Dziś troszkę pobawię się szatą graficzną bloga. Wiosna idzie, czas na zmiany :-)
link do części I - (klik)
Kłamca (II)
Obudziła się potwornie
zdrętwiała.
Jęknęła i spróbowała
rozruszać ścierpnięte koniczyny.
– Dobrze spałaś? –
Mężczyzna leżał na brzuchu, wygodnie rozciągnięty i mierzył ją kpiącym spojrzeniem.
– Nie! – warknęła
ze złością. – Za to ty jak widzę, masz się doskonale?
– Owszem. Zaczekaj,
rozkuję cię – wstał i po prostu ją uwolnił.
– Jakaż łaska mnie
spotkała.
– To nie łaska.
Przygotujesz śniadanie.
– Najpierw idę do
łazienki. – I nie czekając na pozwolenie zniknęła za dębowymi drzwiami.
Wzruszył ramionami i
bez pośpiechu wciągnął spodnie. Nie bardzo przejmował się kobiecymi humorami. Jeszcze
jedna nocka i postara się stąd ulotnić. Byle dotrzeć do granicy, potem będzie
bezpieczny. Kiedy tylko założył koszulkę, drzwi łazienki otwarły się z hukiem i
ukazała się w nich najwyraźniej wściekła kobieta.
– Co to ma
znaczyć? – Pomachała mu przed nosem szczoteczką do zębów.
– Pożyczyłem.
– Cham!
– Wielkie mi
rzeczy – wzruszył ramionami.
– Trzeba było
poprosić, mam kilka zapasowych.
– Po co? Wyglądasz
na czyściocha.
– Ale ty nie!
– Tak? – Podszedł
bliżej. Cofnęła się, lecz nie zmieniła wyrazu twarzy. – Wydawało mi się, że
wczoraj byłaś nieco odmiennego zdania?
– Byłam. Ale już
nie jestem. Idę się ubrać.
– Sama możesz
bywać tylko w łazience. – Wolnym krokiem podążył tuż za nią. Przyglądał się jak
wertuje zawartość szafy, aby po chwili wyjąć z niej sprane dżinsy i białą
koszulkę. Oraz koronkową bieliznę.
Minęła go i na powrót
zniknęła w łazience. Cierpliwie poczekał, aż skończy.
– Może jajecznica?
– spytał z namysłem, bo gdy wyszła, przyglądał się właśnie zawartości lodówki.
Marianna bez słowa
wyjęła z szafki niewielką patelnię. Jej nieproszony gość usiadł przy stole i
przyglądał się każdemu ruchowi. Zaparzyła kawę, wstawiła mrożone bułki do
piekarnika, a na samym końcu rozbiła jajka.
Postawiła jedzenie na
jasnobeżowych podkładkach. Tym razem i ona czuła się głodna. Kiedy skończyła,
odsunęła talerz i w obie dłonie ujęła na wpół opróżniony kubek z kawą.
– Co dalej? –
spytała nieoczekiwanie.
Przełknął ostatni kęs i
również odsunął talerz.
– Nic. Jeszcze
jedna noc i będziesz wolna.
– Tak po prostu? –
W jej głosie brzmiało niedowierzanie.
– Chyba, że chcesz
czegoś więcej? Mam cię skuć i przelecieć? – Uniósł pytająco jedną brew.
– To wulgarne
słowo – skrzywiła się, ale nie odpowiedziała na prowokację. – Jak i cały ty.
– Możliwe –
odparł, wygodnie rozsiadając się na krześle. – Jesteś księgową? Czy sekretarką,
którą ukradkiem obrabia jakiś ulizany elegancik?
– Jestem doktorem
w zakładzie etnologii i antropologii – oświadczyła wyniośle. – A za rok
przedstawię rozprawę habilitacyjną. O ile wiesz, co znaczy to słowo.
– Znaczy się
wykopujesz trupy?
– Prostak!
Pochylił się i oparł
łokcie o blat stołu. W szarych oczach pojawiła się stal.
– Nie obrażaj mnie
laleczko. Nie wychodzi ci udawanie baby z jajami.
Może miał rację? Jednak
bez względu na to, Marianna postanowiła już więcej nie ryzykować. Nie chciała
rozjuszyć bestii.
– Co teraz? –
spytała.
– Nic. Ja
odpoczywam, a ty marsz pod kaloryfer.
– Znów? – Nie
udało się jej powstrzymać jęku.
– Niestety.
Ewentualnie mogę cię zabić, abyś mi nie przeszkadzała…
– Wolę kaloryfer –
mruknęła. – Mogę zabrać ze sobą laptopa?
– Zwariowałaś?
– Mam kilka prac
do poprawienia.
– Ta, pewnie –
syknął, z niewiadomych powodów rozzłoszczony. – A do tego pocztę, skypea czy
inne cudo. Masz mnie za idiotę?
– Nie o to chodzi…
– Weź książkę –
zaproponował. – Masz czas na czytanie do obiadu.
Typowy zadufany w sobie
samiec, rozmyślała ponuro Marianna. Śniadanko, obiadek, kolacyjka. I co
jeszcze? Na szczęście skuł tylko jeden z jej nadgarstków, więc nie było aż tak
niewygodnie. Bezmyślnie kartkowała książkę. Potem ukradkiem zaczęła go
obserwować.
Siedział na kanapie, z
odchyloną do tyłu głową. Napięte mięśnie twarzy, kurczowo zaciśnięte usta i te
wyraziste kości policzkowe. Zanim zdążyła pomyśleć, przerwała ciszę.
– Masz dziwny
akcent.
– Mam – otworzył
oczy, ale na nią nie spojrzał. – Moja matka była Polką, ojciec Ukraińcem. Za
wschodnią granicą spędziłem większość swojego życia. W Polsce znalazłem się
dopiero, gdy zacząłem brać udział w interesach ojca.
– Był biznesmenem?
– Biznesmenem? –
powtórzył rozbawiony. – Można tak to ująć.
– Czym się
zajmował?
– Handel żywym
towarem, organami, prochami i takie tam.
– Co? – Marianna
zamarła z niezbyt mądrym wyrazem twarzy.
– A oficjalnie był
właścicielem kilki ekskluzywnych klubów.
– Nie żartowałeś?
– Nie.
– A ty?
– Ja co? – Wyprostował
się i lekko uśmiechnął. Miała taką przerażoną minę. Może nie do końca go to
bawiło, bo wolałby zobaczyć w tych ślicznych oczach coś innego.
Ale na to nie miał
szans. Był wyrzutkiem, śmieciem i nic nie mogło tego zmienić. Nawet pieniądze.
Takich kobiet się nie kupowało, takim trzeba było zaimponować czymś innym niż
żelazny zestaw skóra, fura i komóra.
– Czy ty również
zajmowałeś się tym…hm, handlem?
– Tak. Można
powiedzieć, że byłem jego prawą ręką.
– W takim razie
nie rozumiem?
– Jak się tu
znalazłem, skazany na łaskę pewnej pani doktor z przewodem habilitacyjnym?
– Tak. – Nie zareagowała
na jawną kpinę.
– To długa
historia – zamyślił się. – Powiem tylko, że ściga mnie mój brat i większość
dawnych podwładnych. A gdy mnie dorwą, to postarają się, bym błagał o śmierć.
– Co zrobiłeś?
– Zabiłem ojca –
odpowiedział lakonicznie.
Tym razem zamilkła na
dłuższą chwilę.
– Zabiłeś ojca?
– Zostałem
adoptowany – dodał suchym tonem. – Poza tym ten tak zwany ojciec był wyjątkowym
bydlakiem.
– I stwierdziłeś
to dopiero teraz? Po tylu latach? Wcześniej ci to nie przeszkadzało?
– Zemsta najlepiej
smakuje na zimno. Moja prawdziwa matka była jedynie towarem, którym handlował. Zostawił
ją dla swoich strażników, a kiedy zaszła w ciążę, postanowił zaadoptować
dziecko, które się urodzi. Ją zabił, a ja dorastałem jako jego syn.
– I to był odwet?
W końcu jednak się tobą zajął…
– Co z tego? – W
jego głosie usłyszała prawdziwą gorycz. – Miałem być tylko narzędziem, po to,
aby jego prawdziwy synalek żył pod szklanym kloszem, otoczony luksusem.
– Mimo wszystko…
– Nie wiesz, co
mówisz! – warknął niezwykle gwałtownie. Chyba wyprowadziła go z równowagi. Oczy
pociemniały mu z gniewu, usta zamieniły się w wąską kreskę. – Nie masz najmniejszego
pojęcia, o czym mówisz!
– To mnie oświeć.
Wstał, podszedł bliżej
i klęknął tuż przy niej. Skuliła się, bo ten lodowaty, pełen pogardy wzrok
naprawdę przerażał. Poza tym była przykuta do kaloryfera, a zimna obręcz
kajdanek boleśnie wpijała się w jej nadgarstek.
– Oświecić cię? –
spytał z ironią. – Wiesz, co mój ukochany ojczulek robił z takimi laleczkami
jak ty? Zwłaszcza, gdy bywały nieposłuszne? A czasami tylko i jedynie dla
zabawy? Mam zademonstrować, czego się od niego nauczyłem?
– Nie – odparła
cicho, spuszczając głowę.
Brutalnie chwycił ją za
włosy i zmusił, by spojrzała prosto w oczy.
– Wierz mi, banalny
gwałt to przy tym pestka. Byłem świadkiem jak patroszono uprowadzone dzieci,
dla zwykłego zysku. Niektóre organy są bardzo cenne. Patroszono, a to, co
zostało, wywalano na śmietnik. – Wyraźnie napawał się rosnącym przerażeniem w
jej oczach. Tak, właśnie taką chciał ją widzieć. – Ale nie dlatego go zabiłem.
– Było coś
gorszego?
– Powiedzmy –
uśmiechnął się krzywo.
– Twoja matka?
– Dziwka, która
dała mi życie? Nie, w żadnym wypadku.
Marianna przełknęła
ślinę. Naprawdę zaczynała się bać. Mężczyzna przestał się wydawać się jej
fascynującym nieznajomym, lecz cyniczną bestią,
– Mógłbyś mnie
rozkuć? Chciałabym pójść do łazienki. I zrobić kawę.
– Dobrze. Tylko
grzecznie, zrozumiano? Mam dosyć wybryków z twojej strony.
Skinęła głową. Nie
zamierzała ryzykować. Choć z drugiej strony, jaką miała gwarancję, że daruje
jej życie?
Wrócił na kanapę i w
milczeniu przyglądał się jak kobieta wchodzi do łazienki. Potem odchylił głowę
do tyłu i zamknął oczy. Był tak zmęczony. Tak cholernie zmęczony. Wszystkim.
Całym swoim popieprzonym życiem, natłokiem myśli kotłującym się w głowie. Złem,
które otaczało go niemal od zawsze. Wspomnieniami, które nie pozwalały
normalnie żyć.
Najprościej byłoby
palnąć sobie w łeb. Tak po prostu. Uchylił powieki i spojrzał na trzymaną w
ręku broń. Niestety nie pretendował do roli samobójcy. Zbyt silna była w nim
wola przetrwania. Musiał jedynie dotrzeć do celu. Tam czekała na niego
upragniona wolność i nieźle zaopatrzone konto w szwajcarskim banku. Z
rozbawieniem pomyślał o swoim bracie. Ciekawe, co ten mięczak powie, gdy dowie
się, czym naprawdę zajmował się jego ukochany ojczulek? Bo że oficjalne
interesy upadną bez zasilania ich z szemranego źródła, tego Witalij był niemal
stuprocentowo pewien.
Drzwi od łazienki
uchyliły się bezszelestnie.
– Skończyłaś?
– Tak. Czy mógłbyś
mnie nie skuwać? – spytała cicho.
– Nie.
– Dlaczego?
– Nie dyskutuj i marsz
pod kaloryfer!
– Miałam zrobić
kawę.
– Masz pięć minut.
Dla mnie czarna, z mlekiem i bez cukru.
Marianna pstryknęła
włącznikiem ekspresu i oparła się o blat. Co za kuriozalna, niesamowita
sytuacja. Jej spokojne, poukładane życie zmieniło się nagle w jakiś koszmar.
Nie była nawet pewna czy dożyje jutra.
Musi coś zrobić. Gdyby
tak zdołała odebrać mu broń…
Zamyśliła się.
W zasadzie był na to
sposób.
– Będę potrzebował twój
samochód – odezwał się nieoczekiwanie.
– Nie.
– To nie była
prośba. Przygotuj kluczki i dokumenty.
Odwróciła się przodem i
posłała mu przerażone spojrzenie.
– Od samego
początku miałeś zamiar mnie zabić, prawda?
– Skąd ta myśl?
– To logiczne.
Zostawiona sama sobie, od razu zgłosiłabym się na policję. Powiedziałabym
wszystko, między innymi to, że zabrałeś moje auto. Nie podejrzewam abyś był tak
lekkomyślny.
Zmrużył oczy.
– Nie zabijam dla
przyjemności – odpowiedział krótko.
– A z
konieczności?
– Wystarczy cię
ogłuszyć. Muszę dotrzeć jedynie do granicy.
– To dość
ryzykowne.
Zerwał się z kanapy i
podszedł tak blisko, że dokładnie widziała malującą się w jego oczach złość.
– Przestań
pierdolić głupoty. Gdybym chciał, już dawno strzeliłbym ci w łeb. Ale masz
rację, miałem taki zamiar. Teraz jednak nie wiem, czy nie będziesz mi potrzebna?
I mam nadzieję, że twoje auto ma wygodny bagażnik?
– Co?!
– Nie dosłyszałaś?
– Nie dam się
zamknąć w bagażniku!
– Co ty powiesz? –
Sięgnął po kubek i nalał sobie do niego kawy.
– To upadlające!
Spojrzał na nią jakoś
dziwnie.
– Nic nie wiesz o
upodleniu – powiedział cicho. – Jesteś aż do bólu zwyczajna.
Poczerwieniała ze
złości. Do bólu zwyczajna?
– Miałem na myśli,
że twoje życie takie jest – dodał, obserwując wyraz jej twarzy.
– I wolałbym, aby
takie pozostało.
– Gdy zniknę, znów
takie będzie.
Nie dodał, że w
zasadzie to chciał ją wczoraj zastrzelić, gdy tylko przygotowałaby kolację. Dlaczego
tego nie zrobił? Może był tym wszystkim zmęczony? Ostatnio nie zajmował się
niczym innym, czasami mając wrażenie, że nigdy już nie przestanie. No i
przyjemnie się na nią patrzyło. Dumnie uniesiona głowa, delikatna cera, kuszące
usta i drobne dłonie, które tak subtelnie dotykały jego rannego boku. Momentami
żałował, że w jej oczach nie widać niczego oprócz strachu i obrzydzenie. Choć
była taka chwila…
Mimowolnie się
uśmiechnął.
O dziwo, ostrożnie
odpowiedziała uśmiechem na jego uśmiech.
– Jaki jest cel
twojej podróży?
– To miejsce gdzie
będę zażywał beztroskiego życia i pławił się w luksusie.
– Sądzisz, że
trafisz do nieba? – spytała kpiąco, podając mu mleko.
– Do raju na
ziemi.
– A twoi
prześladowcy?
– Są sposoby, by
pozbyć się ich raz na zawsze. Operacja plastyczna, zmiana tożsamości…
– To takie dziwne
– przysiadła na kuchennym taborecie. Podparła dłonią podbródek i zapatrzyła się
we wnętrze kubka. – A gdybym dała ci samochód i słowo, że będę milczeć przez
dwadzieścia cztery godziny?
– Nie uwierzyłbym.
– Boję się.
Podszedł bliżej i zajął
miejsce naprzeciwko.
– A gdybym dał
słowo, że nic ci się nie stanie?
Uniosła głowę i
zatopiła wzrok w jego oczach. Dopiero teraz zauważyła, że musiał być nieziemsko
zmęczony. Świadczyły o tym ciemne obwódki wokół nich, niewielka opuchlizna i
przekrwione białka. Nic nie mogła na to poradzić, ale podobała jej się jego
twarz. Była wyrazista, surowa, taka charakterystyczna. Z pewnością dawał się
zauważyć w tłumie.
Powiodła wzrokiem
niżej, aż zatrzymała się na opalonych dłoniach. Były duże, silne, o połamanych
paznokciach i szorstkiej skórze. Wczoraj jedna z tych rąk dotykała
najintymniejszego miejsca na jej ciele…
Marianna zrozumiała, że
znów się zaczerwieniła. Opuściła wzrok i zagryzła wargi. Wcale nie chciała, ale
poczuła dziwne podniecenie. Odruchowo zacisnęła uda, jakby to miało w
czymkolwiek pomóc.
– Chcesz się
kochać? – spytał cicho. Doskonale orientował się, co się dzieje z siedzącą
przed nim kobietą. Miała taką szczerą twarz i oczy, które powiedziały mu więcej
niż słowa.
Zaprzeczyła ruchem
głowy i poczerwieniała jeszcze bardziej.
– Jesteś pewna?
– Tak.
– Chodź tu do mnie
– objął jej nadgarstek i przyciągnąwszy do siebie, zmusił, by usiadła na jego
kolanach.
– Na pewno? –
wyszeptał, przeczesując placami jedwabiste włosy. Marianna zadrżała. Całe jej
ciało pulsowało niemożliwą do opisania tęsknotą. Dlaczego ten mężczyzna tak na
nią działał?
Z bliska jego twarz
była jeszcze bardziej fascynująca. Uniosła dłoń i przesunęła opuszkami palców
po spierzchniętych wargach. Ich spojrzenia skrzyżowały się, splotły w
nierozerwalną nić, zatonęły w sobie nawzajem.
– Nie –
odpowiedziała szeptem.
– Kłamczucha –
uśmiechnął się krzywo. A potem nagle wpił się w jej usta, zniewalając ją,
dusząc w zarodku każdy sprzeciw. Był brutalny, nieustępliwy, wygłodniały. Lecz
to wcale nie oznaczało, że ją przeraził. Splotła palce na jego karku i
odpowiedziała z takim samym zapałem, kompletnie tracąc całe opanowanie, tonąc
we własnych, nieznanych dotąd pragnieniach.
Bez znaczenie stało się
to, że był mordercą, który w każdej chwili ją mógłby zabić. To, że był całkiem
obcy, tak bardzo, że nawet nie znała jego imienia.
Liczyło się tylko
pożądanie, podniecenie, rozprzestrzeniające się po całym ciele, kumulujące w
dole brzucha.
Oszołomiona, nawet nie
zauważyła kiedy znaleźli się na kanapie. Mężczyzna ściągnął teraz oporne dżinsy
i pokrywał pocałunkami zgrabne uda.
I wtedy poczuła, że coś
ją uwiera w prawy bok.
Coś zimnego, o dobrze
znajomym kształcie.
Poczuła i przypomniała
sobie, kim jest ten, który z takim żarem pieścił jej ciało.
W ułamku sekundy przez
głowę Marianny przewinęło się tysiące myśli. I zamiast podniecenia, pojawiła
się niepewność, a wraz z nią strach.
Z determinacją wplotła
palce w jego włosy, a drugą ręką wymacała pistolet.
Wyszarpnęła go nagłym
ruchem i zaskoczony Witalij patrzył teraz wprost w lufę swej własnej broni.
– A teraz mnie
puść – powiedziała siląc się na spokój.
Bardziej był zdziwiony
niż zły. Przecież wyraźnie czuł jej podniecenie, jej gotowość. A tu taka
niespodzianka.
Marianna wstała, nie
spuszczając go z oka. Musiała zacisnąć obie dłonie na rękojeści pistoletu, tak
bardzo była zdenerwowana.
Również wstał. Poczuła
się nieswojo. Nie wyglądał na przerażonego. Ani na wściekłego.
– Zastrzelisz
mnie?
– Jeśli będę
musiała.
– Będziesz –
potwierdził z powagą. I dał krok do przodu.
– Nie zbliżaj się,
bo strzelę!
– Strzelisz? A
odbezpieczyłaś go chociaż?
– Mój brat jest
policjantem, znam się na broni.
– Ach! To stąd te
kajdanki?
– Pod kaloryfer! –
rozkazała, nie wdając się w jałowe dyskusje i próbując przybrać groźny wyraz
twarzy.
– Nie – oświadczył
lakonicznie. Znów dał krok do przodu, tak, że końcówka tłumika dotknęła jego
piersi. Marianna spanikowała, pociągnęła za spust…
I nic się nie
wydarzyło!
– Nie jest nabity
– mężczyzna odebrał jej broń, choć tym razem w jego oczach pojawiła się
wściekłość. A więc to tak? – Wiesz, że mnie rozczarowałaś?
– Rozczarowałam? –
powtórzyła z przerażeniem. Tym razem chyba powinna się zacząć bać.
– Dałem słowo, że
nie zrobię ci krzywdy. A ty zabiłabyś mnie z zimną krwią.
– Groziłeś mi
nienabitą bronią?
– Ależ skąd.
Podszedł do kurtki i
wyjął drugi magazynek. Po czym, nie spuszczając z niej wzroku, wymienił go i
wycelował w lustro wiszące na ścianie. Rozległ się cichutki świst i na podłogę
posypały się dziesiątki srebrzystych odłamków.
– Teraz jest
naładowany – oświadczył. – Ale tobie laleczko, należy się nauczka.
Zbladła. Odruchowo
cofnęła się, lecz plecami uderzyła o kant parapetu. Panika osiągnęła apogeum i
pod Marianną ugięły się kolana.
– Nie rób mi
krzywdy – wyszeptała zmartwiałymi wargami, podczas gdy on przyglądał się jej
beznamiętnym wzrokiem.
– Krzywdy? To
pojęcie względne… – czubkiem broni kreślił dziwne wzory na jej nagim udzie.
Zacisnęła dłonie na gładkiej krawędzi zimnego marmuru. Tym razem naprawdę się
bała.
– Gdybyś nie
robiła głupstw, to właśnie jęczałabyś z rozkoszy – pochylił się i wypowiedział
te słowa wprost do jej ucha. Jednocześnie poczuła jak rozgrzany od wystrzału metal wślizguje się
pomiędzy jej uda i brnie dalej.
– Przestań,
proszę!
– Nie laleczko.
Nie traktujesz mnie poważnie. Czas to zmienić. Pieprzyłaś się kiedyś z naładowaną
bronią?
Rozpłakała się. Łykała
własne łzy, patrząc błagalnie w pełne chłodu szare oczy. Krągła końcówka
wślizgnęła się w jej wnętrze, bez pardonu torując sobie drogę.
– Wciąż jesteś tam
cholernie wilgotna – nagle się uśmiechnął. Lecz nie był to przyjemny uśmiech. –
Szkoda, że to nie rewolwer. Pobawilibyśmy się w rosyjską ruletkę. Kiedyś miałem
przyjemność i trzeba przyznać, że ubaw przedni.
– Strzeliłeś… – aż
zabrakło jej słów. Nagle syknęła z bólu, naprężając całe ciało.
– Strzeliłem –
potwierdził beznamiętnie. – Na tym właśnie polegała zabawa.
– Potwór!
– Dlaczego tak
łagodnie?
Odwróciła głowę, by nie
mógł widzieć jej cierpienia, jej poniżenia. Fascynująca dotąd twarz, wydała się
jej odrażającą maską. A w swym wnętrzu czuła poruszający się miarowo kawałek
metalu.
Nagle wyjął go i
ująwszy za podbródek, zmusił, by na niego spojrzała.
– Teraz go wyliż –
rozkazał.
– Nie.
– Już! – szarpnął
nią z wściekłością. – Liż suko! Albo wsadzę ci go tam z powrotem i będę rżnął
tak mocno, że zawyjesz z bólu! A potem wsadzę ci go w dupę i to dopiero będzie
jazda. Wolisz w ten sposób?
Zaprzeczyła ruchem głowy.
Upokorzona, połykając wciąż napływające łzy, ze wstrętem polizała czubek
tłumika. Choć to były tylko soki z jej wnętrza, to cała ta sytuacja
spowodowała, że ciałem kobiety wstrząsnęły torsje.
– Bez przesady. To
dopiero początek.
– Zostaw mnie.
– Dlaczego? Mnie
się podoba.
Zagryzła zęby i tym
razem spojrzała prosto w jego oczy.
– Bo to nieludzkie
i wstrętne. A ty nie powinieneś mnie winić tylko za to, że się bronię.
Opuścił broń i
zmarszczył brwi.
– Chcesz moich
wyrzutów sumienia? Skąd pewność, że je mam?
– Dlaczego
potrafisz być jednocześnie tak fascynujący i tak odpychający?
– Fascynujący? –
zamarł zaskoczony. Uważała go za fascynującego? Ona?! Powoli przestawał
cokolwiek rozumieć. Ta kobieta naprawdę była oryginalna. – Jestem dla ciebie
fascynujący? Czy to dlatego próbowałaś mnie zabić?
– Moje opanowanie
też ma swoje granice. Chciałam wykorzystać okazję, by się uwolnić.
Milczał dłuższą chwilę,
z pochyloną głową, z dłonią zaciśniętą na rękojeści pistoletu. Mógł kontynuować
to, co zaczął. Uczynić najbliższe dziesięć minut jej życia prawdziwym piekłem.
Znał się na tym, jak mało kto. Dawno temu, gdy był jeszcze nastolatkiem, w
jednym z transportów przywieziono dziewczynę. Spodobała mu się. Nie chciał, by
patrzyła na niego z pogardą i obrzydzeniem. Ale skoro na nic innego nie było ją
stać…
Otrząsnął się. Chwycił
broń za drugi koniec i podał Mariannie.
– Masz. Jak chcesz
możesz mnie zastrzelić. Tym razem jest nabity.
Bardzo długo milczała,
przygryzając dolną wargę i wpatrując się w pistolet. Potem ostrożnie wyjęła go
z jego ręki i odłożyła na parapet.
– Nic z tego nie
rozumiem. Przed chwilą robiłeś mi krzywdę, a teraz po prostu się poddajesz?
– Dlaczego
uważasz, że jestem fascynujący?
Ach! To o to chodziło?
– Stanowczo powinieneś
udać się do psychologa.
– Ja?
– A nie? Przez
całą dobę machasz mi spluwą przed nosem i nagle poddajesz się tylko dlatego, że
powiedziałam, iż mi się podobasz.
– A podobam się?
– No widzisz.
Znowu – roześmiała się nieoczekiwanie. – Mam na imię Marianna.
– Witalij – odparł
z wahaniem.
– Romantyczne i
delikatne imię jak na takiego brutala.
– Jeszcze mogę
kontynuować to, co zacząłem.
– Nie sądzę –
uniosła dłoń i przytuliła ją do jego policzka. Nawet nie drgnął. – Ubiorę
spodnie i przygotuję obiad. A potem porozmawiamy. Bo przecież skoro ty nie chcesz
mnie zabić, a ja nie chcę zabić ciebie, to nie pozostaje mi nic innego, jak
udzielić ci pomocy.
Pierwszy raz w życiu
poczuł niesłychaną ulgę. Uzyskał coś bez szantażu, groźby i wymuszania. Naprawę
się jej podobał?
To było takie dziwne.
Pięć minut później
Marianna przestawiała garnki, dorzucała przyprawy, a przy stole siedział jej
niedoszły oprawca w skupieniu obierając marchewkę na obiad. Od czasu zerkał na
krzątającą się kobietę i tysiące myśli wirowało w jego głowie. A nade wszystkim
narastało pragnienie, by zabrać ją ze sobą. Nie tylko do granicy. Dalej. Na sam
koniec świata, tam gdzie chciał uciec.
Jak to się stało, że
tak bardzo go zafascynowała?
Wczoraj zwlekał z jej
zabiciem, dziś oddał broń. A co będzie jutro?
Jednak… Nieoczekiwanie
się mu to podobało.
Ona mu się podobała. Do
teraz nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo.
Uśmiechnął się sam do
siebie, a potem zabrał za obieranie ziemniaków.
link do części III - (klik)
Świetne :) uwielbiam Twoje opowiadania. :)
OdpowiedzUsuńJak zawsze super. Uwielbiam Twoje opowiadania.
OdpowiedzUsuńI znowu świetna część i niedosyt. Mam nadzieję, że część pojawi się dosyć szybko. Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego :)
OdpowiedzUsuńSwietne opowiadanie, juz nie moge sie doczekac kolejnej czesci. Interesujace imienia wybralas dla bohaterow tego opowiadania. Gratuluje swietna czesc i takie inne ogowiadanie.
OdpowiedzUsuńOpowiadanie wciąga maksymalnie! Czekam na więcej babeczko :)) A i jeszcze jedno, kiedy będzie kontynuacja Mandatu?
OdpowiedzUsuńSuper Babeczko ! Genialne :D już dawno nie wciągnęło mnie tak żadne opowiadanie :D
OdpowiedzUsuńJa w sprawie szaty graficznej. Niebo było cudne. Te kwiatki to ciut za dużo. Ale to tylko moja opinia... ;)
OdpowiedzUsuńlily
Na razie tylko kombinuję :-)
Usuńbabeczko opowiadanie cudne ale jesli moge wtrącic mała uwage lufa raczej po wystrzale jest goraca nie zimna ale to maly drobiazg niegniewaj sie .Twoja wierna fanka
OdpowiedzUsuńChyba masz rację... Kawałeczek wykasujemy, by było realnie :-) Dzięki.
UsuńWiosenne kwiatki w tle... ślicznie :). Fragment... Wpadam tu do Ciebie, ucieszyć wyobraźnię, oderwać się od rzeczywistości i jak zawsze się nie zawiodłam... Dla mnie super :)
OdpowiedzUsuńSwietne jak zwykle . ale rzucił mi sie w oczy jeden błąd : Bez znaczenie zamiast bez znaczenia. :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńŚwietny tekst :) co do zmiany wyglądu - niebo cudne, ale jak na mój gust, to te kwiatki jakoś tak nie za bardzo :)
OdpowiedzUsuńRewelacja;)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa część, już nie mogę się doczekać kolejnej:)
OdpowiedzUsuńwow:) kiedy nastepny rozdzial??super:)
OdpowiedzUsuńi jak tu sie nie ekscytowac! doskonale budowane napiecie
OdpowiedzUsuńA tak na marginesie co z Mandatem? Będzie coś jeszcze czy to był koniec? :)
OdpowiedzUsuńKarę poprawiam z oporami, bo jest tam coś, co mi się nie podoba. Planuje jeszcze jedną część Mandatu, dam na święta, ale muszę mieć natchnienie by to dobrze napisać... Jest coraz lepiej, antybiotyk, który biorę pomaga. Dziś nawet zajęłam się praniem. Niestety samo nie chciało się wsadzić do pralki, ani ułożyć na półkach ;-)))
OdpowiedzUsuńKolejny Kłamca 14-go!
Początkowo marudziłam, że nie będzie pierzastego, bo jestem jego największą fanką - z kolei nie przepadam za "Nie umiem stąpać tak cicho", jakoś nie mój klimat. To jednak jest równie dobre co aniołek i też już nie mogę doczekać się kolejnej części :)
OdpowiedzUsuńBabeczko! Po pierwsze to zdrówka i uszy do góry! Też straciłam swoją pierwszą kruszynkę nim zdążyłam przywyknąć do myśli o ciąży, ale teraz mamy 4 letnią już łobuziarę :) Po drugie kłamca jest super, moje klimaty :) Po trzecie szata graficzna jest cudna, kotna i inne takie, ale bardziej podobały mi się te maluśkie kwiateczki które były koło 9-10 rano u mnie na telefonie :D
OdpowiedzUsuńBuźka!!
Uoo, robi się naprawdę gorąco w opowiadaniu, a na blogu ślicznie wiosennie:) Od "Czasu poświęconego zemście" nie było jeszcze opowiadania, które tak by mnie wciągnęło. Nawet mojego mężczyznę odstawiłam na bok i kazałam mu czekać, jak tylko zobaczyłam, że pojawiła się kolejna część :P Dopiero po przeczytaniu mogłam skupić się tylko na nim, czym był okropnie rozczarowany :D buziaki i dziękuję :)
OdpowiedzUsuńBabeczko mam pytanie. Dodawałaś na stronie quku.org swoje opowiadanie pt. Wygrana?
OdpowiedzUsuńBo znalazłam tam twoje opowiadanie dodane przez jakąś kasie
O rany... Znowu! Ale Wygrana ma już oficjalnie ISBN więc chyba mogę się poawanturować ;-) Wygrana oficjalnie jest tylko na moim blogu.
UsuńDzięki wielkie, na pewno zadziałam!
http://www.intymnie.quku.org/wygrana_czesc_1,9588.html dokladnie, tej Kasiuli soe chyba cos pomylilo. I jeszcze ten tekst czy ma pisac dalej. Ludzie sa bezczelni.
UsuńChyba już nie ma ;-))) Zniknęło, albo źle szukam?
UsuńJest jest http://www.intymnie.quku.org
Usuńhttp://www.intymnie.quku.org/wygrana_czesc_1,9588.html prosze bardzo ludzie sa bezczelni
UsuńJest, w kategorii pożądanie :)
UsuńPrzed chwilą tam weszłam i znalazłam http://www.intymnie.quku.org/wygrana_czesc_1,9588.html
Usuńhttp://www.intymnie.quku.org/wygrana_czesc_1,9588.html
UsuńDzięki raz jeszcze.
UsuńTa Wygrana to ma prawdziwego pecha... Już nie pierwszy raz mam problem z jej plagiatem. Na dodatek zerżnięte kropka w kropkę i jeszcze "co wy na to?" lub "piszcie czy mam dać drugą część".
A swoją drogą, jaki to ma sens??? Ja się pytam poważnie! Jak sens ma dawanie nie swojego tekstu i czekanie na komentarze??? Może jestem za głupia by zrozumieć...
Niektórzy czują się w sieci bezkarnie, zapominając, że każdy ma swój adres ip i id komputera, z którego pisze. Ta pozorna anonimowość kusi, a potem zdziwienie, gdy do drzwi zapuka ktoś z pretensjami... Na przykład ja ;-) bo znam osobę, która by mi się o takie dane postarała. Tylko na co mi to??? Wolę ładnie poprosić o usunięcie, zawsze to przynosi lepszy rezultat niż groźby i obelgi. No i nie lubię się kłócić :-)))
Buziaki i jeszcze raz dzięki
Babeczka
Nie ma za co ;)
Usuń