czwartek, 27 marca 2014

Mandat (II)

Miała być inna kolejność, ale pierzastego dopiero piszę. Po co mam Was na głodzie trzymać aż do niedzieli, skoro mogę dać to, co mam już napisane? W takim wypadku to skrzydlaty i Laurę z jej tajemnicami zostawimy sobie na weekend.   

link do części I - klik

          Mandat (II)

Jak się okazało, to los postanowił podjąć za mnie decyzję.
Pod wejściem do kamienicy, w której mieszkałam, stała przyczyna mych problemów. Jakoś nie poczułam z tego powodu zadowolenia.
Wojtek chyba zorientował się w czym rzecz, bo w pośpiechu zapłacił taksówkarzowi i wysiadł za mną. W duchu, właśnie na taką reakcję liczyłam.
Adam ruszył w moją stronę, lecz nieco go przystopowało, gdy ujrzał mego towarzysza. Ten, zupełnie się nie krępując, objął mnie ramieniem i rzucił przeciwnikowi wyzywające spojrzenie.
– Martunia! – jęknął Adam. – Kochanie! Porozmawiaj chociaż ze mną!
– Jestem zajęta – oświadczyłam wyniośle. Drżącymi dłońmi wydobyłam klucz z torebki, dziękując w duchu, że tuż obok stoi Wojtek.
– Nim? Przecież jutro nasz ślub…
Tym razem dostałam prawdziwej furii. Bydlak jeden, najpierw mnie zdradza, a potem zjawia się i bredzi coś o małżeństwie. To już szczyt bezczelności i chamstwa!
– Won! – wrzasnęłam, rzucając się na niego z rozcapierzonymi palcami. – Wynocha, bo przysięgam, że ci oczy wydrapię!
– Kochanie…
– Nie mów do mnie kochanie!!!
Taksówkarz wystawił głowę przez okno i krzyknął.
– Wezwać policję?
– Ja jestem z policji – Wojtek posłał mu czarujący uśmiech. Potem chwycił mnie i energicznie uniósł w górę, przerzucając sobie przez ramię.
– Porozmawiacie jutro – oznajmił zaskoczonemu Adamowi. Wściekła jak cholera, usiłowałam wydostać z jego uścisku, ale nie miałam najmniejszych szans. Postawił mnie dopiero, gdy zatrzasnęły się za nami drzwi główne.
– Nie wiem czy dobrze zrobiłem? Jednak jeśli chcesz, to mogę sobie pójść, a ty porozmawiasz ze swoim narzeczonym.
– On nie jest już moim narzeczonym! – warknęłam gniewnie, poprawiając ubranie. – Chodź!
Zabrzmiało to tak, że nie ośmielił się zaprotestować. Po chwili z zaciekawieniem rozglądał się po przytulnym wnętrzu mego mieszkania. Za to ja zrzuciłam płaszcz, buty i w pośpiechu podeszłam do lodówki, by wyjąć stamtąd butelkę koniaku, która pozostała po ostatnim babskim przyjęciu.
– Widać nie zrezygnowałaś z planów utopienia smutków w alkoholu?
– Nie.
Podszedł bliżej, przyglądając mi się nieco kpiąco.
– A z niego zrezygnowałaś? Czy jednak nie?
– Skąd to pytanie?
– Nie na co dzień spotyka się takich przystojniaków. Niejedna wybaczyłaby mu niejedno.
– Nie ja. Czy jestem aż taką maszkarą, że kurczowo muszę się trzymać tego dupka?
Wojtek usiadł na jednym z krzeseł i skubnął orzeszka z talerza na stole. Wyglądał, jakby intensywnie się nad czymś zastanawiał.
– Jesteś piękna – lekko się uśmiechnął. – I seksowna. Już raczej ja nie zasługuję na uwagę z twojej strony.
– Gadasz głupoty! – rozzłościłam się. – A czego to niby tobie brakuje?
– Przypomniałem sobie, skąd znam twoje nazwisko. Masz sławnego ojca.
– To on jest bogaty, nie ja – powiedziałam z naciskiem.
Wojtek w zadumie rozejrzał się dookoła.
– Nie powiedziałbym. Dla zwykłego policjanta to chyba za wysokie progi.
– I co z tego? – pociągnęłam spory łyk z butelki. – Jak widać to czasem nie daje gwarancji na szczęście.
– A co daje?
– Prawdziwa miłość – odrzekłam i rozpłakałam się.
Na szczęście i tym razem zareagował odpowiednio. Od razu objął mnie, przytulił i gładził delikatnie po włosach, pozwalając moczyć swoją koszulę.
– Kochać można wielu ludzi. Zakochać też można się wiele razy – szepnął mi na ucho. – Lepiej idź spać. Jutro odwołasz ślub i wszystko sobie przemyślisz. Kto wie? Może nawet uda wam się naprawić ten związek?
– Chyba tego nie chcę…
– Możliwe. Pójdę już, dobrze?
– Nie idź! – poprosiłam błagalnie. Naprawdę nie miałam ochoty zostać sama. Jego obecność działała na mnie niezwykle kojąco. Był w tym mężczyźnie dziwny spokój, siła i prawość. Dosłownie. Na dodatek te oczy i rozbrajające poczucie humoru.
– Zaniesiesz mnie na sofę?
– Zaniosę – uśmiechając się, dał mi pstryczka w nos i podniósł w górę. – To ten titanic naprzeciwko kominka?
– Tak – mruknęłam, wtulając nos w jego szyję. – Możesz rozpalić ogień?
– Nie ma sprawy.
Posadził mnie na kanapie i zajął się rozniecaniem płomienia. Poszło szybko i sprawnie. Potem usiadł tuż obok i zatopił we mnie spojrzenie ciemnych oczu.
– Wyglądasz na strasznie przygnębioną.
– O ile dobrze pamiętam, obiecałeś swą pierś do wypłakania.
Roześmiał się, a potem usiadł blisko, bardzo blisko i objął mnie ramieniem.
– Możesz szlochać – oznajmił wspaniałomyślnie. – Wiele zniosę.
– Dlaczego zostałeś policjantem? – spytałam, wygodnie moszcząc się w jego objęciach.
– Mój tata nim był. Dziadek również. Powiedzmy, że to rodzinna tradycja.
– Tylko? – uniosłam głowę i złapałam jego spojrzenie. W migoczącym blasku ognia wyglądał niesłychanie fascynująco.
– Nie, nie tylko. Sądzę, że to coś w rodzaju powołania. Chociaż teraz wielu kandydatów myśli jedynie o ciepłej, państwowej posadce. Są zawiedzeni, gdy posadka okazuje się wcale nie tak dobrze płatna i bynajmniej nie taka ciepła.
– Chodzi ci o drogówkę?
– Powiedzmy – subtelnym ruchem odgarnął kosmyk włosów, który opadł mi na oczy. – Lubię to, ale chyba najwyższy czas spróbować przenieść się gdzieś indziej. Może do dochodzeniówki?
– Nie znam się na tym – przyznałam uczciwie. – Policjanci kojarzyli mi się z zapyziałymi pociotkami wystawiającymi mandaty za brak świateł czy pasów.
– Teraz również? – spytał cicho, pochylając się tak bardzo, że poczułam jego oddech na swojej twarzy.
– Teraz już nie… – szepnęłam.
– To dobrze. – Delikatnie musnął wargami czubek mojego nosa, skraj policzka, a ja poczułam jak bardzo pragnęłam by mnie pocałował.
Przez całe życie niesłychanie poważnie podchodziłam do wszelkich damsko-męskich znajomości. Adam musiał zdobywać mnie długo i wytrwale. Nie ufałam mu, bo poprzedziła go sława playboya i zdobywcy kobiet. A jednak w którymś momencie zaczęło mi zależeć, bardzo zależeć. Wydawało się, że niegrzeczny chłopiec w końcu się ustatkował i że stałam się jego jedyną miłością. Okazało się jednak inaczej. Diabli wiedzą, ile on miał tych przygód przez cały nasz związek?
Wojtek wydawał się całkiem inny. Dojrzalszy, poważniejszy, a nade wszystko taki opiekuńczy, taki… Nie umiałam ubrać tego w słowa, ale pociągał mnie w dziwny, niewytłumaczalny sposób. Czułam podniecenie, choć powinnam łkać z żalu nad utraconą przyszłością. Pragnienie, które nagle postanowiłam ugasić.
Pierwszy raz w życiu, to ja pierwsza pocałowałam mężczyznę. Wdrapałam się na kolana Wojtka i otuliłam go ramionami.
Pocałunek był głęboki, namiętny. Nasze języki bawiły się razem, tańcząc, jego dłonie bardzo powoli przesuwały się w dół. Był odrobinę nieśmiały, choć jednocześnie z dużą wprawą rozpalał ogień w moim ciele. W ciemnych oczach widziałam odbicie swych własnych pragnień i jeszcze coś. Coś, co stanowczo mi się nie podobało…
– Nie – powiedział zdecydowanym tonem, odsuwając się na sporą odległość.
– Dlaczego?
– Po prostu nie.
Zagryzłam usta i zerwawszy się z kanapy usiłowałam uspokoić drżące ręce i trzepoczące serce. Przynajmniej do chwili, gdy on znajdzie się za drzwiami.
– Rozgniewałem cię?
– Nie, skądże znowu.
Stanowczo ujął mnie za dłoń i przyciągnął, sadzając sobie na kolanach.
– Spójrz na mnie! – rozkazał.
Więc spojrzałam.
– To wszystko? Możesz już sobie pójść?
– Masz złamane serce, żądzę zemsty w oczach i całkiem sporo promili w tej ślicznej główce. Te trzy powody zadecydowały o tym, że nie chcę się z tobą teraz kochać. I to wcale nie oznacza, że nie mam ochoty.
– Rozumiem. Możesz iść?
– Nie, nie rozumiesz! – rozzłościł się nagle. – Chcesz seksu? Chcesz? – brutalnie ścisnął moje ramiona.
– Czy to grzech?
– Czyli jedyne co mogę ci dać, to jedna noc i solidne rżnięcie? A co potem? Mam się ulotnić, gdy tylko wytrzeźwiejesz?
Nagle przeszła mi ochota na płacz. Patrzyłam zdumiona w rozgniewane, ciemne oczy i powoli docierało do mnie, że najzwyczajniej w świecie zależy mu na czymś więcej niż tylko na jednonocnym bzykanku.
– Sądziłam że się ze mną umówiłeś…
– Bo chciałem cię przelecieć? Bo miałaś na sobie seksowne ciuszki i złamane serce? Bo mógłbym cię upić i wykorzystać na wszelkie sposoby?
– Tak jakby – zakłopotałam się, czując jak się rumienię.
– Czym sobie zasłużyłem na taką opinię? – spytał z goryczą.
Sęk w tym, że w ogóle sobie na nią nie zasłużył.
– Sama nie wiem, co się ze mną dzieje – odpowiedziałam bezradnie. – Zachowuję się jakby kompletnie mi odbiło. I wcale nie jestem aż tak pijana. Po prostu… - głos mi się załamał. Lecz nie wybuchłam płaczem, dzielnie wpatrując się we wciąż zagniewane oczy Wojtka.
– Już dobrze – objął dłonią mój kark i na powrót przytulił. – Musisz się przespać. Przemyśleć wszystko. Jeśli wtedy będziesz chciała mnie widzieć, wiesz gdzie szukać.
– Nie zasnę sama. Proszę! Obiecuję, że będę grzeczna!
Zawahał się.
– Mam cię uśpić? Zaśpiewać kołysankę? Opowiedzieć bajkę? – dodał nagle rozbawiony.
– No nie…
– Przebierz się w piżamę. Zostanę, aż nie zaśniesz.
Biegiem udałam się do łazienki. Zmycie makijażu i szczotkowanie zębów nie zajęło mi więcej niż trzy minuty. Potem szybko wyjęłam z szafy moją najbardziej aseksualną kreację nocną i z bijącym jak oszalałe serce, wróciłam do salonu. Wojtek nadal siedział na kanapie, wpatrzony w dogasający ogień. Od razu mnie zauważył i zaczął się śmiać.
– Co jest? – spytałam zdezorientowana.
– Skąd wytrzasnęłaś tak cudaczne ciuchy?
– Dostałam w prezencie.
– Od narzeczonego?
– Broń boże – mruknęłam zawstydzona.
Mężczyzna wstał i podszedł bliżej.
– Co ja z tobą mam? – powiedział z rozczuleniem. – To prowadź do swej sypialni, pani w popartowej piżamie.
Nie odezwałam się słowem, dopóki nie znaleźliśmy się w łóżku. Wojtek przylgnął do moich pleców i opiekuńczo objął ramieniem. Na dodatek twarz wtulił we włosy i nawet czułam jak się uśmiecha.
– A teraz liczymy barany i zasypiamy – rozkazał.
Trochę kręciło mi się w głowie. Tyle się wydarzyło. Tyle alkoholu w siebie wlałam. Na dodatek tak wyraźnie czułam ciepło drugiego ciała. Pomyślałam, że był niezwykle wyrozumiały w stosunku do mnie.
– Jesteś cudowny – wymruczałam, balansując powoli na granicy snu i jawy.
– Ty również – odpowiedział szeptem.
To dziwne, ale zasnęłam bardzo szybko. I co najważniejsze spałam wyjątkowo spokojnie, bez jakichkolwiek koszmarów.
A na dodatek śnił mi się cudowny pocałunek.
***
Poranek powitał mnie jaskrawym blaskiem słońca.
Jęknęłam i powoli się podniosłam, przyjmując pozycje pionową. Wczorajsze promile dały jednak o sobie znać, bo w głowie zawirowało mi niczym po szalonej przejażdżce na karuzeli.
Ostrożnie rozejrzałam się dookoła. Byłam sama, nie licząc opitego komara siedzącego na ścianie tuż obok. Mściwie pomyślałam, że zaraz się nim zajmę, a potem wróciły wspomnienia ubiegłego wieczora.
Przypomniałam sobie, kto mnie ukołysał do snu i nic nie mogłam poradzić, że na moich ustach zagościł szeroki uśmiech.
Ciekawe co on tak naprawdę sobie o mnie myślał? Momentami niezbyt dobrze się zaprezentowałam. A przecież tak naprawdę byłam zupełnie inna. Zrównoważona, opanowana, powściągliwa.
Najgorsze było jednak to, że zdrada Adama przestała być nagle ważna. Miałam w nosie jego niewierność, całą tę imprezę i to, co powie nasza rodzina. Oraz prasa.
Za to coraz mocniej tęskniłam za obecnością pewnego ciemnookiego policjanta.
Zwlekłam się z łóżka i pomaszerowałam do łazienki. Długi, na wpół lodowaty prysznic orzeźwił mnie i przygotował do konfrontacji z nieuniknionym.
Nie, źle to ujęłam. Postanowiłam najzwyczajniej w świecie wysłać smsa mojemu świadkowi i uciec z własnego domu. Dobrze też wiedziałam, gdzie się udam.
Szybko wybrałam jedną z sukienek, o której wiedziałam, że wyglądam w niej bardzo efektownie, zapakowałam do ogromnej torebki najpotrzebniejsze rzeczy i posłałam ostatnie spojrzenie swemu spojrzeniu w lustrze. Długie, złociste włosy luźno opadały na plecy, błękitny materiał sukienki eksponował wszystkie krągłości, a wyraziste usta nadawały mej twarzy wyraz stanowczości.
Byłam piękna. Miałam tego świadomość od bardzo dawna. Jednak stroniłam od bezsensownych romansów i pustych flirtów. I dopiero Adam zdołał podbić moje serce. Oraz je złamać.
Bez zbędnego namysłu wsiadłam do zamówionej taksówki i kazałam jechać na komendę główną. Nawet jeśli nie zastałabym tam Wojtka, to miałam nadzieję, że wyłudzę od nich jakiś numer telefonu czy adres.
Najdziwniejsze było to, że w nosie miałam zamieszanie, które z pewnością wybuchnie za niecałą godzinę. O ile już nie wybuchło. Zastanawiające było czy Adam stawi się w kościele, udając zasmuconego moim postępowaniem? Matko! Jak ja mogłam na tak długo związać się z takim bydlakiem! Ciekawe ile razy w przeciągu tych trzech lat zdołał mnie zdradzić?
Poprawiłam pasek płaszcza i już chciałam wejść do ogromnego gmaszyska, gdy mój wzrok przyciągnął wysoki, ciemnowłosy mężczyzna, stojący wraz z grupką innych funkcjonariuszy przy kilku motorach.
Wojtek.
Serce zaczęło bić jak szalone, a w ustach poczułam niespotykaną dotąd suchość.
Stukając obcasami skierowałam się w jego stronę i po chwili popukałam go w ramię. Odwrócił się zaskoczony, lecz od razu zaskoczenie zamieniło się w radość.
– Marta? Tak wcześnie?
– Nie spodziewałeś się?
– Nie. Ale miałem nadzieję – objął mnie i pocałował w policzek.
A pode mną ugięły się kolana. Gdyby nie silne, męskie ramię, to nie wiem…
– Uciekłam – przyznałam szczerze. – Napisałam wiadomość, że przyłapałam Adama na zdradzie i ślubu nie będzie.
– To kiepski pomysł uciekać od problemów.
– Nie mam siły, by odpowiadać na te wszystkie pytania, znosić prawdziwe i udawane współczucie. Jestem tchórzem – pisnęłam cichutko, bo reszta mężczyzn przyglądała się nam z ciekawością.
– Nie jesteś – Wojtek uśmiechnął się uspokajająco. – Poznajcie Martę – zwrócił się do otaczających nas funkcjonariuszy. Powitały mnie pełne podziwu spojrzenia. Potem odeszli na bok i wreszcie zostaliśmy sami.
– Myślałam, że masz dziś wolne – powiedziałam tonem pełnym zawodu.
– Niestety nie.
– I co ja teraz zrobię? – spojrzałam na niego błagalnie.
Pogrzebał w kieszeni i wyjął stamtąd pęk kluczy.
– Proszę, możesz pójść do mnie. Żaden luksus, zwykłe mieszkanko, na dodatek panuje tam iście kawalerski nieład. Ale lodówka jest pełna, a kanapa wygodna – uśmiechnął się szeroko, gładząc mnie po policzku. – Jeśli chcesz, to możesz przeczekać.
Czy chciałam? Pewnie, że tak!
– Wyglądasz fantastycznie – wyrwało mi się. – Dziś nie radiowóz, a motor?
– Niestety nie, choć jest ciepło i słonecznie. Ale lubię motory. A ty?
– Trochę się ich boję – przyznałam odważnie. – Nie znoszę zbędnego ryzyka.
Zaczął się śmiać, jakbym powiedziała coś niezwykle zabawnego. Naprawdę, czasem niezwykle trudno było podążać tokiem jego myśli.
– Zabiorę cię kiedyś na przejażdżkę – obiecał radosnym tonem. – Proszę, tutaj masz adres – wcisnął mi w dłoń niewielką karteczkę.
– Czy gdzieś jest tutaj postój taksówek?
– Poproszę kolegę, podwiezie cię.
– Ale nie skuje mnie przedtem?
Wojtek pochylił się.
– Ja cię mogę skuć, jak wrócę – powiedział schrypniętym głosem. – Bo w świetle dnia wyglądasz jeszcze cudowniej niż wczoraj.
Nie tylko zarumieniłam się, ale przez dłuższą chwilę ciężko było mi złapać oddech.
– Pójdę już. Bo inaczej rozbiorę cię na środku ulicy.
– Coś w tym jest…
Pocałowałam go jeszcze na pożegnanie i bez sprzeciwu zajęłam miejsce na tyłach wskazanego mi radiowozu. Policjanci, którzy robili za mój transport, okazali się niezwykle rozmowni i to od nich dowiedziałam się wielu szczegółów o Wojtku. Na przykład tego, że czekał na niego awans, ale on wciąż wolał służyć w drogówce. I że uwielbiał sernik oraz zieloną herbatę, a do kina chodził tylko na widowiskowe filmy akcji. No i oczywiście rzecz najważniejsza – od roku z nikim się nie spotykał.
Podziękowałam im i ze zniecierpliwieniem wjechałam windą na ostatnie piętro wysokiego wieżowca. Kiedy zamknęły się za mną drzwi, z ciekawością rozejrzałam się dookoła. Salon połączony z małą kuchnią. Obok niewielka sypialnia. Łazienka typowo blokowa, a w niej zamiast wanny, prysznic. Wszystko nieco surowe, jakby niedopracowane. Albo niezbyt dawno się tu wprowadził, albo kompletnie nie przykładał wagi do wystroju wnętrza.
Za to na ścianie pokoju wisiał ogromny telewizor.
Uśmiechnęłam się.
Ech, ci faceci. Nieważne, że w kuchni są dwie szklanki i jeden garnek. Ważne, żeby było na czym oglądać mecz.
Płaszcz powiesiłam na oparciu krzesła, zzułam buty i zastanowiłam się co dalej. Może nie powinnam była, ale postanowiłam tu odrobinę posprzątać. Kwiatom na parapecie przydałaby się również odrobina wody. Gdy skończyłam po dwóch godzinach, kuchnia lśniła, salon prezentował się o niebo lepiej, a w misce czekała świeżo co uprana męska bielizna.
I nagle dotarło do mnie co zrobiłam.
Zaczęłam się śmiać jak szalona.
W dzień wymarzonego ślubu prałam gacie i skarpetki kompletnie obcemu facetowi.
Złapałam się za brzuch i padłam na kanapę, nadal zanosząc się śmiechem. Który chwilę potem zamienił się w płacz.
Wyłam ponad godzinę. W końcu musiałam wyrzucić z siebie ten cały żal, wszystkie negatywne uczucia. Nie chodziło tylko o Adama. Całe moje życie legło w gruzach, cała przyszłość okazała się ułudą. Dałam się oszukać, zdradzić, zwieść tym wszystkim kłamstwom, czuły słówkom, spojrzeniu jego złocistych oczu.
Kurwa! A najgorsze, że zaczęłam podejrzewać, iż tak naprawdę wcale go nie kochałam. Owszem, był przystojny, czarujący i zazdrościła mi go prawie każda kobieta. Był dodatkiem do mojego planu stworzenia sobie idealnego świata. Bezpiecznego, spokojnego, takiego, który opisuje się w najmodniejszych żurnalach.
Był złudzeniem. A moje marzenia pobożnymi życzeniami. Nijak się to wszystko miało do prawdziwej rzeczywistości. W zasadzie to powinnam mu być wdzięczna, że wyrwał mnie z tego zaklętego kręgu własnych złudzeń.
Może i dlatego mnie zdradzał?
Wydmuchałam zamaszyście nos. Dość tego! Pójdę na zakupy i przygotuję wystrzałową kolację.
Poczłapałam do łazienki i po spojrzeniu w lustro o mało co, nie rozbeczałam się ponownie.
– Słodki Jezu! – jęknęłam. Wyglądałam okropnie. Ciemne smugi na całej twarzy, pod oczyma dziwaczne cienie, czerwony jak burak nos…
Zimna woda pomogła mi odzyskać normalny wygląd. Resztę załatwiły kosmetyki, które przezornie zabrałam ze sobą.
Zanim wyszłam z mieszkania, sięgnęłam po komórkę. Tylu nieodebranych połączeń nie miałam nigdy w życiu. W końcu zdecydowałam, że jednak do kogoś zadzwonię. Wybór padł na mojego młodszego brata. Baby w mej rodzinie za dużo gadały, zresztą ja nie byłam wyjątkiem. Z nim jednym mogłam porozmawiać spokojnie, powiedzieć mu co się stało.
– Marta? – usłyszałam pod drugiej stronie głos pełen ulgi. – Gdzie ty do diabła się podziewasz?
Nie „co ty robisz”, ale „gdzie jesteś”.
– Nie denerwuj się. W mieszkaniu znajomego.
– Znajomego? Adam wspominał coś, że po pijaku wdałaś się w jakiś romans?
Prychnęłam z pogardą.
– Ten dupek lepiej się niech nie wypowiada. Zadaj mu pytanie, co on robił wczoraj wieczorem z tą lafiryndą?
– Wiesz… Może to z mojej strony podłe, ale czekałem na chwilę, gdy przyłapiesz go na zdradzie.
Roześmiałam się z ulgą.
– Chyba tylko ty.
– Możliwe. Nie musisz wracać. Wszystko załatwimy. Jesteś na pewno bezpieczna?
– Jestem. To policjant.
– Też mi gwarancja bezpieczeństwa – prychnął Sebastian.
– Prędzej ja się na niego rzucę niż on na mnie – przyznałam uczciwie. – I na pewno nic mi nie zrobi. Jest… Cudowny!
– Dawno nie słyszałem w twoim głosie takiego entuzjazmu.
– Dawno się tak nie czułam.
– Bałem się, że siedzisz gdzieś na moście, zastanawiając się czy skoczyć.
– Nie, to na pewno nie! Wojtek… Sam zobaczysz – oznajmiłam z nagłym zapałem. Już wiedziałam, że na pewno będę chciała jak najszybciej przedstawić go rodzinie.
– Siostra, ja rozumiem, że masz teraz mętlik w głowie, ale nie rzucaj się tak szybko w ramiona kolejnego przystojniaka.
– Próbowałam – westchnęłam. – Ale odsunął mnie i powiedział to samo.
– Już go lubię – brat roześmiał się pod drugiej stronie. – Policjant mówisz? Będzie zabawnie…
I się rozłączył. Wiedziałam dokładnie do czego pije. Nasz ojciec nie znosił niebieskich bałwanów, jak prywatnie ich nazywał. Nienawidził z dziką zaciętością, pogardzał i przy każdej okazji obrzucał inwektywami. W zasadzie nigdy nie zastanawiałam się skąd wzięła się ta jego patologiczna niechęć.
A teraz nie dość, że nie pokazałam się na własnym ślubie, wystawiłam do wiatru rodzinę i tych wszystkich dziennikarzy, to na dodatek jako kolejnego kandydata przedstawię mu policjanta. Ze zwykłej drogówki. Krawężnika, jak się pogardliwie o takich wyrażał. 
Lekko się zaniepokoiłam. Mam nadzieję, że nie dostanie zawału?
Jego ukochana, wypieszczona córeczka, odnosząca sukcesy w życiu zawodowym, kształcona na najlepszych uczelniach…
Cholera! Będzie trzeba odpowiednio go przygotować. Ale z Wojtka na pewno nie zrezygnuję z tak błahego powodu. Nigdy w życiu!
No… Chyba, że on zrezygnuje ze mnie?
Pomyślałam, że będę się tym przejmować w odpowiednim do tego momencie. Teraz musiałam się zając sprawą kolacji. Kucharka ze mnie żadna, ale umiałam przyrządzać pysznego łososia na parze i tiramisu. Do tego dobre wino i…
Wolałam nie myśleć co dalej. Na noc u niego nie zostanę więc pewnie będę musiała wrócić do własnego domu. Ech…
Tak w ogóle to był ciężki dzień. Mój humor zmieniał się niczym kryształki w kalejdoskopie, raz byłam pełna euforii i nowych marzeń, innym razem siedziałam w bezruchu, z rozpaczą obgryzając paznokcie.
Najdziwniejsze, że tak mało mych myśli poświęcałam Adamowi.
Spojrzałam na zegarek. Jeśli Wojtek kończył tak jak wczoraj, to mam jeszcze dwie godziny. Tiramisu stało już gotowe w lodówce, wino również się chłodziło, łosoś czekał na akcję zasadniczą. Mieszkanie lśniło, a ja po raz setny poprawiłam makijaż.
I wtedy zamarłam, bo ktoś załomotał do drzwi.
Wojtek? Tak szybko?
Niechętnie otwarłam, choć z pewnością nie spodziewałam się zobaczyć pod drugiej stronie Adama.
– Musimy porozmawiać?
– Jak? – wytrzeszczyłam oczy, podczas gdy on bez pardonu wpakował się do mieszkania.
– Mam znajomości. Kazałem wyśledzić sygnał twojej komórki. Potrafią być bardzo dokładni – zdjął płaszcz i stał teraz naprzeciwko, cudownie przystojny, z tym swoim spojrzeniem pełnym tajonego ciepła. Gówno, nie ciepła! Kolejny raz nie dam się nabrać.
– To mów, co masz do powiedzenia i spadaj!
– Wyrażasz się dość wulgarnie – skrzywił się lekko, a potem przyklęknął i wyciągnął ku mnie rękę, w której trzymał purpurową, rozkwitłą róże.
– Kochanie, wiem że źle zrobiłem. Ale wybacz mi proszę, ten jedyny raz.
– Chciałeś chyba powiedzieć – ten pierwszy raz.
– Kolejnych nie będzie. Ręczę własną głową.
– Co ci tak nagle zależy? – spytałam podejrzliwie, cofając się o krok. Jego urok wciąż działał, ale byłam zbyt mocno rozzłoszczona. No i w planach miałam zupełnie co innego…
– Postąpiłem jak kretyn.
– Bo ja wiem…
Tym razem w jego bursztynowych oczach ukazało się zdumienie.
– Nie rozumiem – powiedział zdezorientowany.
– Ja również. Ale mam przeczucie, że swoim postępowaniem oddałeś mi wielką przysługę.
Adam wstał, w milczeniu wlepiając we mnie zdziwiony wzrok. I nagle się rozzłościł.
– Spałaś z nim! – krzyknął, wskazując na mnie oskarżycielsko placem.
– Nie. Ale wiedz, że mam na to straszną ochotę.
– To zemsta!
– Nie – zaprzeczyłam ruchem głowy. – Możesz myśleć, co chcesz lecz to nie zemsta.
– Chcesz powiedzieć, że rzucasz mnie dla pierwszego lepszego faceta. I co? Zamieszkacie tutaj, w tej norze? – szyderczym gestem wskazał na wnętrze mieszkania.
– Z okien rozciąga się cudowny widok – odparłam spokojnie. – Zresztą, mam własne mieszkanie.
– Ha, ha! On jest zwykłym krawężnikiem! Sądzisz, że twój ojciec da ci choć złamany grosz, gdy się o tym dowie?
Nie wytrzymałam. Nie pochwalam przemocy, ale jemu naprawdę się należało. Wymierzyłam siarczysty policzek i…
Adam mi oddał. Z całą siłą męskiego ramienia, przyłożył mi tak, że gdyby nie ściana za moimi plecami, upadłabym na podłogę. I wcale nie miał zamiaru na tym skończyć. Rzucił się na mnie i chwyciwszy za włosy, zmusił bym spojrzała w jego rozwścieczone oczy.
– Wrócisz do mnie, czy tego chcesz, czy nie! – wysyczał.
– Ty wredny sukinsynu!
– Sukinsynu? – widać było, że ubawił go ten epitet. – Wiesz, to dziwne, ale mam na ciebie straszną ochotę…
Nie zdążyłam się nawet wystraszyć. Adam został energicznie ode mnie odciągnięty i mało eleganckim kopem wyrzucony za drzwi.
– Wojtek! – jęknęłam i bez wahania skryłam się w szerokich ramionach.
– Później postaram się skuć tę jego śliczną buźkę tak, że przez miesiąc nie pokaże się publicznie! – W ciemnych oczach widziałam nietajoną wściekłość. – Chodź, przyłożymy lód.
Cała prawa połowa twarzy paliła niczym żywym ogniem. Miał rację. Kilka minut później siedziałam na kanapie, łykając łzy, z okładem z lodu na policzku. Wojtek usiadł tuż obok i czule gładził mnie po głowie.
– Chyba miałem przeczucie, żeby się zjawić wcześniej – powiedział tylko.
– Chyba tak…
– Uszy do góry, lód z pewnością pomoże.
– Ale nie na zranioną dumę. Jak on mógł?
– Bardzo mu zależy na tym małżeństwie.
– Właśnie – zmarszczyłam brwi. – To dziwne, nieprawdaż?
– Może – pocałował mnie w ucho. – A swoją drogą chciałem spytać coś ty zrobiła z moim przytulnym lokum?
– Posprzątałam – rzekłam niepewnie. – To źle?
Zaczął się śmiać. Położył głowę na moich kolanach i zanosił się śmiechem, z nosem wtulonym w mój brzuch.
– Jesteś okropna!
– I przygotowałam kolację. No, prawie…
 – Kolację? – Wojtek obrócił się na plecy i spojrzał na mnie zachłannie. – To podoba mi się znacznie bardziej. Czego nie zdążyłaś zrobić?
– Samego finału – przesunęłam dłonią po jego szorstkich włosach. – Miał być łosoś na parze, moja specjalność.
– Hm… Zabrzmiało smakowicie. Może ja skończę?
– Nie, dam radę. Pożycz mi tylko jakiś szalik, czy coś, przymocuję sobie ten lód.
Uniósł rękę i opuszkami palców przesunął po moich ustach. Wzrok miał lekko kpiący, nieco zatroskany i z pewnością odrobinę poważny.
– Wiesz, że nasze wczorajsze spotkanie, to był najlepszy zbieg okoliczności, jak mógł mnie spotkać.
– Wiem – również obrysowałam kontury jego warg. – A ty wiesz, że właśnie dziś, o tej porze miałam bawić się na własnym weselu? W zamian za to wyprałam twoją bieliznę i zostałam znokautowana przez niedoszłego męża.
– To pierwsze jest zabawne, za to drugie jeszcze mi zapłaci!
– Nie, daj spokój. Teraz już jest dobrze – pochyliłam się i pocałowałam go w czubek nosa. – Zeskakuj z kanapy, przygotujemy jedzenie.
– Podam ci szalik i nakryję do stołu.
– Już nakryłam. Masz tylko jeden stół, w kuchni.
– No tak – zakłopotał się.
Resztki lodu wyrzuciłam do zlewu i zabrałam się za przyrządzenie rybki. Wojtek przyniósł mi szalik, ale nie skorzystałam. Przestało mnie boleć, choć pewnie ślad po uderzeniu pozostanie dużo dłużej.
– Wyjmij wino z lodówki i siadaj. Tutaj jest za mało miejsca na nas dwoje.
– Za to mogę być bliżej ciebie – szepnął, obejmując moje biodra i nieoczekiwanie się przytulając. Odchyliłam głowę do tyłu i oparłam ją o jego tors.
– Małe kuchnie mają swoje zalety.
– Mają – teraz błądził ustami po wrażliwej skórze szyi. Westchnęłam z uniesieniem. To było takie cudowne, tak rozkosznie przyjemne. Silne dłonie splecione na moim podbrzuszu, gorące wargi dotykające skraju policzka. Zamknęłam oczy i zamarzyłam o pocałunku. Takim jak wczoraj, nie! lepszym niż wczoraj.
– Doprowadzasz mnie do wrzenia – wymruczał. – Jak mam nad sobą panować?
– Wcale nie musisz…
– Muszę. Ty także nie wyglądasz na kogoś, kto zaczyna znajomość od łóżka.
– Pierwszy raz w życiu czuję, że mogłabym zrobić wyjątek.
– W takim razie muszę przynieść kajdanki…
Otwarłam oczy i spojrzałam na niego z wyrzutem. Patrzył na mnie z pożądaniem, kpiąco i odważnie.
– Ty na serio z tymi kajdankami? – spytałam podejrzliwie.
– Na wszystko przyjdzie pora – musnął moje wargi i odsunął się.
– Zaraz podam jedzenie. Zapal świeczki.
W tym samym momencie wyobraziłam, jak przykuwa mnie do łóżka, a następnie brutalnie się ze mną kocha. A ja, skuta i bezwolna, nie mam nawet najmniejszej możliwości protestu…
Z wrażenia, aż upuściłam nóż. Wbił się czubkiem w podłogę tuż obok mojej nogi.
– Zrobisz sobie krzywdę! – Wojtek kucnął, by go podnieść.
– Wyobraziłam sobie, jak mnie skułeś i…
– I co? – uniósł głowę w górę i spojrzał zachłannie. – Ktoś tu ma bardzo niegrzeczne myśli.
Skinęłam głową. Jego dłonie pieściły moje łydki, przesuwając się coraz wyżej, a chwilę później dołączyły do nich gorące usta. Stałam w bezruchu, opierając się o blat kuchennych mebli, błagając w duchu, by nie przerywał.
– Nareszcie mogę ich dotknąć – wyszeptał. – Cudowne!
Oddychałam coraz szybciej i coraz głośniej, a kiedy rozsunął moje uda i dotknął ich wewnętrznej części, napięłam całe ciało i cicho jęknęłam.
To go chyba ocuciło, bo natychmiast przerwał.
– Dlaczego? – wyrwało się z żalem z moich ust.
– Strasznie burczy mi w brzuchu – posłał rozbrajający uśmiech i usiadł przy stole.
Nie mogłam się nie roześmiać. Doskonale wiedziałam, że prawda była całkiem inna. Jeszcze trochę i wylądowalibyśmy w łóżku. Nie chciał tego głównie ze względu na mnie. Wciąż uważał, że za szybko, bym z kimkolwiek się wiązała.
Trochę mnie to wkurzało. Ale tylko trochę, taką odrobinę. Tak naprawdę byłam zachwycona. I raczej nie przewidywałam długiego oporu z jego strony. Już ja o to zadbam!
Zgasiliśmy wszystkie światła, a Wojtek włączył coś nastrojowego. Ja w tym czasie zapalałam wszystkie świeczki, które kupiłam w pobliskim sklepie.
Zrobiło się bardzo romantycznie i bardzo intymnie. Ale chyba naprawdę był głodny, bo pałaszował zawartość talerza z niesłychanym zapałem.
– To naprawdę pyszne – pochwalił.
– Zostaw miejsce na deser.
– Jestem pojemny – puścił oczko i chwycił kieliszek z winem.
Pojemny? No tak. Nie dość, że wysoki, to na dodatek nieźle zbudowany. Zaczęłam się obawiać, że przygotowałam zbyt małą porcję dania głównego.
– Chcesz trochę ode mnie? Nie mam dziś apetytu.
– Jedz, bo inaczej będziesz chuda i koścista.
– Daleko mi.
– Świetnie dobrałaś wino – stwierdził z uznaniem, zmieniając temat.
Skinęłam głową, bo nagle zabrakło mi słów. Siedział naprzeciwko, taki zwyczajny, pałaszując swoją porcję, ubrany w zwykłego t-shirta i wytarte jeansy. Ciemny ślad zarostu był znacznie bardziej widoczny niż wczoraj wieczorem, włosy odrobinę zmierzwione. A ja czułam, jak rośnie we mnie coś nieznanego, coś niesamowitego. Nie musiałam się przed nim krygować, być uwodzicielską i udawać kogoś, kim nie byłam. W każdej chwili mogłam za to wtulić się w te szerokie ramiona, znaleźć w nich pociechę i poczucie bezpieczeństwa. Nie tylko fizyczne pożądanie.
Mógłby być tylko mój.
A ja tylko jego.
Tak prawdziwie i do końca.
Musiałam zrobić wszystko, by do tego doszło. 
Wszystko! 

link do części III - klik

33 komentarze:

  1. jestem absolutnie oczarowana Wojtkiem, nie dość, że jest posiadaczem mojego ulubionego imienia to jest przystojnym 'krawężnikiem'. Oj coś czuje, że zmienia mi się ulubiony bohater ;)

    Jak zwykle nie zawiodłaś Diablico ;) Pozdrawiam Cię gorąco i życzę wszechogarniającej weny ! Aga

    OdpowiedzUsuń
  2. "Nieważne" pisze się razem. Policjanci są przydzieleni do radiowozów/motorów i nie mogą tak o sobie zmienić tego. Lubię Twoje opowiadania, ale Twoi bohaterowie są bardzo mało wiarygodni. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić takiej sytuacji w prawdziwym życiu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Błąd poprawiony, a co do motoru, chyba niezręcznie opisałam scenę. Dodałam trzy słowa i teraz już jasne, że Wojtek wcale się nie udaje na patrol jednośladowcem :-)

      A propos, może trafiłam na zorientowanego czytelnika/czytelniczkę. Jak to jest z tym awansem w Policji? Naszukałam się w necie, ale nic mądrzejsza nie jestem.
      Więc jak to jest z tą drogówką? Jaki stopień może mieć policjant służący w drogówce? I co po tym? Na pewno są możliwości awansu, ale... Właśnie. Będę wdzięczna za podpowiedź.

      Usuń
    2. Spróbuję ci pomóc, ale moja wiedza jest poparta tylko znajomością z policjantami, więc mogę się mylić. W policji są awanse poziome i pionowe, ja się znam tylko na pionowych. Drogówka wcale nie jest "gorsza", niż dochodzeniówka, wywiad, czy prewencja, niektórzy mogą w niej spędzić całą karierę.
      W każdym wydziale stopnie są takie same, z tego, co się orientuję. Twój bohater nie musi pracować więc na awans do innego wydziału - mógłby się przenieść, gdyby ktoś mu złożył taką propozycję. Faktem jest, że im bardziej doświadczony policjant, tym chętnie go wezmą gdzieś indziej, a drogówka nie cieszy się zbyt dużym prestiżem, więc to się zgadza w Twojej opowieści :) Ale nie jest związane z wysługą lat. Policjant natomiast musi za staż pracy awansować (i dostawać podwyżkę), więc w zależności od tego, jak długo Twój bohater pracuje, to taki będzie miał aktualny stopień.

      Usuń
    3. Anonim, to są romanse, opowiadania. Ciężko, żeby cokolwiek znaleźć w życiu codziennym. Zdarzają się czaaaaaaaasem takie sytuacje, ale rzadko. Jednak takie pisane historie są po to, żeby oderwać się od szarej codzienności. :) To raz, a dwa, może to akurat zły przykład, ale skoro matka mogła wsadzić do zamrażalnika swoje trzy dzieciątka i trzymać je tam z miłości do nich i to jest prawdziwe, to czemu Marta nie mogła spotkać Wojtka policjanta?

      Usuń
    4. Myślę że Anonimowi bardziej chodziło o fakty sprzeczne z obowiązującą rzeczywistością ;-)

      Co do tych awansów, dzięki, przynajmniej wiem, że drogówka nie musi być gorsza od dochodzeniówki, a to już coś.
      Mam szczery zamiar zatrzymać się przy jakimś patrolu i nieco ich pomęczyć. Chyba mnie nie zamkną? Dziś nawet jeden widziałam, ale byli zajęci, więc odpuściłam ;-)
      Jakby była przerwa w tekstach, to znaczy, że siedzę z kratkami, za "wydzieranie tajemnic służbowych"...

      Usuń
    5. Hm, myślę, że nie będziesz miała kłopotów, chyba,że trafisz na gburów. Powodzenia :)

      Usuń
  3. Cudo!!! jestem pod wielkim wrażeniem. I przede wszystkim uwielbiam takie dłuugie fragmenty:) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Babeczko, na samym początku wyłapałam: "– Nie na co dzień spotyka się takich przystojniaków. Niejedna wybaczyłaby mu niejedno". Powtórzenie jak ta lala:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, ale to akurat zamierzone :-) W końcu bohaterowie mówią bardziej po "naszemu" niż kwiecistą polszczyzną.

      Usuń
  5. dawno nie czytałam tak dobrego opowiadania.mnie też urzekl Wojtek. moze uda sie rozwinąć ta historię? bo z tego co pisalas wcześniej to czeka nas ostatnia część? szkoda tak fajnych postaci moze rozwin tak jak w wygranej walkę Marty z rodzina lub że biedak nie pasuje, mnie osobiscie wygrana nudziła ale tu zdecydowanie osobowosci mają lepsze:) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Swietnie budujesz napiecie miedz bohaterami.. czytajac to niemal czuje motylki w ich brzuchach ;) moze dodasz dzis kolejna czesc? Skoro juz jest napisana... pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaa... A wielbiciele Kary mnie oskubią...

      Usuń
    2. Nieszkodzi! Dodaj Mandat, bardzo wciagnelam sie w to opowiadanie!

      Usuń
    3. Jakie nie szkodzi? Kara byla tak wyczekiwana, że powinna mieć pierwszeństwo; )

      Usuń
  7. suuuperrr:)))))))) muszą być razem! :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Cóż, powiem szczerze, że lubię tego bohatera. Pewnie dlatego, że jest właściwie dokładnym odbiciem mnie. ;P (No, poza wyglądem, bo ten jest najwyraźniej przystojny).
    Więc chcę Cię serdecznie pozdrowić i życzyć powodzenia w dalszej twórczości. ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. och zakochałam się w tym opowiadaniu..no i chcę więcej!!! nie wiem jak ja wytrwam do kolejnej części :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Dodaj błagamy :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Boskie..... Czytam od 2 miesięcy Twoje opowiadania i ciągle mi mało.... :*

    OdpowiedzUsuń
  12. "Jestem tchórzem – pisnęłam cichutko, bo reszta mężczyzna przyglądała się nam z ciekawością". - Powinno być mężczyzn.
    Bardzo podoba mi sie to opowiadanie, jest na drugim miejsu zaraz za skrzydlatym ;)
    Pozdrawiam Julex

    OdpowiedzUsuń
  13. kiedy można się spodziewać tych tekstów? czekam z niecierpliwością! :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Mandat startuje minutę po północy. Kara po południu, Aniołek późnym wieczorem :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myslalam ze dzisiaj a to dopiero jutro :( no coz, chyba narobie ci kolejny milion wejsc w oczekiwaniu na :D

      Usuń
  15. Babeczko jesteś wielka!:* mialabym prosbe czy nie daloby sie skasowac tej konieczności wpisywania kilku - kilkunastu cyfr zeby opublikowac komentarz? Jest to troche uciążliwe zwłaszcza jak się pisze ze smartfona:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ??? Nie wiedziałam, że trzeba wpisywać jakiś kod! Zaraz spróbuję to naprawić.

      Usuń
    2. Oki. Zrobione. O ile to kryło się pod nazwą weryfikacja obrazkowa, to załatwione i nie trzeba będzie więcej wpisywać tych durnych literek. Szkoda, że nikt wcześniej nie dał mi znać, bo nie miałam o tym pojęcia...

      Usuń
    3. Super Babeczko :) wielkie dzięki! :*
      ps. oowiadania jak zwykle cudowne , rozpieszczasz nas :D

      Usuń
  16. Czytając to opowiadanie przypomniała mi się książka " bez przebaczenia" agnieszki lingas łoniewskiej. Jeżeli ktoś lubi takie opowiadania to naprawdę polecam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie czytałam, nawet nazwisko autorki nieznane, ale w wolnej chwili zobaczymy i podzielę się wrażeniami :-)

      Usuń
  17. W takim razie nie idę spać !! Dzięki Babeczko ;))

    OdpowiedzUsuń
  18. To poczekam aż się pojawi Mandat. I to moje ulubione opowiadanie. Pisz tak dalej Babeczko! :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.