wtorek, 18 marca 2014

Kara (II)

Po namyśle doszłam do wniosku, że dam link do poprzedniej części. Aby nie wprowadzać zamieszania w numeracji. Skrzydlaty, mam nadzieję, że będzie jeszcze w tym tygodniu :-) 

Kara (I) - (klik) 

         Kara (II)
2.
– To było bardzo nierozsądne z pani strony, żebym nie powiedział że głupie.
Siedząca w fotelu kobieta, nie odpowiedziała od razu. Zwykle schludnie i nienagannie ubrana, tym razem przedstawiała sobą zupełnie odmienny widok. Rozczochrane włosy, podarte ubranie i coraz bardziej widoczny fioletowy siniak na prawym policzku, świadczyły o niedawnym zajściu w ambulatorium.
– Sądziłam, że jest ranny, zbyt słaby...
Komendant spojrzał na nią z widoczną ironią.
– No dobrze – westchnęła, odchylając się do tyłu. – Nie miałam racji.
– Myślę, że ten fakt nie podlega dyskusji. Proszę wrócić i doprowadzić się do porządku.
Wstała z widocznym wahaniem.
– A co z nim?
Za dobrze wiedziała, jak potrafią potraktować tu nieposłusznego więźnia.
– To nie pani sprawa.
– Wiem, ale…
Umilkła, widząc jak marszczy się jego czoło, a spojrzenie nabiera nieoczekiwanej ostrości. Bez zbędnych słów wyszła na zewnątrz. Wszelkie tłumaczenia i usprawiedliwienia nie były konieczne. Nie chodziło jej o to, by ratować skórę niedoszłego gwałciciela. Ale gdyby nie polecenie zdjęcia kajdanek, przez nią wydane, być może nie doszłoby do takiej sytuacji.
Praca tutaj nie przypominała sielanki. Silnie strzeżona baza, pełna strażników i  więźniów, nie była wymarzonym miejscem pobytu dla młodej i zdolnej pani doktor.
I nie dla nich tu się znalazła. Na Kallisto zsyłano także nieletnich, tych co do których resocjalizacja miała małe szanse powodzenia. Tam gdzie poddał się niewzruszony system, wkraczała ona, ze swoimi ideałami i pragnieniem naprawiania świata. Kilkunastu podopiecznych traktowało ją z początku z dużą dawką nieufności. Ale z czasem zyskała coś więcej niż ich zaufanie.
Nowy, udoskonalony system prawny na Ziemi, przewidywał bardzo surowe kary dla recydywistów. Koniec z pobłażliwością, drugą szansą i czy innymi pierdołami. Również dla niepełnoletnich.
Julia miała pełną świadomość tego, iż pozwolono jej na tę „zabawę” tylko pod wpływem koneksji ojca - generała, senatora i ogólnie ważnej szychy w rządzie. I tak większość patrzyła na nią, niczym na niespełna rozumu rozpieszczoną dziewuchę z bogatego domu, bawiącą się w zbawcę z powodu chwilowego kaprysu. Na początku na siłę chciała udowodnić, że jest inaczej. Teraz tylko wzruszała ramionami i robiła swoje.
Oficjalnie przebywała tutaj jako oficer naukowy. Tylko, że cóż miała badać w tej pełnej degeneratów i przestępców bazie?
Oficer naukowy? Dobre sobie.
Nagle zadrżała. Minęło ją kilku żołnierzy, ciągnących za sobą zakrwawionego, poturbowanego więźnia. Wciąż był nieprzytomny po otrzymanym ciosie w głowę.
Julia przygryzła wargi. To prawda budził w niej wstręt, ale nie chciała jego śmierci.
Damiana brutalnie wepchnięto do pokoju, z którego wcześniej wyszła. Potem, nie bawiąc się w subtelności ocucono potężnym uderzeniem w twarz.
Jęknął i zamrugał oczyma.
Powoli docierało do niego, gdzie się znajduje. Widział surową twarz komendanta, nieruchome, zimne jak lód spojrzenie. Pojawiło się przeczucie, że to chyba koniec jego parszywego, nic nie wartego życia.
Chrząknął i splunął na bok krwią.
– No i co? – wzruszył nonszalancko ramionami. – Sama się o to prosiła.
– Nie o to chodzi. Gdybym chciał cię ukarać, już byś dryfował w przestrzeni kosmicznej, wystrzelony razem z resztą śmieci.
Damian spojrzał na niego podejrzliwie. Co prawda oddaliło się od niego widmo śmierci, ale i tak nie spodobały mu się te słowa.
– Tutaj ja jestem jedyną władzą. Kiedy każę cię zabić, umrzesz w przeciągu kilku sekund. Ale żywy być może przydasz mi się bardziej… – mężczyzna zamyślony odchylił się do tyłu. – Potrzebna mi wytka wśród więźniów. Niestety poprzedni kandydat nie wywiązał się z zadania.
– Zginął?
– Można to tak ująć. Przede wszystkim mnie oszukiwał. Ale ty mi wyglądasz na rozsądnego chłopca.
Określenie to wydało się Damianowi wyjątkowo groteskowe. Ale ten umundurowany palant miał rację. Był rozsądny. Przynajmniej od czasu do czasu.
– Co miałbym robić? – spytał krótko.
– Nic wielkiego – komendant sięgnął po papierosy i poczęstował więźnia. Gdy już porządnie zaciągnął się dymem, kontynuował. – Cotygodniowy raport, chyba że zdarzy się coś ważnego.
– A w zamian dostanę?...
– Osobną celę, dodatkowy wieczór wolny, raz na miesiąc kobietę.
Przypomniał sobie lekarkę. Małe odwiedziny w najbliższej przyszłości, by dokończyć, to co zaczął?
– Tylko bez głupich numerów – warknął komendant, gwałtownie się prostując. – Wiem, co ci chodzi po głowie. Będziesz pracował dla mnie, a nie zaspokajał swoje chore popędy.
Damian skrzywił się. Nienawidził jakiejkolwiek władzy, nienawidził się podporządkowywać. Ale na dobrą sprawę, czy miał inne wyjście?
Już teraz nie.
– Dobrze – odparł, gasząc papierosa o blat biurka dowódcy i spoglądając na niego hardo.
– Znakomicie – tamten uśmiechnął się z ironią. – A teraz chłopcy, uczyńcie naszego nowego współpracownika bardziej wiarygodnym. I pokażcie mu przedsmak tego, co go spotka, gdy nie będzie chciał wywiązywać się z umowy.
Zanim zdążył zareagować został rzucony na ziemię. Pierwsze i drugie kopnięcie jeszcze bolało, kolejne przyjmował beznamiętnie, jakby nic już nie czuł. Kopali go w brzuch, plecy, nawet w głowę. Damian skulił się i zaciskając zęby, starał się osłonić te najbardziej wrażliwe części ciała.
– Dość! Nie chcemy go przecież zabić. A teraz do celi i niech sobie odpocznie.

3.
Leżał na twardej pryczy, zaciskając zęby i z trudem tłumiąc ból. Kolejne rany, kolejne złamania. Dlaczego do kurwy nędzy od momentu aresztowania robił wciąż za worek treningowy?
Stęknął i powoli wstał.
Pomieszczenie było niewielkie, o gładkich poczerniałych ścianach i skąpym umeblowaniu. Na wprost wejścia łóżko, po prawej stół i dwa krzesła, po lewej drzwi do łazienki.
Dostał komplet pościeli, dwa zestawy ubrań na zmianę i biblię.
Damian uśmiechnął się z przekąsem.
Biblię? Czyżby to był ten program resocjalizacji? Tak czy inaczej wolał własne myśli niż religijne bajania dla naiwnych.
Podniósł nogę i przyjrzał się szerokiej, czarnej obręczy. Jego prywatny strażnik, znacznie lepszy od prawdziwego. Nigdy nie spał, nigdy nie tracił czujności, a na dodatek nie dawało się go rozbroić żadnymi metodami. Przekonali się o tym ci, którzy próbowali. Zazwyczaj pierwszy i ostatni raz. Ostatni, bo mało kto miał możliwość przeżycia wybuchu o średniej sile rażenia.
Na ścianie wisiał regulamin. Posiłki o trzech stałych porach. Godziny pracy. Oraz co drugi dzień możliwość wyjścia na teren zagospodarowany tylko i wyłącznie na potrzeby więźniów. Pozory wolności w postaci jednego baru i kontaktów z innymi skazańcami.
W żadnym wypadku nie wolno było mu przekroczyć pewnej granicy. Tej, za którą znajdowała się część bazy zarezerwowana dla personelu oraz wojska. Wtedy efekt mógłby być podobny jak w sytuacji samodzielnego rozbrojenia obręczy.
Wstał, ponownie krzywiąc się z bólu. Oznajmiono mu, że dziś jeszcze ma wolne. Może robić co chce według ustalonych warunków. Damian jednak z doświadczenia wiedział, że i tutaj, w tym podłym, odciętym od prawdziwego świata miejscu, przyjdzie mu stoczyć walkę o przeżycie i pozycję wśród tak zwanych towarzyszy. Jak miał to zrobić, kiedy każda cząsteczka jego ciała krzyczała z bólu?
Zaklął w duchu i pokuśtykał w kierunku łazienki. Kiedy wyszedł stamtąd pół godziny później, znacznie bardziej przypomniał siebie samego. Choć nic nie zdołało zamaskować fioletowych siniaków, pokrytych świeżymi strupami krwawych szram i wykrzywionych z goryczą ust.
Potrzebował lekarza. Środków przeciwbólowych. Czegokolwiek.
Skrzywił się i sięgnął po jedno z przydziałowych ubrań. Zwykły kombinezon, w nijakim kolorze i ciężkie, lśniące nowością buty.
Drzwi otworzyły się bezszelestnie i do środka wszedł wysoki, żylasty mężczyzna. Damian zerkał na niego nie przerywając wiązania sznurowadła. Dopiero gdy skończył, wyprostował się i spojrzał wprost w ciemne, pełne pogardy oczy.
– Jestem doktor Burns. – Nawet głos lekarza był nieprzyjemny, wręcz odrażający.
– To dobrze – odpowiedział lakonicznie. – Przyda mi się kilka zastrzyków.
Doktor nie zareagował. Na stole położył małą walizeczkę i wyjął z niej aparat dawkujący lekarstwa. Więzień bez słowa podwinął rękaw i podsunął muskularne ramię. Dostał trzy duże dawki, choć nie miał pojęcia czego.
– Gdyby to ode mnie zależało – odezwał się lekarz, chowając przyrząd do walizki – to wstrzyknąłbym ci truciznę, śmieciu.
– Chodzi o koleżankę po fachu?
– Nie tylko. Takich jak ty jest tutaj kilka setek, ale żadne z was nie jest warte tego, by żyć! – warknął Burns.
– Ale to nie była trucizna?
– Środki przeciwbólowe. Będą działały dwie doby.
Odwrócił się na pięcie i wyszedł. Damian wzruszył ramionami. Doktorek najwyraźniej był wściekły.
Lekarstwa zaczęły działać błyskawicznie. Mógł się wyprostować i odetchnąć pełną piersią. Uśmiechnął się z przekąsem. Dawka była duża, więc najbliższe dwie doby zapowiadają się ciekawie. Dawno nie był na takim haju.
Przejechał dłońmi po twarzy, po krótkich włosach. Rozmasował kark, a potem skrzywił się. Kobieta raz w miesiącu? To za mało, znacznie za mało. Przypuszczał, że tutejsze dziwki są marne – brudne, zajechane i tak obojętne, że mógłby je przelecieć cały szwadron i nic by nie poczuły.
Co innego ona. Piękna, pachnąca czystością i luksusem. Widać było, że pochodziła z lepszego świata. Ciekawe, czego szukała w tej dziurze? Przygody?
Nie, z pewnością nie.
Takie jak ona uwielbiały zabawiać się w szlachetne samarytanki.
Cóż… Już on się postara, by miała okazję wypełnić swą „misję” w całym znaczeniu tego słowa.
Czas najwyższy zdobyć punkty za zasługi i dowiedzieć się, po cholerę tak naprawdę była potrzebna komendantowi wtyka wśród więźniów.

link do części III - klik

9 komentarzy:

  1. A co z aniołem?

    OdpowiedzUsuń
  2. Też z niecierpliwością czekam na Aniołka :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zdecydowanie wolę czarne charaktery w opowiadaniach, bo zawsze może z nich wyniknąć coś dobrego :) Czekam na więcej. B.B.

    OdpowiedzUsuń
  4. 4 MIESIĄCE ma 2 część... popisałaś się babeczko! ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. A tam Aniolek...w końcu jest kara; )

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajnie się czytało ten fragment, ciekawa jestem w jakim kierunku pójdzie to :)
    I mała dygresja...
    Bardzo długo chciałam kontynuacji Sylwestrowej opowieści, ale teraz boję się że będzie to tak infantylne i przesłodzone jak Wygrana II..nie mnie jednak czekam na wszystko co wyjdzie spod Twojego pióra :)
    Pozdrawiam
    Delka

    OdpowiedzUsuń
  7. a kiedy będzie kontynuacja ?:) bo ten kawałek pozostawia duży niedosyt:P cały czas czytając czeka sie na to że cos się wydarzy a tu dupa, nic się nie dzieje :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedy będzie kolejna część? :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nieco zaniedbałam bloga :(

    Nadrobimy. Po północy nowy tekst, dam też coś na niedzielę do kawki ;-)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.