wtorek, 25 marca 2014

Kara (III)

Być może wkrótce podzielę się z Wami pewną wiadomością, co do której mam dość mieszane uczucia... W zasadzie pozytywne, ale... Ech!

link do części II - klik


4.
Dni, każdy następny podobny do poprzedniego, mijały na tych samych, nudnych czynnościach. Praca, posiłki, wieczorny relaks. A potem nocki w dusznej celi, wyuzdane sny o pięknej lekarce i o tym, co mógłby z nią zrobić.
Damian rzucił kolejną kulą papieru o ścianę. Systematycznie, kartka po kartce, ogałacał biblię. Raz robił z nich niewielkie samoloty, innym razem papierowe kule. Nic innego nie potrafił.
Te rany, których doznał po przybyciu na Kalisto, już dawno się zgoiły. Ale za to pojawiły się nowe. Musiał stoczyć kilka walk, bo od tego zależało jakoś jego życia.
Życia? Wykrzywił usta z goryczą. To miejsce było piekłem. Duszne, klaustrofobicznie małe pomieszczenia, wszechobecny brud, ciężka praca, bezlitośni strażnicy.
Całość funkcjonowała według ziemskiej doby. Jedzenie było jałowe i niesmaczne, ale pełne sztucznych witamin i wspomagaczy. Aby mieli więcej sił.
Lecz nie przynosiło to żadnych skutków. Na linii produkcyjnej notowano promieniowanie, zdolne zniszczyć nawet najsilniejszy organizm.
Nic dziwnego, że tak niewielu wracało po latach, gdy już skończył się czas ich odsiadki.
Damian bardzo szybko zorientował się po co dowodzącemu potrzebna była wtyka. Ginęły produkowane przez więźniów ogniwa. Niedużo, kilka miesięcznie, ale i to przynosiło ogromne straty finansowe.
Z szemranych rozmów, półsłówek, czasem całych zdań, które wymykały się przypadkowym kompanom do kieliszka, zrozumiał, że komendant miał nie lada problem. Jeszcze trochę i przyślą mu tu kontrolę, albo i kto wie, oskarżą o kradzież własności rządu.
Nie pomogły zaostrzone patrole, monitorowanie więźniów, nawet zwiększona liczba straży. Ogniwa nadal ginęły.
Otarł pot z czoła. Wentylatory znów nawalały i gorąco było tu jak w piekle. Nie mógł dłużej wytrzymać. Szybko wsunął buty i wyszedł, kierując się prosto ku tak zwanemu „centrum”. Było to ogromne, kopulaste pomieszczenie, na środku którego rosło kilka nędznych drzew, imitujących ziemską zieleń. W rogu znajdowało się wejście do jedynego baru i centrum rozrywki. Co wieczór wybuchały tu bójki, czasem bardzo krwawe. Lecz strażnicy nigdy nie interweniowali.
Usiadł przy barze i zamówił podwójną wódkę. Co prawda ta trucizna nie zasługiwała na to miano, ale nic lepszego i tak by nie dostał.
– Damian! – Miejsce obok zajął nieźle już podpity czarnoskóry mężczyzna. – A mówiłeś, że dziś nie przyjdziesz?
– Wentylatory znów nawalają – odparł krótko, zaciągając się papierosem.
– Słyszałeś najnowszą wiadomość?
– Obawiam się, że nie – burknął Damian. Z całej siły pragnął by natrętny i gadatliwy czarnuch poszedł w diabły, ale z krótkiego doświadczenia wiedział już, że to nie będzie takie proste.
– Był wypadek u podopiecznych naszej pięknej i niedostępnej pani doktor.
– Tak? – Jego rozmówca gwałtownie się zainteresował.
– Aha. Jedna z jej podopiecznych naraziła się pewnej osobie i nieźle oberwała. Z tego powodu mamy za godzinę zbiórkę i umoralniający wykład.
– Wykład?
– Jak chcą nas nieco zresocjalizować, spędzają do kupy i pokazowo karzą szczęśliwego wybrańca.
– Karzą? – Damian wzruszył obojętnie ramionami. Tego chyba nie musiał się obawiać?
– Tak. Zazwyczaj chłostą. Mówię ci chłopie, leją aż miło! – Murzyn wydawał się być tym faktem zachwycony.
– Jak losują?
– Masz numer na nadajniku, prawda? Jak twój strażnik zapiszczy, to znaczy, że ciebie wytypowali. I wtedy chłopie, koniec! Niewielu to przeżyło.
Damian westchnął znudzony. Za godzinę? Starczy na krótkie bzykanko. Przynajmniej ostatnie co zapamięta, to będzie ulotna chwila przyjemności. Rozejrzał się dookoła. Wśród więźniów niewielki odsetek stanowiły kobiety. Ale muskularny, jasnowłosy mężczyzna o przystojnej twarzy, wzbudzał zainteresowanie prawie każdej z nich. Wygrzebał z kieszeni gumkę i klepnąwszy murzyna na pożegnanie w plecy, udał się w kierunku posyłającej mu kuszące uśmiechy, brunetki.
Schowali się za niewielkim przepierzeniem. Szybko rozpiął spodnie i sprawnie nałożył prezerwatywę. Wystarczyło teraz zarzucić sobie jej nogę na biodro i bez ceregieli wejść w nieco już wyeksploatowane wnętrze. Poruszał się szybko, zaciskając dłonie na dużych cyckach, a przed sobą wciąż widział inną twarz, inne oczy. Kobieta jęczała coraz głośniej, ale z ust Damiana nie wydobył się żaden dźwięk. Dobił na koniec z całą siłą i trysnął silnym strumieniem. Gówno go obchodziła satysfakcja partnerki. Potem odsunął się i wywaliwszy gumkę, zapiął rozporek.
Nie zamienił z nią ani słowa. Po prostu odwrócił się i wyszedł, nie wiadomo dlaczego wściekły na siebie samego, na cały świat. Zapalił papierosa i udał się na miejsce zbiórki.
Komendant gadał i gadał, jego surowy głos docierał do uszu każdego więźnia. A potem rozpoczęło się losowanie.
I nagle znudzony Damian usłyszał głośny dźwięk, gdzieś w okolicach swojej kostki. Tłum wokół niego błyskawicznie uległ rozproszeniu, został sam, ze zdumieniem wpatrując się w podchodzących strażników.
– Co do kurwy nędzy? – wymamrotał wściekły. Ale nie pozostawiono mu najmniejszej szansy na sprzeciw. Było ich zbyt wielu. Z ramionami rozpostartymi na boki, przywiązany, zagryzł zęby gdy pierwszy raz spadł na jego plecy. Nie pamiętał nawet kiedy zaczął wyć z bólu. Po dwudziestu uderzeniach stracił rachubę, po czterdziestu przytomność.
Odzyskał ją dopiero, leżąc na brzuchu w białym, sterylnym pomieszczeniu.
– Musiałem z tobą porozmawiać nie wzbudzając podejrzeń – komendant posłał mu krzywy uśmiech. – Boli?
– Jak cholera! – warknął rozjuszony więzień. – Spróbuj kiedyś, to się przekonasz.
– Nie złość się. Po wszystkim zajmie się tobą twoja ulubiona lekarka.
Faktycznie, to pomogło pokonać wściekłość. Na sama myśl, że znów ją zobaczy…
– Co mam powiedzieć? – spytał niechętnie. – Trzy tygodnie to za mało czasu, bym mógł wysnuć jakieś wnioski.
– Ale problem już znasz?
– Tak! – Damian syknął, bo plecy wciąż piekły żywym ogniem.
– Bystry chłopiec. Wyleczymy ci te rany, ale masz przez kilak dni nie wychylać nosa z celi i udawać umierającego.
– Nie ma sprawy.
– W korytarzu numer 13b jest wejście do starego szybu wentylacyjnego. Wejdziesz tam i pójdziesz w górę. Trafisz do hali produkcyjnej. Jak wiesz nie ma tam systemu monitoringu. Poleżysz sobie trochę w tych korytarzach, obserwując wszystko, co się będzie działo na dole. A potem się skontaktujemy.
– Kolejna chłosta?
– Nie, tym razem nie.
– Gdzie ta lekarka?
Komendant nieznacznie się uśmiechnął.
– Musisz wstać i sam do niej pójść. Korytarzem prosto i pierwsze drzwi po prawej. Ale pamiętaj – jego głos nieoczekiwanie stwardniał – bez takich numerów jak poprzednio.
– Nie jestem teraz do tego zdolny – warknął Damian, podnosząc się z przesadną ostrożnością. A jednak z ledwością stłumił okrzyk bólu. – I na przyszłość znajdź jakieś inne metody kontaktu.
– Słowo skauta – komendant odzyskał swój lekko żartobliwy ton.
Miał ochotę przyłożyć w tę jego gładką, beznamiętna twarz. Skurwiel! Też sobie wymyślił metodę kontaktu niewzbudzającą podejrzeń.
Klnąc w duchu Damian pokuśtykał we wskazane miejsce. Wszedł do środka i znalazł się w dość dużymi pomieszczeniu. Znajdowało się tu pięć łóżek, choć tylko jedno było zajęte. Leżała na nim wątła nastolatka, podłączona do kilku dziwnych urządzeń, przykryta jedynie białym prześcieradłem.
Tuż obok stała ona. Tak samo piękna i seksowna, jak to zapamiętał. Lecz teraz dojrzał w jej pociemniałych z gniewu oczach, również odrazę.
– Połóż się – rozkazała krótko.
– Mam się rozebrać?
Prychnęła z pogardą. Gdyby nie bolące plecy, to kto wie, czy zdołałby nad sobą zapanować.
– Obojętnie – wzruszyła ramionami i wskazała mu miejsce. Góry kombinezonu już nie miał, a dół przypominał poszarpaną szmatę.
Julia skrzywiła się. Jak można tak skatować człowieka? Jego plecy przypominały jedną wielką ranę. Pewnie już wdało się zakażenie? I chyba musiał mocno cierpieć? Wbrew samej sobie poczuła litość.
– Najpierw kilka zastrzyków. Za godzinę wyjdziesz stąd bez najmniejszego śladu na plecach.
– Ból minie?
– Tak.
Sprawnie wstrzyknęła mu kilka ampułek specjalnego antybiotyku, potem maleńką porcję nanobotów i czekała na rezultat ich działania.
– Przez chwilę możesz bardzo cierpieć.
Wysyczał coś niezrozumiałego. Dłonie zacisnął na metalowej ramie łóżka, i z taką siłą napiął mięśnie, iż miała wrażenie, że zaraz eksplodują. Nadszedł kulminacyjny moment. Zagryzł wargi tak mocno, że po podbródku spłynęła mu stróżka krwi. Julia nagle poczuła wyrzuty sumienia. Celowo nie dała mu znieczulenia. To było nieludzkie, ale nie miała pojęcia, że tak bardzo będzie cierpiał. Teraz za późno na zastrzyki.
Damian wygiął ciało w łuk i przeciągle jęknął. Dawno nie odczuwał tak kurewsko intensywnego bólu. Wiedział co zrobiła. Tylko dlaczego do cholery bez znieczulenia? To zemsta za jego poprzednią akcję?
W końcu po kilku minutach takich tortur, opadł bezładnie na łóżko. Był tak wyczerpany, że bez sprzeciwu pozwolił się napoić, a później podnieść.
– To koniec. Masz godzinę, by dojść do siebie. I bez żadnych numerów, bo mam tutaj magiczny przycisk, a straż zjawi się w przeciągu kilku sekund.
– Naprawdę sądzisz, że mam na to siłę? – spytał ochrypłym szeptem, patrząc na nią spod pochylonej głowy.
– Poprzednio też wyglądałeś na wykończonego.
– Teraz tak się czuję.
– Zaraz zacznie działać ostatnia ampułka. Postawi cię na nogi, byś mógł wrócić do celi.
– Do celi? – odparł Damian z goryczą.
Nic nie mogła na to poradzić, ale poczuła nagłe współczucie. Po tym mężczyźnie było widać, że wiele przeszedł.
– Odpoczywaj – delikatnie go popchnęła. – Przyniosę coś do jedzenia.
Bez sprzeciwu położył się na niewygodnym łóżku, zamykając oczy i próbując pozbyć się jej wszechobecnego zapachu. Naprawdę, ślicznie pachniała.

link do części IV - klik

9 komentarzy:

  1. Nie zauważyłam nic niepokojącego w tekście oprócz tego, że to III część ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Też uważam, że to III część ;)

    I jeszcze mały błąd: " Wyleczymy ci te rany, ale masz przez kilak dni nie wychylać nosa z celi i udawać umierającego." - powinno być kilka.

    M.G.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki. Faktycznie III. Ale wiecie, że chwilę potrwało o co chodzi w komentarzu powyżej ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj Babeczko, nie moje klimaty. Jakoś Daren też początkowo był mrocznym czarnym charakterem, tak samo Bastian- bezwzględne zło, a jednak ich uwielbiałam (szczególnie Darena). Ale tu mi czegoś brakuje. Może się rozkręci, ale Damian jest na razie niezbyt pociągający.
    Za to czekam niecierpliwie na "Mandat".
    Pozdrawiam, wierna czytelniczka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobrze, bo oznacza, że udało mi się napisać coś innego. Niekoniecznie lepszego, ale innego.

      Co do Mandatu to kolejny fragment już jest na blogu w zaplanowanych, miałam nawet chwilę słabości, by dać go na czwartek, ale oparłam się pokusie. Będzie na niedzielę ;-)))

      Usuń
  5. Świetne, w koncu prawdziwy czarny charakter...może nawet i nie do nawrócenia; )

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawe jak planujesz rozwinąć akcję :)
    Mam tylko pytanie kiedy dasz anioła?
    Bo niezwykle podoba mi się to opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
  7. kiedy kolejna część?

    OdpowiedzUsuń
  8. Czyżby Babeczka była przy nadziei? :))
    Czekam na kolejną część + aniołka <3 + mandaaaat *****^*****

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.