niedziela, 23 lutego 2014

Anioł stróż (I)

        Na leniwe, niedzielne popołudnie...

         Anioł stróż (I)
– Witaj – odezwał się głęboki, męski głos, tuż w pobliżu moich pleców.
Rozejrzałam się podejrzliwie dookoła. W ogromnej, śmierdzącej kurzem i starymi książkami bibliotece, przy jednym ze stolików siedziałam tylko ja. Samotnie, w ciszy, drzemałam na rozłożonej książce, starając się sprawiać wrażenie, iż pilnie przyswajam wiedzę.
– Witaj – znów to samo, a w pobliżu ani żywego ducha.
– Ki diabeł? – mruknęłam, przecierając oczy, nieco trwożnie przyznam, bo cholera wie, co tam był za alkohol na wczorajszej imprezie.
– Żaden diabeł, wypraszam sobie – głos jakby się nadął z urazy. – Jestem twoim aniołem stróżem.
Dobrze. Za dużo wczoraj wypiłam. Jak widać to oraz panujący od kilku dni piekielny upał, rzuciły mi się na mózg. Albo miałam omamy, albo delirium. Przejęta zgrozą skuliłam się na krześle i jeszcze raz uważnie rozejrzałam.
– Jestem nowy. Przysłali mnie w zastępstwie, bo mój poprzednik nie wytrzymał z tobą nerwowo. Co by nie robił, ty i tak pakowałaś się w tarapaty, pijackie burdy, bezsensowne romanse i tak dalej. A kiedy wczoraj po raz pierwszy zgrzeszyłaś przygodnym seksem – nadal go nie widziałam, ale mogłabym przysiąc, że wzdrygnął się ze zgrozą – złożył wymówienie.
– Anioł stróż? – spytałam nieufnie. – A dlaczego ja cię słyszę, a nie widzę?
– Obrałem taktykę dla wyjątkowych przypadków. Będę twym głosem sumienia.
– Sumienia? – powtórzyłam osłupiała. – Ale po co?
– W głębi serca dobra z ciebie dziewczyna, nie chcemy byś trafiła do piekła.
– Słodki Jezu! – wyjęczałam, chwytając się za głowę. – Czyżbym aż tak się wczoraj schlała?
– Oj, oj, oj! Jak nieładnie! I na dodatek wzywasz imię naszego pana…
– Zamknij się! – wrzasnęłam pełną piersią. Zza półek wyłoniła się zdziwiona bibliotekarka. Była to niewysoka, pokryta kurzem zapomnienia staruszka, w ogromnych okularach na haczykowatym nosie.
– Czy coś się stało?
– Nic, absolutnie nic – odparłam z rozpaczą. Postanowiłam, że wrócę do domu i tam uporam się z koszmarnymi majakami. – Już kończę i zaraz zwrócę książki.
Pokiwała głową i zniknęła pomiędzy wysokimi półkami.
– …na daremnie – jak widać głos nie chciał odpuścić.
– Zamknij się! – warknęłam, w pośpiechu wrzucając rzeczy do torby.
Do domu pędziłam jakby faktycznie goniły mnie jakieś zastępy piekielne. Głos umilkł, zresztą zgodnie z zaleceniem, które wydałam.
Wzięłam prysznic, zjadłam resztki wczorajszego obiadu i od razu poczułam się raźniej.
– Przepraszam, że przeszkadzam…
Cud, że od razu nie umarłam na atak serca.
– Znowu? – jęknęłam z rozpaczą. – Czeka mnie wizyta u psychiatry.
– W kościele. Czeka cię wizyta w kościele – powtórzył głos z naciskiem. – Pamiętasz? Rachunek sumienia, spowiedź, komunia.
– Pewnie. A może leżenie krzyżem przed ołtarzem lub klęczenie na grochu?
– Stare, dobre, sprawdzone metody. – Przysięgłabym, że usłyszałam wyraźny żal.
– Zależy dla kogo?
– Jak się nagrzeszyło to trzeba odcierpieć.
– Pokażesz się w końcu czy nie?! – wrzasnęłam, zrywając się z miejsca.
– Nie mogę. Poza tym nie myśl, że jestem przy tobie cały czas. Znikam gdy wymaga tego sytuacja. Jestem bardzo dyskretny.
– Ach tak? Dobrze – bez uprzedzenia zrzuciłam z siebie szlafrok. W końcu kto mi zabroni paradować nago po własnym salonie? Z boku dosłyszałam coś jakby krztuszenie połączone z rzężeniem. – Teraz sytuacja tego nie wymaga?
– Odwróciłem się – odparł głos z urazą. – A swoją drogą nie rób tego na przyszłość.
– Bo co? Staje ci? – spytałam drwiąco.
– Nic mi nie staje!
– Jesteś kastratem?
– Jestem aniołem! I to wyższego stopnia.
– Czyli niebiański impotent w białym gieźle i z głupawą aureolką nad głową?
– Nie jestem impotentem!
– Często robicie to tam, w niebie? I z kim? Z innymi aniołami czy z duszyczkami, które siedzą na chmurkach i brzdąkają na harfie?
– To jest niebo! O takich rzeczach się nie myśli – sapnął oburzony. Spokojny dotąd głos o łagodnym brzmieniu, zmienił się w opryskliwy, pełen powstrzymywanej wściekłości. Ale skoro to była tylko moja wyobraźnia połączona z wczorajszym alkoholem… Mogłam sobie nie żałować.
– A w piekle?
– Owszem, w tym plugawym miejscu na każdym kroku widzi się tarzających w rozpuście nieszczęśników.
– Wiesz co – powiedziałam zamyślona. – To ja już wolę to piekło.
Aż go zatchnęło z oburzenia.
– A tak w ogóle, to dlaczego twojego poprzednika nie słyszałam, nie widziałam, ba! nawet nie miałam pojęcia o jego istnieniu? A ty tak, ledwo się zjawiłeś, to od razu z grubej rury.
– Wypróbowujemy nowe metody oddziaływania na grzeszników – burknął.
– Co poniektórzy mogą zejść z tego świata na samym początku takiego eksperymentu – ostrzegłam go. – I dlaczego akurat ja zakwalifikowałam się do grupy testowej?
– Twoja babcia, wielce pobożna kobieta, codziennie błaga o twe nawrócenie.
– Wierna fanka imć pana Boga, co? – mruknęłam, siadając wygodnie na kanapie i dłonią błądząc po wewnętrznej stronie uda. – A teraz znikaj, mam ochotę się masturbować.
– Co?!
– Nie wiesz co to znaczy? Samogwałt, onanizm, pobudzanie własnych narządów płciowych. Mam tłumaczyć dalej?
– Niee… Nie możesz tego zrobić! To straszny grzech…
– …za który będę się smażyła w czeluściach piekielnych. Ale wiesz jakie to przyjemne?
– Przyjemne?! – ryknął nieoczekiwanie tuż przy moim uchu.
– Rozkosznie przyjemne – jeden paluszek zanurzyłam w swoim wnętrzu i gardłowo jęknęłam.
I wtedy go poczułam. Stanowczo ujął moją dłoń i odsunął ją na bok. To było bardzo dziwne. A więc do omamów słuchowych, dołączyły i inne symptomy? Ładnie się wczoraj spiłam!
– Źle ze mną, źle – pokiwałam zatroskana głową.
– Tutaj doskonale się zgadzamy. Twa dusza stała się przez bezbożne czyny, czarna niczym bezgwiezdna nocka.
Nie poddałam się. Włączyłam telewizję i poszukałam kanału xxx, zresztą jedynej pamiątki, która została w mym mieszkaniu po eks chłopaku. Trafiłam akurat na seks grupowy, jedna panienka była chędożona przez trzech murzynów. Całość akustycznie i wizualnie zmierzało do wielkiego finału.
– Tej to dobrze – mruknęłam.
– Co to ma być? – wygulgotał wzburzony głos.
– Film przyrodniczy pod tytułem „Piekielne orgie”. Też bym tak chciała.
– To przecież… przecież… – o mało nie udławił się z emocji. – To ohydne!
– Spadaj! Relaksuję się. Ponoć jesteś w takich wypadkach dyskretny?
– Przenigdy! – wrzasnął i w tym momencie telewizor zgasł. – Nie będziesz oglądać tych bezeceństw!
– Jakiś ty marudny.
– Ubieraj się i marsz na poranną niedzielną mszę!
– Pocałuj mnie w dupę! – odparłam. Jak na anioła, to stanowczo bywał zbyt krewki.
Pomaszerowałam do sypialni, aby się ubrać. Głos zamilkł, jakby obrażony tym, jak go potraktowałam.
Jednak nie na długo.
– Ta spódniczka jest za krótka – powiedział zdegustowany. – A dekolt za głęboki. Kto widział, aby niewiasta tak bezwstydnie odkrywała swe ciało?
– Większość na tym świecie.
– Przebierz się. Przypominam, że udasz się za pół godziny do bożej świątyni.
Wyciągnęłam przed siebie zaciśniętą pięść z wyprostowanym środkowym palcem.
– Wal się niebiański wypierdku!
– A przedtem do spowiedzi – ciągnął niewzruszenie.
– Co ci tak zależy na moim zbawieniu?
– Dostanę awans – odparł. – Jak tylko uda mi się sprowadzić grzesznika ze złej drogi.
– To ja widzę, że niebo nie różni się znów tak bardzo od naszej codziennej rzeczywistości? Awanse, przepychanki przy korycie, tylko głównodowodzący wciąż ten sam?
– Oj różni się, różni. Liczą się prawdziwe zasługi. Mój poprzedni przypadek to był amerykański lekarz, zwolennik aborcji, które przeprowadzał bez najmniejszych wyrzutów sumienia. Jednak nawrócił się i teraz działa w organizacji antyaborcyjnej – pochwalił się głos.
– I po takich zasługach dostałeś zwyczajną mnie? – spytałam nieufnie, związując włosy na czubku głowy.
– To nowa metoda. Wpływ bezpośredni za pomocą techniki werbalnej.
– A ja sądzę, że to moje halucynacje. Zresztą… Matko! Gadam z powietrzem! – jęknęłam nagle, gdy dotarła do mnie absurdalność moich poczynań.
– Nie z powietrzem, tylko z kandydatem na archanioła.
– Te, byt niebiański, masz jakieś imię?
– Daniel.
– Marysia, miło mi – wyciągnęłam przed siebie rękę i potrząsnęłam nią, jakbym się z kimś witała. – Coraz lepiej, teraz moja halucynacja ma imię.
– Przebierz się, a nie zastanawiaj nad stanem własnego umysłu. Zapewniam cię, że wszystko z nim w porządku.
W tym momencie rozległ się głośny dźwięk telefonu. Odebrałam, zamieniłam kilka słów na powitanie, po czym z narastającą rozpacza wsłuchiwałam się w właśnie przekazywaną mi wiadomość. Kiedy skończyłam rozmowę, w pośpiechu rzuciłam się w kierunku lodówki.
– Znów pijesz? To niedopuszczalne!
– Też byś na moim miejscu sobie wypił!
Wyciągnęłam jeszcze resztki czekoladowego tortu i po namyśle pudełko lodów z zamrażalki.
– Czy coś się stało? – głos odzyskał swe łagodne brzmienie.
– Dzwoniła moja mama. I przypomniała mi o czymś, o czym od kilku miesięcy staram się zapomnieć. Bo widzisz, moi rodzice mają znajomych. Dobrych znajomych. A oni mają syna, którego nie cierpię od samego początku. Zadufany w sobie bydlak – wyrzuciłam z nienawiścią. – Już jako nastolatek naśmiewał się ze mnie. Fakt, że przypominałam wielki, nieruchawy klocek, ale co z tego? Takich rzeczy się nie zapomina. Spotkaliśmy się rok temu, na jakimś grillu. Umówił się ze mną na randkę i nie przyszedł. Wiesz dlaczego? Bo w tym czasie spotkał się z inną kobietą, moją najbardziej nielubiana koleżanką z liceum. Ohydną flądrą, a anielskiej buźce i wyjątkowo wrednym charakterze. Na dodatek postanowił się z nią ożenić i zostałam zaproszona na ten ślub – warczałam, wbijając łyżkę w twarde jeszcze lody.
– Nie widzę problemu. Chyba że jesteś zazdrosna?
– Jestem! Mam prawo być! Wystawił mnie do wiatru, jak głupia czekałam dwie godziny, pełna nadziei i radości. Nawet nie zadzwonił. Do dziś udaje, że nic się nie stało!
– To nie idź na ten ślub. Nadal nie rozumiem w czym problem?
Owszem, mogłam odmówić. Ale ta lafirynda Nika doskonale wiedziała, że byłam zauroczona Krzyśkiem. Sprawiłabym jej tym dodatkową satysfakcję.
– Powinnam pójść, mając u boku szałowego faceta, który sprawiałby na dodatek wrażenie zakochanego bez pamięci. Całkiem zapomniałam, że miałam takiego znaleźć.
– Ludzkie problemy w obliczu wieczności są takie trywialne.
Ach tak? Głupi niebiański wypierdek, już ja mu pokażę.
Zerwałam się gwałtownie od stołu i dopadłam leżącej na kuchennym blacie komórki.
– Wiem, co zrobię – powiedziałam ze spokojem, głosem imitującym radość. – Jest taki jeden, kandydat idealny. W zamian za to będę musiała wziąć udział w tej orgii, do której mnie namawiał…
– Co?!
– …ale do roli zakochanego amanta świetnie pasuje.
– Ja nie pozwalam!
Zamarłam w bezruchu, starając się sprawić wrażenie zamyślonej.
– A ty? Jak wyglądasz?
– Co ja? – spytał zdezorientowany.
– Wiesz, aniołowie są podobno cholernie przystojni. Złociste, trefione loczki, błękitne jak niebo oczy, łagodny uśmiech. A ty?
– Ta wiedza nie jest ci do niczego potrzebna – głos nadął się urażony.
– Przez dwa lata, każda niedziela i uznane kościelne święta.
– O czym ty bredzisz?
– Jak na anioła, za dużo w tobie ognia i stanowczości. Chyba jednak gadam z własną wyobraźnią… – westchnęłam obłudnie, wybierając numer.
– Nie, zaczekaj! – komórka wyślizgnęła się z mojej ręki i płynnym ruchem powędrowała na blat stołu. – Wszystkie kościelne święta i raz w miesiącu spowiedź.
– Raz na trzy miesiące. – Bystry chłopiec, od razu skumał o co mi chodzi.
– Żadnych fizycznych kontaktów.
– Dwa pokazowe pocałunki. Z języczkiem – dodałam.
– Zwariowałaś? Jestem aniołem!
– I co z tego? Za to nawrócisz mnie w rekordowym tempie. Czy nie warto się poświęcić dla tak szybkiego zbawienia mej duszy? – spytałam podstępnie.
– Sam nie wiem… Mówili, że wszelkimi środkami, ale chyba niedokładnie to mieli na myśli.
– Decyduj się, bo dzwonię.
Pewnie gdyby mógł, to by sobie soczyście zaklął.
– Kiedy ten ślub?
– W przyszłą sobotę.
– Dobrze, wtedy się pokażę.
– Żadne takie. Od dziś do niedzieli jesteś mój. Fizycznie obecny tuż obok.
Tuż nad moim uchem dało się słyszeć poirytowane prychnięcie.
– Kota w worku nie biorę – zastrzegłam.
– Musiałbym przeczytać regulamin…
– Tak czy nie?! – ryknęłam ogłuszająco.
– Jakaś ty nerwowa...
Powietrze tuż obok zawirowało, zgęstniało, zarysowały się kontury męskiej postaci i po chwili moim oczom ukazała się już nie tak hipotetyczna halucynacja.
– I jak? – spytał niepewnie, obserwując moją minę.
Jak? Idealnie! Sylwetka niczym spod dłuta greckiego rzeźbiarza, długie złociste loki, ciemnoniebieskie oczy i te usta. Tak seksowne, że chciałby się je tylko całować. Albo być przez nie całowanym. Szczupła twarz, zgrabny nos, silne dłonie o smukłych palcach. Był tak cudowny, że na dłuższą chwilę zaparło mi dech. Ogólne wrażenie psuło nieco białe giezło przewiązane złocistym sznurkiem oraz rzemykowe sandały, ale tego postanowiłam się pozbyć w pierwszej kolejności.
– Nadasz się. Umowa stoi?
– Tak. Musisz ją jeszcze podpisać – z fałd tego prześcieradła wyjął zwinięty w arkusz rulon papieru.
– Anielski cyrograf? – zdumiałam się. – O tym nie słyszałam!
– Podpisz i do niedzieli jestem na twoje rozkazy. W ramach zawartej umowy oczywiście – dodał szybko widząc moją minę.
Ukułam się w palec końcówką noża i kilka kropel krwi spadło na biały pergamin.
– Niech będzie – powiedziałam uroczyście.
I tak oto zyskałam na tydzień sublokatora oraz perspektywę odwiedzania co niedzielę kościoła.
Kiedy już schował podpisany przeze mnie cyrograf, zatarłam ręce z rozpierającej mnie radości.
– Dobrze. To od czego zaczniemy? – krzyknęłam z entuzjazmem.
I o mało co nie udusiłam się ze śmiechu, patrząc na wyraz malujący się na twarzy mojego osobistego anioła stróża.

link do części II - klik

17 komentarzy:

  1. Mimo ze nie przepadam za opowiadaniami fantastycznymi to zapowiada sie calkiem niezle! Super, juz czekam na kolejna czesc :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś nowego,łał Babeczko lubisz sprawiać niespodzianki :)))))))))))

    OdpowiedzUsuń
  3. Super ! Chyba jedno z lepszych ! Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahaha nie mogę ze śmiechu opowiadanie powala na kolana zarówno fabułą jak i humorem :D fajnie się zapowiada, ciekawy pomysł bo takuego to jeszcze tu nie miałaś :D jyż nie mogę się doczekać jak dalej potoczą się losy nawrócinej Marysi i świętego anioła Daniela : D

    OdpowiedzUsuń
  5. Cholernie intrygujące ;) coś jednak czuję, że to Marysia go ,,nawróci" ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. a co z Karą? :D

    OdpowiedzUsuń
  7. ciekawe kto tu kogo nawróci :)
    super !! pozdrawiam - AD

    OdpowiedzUsuń
  8. a ja myślę, że przy takiej tematyce łatwo jest przesadzić, więc lepiej uważaj Babeczko ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dzisiaj już nie dostaniemy wygranej? :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo mi się podoba - mam nadzieję, że Marysia da mu trochę popalić :P

    OdpowiedzUsuń
  11. Kobieto!!! Skad ty bierzesz tyle pomysłów na te wszystkieee cudowne opowiadania?! :-D z każdym opowiadaniem sobie myśle to będzie tak i tak :-P a ty za każdym razem mnie zaskakujesz <3 żeby czasem Ci nie przyszło do głowy żeby przystopować;p Podnosisz na duchu i podsysasz moją iskierke nadziei że i może kiedyś ja znajde i zaznam troche miłości :) bo jak dotąd średnio to widze:p
    Dziękuje że jesteś:)
    Karolina

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo fajne :D Mozna sie przy tym usmiac ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Uwielbiam fantastykę, a Ty po raz kolejny nie zawodzisz:) Tylko ten kanał w tv xxl? Chyba xxx :)

    OdpowiedzUsuń
  14. A więc jakimś cudem udało mi się dodać komentarz tak aby nie przeczytać nawet zdania nowego opowiadania ;-) Postanowiłam poczekać aż je zakończysz, tak aby przeczytać już w całości. Więc pozostaje mi wiernie czekać na kontynuację "Wygranej II" i zakończenie "Anioła..." ;-)

    S.

    OdpowiedzUsuń
  15. – Stare, dobre, sprawdzone metody. – Przysięgałbym, że usłyszałam wyraźny żal.

    Przysięgłabym* ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Ja to bym się pokusiła na ekranizacje tego cuda!

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.