link do części I - klik
2.
Długi, męczący tydzień
nareszcie dobiegł końca.
Dziwaczne zachowanie ciotki, jej śmierć, pogrzeb i odczytanie testamentu. Do tej pory Laurze
kręciło się w głowie na samo wspomnienie podanej sumy, której stała się
niekwestionowaną właścicielką. Do tego ogromny dom, kilka hektarów otaczającej
go ziemi i mieszkanie w Paryżu.
Dziewczyna westchnęła z
uniesieniem. Własne lokum w jednym z najpiękniejszych miast Europy… Cudownie!
Nawet warunek, że przez pierwsze pół roku nie może spędzić ani jednej nocki
poza odziedziczoną posiadłością, nie wydawał się tak straszny. Podejrzewała, że
ciotka zrobiła to specjalnie, bowiem doskonale znała jej niechęć do ponurego
domostwa.
Trudno.
Zrobi to dla siebie,
dla Mikołaja, dla tych wszystkich, którym będzie mogła pomóc odziedziczonymi
pieniędzmi.
Samochód prowadzony
przez osobistego szofera i jednocześnie ogrodnika, dostojnie jechał klonową
aleją. Na samym końcu majaczyły zarysy ogromnej budowli, od dziś będącej domem
Laury.
Był to potężny budynek
z szarej cegły, z kilkoma wieżyczkami, dziesiątkami wysmukłych okien i
wypielęgnowanym trawnikiem dookoła. Z przodu, oparty na wysmukłych kolumnach,
wznosił się portyk, a tuż pod gankiem widać było masywne, poczerniałe ze
starości drzwi.
Doskonale znała
historię tej budowli.
Jeszcze przed wybuchem
pierwszej wojny światowej, do polski przyjechał znany francuski archeolog. Przybył
na zaproszenie jednego z profesorów i bardzo szybko zakochał się w jego córce. Pobrali
się i doczekali syna. To właśnie on kupił zaniedbany budynek od bankrutującego
księcia i przeprowadził w nim gruntowny remont lecz młoda para nie na długo
cieszyła się swoim szczęściem.
Oboje zginęli w
tragicznym wypadku, a schedę po nich objął ośmioletni chłopczyk. On tak jak i
ojciec został archeologiem. Trzykrotnie żonaty, doczekał się dwójki dzieci.
Jednym z nich była Gerta, drugim jej młodsza, przyrodnia siostra Helena, babcia
Laury.
Lecz najdziwniejsze, że
nawet gdy w Polsce rządziła tak zwana władza ludowa, nikt nie wtrącał się do
spraw domostwa z szarej cegły, nikt nie starał się go rozparcelować.
Nikt. Okoliczni
urzędnicy nabierali wody w usta i obojętnie zmieniali temat. Dostojnicy, którzy wykrzykiwali, że należy zrobić porządek z tym „arystokratą”, po jednej
wizycie podkulali ogony pod siebie i w pośpiechu opuszczali okolicę.
Z czasem budowla i jej
właściciel obrośli w prawdziwą, pełną grozy legendę. W jednej z jej wersji
zaprzedał on duszę diabłu, w innej był zasłużonym dla władzy, w kolejnej
przekupywał urzędników. Jednak jak było naprawdę, nie wiedział nikt.
Potem zdarzyło się
kilka rzeczy równocześnie. Helena, wyszła za mąż wbrew woli ojca. On sam
rozchorował się i zmarł, kilka dni po jej ślubie. W ogromnym domu pozostała
jedynie starsza Gerta, kucharka, pokojówka i szofer, pełniący również rolę
ogrodnika. Taki stan utrzymywał się po dziś dzień, choć wiekową służbę,
zastąpiła znacznie młodsza, to zakres ich obowiązków pozostał bez zmian.
I nadal tak miało być,
co wyraźnie oświadczyła w testamencie ciotka Gerta.
W duchu Laura była jej
za to wdzięczna. Wszystkie te trzy osoby spały na drugim piętrze, w pokojach
przeznaczonych dla służby. I bardzo dobrze, bo wątpiła czy dałaby radę spędzić
samotnie nockę w tym domu. Tylko jedną, bo jutro miała przyjechać Gabrysia wraz
z rodzicami i bratem, ale i tak myśl ta napawała ją prawdziwym przerażeniem.
Wysiadając, zastanowiła
się, dlaczego tak bardzo boi się tego miejsca?
Czyżby pamiętne
wydarzenie z naszyjnikiem z dzieciństwa? Oczywiście, sam nieznajomy to nie było
wszystko. Znacznie gorsza była awantura, którą urządziła ciotka, gdy
zorientowała się, że dziewczynki zabrały jej klejnoty. O dziwo, nie krzyczała
na Gabrysię, ale właśnie na Laurę. Była tak wściekła, że o mało co od razu nie
wyrzuciła ich wszystkich za drzwi.
Tylko z powodu jednego
naszyjnika?
Zamyślona dziewczyna
wydobyła go spod bluzki i przyjrzała się mu w skupieniu. W promieniach
popołudniowego słońca nie wyglądał już na tak bardzo zniszczony. Srebro
odzyskało nieco swego blasku, brylant nieśmiało zalśnił w złocistym świetle.
Schowała go z powrotem
za materiał i weszła do środka. Za nią podążył milczący szofer, mężczyzna w
średnim wieku o dość pospolitym wyglądzie.
Pół roku, pomyślała za
zgrozą, rozglądając się dookoła. Stała w ogromnym holu, pełnym zacienionych
kątów, o ścianach wyklejonych tapetą w przytłaczające wzory, na wprost mając
majestatyczne, dębowe schody, po prawej wejście do salonu, a po lewej do
gabinetu. Na parterze pokoje rozmieszczono w amfiladzie, a na samym końcu po
jednej stornie znajdowała się kuchnia, po drugiej ogród zimowy.
Zresztą nie tylko hol
sprawiał tak ponure wrażenie. Cały ten dom, pokryty patyną czasu, pachnący
kurzem i środkami do dezynfekcji, nie pozwalał się polubić, poczuć czyjąś
własnością.
Laura z ociąganiem
weszła na piętro. Na szczęście mogła wybrać dla siebie sypialnię. Oczywiście
wzięła pokój leżący jak najdalej od tego, w którym umarła ciotka. Nie wierzyła
w duchy, była na to zbyt wielką realistką, a jednak na samo wspomnienie ich
ostatniego spotkania dostawała gęsiej skórki.
W milczeniu przyglądała
się jak szofer wnosi walizki, jak cicha pokojówka o pomarszczonej, poważnej twarzy,
rozchyla ciężkie zasłony i wpuszcza do środka ostatnie promienie wieczornego
słońca.
Drgnęła zaskoczona, gdy
rozległ się spokojny, beznamiętny głos.
– Kolację podajemy
w mniejszej jadalni punktualnie o siódmej.
Nie odpowiedziała
słowami, jedynie skinęła głową.
I została sama.
Jej pokój nie różnił się
zbytnio od reszty – te same ciemne tapety, ciężkie meble, łóżko z baldachimem, kilka
obrazów, z pewnością cennych, choć patrząc na nie, wykrzywiła twarz w geście
odrazy. Krwawa scena polowania i kilka nieznanych osób, patrzących przed siebie
martwym, nieruchomym wzorkiem. Będzie musiała coś z nimi zrobić, bo nie
wytrzyma tego przez pół roku.
Nawet róże umieszczone
w wazonie na toaletce wyglądały na przywiędłe. Miały z pewnością stanowić
akcent powitalny, ale dopiero teraz dotarło do Laury, że ten dom traktował ją
równie obojętnie, jak ona jego.
Nie chciała tu być i
nie chciano by tu była.
Lecz ciotka nie
pozostawiła jej wyboru.
Płaszcz odwiesiła na
poręczy fotela, przebrała buty na ulubione kapcie z uszami królika i
wyślizgnęła się z pokoju. Najgorsze było jednak to, że nie czuła się tu
właścicielem, tak jak nigdy wcześniej nie czuła się gościem.
Dlaczego?
Co przerażającego, co
tajemniczego kryło się w tej plątaninie pokoi, w ciemnych kątach, w
niezbadanych zakamarkach?
Wzdłuż wąskiego
korytarza, który biegł przez całą szerokość domu, a kończył się z jednej strony
kręconymi schodami dla służby, a z drugiej wieżą o wysokim, bardzo wysokim
sklepieniu, umieszczona kilkanaście pomieszczeń. Po lewej, od frontu znajdowały
się te bardziej reprezentacyjne, po prawej mniejsze i skromniejsze.
Mogła wejść wyżej, na
drugie piętro. Potem na strych. Nigdy wcześniej tam nie była. Ciotka nie
pozwalała na samowolne spacery po jej królestwie. Zresztą, rodzina Laury nie
należała do częstych gości.
Pomyślała, że nikt do
nich nie należał. Ciotka Gerta była samotnikiem, kimś, kto nie chętnie zwierał
jakiekolwiek znajomości.
Zeszła na dół, wprost
do biblioteki. To było jedynie pomieszczenie, które choć przerażało, budziło
również jej ciekawość. I mogła ją w końcu zaspokoić.
Przez pozostałą godzinę
do kolacji, Laura przeczesywała palcami zżółknięte kartki zgromadzonych książek,
oglądała stare fotografie, w skórzanych, ciężkich albumach. Było tu wiele
zdjęć, których wcześniej nie widziała.
I właśnie na jednym z
nich dojrzała znajomą twarz. Z lekkim, pogardliwym uśmieszkiem, mężczyzna pochylał
się nad ramieniem młodej, pięknej kobiety. U jej stóp siedziały dwie
dziewczynki, jedna z poważną miną, druga nieco zagubiona, jakby przerażona.
Laura zmarszczyła brwi.
Te dziewczynki to były Gerta i Helena.
Ale przecież to nie
mógł być ten sam mężczyzna! Przez ponad pół wieku musiałby się zestarzeć,
zmienić. Czyżby to jego syna lub wnuka spotkała wtedy w ogrodzie?
Tak, tak właśnie
musiało być.
Choć, co za zdumiewające
podobieństwo!
Zamyślona Laura zjadła
kolację, pożegnała się ze służbą i taszcząc ze sobą ciężki album, pomaszerowała
na górę.
Przebrana i umyta zapaliła
wszelkie dostępne źródła światła i położyła się w ogromnym łóżku. Jeszcze raz
obejrzała fotografię, na której dostrzegła zagadkowego mężczyznę.
To dziwne, ale miała
wrażenie, jakby coś się na niej zmieniło.
Czyżby nieznajomy
zamiast na obcą kobietę, patrzył teraz wprost w obiektyw aparatu? Tak drwiąco,
pogardliwie, jakby chciał pokazać całemu światu, że jest jego niepodzielnym
władcą?
Dziewczyna energicznie
zatrzasnęła album.
Dość tego! Powinna się
przespać, by jutro ze świeżymi siłami zapoznać z całością odziedziczonej
schedy.
Przytuliła się do
pachnącej lawendą poduszki. Zamknęła oczy. Przywołała miłe wspomnienia.
Ale sen nie nadchodził.
Spróbowała więc starej,
dobrze znanej metody. Poddała się dopiero, gdy doliczyła do trzech tysięcy.
Zniecierpliwiona wstała
i zgasiła część oświetlenia. Pozostawiła jedynie małą lampkę na stoliku nocnym
i tę na ścianie tuż przy wejściu.
Jednak to nie pomogło.
Na dodatek poczuła, że
burczy jej w brzuchu, a za szklankę wody oddałaby królestwo.
Mogła wstać, zejść na
dół do kuchni i poczęstować się czym dusza zapragnie.
Ale ten nocny spacer,
po pustym, cichym domu, nieco ją przerażał.
Kiedy zegar wybił drugą
w nocy, energicznie zerwała się z łóżka i otuliwszy grubym swetrem ostrożnie
uchyliła drzwi.
Na korytarzu panował
mrok.
Laura pomacała ręką
ścianę, szukając kontaktu. Pamiętała, że był gdzieś tutaj.
Był!
Odetchnęła z ulgą, gdy
rozbłysły światła, rozpraszając mrok i dodając otuchy.
Stanowczym krokiem
wyszła z sypialni i udała się głównymi schodami na dół. Odważnie i dziarsko, bo
przecież nie mogła bać się własnego domu!
Bez problemu odnalazła
kolejne włączniki i weszła do salonu. Stamtąd prowadziła najszybsza droga przez
jadalnię, wprost do kuchni.
Wnętrze ponurego pokoju
prezentowało się równie przygnębiająco jak i za dnia.
Na dodatek panował tu
okropny ziąb.
Laura ze zdumieniem
zauważyła, że jej oddech zamienia się w niewielki obłoczek pary.
Jak to możliwe, skoro w
innych częściach domu tego nie czuła?
I dlaczego blask tych
nielicznych żarówek był taki przytłumiony?
Gasły. Powoli, niemal
niezauważalnie, ale gasły.
Jakby spowijał je coraz
większy mrok.
Bzdura! – pomyślała z
nieoczekiwaną złością. To jej własna wyobraźnia płata figle.
Energicznie ruszyła ku
kolejnym drzwiom, lecz kiedy otwarła je z rozmachem, w panującej ciemności
dostrzegła coś, co wywołało u niej gęsią skórkę i przyspieszone bicie oszalałego
ze strachu serca.
W najciemniejszym rogu,
tam gdzie nie docierało światło księżyca wpadające przez zwiewne firany, lśniły
czerwonym blaskiem dwa małe punkciki. Gdyby nie ich krwawy blask pomyślałaby, że
to kot-przybłęda w jakiś sposób umknął czujnym spojrzeniom służby i załapał się
na darmowy nocleg.
Ale czy jakiś kot mógł
mieć oczy w kolorze czerwieni?
Na dodatek zimno stało
się tak nieznośnie dokuczliwie, że niemal czuła, jak zęby zaczynają same o
siebie uderzać.
Dlaczego do cholery
było tu tak zimno?
Bardzo powoli, za
wszelką cenę usiłując zachować spokój, Laura wycofała się i trzęsącymi dłońmi zamknęła
drzwi.
Potem cofała się, nie spuszczając czujnego wzroku z tego, co znajdowało się tuż przed nią.
Choć to głupie, bała się po prostu odwrócić i uciec.
Do momentu, gdy
zauważyła, że klamka nieznacznie drgnęła.
Laura zamarła w
miejscu, a wraz z nią zatrzymał się czas. Tylko serce biło tak szybko i tak
mocno, iż miała wrażenie, że za chwilę wyskoczy z jej piersi.
Jedna z żarówek w
kryształowym żyrandolu, zamigotała i zgasła. Tuż za nią podążyła kolejna. I
kolejna.
To co poczuła, to nie był
już zwykły strach lecz najprawdziwsza panika.
Bez namysłu odwróciła
się i biegiem rzuciła w kierunku schodów. Spazmatycznie łapiąc oddech,
przeskakiwała po dwa, trzy stopnie, potykała się i ślizgała na ich gładkiej,
marmurowej powierzchni. A za nią podążał mrok i chłód, gasła każda kolejna
lampa.
Przerażona Laura wpadła
jak burza do swojej sypialni i pierwsze co zrobiła, to przekręciła klucz w
zamku. Później po kolei zapalała wszelkie dostępne źródła światła.
Pokój zalał sztuczny
blask.
Tak silnie kontrastował
z tym, czego doświadczyła na dole, że dziewczyna powoli zaczęła się uspokajać.
Na zewnątrz zerwał się
silny wiatr. Krople deszczu głucho bębniły o metalowy parapet.
Podeszła do okna i
spojrzała w ciemność.
Przesadziła. Nie
wiedziała, że taka z niej panikara? Chyba że…
Czyżby ktoś z służby spłatał
jej głupi kawał? Stateczna pokojówka? Milczący szofer? A może okrąglutka
kucharka, o rumianych policzkach?
Komu jeszcze nie
spodobał się fakt, że została właścicielką tego wszystkiego?
O ile było jej wiadomo,
ciotka nie miała żadnych spadkobierców.
A może ten mężczyzna,
ten spotkany ponad dekadę temu w ogrodzie?
Laura objęła się ramionami
i zadrżała.
Babcia Helena już nie
żyła. Matka niewiele wiedziała i niewiele mówiła o swej rodzinie. Tak naprawdę
to sama chyba niezbyt dobrze znała te wszystkie historie o przodkach.
Pozostawał adwokat i
cała biblioteka, pełna przeróżnych dokumentów, pamiętników, aktów narodzin i
zgonów.
To syzyfowa praca, ale
może poprosi o pomoc Mikołaja? Brat ucieszy się, że będzie mógł okazać się użyteczny.
Zegar wybił trzecią.
Laura otrząsnęła się i
wróciła do łóżka. Po krótkiej chwili namysłu nakryła kołdrą, aż po czubek
głowy. Leżała tak jeszcze długo, bardzo długo, ściskając w dłoni naszyjnik,
symbol jej praw do dziedziczenia. I rozmyślała o wydarzeniach ostatnich dni, dopóki
nie zasnęła.
link do części III - klik
miałam nadzieje, że będzie "Kara" : (
OdpowiedzUsuńA ja ze Anioł :(
OdpowiedzUsuńGenialne jak zawsze ^^
OdpowiedzUsuńSuper!
OdpowiedzUsuńO kurczę. Czytałam to wczoraj, koło 11. Działa na wyobraźnię, przynajmniej moją. Miałam problem o ciemku iść do wc :) Ale często tak mam jak się czegoś naczytam.
OdpowiedzUsuńCzekam na jeszcze
Babeczko napisałaś "Potem cofała się do tyłu, nie spuszczając czujnego..." nie można się cofać do przodu. Taki mały błąd stylistyczny. Ogólnie super.
OdpowiedzUsuńTroche nudne te części. Na dobra sprawę nic się jeszcze nie wydarzyło ;( Miałam nadzieję na aniołka :<
OdpowiedzUsuńDobre - juz nie mogę doczekać się kiedy przedstawisz nam pana tajemniczego ze zdjęcia
OdpowiedzUsuńMagda.
A mnie się bardzo podoba, bo to coś zupełnie odmiennego, a ja lubię klimat horroru :)
OdpowiedzUsuńMam tylko 2 zastrzeżenia: na samym początku jest zdanie - "Śmierć ciotki, jej dziwaczne zachowanie, pogrzeb i odczytanie testamentu." - to brzmi, jakby ciotka najpierw umarła, a potem się dziwacznie zachowywała:P
A drugie to gdzieś w tekście "cofać się do tyłu" :) do przodu nie da się cofać :P
Z tym "cofaniem do tyłu" to już przy trzecim tekście dałam ciała... Nadopisowość, to mój podstawowy problem... Już poprawiam :-)
OdpowiedzUsuńCzekałam na horror, ale powiem że się zawiodłam. Niby druga część, ale w sumie to nic się nie dzieje. Moim zdaniem trochę za dużo opisów. Mam nadzieję, że w następnej części, akcja ruszy z kopyta.
OdpowiedzUsuńBella
Bardzo mi się podoba. Choć nieco przewiduję, że na końcu może się okazać, że ciotka nie była aż taka straszna, na jaką pozowała. Albo też miała do tego wielki powód, tragedię, która ją zamieniła w jędzę. Zresztą, zobaczymy. Ufam Ci babeczko, że jak zawsze wyjdzie super opowiadanie. I te gotyckie klimaty. Rozwijasz się i idziesz jak burza kobieto.
OdpowiedzUsuńPrawdę powiedziawszy nieco nudne :( Mam nadzieję,że nie będzie zbyt wiele części, zwłaszcza że również liczyłam na Aniołka
OdpowiedzUsuńBabeczko, zapowiada sie cudnie.
OdpowiedzUsuńW jednym zdaniu niepotrzebnie dalas spacje przy "nie chętnie".
Ale marudzicie. Moim zdaniem opowiadanie zapowiada się bardzo dobrze. Trzyma w napięciu jak dobry thriller i czytelnik cały czas czeka na dalszy rozwoj wydarzen. Ale chyba rozumiem ze czytelniczkom brakuje jakiegos wątku miłosnego od poczatku opowiesci albo ostrego bzykanka :D ale to ze opowiadanie jest inne od poprzednich wcale nie czyni go gorszym :) mnie osobiscie troche sie znudzily historie rodem z mody na sukces więc jestem bardzo zadowolona ze wlasnie takie opowiadanie dodalas Babeczko ;-) czekam z niecierpliwością na kolejną część :)
OdpowiedzUsuńBabeczko, a kiedy kolejna część skrzydlatego? :)
OdpowiedzUsuńA jutro :-)
UsuńJa go nazywam pierzastym...
My chcemy Karę, tyle przecież na nią czekaliśmy; )
OdpowiedzUsuńZgadza się, następna w kolejce.
UsuńBabeczko Polska w zdaniu "do polski przyjechał znany francuski archeolog" chyba powinna być z dużej litery. A co do opowiadania to ja jestem nim zachwycona. Tak się wystraszyłam tych czerwonych oczu że aż mi łzy popłynęły :p W nocy normalnie spałam z włączonym telewizorem bo ciągle widziałam jakieś "cienie" :D
OdpowiedzUsuńA faktycznie, zaraz poprawię :-)
UsuńPrzyznam się, że moim ulubionym autorem tego typu literatury jest Koontz. Choć to przy Miasteczku Salem Kinga bałam się wystawić nogi za krawędź łóżka... King jednak jest dla mnie odrobinę nadopisowy. No i początek akcji wlecze się u niego niczym flaki z olejem. U Koontza odwrotnie - mamy bum, a potem spokój i stopniowanie napięcia.
OdpowiedzUsuńA kto czytuje obu panów?
Ja czytałam Kinga i muszę przyznać, że świetnie to podsumowałaś. Początki książek ma straszne, nie raz zastanawiałam się czy po takim wstępie czytać dalej. Koontza niestety nie znam. Za to czytałam parę książek Grahama Mastertona przy nich bałam się potwornie a już szczególnie przy "Dziecku ciemności"
UsuńMasterton jest przy nich odrobinę bardziej toporny, choć chyba najstraszniejszy. Według mojego odczucia oczywiście. A Koontza polecam z całej siły, zwłaszcza Wizję, Grom, Zimowy księżyc (to ostatnie dość pokaźne tomiszcze, czyta się jednym tchem).
UsuńNie powinien byc przy koncu Mikołaj zamiast Michał? :x
OdpowiedzUsuńFakt, dzięki :-)
UsuńNuudne, ciągnie się okropnie. Właściwie to jeszcze nic nie wiadomo - a części są bardzo długie. Wolałabym pierzastego :>
OdpowiedzUsuńkolejne genialne opowiadanie..ja juz nie wiem ktore jest najlepsze;)wszytskie jednakowo mi sie podoobaja;)
OdpowiedzUsuńMi tam bardzo się podoba, lubię budowanie napięcia. Chciaż nie ukrywam, że jak większość wyczekuję pierzastego :D
OdpowiedzUsuńNie powiem, liczę na pierzastego. Ale to opowiadanko super się zapowiada i czekam na więcej :D
OdpowiedzUsuń