piżamki), ale jak widać to nic poważnego :) Ciężko jest wyłapać literówki w swoim tekście :)
Wobec powyższych nie pozostaje mi nic innego jak tylko cierpliwie poczekać na kolejną część :)
Trzymaj się Kochana Babeczko, oby wszystko się ułożyło, a i wena nigdy Cię nie opuściła!
Pozdrawiam,
A.M.P.
Kolejną część dam jutro i postanowiłam, że będę dawać dłuższe, bardziej soczyste kawałki. Czytam teraz opowiadania na blogu Miki i sama widzę, że krótki tekst to jak jeden cukierek z całej paczki :-)
UsuńZłamałaś swoje postanowienia? :-D To raduje serce moje!
Co do literówek, masz rację. Czytam, sprawdzam specjalnymi narzędziami i tak zawsze coś zostaje. Dzięki za wskazanie, zaraz sobie poprawię.
Obecnie korzystam z tego, że i tak muszę leżeć i robię porządki na blogu. Zaczęłam od najstarszych tekstów, bo w nich najwięcej błędów. Poza tym obiecana funkcja: link do poprzedniej, link do kolejnej części. Przygotowuję się też do opracowania kilku opowiadań w formie pdf i epub do bezpośredniego pobrania.
Za pozdrowienia dziękuję, pomysłów na pewno nie zabraknie, gorzej jak zwykle z czasem. No i zdarza się, że ciężko sklecić kilka banalnych zdań. Na szczęście rzadko :-)
Pozdrawiam
Babeczka
Oj tak, z tym cukierkiem to jak najbardziej trafne porównanie ^^ także cieszę się bardzo na jutrzejszy kawałek :)
UsuńA więc tym bardziej warto było złamać to postanowienie :) I cieszę się bardzo, że to zrobiłam, bo mimo iż chciałam przeczytać większość Twoich tekstów zanim skomentuję, to jednak brak czasu skutecznie mi to uniemożliwia... a tak to przynajmniej będę mogła spokojnie komentować to, co bieżące, a w wolnej chwili nadrabiać zaległości. Aktualnie kończę „Wygraną” :)
Z tymi literówkami to już tak jest :) swoich się nie widzi, dopiero jak druga osoba przeczyta i pokaże, to się je zauważa.
Ahh ten czas... szkoda, że nie jest z gumy :) niestety sama po sobie widzę, że jednak zaczyna go brakować, a niby studia miały być takie przyjemne i beztroskie :D Także nie martw się Kochana, pisz kiedy możesz i nic na siłę, wierni czytelnicy poczekają :)
Również dziękuję za pozdrowienia :) Cieszę się bardzo, że wena Cię nie opuszcza, życzę dużo zdrówka i niech to przeziębienie trzyma się z daleka! :)
A.M.P.
P.S. Powodzenia z porządkami :) Linki z pewnością będą sporym ułatwieniem, a możliwość pobrania opowiadań pozwoli cieszyć się Twoją twórczością poza domem, co mnie na przykład bardzo cieszy ^^ „żegnaj nudo na wykładach!” xD
Kochanie moje wyrazy współczucia. Wracaj do zdrowia jak najprędzej. Kochamy Cię Babeczko!
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jak zwykle genialne!
ale jak już piszę komentarzyk, to nie omieszkam wypisać kilku literówek:
"Postanowiła więc, że tym razem skorzysta ze samochodu."
"Do tego krótkie, obcięta na pazia jasne włosy, "
"Badała każdy bawełnianej piżamki. "
"– Nie krzycz i nie marudź, bo się zaknebluję "
nie mogę się doczekać dalszej części
Poprawione, wielkie dzięki :-)
UsuńCzęść kolejna jutro.
Wracam do zdrowia, choć się jeszcze jakieś przeziębienie przybłąkało...
Minute po polnocy, Babeczko?
UsuńWięcej?;) Opowiadanie elektryzujące, gratuluję; )
OdpowiedzUsuńBabulko kochana!
OdpowiedzUsuńTeż Cię śledzę i publicznie głoszę, że gdyby nie Twoje ciepłe słowa, nie założyłabym bloga. Wydawał mi się za trudny itd. (Jeszcze Emilia i l_b pomogły w sposób nieoceniony :D ).
Podobieństwo w tekście jest jedynie we wsiądnięciu gościa do auta i tu koniec. Moja bohaterka się nie broniła, ta owszem. Ogień w majtach obu jest znamienny dla wygłodzonych jednostek i niech kamieniem rzuci ten, kto tak nie ma ;-). A ten facet z półdługimi włosami i tatuażami... Mniam!
Jutro soczyściej?
NO TO CZEKAM!
CHCEMY SEKSUUUUU!
Całusy Babolku :D
Z tym ogniem w majtach fajnie to ujęłaś :-))) Seksi będzie, a jakże, ale chyba sobie trochę poczekacie...
UsuńOstrego seksu!;) ach, wiem, wiem...potrzeba cierpliwości; )
OdpowiedzUsuń