Na leniwe, niedzielne popołudnie...
Anioł stróż (I)
– Witaj – odezwał
się głęboki, męski głos, tuż w pobliżu moich pleców.
Rozejrzałam się
podejrzliwie dookoła. W ogromnej, śmierdzącej kurzem i starymi książkami
bibliotece, przy jednym ze stolików siedziałam tylko ja. Samotnie, w ciszy,
drzemałam na rozłożonej książce, starając się sprawiać wrażenie, iż pilnie
przyswajam wiedzę.
– Witaj – znów to
samo, a w pobliżu ani żywego ducha.
– Ki diabeł? –
mruknęłam, przecierając oczy, nieco trwożnie przyznam, bo cholera wie, co tam
był za alkohol na wczorajszej imprezie.
– Żaden diabeł,
wypraszam sobie – głos jakby się nadął z urazy. – Jestem twoim aniołem stróżem.
Dobrze. Za dużo wczoraj
wypiłam. Jak widać to oraz panujący od kilku dni piekielny upał, rzuciły mi się
na mózg. Albo miałam omamy, albo delirium. Przejęta zgrozą skuliłam się na
krześle i jeszcze raz uważnie rozejrzałam.
– Jestem nowy.
Przysłali mnie w zastępstwie, bo mój poprzednik nie wytrzymał z tobą nerwowo.
Co by nie robił, ty i tak pakowałaś się w tarapaty, pijackie burdy, bezsensowne
romanse i tak dalej. A kiedy wczoraj po raz pierwszy zgrzeszyłaś przygodnym
seksem – nadal go nie widziałam, ale mogłabym przysiąc, że wzdrygnął się ze
zgrozą – złożył wymówienie.
– Obrałem taktykę
dla wyjątkowych przypadków. Będę twym głosem sumienia.
– Sumienia? –
powtórzyłam osłupiała. – Ale po co?
– W głębi serca
dobra z ciebie dziewczyna, nie chcemy byś trafiła do piekła.
– Słodki Jezu! –
wyjęczałam, chwytając się za głowę. – Czyżbym aż tak się wczoraj schlała?
– Oj, oj, oj! Jak
nieładnie! I na dodatek wzywasz imię naszego pana…
– Zamknij się! –
wrzasnęłam pełną piersią. Zza półek wyłoniła się zdziwiona bibliotekarka. Była
to niewysoka, pokryta kurzem zapomnienia staruszka, w ogromnych okularach na
haczykowatym nosie.
– Czy coś się
stało?
– Nic, absolutnie
nic – odparłam z rozpaczą. Postanowiłam, że wrócę do domu i tam uporam się z
koszmarnymi majakami. – Już kończę i zaraz zwrócę książki.
Pokiwała głową i
zniknęła pomiędzy wysokimi półkami.
– …na daremnie –
jak widać głos nie chciał odpuścić.
– Zamknij się! –
warknęłam, w pośpiechu wrzucając rzeczy do torby.
Do domu pędziłam jakby
faktycznie goniły mnie jakieś zastępy piekielne. Głos umilkł, zresztą zgodnie z
zaleceniem, które wydałam.
Wzięłam prysznic,
zjadłam resztki wczorajszego obiadu i od razu poczułam się raźniej.
– Przepraszam, że
przeszkadzam…
Cud, że od razu nie
umarłam na atak serca.
– Znowu? –
jęknęłam z rozpaczą. – Czeka mnie wizyta u psychiatry.
– W kościele.
Czeka cię wizyta w kościele – powtórzył głos z naciskiem. – Pamiętasz? Rachunek
sumienia, spowiedź, komunia.
– Pewnie. A może
leżenie krzyżem przed ołtarzem lub klęczenie na grochu?
– Stare, dobre, sprawdzone
metody. – Przysięgłabym, że usłyszałam wyraźny żal.
– Zależy dla kogo?
– Jak się
nagrzeszyło to trzeba odcierpieć.
– Pokażesz się w
końcu czy nie?! – wrzasnęłam, zrywając się z miejsca.
– Nie mogę. Poza
tym nie myśl, że jestem przy tobie cały czas. Znikam gdy wymaga tego sytuacja.
Jestem bardzo dyskretny.
– Ach tak? Dobrze
– bez uprzedzenia zrzuciłam z siebie szlafrok. W końcu kto mi zabroni paradować
nago po własnym salonie? Z boku dosłyszałam coś jakby krztuszenie połączone z
rzężeniem. – Teraz sytuacja tego nie wymaga?
– Odwróciłem się –
odparł głos z urazą. – A swoją drogą nie rób tego na przyszłość.
– Bo co? Staje ci?
– spytałam drwiąco.
– Nic mi nie
staje!
– Jesteś
kastratem?
– Jestem aniołem!
I to wyższego stopnia.
– Czyli niebiański
impotent w białym gieźle i z głupawą aureolką nad głową?
– Nie jestem
impotentem!
– Często robicie
to tam, w niebie? I z kim? Z innymi aniołami czy z duszyczkami, które siedzą na
chmurkach i brzdąkają na harfie?
– To jest niebo! O
takich rzeczach się nie myśli – sapnął oburzony. Spokojny dotąd głos o łagodnym
brzmieniu, zmienił się w opryskliwy, pełen powstrzymywanej wściekłości. Ale
skoro to była tylko moja wyobraźnia połączona z wczorajszym alkoholem… Mogłam
sobie nie żałować.
– A w piekle?
– Owszem, w tym
plugawym miejscu na każdym kroku widzi się tarzających w rozpuście
nieszczęśników.
– Wiesz co –
powiedziałam zamyślona. – To ja już wolę to piekło.
Aż go zatchnęło z
oburzenia.
– A tak w ogóle,
to dlaczego twojego poprzednika nie słyszałam, nie widziałam, ba! nawet nie miałam
pojęcia o jego istnieniu? A ty tak, ledwo się zjawiłeś, to od razu z grubej
rury.
– Wypróbowujemy
nowe metody oddziaływania na grzeszników – burknął.
– Co poniektórzy
mogą zejść z tego świata na samym początku takiego eksperymentu – ostrzegłam
go. – I dlaczego akurat ja zakwalifikowałam się do grupy testowej?
– Twoja babcia,
wielce pobożna kobieta, codziennie błaga o twe nawrócenie.
– Wierna fanka imć
pana Boga, co? – mruknęłam, siadając wygodnie na kanapie i dłonią błądząc po
wewnętrznej stronie uda. – A teraz znikaj, mam ochotę się masturbować.
– Co?!
– Nie wiesz co to
znaczy? Samogwałt, onanizm, pobudzanie własnych narządów płciowych. Mam
tłumaczyć dalej?
– Niee… Nie możesz
tego zrobić! To straszny grzech…
– …za który będę
się smażyła w czeluściach piekielnych. Ale wiesz jakie to przyjemne?
– Przyjemne?! –
ryknął nieoczekiwanie tuż przy moim uchu.
– Rozkosznie
przyjemne – jeden paluszek zanurzyłam w swoim wnętrzu i gardłowo jęknęłam.
I wtedy go poczułam.
Stanowczo ujął moją dłoń i odsunął ją na bok. To było bardzo dziwne. A więc do
omamów słuchowych, dołączyły i inne symptomy? Ładnie się wczoraj spiłam!
– Źle ze mną, źle –
pokiwałam zatroskana głową.
– Tutaj doskonale
się zgadzamy. Twa dusza stała się przez bezbożne czyny, czarna niczym
bezgwiezdna nocka.
Nie poddałam się.
Włączyłam telewizję i poszukałam kanału xxx, zresztą jedynej pamiątki, która
została w mym mieszkaniu po eks chłopaku. Trafiłam akurat na seks grupowy,
jedna panienka była chędożona przez trzech murzynów. Całość akustycznie i wizualnie
zmierzało do wielkiego finału.
– Tej to dobrze –
mruknęłam.
– Co to ma być? –
wygulgotał wzburzony głos.
– Film
przyrodniczy pod tytułem „Piekielne orgie”. Też bym tak chciała.
– To przecież…
przecież… – o mało nie udławił się z emocji. – To ohydne!
– Spadaj!
Relaksuję się. Ponoć jesteś w takich wypadkach dyskretny?
– Przenigdy! –
wrzasnął i w tym momencie telewizor zgasł. – Nie będziesz oglądać tych
bezeceństw!
– Jakiś ty
marudny.
– Ubieraj się i
marsz na poranną niedzielną mszę!
– Pocałuj mnie w
dupę! – odparłam. Jak na anioła, to stanowczo bywał zbyt krewki.
Pomaszerowałam do
sypialni, aby się ubrać. Głos zamilkł, jakby obrażony tym, jak go
potraktowałam.
Jednak nie na długo.
– Ta spódniczka
jest za krótka – powiedział zdegustowany. – A dekolt za głęboki. Kto widział,
aby niewiasta tak bezwstydnie odkrywała swe ciało?
– Większość na tym
świecie.
– Przebierz się.
Przypominam, że udasz się za pół godziny do bożej świątyni.
Wyciągnęłam przed
siebie zaciśniętą pięść z wyprostowanym środkowym palcem.
– Wal się
niebiański wypierdku!
– A przedtem do
spowiedzi – ciągnął niewzruszenie.
– Co ci tak zależy
na moim zbawieniu?
– Dostanę awans –
odparł. – Jak tylko uda mi się sprowadzić grzesznika ze złej drogi.
– To ja widzę, że
niebo nie różni się znów tak bardzo od naszej codziennej rzeczywistości?
Awanse, przepychanki przy korycie, tylko głównodowodzący wciąż ten sam?
– Oj różni się,
różni. Liczą się prawdziwe zasługi. Mój poprzedni przypadek to był amerykański
lekarz, zwolennik aborcji, które przeprowadzał bez najmniejszych wyrzutów
sumienia. Jednak nawrócił się i teraz działa w organizacji antyaborcyjnej –
pochwalił się głos.
– I po takich
zasługach dostałeś zwyczajną mnie? – spytałam nieufnie, związując włosy na
czubku głowy.
– To nowa metoda.
Wpływ bezpośredni za pomocą techniki werbalnej.
– A ja sądzę, że
to moje halucynacje. Zresztą… Matko! Gadam z powietrzem! – jęknęłam nagle, gdy
dotarła do mnie absurdalność moich poczynań.
– Nie z
powietrzem, tylko z kandydatem na archanioła.
– Te, byt niebiański,
masz jakieś imię?
– Daniel.
– Marysia, miło mi
– wyciągnęłam przed siebie rękę i potrząsnęłam nią, jakbym się z kimś witała. –
Coraz lepiej, teraz moja halucynacja ma imię.
– Przebierz się, a
nie zastanawiaj nad stanem własnego umysłu. Zapewniam cię, że wszystko z nim w
porządku.
W tym momencie rozległ
się głośny dźwięk telefonu. Odebrałam, zamieniłam kilka słów na powitanie, po
czym z narastającą rozpacza wsłuchiwałam się w właśnie przekazywaną mi wiadomość.
Kiedy skończyłam rozmowę, w pośpiechu rzuciłam się w kierunku lodówki.
– Znów pijesz? To
niedopuszczalne!
– Też byś na moim
miejscu sobie wypił!
Wyciągnęłam jeszcze
resztki czekoladowego tortu i po namyśle pudełko lodów z zamrażalki.
– Czy coś się
stało? – głos odzyskał swe łagodne brzmienie.
– Dzwoniła moja
mama. I przypomniała mi o czymś, o czym od kilku miesięcy staram się zapomnieć.
Bo widzisz, moi rodzice mają znajomych. Dobrych znajomych. A oni mają syna,
którego nie cierpię od samego początku. Zadufany w sobie bydlak – wyrzuciłam z
nienawiścią. – Już jako nastolatek naśmiewał się ze mnie. Fakt, że
przypominałam wielki, nieruchawy klocek, ale co z tego? Takich rzeczy się nie
zapomina. Spotkaliśmy się rok temu, na jakimś grillu. Umówił się ze mną na
randkę i nie przyszedł. Wiesz dlaczego? Bo w tym czasie spotkał się z inną
kobietą, moją najbardziej nielubiana koleżanką z liceum. Ohydną flądrą, a
anielskiej buźce i wyjątkowo wrednym charakterze. Na dodatek postanowił się z
nią ożenić i zostałam zaproszona na ten ślub – warczałam, wbijając łyżkę w
twarde jeszcze lody.
– Nie widzę
problemu. Chyba że jesteś zazdrosna?
– Jestem! Mam
prawo być! Wystawił mnie do wiatru, jak głupia czekałam dwie godziny, pełna
nadziei i radości. Nawet nie zadzwonił. Do dziś udaje, że nic się nie stało!
– To nie idź na
ten ślub. Nadal nie rozumiem w czym problem?
Owszem, mogłam odmówić.
Ale ta lafirynda Nika doskonale wiedziała, że byłam zauroczona Krzyśkiem.
Sprawiłabym jej tym dodatkową satysfakcję.
– Powinnam pójść,
mając u boku szałowego faceta, który sprawiałby na dodatek wrażenie zakochanego
bez pamięci. Całkiem zapomniałam, że miałam takiego znaleźć.
– Ludzkie problemy
w obliczu wieczności są takie trywialne.
Ach tak? Głupi niebiański
wypierdek, już ja mu pokażę.
Zerwałam się gwałtownie
od stołu i dopadłam leżącej na kuchennym blacie komórki.
– Wiem, co zrobię –
powiedziałam ze spokojem, głosem imitującym radość. – Jest taki jeden, kandydat
idealny. W zamian za to będę musiała wziąć udział w tej orgii, do której mnie
namawiał…
– Co?!
– …ale do roli
zakochanego amanta świetnie pasuje.
– Ja nie pozwalam!
Zamarłam w bezruchu,
starając się sprawić wrażenie zamyślonej.
– A ty? Jak
wyglądasz?
– Co ja? – spytał zdezorientowany.
– Wiesz, aniołowie
są podobno cholernie przystojni. Złociste, trefione loczki, błękitne jak niebo
oczy, łagodny uśmiech. A ty?
– Ta wiedza nie
jest ci do niczego potrzebna – głos nadął się urażony.
– Przez dwa lata,
każda niedziela i uznane kościelne święta.
– O czym ty
bredzisz?
– Jak na anioła,
za dużo w tobie ognia i stanowczości. Chyba jednak gadam z własną wyobraźnią… –
westchnęłam obłudnie, wybierając numer.
– Nie, zaczekaj! –
komórka wyślizgnęła się z mojej ręki i płynnym ruchem powędrowała na blat
stołu. – Wszystkie kościelne święta i raz w miesiącu spowiedź.
– Raz na trzy miesiące.
– Bystry chłopiec, od razu skumał o co mi chodzi.
– Żadnych
fizycznych kontaktów.
– Dwa pokazowe
pocałunki. Z języczkiem – dodałam.
– Zwariowałaś?
Jestem aniołem!
– I co z tego? Za
to nawrócisz mnie w rekordowym tempie. Czy nie warto się poświęcić dla tak
szybkiego zbawienia mej duszy? – spytałam podstępnie.
– Sam nie wiem…
Mówili, że wszelkimi środkami, ale chyba niedokładnie to mieli na myśli.
– Decyduj się, bo
dzwonię.
Pewnie gdyby mógł, to
by sobie soczyście zaklął.
– Kiedy ten ślub?
– W przyszłą
sobotę.
– Dobrze, wtedy
się pokażę.
– Żadne takie. Od
dziś do niedzieli jesteś mój. Fizycznie obecny tuż obok.
Tuż nad moim uchem dało
się słyszeć poirytowane prychnięcie.
– Kota w worku nie
biorę – zastrzegłam.
– Musiałbym
przeczytać regulamin…
– Tak czy nie?! –
ryknęłam ogłuszająco.
– Jakaś ty nerwowa...
Powietrze tuż obok
zawirowało, zgęstniało, zarysowały się kontury męskiej postaci i po chwili moim
oczom ukazała się już nie tak hipotetyczna halucynacja.
– I jak? – spytał
niepewnie, obserwując moją minę.
Jak? Idealnie! Sylwetka
niczym spod dłuta greckiego rzeźbiarza, długie złociste loki, ciemnoniebieskie
oczy i te usta. Tak seksowne, że chciałby się je tylko całować. Albo być przez
nie całowanym. Szczupła twarz, zgrabny nos, silne dłonie o smukłych palcach. Był
tak cudowny, że na dłuższą chwilę zaparło mi dech. Ogólne wrażenie psuło nieco
białe giezło przewiązane złocistym sznurkiem oraz rzemykowe sandały, ale tego
postanowiłam się pozbyć w pierwszej kolejności.
– Nadasz się.
Umowa stoi?
– Tak. Musisz ją
jeszcze podpisać – z fałd tego prześcieradła wyjął zwinięty w arkusz rulon
papieru.
– Anielski
cyrograf? – zdumiałam się. – O tym nie słyszałam!
– Podpisz i do
niedzieli jestem na twoje rozkazy. W ramach zawartej umowy oczywiście – dodał szybko
widząc moją minę.
Ukułam się w palec
końcówką noża i kilka kropel krwi spadło na biały pergamin.
– Niech będzie –
powiedziałam uroczyście.
I tak oto zyskałam na
tydzień sublokatora oraz perspektywę odwiedzania co niedzielę kościoła.
Kiedy już schował
podpisany przeze mnie cyrograf, zatarłam ręce z rozpierającej mnie radości.
– Dobrze. To od
czego zaczniemy? – krzyknęłam z entuzjazmem.
I o mało co nie
udusiłam się ze śmiechu, patrząc na wyraz malujący się na twarzy mojego
osobistego anioła stróża.
link do części II - klik
Mimo ze nie przepadam za opowiadaniami fantastycznymi to zapowiada sie calkiem niezle! Super, juz czekam na kolejna czesc :)
OdpowiedzUsuńCoś nowego,łał Babeczko lubisz sprawiać niespodzianki :)))))))))))
OdpowiedzUsuńSuper ! Chyba jedno z lepszych ! Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńHahaha nie mogę ze śmiechu opowiadanie powala na kolana zarówno fabułą jak i humorem :D fajnie się zapowiada, ciekawy pomysł bo takuego to jeszcze tu nie miałaś :D jyż nie mogę się doczekać jak dalej potoczą się losy nawrócinej Marysi i świętego anioła Daniela : D
OdpowiedzUsuńCholernie intrygujące ;) coś jednak czuję, że to Marysia go ,,nawróci" ;)
OdpowiedzUsuńa co z Karą? :D
OdpowiedzUsuńciekawe kto tu kogo nawróci :)
OdpowiedzUsuńsuper !! pozdrawiam - AD
a ja myślę, że przy takiej tematyce łatwo jest przesadzić, więc lepiej uważaj Babeczko ;)
OdpowiedzUsuńDzisiaj już nie dostaniemy wygranej? :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba - mam nadzieję, że Marysia da mu trochę popalić :P
OdpowiedzUsuńKobieto!!! Skad ty bierzesz tyle pomysłów na te wszystkieee cudowne opowiadania?! :-D z każdym opowiadaniem sobie myśle to będzie tak i tak :-P a ty za każdym razem mnie zaskakujesz <3 żeby czasem Ci nie przyszło do głowy żeby przystopować;p Podnosisz na duchu i podsysasz moją iskierke nadziei że i może kiedyś ja znajde i zaznam troche miłości :) bo jak dotąd średnio to widze:p
OdpowiedzUsuńDziękuje że jesteś:)
Karolina
Bardzo fajne :D Mozna sie przy tym usmiac ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam fantastykę, a Ty po raz kolejny nie zawodzisz:) Tylko ten kanał w tv xxl? Chyba xxx :)
OdpowiedzUsuńA więc jakimś cudem udało mi się dodać komentarz tak aby nie przeczytać nawet zdania nowego opowiadania ;-) Postanowiłam poczekać aż je zakończysz, tak aby przeczytać już w całości. Więc pozostaje mi wiernie czekać na kontynuację "Wygranej II" i zakończenie "Anioła..." ;-)
OdpowiedzUsuńS.
– Stare, dobre, sprawdzone metody. – Przysięgałbym, że usłyszałam wyraźny żal.
OdpowiedzUsuńPrzysięgłabym* ;)
Dzięki, poprawione :-)
UsuńJa to bym się pokusiła na ekranizacje tego cuda!
OdpowiedzUsuń