Tak. Tego się nie spodziewaliście :-))) Prawda?
Wraz z ukazaniem się posta ruszyło głosowanie na bloga roku. Osobiście wydaje mi się, że wybrałam złą kategorię, ale w końcu pisanie to moja pasja, więc chyba nie tak do końca?
Poniżej zasady głosowania i zaznaczam, że będzie mi miło, jeśli zdecydujecie się już wziąć w nim udział.
NUMER MOJEGO BLOGA TO F00044.
Aby zagłosować wyślij SMS na numer 7122, w treści podając numer bloga.
Koszt SMS-a wynosi 1,23 zł
Koszt SMS-a wynosi 1,23 zł
Uwaga! W numerze bloga znak "0" to cyfra zero. Pamiętaj także, aby nie wstawiać w treść
SMS-a spacji!
A na deser pierwsza część drugiej części Wygranej.
Wygrana II (I)
Wiecie dlaczego
wszystkie te słodkie, lukrowane romanse kończą się pocałunkiem na tle
wschodzącego lub zachodzącego słońca? Nie? Bo dalej mamy zwykłą, banalną prozę
życia.
Oczywiście pierwsze
trzy dni sam na sam z Robertem były cudowne, noce szaleńczo upojne, a całości
nie zamieniłabym na nic innego za żadne skarby świata. Było dokładnie tak jak
sobie wymarzyłam.
Ale moja upiorna
wyobraźnia nie wzięła poprawki na, że tak powiem, możliwości techniczne mego
ciała. Dlatego właśnie mój ukochany poszedł samotnie popływać, a padłam na
łóżko z telefonem w dłoni i z bijącym sercem wykręciłam numer Kingi. Całe
szczęście, że znałam go na pamięć…
– Hej. To ja,
Alicja – powiedziałam powoli. Z drugiej strony dobiegło do mych uszu coś jakby
charkot połączony z rzężeniem. – Kinga, to ty?
– Alicja!!! –
ryknęło z słuchawki z taką mocą, że wykrzywiłam się i odsunęłam ją na
bezpieczną odległość. – Cały kraj o tobie plotkuje, a ty dopiero teraz się
odzywasz?!
– Uhm. No wiesz… Byłam
zajęta.
– Och! Musisz mi
wszystko, wszyściutko opowiedzieć! To takie niesamowite - westchnęła z
rozrzewnieniem. Już widziałam, jak trzyma prawą dłoń na sercu, w teatralnym
geście zaskoczenia.
– Jest cudownie. A
raczej było.
– Co się stało?
Mów!
Kinga była bodajże
jedyną osobą, której mogłam się zwierzyć ze wszystkich moich wątpliwości,
opowiedzieć o każdym zmartwieniu.
– Jest boski! W
każdym detalu i w ogóle. A w łóżku… – nawet teraz rumieniłam się na wspomnienie
wszystkiego, co wyczynialiśmy w zaciszu sypialni. – Tylko ja jestem taka
beznadziejna – wyrwało mi się szczerze.
– No co ty
kochana. Po prostu brak ci doświadczenia. Zobaczysz za miesiąc czy dwa. Wtedy
mu pokażesz…
Dobra przyjaciółka, to
jednak prawdziwy skarb.
– Z przodu mnie
boli tak bardzo, że nawet nie mogę dotknąć.
– Obtarłaś? –
spytała domyślnie i ze współczuciem.
– Chyba tak –
jęknęłam rozdzierająco. – Od tyłu próbowaliśmy tylko raz, ale on jest tak
koszmarnie duży, że nawet oliwka nie pomogła. A poza tym bolało mnie już coś
innego.
– No cóż. Zostaje
jeszcze jeden sposób, choć tobie chyba nie dostarczy zbyt wielu uniesień.
– No właśnie. –
Ton mojego głosu był ponury, niczym na mowie wygłaszanej po pogrzebie. – Tu
jest problem…
– Przestań panikować.
To proste, ruch do przodu, ruch do tyłu, reszta przyjdzie sama! – Pomimo
optymistycznego tonu głosu Kingi, nie czułam się pocieszona. Bo nie
powiedziałam jej jeszcze wszystkiego.
– Kinga?
– Wręcz czuję, że
coś cię gryzie.
– Tak jakby. Tylko
nie mnie, a ja…
– Co ty? Ty kogoś
gryziesz?
– Ugryzłam.
Roberta. Podczas… No wiesz? Całkiem niechcący… – umilkłam, bo po drugiej
stronie usłyszałam prawdziwy jęk rozpaczy. Potem zapadła cisza.
– Kinga? Jesteś
tam? – spytałam ostrożnie.
I wtedy usłyszałam
jakiś rumor, po czym zaczęła się śmiać jak oszalała.
– Chcesz…Ha ha!
Chcesz powiedzieć… Hi hi! Chcesz…
– Tak! – ryknęłam
rozjuszona. – Dziabnęłam go centralnie w gotową do wytrysku męskość! Przez
przypadek – dodałam ciszej z rozpaczą w głosie.
Musiałam się rozłączyć,
bo ta kretynka tak się śmiała, że nie szło się z nią dogadać. Oddzwoniła po
kwadransie.
– Alicja! Jesteś
jedyna w swoim rodzaju! – oświadczyła uroczystym tonem. - Mocno go uszkodziłaś?
– Nie. Szybko
doszedł do siebie, ale mnie tak strasznie było głupio…
– Cicho, nie płacz
głuptasie. Krzyczał?
– Na początku
jęczał z bólu. A potem musiał mnie pocieszać, bo ryczałam jak bóbr. Lekarz
powiedział, że za tydzień lub dwa, nie będzie po tym ani śladu.
Kinga milczała długa
chwilę. A potem odezwała się ze smutkiem i zazdrością.
– On musi cię
bardzo kochać? Naprawdę cię nie wyzywał?
– Naprawdę –
szepnęłam. – Myślisz?
– Jestem pewna. A
tak a propos, co planujecie po tym nader krótkim, acz burzliwym i obfitującym w
przygody, miodowym coś tam? W sumie ciężko znaleźć dla tego właściwe
określenie.
– Wizytę u jego
rodziców za pięć dni – wyszeptałam jeszcze ciszej. – Chcą poznać przyczynę
całego zamieszania…
– Oj Alicjo,
Alicjo. Mam nadzieję, że ich nie pogryziesz przy powitaniu? – zachichotała
szatańsko.
Wredna małpa.
Rozłączyłam się, bo jak można z taką rozmawiać o poważnych problemach. Ale i tak
zrobiło mi się lżej na duszy.
***
Ponuro pomyślałam, że
historia Kopciuszka musi być jednak oparta na autentycznych faktach. Czułam się
podobnie jak biedny kocmołuch z bajeczki dla dzieci…
Robert uprzedził mnie,
lecz i tak nie byłam przygotowana na taką dawkę świata jak z seriali o
amerykańskich milionerach.
Dom jak dom, na luksusy
byłam odporna, ale i tak wzbudził mój spory podziw.
Matka Roberta była
dystyngowaną kobietą, która dzięki sporym umiejętnościom całej rzeszy
specjalistów, z daleka i bliska wyglądała jak moja rówieśniczka. Tylko jej
uśmiech przywodził na myśl pewien czarny charakter z amerykańskiego filmu o
facecie z kompleksem nietoperza. Razem z ciuchami i biżuterią warta była pewnie
z pięciocyfrową sumę.
Ojciec, bardziej
dojrzałe wydanie Roberta, był wyniosły, zimny, ba! powiedziałbym wręcz, że
lodowaty. Patrzył na mnie niczym na marny puch leżący u jego stóp. Z miejsca
zyskał moją głęboką antypatię, pomimo rażącego podobieństwa do mego ukochanego.
Mamusia również, choć ona przynajmniej próbowała stwarzać pozory serdeczności.
Przywitaliśmy się
uprzejmie tylko dlatego, że przy pierwszym spotkaniu nie wypadało nam się pogryźć.
Zaciekawiło mnie jak długo to potrwa? Obstawiałam, że jazda zacznie się przy
poobiedniej kawce.
Obiad był pyszny, ale te
mikro porcje doprowadziły mnie do prawdziwej rozpaczy. Dwa razy poprosiłam o
dokładkę, trzeci już nie śmiałam, co wywołało u mnie niewielką irytację. Która
znacznie się pogłębiła, gdy ujrzałam talerz maleńkich ciasteczek podany na
deser. Co za popieprzona rodzina kolibrów! Będę musiała nauczyć Roberta jeść
jak człowiek, inaczej po prostu zwariuję!
Zwinęłam pierwsze
ciasteczko. Siedzieliśmy na tarasie, skąd roztaczał się widok na idealnie
wymuskany ogród. Przez chwilę zastanawiałam się czy niektóre z roślin nie są
sztuczne. Naprawdę można było osiągnąć taką harmonię kształtów?
– A więc moja
droga – matka Roberta uśmiechnęła się zdawkowo. – Mogłabyś nam powiedzieć kilka
słów o sobie. Na razie wiemy tylko to, co napisały gazety.
Cóż. Według prasy byłam
nastoletnią nimfomanką, narkomanką, pijaczką, matką pięciorga nieślubnych
dzieci i co tam jeszcze przyszło do głowy żądnym sensacji reporterom. Sprawy
nie ułatwiał wywiad, jaki swego czasu udzieliłam wraz z Robertem jednej z pań
dziennikarek. Swoją drogą, ciekawe ile Anita zapłaciła za zbudowanie mego
medialnego wizerunku? Obstawiam, że dużo.
– Kilka słów –
zastanowiłam się. Pod stołem poczułam lekkie kopnięcie Roberta. Poza tym miał
przyklejony do twarzy szeroki uśmiech, który w zamierzeniu miał być z pewnością
serdeczny.
– Nie jestem
nastolatką – zaczęłam ostrożnie.
Cała trójka zagapiła
się na mnie, jakbym oznajmiła nie wiadomo jaką rewelację.
– I cała reszta
też nie jest prawdą – dodałam pośpiesznie. Na twarzach rodziców ukochanego
widziałam całe morze wątpliwości. – A on uciekł spod ołtarza z własnej
nieprzymuszonej woli. I nie jestem w ciąży. Nigdy nie byłam.
– Tak, z pewnością
– odparł z przekąsem ojciec Roberta, Karol.
– To wasz syn mnie
rozdziewiczył, a więc bez żadnych podobnych insynuacji! – walnęłam pięścią o
kolano. – Mam wiele wad, nie trzeba mi tych zmyślonych. Jestem narwana, biedna
jak mysz kościelna, nie mam odpowiednich koneksji, za to dysponuję niewyparzoną
gębą i całą masą pokręconych pomysłów. Prawda kochanie? – spytałam złośliwie,
zwracając się do poczerwieniałego z nagła Roberta.
– Pracujesz? –
Jego matka wyglądała jakby żadne rewelacje nie mogły zetrzeć z jej twarzy raz
przybranej miny.
– Pracuję jako
kasjerka w markecie. Tylko w weekendy. Na co dzień studiuję geologię.
Tym marketem to chyba
ich dobiłam. Ale co do jasnej cholery było niewłaściwego w uczciwej pracy?
– Jako kasjerka? –
powtórzył osłupiały ojciec. – Twoja wybranka jest kasjerką?!
– Wybranka? Raczej
narzeczona. Zaręczyliśmy się dwa dni temu – dodałam głosem ociekającym
podejrzaną słodyczą.
– Owszem,
narzeczona – oznajmił nagle Robert. Jakby w końcu zrozumiał, że rzucanie mnie
na żer tym sępom i tak nic nie da. – I planujemy ślub, gdy tylko Alicja skończy
studia.
– Ślub? – ryknął
Karol. – Z nią? Chcesz wprowadzić do rodziny coś takiego?!
Nie zdążyłam zareagować
słusznym oburzeniem, gdy Robert zerwał się z miejsca i stanął z rozgniewanym
ojcem oko w oko.
– Jeszcze jedno
takie słowo, a o moim życiu będziecie dowiadywać się szczegółów jedynie z
krótkich notek prasowych. Wiem, że wiele nas dzieli. Ale kocham tę dziewczynę
jak nikogo wcześniej i nic tego nie zmieni. Zwłaszcza wasze durne uprzedzenia.
Po jego lodowatym tonie
poznałam, że nareszcie się porządnie rozzłościł. A swoją drogą jaki on był
cholernie podobny do ojca! Normalnie, młodsza kopia. Z ukłuciem żalu
pomyślałam, że również pod względem charakteru. Dobrze pamiętałam początki
naszej znajomości i to politowanie w jego wzorku.
Teraz sytuacja zmieniła
się o tyle, że był zakochany. Ale tę pychę i zarozumialstwo miał we krwi.
Powinnam o tym pamiętać.
– Uciekłeś z
własnego ślubu, dosłownie sprzed ołtarza. Skompromitowałeś nas i Anitę – jego
ojciec zdenerwowany, szybkim krokiem przemierzał taras. Matka wciąż siedziała
nieruchomo, z tym swoim niewzruszonym półuśmiechem Zastanowiłam się, czy gdybym
ukuła ją w zadek czymś ostrym, to nadal miałaby taką samą minę? Nie powiem,
kusząca perspektywa, ale tylko mogłam pogorszyć sprawę.
– Anitę już
przeprosiłem.
– I co? Wybaczyła
ci?
– Nie zależy mi na
jej rozgrzeszeniu. Po prostu przeprosiłem.
– A my?
– Was nie mam za
co. To moje życie.
– Jesteśmy twoją
rodziną!
Ukradkiem zwędziłam
kolejne ciastko, przyglądając się całej sytuacji, pozornie spokojnemu Robertowi
i jego ojcu, który niemal pienił się na samą myśl o naszym przyszłym ślubie.
Wiedziałam już, kto z gości nie zjawi się na uroczystości…
– Jesteście.
Zawsze będziecie. Ale reszta zależy już od was samych.
– Ach tak? – Karol
przystanął i zmierzył go wściekłym wzrokiem. – Dobrze, zobaczymy ile jest warta
ta twoja… narzeczona! – ostatnie słowo niemal z siebie wypluł.
Wspaniałomyślnie
postanowiłam się nie wtrącać. Co ja się tam będę się z idiotą kłócić o własną
wartość. Byłam jaka byłam, ani cudowna, ani potworna, po prostu całkiem
zwyczajna. I co najważniejsze, prawdziwie i szczerze kochana. Jeśli Robert
ulegnie rodzicom i wpływom otoczenia, to lepiej żeby się to stało teraz, a nie
za kilka czy kilkanaście lat.
Nie wierzyłam, że
ulegnie.
Tym razem bez pardonu
nakładłam na talerz całą kopę ciasteczek.
– Jestem głodna –
wyjaśniłam, widząc zdumiony wzrok całej trójki.
– Sądzę, że
powinniśmy przejść na ty. Karolina – podejrzliwie ujęłam wiotką i delikatną
dłoń przyszłej teściowej. – Wieczorem zaplanowałam przyjęcie na waszą cześć.
– Przyjęcie? –
spytałam z powątpiewaniem.
– Najpierw naucz
ją jak posługiwać się nożem i widelcem – warknął Karol.
Och! Tę zadziorność
synek z pewnością odziedziczył po nim. Oczywiście prócz błękitnych oczu,
garbatego nosa i ciemnoblond włosów.
– Jeszcze łyżką –
dodałam beztrosko. – Zazwyczaj zupę chłepczę prosto z miski, przyda się więc
obsługa łyżki.
– Alicja, przestań
– Robert usiadł tuż obok i objął mnie ramieniem. – Powiem tylko, że możesz
myśleć co chcesz, ale nie życzę sobie więcej ani jednego obraźliwego słowa w
stosunku do niej. Zrozumiałeś?
Jego ojciec miał dość
dwuznaczną minę. Zastanowiłam się co knuje? Może wynajmie jakiegoś super macho,
który będzie próbował wyrwać mnie z ramion Roberta? Albo super modelkę,
oszałamiającą piękność, która będzie usiłowała wyrwać Roberta z moich ramion?
Kto go tam wie. Minę miał w każdym bądź razie pełną desperacji. Mogłam się
spodziewać kłopotów i to całkiem potężnych.
Bo że nie odpuści, tego
byłam pewna.
– Posmutniałaś –
stwierdził Robert, gdy zostawiliśmy jego rodziców na tarasie i poszliśmy na
krótki spacer.
Oparłam się o drzewo i
pochyliłam głowę.
– Może faktycznie
się nie nadaję?
– Kochanie,
przestań. Jak wiałem sprzed ołtarza to miałem jeszcze jakieś wątpliwości. Teraz
nie mam absolutnie żadnych – nieznacznie przycisnął mnie do szorstkiego pnia i
objął w pasie. Potem wargami zaczął błądzić po szyi, kierując się wyżej, ku
moim ustom.
– Nie masz?…
– Nie mam. Kocham
cię tak bardzo, że najchętniej ani na moment nie wypuściłbym z ramion. I z
łóżka – dodał z uśmiechem.
– Serio? –
szepnęłam cichutko, zarzucając dłonie na jego barki. Jak przyjemnie słuchać
takich żarliwych zapewnień.
– Jesteś
najcudowniejszą – pocałował mnie w ucho – najseksowniejszą – jego ręce uniosły
skraj mojej sukienki – i najbardziej niezwykłą kobietą jaką znam.
– Zapomniałeś o
najmądrzejszej.
– To się rozumie
samo przez się. W końcu wybrałaś mnie – roześmiał się, a potem pocałował.
Westchnęłam z
uniesieniem. Jakoś przeżyję dzisiejszy wieczór. I jutrzejszy poranek. Nie warto
było martwić się na zapas, gdy tuż pod progiem czatowało znacznie więcej
prozaicznych problemów. Na przykład kto dla kogo powinien zmienić miejsce
zamieszkania? I czy nie za szybko było na wicie wspólnego gniazdka? A także
cała masa innych dupereli.
Po prostu życie.
A jego rodzice? Niech
sobie knują, żują i plują. Robert był dorosłym mężczyzną, całkowicie
niezależnym i ta wizyta była bardziej z obowiązku niż z grzeczności. Raz do
roku jakoś przeżyję.
– Wybrałam ciebie
– odparłam szeptem, przerywając pocałunek. – I bardzo, bardzo cię kocham. Za
to, że jesteś najcudowniejszym, najseksowniejszym i najbardziej niezwykłym
mężczyzną jakiego dane było mi poznać.
– Zapomniałaś o
moim nosie…
– Nie zapomniałam
– cmoknęłam go w sam czubek.
– Uhm –
potwierdził z uśmiechem i lekko mnie uniósł, tak że mogłam opasać go nogami. Tak
wtulona, wyraźnie wyczułam narastające podniecenie i twardniejącą męskość, czyli
jak kiedyś ktoś poetycko się wyraził, źródło nieustającej rozkoszy.
Robert całował mnie z
wolno narastającym żarem, leniwie przesuwając dłońmi po całym ciele i bardzo
delikatnie poruszając biodrami. Jego coraz twardszy członek ocierał się o
wnętrze mych ud, sprawiając iż zaczęłam całkowicie tracić nad sobą kontrolę.
– Znów to robisz –
szepnęłam.
– Co?
– Doprowadzasz
mnie do szaleństwa! – przygryzłam płatek jego ucha.
– Ja ciebie?! Alicja!
– jęknął. Drżącą ręką zerwał ze mnie bieliznę. Z roztargnieniem pomyślałam, że
jeszcze trochę, a w ogóle pozbędę się wszystkich majtek. Trzeba będzie się
wybrać na jakieś zakupy czy coś, bo zostaną mi tylko te rezerwowe reformy w
drobne kwiatki…
A później przestałam
myśleć.
Byłam jednym wielkim
pragnieniem. Zachłannie całowałam jego gorące wargi, dłońmi pieściłam ramiona,
nabrzmiałymi piersiami ocierałam się o jego tors. Nieznacznie odsunął biodra,
by rozpiąć spodnie i po kilku sekundach znalazł się w moim mokrym wnętrzu, a ja
westchnęłam z błogością.
Poruszał się powoli, w
niemal hipnotycznym rytmie. Ustami pieścił moją twarz; tak delikatnie muskał
skórę, że miałam wrażenie, jakby dotykały mnie skrzydła tysiąca motyli. Palce
jednej ręki wplótł w moją dłoń, drugą zacisnął na pośladku.
Wszystko stało się
takie rozkoszne, jak w nierealnym, erotycznym śnie. Zamazały się granice tego,
co rzeczywiste, pozostała czysta przyjemność. Każda sekunda prowadziła na
szczyt, w objęcia prawdziwego chaosu.
– Alicja, kochanie
– szeptał, patrząc wprost w moje zamglone oczy. – Jak można kogoś tak
oczarować, tak opętać? Jak w ogóle mogłem przypuszczać, że bez ciebie będę
szczęśliwy?
Nie odpowiedziałam
słowami, bo najzwyczajniej w świecie ich zabrakło. Bo jak opisać miłość i
czułość tak wielką, że niemal pękało serce? Jak opisać to, co nie do opisania?
Mój wzrok przekazał
Robertowi, wszystko co nie mogło zostać wypowiedziane. Odkryłam wnętrze mej
duszy, pozwoliłam czytać w mych źrenicach niczym w otwartej księdze. Po raz
kolejny.
Robert głośno jęknął, a potem zaczął mnie
całować.
– Kocham cię, tak
bardzo cię kocham – szeptał, podczas gdy jego męskość prowadziła mnie wprost w
objęcia ekstazy. A ja nawet nie miałam sił, by odpowiedzieć. Zakrył moje usta
dłonią, bo inaczej przeciągły krzyk rozniósłby się po całym ogrodzie. Patrzył z
satysfakcją jak przeżywam prawdziwą eksplozję, kolejny orgazm. I sam po kilku
sekundach podążył tuż za mną. Wykrzywił twarz i napiął całe ciało. Czułam jak
gorący strumień zalewa moje wnętrze.
Czułam prawdziwe
spełnienie.
Ten mężczyzna stał się
jedynym moim przeznaczeniem.
I nawet nie
przypuszczałam, jak ciężko będę musiała jeszcze raz o niego walczyć.
cdn...
Uwielbiam Cię Babeczko !!! Zbieram koparkę ale nie chce się podnieść:))))
OdpowiedzUsuńKrótkie.. Ale wiedziałam ze chodzi o Wygrana II :D Dziekujemy :*
OdpowiedzUsuńNaprawdę opadła mi szczęka ;) Jak ja tęskniłam za Alicją i Robertem Jesteś cudowna!! Dziękuje, Kiedy kolejna część?? ;) I oczywiście już zaraz wysyłam smsa ;) Jeszcze raz dziękuje i pozdrawiam;)
OdpowiedzUsuńKobieca intuicja mi podpowiadała że dodasz Wygraną :)
OdpowiedzUsuńJak zwykle genialnie
Mam nadzieję, że Anita nie wróci...
OdpowiedzUsuńOstatnie zdanie wszystko zepsuło! :D A powinno sie skończyć slowami: ciag dalszy dzis po polnocy! :))))
OdpowiedzUsuńAnita nie wróci :-) Brawa dla tych, co czuli, że to będzie kontynuacja Wygranej! Po północy to może nie, ale na pewno kolejna część pojawi się w tym tygodniu. Mój mąż ma jutro wieczorek z kumplami przy piwku, wykorzystam ten czas na poprawienie i przygotowanie tekstów. Pewnie weekend będzie gorący :-)))
OdpowiedzUsuńOpowiadanie świetne, ale na samym początku znalazłam dwa błędy: uszów i fakt autentyczny. Fakt z założenia jest autentyczny :)
OdpowiedzUsuńDrugie to pikuś, ale przez pierwsze spłonęłam ze wstydu... Dzięki!
UsuńOj tam, każdemu się zdarza :D
UsuńKurcze, czekałam na to! A wiesz.. Dziwnym zbiegiem okoliczności wczoraj z nudów przeczytałam jesze raz cała Wygraną i co? Na następny dzien czesc druga!! Śledzisz mnie czy co? Jestes niesamowita :)
OdpowiedzUsuńI jak tu Cię nie kochać?;)
OdpowiedzUsuńSzczerze to nawet przez chwile nie pomyślałam że to może być "Wygrana II" więc moja szczęka wylądowała właśnie z hukiem na podłodze ;-)
OdpowiedzUsuńJest zabawnie i gorąco- lubię to!
Podejrzewam że rodzice Roberta będą chcieli skompromitować Alicję i pewnie uda im się popsuć coś między naszymi gołąbkami. Ale mam nadzieję że przetrwają te gierki.
S.
Babeczko, jak można kończyć w takim momencie?!;*
OdpowiedzUsuńSzok :-) Tego się nie spodziewałam :-D Wygrana rządzi :-) A Wygrana II to w ogole kosmos :-) Pozdrawiam :-) M.T.
OdpowiedzUsuńBabeczko, jesteś cudowna! Wygrana jest wspaniałą niespodzianką! Bosko! Oby tak dalej :)
OdpowiedzUsuńNie lubię tego w książkach ani w opowiadaniach. Wyprzedzania faktów właśnie takimi zdaniami jak to ostatnie. Ktoś tu polecił niedawno książkę "Mistrz" Katarzyny Michalak. Przeczytałam ale znajdę tego kogoś i zakopię bo książka rozluzowała mnie na dwa dni swoim zakończeniem... Strasznie to przeżyłam, do tej pory mi smutno. Przypomniałam sobie o niej bo tam właśnie dostawałam już ataków na widok tych zdań, nie wróżących nic dobrego.
OdpowiedzUsuńNa bloga oczywiście zagłosuję i to całkiem uczciwie bo jest mój ulubiony i na pewno zrobię to nie jeden raz :) A co do tekstu to może nie przewidziałam ale gdzieś tam miałam nadzieje, że to będzie właśnie "Wygrana". Dopóki tego nie przeczytałam nie wiedziałam jak bardzo steskniłam się za tym opowiadaniem :)
Aż sobie przypomniałam jak czekałam na pokątnych MIESIĄCAMI na kolejne jej części !
Pozdrawiam ciepło,
LIA.
Tylko jedna uwaga, Babeczko - w zdaniu "Matka Roberta była dystyngowaną kobietą, która dzięki sporym umiejętnością całej rzeszy specjalistów, z daleka i bliska wyglądała jak moja rówieśniczka" powinno być "umiejętnościom" :) reszta cudownie :)
OdpowiedzUsuńDzięki :-) Czytam i czytam, a wszystkiego i tak nie zdołałam wychwycić...
Usuńgłos oddany Babeczko ;)
OdpowiedzUsuńPikne dzięki :-) W zamian za to daję to... ;-) - tu przejść do nowego postu...
UsuńOj tak... Będzie musiała.. I aż mi smutno jak sobie o tym pomyśle... Ale dla poznania takiego przystojniaka:-)
OdpowiedzUsuń