Miała być inna kolejność, ale pierzastego dopiero piszę. Po co mam Was na głodzie trzymać aż do niedzieli, skoro mogę dać to, co mam już napisane? W takim wypadku to skrzydlaty i Laurę z jej tajemnicami zostawimy sobie na weekend.
link do części I - klik
link do części I - klik
Mandat (II)
Jak się okazało, to los
postanowił podjąć za mnie decyzję.
Pod wejściem do kamienicy,
w której mieszkałam, stała przyczyna mych problemów. Jakoś nie poczułam z tego
powodu zadowolenia.
Wojtek chyba
zorientował się w czym rzecz, bo w pośpiechu zapłacił taksówkarzowi i wysiadł
za mną. W duchu, właśnie na taką reakcję liczyłam.
Adam ruszył w moją
stronę, lecz nieco go przystopowało, gdy ujrzał mego towarzysza. Ten, zupełnie
się nie krępując, objął mnie ramieniem i rzucił przeciwnikowi wyzywające
spojrzenie.
– Martunia! –
jęknął Adam. – Kochanie! Porozmawiaj chociaż ze mną!
– Jestem zajęta –
oświadczyłam wyniośle. Drżącymi dłońmi wydobyłam klucz z torebki, dziękując w
duchu, że tuż obok stoi Wojtek.
– Nim? Przecież
jutro nasz ślub…
Tym razem dostałam
prawdziwej furii. Bydlak jeden, najpierw mnie zdradza, a potem zjawia się i
bredzi coś o małżeństwie. To już szczyt bezczelności i chamstwa!
– Won! –
wrzasnęłam, rzucając się na niego z rozcapierzonymi palcami. – Wynocha, bo
przysięgam, że ci oczy wydrapię!
– Kochanie…
– Nie mów do mnie
kochanie!!!
Taksówkarz wystawił
głowę przez okno i krzyknął.
– Wezwać policję?
– Ja jestem z
policji – Wojtek posłał mu czarujący uśmiech. Potem chwycił mnie i energicznie
uniósł w górę, przerzucając sobie przez ramię.
– Porozmawiacie
jutro – oznajmił zaskoczonemu Adamowi. Wściekła jak cholera, usiłowałam wydostać
z jego uścisku, ale nie miałam najmniejszych szans. Postawił mnie dopiero, gdy
zatrzasnęły się za nami drzwi główne.
– Nie wiem czy
dobrze zrobiłem? Jednak jeśli chcesz, to mogę sobie pójść, a ty porozmawiasz ze
swoim narzeczonym.
– On nie jest już
moim narzeczonym! – warknęłam gniewnie, poprawiając ubranie. – Chodź!
Zabrzmiało to tak, że
nie ośmielił się zaprotestować. Po chwili z zaciekawieniem rozglądał się po
przytulnym wnętrzu mego mieszkania. Za to ja zrzuciłam płaszcz, buty i w
pośpiechu podeszłam do lodówki, by wyjąć stamtąd butelkę koniaku, która
pozostała po ostatnim babskim przyjęciu.
– Widać nie
zrezygnowałaś z planów utopienia smutków w alkoholu?
– Nie.
Podszedł bliżej,
przyglądając mi się nieco kpiąco.
– A z niego
zrezygnowałaś? Czy jednak nie?
– Skąd to pytanie?
– Nie na co dzień
spotyka się takich przystojniaków. Niejedna wybaczyłaby mu niejedno.
– Nie ja. Czy jestem
aż taką maszkarą, że kurczowo muszę się trzymać tego dupka?
Wojtek usiadł na jednym
z krzeseł i skubnął orzeszka z talerza na stole. Wyglądał, jakby intensywnie
się nad czymś zastanawiał.
– Jesteś piękna –
lekko się uśmiechnął. – I seksowna. Już raczej ja nie zasługuję na uwagę z
twojej strony.
– Gadasz głupoty!
– rozzłościłam się. – A czego to niby tobie brakuje?
– Przypomniałem
sobie, skąd znam twoje nazwisko. Masz sławnego ojca.
– To on jest
bogaty, nie ja – powiedziałam z naciskiem.
Wojtek w zadumie
rozejrzał się dookoła.
– Nie
powiedziałbym. Dla zwykłego policjanta to chyba za wysokie progi.
– I co z tego? –
pociągnęłam spory łyk z butelki. – Jak widać to czasem nie daje gwarancji na
szczęście.
– A co daje?
– Prawdziwa miłość
– odrzekłam i rozpłakałam się.
Na szczęście i tym
razem zareagował odpowiednio. Od razu objął mnie, przytulił i gładził
delikatnie po włosach, pozwalając moczyć swoją koszulę.
– Kochać można
wielu ludzi. Zakochać też można się wiele razy – szepnął mi na ucho. – Lepiej
idź spać. Jutro odwołasz ślub i wszystko sobie przemyślisz. Kto wie? Może nawet
uda wam się naprawić ten związek?
– Chyba tego nie
chcę…
– Możliwe. Pójdę
już, dobrze?
– Nie idź! –
poprosiłam błagalnie. Naprawdę nie miałam ochoty zostać sama. Jego obecność
działała na mnie niezwykle kojąco. Był w tym mężczyźnie dziwny spokój, siła i
prawość. Dosłownie. Na dodatek te oczy i rozbrajające poczucie humoru.
– Zaniesiesz mnie
na sofę?
– Zaniosę –
uśmiechając się, dał mi pstryczka w nos i podniósł w górę. – To ten titanic
naprzeciwko kominka?
– Tak – mruknęłam,
wtulając nos w jego szyję. – Możesz rozpalić ogień?
– Nie ma sprawy.
Posadził mnie na kanapie
i zajął się rozniecaniem płomienia. Poszło szybko i sprawnie. Potem usiadł tuż
obok i zatopił we mnie spojrzenie ciemnych oczu.
– Wyglądasz na
strasznie przygnębioną.
– O ile dobrze
pamiętam, obiecałeś swą pierś do wypłakania.
Roześmiał się, a potem usiadł
blisko, bardzo blisko i objął mnie ramieniem.
– Możesz szlochać
– oznajmił wspaniałomyślnie. – Wiele zniosę.
– Dlaczego
zostałeś policjantem? – spytałam, wygodnie moszcząc się w jego objęciach.
– Mój tata nim
był. Dziadek również. Powiedzmy, że to rodzinna tradycja.
– Tylko? –
uniosłam głowę i złapałam jego spojrzenie. W migoczącym blasku ognia wyglądał
niesłychanie fascynująco.
– Nie, nie tylko.
Sądzę, że to coś w rodzaju powołania. Chociaż teraz wielu kandydatów myśli
jedynie o ciepłej, państwowej posadce. Są zawiedzeni, gdy posadka okazuje się
wcale nie tak dobrze płatna i bynajmniej nie taka ciepła.
– Chodzi ci o
drogówkę?
– Powiedzmy –
subtelnym ruchem odgarnął kosmyk włosów, który opadł mi na oczy. – Lubię to,
ale chyba najwyższy czas spróbować przenieść się gdzieś indziej. Może do
dochodzeniówki?
– Nie znam się na
tym – przyznałam uczciwie. – Policjanci kojarzyli mi się z zapyziałymi
pociotkami wystawiającymi mandaty za brak świateł czy pasów.
– Teraz również? –
spytał cicho, pochylając się tak bardzo, że poczułam jego oddech na swojej
twarzy.
– Teraz już nie… –
szepnęłam.
– To dobrze. –
Delikatnie musnął wargami czubek mojego nosa, skraj policzka, a ja poczułam jak
bardzo pragnęłam by mnie pocałował.
Przez całe życie
niesłychanie poważnie podchodziłam do wszelkich damsko-męskich znajomości. Adam
musiał zdobywać mnie długo i wytrwale. Nie ufałam mu, bo poprzedziła go sława
playboya i zdobywcy kobiet. A jednak w którymś momencie zaczęło mi zależeć,
bardzo zależeć. Wydawało się, że niegrzeczny chłopiec w końcu się ustatkował i
że stałam się jego jedyną miłością. Okazało się jednak inaczej. Diabli wiedzą,
ile on miał tych przygód przez cały nasz związek?
Wojtek wydawał się
całkiem inny. Dojrzalszy, poważniejszy, a nade wszystko taki opiekuńczy, taki…
Nie umiałam ubrać tego w słowa, ale pociągał mnie w dziwny, niewytłumaczalny
sposób. Czułam podniecenie, choć powinnam łkać z żalu nad utraconą
przyszłością. Pragnienie, które nagle postanowiłam ugasić.
Pierwszy raz w życiu,
to ja pierwsza pocałowałam mężczyznę. Wdrapałam się na kolana Wojtka i otuliłam
go ramionami.
Pocałunek był głęboki,
namiętny. Nasze języki bawiły się razem, tańcząc, jego dłonie bardzo powoli
przesuwały się w dół. Był odrobinę nieśmiały, choć jednocześnie z dużą wprawą
rozpalał ogień w moim ciele. W ciemnych oczach widziałam odbicie swych własnych
pragnień i jeszcze coś. Coś, co stanowczo mi się nie podobało…
– Nie – powiedział
zdecydowanym tonem, odsuwając się na sporą odległość.
– Dlaczego?
– Po prostu nie.
Zagryzłam usta i zerwawszy
się z kanapy usiłowałam uspokoić drżące ręce i trzepoczące serce. Przynajmniej
do chwili, gdy on znajdzie się za drzwiami.
– Rozgniewałem
cię?
– Nie, skądże
znowu.
Stanowczo ujął mnie za
dłoń i przyciągnął, sadzając sobie na kolanach.
– Spójrz na mnie!
– rozkazał.
Więc spojrzałam.
– To wszystko?
Możesz już sobie pójść?
– Masz złamane
serce, żądzę zemsty w oczach i całkiem sporo promili w tej ślicznej główce. Te
trzy powody zadecydowały o tym, że nie chcę się z tobą teraz kochać. I to wcale
nie oznacza, że nie mam ochoty.
– Rozumiem. Możesz
iść?
– Nie, nie
rozumiesz! – rozzłościł się nagle. – Chcesz seksu? Chcesz? – brutalnie ścisnął
moje ramiona.
– Czy to grzech?
– Czyli jedyne co
mogę ci dać, to jedna noc i solidne rżnięcie? A co potem? Mam się ulotnić, gdy
tylko wytrzeźwiejesz?
Nagle przeszła mi
ochota na płacz. Patrzyłam zdumiona w rozgniewane, ciemne oczy i powoli
docierało do mnie, że najzwyczajniej w świecie zależy mu na czymś więcej niż
tylko na jednonocnym bzykanku.
– Sądziłam że się
ze mną umówiłeś…
– Bo chciałem cię
przelecieć? Bo miałaś na sobie seksowne ciuszki i złamane serce? Bo mógłbym cię
upić i wykorzystać na wszelkie sposoby?
– Tak jakby –
zakłopotałam się, czując jak się rumienię.
– Czym sobie
zasłużyłem na taką opinię? – spytał z goryczą.
Sęk w tym, że w ogóle
sobie na nią nie zasłużył.
– Sama nie wiem,
co się ze mną dzieje – odpowiedziałam bezradnie. – Zachowuję się jakby
kompletnie mi odbiło. I wcale nie jestem aż tak pijana. Po prostu… - głos mi
się załamał. Lecz nie wybuchłam płaczem, dzielnie wpatrując się we wciąż
zagniewane oczy Wojtka.
– Już dobrze –
objął dłonią mój kark i na powrót przytulił. – Musisz się przespać.
Przemyśleć wszystko. Jeśli wtedy będziesz chciała mnie widzieć, wiesz gdzie
szukać.
– Nie zasnę sama.
Proszę! Obiecuję, że będę grzeczna!
Zawahał się.
– Mam cię uśpić?
Zaśpiewać kołysankę? Opowiedzieć bajkę? – dodał nagle rozbawiony.
– No nie…
– Przebierz się w
piżamę. Zostanę, aż nie zaśniesz.
Biegiem udałam się do
łazienki. Zmycie makijażu i szczotkowanie zębów nie zajęło mi więcej niż trzy
minuty. Potem szybko wyjęłam z szafy moją najbardziej aseksualną kreację nocną
i z bijącym jak oszalałe serce, wróciłam do salonu. Wojtek nadal siedział na
kanapie, wpatrzony w dogasający ogień. Od razu mnie zauważył i zaczął się
śmiać.
– Co jest? –
spytałam zdezorientowana.
– Skąd
wytrzasnęłaś tak cudaczne ciuchy?
– Dostałam w
prezencie.
– Od narzeczonego?
– Broń boże –
mruknęłam zawstydzona.
Mężczyzna wstał i
podszedł bliżej.
– Co ja z tobą
mam? – powiedział z rozczuleniem. – To prowadź do swej sypialni, pani w
popartowej piżamie.
Nie odezwałam się
słowem, dopóki nie znaleźliśmy się w łóżku. Wojtek przylgnął do moich pleców i
opiekuńczo objął ramieniem. Na dodatek twarz wtulił we włosy i nawet czułam jak
się uśmiecha.
– A teraz liczymy
barany i zasypiamy – rozkazał.
Trochę kręciło mi się w
głowie. Tyle się wydarzyło. Tyle alkoholu w siebie wlałam. Na dodatek tak
wyraźnie czułam ciepło drugiego ciała. Pomyślałam, że był niezwykle wyrozumiały
w stosunku do mnie.
– Jesteś cudowny –
wymruczałam, balansując powoli na granicy snu i jawy.
– Ty również –
odpowiedział szeptem.
To dziwne, ale zasnęłam
bardzo szybko. I co najważniejsze spałam wyjątkowo spokojnie, bez jakichkolwiek
koszmarów.
A na dodatek śnił mi
się cudowny pocałunek.
***
Poranek powitał mnie
jaskrawym blaskiem słońca.
Jęknęłam i powoli się
podniosłam, przyjmując pozycje pionową. Wczorajsze promile dały jednak o sobie
znać, bo w głowie zawirowało mi niczym po szalonej przejażdżce na karuzeli.
Ostrożnie rozejrzałam
się dookoła. Byłam sama, nie licząc opitego komara siedzącego na ścianie tuż
obok. Mściwie pomyślałam, że zaraz się nim zajmę, a potem wróciły wspomnienia
ubiegłego wieczora.
Przypomniałam sobie,
kto mnie ukołysał do snu i nic nie mogłam poradzić, że na moich ustach zagościł
szeroki uśmiech.
Ciekawe co on tak
naprawdę sobie o mnie myślał? Momentami niezbyt dobrze się zaprezentowałam. A
przecież tak naprawdę byłam zupełnie inna. Zrównoważona, opanowana,
powściągliwa.
Najgorsze było jednak
to, że zdrada Adama przestała być nagle ważna. Miałam w nosie jego niewierność,
całą tę imprezę i to, co powie nasza rodzina. Oraz prasa.
Za to coraz mocniej
tęskniłam za obecnością pewnego ciemnookiego policjanta.
Zwlekłam się z łóżka i
pomaszerowałam do łazienki. Długi, na wpół lodowaty prysznic orzeźwił mnie i
przygotował do konfrontacji z nieuniknionym.
Nie, źle to ujęłam.
Postanowiłam najzwyczajniej w świecie wysłać smsa mojemu świadkowi i uciec z
własnego domu. Dobrze też wiedziałam, gdzie się udam.
Szybko wybrałam jedną z
sukienek, o której wiedziałam, że wyglądam w niej bardzo efektownie,
zapakowałam do ogromnej torebki najpotrzebniejsze rzeczy i posłałam ostatnie
spojrzenie swemu spojrzeniu w lustrze. Długie, złociste włosy luźno opadały na
plecy, błękitny materiał sukienki eksponował wszystkie krągłości, a wyraziste
usta nadawały mej twarzy wyraz stanowczości.
Byłam piękna. Miałam
tego świadomość od bardzo dawna. Jednak stroniłam od bezsensownych romansów i
pustych flirtów. I dopiero Adam zdołał podbić moje serce. Oraz je złamać.
Bez zbędnego namysłu
wsiadłam do zamówionej taksówki i kazałam jechać na komendę główną. Nawet jeśli
nie zastałabym tam Wojtka, to miałam nadzieję, że wyłudzę od nich jakiś numer
telefonu czy adres.
Najdziwniejsze było to,
że w nosie miałam zamieszanie, które z pewnością wybuchnie za niecałą godzinę.
O ile już nie wybuchło. Zastanawiające było czy Adam stawi się w kościele,
udając zasmuconego moim postępowaniem? Matko! Jak ja mogłam na tak długo
związać się z takim bydlakiem! Ciekawe ile razy w przeciągu tych trzech lat
zdołał mnie zdradzić?
Poprawiłam pasek
płaszcza i już chciałam wejść do ogromnego gmaszyska, gdy mój wzrok przyciągnął
wysoki, ciemnowłosy mężczyzna, stojący wraz z grupką innych funkcjonariuszy
przy kilku motorach.
Wojtek.
Serce zaczęło bić jak
szalone, a w ustach poczułam niespotykaną dotąd suchość.
Stukając obcasami
skierowałam się w jego stronę i po chwili popukałam go w ramię. Odwrócił się
zaskoczony, lecz od razu zaskoczenie zamieniło się w radość.
– Marta? Tak
wcześnie?
– Nie spodziewałeś
się?
– Nie. Ale miałem
nadzieję – objął mnie i pocałował w policzek.
A pode mną ugięły się
kolana. Gdyby nie silne, męskie ramię, to nie wiem…
– Uciekłam –
przyznałam szczerze. – Napisałam wiadomość, że przyłapałam Adama na zdradzie i
ślubu nie będzie.
– To kiepski
pomysł uciekać od problemów.
– Nie mam siły, by
odpowiadać na te wszystkie pytania, znosić prawdziwe i udawane współczucie.
Jestem tchórzem – pisnęłam cichutko, bo reszta mężczyzn przyglądała się nam z
ciekawością.
– Nie jesteś –
Wojtek uśmiechnął się uspokajająco. – Poznajcie Martę – zwrócił się do
otaczających nas funkcjonariuszy. Powitały mnie pełne podziwu spojrzenia. Potem
odeszli na bok i wreszcie zostaliśmy sami.
– Myślałam, że
masz dziś wolne – powiedziałam tonem pełnym zawodu.
– Niestety nie.
– I co ja teraz
zrobię? – spojrzałam na niego błagalnie.
Pogrzebał w kieszeni i
wyjął stamtąd pęk kluczy.
– Proszę, możesz
pójść do mnie. Żaden luksus, zwykłe mieszkanko, na dodatek panuje tam iście
kawalerski nieład. Ale lodówka jest pełna, a kanapa wygodna – uśmiechnął się
szeroko, gładząc mnie po policzku. – Jeśli chcesz, to możesz przeczekać.
Czy chciałam? Pewnie,
że tak!
– Wyglądasz
fantastycznie – wyrwało mi się. – Dziś nie radiowóz, a motor?
– Niestety nie, choć jest ciepło i
słonecznie. Ale lubię motory. A ty?
– Trochę się ich
boję – przyznałam odważnie. – Nie znoszę zbędnego ryzyka.
Zaczął się śmiać,
jakbym powiedziała coś niezwykle zabawnego. Naprawdę, czasem niezwykle trudno
było podążać tokiem jego myśli.
– Zabiorę cię
kiedyś na przejażdżkę – obiecał radosnym tonem. – Proszę, tutaj masz adres –
wcisnął mi w dłoń niewielką karteczkę.
– Czy gdzieś jest
tutaj postój taksówek?
– Poproszę kolegę,
podwiezie cię.
– Ale nie skuje
mnie przedtem?
Wojtek pochylił się.
– Ja cię mogę skuć,
jak wrócę – powiedział schrypniętym głosem. – Bo w świetle dnia wyglądasz
jeszcze cudowniej niż wczoraj.
Nie tylko zarumieniłam
się, ale przez dłuższą chwilę ciężko było mi złapać oddech.
– Pójdę już. Bo
inaczej rozbiorę cię na środku ulicy.
– Coś w tym jest…
Pocałowałam go jeszcze
na pożegnanie i bez sprzeciwu zajęłam miejsce na tyłach wskazanego mi
radiowozu. Policjanci, którzy robili za mój transport, okazali się niezwykle
rozmowni i to od nich dowiedziałam się wielu szczegółów o Wojtku. Na przykład
tego, że czekał na niego awans, ale on wciąż wolał służyć w drogówce. I że
uwielbiał sernik oraz zieloną herbatę, a do kina chodził tylko na widowiskowe
filmy akcji. No i oczywiście rzecz najważniejsza – od roku z nikim się nie
spotykał.
Podziękowałam im i ze
zniecierpliwieniem wjechałam windą na ostatnie piętro wysokiego wieżowca. Kiedy
zamknęły się za mną drzwi, z ciekawością rozejrzałam się dookoła. Salon
połączony z małą kuchnią. Obok niewielka sypialnia. Łazienka typowo blokowa, a
w niej zamiast wanny, prysznic. Wszystko nieco surowe, jakby niedopracowane.
Albo niezbyt dawno się tu wprowadził, albo kompletnie nie przykładał wagi do
wystroju wnętrza.
Za to na ścianie pokoju
wisiał ogromny telewizor.
Uśmiechnęłam się.
Ech, ci faceci. Nieważne, że w kuchni są dwie szklanki i jeden garnek. Ważne, żeby było na czym
oglądać mecz.
Płaszcz powiesiłam na
oparciu krzesła, zzułam buty i zastanowiłam się co dalej. Może nie powinnam
była, ale postanowiłam tu odrobinę posprzątać. Kwiatom na parapecie przydałaby
się również odrobina wody. Gdy skończyłam po dwóch godzinach, kuchnia lśniła,
salon prezentował się o niebo lepiej, a w misce czekała świeżo co uprana męska
bielizna.
I nagle dotarło do mnie
co zrobiłam.
Zaczęłam się śmiać jak
szalona.
W dzień wymarzonego
ślubu prałam gacie i skarpetki kompletnie obcemu facetowi.
Złapałam się za brzuch
i padłam na kanapę, nadal zanosząc się śmiechem. Który chwilę potem zamienił
się w płacz.
Wyłam ponad godzinę. W
końcu musiałam wyrzucić z siebie ten cały żal, wszystkie negatywne uczucia. Nie
chodziło tylko o Adama. Całe moje życie legło w gruzach, cała przyszłość
okazała się ułudą. Dałam się oszukać, zdradzić, zwieść tym wszystkim kłamstwom,
czuły słówkom, spojrzeniu jego złocistych oczu.
Kurwa! A najgorsze, że
zaczęłam podejrzewać, iż tak naprawdę wcale go nie kochałam. Owszem, był
przystojny, czarujący i zazdrościła mi go prawie każda kobieta. Był dodatkiem
do mojego planu stworzenia sobie idealnego świata. Bezpiecznego, spokojnego,
takiego, który opisuje się w najmodniejszych żurnalach.
Był złudzeniem. A moje
marzenia pobożnymi życzeniami. Nijak się to wszystko miało do prawdziwej
rzeczywistości. W zasadzie to powinnam mu być wdzięczna, że wyrwał mnie z tego
zaklętego kręgu własnych złudzeń.
Może i dlatego mnie
zdradzał?
Wydmuchałam zamaszyście
nos. Dość tego! Pójdę na zakupy i przygotuję wystrzałową kolację.
Poczłapałam do łazienki
i po spojrzeniu w lustro o mało co, nie rozbeczałam się ponownie.
– Słodki Jezu! –
jęknęłam. Wyglądałam okropnie. Ciemne smugi na całej twarzy, pod oczyma
dziwaczne cienie, czerwony jak burak nos…
Zimna woda pomogła mi
odzyskać normalny wygląd. Resztę załatwiły kosmetyki, które przezornie zabrałam
ze sobą.
Zanim wyszłam z
mieszkania, sięgnęłam po komórkę. Tylu nieodebranych połączeń nie miałam nigdy
w życiu. W końcu zdecydowałam, że jednak do kogoś zadzwonię. Wybór padł na
mojego młodszego brata. Baby w mej rodzinie za dużo gadały, zresztą ja nie
byłam wyjątkiem. Z nim jednym mogłam porozmawiać spokojnie, powiedzieć mu co
się stało.
– Marta? –
usłyszałam pod drugiej stronie głos pełen ulgi. – Gdzie ty do diabła się
podziewasz?
Nie „co ty robisz”, ale
„gdzie jesteś”.
– Nie denerwuj
się. W mieszkaniu znajomego.
– Znajomego? Adam
wspominał coś, że po pijaku wdałaś się w jakiś romans?
Prychnęłam z pogardą.
– Ten dupek lepiej
się niech nie wypowiada. Zadaj mu pytanie, co on robił wczoraj wieczorem z tą
lafiryndą?
– Wiesz… Może to z
mojej strony podłe, ale czekałem na chwilę, gdy przyłapiesz go na zdradzie.
Roześmiałam się z ulgą.
– Chyba tylko ty.
– Możliwe. Nie
musisz wracać. Wszystko załatwimy. Jesteś na pewno bezpieczna?
– Jestem. To
policjant.
– Też mi gwarancja
bezpieczeństwa – prychnął Sebastian.
– Prędzej ja się
na niego rzucę niż on na mnie – przyznałam uczciwie. – I na pewno nic mi nie zrobi.
Jest… Cudowny!
– Dawno nie
słyszałem w twoim głosie takiego entuzjazmu.
– Dawno się tak
nie czułam.
– Bałem się, że
siedzisz gdzieś na moście, zastanawiając się czy skoczyć.
– Nie, to na pewno
nie! Wojtek… Sam zobaczysz – oznajmiłam z nagłym zapałem. Już wiedziałam, że na
pewno będę chciała jak najszybciej przedstawić go rodzinie.
– Siostra, ja
rozumiem, że masz teraz mętlik w głowie, ale nie rzucaj się tak szybko w
ramiona kolejnego przystojniaka.
– Próbowałam –
westchnęłam. – Ale odsunął mnie i powiedział to samo.
– Już go lubię –
brat roześmiał się pod drugiej stronie. – Policjant mówisz? Będzie zabawnie…
I się rozłączył.
Wiedziałam dokładnie do czego pije. Nasz ojciec nie znosił niebieskich
bałwanów, jak prywatnie ich nazywał. Nienawidził z dziką zaciętością, pogardzał
i przy każdej okazji obrzucał inwektywami. W zasadzie nigdy nie zastanawiałam
się skąd wzięła się ta jego patologiczna niechęć.
A teraz nie dość, że
nie pokazałam się na własnym ślubie, wystawiłam do wiatru rodzinę i tych
wszystkich dziennikarzy, to na dodatek jako kolejnego kandydata przedstawię mu
policjanta. Ze zwykłej drogówki. Krawężnika, jak się pogardliwie o takich
wyrażał.
Lekko się
zaniepokoiłam. Mam nadzieję, że nie dostanie zawału?
Jego ukochana,
wypieszczona córeczka, odnosząca sukcesy w życiu zawodowym, kształcona na
najlepszych uczelniach…
Cholera! Będzie trzeba
odpowiednio go przygotować. Ale z Wojtka na pewno nie zrezygnuję z tak błahego
powodu. Nigdy w życiu!
No… Chyba, że on
zrezygnuje ze mnie?
Pomyślałam, że będę się
tym przejmować w odpowiednim do tego momencie. Teraz musiałam się zając sprawą
kolacji. Kucharka ze mnie żadna, ale umiałam przyrządzać pysznego łososia na
parze i tiramisu. Do tego dobre wino i…
Wolałam nie myśleć co
dalej. Na noc u niego nie zostanę więc pewnie będę musiała wrócić do własnego
domu. Ech…
Tak w ogóle to był
ciężki dzień. Mój humor zmieniał się niczym kryształki w kalejdoskopie, raz
byłam pełna euforii i nowych marzeń, innym razem siedziałam w bezruchu, z
rozpaczą obgryzając paznokcie.
Najdziwniejsze, że tak
mało mych myśli poświęcałam Adamowi.
Spojrzałam na zegarek.
Jeśli Wojtek kończył tak jak wczoraj, to mam jeszcze dwie godziny. Tiramisu
stało już gotowe w lodówce, wino również się chłodziło, łosoś czekał na akcję
zasadniczą. Mieszkanie lśniło, a ja po raz setny poprawiłam makijaż.
I wtedy zamarłam, bo
ktoś załomotał do drzwi.
Wojtek? Tak szybko?
Niechętnie otwarłam,
choć z pewnością nie spodziewałam się zobaczyć pod drugiej stronie Adama.
– Musimy
porozmawiać?
– Jak? –
wytrzeszczyłam oczy, podczas gdy on bez pardonu wpakował się do mieszkania.
– Mam znajomości.
Kazałem wyśledzić sygnał twojej komórki. Potrafią być bardzo dokładni – zdjął
płaszcz i stał teraz naprzeciwko, cudownie przystojny, z tym swoim spojrzeniem
pełnym tajonego ciepła. Gówno, nie ciepła! Kolejny raz nie dam się nabrać.
– To mów, co masz
do powiedzenia i spadaj!
– Wyrażasz się
dość wulgarnie – skrzywił się lekko, a potem przyklęknął i wyciągnął ku mnie
rękę, w której trzymał purpurową, rozkwitłą róże.
– Kochanie, wiem
że źle zrobiłem. Ale wybacz mi proszę, ten jedyny raz.
– Chciałeś chyba
powiedzieć – ten pierwszy raz.
– Kolejnych nie
będzie. Ręczę własną głową.
– Co ci tak nagle
zależy? – spytałam podejrzliwie, cofając się o krok. Jego urok wciąż działał,
ale byłam zbyt mocno rozzłoszczona. No i w planach miałam zupełnie co innego…
– Postąpiłem jak
kretyn.
– Bo ja wiem…
Tym razem w jego
bursztynowych oczach ukazało się zdumienie.
– Nie rozumiem –
powiedział zdezorientowany.
– Ja również. Ale
mam przeczucie, że swoim postępowaniem oddałeś mi wielką przysługę.
Adam wstał, w milczeniu
wlepiając we mnie zdziwiony wzrok. I nagle się rozzłościł.
– Spałaś z nim! –
krzyknął, wskazując na mnie oskarżycielsko placem.
– Nie. Ale wiedz,
że mam na to straszną ochotę.
– To zemsta!
– Nie –
zaprzeczyłam ruchem głowy. – Możesz myśleć, co chcesz lecz to nie zemsta.
– Chcesz
powiedzieć, że rzucasz mnie dla pierwszego lepszego faceta. I co? Zamieszkacie
tutaj, w tej norze? – szyderczym gestem wskazał na wnętrze mieszkania.
– Z okien rozciąga
się cudowny widok – odparłam spokojnie. – Zresztą, mam własne mieszkanie.
– Ha, ha! On jest
zwykłym krawężnikiem! Sądzisz, że twój ojciec da ci choć złamany grosz, gdy się
o tym dowie?
Nie wytrzymałam. Nie
pochwalam przemocy, ale jemu naprawdę się należało. Wymierzyłam siarczysty
policzek i…
Adam mi oddał. Z całą
siłą męskiego ramienia, przyłożył mi tak, że gdyby nie ściana za moimi plecami,
upadłabym na podłogę. I wcale nie miał zamiaru na tym skończyć. Rzucił się na
mnie i chwyciwszy za włosy, zmusił bym spojrzała w jego rozwścieczone oczy.
– Wrócisz do mnie,
czy tego chcesz, czy nie! – wysyczał.
– Ty wredny
sukinsynu!
– Sukinsynu? –
widać było, że ubawił go ten epitet. – Wiesz, to dziwne, ale mam na ciebie
straszną ochotę…
Nie zdążyłam się nawet
wystraszyć. Adam został energicznie ode mnie odciągnięty i mało eleganckim
kopem wyrzucony za drzwi.
– Wojtek! –
jęknęłam i bez wahania skryłam się w szerokich ramionach.
– Później postaram
się skuć tę jego śliczną buźkę tak, że przez miesiąc nie pokaże się publicznie!
– W ciemnych oczach widziałam nietajoną wściekłość. – Chodź, przyłożymy lód.
Cała prawa połowa
twarzy paliła niczym żywym ogniem. Miał rację. Kilka minut później siedziałam
na kanapie, łykając łzy, z okładem z lodu na policzku. Wojtek usiadł tuż obok i
czule gładził mnie po głowie.
– Chyba miałem
przeczucie, żeby się zjawić wcześniej – powiedział tylko.
– Chyba tak…
– Uszy do góry,
lód z pewnością pomoże.
– Ale nie na
zranioną dumę. Jak on mógł?
– Bardzo mu zależy
na tym małżeństwie.
– Właśnie –
zmarszczyłam brwi. – To dziwne, nieprawdaż?
– Może – pocałował
mnie w ucho. – A swoją drogą chciałem spytać coś ty zrobiła z moim przytulnym
lokum?
– Posprzątałam –
rzekłam niepewnie. – To źle?
Zaczął się śmiać.
Położył głowę na moich kolanach i zanosił się śmiechem, z nosem wtulonym w mój
brzuch.
– Jesteś okropna!
– I przygotowałam
kolację. No, prawie…
– Kolację? – Wojtek obrócił się na plecy
i spojrzał na mnie zachłannie. – To podoba mi się znacznie bardziej. Czego nie
zdążyłaś zrobić?
– Samego finału –
przesunęłam dłonią po jego szorstkich włosach. – Miał być łosoś na parze, moja
specjalność.
– Hm… Zabrzmiało
smakowicie. Może ja skończę?
– Nie, dam radę.
Pożycz mi tylko jakiś szalik, czy coś, przymocuję sobie ten lód.
Uniósł rękę i opuszkami
palców przesunął po moich ustach. Wzrok miał lekko kpiący, nieco zatroskany i z
pewnością odrobinę poważny.
– Wiesz, że nasze
wczorajsze spotkanie, to był najlepszy zbieg okoliczności, jak mógł mnie
spotkać.
– Wiem – również
obrysowałam kontury jego warg. – A ty wiesz, że właśnie dziś, o tej porze
miałam bawić się na własnym weselu? W zamian za to wyprałam twoją bieliznę i
zostałam znokautowana przez niedoszłego męża.
– To pierwsze jest
zabawne, za to drugie jeszcze mi zapłaci!
– Nie, daj spokój.
Teraz już jest dobrze – pochyliłam się i pocałowałam go w czubek nosa. –
Zeskakuj z kanapy, przygotujemy jedzenie.
– Podam ci szalik
i nakryję do stołu.
– Już nakryłam.
Masz tylko jeden stół, w kuchni.
– No tak –
zakłopotał się.
Resztki lodu wyrzuciłam
do zlewu i zabrałam się za przyrządzenie rybki. Wojtek przyniósł mi szalik, ale
nie skorzystałam. Przestało mnie boleć, choć pewnie ślad po uderzeniu
pozostanie dużo dłużej.
– Wyjmij wino z
lodówki i siadaj. Tutaj jest za mało miejsca na nas dwoje.
– Za to mogę być
bliżej ciebie – szepnął, obejmując moje biodra i nieoczekiwanie się
przytulając. Odchyliłam głowę do tyłu i oparłam ją o jego tors.
– Małe kuchnie
mają swoje zalety.
– Mają – teraz
błądził ustami po wrażliwej skórze szyi. Westchnęłam z uniesieniem. To było
takie cudowne, tak rozkosznie przyjemne. Silne dłonie splecione na moim
podbrzuszu, gorące wargi dotykające skraju policzka. Zamknęłam oczy i
zamarzyłam o pocałunku. Takim jak wczoraj, nie! lepszym niż wczoraj.
– Doprowadzasz
mnie do wrzenia – wymruczał. – Jak mam nad sobą panować?
– Wcale nie
musisz…
– Muszę. Ty także
nie wyglądasz na kogoś, kto zaczyna znajomość od łóżka.
– Pierwszy raz w
życiu czuję, że mogłabym zrobić wyjątek.
– W takim razie
muszę przynieść kajdanki…
Otwarłam oczy i
spojrzałam na niego z wyrzutem. Patrzył na mnie z pożądaniem, kpiąco i
odważnie.
– Ty na serio z
tymi kajdankami? – spytałam podejrzliwie.
– Na wszystko
przyjdzie pora – musnął moje wargi i odsunął się.
– Zaraz podam
jedzenie. Zapal świeczki.
W tym samym momencie
wyobraziłam, jak przykuwa mnie do łóżka, a następnie brutalnie się ze mną
kocha. A ja, skuta i bezwolna, nie mam nawet najmniejszej możliwości protestu…
Z wrażenia, aż
upuściłam nóż. Wbił się czubkiem w podłogę tuż obok mojej nogi.
– Zrobisz sobie
krzywdę! – Wojtek kucnął, by go podnieść.
– Wyobraziłam
sobie, jak mnie skułeś i…
– I co? – uniósł głowę
w górę i spojrzał zachłannie. – Ktoś tu ma bardzo niegrzeczne myśli.
Skinęłam głową. Jego
dłonie pieściły moje łydki, przesuwając się coraz wyżej, a chwilę później
dołączyły do nich gorące usta. Stałam w bezruchu, opierając się o blat
kuchennych mebli, błagając w duchu, by nie przerywał.
– Nareszcie mogę
ich dotknąć – wyszeptał. – Cudowne!
Oddychałam coraz
szybciej i coraz głośniej, a kiedy rozsunął moje uda i dotknął ich wewnętrznej
części, napięłam całe ciało i cicho jęknęłam.
To go chyba ocuciło, bo
natychmiast przerwał.
– Dlaczego? –
wyrwało się z żalem z moich ust.
– Strasznie burczy
mi w brzuchu – posłał rozbrajający uśmiech i usiadł przy stole.
Nie mogłam się nie
roześmiać. Doskonale wiedziałam, że prawda była całkiem inna. Jeszcze trochę i
wylądowalibyśmy w łóżku. Nie chciał tego głównie ze względu na mnie. Wciąż
uważał, że za szybko, bym z kimkolwiek się wiązała.
Trochę mnie to
wkurzało. Ale tylko trochę, taką odrobinę. Tak naprawdę byłam zachwycona. I
raczej nie przewidywałam długiego oporu z jego strony. Już ja o to zadbam!
Zgasiliśmy wszystkie
światła, a Wojtek włączył coś nastrojowego. Ja w tym czasie zapalałam wszystkie
świeczki, które kupiłam w pobliskim sklepie.
Zrobiło się bardzo
romantycznie i bardzo intymnie. Ale chyba naprawdę był głodny, bo pałaszował
zawartość talerza z niesłychanym zapałem.
– To naprawdę
pyszne – pochwalił.
– Zostaw miejsce
na deser.
– Jestem pojemny –
puścił oczko i chwycił kieliszek z winem.
Pojemny? No tak. Nie
dość, że wysoki, to na dodatek nieźle zbudowany. Zaczęłam się obawiać, że
przygotowałam zbyt małą porcję dania głównego.
– Chcesz trochę
ode mnie? Nie mam dziś apetytu.
– Jedz, bo inaczej
będziesz chuda i koścista.
– Daleko mi.
– Świetnie
dobrałaś wino – stwierdził z uznaniem, zmieniając temat.
Skinęłam głową, bo
nagle zabrakło mi słów. Siedział naprzeciwko, taki zwyczajny, pałaszując swoją
porcję, ubrany w zwykłego t-shirta i wytarte jeansy. Ciemny ślad zarostu był
znacznie bardziej widoczny niż wczoraj wieczorem, włosy odrobinę zmierzwione. A
ja czułam, jak rośnie we mnie coś nieznanego, coś niesamowitego. Nie musiałam
się przed nim krygować, być uwodzicielską i udawać kogoś, kim nie byłam. W
każdej chwili mogłam za to wtulić się w te szerokie ramiona, znaleźć w nich
pociechę i poczucie bezpieczeństwa. Nie tylko fizyczne pożądanie.
Mógłby być tylko mój.
A ja tylko jego.
Tak prawdziwie i do
końca.
Musiałam zrobić
wszystko, by do tego doszło.
Wszystko!
link do części III - klik
jestem absolutnie oczarowana Wojtkiem, nie dość, że jest posiadaczem mojego ulubionego imienia to jest przystojnym 'krawężnikiem'. Oj coś czuje, że zmienia mi się ulubiony bohater ;)
OdpowiedzUsuńJak zwykle nie zawiodłaś Diablico ;) Pozdrawiam Cię gorąco i życzę wszechogarniającej weny ! Aga
"Nieważne" pisze się razem. Policjanci są przydzieleni do radiowozów/motorów i nie mogą tak o sobie zmienić tego. Lubię Twoje opowiadania, ale Twoi bohaterowie są bardzo mało wiarygodni. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić takiej sytuacji w prawdziwym życiu.
OdpowiedzUsuńBłąd poprawiony, a co do motoru, chyba niezręcznie opisałam scenę. Dodałam trzy słowa i teraz już jasne, że Wojtek wcale się nie udaje na patrol jednośladowcem :-)
UsuńA propos, może trafiłam na zorientowanego czytelnika/czytelniczkę. Jak to jest z tym awansem w Policji? Naszukałam się w necie, ale nic mądrzejsza nie jestem.
Więc jak to jest z tą drogówką? Jaki stopień może mieć policjant służący w drogówce? I co po tym? Na pewno są możliwości awansu, ale... Właśnie. Będę wdzięczna za podpowiedź.
Spróbuję ci pomóc, ale moja wiedza jest poparta tylko znajomością z policjantami, więc mogę się mylić. W policji są awanse poziome i pionowe, ja się znam tylko na pionowych. Drogówka wcale nie jest "gorsza", niż dochodzeniówka, wywiad, czy prewencja, niektórzy mogą w niej spędzić całą karierę.
UsuńW każdym wydziale stopnie są takie same, z tego, co się orientuję. Twój bohater nie musi pracować więc na awans do innego wydziału - mógłby się przenieść, gdyby ktoś mu złożył taką propozycję. Faktem jest, że im bardziej doświadczony policjant, tym chętnie go wezmą gdzieś indziej, a drogówka nie cieszy się zbyt dużym prestiżem, więc to się zgadza w Twojej opowieści :) Ale nie jest związane z wysługą lat. Policjant natomiast musi za staż pracy awansować (i dostawać podwyżkę), więc w zależności od tego, jak długo Twój bohater pracuje, to taki będzie miał aktualny stopień.
Anonim, to są romanse, opowiadania. Ciężko, żeby cokolwiek znaleźć w życiu codziennym. Zdarzają się czaaaaaaaasem takie sytuacje, ale rzadko. Jednak takie pisane historie są po to, żeby oderwać się od szarej codzienności. :) To raz, a dwa, może to akurat zły przykład, ale skoro matka mogła wsadzić do zamrażalnika swoje trzy dzieciątka i trzymać je tam z miłości do nich i to jest prawdziwe, to czemu Marta nie mogła spotkać Wojtka policjanta?
UsuńMyślę że Anonimowi bardziej chodziło o fakty sprzeczne z obowiązującą rzeczywistością ;-)
UsuńCo do tych awansów, dzięki, przynajmniej wiem, że drogówka nie musi być gorsza od dochodzeniówki, a to już coś.
Mam szczery zamiar zatrzymać się przy jakimś patrolu i nieco ich pomęczyć. Chyba mnie nie zamkną? Dziś nawet jeden widziałam, ale byli zajęci, więc odpuściłam ;-)
Jakby była przerwa w tekstach, to znaczy, że siedzę z kratkami, za "wydzieranie tajemnic służbowych"...
Hm, myślę, że nie będziesz miała kłopotów, chyba,że trafisz na gburów. Powodzenia :)
UsuńCudo!!! jestem pod wielkim wrażeniem. I przede wszystkim uwielbiam takie dłuugie fragmenty:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBabeczko, na samym początku wyłapałam: "– Nie na co dzień spotyka się takich przystojniaków. Niejedna wybaczyłaby mu niejedno". Powtórzenie jak ta lala:)
OdpowiedzUsuńDzięki, ale to akurat zamierzone :-) W końcu bohaterowie mówią bardziej po "naszemu" niż kwiecistą polszczyzną.
Usuńdawno nie czytałam tak dobrego opowiadania.mnie też urzekl Wojtek. moze uda sie rozwinąć ta historię? bo z tego co pisalas wcześniej to czeka nas ostatnia część? szkoda tak fajnych postaci moze rozwin tak jak w wygranej walkę Marty z rodzina lub że biedak nie pasuje, mnie osobiscie wygrana nudziła ale tu zdecydowanie osobowosci mają lepsze:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSwietnie budujesz napiecie miedz bohaterami.. czytajac to niemal czuje motylki w ich brzuchach ;) moze dodasz dzis kolejna czesc? Skoro juz jest napisana... pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńTaaa... A wielbiciele Kary mnie oskubią...
UsuńNieszkodzi! Dodaj Mandat, bardzo wciagnelam sie w to opowiadanie!
UsuńJakie nie szkodzi? Kara byla tak wyczekiwana, że powinna mieć pierwszeństwo; )
Usuńsuuuperrr:)))))))) muszą być razem! :*
OdpowiedzUsuńCóż, powiem szczerze, że lubię tego bohatera. Pewnie dlatego, że jest właściwie dokładnym odbiciem mnie. ;P (No, poza wyglądem, bo ten jest najwyraźniej przystojny).
OdpowiedzUsuńWięc chcę Cię serdecznie pozdrowić i życzyć powodzenia w dalszej twórczości. ;)
och zakochałam się w tym opowiadaniu..no i chcę więcej!!! nie wiem jak ja wytrwam do kolejnej części :D
OdpowiedzUsuńDodaj błagamy :-)
OdpowiedzUsuńBoskie..... Czytam od 2 miesięcy Twoje opowiadania i ciągle mi mało.... :*
OdpowiedzUsuń"Jestem tchórzem – pisnęłam cichutko, bo reszta mężczyzna przyglądała się nam z ciekawością". - Powinno być mężczyzn.
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi sie to opowiadanie, jest na drugim miejsu zaraz za skrzydlatym ;)
Pozdrawiam Julex
Czekam! <3
OdpowiedzUsuńkiedy można się spodziewać tych tekstów? czekam z niecierpliwością! :)
OdpowiedzUsuńMandat startuje minutę po północy. Kara po południu, Aniołek późnym wieczorem :-)))
OdpowiedzUsuńMyslalam ze dzisiaj a to dopiero jutro :( no coz, chyba narobie ci kolejny milion wejsc w oczekiwaniu na :D
UsuńBabeczko jesteś wielka!:* mialabym prosbe czy nie daloby sie skasowac tej konieczności wpisywania kilku - kilkunastu cyfr zeby opublikowac komentarz? Jest to troche uciążliwe zwłaszcza jak się pisze ze smartfona:)
OdpowiedzUsuń??? Nie wiedziałam, że trzeba wpisywać jakiś kod! Zaraz spróbuję to naprawić.
UsuńOki. Zrobione. O ile to kryło się pod nazwą weryfikacja obrazkowa, to załatwione i nie trzeba będzie więcej wpisywać tych durnych literek. Szkoda, że nikt wcześniej nie dał mi znać, bo nie miałam o tym pojęcia...
UsuńSuper Babeczko :) wielkie dzięki! :*
Usuńps. oowiadania jak zwykle cudowne , rozpieszczasz nas :D
Czytając to opowiadanie przypomniała mi się książka " bez przebaczenia" agnieszki lingas łoniewskiej. Jeżeli ktoś lubi takie opowiadania to naprawdę polecam
OdpowiedzUsuńNie czytałam, nawet nazwisko autorki nieznane, ale w wolnej chwili zobaczymy i podzielę się wrażeniami :-)
UsuńW takim razie nie idę spać !! Dzięki Babeczko ;))
OdpowiedzUsuńTo poczekam aż się pojawi Mandat. I to moje ulubione opowiadanie. Pisz tak dalej Babeczko! :)
OdpowiedzUsuń